Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
24.04.2019
Dlaczego studenci są tak mało aktywni cyfrowo i internetowo?
Jako cyfrowy imigrant uczę się cyfrowego świata i próbuję nawiązać kontakt z pokoleniem cyfrowych tubylców. Czytam książki, poradniki "językowe", powoli uczę się tego świata, jakże obcego od świata mojego dzieciństwa i młodości. Bo chcę kontaktu (wszak komunikacja jest kwintesencja uniwersytetu). Zamiast czekać, aż "tubylcy" nauczą się mojego, "obcego" języka, uczę się ich świata. I ciągle mi nie wychodzi.... Może tylko wydaje mi się - jak Kolumbowi, że dopłynąłem do Indii. Ląd, który widzę, nie jest tym, za który go biorę?
Mam wrażenie, że ginie dawna wspólnota uczących i nauczanych w środowisku akademickim. Zmienił się świat, niczym klimat na Ziemi. Czuję się niczym na wyprawie badawczej do obcego świata. Coraz bardziej obcego. Nawet architektura nie sprzyja kontaktom i dialogowi. Imigruję więc do wirtualnego świata nowych urządzeń. Poszukuję dialogu i relacji przez media internetowe. Wyobrażam sobie, że będzie to wydłużony i pełniejszy kontakt. Bo nie ma przestrzeni analogowej tak jak dawniej. Kiedyś były koła naukowe, praktyki, praca w terenie. Wielodniowe trudy przebywania pod namiotem lub w warunkach terenowych. Praca dydaktyczna i badawcza a potem normalne relacje międzyludzkie i rozwiązywanie problemów dnia codziennego, z aprowizacją, komarami, rozrywką. I okazja do lepszego poznania się, do rozmowy, do niezbędnego skracania dystansu i wzajemnego zrozumienia. A skoro tego nie ma, to może odnajdę w przestrzeni cyfrowej? W tym nowym świecie, który teoretycznie jest dla młodego pokolenia ich społeczną ojczyzną.
Próbuję od kilku lat, a ciągle ten świat jest dla mnie zbyt obcy. Piszę, by uporządkować myśli. Może ktoś wie i mi odpowie, może ktoś już rozumie i mi wyjaśni...
Zarówno uczniowie ze szkół podstawowych jak i średnich, z którymi mam okazjonalny kontakt, jak i studenci, z którymi mam częste spotkania... są bardzo mało aktywni w grupach na Facebooku, w komentarzach na blogu. Nie za bardzo dyskutują, nie zamieszczają komentarzy. USOS nie daje możliwości technicznych więc szukam studentów tam, gdzie wydaje mi się, ze "są". Ale może moje wyobrażenie o cyfrowym świecie młodego pokolenia jest nieadekwatne? Może szukam nietoperzy w latających w południe? Poczta grupowa (zbiorowy adres dla grupy) jest zupełnie nieprzydatna. Mogę wysłać notatki z wykładu, komunikat, ale prawie nigdy nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, potwierdzenia. Jakbym mówił do ściany. Znacznie lepszy jest kontakt przez Facebooka, tu przynajmniej więcej widać. Ale zbyt wielkiej dyskusji i tam nie ma (słabo także dyskutują analogowo, w czasie zajęć). Zastanawiam się więc jakie mogą być tego powody? Niżej wymieniam kilka różnych, domniemanych, możliwych przyczyn. Może ktoś wie więcej i mi to rozjaśni?
1. Niskie umiejętności cyfrowe młodego pokolenia (możliwe, że ich przeceniamy). Nie wiedzą jak korzystać z mediów społecznościowych do komunikacji (nagminne oferowanie do kontaktu poczty grupowej). Albo też ich umiejętności cyfrowe są wąskie i bierne, skanalizowanie na rozrywkę? Czyli cyfrowi tubylcy tylko fragmentarycznie wykorzystują możliwości interetowe i cyfrowe?
2. Niskie umiejętności komunikacji - wstydzą się, obawiają się zabierać głos, obawiają się hejtu, krytyki, złego odbioru. Ze strony innych studentów czy ze strony prowadzących? Czy to nawyk wyniesiony ze szkoły czy już ukształtowany na studiach? Może więc nie jest to sprawa narzędzi cyfrowych tylko ogólnych umiejętności (chęci, potrzeby) dyskutowania?
3. Nie chcą dyskusji i interakcji z prowadzącym. Może między sobą dyskutują a tylko w relacjach z wykładowcą są cisi i nieaktywni? A jeśli tak, to dlaczego? I skąd to się bierze? Czy ma przyczynę ogólnospołeczną czy uniwersytecką?
4. Komunikują się na FB tylko prywatnie i rozrywkowo, towarzystwo, a nie publicznie czy zawodowo. Nie odkryli tego narzędzia jako formy publicznej i zawodowej.
5. Nie chcą być w pracy cały czas, nie chcą być na smyczy dyspozycyjności i programowo odcinają się od wydłużania relacji poza przysłowiowe 45 minut lekcji. Dlaczego?
6. A może nie chcą realizować nie-swoich celów. Może moje propozycje są zbyt obce, niechciane, może cele wykładowcy są dla nich niczym z innego, niechcianego świata? Po co więc są na uniwersytecie? I dlaczego tak jest? Kolejnym pytaniem byłoby "jak to zmienić?"
W różnych grupach jest różnie, są i bardziej zaangażowani i mniej. Średnio statystycznie wychodzi, że są bierni i mało aktywni, nie wychodzą z inicjatywą (na przykład nawet studenci z samorządu nie odpisują na maile, cisza, udawanie, że "mnie nie ma", jakiś unik).
Podsumowując i parafrazując: nie mówią bo nie potrafią czy raczej nie chcą?
Może nasze światy są zbyt niekompatybilne? Może różnice międzypokoleniowe są większe niż myślimy? A może zupełnie inne przyczyny? Nie wiem. I się od dłuższego czasu zastanawiam, widząc nieskuteczność moich różnorodnych prób i eksperymentów. A przynajmniej skuteczność moich prób jest poniżej moich oczekiwań. Może to ja jest już za stary i zbyt wypalony lub zbytnio idealizuję przeszłość?
Czuję się jak stare buty, zostawione na przystanku.... Nieadekwatnie do rzeczywistości w tym szybko zmieniającym się świecie trzeciej rewolucji technologicznej a czwartej rewolucji przemysłowej. A może jestem tylko Kolumbem, który dopłynąwszy do Ameryki dziwi się, że inaczej wyobrażał sobie Indie...
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńNiestety, chodzi o brak umiejętnej komunikacji. Jestem osobą z pokolenia cyfryzacji. Osobiście przechodzilam pełną drogę, od relacji odbywających sie na podwórku, do tych prowadzonych niemal wyłącznie przy użyciu ekranów.
Przykro mi przyznać, ale grono moich znajomych, bliższych czy dalszych, a także ja, nie mamy umiejętności formowania argumentów, tworzenia zdań złożonych, celnego wyrażania swoich myśli, poprawnej analizy postawionego pytania. Już nie wspominając o prawidłowej interpunkcji czy ortografii.
Wszystko to prowadzi do zawstydzenia. W efekcie czego, wolimy milczeć i uniknąć ewentualnej ujmy czy upokorzenia, w oczach pozostałych użytkowników mediów społecznościowych.
Przyczyną może być nieco nieudolny system szkolnictwa, który zupełnie omija naukę retoryki. Prócz tego niechęć młodych ludzi do czytania książek, które tak pięknie poszerzają horyzonty. Najbardziej destrukcyjne są same komunikatory,
Gdzie zamiast odpowiadać pełnymi zdaniami, wysyłamy pojedyncza "buźkę" i uznajemy, że to załatwiło całą sprawę. Komunikatory, serwujące prosta treść, niszczą naszą kreatywność.
Zastanawia mnie jedno. Dlaczego tzw "hejt", to jedyna emocje, na którą moje scyfryzowane pokolenie sobie pozwala. Ba! Nawet sięga po nie bardzo chętnie. To jedyny motyw, który jest w stanie wywolac publiczne wypowiedzi. Takie to smutne.
Tak, możliwe że przyczyną jest umiejętność komunikacji, dyskusji, doboru argumentów. Zatem te umiejętności trzeba będzie rozwijać, bo są przydatne.
UsuńDzień dobry, ja z kolei uważam, że niekoniecznie jest to spowodowane nieumiejętnością komunikacji, lecz próbą ucieknięcia od odpowiedzialności. Odwlekanie problemów jest, jak zauważyłam, nagminne w społeczności studentów. I nie ma znaczenia czy jest to kwestia zabrania głosu w dyskusji, odpowiedzenia na wiadomość czy udzielanie się w projekcie grupowym. Większość studentów woli się nie wychylać, iść po najmniejszej linii oporu. Nie wiem czy jest to spowodowane zbyt dużą ilością bodźców, wydaje mi się, że może to być przyczyną. Ta bierność może się ukazywać zarówno w relacjach z rówieśnikami jak i z wykładowcami. Zauważyłam, że niewielka liczba osób w moim wieku podejmuje inicjatywę, nie boi się odezwać i wyrazić swojego zdania. Nie jestem pewna z czego to wynika. Być może z naszego systemu edukacji, gdzie jest jeden klucz, jedna dobra odpowiedź i nie ma miejsca na polemikę i dyskusję.
OdpowiedzUsuńZauważyłam też, że obecność choć jednej aktywnej osoby w grupie, na zajęciach gdzie pożądany jest wkład własny, dyskusja, bardzo dobrze działa na pozostałych studentów - mówiąc kolokwialnie "rozkręcają się".
Więc może problemem jest też system nauczania i brak dostosowania metod do jednostki?
Też mam wrażenie, że przynajmniej w części wynika z systemu edukacji i "klucza" do jednej, jedynej odpowiedzi... A jeśli tak, to nigdy na zmianę nie jest za późno, nawet na uniwersytecie, czyli na końcówce edukacyjnej.
UsuńNa pewno szóstka! Cele nauczycieli to nie są cele młodzieży. Oni (młodzież) zazwyczaj świetnie wiedzą czego chcą od życia, wiedzą jak to osiągnąć i wiedzą że wiedza przekazywana im w szkołach czy na uczelniach w 80% jest im zbyteczna.
OdpowiedzUsuńPonadto Profesorze to co dla Ciebie jest odkryciem (Facebook) dla nich już jest lamusem. Maja Maja swoje komunikatory (także głosowe), błyskawicznie przesyłają sobie zdjęcia czy skrzykują się na spotkania w realu. Zazdrośnie jednak strzegąc tych pasm przed swymi rodzicami i nauczycielami. To ich świat. Mi wystarczy wiedzieć że on jest. Dziś na FB siedzą stare zgredy jak ja czy Ty, a młodzi mają tam swoje profile dla niepoznaki, ale prawie wcale z nich nie korzystają. Z tego co widzę to najlepsze pokolenie od dziesiątek lat porównywalne chyba tylko z pokoleniem Kolumbów i mam nadzieję że przez głupotę naszego pokolenia nie podziela losy tamtych.
Z Facebooku, by nie zginęło.
OdpowiedzUsuń"Aleksandra Brodowska Czuję się wywołana do tablicy, bo faktycznie, tutaj w komentarzach jeszcze nikt z moich rówieśników głosu nie zabrał.
Komunikujemy się w grupach, zdecydowanie. Czasem aż za bardzo :)
Jeśli chodzi o grupy na Facebooku, istnieje ich wiele - bardziej lub mniej sensownych. Ja mam dość popularne zainteresowania, w tym makijaż, uroda i grupy orbitujące wokół tych tematów są bardzo liczne: od kilku do kilkunastu tysięcy osób. Członkowie wymieniają się doświadczeniami, poradami, wstawiają recenzje produktów. Podobnie jest na grupach okołotechnologicznych, telefoniczno-komputerowych, do których także należę. Udzielam się też w grupach branżowych związanych z marketingiem w mediach społecznościowych - tutaj jest bardzo podobnie, są porady, newsy, dyskusje o bieżących wydarzeniach związanych z branżą. O wszystkich powyższych przykładach napisałabym, że są to grupy, do których należą przede wszystkim (jeśli nie tylko) ludzie młodzi. Co ciekawego zauważyłam, to że im mniej amatorski poziom, a bardziej zawodowo-specjalistyczny (tu mogę też dorzucić grupę o żywieniu psów, do której należę), tym średnia wieku (na oko oczywiście) wzrasta, podobnie z kulturą dyskusji, ale to chyba zasługa starszych członków grupy.
Grupy tworzymy też na komunikatorach. Mogą mieć charakter koleżeński (gdy grupa przyjaciół tworzy sobie kanał komunikacji do natychmiastowego dzielenia się daną rzeczą z tymi wybranymi znajomymi) albo charakter bardziej techniczny, jak na przykład grupa dla studentów z mojego kierunku, gdzie wymieniamy się natychmiastowymi komunikatami o przeniesieniu zajęć do innej sali czy informacją o treści zadania domowego. Podobnie z grup korzysta młodsza młodzież - widzę to po mojej 12-letniej siostrze. Ta grupa wiekowa jest wręcz skazana wyłącznie na komunikatory, bo na Facebooka są jeszcze za młodzi ;)
Co nasuwa mi się na myśl, gdy myślę o wyżej przytoczonych obserwacjach, że nasze pokolenie obawia się konfrontacji z drugim człowiekiem? Częściowo się zgodzę, jednak dodam, że chodzi tu o starszego od siebie drugiego człowieka! Ze sobą, rówieśnikami, komunikujemy się swobodnie, a czasem wręcz odważnie i przychodzi to naturalnie. Gdy chodzi o kontakt ze starszymi... Dam przykład. Wiele osób ma świadomość, że nie potrafi sformułować maila do wykładowcy (to smutne, ale z dwojga złego może lepiej, że takie osoby nie biorą się za pisanie takich wiadomości w imieniu grupy), odpowiedzialność się rozmywa i w przypadku mojego rocznika to ja jestem naczelnym odpisywaczem na maile z grupowego adresu :D Brakuje też elementarnej świadomości, że po prostu w dobrym tonie jest potwierdzić otrzymanie maila.
W kontekście swobodniejszych dyskusji w mediach społecznościowych, moim zdaniem, może tez występować lęk przed "ośmieszeniem", gdy nasz brak racji na oczach innych użytkowników pokaże ktoś o większej wiedzy. Ja wiem, że to nic złego, bo dyskusje mają służyć wymianie argumentów i docelowo spokojnemu przekonaniu kogoś, ale - niestety - jak widać po wielu sekcjach komentarzy, dyskutować "na poziomie" w sieci nie potrafimy i tyczy się to właściwie wszystkich pokoleń online.
Ja, jak widać, lubię zabierać głos :) Wyszedł mi długi komentarz, ale mam nadzieję, że ten punkt widzenia przyda się w dyskusji. Pisałam nie tylko o sobie, ale właśnie o ogólnych nawykach moich rówieśników - każdy w jakichś grupach jest, chyba, że nie ma Facebooka ;)"
"Bartek Rzonca Świetne postawienie problemu Stanisław Czachorowski i świetna odpowiedź Aleksandra Brodowska 😁
Dodałbym może jeszcze, że jeśli młodzież (także akademicka) czuje się skrępowana w dyskusji ze starszymi, a zwłaszcza "uczonymi", boi się ośmieszenia lub nawet podpadnięcia, to niestety jest to głównie wina szkoły i naszych staromodnych schematów szkolnych. "Nie dać się przyłapać", "nie podpaść" - oto recepta na przetrwanie. Jakie tu pole dla partnerskiego dialogu? Prawie żadne."
Dorzucę kolejny aspekt. Myślę, że większość osób jest świadoma tego, że co raz wrzucone w Sieć, pozostaje w niej na zawsze. Z zażenowaniem czytam swoje odnalezione przypadkiem komentarze, które pozostawiałam gdzieś na blogach, mając lat szesnaście czy nawet dwadzieścia. Wolałabym, żeby zniknęły, niż trwały tam, niczym wyryte w kamieniu (a nawet gorzej, bo kamień mogłabym odłubać, a na cudzym blogu czy stronie ich nie wymażę). Człowiek się zmienia, ewoluuje, dorasta, zmienia poglądy, komentarze zostają. Może stąd popularność Snapchata, gdzie treści znikają po paru godzinach, popularność zamkniętych grup na Facebooku, będących poza zasięgiem wyszukiwarek, prywatnych. Bo kto chciałby zostać wyszukany, kto chciałby, aby wyciągnięto mu jakąś popełnioną przed laty bzdurę? Czym innym jest dyskusja "na żywo", gdzie widzi się osobę, jej reakcję, słyszy intonację, po prostu czuje rozmówcę, czym innym dyskusja w sieci, która zbyt często kończy się kłótnią, "stalkowaniem" profilu i wyciąganiem z niego jakiś potknięć czy bzdur w celu ośmieszenia rozmówcy. Smutne. Internet miał łączyć, a czasem czuję, jak dzieli.
OdpowiedzUsuń