Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
7.03.2019
O GMO, bajce, ślimaku winniczku i poszukiwaniu drugiej połówki (wbrew przeciwnościom losu)
Człowiek to stworzenie społeczne, lubi towarzystwo. Na dodatek łączy się w pary, trwale lub okresowo, z myślą o miłości, reprodukcji i rekombinacji. To znaczy umysł ma zaprzątnięty miłością… lub seksualną pożądliwością. O reprodukcji i bioróżnorodności myśli rzadziej a o rekombinacji wcale. No, chyba, że akurat naukowiec się trafi co o genach lub symbiogenezie rozprawia.
Jeśli się głębiej zastanowić, to wszyscy jesteśmy GMO (genetycznie modyfikowanymi organizmami). Mimowolnie i nieświadomie ale GMO. Modyfikują się nawet obojnaki, tak jak ślimak winniczek (zamieszczony na ilustracji wyżej, z lewej strony widoczne także dwa ślimaki bursztynki). Dlaczego ciągnie nas do ludzi i dlaczego szukamy swojej drugiej połówki? Sami sobie nie wystarczamy. I zaraz wyjaśnię dlaczego.
Ślimak winniczek (po łacinie Helix pomatia) przez zarobkowych zbieraczy bywa mylony z ginącym ślimakiem żółtawym (Helix lutescens). Na Warmii i Mazurach winniczek jest gatunkiem obcym, zawleczonym przez człowieka. Dawniej gatunkiem hodowlanym. To nasze dziedzictwo kulturowe (i kulinarne), w zasadzie w czasach dobrobytu całkiem zapomniane. A szkoda. Bieda i niedostatek bardzo przyczyniły się w dawnych czasach do kreatywności i poszukiwania nowych możliwości. W części warto wrócić do tego zapomnianego dziedzictwa. Umiarkowanie w konsumpcji nie tylko pomaga rozwiązać problem ze śmieciami ale i kultywuje nasze historyczne korzenie. Co prawda zbieramy winniczki, ale z myślą o eksporcie do Francji.
Jak już wspomniałem na naszym terenie to gatunek obcy (wcześniej nie występujący naturalnie). Do rozpowszechnienia winniczka w największym stopniu przyczynili się zakonnicy (głównie cystersi), którzy w średniowieczu hodowali te ślimaki w przyklasztornych ogrodach. W czasie biedy i długich postów ślimaki były konsumowane, bo zaliczano ich mięso jako potrawę postną. Teraz mamy dużo taniego mięsa produkowanego w warunkach przemysłowych i bez myśli o dobrostanie zwierząt... dużo i tanio najczęściej nie znaczy dobrze...). Średniowieczne posty przyczyniły się do dyspersji tego gatunku. Swoista symbioza i wzajemne uzależnienie gatunków (mam na myśli Homo sapiens i Helix pomatia). Teraz zapomniane.. dziedzictwo przyrodnicze i kulturowe regionu.
Ślimaki winniczki są obojnakami, to znaczy każdy osobnik ma gonady męskie i żeńskie (narządy płciowe męskie i żeńskie). W zakresie rozmnażania jest więc winniczek samowystarczalny. A mimo to łączy się w pary (co uwidocznione jest na zdjęciu). Dlaczego? Bo wymienia się materiałem genetycznym z innym osobnikiem, przez co zwiększa się różnorodność genetyczna – a co za tym idzie i fenotypowa – wspólnego potomstwa. Dzięki rozmnażaniu płciowemu zwiększa się różnorodność biologiczna na poziomie genetycznym. I to znacznie szybciej i w większym zakresie niż pojedyncze mutacje. Współcześnie człowiek jest również ekonomicznie samowystarczalny. Stąd może taka popularność singli? A mimo to szukamy dla siebie drugiej połówki. Miłość tkwi w nas gdzieś bardzo głęboko. Biolog może opisać dokładniej sens biologiczny i ewolucyjny, ale tym razem pozostańmy przy człowieku jako istocie społecznej, która bez innych ludzi żyć nie może. I nie chce. Tak jak dyspersja ślimaka winniczka bez średniowiecznych mnichów.
Wspólnota i praca zespołowa buduje świat, nawet jeśli w ukryciu pozostaje sens biologiczny i reprodukcyjny. Świat się zmienia, także za naszą sprawą. Sami wywołujemy te zmiany w środowisku, tak jak ostatnio dokuczliwe pogodowe skutki antropogenicznego ocieplenia klimatu w skali globalnej. Potem się musimy do nich przystosowywać. Nadążyć za zmieniającymi się warunkami… więc gatunki muszą się zmieniać, ewoluować już od momentu powstania życia na Ziemi.
Jak rekombinować (się)? Mutacje i przypadkowe zmiany pojedynczych organizmów to proces powolny i długotrwały. Nie tylko za sprawą samej selekcji „najlepiej dostosowanych” i pojedynczych mutacji zmieniana się świat. Wspólnotowość wpisana jest od początku w nasze istnienie i kreatywną ewolucję. Rozmnażanie płciowe jest kosztowne, wymaga wysiłku i jest rozrzutne. Mam na myśli koszty biologiczne, ale jeśli kojarzy się komuś z tym, czym się kojarzy w aspekcie społecznym… to bardzo dobrze. Doskonała ilustracja i trafna przenośnia.
Dlaczego trwa rozmnażanie płciowe, skoro takie kosztowne? Bo umożliwia rekombinację i swoistą kreatywność genetyczną potomków. Zwiększa i znacznie przyspiesza różnorodność biologiczną. A to daje szybsze przystosowanie do środowiska, zwłaszcza zmiennego środowiska. Tak rozumiane genetyczne modyfikowanie pojawiło się więc bardzo dawno, na setki milionów lat przed człowiekiem. Nasze manipulacje z GMO są w jakimś sensie konsekwencją i rozwinięciem procesów naturalnych. Oczywiście jeśli uznamy ewolucję kulturową jako kontynuację ewolucji biologicznej. Rozmnażanie bezpłciowe, które poprawniej byłoby nazywać pomnażaniem, jest tylko elementem, dobrym i efektywnym w warunkach stabilnych, niezmiennych.
Nawet obojnaki się krzyżują, co widać na załączonym wyżej obrazku. Są teoretycznie samowystarczalne, a szukają swojej drugiej połówki. Niech więc zachętą i inspiracją do pracy zespołowej jak i do poszukiwań swojej, życiowej drugiej połówki, będą ślimaki winniczki w uściskach. Nie muszą - chcą !
PS. 1. Ochrona różnorodności biologicznej mocno powiązana jest z ochroną dziedzictwa kulturowego regionu (z ekorozwojem i dziedzictwem kulinarnym oraz slow food w szczególności, ale to już na inna opowieść).
PS. 2. Zwyczaje miłosne ślimaków są dziwne, jest trochę romantycznie - bo są strzałki miłosne - ale jest i trochę brutalnie. Tak, tak, ślimaki mogą być brutalne. Przynajmniej w miłości. Może kiedyś i o tym napiszę...
PS. 3. Kuratorium oświaty w pewnym mieście (mam powody, by pominąć nazwę) nakazało wycofać ze szkolnej biblioteki bajkę o ślimaku. Bo jest hermafrodytą (https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/kuratorium-oswiaty-nakazalo-wycofac-ze-szkolnej-biblioteki-bajke-o-slimaku-bo-jest/weezzyc). Jak widać analogie ze światem przyrody są nadzwyczaj ważne dla człowieka. Mam nadzieję, że z lekcji biologii ślimaki nie znikną. Nie są jedynymi obojnakami, zoologia musiałaby być mocno okrojona. A nawiązując do analogii przyrodniczych - nawet najgorsze warunki środowiskowe mijają. Życie wtedy odżywa w swojej różnorodności i aktywności. Byle do wiosny, a ona już blisko. Potem poszukajcie ślimaków-obojnaków i zadumajcie się nad złożonością życia.
Sorry a na czym polega ta rzekoma dokuczliwość antropogenicznych zmian klimatu?
OdpowiedzUsuńJakoś nie dostrzegam by było gorzej niż 50 lat temu, a jak czytam sobie bloga Kuby Groma (polecam) to znajduję tam masę prasowych czy pamiętnikarskich zapisów o tym co dziś nazywane jest "skutkami antropogenicznego ocieplenia klimatu"...
A co do reszty to Ok.
Bo trzeba czytać publikacje naukowe i raporty naukowe a nie opowieści z Mchu i Paproci. Co tam naukowe, wystarczy popularnonaukowe. Nie powinny być za trudne. Choć i one nie przebiją się przez zacietrzewienie ideologiczne.
Usuń