Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
5.08.2019
Betonoza na prowincji
Ekolodzy mówią o zasadzie (prawie) Czerwonej Królowej - trzeba biec by zostać w tym samym miejscu. To obrazowe porównanie do ewolucji w nieustannie zmieniającym się środowisku. Czyli nieustanna ewolucja by dostosowywać się do zmieniającego się środowiska i warunków egzystencji. Specyfiką Homo sapiens jest kultura czyli "rozszerzony behawior" - dostosowujemy się do środowiska nie tylko biologiczne i genetyczne ale przede wszystkim kulturowo. Bo zmiany kulturowe są znacznie szybsze niż zmiany biologiczne. Możliwe są w trakcie trwania jednego pokolenia. A za sprawą aktywności człowieka zmiany są niezwykle szybkie i głębokie, wręcz globalne czego przykładem jest przegrzanie klimatu. Rozum pozwala nam zrozumieć procesy zachodzące w przyrodzie i dostosować kulturę do tych zmian. Przyzwyczajenie są jednak silne...
O sukcesie a nawet przetrwaniu cywilizacji (w skali regionalnej czy lokalnej) zadecyduje kultura i zdolność do myślenia czyli rozumienia zachodzących procesów. Mamy rozum ale czy z niego korzystamy? Czy zdajemy sobie sprawę z gwałtownie zachodzących zmian i pilnej potrzebie szybkich zmian?
Rozwój zrównoważony to ten element kultury, który wskazuje nam jak żyć i dostosować kulturę do zmieniającego się środowiska. Najkrócej opisać można rozwój zrównoważony (ekorozwój) jako kompromis pomiędzy naszymi potrzebami a potrzebami przyszłych pokoleń. Inaczej to ujmując: środowisko to coś, co pożyczyliśmy od przyszłych pokoleń. I trzeba oddać z stanie nie gorszym niż otrzymaliśmy. A jakie środowisko i możliwości życia przekażemy naszym dzieciom i wnukom? Czy chcemy się podzielić? W skali globalnej czy chcemy się podzielić zasobami, wodą, czystym powietrzem z ludźmi z innych krajów i kontynentów? Po nas choćby potop?
Jeszcze inaczej można określić rozwój zrównoważony jako kompromis między potrzebami społecznymi, potrzebami gospodarki oraz potrzebami przyrody. Żaden z tych komponentów nie może być pominięty. Bo jest to jak stół o trzech nogach - jeśli którakolwiek będzie krótsze, to wszystko ze stołu pospada.
Najłatwiej zobaczyć realizację idei ekorozwoju w miastach. Wymaga dialogu i komunikacji społecznej pomiędzy różnymi specjalistami w zarządzaniu i planowaniu. Zbyt wąskie widzenie grozi katastrofą. Przykładem jest powszechna w polskich miasteczkach "betonoza". Archaiczna estetyka zamieniania placów w betonowe (czasem z kostki granitowej) pustynie. Dawno temu, taki plac przed ratuszem wyłożony brukiem miał sens. Bo odbywały się targi i liczni rolnicy przywozili swoje dobra na furmankach. Bruk zapewniał dobre warunki - nie było błota i grzęzawiska, łatwiej było uprzątnąć końskie odchody. Teraz przyroda jest znacznie bardziej zmieniona, miasta się rozrosły, powierzchnie zadrzewione znacząco zmniejszyły a... sprzedaż produktów nie odbywa się z furmanek. Chodzimy do sklepów. Place w mieście pełnią więc zupełnie inną rolę. Wobec wyznań ocieplenia klimatu konieczne staje się jak najliczniejsze zacienienie przestrzeni i jak najliczniejsze nasadzenia drzew. Po drugie trzeba tworzyć przyjazną przestrzeń publiczną dla mieszkańców i turystów (do wypoczynku i rekreacji a także dla turystów czyli dla gospodarki). Betonowe place może dobre są do zamiatania i organizowania raz czy dwa razy do roku jakiegoś capstrzyku czy defilady. Ale do codziennego życie to zmarnowana i niewykorzystana przestrzeń.
Jak Polska długa i szeroka w małych miasteczka - na skutek dostępu różnych środków unijnych i krajowych, modernizuje się centralne place. Znika zieleń, pojawia się wybetonowana, "ładna" przestrzeń. Zupełnie niefunkcjonalna i nieadekwatna do współczesnych potrzeb. Rewitalizacja pozorna bo nie wraca ożywienie społeczne. Przestrzeń nie jest zachęcająca do relaksu, spotkań i aktywności.
Na zdjęciu wyżej przykład niekompetencji i braku wiedzy, zarówno ze strony zlecającego jak i wykonawcy. Ostróda, fragment historyczny miasta średniowiecznego, odbudowany ratusz, pewno za duże pieniądze (na szybach napisy "lokale do wynajęcia"). W zamierzeniach miała być chyba rewitalizacja, a wyszła betonoza i drogi, ekscentryczny parking dla samochodów. Podobno wcześniej rosły tam wiekowe lipy. W czasie upałów ratusz i otoczenie nie nadaje się dla turystów. Kosztowny parking i zmarnowana przestrzeń miasta, blisko zamku. Ostróda jako miasto turystyczne potrzebuje miejsc atrakcyjnych dla turystów. W małych miasteczkach taką przestrzenią mogą być dawne średniowieczne rynki. Wojna z Ostródą obeszła się srogo. Zniszczona stara zabudowa... źle została zabudowana blokami. Przez długie lata nic tu się nie działo, bo przestrzeń jest niedogodna dla kawiarni, sklepików itd. Ale po rewitalizacji i odbudowie zabytkowego ratusza sytuacja się nie poprawiła. Zabytek nie wystarczy, lokale stoją puste. Jest tylko rozległy parking. Ani przestrzeń rekreacyjna dla mieszkańców ani atrakcja dla turystów. Zobaczyć ratusz i pójść dalej, Raptem 5-10 minut wizyty.
I dla kontrastu niżej zdjęcie, też z Ostródy, już lepsze podejście, są drzewa dające cień i dlatego pewnie utrzymuje się tam lokal gastronomiczny. Gdzie będą ludzie przychodzić i prowadzić niezbędne życie towarzyskie czy rekreacyjne? Gdzie będą przychodzić turyści? Na betonowych parkingach w zabytkowym centrum życie wcale nie kwitnie...
Ewidentny bubel z ratuszem będzie straszył przez lata jako nieudana inwestycja. A przecież mogło być dużo lepiej. Wiedza ma kapitalne znaczenie! Błędy lekarzy widzimy na cmentarzach, błędy architektów - na ulicy. Niestety przykłady szkodliwej betonozy widoczne w wielu polskich miasteczkach.
Jeśli chodzi o ścisłość to zadrzewienie w Polsce jest największe od przynajmniej 150 lat.
OdpowiedzUsuńAle co do reszty to się zgodzimy.
Zaciekawiła mnie ta informacja, że w Polsce mamy zadrzewienie największe od 150 lat. Czy mógłbyś poprzeć to jakimiś danymi, źródłami, konkretami?
UsuńNo i nie doczekałem się uzupełnienia (co mnie w przypadku Beskidnicka nie dziwi i nie zaskakuje). Jedno zdanie "Jeśli chodzi o ścisłość to zadrzewienie w Polsce jest największe od przynajmniej 150 lat." a sporo błędów i ignorancji. Pozwolę sobie je wskazać:
Usuń1. tekst dotyczy drzew w mieście, ekorozwoju i globalnych zmian klimatu. Zacytowane zdanie jest komentarzem poza tematem. Albo Beskidnick nie czytał i komentuje, albo przeczytał bez zrozumienia treści, rozpoznał kilka słów, np. drzewo, i do tego się odniósł.
2. Pisanie o zadrzewieniach w Polsce od 150 lat jest najdelikatniej rzecz ujmując nieporozumiem. Bo niby jakiego obszaru ma dotyczyć? Wiarygodne porównywanie może dotyczyć tylko okresu od 1945 roku, a więc ostatnich 74 lat. W okresie 1918-1939 Polska miała inny obszar i wchodziły w jej skład inne tereny (bardziej zalesione i mniej uprzemysłowione). A 150 lat temu Polski nie było, chyba, żeby wziąć pod uwagę Księstwo warszawskie - też zdecydowanie inny obszar.
3. W treści tekstu wyraźne jest wskazanie na nowe, zmieniające się warunki. 150 lat temu nie było ogromnych wylesień w krajach tzw. trzeciego świata, więc sytuacja globalna była diametralnie inna. Obecnie, wobec globalnego, antropogenicznego ocieplenia, w tym suszy, konieczne są nieco inne działania, w tym zadrzewienia i tworzenie terenów podmokłych by zwiększyć sekwestrację węgla. Ponadto mowa jest o terenach miejskich i jakości życia mieszkańców.
4. Od 1945 roku zalesienie (lesistość) w Polsce systematycznie wzrastała. Od lat 90. XX wieku w wyniku zmian w rolnictwie i gospodarce także nowe grunty porolne są zalesiane. Jednocześnie obszar terenów zurbanizowanych także się zwiększa. Niemniej powierzchnia terenów zalesionych nie jest jedynym wskaźnikiem, hektar młodnika i hektar 150 lasu obszarowo zajmują tę samą powierzchnię a przecież pod względem biomasy i zdolności do fotosyntezy są bardzo różne. W ostatnich 4 latach, za rządów PiS, za sprawą lex Szyszko oraz rabunkowej wycinki nie tylko Puszczy Białowieskiej, obserwujemy duże straty w zadrzewieniu na terenie calego kraju . Nie wiem jak wygląda to w skali globalnej, powierzchniowej i wiekowej drzew. Ale myślę, że takie dane można już znaleźć.
W swoim komentarzu Beskidnick popisał się (jak zazwyczaj) dużą ignorancją. Sama niewiedza nie byłaby niczym złym (można dopytać, dyskutować), ale w połączeniu z napastliwością i agresją prezentuje się fatalnie. Większość jego komentarzy kasuję... Cierpliwość i wyrozumiałość już się skończyła...
Masa słów, zero sensu.
UsuńNapisałem że się co do reszty zgadzamy, więc po co miałem do tego nawiązywać.
Pisząc o wzroście zalesienia w Polsce (czego pewnie każdy inteligentny nie uprzedzony czytelnik się domyśli) brałem pod uwagę obecne terytorium RP.
Nie zamierzam się przerzucać "źródłami" bo to pseudonaukowa dziecinada. Obaj wiemy że mam rację.
Również lesistość w miastach wzrosła w ostatnim czasie, po pierwsze z racji nasadzeń na osiedlach mieszkaniowych, ale też zarastania terenów ruderalnych z których wycofał się przemysł i transport. I tu też obaj wiemy że piszę prawdę.
Ps. a propos Profesorze wykazałeś się niesamowitą NIEKOMPTENCJĄ. Lex Szyszko (wbrew temu co podawano mikrocefalom do wierzenia) nie obejmowało obszarów leśnych, ale tereny inwestycyjne. Inna sprawa ze za czasów Tuska i Rostowskiego nałożono na LP ogromny "domiar" by łatać dziurę budzetową i wycinka zaczęła się trzy lata przed dojściem PiS do władzy.
Nie daj się prowokować.
OdpowiedzUsuńPostaram się...
Usuń