Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
1.12.2018
Czy GMO zanieczyszcza środowisko ?
Sceptycyzm w stosunku do różnych technologicznych czy naukowych nowinek jest jak najbardziej wskazany. Już wielokrotnie modne i wzbudzające duże nadzieje nowinki okazywały się nie tak rewaluacyjne, a czasami ujawniały się nieprzewidziane skutki uboczne. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Każde zjawisko wymaga wszechstronnego zbadania i przeanalizowania. Swego czasu dużo nadziei a także emocji wzbudziło GMO czyli organizmy genetycznie modyfikowane przez człowieka. Warto przy okazji zaznaczyć, że nie ma czegoś takiego jak żywność GMO. Jest tylko żywność wytwarzana z organizmów modyfikowanych. Niewątpliwie temat stał się modny. Ale narosło także sporo mitów. Moda sprawiła, że niektóre firmy reklamują swoje produkty jako wolne od GMO (np. jaja kurze, mleko i produkty mleczne). W przyrodzie na skutek wielu procesów, w tym rozmnażania płciowego, mejozy czy ewolucji nieustannie zachodzi... modyfikowanie genetyczne organizmów. Co więcej, od pokoleń jemy... geny. Niemniej mity związane z GMO, w tym dziwaczne i antynaukowe teorie spiskowe, stanowią dobre podglebie do... nieuczciwego marketingu. W sumie bałamutnego i bazującego na niewiedzy konsumentów. Sam należałem do sceptyków dobrodziejstw płynących z GMO. Analizowałem więc najróżniejsze przyrodnicze czy społeczne zagrożenia, wynikające ze stosowania w gospodarce różnorodnych GMO.
Tyle tytułem wstępu do dzisiejszej opowieści, która zaczęła się wczoraj. A było to tak, otrzymałem krótki elektroniczny list: Dzień dobry. Piszę artykuł na bloga www.totylkoteoria.pl na temat tego tekstu http://www.farmio.com/6-powodow-dla-ktorych-warto-wybierac-produkty-wolne-od-gmo - i chciałbym poprosić o Pana komentarz do punktu drugiego "GMO zanieczyszcza środowisko". Autorowi bloga, Łukaszowi Sakowskiemu, odpisałem (czytaj ten artykuł). A niżej zamieszczam wersję poszerzoną (nieco). Cały artykuł zamieszczony jest na stronie firmy. Roi się w nim o bardzo wielu uproszczeń, przekłamań i niedopowiedzeń. W zasadzie to trudno nawet komentować, np. ważna kwestia szkodliwości dla zdrowia "Amerykańska Akademia Medycyny Środowiskowej (AAEM) wzywa lekarzy do odradzania swoim pacjentom spożywania produktów GMO. (1)" opatrzona jest źródłem ale link http://aaemonline.org/gmopost.html nie działa. Adres internetowy wskazuje na wiarygodną stronę (początek adresu, przed slashem). Ale czy taki tekst w ogóle istnieje? Nie ma jak tego zweryfikować. Pomyłka techniczna lub zwykłe oszustwo i publicystyczna mimikra (upodabnianie się do czegoś innego, by oszukać "ofiarę"). Ale niech tam, oto wskazany fragment do którego obiecałem się ustosunkować:
"GMO zanieczyszcza środowisko. Uprawy GMO istotnie wpływają na całe środowisko naturalne. Zanieczyszczenia z upraw GMO same rozprzestrzeniają się w środowisku i wydaje się być niemożliwe aby temu skutecznie zapobiec. Skażenia GMO powodują również straty dla rolników produkujących ekologiczne uprawy będące w sąsiedztwie upraw GMO, ponieważ istnieje ryzyko przepylenia i przeniesienia cech roślin transgenicznych na uprawy naturalne (4). Ponadto uprawy GMO oraz stosowane na nich w dużych ilościach herbicydy mogą szkodzić ptakom, owadom, płazom, wpływać na ekosystemy wodne i organizmy glebowe, zmniejszają one bioróżnorodność i zanieczyszczają wodę." (źródło)
Tekst jest napisany bardzo niezrozumiale, z wieloma uproszczeniami i wynikającymi z tego przekłamaniami. Trudno domyśleć się o co chodzi a literalne (dosłowne) odczytywanie zapisanych tam treści można traktować jak bzdury.
„Uprawy GMO istotnie wpływają na całe środowisko naturalne.”
Z tą istotnością to duża przesada. Oczywiście, cała działalność człowieka we wszystkich wymiarach, także w rolnictwie, bardzo istotnie wpływa na środowisko. A czy same uprawy z roślinami transgenicznymi też? To zależy jakie i gdzie. Przez sam fakt, że są uprawami rolnymi? Nie bardzo potrafię zrozumieć tak zapisanego zdania. Zapewne w dalszej części tekstu jest wyjaśnienie, uszczegółowienie.
„Zanieczyszczenia z upraw GMO same rozprzestrzeniają się w środowisku i wydaje się być niemożliwe aby temu skutecznie zapobiec.”
Zanieczyszczenia z upraw GMO (jakiekolwiek one by nie były) rozprzestrzeniają się tak samo jak z innych upraw rolnych. GMO niczego tu nie zmienia. Być może autor uważa GMO za zanieczyszczenie? Wtedy oczywiście, przenoszenie pyłku kwiatowego z wiatrem czy nawet roznoszenie nasion przez zwierzęta jest możliwe. Z przyrodniczego punktu widzenia nie ma to znaczenia. Bo wszystkie gatunki podlegają dyspersji. Można się oczywiście zastanawiać czy ewentualne rozprzestrzenianie się nowych genotypów (nowych odmian roślin uprawnych) może przyczyniać się do jakichś innych zagrożeń dla gatunków poza uprawami. W odniesieniu do gatunków dziko żyjących (ale te nie są uprawiane) oznaczałoby to ewentualna konkurencję i możliwość zanikania unikalnych genotypów (w skali całej biosfery). Nie dotyczy to jednak roślin uprawnych. Tu można jedynie zastanawiać się nad ochroną starych odmian roślin i ras zwierząt. Jednakże ten problem nie dotyczy GMO tylko struktury rolnictwa. Bo stare odmiany są zagrożone, przez to, że wypierane są z upraw przez nowe, niezależnie czy GMO czy uzyskane innymi metodami hodowlanymi.
„Skażenia GMO powodują również straty dla rolników produkujących ekologiczne uprawy będące w sąsiedztwie upraw GMO, ponieważ istnieje ryzyko przepylenia i przeniesienia cech roślin transgenicznych na uprawy naturalne (4).” (zajrzałem do wskazanego źródła. To list napisany przez "niezależnego eksperta", nie jest to żadne źródło naukowe, żadna publikacja, żadne wiarygodne dane).
Ten fragment chyba oddaje intencje autora. Prawdopodobnie chodzi o to, że np. pyłek z kukurydzy GMO zostanie przeniesiony na sąsiednią uprawę kukurydzy bez GMO i zajdzie zapłodnienie. W efekcie nastąpi przeniesienie cech, występujących w danej uprawie GMO. Z przepisów wynika, że uprawy tak zwane ekologiczne nie mogą znajdować się w sąsiedztwie upraw GMO bo rolnik traci certyfikat. Jest to problem ekonomiczny. Ponadto przedsiębiorstwa, posiadające licencję na daną odmianę z GMO, pilnują by ich patent nie został „wykradziony” i sprawdzają czy rolnicy nie wysiali nasion bez stosownych opłat (poza licencją). Problem prawny i ekonomiczny, nie ma związku z wpływem na środowisko. Jestem zwolennikiem wolnych licencji dla wielu towarów, zwłaszcza decydujących o warunkach życia (przykładem jest złoty ryż). Ale na badania w instytucjach publicznych muszą być pieniądze. Trudno liczyć, że duże firmy same z siebie będą rezygnowały z zysków. Od tego jesteśmy społeczeństwem by niektóre aspekty działalności kontrolować.
„Ponadto uprawy GMO oraz stosowane na nich w dużych ilościach herbicydy mogą szkodzić ptakom, owadom, płazom, wpływać na ekosystemy wodne i organizmy glebowe, zmniejszają one bioróżnorodność i zanieczyszczają wodę.”
To zależy, jakie uprawy GMO. Za każdym razem trzeba wskazywać na konkretną modyfikację i czego to dotyczy. Inaczej dochodzi do przekłamań i złudnych uproszczeń. Jeśli modyfikacja wiąże się z genami, odpowiedzialny za produkcję bakteryjnych toksyn (Bt – oznaczenia odmian GMO), to każdy owad czy inne zwierzę konsumujące taką kukurydzę może się zatruć i zdechnąć (chodzi o liście a nie nasiona, bo w nasionach, jako przeznaczonych do konsumpcji, nie może być tych toksyn, tam geny się nie uaktywniają). Wtedy oczywiście istnieje ryzyko i potencjalna możliwość zwiększonej śmiertelności wśród np. owadów roślinożernych. Dodać trzeba jednak, że metoda z bakteryjnymi toksynami jest wybiórcza i zagraża znacznie mniejszej liczbie organizmów niż inne, tradycyjne środki ochrony roślin. Nie znam jednak danych, wskazujących że np. kukurydza Bt mogłaby szkodzić ptakom, płazom itd. Oczywiście słoma z takiej kukurydzy, jeśli trafi do zbiornika wodnego, zasilając w detrytus, to może zagrażać rozdrabniaczom (funkcjonalna grupa troficzna, detrytusożercy), o ile utrzymują się te toksyny dłużej w martwej materii (słoma kukurydziana). Taki efekt zauważono u chruścików z rodziny Limnephilidae (rozdrabniacze) ale już nie u chruścików z rodziny Hydropsychidae (filtratorzy, żywią się rozdrobnionym już detrytusem, unoszonym w toni wodnej). Badania przeprowadzono w USA.
Co do herbicydów to zapewne chodzi o odmiany odporne na stosowane herbicydy, np. roundup. Ponieważ uprawa z taką roślinną GMO jest bardziej odporna na ten herbicyd to rolnicy mogą bez obawy o straty plonów stosować te środki w większej ilości. Wtedy, rzeczywiście mogłoby dochodzić do większego zanieczyszczenia. Ale trzeba podkreślić, że i w tym przypadku główną przyczyną jest monokultura jako taka, upraszczanie upraw i nie stosowanie płodozmianu. Wtedy liczba nagromadzonych pestycydów (zarówno herbicydów i insektycydów) w glebie jest duża. Warto jednak podkreślić, że stosowanie upraw GMO jako takie nie zwiększają zagrożenia. Problem tkwi w samym rolnictwie i sposobach uprawy. Potencjalnie część z roślin modyfikowanych pozwala na mniejsze stosowanie środków ochrony roślin i mniejsze zanieczyszczenie zarówno gleby, wód jak i ekosystemów. Kolejną szansą być może jest rolnictwo precyzyjne z maksymalnym i najbardziej efektywnym dozowaniem nawozów, wody i środków ochrony roślin.
Ta swoista „nagonka” na GMO jest szkodliwa bo odwraca uwagę od rzeczywistych problemów zanieczyszczenia środowiska, jakości żywności, trafiającej do ludzi itd. Na produktach nie ma informacji o zawartości antybiotyków, chemioterapeutyków, pozostałości po pestycydach itd. Przykładowo, stosowane w hodowli antybiotyki (drób, nierogacizna, bydło) nie w całości ulegają zmetabolizowaniu i dostają się wraz z odchodami do kompostu. Nawożenie pól takim nawozem (w pełni metody naturalne i „ekologiczne”) powoduje zanieczyszczenie gleby. Związki te dostają się następnie do roślin. Tego rodzaju zanieczyszczeń się nie monitoruje. Przypadki śmierci koni po zjedzeniu owsa z takich upraw są jednym z przykładów. Antybiotyki bezpieczne dla drobiu wcale nie muszą być bezpieczne np. dla koni. Śladowe pozostałości w owsie (oprawiany na oborniku z ferm drobiu) były już zagrożeniem dla koni (kilka lat temu zdechły konie ze renomowane stadniny). Były żywione prawidłowo, ale nikt nie monitorował zawartości antybiotyków w oborniku, potem glebie i roślinach.
I jeszcze jeden ciekawy przykład (z Azji) pluskwiaka, który dzięki symbiotycznym bakteriom uodpornił się na stosowany tam insektycyd - fenitrotrion (Organiczny związek chemiczny, będący insektycydem z grupy związków fosforoorganicznych. Wchodzi w skład preparatów owadobójczych. według danych literaturowych fenitrotrion jest szkodliwy dla człowieka, gdyż obniża aktywność esterazy cholinowej krwi). Stosowany wieloletnio insektycyd trafiał także do gleby, stanowiąc problem przynajmniej dla części bakterii. Te z rodzaju Burkholderia, "uodporniły" się na niekorzystne dla nich związki (potrafią metabolicznie go neutralizować). Mikroorganizmy mają nie tylko małe rozmiary ale i bardzo krótkie cykle życiowe. W konsekwencji w ciągu roku występuje wiele generacji. Zatem tempo ewolucji jest szybsze niż u dużych zwierząt. Ze zdobyczy bakteryjnej skorzystał pluskwiak Riptortus pedestris. Larwy pobierają te symbiotyczne obecnie dla pluskwiaka bakterie z gleby. I w rezultacie same są dużo odporniejsze na stosowany przez rolników środek owadobójczy. Biologów zainteresował sam proces powstania takiej symbiozy i wykorzystania "cudzych" genów do radzenia sobie z niekorzystnymi warunkami środowiska. Jest także dobrym przykładem ilustrującym koncepcję hologenomu. Ale w tle są powszechne zanieczyszczenia gleby i środowiska związkami chemicznymi, biologicznie czynnymi. W łańcuchu pokarmowym trafiają w końcu do człowieka.
Produkt Farmio już na półkach sklepowych widziałem (zdjęcie u góry). Ale nie kupiłem. Modny napis "Bez GMO" ładnie wygląda. Ale ja przeczytałem dokładniejszy opis na etykiecie. Nie było informacji o tym, czy jajka są od kur z wolnego wybiegu czy chowu klatkowego (nie było także pieczatek na samych jajkach). Zachęcająco wygląda napis "przebadane na antybiotyki". Może sprawdzali. Ale z jakim wynikiem? Jeśli sam poddasz badaniom i znajdziesz antybiotyki, to przecież firmy nie zaskarżysz - badali... ale wyników nie podali. Nie ma do czego się przyczepić. I czym karmią te kury? Bo jeśli są w chowie klatkowym to miałbym wątpliwości i to poważne. Na stronie firmy można znaleźć dodatkowe informacje o badaniach pod kątem obecności antybiotyków i dążeniu by ich nie było w jajach. Zatem wzmianka o antybiotykach (domniemanym ich braku) w jajach kurzych jest sensowną dla konsumenta informacją.
Żadne GMO z paszy kur mi nie zaszkodzi. "Obce" geny są w każdym pokarmie - przecież to DNA roślin, zwierząt, grzybów i mikroorganizmów, które zjadamy. Natomiast zawartość innych substancji, w tym antybiotyków, dodawanych do karmy czy pestycydów przenikających do roślin, z których przygotowuje się karmę, mają już znaczenie dla naszego zdrowia. I dla środowiska przyrodniczego. I jeszcze jedne przykład, polska gęsina jest bardziej ceniona od węgierskiej, bo nasze karmione są owsem, a węgierskie kukurydzą (jakośc i rodzaj paszy ma znaczenie). Może te krzykliwe napisy "bez GMO" są zasłoną dymną, by odwrócić uwagę od informacji na prawdę ważnych dla konsumenta?
Ostatnio coraz częściej i dokładniej czytam etykiety na kupowanych produktach (czytaj o oleju palowym).
Wcześniejsze teksty na ten temat:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz