|
(Ekspozycja historycznej szkoły, przy okazji konferencji edukacyjnej) |
Na fali narastających protestów w szkołach przypomniała mi się dyskusja sprzed trzech lat, dotycząca likwidacji gimnazjów. Problemów w polskiej edukacji było dużo, nie wywołała ich ostatnia reforma (zwana deformą od deformowania). Niemniej kosztowne zmiany nie rozwiązały żadnych istotnych problemów a na dodatek przyniosły zupełnie nowe. Zamiast rozwoju otrzymaliśmy regres. Tamte obawy były słuszne, co wyraźniej widać po trzech latach. Niczego ważnego nie osiągnięto, zmarnowano pieniądze, czas i energię ludzi. Wprowadzone zmiany nie wynikały z jakieś analizy tylko z widzimisię.
Teksty sprzed trzech lat (teraz niżej nieco poprawione):
Gimnazja – czy warto je likwidować?
Likwidacja gimnazjów to pomysł archaiczny i szkodliwy dla edukacji
W 2015 roku pisałem tak: Nagła zapowiedź nowej ekipy rządzącej zlikwidowania gimnazjów (potem nazwaną wygaszaniem, ale już od września 2016 roku) wywołała duże zaniepokojenie i dyskusję społeczną. Nie ma jednak tego złego, co na dobre by nie można obrócić.
Edukacja w ogólnonarodowych dyskusjach od wielu lat jest marginalizowana, uważana za sprawę mało ważną (w porównaniu do emerytur, autostrad, górników itd.). A potrzebna jest nam szeroka i dogłębna dyskusja: czego chcemy od szkoły i edukacji. Świat się bardzo zmienił i zmienić trzeba całe środowisko edukacyjne.
W gospodarce opartej na wiedzy edukacja jest kluczową inwestycją.
Odnoszę wrażenie, że gimnazja są kozłem ofiarnym narodowej niechęci do szkoły jako takiej (czasem szkoły sprzed 20-40 lat, zapamiętanej i teraz wydobywanej ze wspomnień). Lub działaniami magiczno-rytualnymi. Likwidacja gimnazjów to takie
rytualne palenie czarownic, które
poza odreagowaniem i zemstą nic dobrego nie przynosi. Szkody społeczne będą wielkie a nie będzie żadnego zysku edukacyjnego. Warto także przypomnieć, że gimnazja nie są pomysłem Platformy Obywatelskiej i odchodzącego rządu, także liderzy PiS (jeszcze w szeregach AWS) głosowali za utworzeniem gimnazjów. Dlatego likwidację gimnazjów spokojnie można wyjąć z zestawu „zemsty” politycznej i społecznego odreagowania. Możemy skupić się na argumentacji merytorycznej a nie na emocjonalnej.
Nagłe zmiany w systemie edukacji nie są dobre z kilku względów.
Nauczyciele potrzebują wsparcia i pomocy a nie ciągłego podrzucania zmian (nauczyciele potrzebują spokoju a nie nieustannego chaosu). Postulat likwidacji gimnazjów nie wynika z jakichkolwiek przeprowadzonych badań edukacyjnych lecz z indywidualnych opinii, mocno subiektywnych i najczęściej dotyczących przeszłości. Jest wiele niedociągnięć w polskim systemie edukacyjnym, włącznie z gimnazjami, i wiele problemów, którymi trzeba się pilnie zająć. Dyskusja o likwidacji gimnazjów to
problem zastępczy, odbierający energię i czas na potrzebne zmiany, z tego względu jest to szkodliwe dla nas wszystkich. Wykorzystamy jednak okazję zwiększonego zainteresowania i umieśćmy problemy kształcenia w głównym nurcie debaty publicznej. Po trzech latach wraca zwiększona przestępczość w szkołach, zwiększona agresja....
Za sukcesy edukacyjne nastolatków, mierzone międzynarodowymi raportami PISA, odpowiedzialne jest także kształcenie ogólne, w tym realizowane w gimnazjach. Oczywiście, edukacja to problem złożony i wieloczynnikowy. Byłoby uproszczeniem cały sukces przypisywać gimnazjom, niemniej dotychczasowe dane wskazują, że
to był dobry pomysł i warto go ulepszać a nie likwidować. Jak podaje raport, znacznie zmniejszył się odsetek uczniów mających bardzo niski poziom umiejętności, czyli zagrożonych wykluczeniem społecznym, a wzrosła grupa uczniów o najlepszych wynikach. (czytaj
więcej)
Zasadnicza zmiana systemu - czy warto? Nie da się zrobić likwidacji gimnazjów w ciągu roku czy nawet trzech lat (jak się okazało - można, przy okazji wprowadzając duży chaos, zarówno w zakresie podstaw programowych, podręczników, jak i organizacji systemu szkolnego). To znacznie bardziej złożony problem niż się wydaje. Reformy trwają wiele lat i nie wynika to z lenistwa. „Wygaszanie” gimnazjów - to nie jest tak, że klasa siódma zostanie w podstawówce a nie będzie po prostu pierwszej klasy gimnazjów. Bo brakuje programów nauczania, podręczników, niedostosowana jest baza lokalowa itd. Zmiany będą kosztowne finansowo i społecznie (np. wybudowanie i dostosowanych budynków, przekwalifikowanie nauczycieli itd.). Wraz z likwidacją gimnazjów zmieniamy system edukacji (a więc i programy nauczania) z 3 + 3 (to szkoła podstawowa) + 3 (gimnazjum) + 3 (liceum) na 3+5 (szkoła podstawowa) + 4 (liceum). A więc zmienić trzeba program zarówno w szkole podstawowej jak i liceum. Czy warto?
Żeby się zmiana udała, trzeba przekonać nauczycieli by rozumieli sens tych zmian. Dotychczasowe reformy, nie tylko w edukacji, zawierały zbyt mało elementu przekonywania co do sensu i istoty zmian. Teraz w ogóle tego elementu nie ma (zamiast postępu mamy znaczny regres). Zrodzi to tylko chaos, niepokoje i silne protesty. Co zresztą już widać, a będzie tylko gorzej. Może więc likwidować gimnazja tylko znacznie wolniej i z większym przygotowaniem? Najpierw przygotować koncepcję edukacyjną, potem programy (podstawę pogramową) i dopiero za kilka lat wprowadzać zmiany? I tu również rodzi się pytanie po co? Jaki byłby sens edukacyjny?
Gimnazja demoralizują czy raczej wiek jest niebezpieczny? W dyskusji najczęściej podnoszony jest argument, że tam w tych gimnazjach to sama patologia, przemoc, chuligaństwo itd. Badania raczej tego nie potwierdzają. Gimnazja można zlikwidować, ale wieku nastoletniego nie da się „zlikwidować”. Zatem problemy wychowawcze będą i tak (teraz z nimi zmagają się w przegęszczonych podstawówkach). Warto podkreślić, że okres nastoletniego buntu jest czymś naturalnym biologicznie, fizjologicznie i społecznie. Ten bunt dał nam sukces ewolucyjny w przeszłości (polecam zapoznać się z wykładem, dotyczącym
neurodydaktyki, i jeszcze tym - trochę
dłuższy).
Rolą dorosłych i szkoły jest pomóc w dobrym skanalizowaniu tego okresu buntu (uwarunkowanego fizjologicznie a nie dobrym czy złym wychowaniem) oraz uchronić przed niebezpiecznymi działaniami. Adolescencja to okres nastoletniego dorastania między dzieciństwem a dorosłością. Czas trwania adolescencji, "trudnego okresu nastoletniego", zależy również od płci i indywidualnych cech jednostki, a także od warunków środowiskowych. Z grubsza przypada na okres gimnazjum. Dlatego gimnazja trzeba wspierać, także większą liczbą godzin dla pedagogów i psychologów. W okresie tym pojawia się lub uaktywnia popęd płciowy oraz szereg nowych zainteresowań społecznych. Jest to okres odkrywania własnych potencjałów i kształtowania własnego systemu wartości, negowania autorytetów itd. Ze względu na rozwój mózgu większa jest skłonność u nastolatków do działań ryzykownych i niebezpiecznych. Pojawia się w tym okresie wiele zaburzeń emocjonalnych, np.: wybuchowość, wahania nastroju, niekiedy myśli samobójcze, częste są zachowanie agresywne. Gimnazjum można zlikwidować ale wieku nastoletniego z jego rozwojowymi problemami się nie zlikwiduje. Jeśli zostawimy gimnazjalistów w szkole podstawowej, to wcale nie będą grzeczniejsi i nie wezmą przykładu z młodszych dzieci. Wręcz odwrotnie, to starsi są autorytetem.
Poprzez likwidację gimnazjów nie zlikwidujemy problemów adolescencji a zwiększymy problemy wychowawcze w grupie młodszej. Gimnazjaliści w podstawówce irytować będą się obecnością „dzieci” – bo sami chcą podkreślać swoją „dorosłość”, będę dodatkowo fizycznie niebezpieczni dla najmłodszych (już choćby za sprawą różnicy w wielkości ciała). Właśnie dlatego utworzono gimnazja, aby zapobiec przemocy w szkole i uchronić najmniejszych. Po co psuć to co jest dobre? Lepiej optymalizować i wspierać dobre rozwiązania. Młodsze dzieci mają zupełnie inne problemy wychowawcze. Dzięki oddzieleniu młodszych dzieci i nastoletnich gimnazjalistów w osobnych budynkach i osobnych szkołach, uwaga nauczycieli i wychowawców może skupić się na konkretnych grupach wiekowych. Każdy wiek zyskuje osobną uwagę pedagogiczną i można dostosowywać metody ( czytaj
więcej). Jeśli jesteśmy niezadowoleni z rezultatów, to wspierajmy edukację a nie likwidujmy szkół!
Likwidując gimnazja nie zlikwidujemy np. nadmiaru testów i nauczania pod testy (szkolny wyścig szczurów), nie zlikwidujemy nadmiaru papierologii, którą są obciążeni nauczyciele (marnują energię i czas w papierach zamiast pracować z dziećmi), nie zlikwidujemy rankingu szkół i innych, szkodliwych zjawisk w edukacji. Zajmijmy się dyskusją o tych rzeczywistych problemach polskiej szkoły a nie rytualnym tematem zastępczym! To tyle tytułem dygresji.
Problemy agresji różne są w różnym wieku. Według niedawno publikowanego raportu „Bezpieczeństwo uczniów i klimat społeczny w polskich szkołach” Instytutu Badań Edukacyjnych, problemy agresji i dręczenia w największym stopniu dotyczą klas IV–VI szkoły podstawowej, w mniejszym stopniu gimnazjum (a więc wbrew naszym obiegowym opiniom). Inaczej jest z agresją elektroniczną, w której przodują uczniowie starsi, w tym gimnazjaliści.
Mobilność (kompetencje zespołowe). Utworzenie gimnazjów zwiększa szanse na mobilność młodzieży (ale te szanse trzeba wykorzystywać a nie marnować). Kompetencje pracy w zespołach są ważne we współczesnym świecie. Bo w życiu dorosłym często będziemy zmieniali środowiska zawodowe i społeczne, w których się obracamy. Indywidualne zmienianie szkoły trochę stygmatyzuje przenoszącego się ucznia. Przy zmianie szkoły, z podstawówki na gimnazjum i z gimnazjum na liceum, cała klasa tworzy się od nowa. Można od nowa ułożyć swoje relacje na równych prawach, z „grubą kreską” odcinająca przeszłość (sukcesami można się chwalić, porażek raczej nie będziemy przypominali). Uczeń może pozbyć się nieprzyjemnych łatek i złych opinii, może zacząć od nowa. Ponadto
gimnazja dają szansę młodzieży z małych środowisk. Wcześniej w środowiskach wiejskich młodzież kończyła edukację po gimnazjum. Bo nie było ani ambicji ani szansy na dojazdy do liceum. Ba nawet do zawodówki. Podkreślić warto dysfunkcję i degenerację transportu publicznego, coraz mocniej widocznego w roku 2019. Ale musieli dojeżdząc do większych miejscowości, gdzie było gimnazjum a transport musiał być zapewniony (gimbusy).
Teraz młodzież ta będzie kończyć edukację na szkole podstawowej a więc po 8. latach a nie po 9.
Osiem lat w jednej szkole? Bo nauczyciele znają?
Kluczem są małe szkoły, gdzie nauczyciele rzeczywiście znają wszystkich uczniów, w przeciwieństwie do wielkich „fabrycznych” molochów. Ale dotyczy to zarówno szkoły podstawowej jak i gimnazjum. Winny jest system, preferujący ekonomię a nie efektywność edukacyjną. Likwidując gimnazja wcale nie likwidujemy mody na duże, „ekonomiczne” szkoły. Teraz w jednych szkołach jest przegęszczenie, uczniowie uczą się nawet na trzy zmiany a niebawem w liceach... trzeba będzie uczyć się w soboty... Tak jak niegdyś w PRLu.
Postulat likwidacji gimnazjów jest koncepcją postępu przez regres, czyli coś logicznie i merytorycznie bezsensownego.
Jednym z powodów utworzenia gimnazjów w polskim systemie edukacyjnym było zwiększenie szansy dla młodzieży ze wsi i małych miast na dobre wykształcenie. Drugim ważnym powodem było oddzielenie dzieci młodszych i starszych nastolatków, ze względów wychowawczych i ze względu na bezpieczeństwo (czytaj
więcej). Teraz mamy to wszystko zaprzepaścić, „bo tak”? Edukacja jest zbyt ważna by pozwolić sobie na tak wielką niefrasobliwość.
Sytuację we współczesnej szkole porównać można do marszu z kamieniem w bucie. Uwiera i boli, czujemy dyskomfort, i że coś jest nie tak. Najmądrzej byłoby przystanąć, zdjąć but i wytrzasnąć kamień. Zrealizowaną
likwidację gimnazjów można porównać do … rozwiązania problemu przez wyrzucenie butów. Może i przez chwilę będzie lżej i nic nie będzie uwierało. Ale daleko boso się nie zawędruje – nogi niebawem będą jeszcze bardzie pokaleczone. Likwidacja gimnazjów to jak leczenie edukacji przez wkładanie Rozalki do pieca na trzy zdrowaśki. Działanie oparte na zabobonach a nie rzetelnej analizie (wyjaśnienie niżej). Podobnie jak likwidowanie korników przez wycinkę Puszczy Białowieskiej czy walka z ASF przez wystrzelanie dzików.
Edukacja jest niezwykle ważna dla kultury (tożsamości) i dla gospodarki. W gospodarce opartej na wiedzy to wykształcenie i wiedza decydują o sukcesie całych społeczeństw. Wystarczy przypomnieć jakie fortuny wyrosły niemalże „z niczego”, np. Microsoft, Facebook czy na olsztyńskim podwórku sukces firmy produkującej drukarki 3 D. Nie bez przyczyny mówimy coraz częściej o dziejącej się na naszych oczach trzeciej rewolucji technologicznej, najbardziej widocznej w technologiach informatycznych i rozproszonej energii ze źródeł odnawialnych. Ale przebudowie podlega całe społeczeństwo.
Pierwsza rewolucja technologiczna zaszła w neolicie, wraz z powstaniem i rozwojem rolnictwa. Jednym z efektów było powstanie społeczeństw feudalnych z uniwersytetami i przykościelnymi szkołami (w Europie). Rewolucja przemysłowa stworzyła szkoły XIX i XX wieku takie, jakie znamy (system kasowo-lekcyjny, jednakowy program dla wszystkich, dzwonki, papierowe podręczniki itd.). Ich „filozofia” (struktura i funkcjonowanie) dobrze pasowała do państw narodowych i dużych fabryk. Obecnie jesteśmy w trakcie III rewolucji technologicznej i wiele się zmienia. Trzeba zrozumieć ten proces i dostosować szkołę do zmieniających się potrzeb i możliwości XXI wieku. Powoli się to właśnie dzieje. Szkoły się zmieniają. Jednym z przykładów jest chociażby
nowa szkoła w USA,: „Takie pojęcia jak klasa lekcyjna całkiem tracą na znaczeniu. W nowej szkole (…) dominują otwarte przestrzenie. Podzielona jest na sześć oddzielonych od siebie części, które łączą się z centralną Community Commons. To duży open-space, który jest czymś pomiędzy kawiarnią, amfiteatrem, a przestrzenią socjalną. Klasyczne ściany zostały wyeliminowane, zastąpiły je szklane przepierzenia, a meble są łatwe do rekonfiguracji.” Dla wielu brzmi niezrozumiale i dziwnie.
Także i w Polsce dostrzegamy zmiany, jakie wniosły w edukacji technologie informacyjno-komunikacyjne. W nawiązaniu do zmian technologicznych postuluje się szereg możliwych już dziś rozwiązań „Zwiększenie mobilności i dostępności technologii ułatwia także dostęp do treści edukacyjnych i narzędzi komunikacji i współpracy w czasie rzeczywistym. Projektując nową przestrzeń fizyczną szkoły lub modernizując tą istniejącą powinniśmy spodziewać się, że będzie w niej równocześnie dochodziło do spektakularnych przedsięwzięć i prac osób uczących się także w wymiarze wirtualnym”. (czytaj
cały tekst)
Wobec nowych technologii, wszyscy jesteśmy bezradni jak dzieci i
wszyscy musimy się uczyć. Nie tak jak kiedyś, gdzie starsi (nauczyciele) wszystko wiedzieli i uczyli młodszych (dzieci). Teraz wszystkie pokolenia uczą się jednocześnie (czytaj więcej o
nauczeństwe). A często to młodsi, owo pokolenie cyfrowych tubylców, może uczyć starszych korzystania z nowych technologii. Bo ucząc się szybciej i są odważniejsi.
Kilka lat temu (pisałem to w roku 2015), jadąc w pociągu myślałem, że fajnie byłoby połączyć laptop z telefonem komórkowym, by korzystać z Internetu w podróży. Teraz mobilny Internet jest już codziennością. Moja żona marzyła, żeby rozmawiając przez telefon widzieć rozmówcę tak, jak w telewizorze. I to też jest już codziennością. Do tych wszystkich zmian edukacja musi się dostosować. I gdzieś "na uboczu" trwają różnorodne eksperymenty pedagogiczne. Likwidacja gimnazjów to dyskusja zupełnie archaiczna i nie rozwiązująca żadnych problemów edukacyjnych. Jest jak przestawianie wazoników w starej szafie – absorbuje lecz niczego nie zmienia.
To zachodzące procesy cywilizacyjne wymuszają na nas potrzebę wymyślania nowych rozwiązań w edukacji (przestrzeni edukacyjnej). Jeśli chcemy, jako kraj i naród utrzymać się w czołówce cywilizacyjnej, to musimy wprowadzać zmiany w całym systemie edukacyjnym, którego szkoła jest elementem. Nie zmiany dla zmian (aby coś było inaczej), ale zmiany dostosowane do potrzeb i wyzwań XXI wieku są nam potrzebne.
W tle dyskusji o likwidacji/pozostawieniu gimnazjów zachodzą ważne zmiany w systemie edukacji. Procesy zachodzą od wielu lat, ale nie do końca są dostrzeżone i włączone do poważnej debaty. Przykładem jest chociażby edukacja nieformalna i pozaformalna (wspierające także edukację szkolną!), realizowana na różnego tylu piknikach naukowych czy w centrach nauki. Centrum Nauki Kopernik w Warszawie nawet rozpoczęło badania procesu dydaktycznego, w którym uczestniczą (dydaktyka edukacji pozafromalnej). Nowe formy są podane uporządkowanej refleksji naukowej. Wszystko da się zmierzyć, policzyć, zweryfikować. Nawet efektywność edukacji pozaformalnej.
W dyskusjach na temat likwidacji gimnazjów, które przeglądam i w których uczestniczę, znamienny jest jeden fakt: brak jakiegokolwiek obiektywnego uzasadnienia, żadnych badań, dotyczących „szkodliwości” gimnazjów czy pozytywnych efektów wprowadzenia ośmioletnich szkół podstawowych. Być może jakieś badania istnieją, ale nikt z moich adwersarzy na nie się nie powołuje. Jedynie osobiste wrażenie i jednostkowe obserwacje a przede wszystkim emocje. Po drugiej stronie, za utrzymaniem gimnazjów, mamy testy PISA, wskazujące na wzrost kompetencji i wiedzy 15-latków na tle innych nastolatków z całego świata. Czyli tak ważna i gruntowna decyzja opierać ma się na emocjach? Niczym edukacyjny zabobon, „bo szwagier widział”. Gimnazja jawią się jako kozioł ofiarny niezadowolenia z edukacji ( czytaj
więcej . Uwiera nas kamyk w bucie i jako remedium proponuje się wyrzucić buty…
Likwidacja gimnazjów to temat zastępczy i szkodliwy, powstały na fali politycznego i wyborczego populizmu. W szkołach nic się nie ulepszyło a irytacja nauczycieli niewydolnym systemem i niskimi płacami jest coraz większa. Zrealizowana likwidacja gimnazjów była w gruncie rzeczy działaniem bez żadnego planu i pomysłu: zlikwidować a potem się coś wymyśli i dorobi jakąś teorię lub uzasadnienie. Na naszych oczach dokonywać się będzie swoisty rozbiór:
na fali populizmu część nauczycieli z liceów popiera likwidację gimnazjów bo liczy, że będzie o jedną klasę więcej, co w dobie niżu demokratycznego może zwiększyć poczucie bezpieczeństwa zatrudnienia. Podobnie myślą niektórzy nauczyciele z podstawówek: zdobędą nowych uczniów. Partykularne interesy zamiast poważnej debaty o systemie edukacji. Teraz z nowymi problemami borykaja się nauczyciele w podstawówkach a w przyszłym roku zaczną się męczyc nauczyciele w liceach....
Wygaszanie gimnazjów to marnowanie sił i środków, męczenie nauczycieli nieustannymi reformami i zmianami programów (
zmarnowano wiele miliardów złotych zamiast przeznaczyć je chociażby na podwyżki dla nauczycieli). Gdy trzeba tych sił i zapału do głębokich, ewolucyjnych zmian w przestrzeni edukacyjnej. Zmarnowane będzie 16 lat inwestycji w infrastrukturę, budowania i poprawiania (udoskonalania) programów oraz podręczników nie tylko w gimnazjach ale i szkołach podstawowych i ponadgimnazjalnych. Likwidacja gimnazjów to konieczność opracowania nowych podstaw programowych dla szkół podstawowych i liceów a także szkół zawodowych. Bo e
dukacja jest całościowym systemem, powiązanych ze sobą elementów. Tych programów jeszcze nie ma i nie ma wizji jakie miałyby być. A wygaszanie gimnazjów ma się rozpocząć od przyszłego roku szkolnego, czyli za kilka miesięcy...
Nauczyciele przez wiele lat dokształcali się, nierzadko za własne pieniądze kończyli studia uzupełniające i podyplomowe. Teraz ten czas i pieniądze będą zmarnowane. Po 16 latach (co prawna nie najlepiej i nie najsprawniej wdrażanej reformy gimnazjalnej, ale z obiektywnie mierzalnymi sukcesami – PISA) jest potrzebnych jeszcze wiele poprawek, korekt, uzupełnień. Zamiast doskonalenia proponuje się zburzenie całego systemu i budowanie od nowa. I to bez jakichkolwiek obiektywnych badań, przygotowań i pedagogicznych argumentów dobrze uzasadnionych. Jedynie opierając się na indywidualnym wrażeniu i intuicji oraz wyborczy populizm.
Szkoły są permanentnie niedofinansowane. To widać w większości szkół: bieda przykryta rysunkami dzieci i dyplomami w kolorowych ramkach ( w roku 2019 nauczyciele coraz głośniej mówią
dość!). Gdy to wszystko zdjąć, to na gołych ścianach uwidacznia się mizeria wyposażenia i stanu technicznego budynków. Wiele lokali wyborczych mieściło się w szkołach – mogliśmy to oglądać. Wystarczy zajrzeć do szkolnych pracowni, jak są wyposażone (a raczej nie są) pracownie biologiczne, geograficzne, chemiczne, fizyczne. Same komputery nie zastąpią wszystkiego. Przypudrowany brak sensownych i koniecznych inwestycji (nieliczne wyjątki potwierdzają regułę). A to wszystko w kontraście do „wypasionych”: urzędów z marmurami i złotymi klamkami. W edukacji oszczędzamy na nauczycielach i wyposażeniu szkół. Pod pozorem oszczędności gminy likwidują małe szkoły (chyba, że przejmą je stowarzyszenia), które są w edukacji najbardziej efektywne, także wychowawczo (bo nie ma anonimowości jak w dużych molochach). Szkolne budynki, ze względu na bardzo dużą liczbę dzieci, zużywają się znacznie szybciej niż urzędy wojewódzkie, urzędy miasta czy sądy. Dlatego często muszą być remontowane.
Teraz ze środków UE ma ruszyć program doposażenia szkół wszystkich szczebli w sprzęt laboratoryjny i wykorzystywany do przyrodniczych eksperymentów. Pospieszne likwidowanie gimnazjów spowoduje niewykorzystanie wielu środków. A same samorządy jakoś nie kwapią się do solidnych inwestycji w podległe im szkoły… Teraz zmarnujemy pieniądze z programów Unii Europejskiej. Lata oszczędzania i likwidowania małych szkół, zwłaszcza wiejskich, pod pretekstem oszczędności finansowej (w tym likwidowanie etatów), gdy dzieciaki uczą się w licznych klasach, to prymat finansowej efektywności nad wydajnością edukacyjną. Teraz zamiast niezbędnych inwestycji (jeżeli w gimnazjach mamy nastolatków w trudnym wieku to przecież lepiej byłoby zatrudnić więcej pedagogów i psychologów) proponuje się likwidowanie gimnazjów, niczym rytualne odczynianie uroków. Widowisko będzie, ale pozytywnych efektów edukacyjnych już nie.
Nauczyciele prywatnie wspierają szkoły od lat. Wielu przynosi różne materiały, wykorzystywane w codziennej pracy, wielu za własne pieniądze dokarmia zaniedbane dzieci, funduje bilety do kina czy szkolne wycieczki (żeby dzieci przez nonszalancję rodziców nie były wykluczone). Po przyjściu do domu dalej pracują „poza etatem”, wykorzystując internet (uzupełnianie dzienników elektronicznych, korespondencja z rodzicami itd.), ponoszą prywatnie koszty, drukują na własnym sprzęcie i na własnych materiałach pomoce lekcyjne itp. Teraz wysiłek wielu nauczycieli pójdzie w błoto. Trzeba będzie wdrażać nowe programy, dostosowywać dydaktykę do nowych podręczników. Skończy się na zmęczeniu, frustracji i buncie. Stracą dzieci i całe społeczeństwo. I bardziej szkoda ludzkiego zapału niż pieniędzy. Bo pieniądze łatwo znaleźć w budżecie, natomiast zmarnowanego zapału nie da się tak łatwo odzyskać...
Jest wiele problemów w polskiej edukacji, zarówno w szkołach jak i edukacji pozaszkolnej (pozaformalnej). Lepiej byłoby dofinansować szkoły niż marnować siły i środki na wygaszanie gimnazjów.
Deforma się zrealizowała. Edukacja jest w gorszej kondycji niż była. Straciliśmy czas, środki i siły na doganianie świata....