Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
17.11.2019
W poszukiwaniu koprofauny i zdrowia ekosystemu
Zdjęcie pochodzi z obozu naukowego, zorganizowanego kilkanaście lat temu przez studenckie koło naukowe, w Ełku i okolicach. Cóż robimy? W tym akurat momencie zbieramy owady z krowich odchodów. Po co i dlaczego? Z jednej strony jest do dokumentacja owadziej bioróżnorodności, z drugiem czysto ekologiczne badanie. Poznanianie złożoności otaczającego nas świata. Jednym z wymiernych efektów tego obozu było opracowanie dla potrzeb powiatu kilku tras turystycznych (rowerowych, pieszych, kajakowych). Nieco później ukazały się drukiem, w postaci mapy jak i opracowania książkowego. Na bazie zebranych danych w czasie letniego obozu powstały prace dyplomowe oraz studenckie referaty, prezentowane na konferencjach naukowych. Z punktu widzenia dydaktyki był to tutoring i dobre relacje ze studentami. Teraz mi takich letnich obozów brakuje. Coś w dydaktyce zagubiliśmy. Coś bardzo ważnego...
Co w krowim placku żyje? Niby banalne pytanie. Ale odpowiadając na nie można poznać stan ekosystemu, jego "zdrowie". Jeden z elementów biomonitoringu. Ciekawość badawcza nie zna granic. Docieka z pozoru dziwnych zjawisk i obiektów.
Gdy byłem małym chłopcem, spędzającym wakacje na mazurskiej wsi, często na pastwisku widywałem "krowie placki" i liczne owady tam wystające. Gdy łowiliśmy ryby na wędkę z leszczynowego kija, czasami poszukiwaliśmy w tym siedlisku przynęty na haczyk. Ale dopiero na studiach biologicznych dowiedziałem się o koprofaunie (czyli fanie, zwierzętach, zasiedlających bydlęce odchody), o sukcesji tam zachodzącej, o roli owadów w dekompozycji martwej materii organicznej. A dzieje się tam bardzo dużo ciekawych procesów.
Mój kolega ze studiów pisał pracę dyplomową właśnie z koprofauny. Materiał chciał zbierać na wsi, gdzie mieszkała jego narzeczona. I tu pojawił się problem. Co ludzie pomyślą? "Za kogo ona wychodzi, za jakiegoś gównogrzeba?" Mój kolega zadbał o dobre PR. Za pierwszym razem ubrał biały fartuch (by być dobrze widocznym i aby były skojarzenia z czymś ważnym, naukowych, urzędowym) i ruszył na pastwisko. Dość szybko pojawili się ciekawscy. "A co pan robisz?". Bo widok człowieka w fartuchu, zbierającego na łące krowie odchowy i wrzucający je do wiaderka z wodą, nie był czymś codziennym i oczywistym. - "Badam czystość mleka". Racjonalne wytłumaczenie, przynajmniej dla społeczności wiejskiej. Mleko to ważny produkt, musi być czyste. Kontrola jakości mleka jest czymś ważnym i potrzebnym. I urzędowym. Ale zaraz padło drugie ważne pytanie: "A dużo pan za to dostajesz, dużo zarabiasz?" Kolega odpowiedział, że da się z tego wyżyć. Uzasadnienie okazało się skuteczne i wiarygodne bo niebawem się pobrali. Nie było ujmy dla panny z tej wsi.
Czy teraz też trzeba tak pokrętnymi drogami uzasadniać potrzebę badań faunistycznych czy ekologicznych? Mam nadzieję, że już nie. Mam nadzieję, że znacząco wzrosła świadomość przyrodnicza i znaczenie bioróżnorodności oraz zdrowia ekosystemów. Tylko czy będą chętni to takich, entomologicznych badań?
Morał z tej opowieści jest taki: ważne jest dobre uzasadnienie badań, nawet najmniejszych. O opinię publiczną trzeba zadbać, bo to koniec końców podatnik płaci za te badania.
Od tamtych czasów upłynęło wiele lat. Znacząco wzrosło wykształcenie Polaków. Potrzeba badawcze nie zmniejszyły się. Pozostało bardzo dużo do zinwentaryzowania, zbadania, zwłaszcza w czasach globalnego ocieplenia klimatu i znaczących zmian w rolnictwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz