Mój przyjaciel, biegły mocno w piórze i języku polskim, ostatnio utyskiwał, że ludzie piszą "na prawdę" zamiast "naprawdę". Zawiły jest nasz język a zasady pisania łącznie i rozłącznie wymykają się często zasadom i konsekwencji, tworząc zawikłaną tradycję. Dyskutanci szybko zauważyli, że język polski i jego poprawna pisownia ulega nieustannym zmianom. Nie nadążają nie tylko komputerowe "podpowiadacze" ale i my sami. Sięgając do starszych książek owe zmiany wyraźniej widać. I mam nieodparte wrażenie, że Polak z Polakiem (z przeszłości) miałby trudności w dogadaniu się. Tym bardziej, im większa różnica czasowa (choć i współcześni ze sobą nie mogą się dogadać, ale to inna opowieść). Język podobny jest w tym do organizmów żywych - nieustannie ewoluuje. A o poprawności (lub błędzie) decyduje kontekst miejsca i czasu, co mnie jako ekologa mocno raduje, bo brzmi bardzo znajomo.
Ja się rozpisałem a tu macadełko czeka... Szukałem ci ja muchy plujki. Bo gdzieś w gazecie napisali, że mucha plujka składa jaja niczym plując (wypluwając). Ciekawostka intrygująca i postanowiłem ją zweryfikować. Owszem, dość szybko znalazłem na jakimś blogu taką informację (tę być może powtórzył ów dziennikarz prasowy), ale czy to jest fakt czy jakaś podwórkowa opowieść? Bo że owady niektóre mogą składać jaja w locie (zrzucając je niczym bomby do wody), to wiedziałem. Ale wypluwanie-plucie? I kolejne pytanie dlaczego plujka nazywa się plujka? Skąd pochodzi nazwa?
Zajrzałem do kilku książek entomologicznych i nie znalazłem., Było sporo o składaniu jaj na mięsie, na padlinie ale bez podania tego intrygującego, plującego zwyczaju. Trzeba zapytać specjalistów dipterologów. Przy okazji poszukiwań plującej muchy dotarłem do starych książek. I urzekł mnie dawny język i dawny sposób opisywania przyrody. Nie tylko inne określenia na gatunki roślin i zwierząt ale zupełnie inny, archaicznie piękny sposób opisywania przyrody. I tam znalazłem macadełka. Urzekło mnie słowa swa poetyckością.
Dawniej nawet tytuły były kwieciście długie. Zamieszczony fragment pochodzi z książki pt. "Dra. A. Pokornego Historyja Naturalna Trzech Królestw dla użytku polskiej młodzieży niższych klas gimnazjalnych i realnych, ułożona przez Dra. Ludwika Rzepeckiego. Część 1. Zoologija z 503 drzeworytami. Wydanie drugie". Historia naturalna trzech królestw... jakże to uroczo brzmi. Została wydana "w Pradze czeskiej 1872. Nakładem Fryderyka Tempskiego w Poznaniu u M. Leitgebra, we Lwowie i Stanisławowie u J. Milikowskiego."
Zaczyna się tak: "Mniemam, że wydaniem niniejszej książeczki czyni się zadość długo już uczuwanej potrzebie.". Jakby bajkę się czytało, a przecież to język naukowy. Tyle, że z XIX wieku.
Przeglądając tę starą książkę zachwycałem się dawnymi nazwami zwierząt i ówczesną systematyką. Na przykład autor wyróżnił motyle dzienne, wieczorne i nocne. Zmienił się nie tylko język ale i sposób patrzenia na świat, w tym uporządkowanie w systemie klasyfikacji.
Wracając do języka. Wtedy poprawnym zapisem chruścików były chróściki (przez ó). Zmiana zapisu dokonała się gdzieś po II wojnie światowej wraz z reformą ortograficzną. Chróścik... został tylko w nazwie porostu. Organizm mniej znany, więc jak gdzieś na zapomnianej wyspie zachował reliktową formę zapisu, żywa skamieniałość językowa. I obecnie chróścik i chruścik znaczą coś innego, pierwszy to porost Stereocaulon, drugi owad z rzędu włoskoskrzydłych (Trichoptera).
Opis chruścika jest tak uroczy, z tymi macadełkami i puzderkiem, że przytoczę nieco szerszy fragment "Chróścik żółtorogi (...) podobna jest na pierwszy rzut oka do nocnego motyla." Dlaczego rodzaj żeński? Czyżby chróścik była wtedy rodzaju żeńskiego? A może to tylko taka konwencja opisu. Może odnosiło się to do podanej w nawiasie nazwy łacińskiej - Phryganea? W owym czasie chruściki zaliczane były do owadów siatkoskrzydłych, razem z ważkami, co znajduje odzwierciedlenie w opisie skrzydeł: "ma 4 brunatne, siatkowato żyłkowane skrzydła, a długie bardzo i cienkie macadełka." Z opisu i znajomości tych owadów, mimo odmiennego słowa, nie trudno było zgadnąć, że chodzi o czułki. Ale sięgnąłem do internetowego Słownika Języka Polskiego. I tam oto takie wyjaśnienie znalazłem.
"macadełko
1. żartobliwie: touchpad; głaskadełko;
2. rzadko: ruchomy wyrostek ciała bezkręgowców, służący jako narząd chwytny lub dotykowy; macek, macka, czułek".
Na pierwszym miejscu współczesne, bardziej popularne, użycie słowa, dotyczące urządzenia w laptopie - touchpad. Stare słowo nieoczekiwanie znalazło zupełnie nowe zastosowanie (może dlatego, że było mało używane, taki reusing językowy?). A dawny wyrostek bezkręgowców, określający narząd chwytny, mackę lub czułek, jest już coraz rzadziej jest używany. Bo w zoologii innej ożywamy terminologii. Jeszcze trochę a to dawne, zoologiczne znaczenie całkiem zniknie ze słowników.... Może to jest tak, że chróściki mają macadełka, a chruściki czułki? Tę regułę można byłoby nazwać prawem naturalnym Trzech Królestw...
Wrócimy do opisu z dawnej książki. "W spoczynku skrzydła jego są strzechowato na odwłoku złożone." Sam w różnych opisach Trichoptera używam określenia "skrzydła dachowato ułożone". Strzecha to też dach, znaczy to samo. I wygląda tak samo. Ale kto teraz by wiedział co to jest strzecha i jak wygląda? Niczym ten świerzop i dzięcielina... "Owad wykształcony [jakże urocze określenie na postać dorosłą, imago, owada doskonałego - wykształcony! - S.Cz.] składa jajka na kamyczki podwodne, otoczywszy je poprzednio rodzajem przezroczystej galarety. Gąsienice z nich wylęgłe mają silne szczęki [chodzi o żuwaczki - S.Cz.], u piersi trzy pary długich nóg." Teraz mówimy o tułowiu a nie o piersiach owada. Ale opis jest komunikatywny i poprawny. Tylko słowa są inne. "i tkwią całe aż po pierś w pewnym gatunku puzderka, które sobie same ulepiły ze ziarenek piasku, małych kawałeczków drzewa, drobnych ślimaczych skorupek i t. p., a do którego w chwili niebezpieczeństwa się chowają. Puzderko to noszą one ustawicznie ze sobą, jak ślimak swój domek." Puzderko do domek, ale jakże pięknie brzmi. Słowo "gatunek" w znaczeniu rodzaju, typu.
Język naprawdę się zmienia! A słowa zapisane w księgach są jak DNA, pozwalają śledzić zmiany i ewolucję kultury w szerokim słowa tego znaczeniu. Może ktoś w odniesieniu do języka również wymyśli coś na kształt zegara molekularnego?
PS. mój podpowiadacz z edytora tekstu wiele słów podkreślił na czerwono w powyższym tekście. Jak widać komputerowa sztuczna inteligencja jeszcze bardziej nie radzi sobie z ewolucją języka. I to jest pocieszające. Dla człowieka.
Wracają wspomnienia dawnych biwaków i nuconą przy dźwiękach gitary balladę:"muszka plujka i żuczek gnojarek stanowili razem dość dobraną parę..." Łza się w oku kręci... Może Pan Profesor coś o tym drugim robaczku do kompletu opowie?
OdpowiedzUsuńO żuczku gnojarku? Czemu nie. Choć i muszka plujka mocno intryguje. Dlaczego ona plujka (mucha plująca).
Usuń