Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
▼
3.11.2019
Maść czarownic, wiedźmy i coś jeszcze
Nie ma tematów nienaukowych – są tylko metody naukowe i nienaukowe… zgłębiania dowolnego tematu, poznawania dowolnego zjawiska. We wrześniu 2016 r. na Europejską Noc Naukowców przygotowałem wykład o maści czarownic do latania ("Maść czarownic (do latania) z Wimlandii czyli o tym jak nauka wspiera lokalną przedsiębiorczość"). Można było skosztować tej maści i wypróbować na miejscu, w czasie Europejskiej Nocy Naukowców.
Maść czarownic z tajemniczej Wimlandii nie jest wierną rekonstrukcją tej starożytnej i średniowiecznej (O tym jak maść do latania wynalazłem). Jest uwspółcześnionym i przetworzonym produktem, dostosowanym do potrzeb promocji lokalnej wytwórczości i potrzeb turystycznych. Jest efektem współpracy nauki z lokalną gospodarką. Wykład w czasie Europejskiej Nocy Naukowców 2016 był etnograficznym i kulturowym poszukiwaniem, by lepiej zrozumieć co to jest wiedźma i czarownica.
Przed wykładem o maści czarownic i tajemniczej Wimlandii, odbył się krótki występ zespołu Wiedźmuchy. Tak o sobie piszą: „Wiedźmy – przede wszystkim, Czarownice, Babajędze, różnie o Nas mówią. Grupa artystyczna, estradowa. Nie jesteśmy okultystkami, po prostu dobrze się bawimy !” Są dowcipne i mają dystans do siebie „Jest nas 12 anonimowych cudownych kobiet z dystansem do siebie. Między nami są przedszkolanki, pedagog, wykładowca akademicki, lekarz, bizneswomen i jedna dziewica – kogoś trzeba zepsuć.” Grupa istnieje od czerwca 2016 r. a występy już odbywały się w wielu miejscach, także przed gronem międzynarodowym. Od tego czasu skład się powiększył a zespół wpisał się w regionalną, niecodzienna tradycję.
A ja tymczasem wracam do rozważań o wiedźmach. Są co najmniej dwa obrazy wiedźmy (i czarownicy), dawny, gdzieś do końca XIX wieku, i współczesny, tak od połowy XX wieku. Jedno słowo – dwa desygnaty. Być może i dawniej ten sam wyobrażeniowo-demoniczny desygnat miał wiele określeń w różnych czasach, kulturach. Stąd tak dużo południc, rusałek, wiedźm, czarownic etc..
Mała dygresja. Współcześnie występują wiedźmy w dawnym, złym znaczeniu. Inne mają jedynie nazwy: hejter, plotkarz, intrygant itd. (bo słowem złym szkodzą ludziom, ale to temat na inną już opowieść). Słowo pozostało a desygnat się zmienił. Zaś desygnat zyskał nowe określenie (hejterka. Intryganta – nie zawitkami i magicznymi formułami, a wypisywaniem złych rzeczy, potwarzami, obmowami, mową nienawiści szkodzą ludziom.).
Zatrzymajmy się tylko przy wiedźmach. W danych etnograficznych w naszej kulturze wiedźma jest synonimem (lub określeniem bardzo bliskoznacznym) czarownicy. Dawniej miało znaczenie półdemona złego i szkodzącego lub osoby ludzkiej, złej, szkodzącej, brzydkiej. Wywodzi się z czasów szamańskich i swoistego traktowania rzeczywistości materialnej poprzeplatanej z duchową. Współcześnie złe demony zostały w dużym stopniu obłaskawione i usympatycznione. Przykładem mogą być krasnoludki, rusałki itd. Z dawnego kultu poprzez literaturę trafiają w nowej roli ponownie do codziennej kultury. Może dlatego, że dawna rzeczywistość odeszła w niepamięć. Dawne strachy i trudy życia przestały istnieć. Nie chodzimy nocą przez las czy nieoświetlone pola. Nie jesteśmy uzależnieni od mleczności krowy. Dawne, rzeczywiste troski i strachy zniknęły, zostały słowa i szczątkowe wyobrażenia. Przez kulturę fantazji zagospodarowane zostały do nowej roli. Czarownice poprzez telewizyjne kreskówki stały się sympatyczne i miłe. A skoro nie szkodzą, to trzeba znaleźć dla nich nowe zajęcie. Już nie szkodliwe czary a… np. zielarstwo i coaching. Czy nawet rozrywka. Tak jaki kiedyś stało się z turoniem, lajkonikiem czy innymi ludowymi zabawami. Nastąpiło przejście od kultu i praktyk kultowych do kultury i rytuału na poły rozrywkowego (forma oderwana pd pierwotnej treści). Od wierzeń do zwyczaju, od szamańskich praktyk do przygodnej rozrywki. Relikty, choć zmodyfikowane, dawnej kultury i wyobrażeń o świecie.
W literaturze fantazji wielokrotnie wykorzystywane są dawne wierzenia, zwyczaje, rytuały. Odpowiednio zmienione i rozwinięte tworzą bardzo rozbudowane światy. Taki Tolkien czy Sapkowski i tysiące innych. Wszystko dobrze, gdy odróżniamy literaturę i sztukę od rzeczywistości. Czytając książki przygodowe o rycerzach czy Indianach, jako dzieci bawimy się w rycerzy i Indian. Kiedyś na podwórku, dzisiaj wykorzystując gry komputerowe. Modne są historyczne grupy rekonstrukcyjne (te bazują na prawdziwej wiedzy) ale i grupy rekonstruujące (odtwarzające w realu) świat fantazji literatury: różne Disneylandy z Kaczorem Donaldem jak i wioski Hobbitów. W tej grupie mieszczą się różnego rodzaju czarownice i zabawy w Halloween. Ale są i zjawiska pomieszane. Np. kreowanie fantastycznego neopogaństwa typu wiccianie i tworzenie (wymyślanie) czarostwa (nowe słowo). Niby w nawiązaniu do przeszłości. Ale z przeszłością wiele nie ma wspólnego. Taka twórcza interpretacja i bardzo dowolna. Tak jak pisanie, że wiedźmy to te, które wiedzą. Wiedzą o ziołach i o leczeniu itd. Jeśli traktować jako nowe zjawisko kulturowe – to jak najbardziej. Można tworzyć wszystko. Ale udowadnianie, że ma to kontynuację z pradziejów… to już mieszanie pojęć i jest w sprzeczności z faktami. Chyba wynika z ignorancji. Albo jest myleniem fantazji z rzeczywistością. Tolkien stworzył swój świat, bardzo kompletny. Ale od początku do końca jest to literatura. Dobra literatura.
Przejrzałem sporo materiałów etnograficznych, szukając ludowego rozumienia słowa wiedźma i ludowego, dawnego rozumienia takiej istoty. Znalazłem tylko określenie istoty półdeminicznej lub ludzkiej, złej i szkodzącej człowiekowi. Na ludzi leczących (jakkolwiek) lud miał inne określenia: znachorzy, babki, szeptuchy itd. Mimo, że często takowe leczenie mocno przesiąknięte było i jest magią czy praktykami szamańskimi. Wiedźmy stały się sympatyczne dopiero w drugiej połowie XX wieku. Współcześnie stanowią hybrydę różnych elementów kultury i kreacji rozrywkowych: spiczastą czapkę, różdżkę, miotłę na której latają, zioła którymi leczą.
Kazimierz Moszyński w swojej trzytomowej „Kulturze ludowej Słowian” (kolejne tomy wydane w latach: 1929, 1934, 1939) pisze o magii, złej, dobrej i mieszanej. W badaniach etnograficznych odnotowano, że osoby zajmujące się „dobrą magią”, pomaganiem człowiekowi, uzdrawianiem itd. określane są nazwami: znachor, szeptucha i ani razu nie pojawia się wiedźma czy czarownica. Wiedźmy w dawnej kulturze miały więc jednoznacznie złe znaczenie, istot szkodzących człowiekowi, przed którymi należało się chronić. Moszyński w swoim dziele „Kultura ludowa Słowian” pod pojęciem „demonologia” rozumiał wszystkie, oprócz bóstw, mityczne istoty człekokształtne. Zaznaczył, że jest to kontinuum, tak jak nie ma jasnej granicy pomiędzy bóstwami a demonami, tak nie ma jej również pomiędzy demonami a ludźmi. Tę przestrzeń, dzielącą demony od ludzi, wypełniają istoty półdemoniczne: wiedźmy, zmory, płanetniki i upiory. Półdemony, w podejściu Moszyńskiego, z reguły pozostają w ścisłym związku z określonymi ludźmi czy z ich duszami. Każda wiedźma, latająca nocną porą w postaci ptaka, ćmy itd., by wyżerać płód z łona istot ciężarnych, jest według wierzeń ludu (spisanych przez Moszyńskiego) konkretną, jakąś kobietą, z imienia czy nazwiska w danej chwili nieznaną, ale niezawodnie istniejącą w jakimś miejscu na Ziemi między żywymi (czy umarłymi) ludźmi i dającą się odszukać. Gdzieś istnieje można ją odszukać, wykryć i coś tam zrobić by ukarać za wyrządzane zło (choroby, pożary, susze itd.) lub zapobiec dalszemu złu. Ludowe samosądy licznie są udokumentowane w kronikach.
Ale wróćmy do Moszyńskiego: „Podobnie zmora to określony człowiek żywy, zwykle miejscowa dziewczyna, w której ciele znajduje się demon, czy płanetnik, upiór, tylko ten nie jest określonym człowiekiem żywym lub jego duszą, ani nie jest duszą określonego człowieka zmarłego, lecz żywym trupem jakiejś danej osoby. Ogólnie jednak biorąc, istoty półdemoniczne mimo cech odróżniających je od demonów posiadają z nimi wiele wspólnego, nie ma więc sensu zdecydowanie ich rozgraniczać”. Czasem (w dawnym rozumieniu) wiedźmy to konkretne osoby, znane z imienia i nazwiska. Być może to logika swoistego gatunku literackich opowieści. A czy my, współcześnie, w opowieściach nie wstawiamy osób z nazwiskami, by nadać im więcej realizmu i wiarygodności. Mówimy, że szwagier widział, znajomy znajomego zna tę sprawę, bo widział itd.?
W demonologii ludowej Słowian Moszyński wyróżnił także i wiedźmy, jakkolwiek traktował je zamiennie z czarownicami. Tak więc przynajmniej w końcu XIX wieku wiedźmy i czarownice traktowany były jako te same istoty półdemoniczne. W zasadzie postać półdemonicznych wiedźm jest ludzka i tylko niektóre występują pod postaciami zwierząt lub innych zjawisk (np. świecąca kula), a i to czasowo.
Tak sobie dawny lud słowiański wyobrażał wiedźmy o ludzkiej postaci (wg materiałów zebranych przez Moszyńskiegoi): „Plamy ciemnosine na ustach i całym ciele zdradzać mają wiedźmę, a po silnym znaku w kształcie nożyc rozpoznaje się upiora.” (upiora umieściłem, bo wg Hucułów upiór to męska postać wiedźmy – Ażebym nie urzekł czyli wiedźmy huculskie, Część 3. Poszukiwanie genezy wiedźm). W opisie postaci półdemonicznych i demonicznych „najczęściej ognistość kojarzona jest z wiedźmami, skrzydlatymi żmijami (latającymi w nocy i świecącymi jak ogień, albo nawet miotającymi za siebie iskry naokół, zapalając snopy, plewy itp.) czy meteorytami („rozzłoszczony odmieniec lecąc po niebie iskry z siebie wypuszcza”)”. Z kolei „zrośnięte brwi utożsamiane są z obrazem dwuskrzydłej zmierzchnicy (Sphinx), zaś ćma jest uważana z jednej strony za bardzo częste wcielenie duszy ludzkiej (lub po prostu za tę osobę), z drugiej zaś – za wcieloną duszę wiedzmy lub zmory. Podobnie jak zbyt obfite brwi, tak i ich zupełny brak piętnuje demoniczność upośledzonej przez niego człekokształtnej istoty („niedobry jest, kto nie ma brwi – to już nie człowiek”). O brak brwi posądza się demony leśne i upiory”.
Wiedźmom lub czarownikom przypisywane są oczy czerwone (poza tym – ludziom złym). Natomiast w dawnych słowiańskich wierzeniach praktycznie nie występował motyw rogów na głowie : „motyw rogów dzięki znacznemu rozpowszechnieniu wśród słowiańskiego ludu chrześcijańsko-kościelnej koncepcji szatana czy diabła przeniknął do demonologii wiejskiej jako cecha demoniczna. Pierwotnie nie był on zupełnie znany Słowianom, a i dziś oprócz czorta, żaden prawie demon słowiański nie jest rogaty.” Według Moszyńskiego w demonologii Słowiańskiej długie sutki przypisuje się prawie wyłącznie demonom wodnym oraz demonom w rodzaju dziwożonek czy boginek. Czasami spotyka się podania, w których mowa jest o żelaznych piersiach, co cechowało demony strzegące pól i ogrodów, albo służące jako postrach dzieci (Baba Jaga, żelazna baba). Jakiś daleki związek ma to z wiedźmami. Kamienne palce przypisywane są wodnikom, czarownicom i czarownikom (podłamywane podczas wzajemnych walk i kłótni). Spiczasta czapka używana była przez czarty, a przypominająca wątek ostrej głowy demonów. Motyw ten kojarzony jest przede wszystkim z demonem „nocnego strzelca”, prowadzącego „dzikie łowy”. W dawnej kulturze Słowian wiedźmy spiczastych czapek nie miały. Mamy więc wyobrażenie jak na przełomie wieku XIX i XX lud słowiański wyobrażał sobie wiedźmę (a jak nie). Trudno powiedzieć czy było tak zawsze. Może niektóre opisowe cechy wędrowały od jednego półdemona do drugiego czy nawet demona. Kultura jest czymś żywym, umożliwiającym drobne modyfikacje lub większe zmiany, czego obecnie jesteśmy świadkami.
Przejdźmy teraz do relacji demonów w stosunku człowieka (we dawnych ludowych wyobrażeń). Dane zebrane przez Moszyńskiego są jednoznaczne: zdecydowanie szkodliwe dla ludzi są wszelkie istoty półdemoniczne (za wyjątkiem płanetników), a więc wiedźmy, zmory i upiory. Inne dane wskazują, że ten negatywny stosunek pochodzi z czasów pogańskich, przedchrześcijańskich. „Na ogół biorąc także stosunek demonów właściwych do ludzi jest mniej lub bardziej wrogi (jednak ta wrogość nie jest bezwzględna i przede wszystkim nie dotyczy osób bliżej z danym demonem związanych). Zresztą według wierzeń z różnych okolic niektóre istoty demoniczne są nawet dość życzliwe dla ogółu ludzi i tylko mszczą się na tych, co rozmyślnie lub mimowolnie im się narazili. Wiły na przykład często uchodzą za istoty dobroczynne (tylko gdy człowiek przestąpi ich koło taneczne, mszczą się, raniąc go strzałami). Poza tym nawet złośliwego demona można sobie ująć i zasłużyć na jego wdzięczność. Kiedy indziej można go znów zmusić do okazywania pewnych usług, na drodze fizycznego nad nim zwycięstwa albo za pomocą podstępu czy też magicznych zabiegów. Najzłośliwsze dla ludzi są – nie licząc półdemonów – demony chorób oraz czarty”. Zdaniem Moszyńskiego w kulturze ludowej Słowian spotkanie z demoniczną istotą lub jej napaść na człowieka przedstawia się w wyobraźni ludu daleko groźniej. Niekiedy już samo tylko zjawienie się demona wróżyło człowiekowi, który go ujrzał, śmierć albo nieszczęście (np. taki przesąd wiąże się z ujrzeniem wodnika). Tak więc rozmaite rodzaje chorób skóry, łamania w kościach, sine piętna na ciele itd. interpretowali Słowianie jako skutki uszczypnięć, dotknięć lub pobicia przez demoniczne istoty, pastwiące się nocą czy w południe nad śpiącym człowiekiem, albo pociągające go w topiel. Także wszelkie inne chorobliwe przypadłości, a już przede wszystkim obłęd, powodowane były ingerencjami demonów. Dlatego leczenie chorób uważane było za wypędzanie złych mocy. Jeśli były stosowane jakiekolwiek zioła, to ze względu na ich domniemaną moc magiczną a nie właściwości lecznicze, tak jak teraz rozumiemy. Dopiero późniejsza nauka sprawdzała wszystkie ludowe zioła, (magiczne, takiej jak chociażby arcydzięgiel, pokrzywa, ostrożeń warzywny). Niby skutek ten sam, ale zupełnie inna interpretacja. Tak więc łączenie we współczesnej kulturze wiedźm z ziołolecznictwem jest w pełni błędne z historycznego punktu widzenia. Jest po prostu twórczą i współczesną interpretacją, przetworzeniem i zaadoptowaniem dawnych elementów w zupełnie nowym kontekście i nowym znaczeniu.
Z opracowania Moszyńskiego wynika, że w dawnych wierzeniach najróżniejsze demony chciały ludzi opętać, porwać, albo w ten czy inny sposób uśmiercić, wabiąc do siebie na różne sposoby. Najczęściej uwodziły głosem (boginki, rusałki, demony wodne), rzadziej innymi sposobami w rodzaju rozwieszania chustek, wstążek i tym podobnych drobiazgów, na które jakoby mają się skusić młode nie doświadczone dziewczęta (tak kusić mają demony wodne) – mężczyzn uwodziły seksualnością urodziwych kobiet, kobiety bogactwem i urodą fatałaszków i biżuterii… „Niektóre demoniczne istoty przed zabiciem zwabionego czy też napotkanego człowieka zadają mu zagadki (w ten sposób zachowują się niekiedy południce zachodniosłowiańskie i rusałki oraz upiory ukraińskie). Zwykle o ile zagadki zostaną rozwiązane demon traci władzę nad człowiekiem (w przeciwnym razie dręczy go i uśmierca). Ten motyw sfinksa spotyka się także na zachodniej słowiańszczyźnie w zastosowaniu do dość łagodnych na ogół kraśniaków (w takim wypadku fantazja ludowa kładzie jednak nacisk tylko na pomyślne rozwiązanie, co ma być warunkiem otrzymania daru od pytającego).” Jednym słowem wiedza ocalić życie może. Zatem warto ćwiczyć się w rozwiązywaniu zagadek wszelakich i powiększać swoja wiedzę o świecie.
Sporo ciekawych przypadków wabienia przez wiedźmy w ludzkiej, konkretnej postaci, znajdujemy w wierzeniach czy raczej baśniach Hucułów (spisanych sto lat temu) – zazwyczaj dotyczyło to kobiet, starających się pozyskać miłość i zainteresowanie mężczyzn. Typowe zabiegi magiczne z czarowaniem włącznie. Magia rozumiana była dawniej jako działanie na rzeczywistość. Taka szamańska inżynieria: zrobić to i to, by osiągnąć taki a taki skutek.
„Różne są sposoby znęcania się demonów nad ludźmi, którzy dostali się w ich ręce. Demony domowe głaszcząc ofiarę, zdzierały z niej skórę. Demony leśne (dziwożony, niekiedy upiory, przede wszystkim jednak rusałki oraz nawki) dręczą przez łaskotanie, kończące się zwykle śmiercią schwytanego człowieka.” Inny sposób znęcania się demonów nad ludźmi (oraz zwierzętami) przedstawia duszenie ich, względnie gniecenie wtedy, gdy są pogrążeni we śnie. Takie duszenie czy też gniecenie (przedsiębrane niekiedy nawet w stosunku do przedmiotów martwych) cechuje przede wszystkim zmorę, która dlatego bywa nawet nazywana gniotkiem lub podobnie. Współcześnie koszmary nocne tłumaczymy przejedzeniem się na noc lub zjedzeniem czegoś niestrawnego. Skutek niby ten sam: męczenie się i koszmary senne – ale wyjaśnienie zupełnie inne. Tak na marginesie – nie istnieją obiektywne obserwacje (fakty) bez paradygmatu, bez teorii, umożliwiającej ich interpretację.
Co jeszcze znajdziemy u Moszyńskiego? „Jeżdżenie na napotkanych przez siebie ludziach jak na koniach to już sprawka upiorów lub innych demonów, dzieje się to przez zaskoczenie ofiary, np. wskoczywszy im znienacka nocą na plecy czy ramiona. Ten motyw często jest tak ze utożsamiany z czartami i czarownicami wskakującymi nocą na wozy podróżnych. [czasem na parobków lub mężów – dotyczy oczywiście czarownic/wiedźm] Posępny motyw wysysania krwi ze śpiących ludzi i ze zwierząt domowych, utożsamia się z nim upiory, czarownice i inne bliżej nieokreślone demony i półdemoniczne istoty. (…) Słyszy się także o wyżeraniu serca, względnie wątroby, pożeraniu noworodków, dzieci i ludzi dorosłych. Demony potrafią także ściąć ludziom głowę albo ją ukręcić. Czasami wywołując po prostu jej ból. O zabijanie strzałami oskarża się wiły. Według bardzo powszechnego przekonania ludów słowiańskich kobiety ciężarne i położnice są bardziej niż pozostali ludzie narażone na napaści demonów itp. czartów czy w ogóle nieokreślonych bliżej złych duchów, wiedźm, zmor, duchów zwanych senka i navak, boginek, południc, nawet kraśniaków etc. Nieraz spotkać się można także z porywaniem niemowląt, podmianą ich a także porywaniem dziewczyn i kobiet.”
O ile złośliwy stosunek demonów do ludzi znajduje wyraz w całym szeregu motywów, zwykle przy tym nadzwyczajnie rozpowszechnionych, o tyle stosunek przyjazny mniej jest opracowany przez ludową fantazję. Są jednak takie wątki które nadają demonom dobry charakter. Do nich należą: opiekowanie się dziećmi porzuconymi przez ludzi oraz niektóre formy zawierania z ludźmi miłosnych stosunków.
W dawnej kulturze ludowej przychylne dla ludzi bywały demony domowe: opiekowały się dobytkiem, pomnażały go, ostrzegły domowników przed grożącym nieszczęściem, pomagały im w pracy itp. Przyjazne bywały niekiedy nawet dziwożony. Ale wiedźm jako demonów domowych etnografia słowiańska nie odnotowała. Słowianie południowi przypisywali wiłom liczne cechy dodatnie, jak nauczanie ludzi znachorstwa, odkrywanie przed nimi wiedzy lekarskiej, wszelkiego rodzaju okazywanie pomocy. Mogłyby więc wiejskie znachorki czy szeptuchy swą wiedzę od demonów zdobywać (przynajmniej u południowych Słowian). Ale wiedźmy były synonimem zła i szkodzenia.. Jednym z najważniejszych wątków cechujących dodatnią działalność demonów, jest wspomniane już przed chwilą pomnażanie majątku i bogactwa. Wszędzie, gdzie istnieje żywa wiara w duchy czy demony domowe tam tym właśnie istotom przypisuje się pomnażanie dobytku. Pomagają nam demony także przy przędzeniu, pielęgnowaniu koni i śpiewie. Przykładem może być znany u nas Kłobuk.
Podsumowując: w dawnych wierzeniach, do początków XX wieku, wiedźmy i czarownice to były istoty półdemoniczne, złe i szkodzące człowiekowi. We współczesnej kulturze następuje powolna zmiana – element wierzeń (sięgających korzeniami przedchrześcijańskiego szamaństwa) przechodzi w element kultury i zmienia swoją funkcję, na bardziej przyjazna człowiekowi. W miejsce magii pojawia się rozrywka. Być może dawniej taki sam proces zaszedł w przypadku wiejskiego chodzenia z Turoniem? Dawny demon zamieniony został w postać z rozrywkowego przedstawienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz