Przybywa miejsc, które warto odwiedzić w czasie wakacyjnych czy weekendowych wycieczek. Odnowione stare dworki, zabytkowe budynki z różnych epok, a w nich udostępnione zwiedzającym historyczne zbiory i inne pamiątki przeszłości. Regionalne odkrywanie przeszłości i poszukiwanie tożsamości, lokalnej i wyjątkowej. Także dzięki aktywności różnych grup poszukiwaczy przybywa śladów z Wielkiej Wojny, która przecież toczyła się także na naszych ziemiach i pozostawiła wiele mogił. Mogił, które powinny przestrzegać...
W czasie wakacyjnych podróży trafiłem do małej miejscowości z lokalnym muzeum. Budynek odnowiony najwyraźniej ze środków unijnych. A w nim bogate zbiory, chyba prywatnego kolekcjonera i lokalnych miłośników historii. W pobliżu znajdowały się pola bitewne Pierwszej Wojny Światowej. Główną częścią ekspozycji były militarne pamiątki z tego właśnie okresu. Militaria armii pruskiej i rosyjskiej. Do tego trochę pamiątek z dawnej wsi i innych okresów militarnych.
Wizyta byłaby miła, gdyby nie drobny zgrzyt pod koniec zwiedzania. Opiekun-przewodnik zaproponował przedmiot, by z nim sobie zrobić zdjęcie. Może dostrzegł to, że robiliśmy sobie zdjęcia np. z pielęgniarką (manekin ucharakteryzowany zgodnie z epoką) czy z przygotowanym stanowiskiem w okopie i karabinem maszynowym? Z ochotą się zgodziłem. Pomyślałem, że to może będzie jakiś hełm z czasów Wielkiej Wojny, lub inny gadżet podobnego charakteru. Przewodnik tymczasem wyjął z niewidocznego dla zwiedzających miejsca replikę hitlerowskiego krzyża żelaznego (ze swastyką). To nie był zabytek z kolekcji, pokazywanej na wystawie. Zdziwił i zniesmaczył mnie ten gest. Nie miałem ochoty robić sobie zdjęcia z faszystowskimi symbolami (i w ten sposób trywializować i upowszechniać zbrodniczy totalitaryzm). Zapewne nie byłem pierwszym zwiedzającym, dla którego udostępniono (z głupoty czy z premedytacji?) symbol hitlerowskiego faszyzmu. Jak to interpretować?
Czy zgromadzone kolekcje militarne przyciągają miłośników wojny i kultu siły? Jak to na wojence fajnie jest (było)? Z perspektywy lat zapewne nie widać tamtego cierpienia, brutalności i śmierci. Nie można jednak spłycać pamięci o wojnie. Nawet, jeśli ktoś interesuje się militariami czy wojennymi rekonstrukcjami. Słusznie, że rekonstrukcja (czyli współczesny wytwór) hitlerowskiego odznaczenia nie jest pokazywana na wystawie. Ale dlaczego i kto te repliki współcześnie wykonuje i rozprowadza? Dlaczego są ludzie, którzy chcą sobie z takimi znakami robić pamiątkowe zdjęcia? Dodam, że we wspomnianym małym muzeum była także wystawa fotograficzna poświęcona NSZ. Samo w sobie niby nic, ale w połączeniu z tymi znakami faszystowskimi, oferowanymi do okolicznościowych zdjęć, budzić musi niepokój. Na okolicznych przystankach wulgarne, nacjonalistyczne napisy, gdzieniegdzie symbole polskich faszystów i nacjonalistów. Wszystko razem budzi strach. Bo zanika pamięć o grozie wojen i złych skutkach wszelkich nacjonalizmów. Na żadnej wojnie nie jest "fajnie" i przygodowo. Są cierpienia, kalectwa, śmierć, przemoc i nieszczęścia. Jest wypaczanie charakterów, trauma i zgliszcza. Wojna to nieszczęście a nie przygoda. Pamiątkowe zdjęcia z gestami i artefaktami faszystowskimi? Sygnał czegoś niedobrego. Tym bardziej, że nie jest to jednostkowy przypadek, ten mój wakacyjny i muzealny.
Polska parafialno-powiatowa bywa czasem przerażająca. Oby te demony nie wyszły z zakurzonej szafy... Brzydsza strona prowincji.
Czytaj także:
Robił Pan sobie zdjęcia "z przygotowanym stanowiskiem w okopie i karabinem maszynowym" ale zdjecie z niemieckim odznaczeniem było już dla Pana "spłycaniem pamięci o wojnie, cierpieniu, brutalności i śmierci"?
OdpowiedzUsuńNie niemieckim ale faszystowskim, i nie z eksponatem tylko współczesną kopią. Zatem nie historia tylko współczesna aktywność. Zatem nie przeszłość tylko współczesność. Mała ale bardzo zasadnicza różnica.
OdpowiedzUsuń