|
Dawna klasa w skansenie... |
Minister Edukacji i Nauki zapowiedział, że od pierwszego września br. do polskich szkół powróci przysposobienie obronne (PO) w formie zbliżonej do tej sprzed lat. Zdaniem ministra, dzięki temu Polacy będą umieli obronić się w sytuacji realnego zagrożenia. Przysposobienie obronne, które realizowano w polskich szkołach dawniej (i ja również to przechodziłem), obejmowało także tematykę typowo wojskową, a więc między innymi ogólne informacje o rodzajach broni, zasadach służby wojskowej, konfliktach zbrojnych oraz topografii. Było także szkolenie strzeleckie, rzucanie granatem, szkolenie sanitarne itp.
Odnowione lekcje PO w szkole to przykład myślenia magicznego i pozorowanie działań. Myślenie magiczne to wypowiadanie zaklęć słownych z nadzieją, że się zmaterializują. Poza poprawą samopoczucia „rzucającego zaklęcie” nic w realnym świecie się nie dziele. Czyli jest to tylko
działanie pozorne, propagandowe. Na dodatek
szkodliwe dla i tak wymęczonej i przeciążonej szkoły. Zapowiedziane lekcje PO
żadnych problemów nie rozwiążą. Bardziej zaszkodzą przy okazji szkołom i uczniom.
Dlaczego miałyby wejść lekcje PO (z których z jakiegoś powodu już dawno zrezygnowano w szkołach)? Bo w obliczu obecnej wojny w Ukrainie oraz agresywnego imperializmu Rosji
poczuliśmy się zagrożeni. Jest także możliwość, że wojna dotrze i do Polski,
potrzebujemy więc umiejętności postępowania w obliczu zagrożenia wojennego. Potrzebujemy sprawnej armii i sprawnej obrony cywilnej. Żadnego z tych problemów nowe lekcje PO w szkole nie rozwiążą.
W szkołach już dawno wprowadzono szkolenia i próby praktyczne (ćwiczenia) z alarmami i to bez wprowadzania nowych przedmiotów. Bo ważne jest aby nauczyciele z klasami
wiedzieli jak zachować się w czasie pożaru i jak zareagować na alarm oraz jak przeprowadzić bezpieczną ewakuację. Po drugie, prowadzone były szkolenia i konkretne działania jak się zachować w przypadku ataku terrorystycznego w szkole.
Wprowadzono nowe treści bez wprowadzania nowego przedmiotu. Czy trzeba czegoś więcej? Medialnego bicia piany?
Jeśli bomby spadną na nasze domy to obroną cywilną zajmować się będą
dorośli a nie kilkuletnie czy kilkunastoletnie dzieci. Uczyć ewakuacji do schronu? Najpierw te schrony muszą być. Tak więc umiejętności te są potrzebne… ale obecnym dorosłym. Jeśli więc chcemy dać poczucie bezpieczeństwa społeczeństwu w obliczu możliwej wojny, to uczmy dorosłych (
edukacja ustawiczna przez całe życie). To nawet jest przewidziane w postaci obrony cywilnej w zakładach pracy. Wystarczy tylko zwiększyć liczbę szkoleń i treningów. Potrzebni są być może nowi instruktorzy lub nowe, dodatkowe programy takich ćwiczeń. Potrzebne jest kształcenie ustawiczne i…
umiejętność uczenia się. Przykład wojny w Ukrainie pokazuje, że robienie koktajli Mołotowa nie wynosi się ze szkoły ale z krótkiego szkolenia w kontakcie lub online. Jak uruchomić czołg i wóz bojowy? Wystarczy znaleźć tutorial w sieci.
Obsługa drona czy przeciwdziałanie wrogim fake newsom jest niezwykle potrzebna ale czy to też znajdzie się w programie PO? A może wystarczy to, co i tak już nauczyciele robią w ramach swoich przedmiotów? Lub mogliby robić. Znacznie ważniejsza jest umiejętność uczenia się. Tak, by nauczyć się szybko czegoś nowego i aktualnie potrzebnego w dowolnym momencie życia, a nie tylko na potrzeby klasówki.
Jak się samemu nauczyć i jak nauczyć innych. Te kompetencje są w szkole potrzebne. I będą przydatne zawsze, w każdej sytuacji. Przydają się również w warunkach wojennych czy w czasie katastrof różnego rodzaju (powodzie, susze, pożary lasów itd.).
To, co minister Czarnek chce wprowadzić do szkół w formie lekcji przysposobienia obronnego, powinno być nauczane poza szkołą w zupełnie innej formie kształcenia ustawicznego.
Ja miałem lekcje PO w szkole podstawowej, w liceum a potem wojsko na studiach.
Zmarnowany czas i całkowicie nieskuteczne. Mieliśmy lekcje strzelania na strzelnicy. To był kbks (karabinek sportowy). Zatem, gdyby mi przyszło wziąć do ręki współczesny karabin, musiałbym się uczyć wszystkiego od nowa, a wiedza szkolna byłaby nieprzydatna. Mądrzej byłoby zorganizować bezpłatne kursy strzeleckie dla wszystkich chętnych jako zajęcia pozaszkolne. Jeśli ojciec chce poćwiczyć z synem czy córką, niech ma taką możliwość pod okiem induktora i w odpowiednich warunkach.
W szkołach strzelnic nie ma. Minister Czarnek wybuduje do września? A może to ma być wiedza teoretyczna i oglądanie ilustracji w książce?
Na lekcjach PO mieliśmy musztrę i dużo teorii wojskowej. Umiejętności do szybkiego opanowania i najlepiej w wieku dorosłym. Moim zdaniem to były wypełniacze czasu. Bo jak jest np. 1 godzina tygodniowo przez cały rok, to coś trzeba robić, zająć czymś czas uczniom. Zwłaszcza, że uczyli często byli wojskowi na emeryturze. Z zajęć wojskowych na studiach niczego nie pamiętam. Przydatne mogło być tylko dla tych, którzy wybierali się do wojska na stałe. Ale jak doświadczenie światowe pokazuje lepsze i skuteczniejsze jest rekrutowanie do akademii wojskowych i służby kontraktowej ludzi już wykształconych niż tworzenie wojska od szkoły kadetów i przebieranie dzieci w mundury (np. klasy wojskowe).
Chyba, że chodzi o armię defiladową – ale jak mało jest skuteczna taka armia to widzimy na przykładzie porażek armii rosyjskiej, ponoć drugiej armii na świecie i pięknie wyglądającej na defiladach, z licznymi szkołami kadetów w całym kraju.
Na pewno
przydatne były wszelkie zajęcia sanitarne i związane z ratownictwem: bandażowanie, udzielanie pierwszej pomocy. Przydatne na co dzień, a nie tylko w czasie wojny. A czy tego aby nie uczy się już w szkole? Na innych przedmiotach? A jeśli nie, to może jako jednorazowe lub cykliczne akcje szkolne? Takich projektów jest wiele w naszych szkołach, żadnego nowego przedmiotu nie potrzeba.
Czego jeszcze można się nauczyć na PO?
Posługiwania się mapą i kompasem. To mi się przydało. Tylko, że nauczyłem się tego w harcerstwie i podczas wypraw turystycznych. Wystarczy zaplanować takie tematy na lekcjach geografii. Oczywiście, jeśli skoncentrujemy się na rzeczywistych kompetencjach a nie propagandowym biciu piany i pozorowanych działaniach.
Czego potrzeba żołnierzowi? Kondycji i sprawności fizycznej. Mamy już zajęcia z wychowania fizycznego, żadne nowe (lub odgrzebywane z lamusa) PO nic tu nie wniesie. A wiedza teoretyczna o rodzajach broni nie zastąpi kondycji. Bardziej więc zadbamy o narodową obronność dbając o zdrowie fizyczne i odpowiednie żywienie. Mamy epidemię otyłości, która rodzi wiele kosztów zdrowotnych, spadek wydajności pracy jak i jest przeszkodą w czasie wojny.
A wiedza o rodzajach broni? To, czego się w szkole dzieci nauczą za kilka lat będzie nieaktualne i jak przyjdzie potrzeba to trzeba się będzie uczyć na nowo. Bo świat tak szybko się zmienia. Iluzoryczna przydatność. Przydatne byłyby za to treści jak działać by do wojny nie dochodziło. W medycynie ważne nie tylko leczenie ale i zapobieganie czyli profilaktyka.
Czy pomysł wprowadzenia lekcji PO jest przemyślany i zaplanowany, czy to tylko nagłe olśnienie z sufitu? Bo jeśli będzie nowy przedmiot to trzeba zwiększyć liczbę godzin ucznia w szkole albo zmniejszyć liczbę godzin np. biologii, matematyki, geografii, chemii itd. Program jest w wielu klasach przeładowany. Nie da się bez strat dla ucznia wcisnąć czegoś kolejnego. I kto będzie tego przedmiotu uczył? Czy są nauczyciele przygotowani? Może zwykli żołnierze z WOT lub leśnicy będą uczyć? A czy ministerstwo ma przygotowane dodatkowe pieniądze na te dodatkowe godziny i etaty? Będzie program napisany na kolanie, czy wyciągną coś z muzeum, sprzed kilkudziesięciu lat?
Podsumowując: nowy przedmiot w szkole w postaci PO ani nie rozwiąże żadnych problemów społecznych i przygotowania do działania w warunkach wojny ani nie będzie sensownie wdrożony. Będzie przeszkadzająca atrapą. Gdy władze i społeczeństwo dostrzegają jakiś problem i społeczną potrzebę od razu pojawiają się pomysły wprowadzenia nowych przedmiotów. Chcemy rozbudzić patriotyzm? No to nowy przedmiot o takiej nazwie lub zbliżonej. Wynika to z niekompetencji i ignorancji edukacyjnej.
Potrzebne są umiejętności, a nie nowe nazwy przedmiotów. Nowe treści można prowadzać do programu nauczania bez żadnej rewolucji i zmian organizacyjnych. Najpierw trzeba sprawdzić czy i co jest w już istniejącym programie na różnych przedmiotach, czy nie są realizowane lub mogłyby być realizowane. A jeśli nie ma to można nieco uzupełnić program lub realizować metodą projektową. Ważne jest więc pytanie o program nauczania i zaplanowane umiejętności oraz kompetencje, a nie nazwy przedmiotów. Może zamiast w nowy przedmiot wystarczy zainwestować w drużyny harcerskie, letnie obozy czy turystykę pieszą i survival. Dla chętnych i pod okiem kompetentnych instruktorów/edukatorów.
PS. W polskiej szkole
istnieje przedmiot "edukacja dla bezpieczeństwa". Został wprowadzony (w miejsce przysposobienia obronnego) od 1 września 2009 roku jako jedna godzina na tydzień w roku szkolnym w gimnazjum, a od 1 września 2012 obowiązuje w tym samym wymiarze w szkole ponadgimnazjalnej. Najwyraźniej pan minister nie orientuje się co jest w szkole.... I wymyśla koło od nowa.