Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
9.11.2019
Porażka czyli ćwiczenie z budowaniem mostu
Porażki mogą być bardzo pomocne w uczeniu się. I w kształtowaniu empatii. Bo zapomina wół jak cielęciem buł*. Niedawno miałem okazję poczuć się jak student. Poniosłem porażkę, ale czegoś się nauczyłem. Czyli jednak sukces.
A było to tak. W czasie szkolenia trener dał nam zadanie. Mieliśmy przyjąć rolę ekspertów firmy budowlanej, którzy jadą daleko, do nieznanego kraju i mają zbudować most. Na opracowanie zadania mieliśmy mało czasu, 15 minut na przygotowanie i kolejne 15 minut na wykonanie z drugą grupą "tubylców". Dostaliśmy kilka drobnych rzeczy i udaliśmy się do osobnego pokoju. Czułem ogromną presję czasu. Trzeba najpierw wymyślić konstrukcję (a przecież nikt z nas nie był inżynierem od budowy mostów - sami biolodzy). A jednocześnie musieliśmy opracować instrukcję dla nieznanej grupy ludzi. Nie bardzo nam wychodził pomysł na budowę, czas upływał. Przeczuwałem, że gdzieś może być haczyk, bo przecież to tylko zabawa dydaktyczna. Spodziewałem się jakichś nieprzewidzianych problemów z "tubylcami". Skupiłem się na wymyślaniu przekonującej opowieści.
Nadszedł moment konfrontacji. Niby zadanie wykonane (most powstał) ale mój pomysł odniósł porażkę. Tak to odbieram. Działaliśmy pod presją czasu (a czyż nasi studenci nie działają podobnie?). Nie rozpoznaliśmy miejsca, nie wiedzieliśmy gdzie ten most zbudujemy i jakiej ma długości być. Nie przeczytaliśmy dokładnie instrukcji (zezwalała na takie działania). Mogliśmy udać się na "teren budowy" i sprawdzić. Mogliśmy również wcześniej poznać "tubylców". Za bardzo skupiliśmy się na zadaniu inżynierskim. Czyli nie skorzystaliśmy z logicznych i oczywistych działań. Zaproponowany sposób okazał się zaskakujący dla samego trenera (nigdy wcześniej nie spotkał się z takim pomysłem).
To tylko gra dydaktyczna. Ale przecież ja na co dzień w takich warunkach stresowych i pod presją czasu działam. Pod dużą presją "punktów", rozliczania i nadmiaru zadań. Brak możliwości starannego i spokojnego przygotowania się. Być może dlatego popełniamy tak dużo błędów. A może studenci są także w takiej sytuacji? Może mają dużo przedmiotów, zaliczeń, kolokwiów i do tego pracę zarobkową? Czy teraz będę ich lepiej rozumiał? I ich błędy, pomyłki, niedociągnięcia?
W omawianej grze dydaktycznej "tubylcy" mieli swoje dziwne prawa i zwyczaje. O nich nie wiedzieliśmy. Część udało się szybko intuicyjnie odgadnąć, innych nie uświadomiliśmy sobie do końca. Niby się udało a jednak uważam nasze zadanie za porażkę. Gdybyśmy znali ich zwyczaje o wiele łatwej byłoby zaplanować instrukcję budowy i kierowanie zespołem. Byłaby to łatwizna. Ale nie znaliśmy tego i ich poczynania wydawały się nam niepokojąco dziwne. Jakby wrogie momentami.
Studenci są inni niż kiedyś. Są jak z innej kultury.W dydaktyce nie można skorzystać z dawnych wzorców i schematów, bo nie pasują w pełni do współczesności. Gdy je zastosujemy, to nie dostajemy oczekiwanych reakcji. To jak spotkanie cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów. Nic dziwnego, że często w środowisku akademickim słychać narzekania na studentów.
Z gry dydaktycznej wyszedłem z dużym niesmakiem. Odczuwałem porażkę i to, że dobrałem złe metody rozwiązania zadania. Brak czasu na rzetelne i staranne, przemyślane kilkakrotnie, zaplanowanie zadania. I ci zupełnie niezrozumiali "tubylcy"...
Porażka, która mnie czegoś nauczyła. Oczywiście wiedziałem, że system społeczny ulega ogromnej zmianie i w ślad za tym powinny iść zmiany w dydaktyce. Ale poprzez uczestnictwo w grze miałem okazję przeżyć, doświadczyć i posmakować. To coś więcej niż tylko wiedza teoretyczna. Teraz pora na spokojną refleksję. Teraz pora na przypominanie sobie jak to wół cielęciem był. I to cielęciem w egzotycznych krajach, gdzie inna pasza, inne bąki gryzą i inne drapieżniki zagrażają.
Porażka, która nie niszczy, nie przekreśla. Błąd, który uczy. Czy potrafię takie warunki zaprojektować i wdrożyć z myślą o studentach? Teraz jestem bogatszy o nowe doświadczenie i nowe refleksje. Kolejny raz z całą pewnością spróbuję (nie chodzi mi o grę, ale o zmiany w dydaktyce akademickiej, w miejscu, w którym jestem).
Jeśli nie udało się otworzyć drzwi, to trzeba spróbować ponownie. I tak zapewne kilka razy.
* Przysłowie Zapomniał wół jak cielęciem buł po raz pierwszy usłyszałem w gwarze. I w takiej formie przytaczam. Gwara lepiej się rymuje.
A ja to samo piszę od dłuuuuugiego czasu... Jak widać są ludzie którzy muszą poczuć autorytet (edukator był szefem, on wyznaczał zadania i rozliczał. Prawda?), aby zacząć myśleć inaczej.
OdpowiedzUsuń"(edukator był szefem, on wyznaczał zadania i rozliczał. Prawda?)" Nie, nie prawda. Pomyliłeś się, jak zwykle. Ciekawi mnie także "A ja to samo piszę od dłuuuuugiego czasu" co tak piszesz od długiego czasu i gdzie.
UsuńPiszę że Profesorze NIE ROZUMIESZ studentów, a nie czynisz nic w kierunku ich zrozumienia, przyjmując założenie że to oni powinni "grać w twoją grę".
UsuńCzyżby? tekst zdaje się sugerować że jednak edukator był tym który wyznacza zadania i rozlicza.
aha. A skoro "ja to samo piszę od dłuuuuugiego czasu... " to najwyraźniej masz życiową misję :). A czy w ramach tej misji wyjaśnił byś mi na jakich przesłankach oparłeś tę swoją przenikliwą tezę (a w zasadzie dwie). Byłoby mi to bardzo pomocne.
UsuńAd. Beskidnick, ps. Dzisiaj dostałem taką wiadomość
Usuń"Szanowny Panie Profesorze. Po raz kolejny sięgnęłam po tekst opublikowany na Pana blogu w ramach ćwiczeń przygotowujących do matury z języka polskiego. Moi uczniowie (maturzyści) byli zachwyceni. Uznali, że ktoś mówi do nich o rzeczach skomplikowanych zrozumiałym językiem 🙂 Byli pełni uznania dla Pana dokonań i podejścia do młodego człowieka (studenta). Pomyślałam, że chciałby Pan o tym wiedzieć 🙂 Dobrego weekendu 😀"
I jak się to ma do Twoich opinii?
Ja i misja? Wolne żarty. Po prostu czytam blogi popularnonaukowe i komentuję to co przeczytałem.
UsuńA "jak to się ma?"... nijak. Co ma wspólnego jakiś fragment tekstu, wybrany pewnie z racji ćwiczeń na czytanie ze zrozumieniem do całości. Sam nie raz pisałeś Profesorze że studencie niechętnie korzystają z takich czy innych form interakcji zaproponowanych przez Ciebie, nawet doszukiwałeś się w tym obawy przed hejtem (doprawdy śmieszna teza) więc ja wyłącznie bazuję na tym co przeczytałem o Tobie u Ciebie!
To że nijak się to ma, to widac od razu :) . "czytam blogi popularnonaukowe i komentuję", że bez sensu to tez widac. Widać potrzebę zaistnienia. Sugeruję teraz popracować nad forma, a wtedy godna pochwały aktywność nabierze sensu. Prznajmniej odrobinę. Bo na razie robisz to w stylu "nie znam się ale się wypowiem". Najczęsciej agresywnie.
UsuńAd. "Sam nie raz pisałeś Profesorze że studencie niechętnie korzystają z takich czy innych form interakcji zaproponowanych przez Ciebie," - nie, nic takiego nie pisałem, tym bardziej wielokrotnie :). Czesto pisze o edukacji o problemach takze na uczelniach wyższych. Cis dzwoni ale nie wiesz w którym kościele.
Usuńda. 2. "nawet doszukiwałeś się w tym obawy przed hejtem (doprawdy śmieszna teza) więc ja wyłącznie bazuję na tym co przeczytałem o Tobie u Ciebie!" To przeczytałeś bez zrozumienia i bazujesz na swoich wyobrażeniach, bardzo dziwnych notabene. To z resztą widać po Twoich komentarzach, oderwane od treści, często napastliwe, pisane z dużą pewnością siebie :).
Jak to jest, że osoby, które nie mają o czymś pojęcia myślą że pozjadały wszystkie rozumy? Winny jest efekt Krugera-Dunninga. Zachęcam do zapoznania się z tym tematem i chwilę refleksji.