(Park w Kortowie, kampus uniwersytecki, zajęcia i dyskusja na trawniku. Szkoda, że to tylko ciekawostkowa a nie codzienność. Rok 2010 lub 2011). |
Skoro namacalnie dostrzegamy wagą kontaktów bezpośrednich (to już mocno wybrzmiewa w wielu wypowiedziach rodziców, uczniów, nauczycieli, studentów, akademików), to dlaczego w dotychczasowej infrastrukturze kampusów uniwersyteckich brakuje przestrzeni do bezpośrednich i częstych spotkań pracowników z pracownikami, studentów ze studentami, pracowników ze studentami? Chodzi i o fizyczna przestrzeń, ułatwiającą spotykanie się, dyskutowanie, budowanie relacji i interakcji. Jest dużo budynków, dużo powierzchni ale bardzo mało do interakcji i poznawania czy uczenia się w relacjach z innymi.
Edukacja zdalna nie zastąpi edukacji "tradycyjnej", tej w bezpośrednim kontakcie. Ale ją zmieni i może ją uzupełniać. Inną sprawą jest bardzo zły stan edukacji także na poziomie wyższym. Dydaktyka już dawno została zepchnięta na margines. Nasza tradycyjna dydaktyka jest bardzo słaba. Teraz, w czasie izolacji i zdalnego nauczania, widać to bardzo dobitnie: duże niedoinwestowanie technologiczne i merytoryczne (kapitału ludzkiego), bylejakość. Przynajmniej jeśli chcemy porównywać się z uniwersytetami z całego świata). Od dłuższego czasu liczą się tylko badania naukowe a w zasadzie tylko punkty za publikacje. Punkty mierzone w bardzo krótkiej perspektywie czasowej (do awansu i wskaźników). Dydaktyka toczyła się i toczy siłą rozpędu i przyzwyczajenia. Skupieni jesteśmy na wskaźnikach i tabelkach. Zdalne nauczanie obnażyło słabość zarówno szkoły jak i uniwersytetu. Ze strachu trudno o tym mówić, bo lepiej w sprawozdaniach i relacjach pisać o sukcesie, o 100% frekwencji i realizowaniu zakładanych rezultatów. Tak jest bezpieczniej, po co się wychylać, zaraz będą problemy, komentarze typu "że zły to ptak, co własne gniazdo kala", "że władza mówi o sukcesie więc jest to podważanie władzy i dywersja" itd. Czy i gdzie i jak mierzona jest jakość nauczania? Co uznajemy za jakość? Istnieją na papierze różne procedury, zespoły, komisje. Czy poza istnieniem na papierze coś się sensownego dzieje? Coś, co warto poddać refleksji i dyskusji?
Kampus uniwersytecki w Olsztynie budowany był i jest blisko 70 lat, głównie w czasach, gdy nie było żadnego e-learningu, żadnej zdalnej edukacji. Gdzie w Kortowie (miasteczku uniwersyteckim) można się spotykać? Jak jest zorganizowana przestrzeń dla pracowników i dla studentów? Jesteśmy poumieszczani niczym w klatkach, brak przestrzeni do swobodnych dyskusji, nawiązywania relacji. Spotykamy się tylko w wyznaczonych planem zajęć wykładach i ćwiczeniach, nieliczny w ramach rad naukowych (bo już nawet rad wydziałów nie ma?), czasem na konferencjach naukowych cyz okazjonalnych sympozjach, komisjach ds przewodów doktorskich. Brak nam dobrego środowiska edukacyjnego, zarówno tego analogowego jak i cyfrowego. Czy dopiero teraz dostrzeżemy wagę przestrzeni w budowaniu dobrego środowiska edukacyjnego? By sami studenci mogli łatwo i często wchodzić w interakcje. Teraz chyba najlepszą taką przestrzenią jest Biblioteka Uniwersytecka. By naukowcy różnych wydziałów i specjalności mieli możliwość spotykania się i dyskutowania? W tym ostatnim to paradoksalnie własnie zdalna komunikacja może pomóc.
Całe Kortowo należałoby zupełnie inaczej zorganizować (przebudować). Z pewnością są to koszty. Ale najtrudniej dokonują się zmiany w naszych mózgach. Bariery nie do przebycia, mury nie do przeskoczenia, rowy nie do zasypania... Mamy duże budynki, wiele z nich to całkiem nowe. A przestrzeni do interakcji, dyskusji nie ma. W każdym razie jest jej bardzo mało, stanowczo zbyt mało co to wyzwań i potrzeb. Nawet w sensie gastronomii, pokojów socjalnych dla studentów (nieliczne jaskółki wiosny nie czynią). Nawet nie mamy zwyczaju siadać na trawie (póki jest jeszcze zielona, a zbliżająca się susza może to zmienić). A kończone inwestycje w rewitalizację parków w Kortowie także i tego nie uwzględniają. Jak w fabryce brojlerów: dobry dojazd samochodami, wszędzie parkingi, byle dobry dostęp do klatek.... Izolowani w swoich gabinetach, pokojach, byliśmy już od dawna. Paradoksalnie poprawa jakości pogorszyła możliwości interakcji. Bo teraz siedzimy osobno, pooddzielani ścianami i nieprzezroczystymi drzwiami.
Co mnie zainspirowało do tej wypowiedzi? Taki mianowicie tekst: "schyłek uniwersytetów jakie znamy" Czy będzie nas stać przynajmniej na dyskusję wybiegającą w przyszłość? I czy jesteśmy w stanie świadomie do takich zmian się przygotowywać?
Jeśli nie dyskutujemy w sieci, to znaczy, że nie mamy nawyku do dyskutowania w przestrzeni analogowej. Izolacja i zdalna edukacja jest jak papierek lakmusowy - wyraźniej pokazuje nam stan naszej edukacji. Także tej na poziomie wyższym.
Owszem, mogę być cicho (emigracja wewnętrzna nie jest taka trudna), mogę potakiwać, wypełniać tabelki i sprawozdania. I tak przeczekać jeszcze te kilka lat do emerytury.... Mogę piać tylko o owadach, roślinach, konektywizmie, filozofii przyrody. To nie jest trudne. Mogę także pisać pod pseudonimem, anonimowo. Przypomnę sobie czasy młodości...
(Spotkanie edukacyjne i budowanie relacji. Niestety to nie jest uniwersytecki kampus, to Park Centralny w środku miasta) |