27.04.2024

Zamiast zachwycać się złożonością przyrody na siłę dziennikarze wymyślają przesadzone sensacje – przykład muchy śrubowej z Kostaryki

Mucha śrubowa, Cochliomyia hominivorax, owad dorosły, źródło: https://www.flickr.com/photos/52450054@N04/24909739517/


Przyroda jest tak bogata, piękna i złożona, że nie trzeba jej sztucznie kolorować i podkręcać medialnie. Napisał do mnie dziennikarz Maciej Mikołajczyk z prośbą o informacje o musze śrubowej. Zainspirowała go sensacyjna informacja prasowa o inwazji groźnej muchy. A mnie zainspirował dziennikarz. Bo raczej nie interesuję się owadami z dalekich, zamorskich krajów. Rodzina bioróżnorodność jest wielka i jeszcze jej nie ogarniam w całości. 

Dziennikarz zadał pytania a i ja skorzystałem bo musiałem poszukać w publikacjach, doczytać. Tak poznałem muchę śrubową. Podobne są i u nas. Niepozorne, niby zwykłe, ależ jakie złożone życie i zwyczaje się za nimi kryją! Świat pasożytów jest olbrzymi a granice nieostre między pasożytem a destruentem (padlinożercy, koprofagi, detrytusofagi itp.). Od zjadacza padliny do pasożyta droga jest bliska a granica nieostra. W jednej rodzinie a nawet rodzaju będą padlinożercy i pasożyty. W przyrodzie nic się nie zmarnuje. Dawniej takie musze pasożyty były wśród nas liczniejsze i częstsze. Toczyły nas „robaki” nie tylko od święta. Muszyca to choroba wywołana aktywnością larw muchówek, zjadających nasze tkanki. Niektóre nie czekają na naszą śmierć (i padlinę) lecz wykorzystują małe ranki lub osłabienie organizmu by już się zabrać za konsumpcję. Nie czekają aż ostygniemy...

Sensacyjne i znacznie przesadzone informacje zamieściłem niżej. Najpierw pytania od dziennikarza i moje pierwotne odpowiedzi, nieco poprawione i rozbudowane na potrzeby niniejszego tekstu (nie wszystkie kwestie zostały wykorzystane w artykule w National Geographic)

1. Czy muchy śrubowe można uznać za ‘’najgroźniejsze muchy świata’’ ? Dlaczego tak lub nie?

A na czym ta najgroźniejszość miałaby polegać? Na liczbie zachorowań (pasożytowanie takich much nazywane jest muszycą)? Na śmiertelności ludzi lub zwierząt? Wyjątkowej inwazyjności? Nie lubię takich rankingów, są złudne a rzeczywistość przyrodnicza jest bardziej złożona i wielowymiarowa. Podobne gatunki występują także w Polsce. Pasożytowanie na człowieku jest bardzo rzadkie obecnie. Media lubią sensacyjność i określenia typu „najgroźniejszy” itp. Lubimy się straszyć, bo to wzbudza emocje. Straszymy się istotami magicznymi, duchami i wieloma innymi zjawiskami. To element kultury i dreszczyku emocji. Dlatego pewnie oglądamy horrory – by się trochę pobać. Owadów krwiopijnych czy pasożytujących na człowieku jest wiele, jednak skala zapożyczenia obecnie w społeczeństwach rozwiniętych jest raczej niewielka przez owady takie jak mucha śrubowa. Więcej szkód czyni w hodowli zwierząt takich jak bydło czy świnia domowa (nierogacizna). Dlaczego mucha śrubowa może przerażać? Tak jak podobnych gatunków jej larwy żyją w naszym ciele, wygląda to mało estetycznie i wywołuje odruch odrazy. To przesądza o jej grozie jaką odczuwamy. Zatem nie częstość i rzeczywiste zagrożenie, lecz subiektywne poczucie grozy. Zdjęcia medyczne i weterynaryjne z muszycami wyglądają okropnie i przerażająco. Nie zamieszczam, czytelnik jak chce to sam znajdzie. 

2. Gdzie one występowały, występują?

Gatunek ten pierwotnie występował w obu Amerykach, naukowa nazwa tego gatunku to Cochliomyia hominivorax, należy do muchówek z rodziny plujkowatych (Calliphoridae). Ze względu na szkody, jakie wspomniany gatunek wywoływał u zwierząt hodowlanych, podjęto się próby eliminacji tej muchy. Naukowcy wykorzystali fakt, że samica kopuluje tylko raz, z jednym samcem. Wypuszczono do środowiska duże liczby sterylnych (niepłodnych) samców, które kopulując z samicami nie przyczyniały się do wydania potomstwa. W Stanach Zjednoczonych udało się tak wytępić ten gatunek w 1982 r. (ale najnowsze artykuły sugerują powrót muchy śrubowej do Ameryki Północnej). Podobnie udało się w Gwatemali i Belize w 1994 r., Salwadorze w 1995 r. i Hondurasie w 1996 r. Podejmowane są próby eliminacji tego gatunku także z obszaru Meksyku (tu się chyba już udało, tak przynajmniej wynika z niektórych artykułów), Nikaragui, Kostaryki, Panamy i Jamajki.

Tak jak i pokrewny gatunek Cochliomyia macellaria czyli  mucha śrubowa (nazwa pochodzi od kształtu larw) występuje w obszarach tropikalnych, ciepłych i wilgotnych.

Poza Ameryką mucha śrubowa pojawiła się w Afryce Północnej w latach 1989–1991. Pasożytowała na owcach w okolicy Trypolisu, Ostatecznie zainfekowany region rozciągał się od wybrzeża Morza Śródziemnego po Saharę, zagrażając zamieszkującym ten obszar ponad 2,7 milionom zwierząt hodowlanych, podatnych na pasożytowanie przez Cochliomyia hominivorax. Tradycyjne metody weterynaryjne okazały się nieskuteczne, więc tu również skorzystano z metody wypuszczania do środowiska dużych liczebności sterylnych samców (ponad 1,26 miliarda sterylnych samców). Całe przedsięwzięcie kosztowało około 100 mln dolarów i zakończyło się sukcesem.

3. Jak można się ich pozbyć?

Muszyce leczy się chirurgicznie lub farmakologicznie. Wyglądają nieestetycznie – to larwy żyjące w naszym ciele, np. w jamie ustnej, w okolicy ran itp.

4. Jakie choroby roznoszą? Czy są one groźne dla człowieka?

Nie roznoszą chorób, same są czynnikiem chorobotwórczym – wywołują muszycę. Larwy, wylęgające się z jaj, wnikają przez uszkodzoną skórę, np. u zwierząt hodowlanych takie uszkodzenie może wystąpić w wyniku procesów hodowlanych takich jak: znakowanie, kastracja, usuwanie rogów i ogonowanie zwierząt (obcinanie ogonów). U człowieka może wystąpić przez zjedzenie pokarmu z jajami lub samica składa jaja w okolicy jamy ustnej (żeby się to udało człowiek musi być osłabiony i niesamodzielny w czynnościach życiowych).  Wtedy larwy mogą osiedlać się w jamie ustnej. Zagrożone są także osoby unieruchomione, z ranami, trudno gojącymi się, czasem zaniedbane dzieci.

5. Czy naszych, ‘’ polskich much’’ również należy się obawiać?

Tak, podobnie zachowują się niektóre gatunki z rodzaju plujka (Calliphora) i padlinówka (Lucilia). Ale niektóre gatunki z rodzaju Lucilia wykorzystuje się w medycynie. Ich larwy zjadają tylko martwe tkanki. Wykorzystuje się je jako specyficzna mikrochirurgię w przewlekłych i trudno gojących się ranach. Inne gatunki np. Lucilia sericata, zjadają także zdrowe tkanki i nie nadają się do takich zabiegów medycznych. Jak widać granica miedzy dobroczynna medycznie zieloną muchą a szkodliwą zieloną muchą są niewielkie. 

Także na wyjazdach wakacyjnych spotkać się z innymi owadami z rodziny muchówek takich jak z rodzaju Musca, Fanna. I wtedy w swoim ciele możemy przywieźć nieproszonego gościa, który odżywia się naszymi tkankami.

Listę owadów pasożytujących na człowieku można wydłużyć, to także owady krwiopijne. Wiele gatunków. Jeśli chcielibyśmy się trochę pobać w tym entomologicznym horrorze to wystarczy na tasiemcowy serial. A największym owadzim zabójcą człowieka są komary, ze względu na roznoszone przez nie choroby. Same niewiele zaszkodzą, niewiele krwi utoczą z nas, lecz są wektorami dla chorobotwórczych mikroorganizmów.

Tekst, który powstał na podstawie tego wywiadu: 

https://www.national-geographic.pl/artykul/muchy-srubowe-wywoluja-odraze-czy-sa-grozne-dla-czlowieka-240422104526

Drugi ukazał się nieco później, temat został pochwycony a niektóre nieprecyzyjne zwroty zostały powielone. Niestety. I dodano nieco więcej sensacyjności.

https://swiatzwierzat.pl/ta-mucha-moze-zyc-w-ciele-czlowieka-zdziwicie-sie-jak-sie-tam-dostaje-az-ksa-260424


Larwa muchy śrubowej, źródłl https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/91/Screwworm_larva.jpg



Pierwotny, sensacyjny, pierwotny artykuł zaczynał się tak:

„Kostaryka, malowniczy kraj Ameryki Środkowej, od dwóch miesięcy zmaga się z inwazją groźnych pasożytów — muchówek z Nowego Świata, znanych też jako muchy śrubowe (Cochliomyia hominivorax). Te mięsożerne owady, trzykrotnie większe od zwykłych much domowych, stawiają przed państwem wyzwanie, które zmusiło władze do ogłoszenia stanu wyjątkowego.”

Sensacyjne bo są większe od muchy domowej? 



Z dalszej lektury tekstu wcale nie wynika, że to jakaś inwazja ani nie wprowadzono stanu wyjątkowego. Wielka ignorancja lub świadoma manipulacja i fałszowanie w tytule. Dla klikalności? Pieniądze ponad wszystko? Czy karać dziennikarzy i serwisy za upowszechnianie nieprawdziwych, przesadzonych informacji?



Gatunek występuje w tym regionie od zawsze. I w sumie nie jest liczny. Nie ma więc żadnej inwazji. Stwierdzono jeden przypadek u człowieka i ponad dwieście u zwierząt. Władze zarządziły akcję kontrolną a nie żaden stan wyjątkowy, jak to zasugerowano w tytule. Ewidentne kłamstwo w tytule. Chyba że jest to ignorancja i pisząca osoba (bot? AI?) nie rozumie słów, które używa.

Efekt nadużywania emocji i przesadnych stwierdzeń jest taki, że gdy widzę w tytule lub zabawce podobne zwroty to omijam i nie czytam takich artykułów. Nie spodziewam się niczego rzetelnego. Ile razy można się dać nabrać? Takie przesadzone informacje są jak pasożyty, oszukują by dostać się do naszych mózgów. A skoro w sferze biologicznej radzimy sobie z pasożytami to pewnie i poradzimy sobie w sferze informacyjno-medialnej. Znając biologię pasożytów omijamy miejsca z kleszczami i komarami, myjemy ręce przed jedzeniem. W odniesieniu do mediów omijamy nierzetelne tytuły prasowe i serwisy internetowe. Tak dla higieny psychicznej. Można dać się nabrać, raz, może trzy. Ale nie więcej. 

26.04.2024

Eksperymentowanie z holotechnobiontem: blogi - dinozaury ery cyfrowej?

Grafika, wygenerowana przez Copilot.


W naszym społecznym ekosystemie pojawił się nowy gatunek. A raczej cała grupa gatunków. Mam na myśli modele językowe sztucznej inteligencji. A nowy gatunek, i to chyba nawet inwazyjny, jako to nowy – wywołuje zmiany, niczym efekt domina. I ja także wchodzę w nim w reakcje bezpośrednie i pośrednie. Nie da się schować przed skutkami w żadnej mysiej dziurze ani norce dżdżownicy. Obiekt ale i narzędzie, dlatego ciągle sprawdzam jak to coś mądrze wykorzystać. Jestem ciągle na etapie bawienia się, rozpoznawania, bezkierunkowych interakcji czyli jest to zabawa typowa dla młodych ssaków. Nacieszyć się interakcjami i relacjami. Czy ta nowa zabawka nacieszy a potem zalegnie zapomniana w kącie? Czy też na trwale wypełni moje i nasze życie?

Jako dyslektyk piszący dwoma palcami na klawiaturze (czyli wolno i z licznymi błędami, wymagającymi poprawek) szukam technicznego wsparcia w pisaniu. Nie mam sekretarki czy asystenta, któremu zleciłbym wykonanie prac pomocniczych. Nie jestem też bogatym celebrytą, którego stać na wynajęcie ghostwritera. Ale może mam takiego asystenta w postaci narzędzi komputerowych i internetowych, w tym Gen-AI? Okazuje sie, że każdy może mieć. Tylko czy potrafi sensownie wykorzystać nie tylko jako chwilową zabawkę lecz także jako przydatne narzędzie? To już znacznie trudniejsze pytanie.

Moją pracą jest nieustanne opowiadanie. Tworzenie opowieści i ich wygłaszanie, w mowie, piśmie, obrazie, działaniu (performance). Zmienna i zróżnicowana publiczność i konieczność częstego zmieniania formy i środków wyrazu. Czy i jak mogę wykorzystać językowe algorytmy SI/AI? Na przykład teraz, zbliża się termin napisania kolejnego felietonu dla Wiadomości Uniwersyteckich. Jaki pomysł wybrać i jak szybko napisać tekst bez błędów o odpowiedniej licznie znaków? Jest więc jeszcze kolejna okazja by sprawdzić działanie algorytmów sztucznej inteligencji, by uczyć się w działaniu. Samemu się nauczyć by potem sensownie doradzać studentom i wdrażać ich do efektywnego korzystania z dostępnych narzędzi.

Jak dialogować z AI by nie powtarzać banałów i tego, co już dawno napisano (a potem nakarmiono bazę dla AI)? Pomysł na felieton pojawił się już kilka dni temu. Luźno zapisałem na kartce (całkiem analogowo). Ale teraz trzeba nadać mu ostateczną treść. A przy okazji wypróbować narzędzie. Wykorzystałem trzy narzędzia bezpłatne: open.ai i Chat GPT 3,5, Google Gemini i Microsfotowy Copilot. We wszystkich wkleiłem ten sam prompt. I otrzymałem trzy różne teksty. Trochę za płytkie, jak na mój gust. Ale to może moja wina, że prompt nie był tak dokładny, niedopracowany? I jak będzie lepiej, czy wcześniej dopracowywać prompt (by wszystko w nim było) czy raczej nastawić się na dialog z AI? Wrzucić pierwszą myśl a potem uszczegóławiać i zadawać kolejne zadania? Tego jeszcze nie wiem. Czyli czy traktować jako proste narzędzie czy raczej jako partnera do dyskusji i głośnego rozmawiania z samym sobą za pośrednictwem urządzenia?

Otrzymałem trzy podobne, choć różne teksty. W każdym z narzędzi mogłem bez zmiany promptu i bez dodatkowych sugestii generować kolejne wersje. Zdecydowałem się na przejrzenie nadesłanych propozycji, wybrania fragmentów i poprawianie zgodnie z moim uznaniem. W jakiś sposób jest to dialogowanie z efektami pracy AI.

Za jednym kliknięciem otrzymuje się wynik w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu sekund. A skoro można kopiuj-wklej to tych wyników może być bardzo dużo. Klęska urodzaju. Za dużo tekstu (tekstów) do poprawy i za dużo elementów do wykorzystania. Nadmiar, który może przeszkadzać. Czy rzeczywiście pomaga w pisaniu czy raczej przeszkadza? Jest jakimś punktem zaczepienia. Nadmiar może przeszkadzać, bo trudno te różne elementy połączyć w jedną, spójną całość. Czyli lepiej nie trzymać się kurczowo uzyskanych wyników. Bo wtedy poprawianie i szlifowanie zajmie zbyt dużo czasu. I zamiast ułatwiać utrudni pracę. Więcej czasu zajmie niż gdybym pisał sam pod początku do końca. Ale czasem brakuje tak zwanego „natchnienia" na pisanie czyli brakuje dobrej motywacji i świeżości w kreatywności. Wtedy interakcja z AI jest rzeczywiście pomocna. Ekstrawertycy być może wolą rozmowę z żywym człowiekiem. Tylko komu zawracać głowę jeśli się nie ma osobistego asystenta czy sekretarki? Model językowy AI zawsze jest pod ręką. I jest cierpliwy.

Czegoś się nauczyłem? Tak, nie był to czas zmarnowany bo połączony z refleksją nad tym, co się działo i jak się to ma do wiedzy, którą już posiadam. Jak zawsze przy pisaniu i wymyślaniu opowieści. Jak to powstawało? Ano tak:

Mój prompt:

Działaj jako naukowiec - biolog, który pisze felietony dla miesięcznika akademickiego w północnej Polsce, napisz felieton na temat zmian w komunikacji i formach pisania treści. Zaznacz, że aktywność czytelników przenosi się z blogów na media społecznościowe typu Facebook, X, Instagram. Zawrzyj, że autor felietony pisanie bloga rozpoczął 20 lat temu, wtedy to była duża nowinka. Teraz jest już formą odchodzącą do lamusa. Teraz więcej dzieje się w mediach społecznościowych. Być może dlatego, ze to krótsze formy a może dlatego, że dają możliwość szybkiej interakcji. Zakończ wnioskiem, że obecnie zmiany zachodzą bardzo szybko i to co niedawno było nowinka teraz staje się przeżytkiem. Dlatego ciągle się trzeba uczyć, także w zakresie komunikacji międzyludzkiej i form pisarskich.

Chat GPT 3,5

Zmiany w Komunikacji: Od Blogów do Mediów Społecznościowych

Jako biolog i naukowiec, moje życie zawsze było skoncentrowane na analizie zmian w naturze. Jednakże, równie interesujące są zmiany zachodzące w naszym codziennym życiu, zwłaszcza w sposobie, w jaki komunikujemy się i dzielimy treściami. Dziś pragnę poruszyć kwestię ewolucji form pisania treści i komunikacji, z naciskiem na przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe typu Facebook, X, czy Instagram.

Rozpocznijmy od powstania blogów, które łączyły w sobie innowacyjność i swobodę wyrazu. Już dwie dekady temu pisanie bloga stanowiło wielką nowinkę, zapewniając autorom możliwość dzielenia się swoimi myślami z ogromną publicznością w sieci. Blogowanie było sposobem na wyrażenie swojego głosu, dzielenie się wiedzą i doświadczeniami. Jednakże, jak w wielu przypadkach, nowość ustąpiła miejsca czemuś nowszemu.

Obecnie obserwujemy przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe. Facebook, X, Instagram - to miejsca, gdzie teraz więcej dzieje się w światku internetowym. Dlaczego tak się dzieje? Czy to przez krótsze formy czy może przez możliwość szybkiej interakcji? Prawdopodobnie obie te kwestie mają znaczenie. Mediów społecznościowe oferują szybkie, łatwe i interaktywne sposoby komunikacji. Krótkie posty, zdjęcia, filmy - wszystko to przyciąga uwagę i generuje reakcje natychmiast.

Zastanawiamy się więc, co dalej? Obecne zmiany zachodzą bardzo szybko, a to co jeszcze niedawno było nowinką, teraz staje się przeżytkiem. Blogi, choć wciąż obecne, tracą na popularności na rzecz mediów społecznościowych. Dlatego właśnie nieustannie musimy się uczyć i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości, także w obszarze komunikacji międzyludzkiej i form pisarskich.

Podsumowując, obserwujemy wyraźne przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe. Ta zmiana stanowi jedynie fragment większej ewolucji w sposobie, w jaki ludzie komunikują się i dzielą treściami w erze cyfrowej. Dlatego ważne jest, abyśmy nadal otwierali się na nowe możliwości, ucząc się i rozwijając wraz z szybko zmieniającym się światem komunikacji online.

Gemini 
Zanim zadałem zadania, poinformowałem, że piszę felieton (Potrzebuję pomocy w napisaniu felietonu), otrzymałem taką pomoc:

Z przyjemnością pomogę Ci w napisaniu felietonu! Oto kilka wskazówek, które mogą Ci się przydać:

1. Wybierz temat: Zastanów się, o czym chcesz pisać. Może to być aktualne wydarzenie, zjawisko społeczne, osobista refleksja, lub coś zupełnie innego. Wybierz temat, który Cię interesuje i o którym masz coś do powiedzenia.

2. Określ cel felietonu: Zastanów się, co chcesz osiągnąć swoim felietonem. Czy chcesz poinformować, rozbawić, skłonić do refleksji, czy może coś innego? Twój cel pomoże Ci ukształtować treść i styl felietonu.

3. Zbierz informacje: Jeśli piszesz o aktualnym wydarzeniu, zapoznaj się z różnymi źródłami informacji. Możesz też przeprowadzić wywiad z ekspertem lub osobą, która ma doświadczenie w danej dziedzinie.

4. Napisz wstęp: Wstęp powinien zaciekawić czytelnika i zachęcić go do dalszej lektury. Możesz zacząć od anegdoty, pytania, lub cytatu.

5. Rozwinięcie: W tej części felietonu przedstaw swoje argumenty i opinie. Wykorzystaj przykłady i ilustracje, aby wzmocnić swoje tezy. Pamiętaj o logicznym uporządkowaniu myśli.

6. Zakończenie: Podsumuj swoje argumenty i sformułuj wnioski. Możesz też zakończyć felieton pytaniem, które skłoni czytelnika do refleksji.

Styl felietonu: Felieton powinien być napisany językiem prostym i zrozumiałym dla każdego. Możesz używać humoru, ironii, anegdot, i innych środków stylistycznych, aby uatrakcyjnić tekst. Pamiętaj o poprawności językowej. 

Przydatne narzędzia: Słownik języka polskiego. Poradniki językowe. Strony internetowe o języku polskim

Dodatkowe wskazówki: Przeczytaj kilka felietonów innych autorów, aby zobaczyć, jak oni konstruują swoje teksty. Po napisaniu felietonu oddaj go komuś do przeczytania i poproś o opinię. Nie bój się eksperymentować i szukać własnego stylu. Powodzenia!

Dodatkowe pytania: Czy masz już jakiś pomysł na temat felietonu? Jaki styl pisania preferujesz? Do kogo chcesz dotrzeć swoim felietonem? Jeśli odpowiesz na te pytania, łatwiej będzie mi Ci pomóc. Możesz też skorzystać z gotowych szablonów felietonów, które znajdziesz w Internecie.

Pamiętaj: Najważniejsze jest, aby Twój felieton był ciekawy i wciągający dla czytelnika. Nie bój się wyrażać swoich opinii i dzielić się swoimi przemyśleniami. Jestem pewien, że napiszesz świetny felieton!

[Dygresja i refleksja: korepetycja i wsparcie za darmo? Przeczytaj o moich korepetycjach ze szkoły średniej: Coraz bardziej podoba mi się ten zakaz prac domowych W tym kontekście interakcja z AI byłaby jakąś formą spersonalizowanej konsultacji-korepetycji]

Blogi - dinozaur ery cyfrowej?

Pamiętam ten dzień jak dziś. 20 lat temu, z wypiekami na twarzy, założyłem swój pierwszy blog. Wtedy to była prawdziwa rewolucja! Możliwość dzielenia się swoimi przemyśleniami z szerokim audytorium, poznawania ludzi o podobnych pasjach, prowadzenia dyskusji na interesujące tematy – to wszystko było czymś zupełnie nowym i ekscytującym.

Przez lata mój blog ewoluował. Zmieniałem platformy, szlifowałem styl, poszerzałem tematykę. Blog stał się moją wizytówką, miejscem, gdzie dzieliłem się nie tylko naukową wiedzą, ale też osobistymi refleksjami. I choć nadal lubię do niego wracać, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czasy blogów powoli mijają.

Coraz więcej osób przenosi swoją aktywność do mediów społecznościowych. Facebook, Twitter, Instagram – to tam teraz toczy się życie online. Krótkie formy, błyskawiczna interakcja, multimedia – wszystko to odpowiada na potrzeby współczesnego człowieka, żyjącego w pędzie i spragnionego natychmiastowej satysfakcji.

Czy to oznacza, że blogi to już przeszłość? Niekoniecznie. Nadal są osoby, które cenią dłuższe, bardziej refleksyjne teksty. Blogi mogą też być doskonałym miejscem do archiwizowania treści i budowania wizerunku eksperta.

Jedno jest jednak pewne: świat komunikacji zmienia się błyskawicznie. To, co jeszcze niedawno było nowinką, dziś staje się przeżytkiem. Dlatego tak ważne jest, abyśmy nieustannie się uczyli i dostosowywali do nowych realiów. Dotyczy to również form pisarskich.

Jeśli chcemy dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, musimy nauczyć się komunikować językiem zrozumiałym dla współczesnego człowieka. Musimy być elastyczni i gotowi na zmiany. Bo kto wie, co przyniesie nam kolejny cyfrowy zwrot?

Biogram:

Dr hab. Jan Kowalski – biolog, profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Autor książek i artykułów naukowych, popularyzator nauki. W wolnym czasie pisze bloga o nauce i życiu.

[na koniec pojawiła się podpowiedź jak przygotować notkę o autorze tekstu]  

Copilot

Ewolucja Komunikacji: Od Blogów do Social Media


Dwadzieścia lat temu, kiedy jako młody biolog rozpoczynałem swoją przygodę z pisaniem, blog był czymś na kształt cyfrowego dziennika, który pozwalał dzielić się wiedzą i odkryciami z całym światem. Był to czas, gdy internet dopiero zaczynał kształtować naszą codzienność, a blogi były nowatorską formą komunikacji, która wydawała się nie mieć granic.

Dziś, w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych takich jak Facebook, Twitter czy Instagram, obserwujemy znaczące przesunięcie w sposobie, w jaki ludzie konsumują treści i angażują się w dyskusje. Media społecznościowe przejęły pałeczkę, oferując szybsze i bardziej interaktywne formy komunikacji. Krótkie posty, zdjęcia, a nawet krótkie filmy wideo zastępują długie formy pisane, które kiedyś dominowały w sieci.

Jako autor, który zaczął od blogowania, widzę tę zmianę jako naturalną ewolucję. Blogi, choć nadal mają swoje miejsce, są coraz częściej uważane za medium niszowe, a ich popularność blaknie w porównaniu z dynamicznym i szybkim tempem mediów społecznościowych. Może to wynikać z faktu, że media społecznościowe pozwalają na natychmiastową interakcję z czytelnikami, co jest atrakcyjne zarówno dla twórców, jak i konsumentów treści.

Wnioski z tej zmiany są jasne: żyjemy w świecie, w którym to, co kiedyś było nowością, szybko staje się przestarzałe. W dziedzinie komunikacji, podobnie jak w biologii, adaptacja jest kluczem do przetrwania. Musimy nieustannie się uczyć i dostosowywać do nowych form pisarskich i sposobów interakcji, aby nadążyć za tymi zmianami. To przypomnienie, że w nauce, jak i w życiu, jedyną stałą jest zmiana. [wytłuszczanie S.Cz]

Wersja ostateczna, która się ukazała w Wiadomościach Uniwersyteckich


Refleksje i wnioski
 

A wyżej tekst ostateczny, oraz ten po moich zmianach i uzupełnieniach, który ukazał się na blogu: Felietonowy dialog z przyrodą i z czytelnikami. Który z nich najbardziej Ci się podoba? I gdzie wywołał interakcje: po opublikowaniu w Wiadomościach Uniwersyteckich, na blogu, na Facebooku? Postanowiłem sprawdzić. Na Facebooku szybko pojawiła się reakcja. Ale potem już nie było żadnych. Tekst szybko zaistniał i szybko zniknął z widoku użytkowników mediów społecznościowych.

Na fan page, było 7 lajków i jeden komentarz:

Maria Borkowska

Zauważyłam, że najwięcej lajków mam wtedy, gdy piszę krótkie teksty, nieco hecnym, dosadnym stylem. O wiele mniej, gdy udostępniam teksty cudze, choć udostępniam jedynie bardzo ważne treści, zasługujące na uwagę i szacunek. Średnio podobają się obserwującym przytaczane memy. Stąd wniosek, że ludzie lubią żywe słowo, zwłaszcza w skondensowanej formie. I ja również zdecydowanie najchętniej czytam profile z autorskimi tekstami.

To jest ten rodzaj dotknięcia drugiego człowieka, kiedy czuję się obdarowana jego prywatnością, mogę doświadczać mentalnej bliskości, a sama nie muszę rezygnować z ciepłych kapci i herbatki w ulubionym fotelu.



Osobista strona (tablica), tu też były nieliczne ale widoczne reakcje, przekierowałem tylko wpis z fan page. Były 4 lajki (może pora ukazania się nie była najszczęśliwsza i kolejne wpisy przysłoniły) i jeden lakoniczny komentarz (ale jest widoczną reakcją!). 
Agata Baj: Dziękuję

A co na blogu? Brak komentarzy, 35 wyświetleń w ciągu tygodnia (później 72 wyświetlenia). A jak będzie po opublikowaniu felietonu? Czy coś w statystyce drgnie? Czy coś się zmieni?

Papierowe felietony są czytane. Zaczepił mnie portier z jednego z budynków UWM, że czyta moje felietony w Wiadomościach Uniwersyteckich. Spotkanie przypadkowe i przypadkiem przekazany sygnał, że w ogóle ktos to czyta. I sobie nawet ceni. Te reakcje są bardzo trudne do wyśledzenia i odnotowania. Żyją swoim życiem. Ale są. Nawet jak o nich nie wiemy. 

25.04.2024

25 lat Uniwersytetu - UWM w Olsztynie

Gdzieś w muzeum przyrodniczym, wędrują po szerokim świecie...
 

W tym roku mój uniwersytet obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia. Podkreślam mój, bo się z nim utożsamiam i jest dla mnie wartością. Ideą a nie tylko miejscem na mapie. Uniwersytet staje się uniwersytetem. Traktuję bardziej jako proces niż produkt. Zwracam uwagę na ten mój uniwersytet ze względu na rolę jaką pełnić może (i być może już pełni) w budowaniu tożsamości kulturowej lokalnej społeczności, także w zakresie struktur społecznych i rozwoju gospodarczego regionu. Wpływ edukacji na dobrobyt i rozwój cywilizacyjny jest nie do przecenienia. Edukacja, także na poziomie wyższym jest dobrą inwestycją społeczną. 

25 lat to tylko okres w obecnej, zintegrowanej strukturze i nazwie Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Proces tworzenia się uniwersytetu zaczął się znacznie wcześniej. Jeśli uwzględnić Hosjanum to już w średniowieczu, w Braniewie. Po II wojnie światowej najpierw była Wyższa Szkoła Rolnicza, potem ART oraz Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie. Uniwersytet w nieustannym rozwoju. Jubileusz jest okazją do dodatkowych przemyśleń. tym bardziej, że znacząco zmieniło się otoczenie w środowisku edukacyjnym, społecznym i technologicznym. Także i uniwersytety czeka głęboka przebudowa. O ile chcemy jeszcze istnieć..., w tym sensownie istnieć dla regionu. Dla studentów, dla społeczności lokalnej, dla biznesu i dla współpracy międzynarodowej. 

W uniwersytecie widzę szacunek do wiedzy i znaczenie kapitału ludzkiego. Dzięki edukacji ludzkość odniosła ogromy sukces. Możemy lepiej lub gorzej w tym uczestniczyć. Osobiście chciałbym, żeby jednak lepiej. Ponieważ jest to mój uniwersytet, to zależy mi na nim i dobrej, istotnej roli w regionie. Dlatego często zabieram głos, w tym także krytycznie. Bo mi zależy. Na rozwoju. A bez dyskusji, także tej krytycznej, nie ma nauki ani uniwersytetu. Tam, gdzie mogę, to poszerzam pole do dyskusji, nie pytając się o pozwolenie. Bo to mój uniwersytet i czuję się współodpowiedzialny. Szary, przeciętny pracownik z niewielkim wpływem i niewielką mocą sprawczą, ale i z tego małego wpływu nie zrezygnuję. Bo to moja sprawczość i moja odpowiedzialność.

Czasem dość krytycznie odnoszę się to tego, co dzieje się w przestrzeniach UWM, bo mam marzenia. Świętowanie jubileuszu jest dla mnie także dyskusją. O tym co było, o tym co się udało, o tym co się nie udało i dlaczego i o tym co może być w przyszłości. Proces to nieustanne wyzwania i nieustanne budowanie, tworzenie, przekształcanie. Niczym rozwój motyla: od jaja, kilku stadiów larwalnych, poczwarki aż po postać imago. I kolejne pokolenia tego samego gatunku. 

Jaki jest i jaki będzie ten mój uniwersytet? I czy będzie? Jak długo? Bardzo bym chciał, żeby sprostał współczesnym wyzwaniom cywilizacyjnym i edukacyjnym. Stoimy przed podobnymi wyzwaniami jak i inne uczelnie w Polsce i na świecie. Jednak ze zrozumiałych względów najbardziej zależy mi na tym, jak sobie poradzi mój uniwersytet. Jak się odnajdzie nasz kapitał ludzki w nowych wyzwaniach i zagrożeniach. 

24.04.2024

Z czym kojarzy ci się Dzień Ziemi

Zbiorowe myślenie młodzieży. W webinarium uczestniczyły 32 klasy (Olsztyn, Elbląg, Iława, Wegorzewo, Kleczewo), z telefonu skorzystało 95 osób. Nie wiem jaki to odsetek uczestników spotkania. Część wypowiedzi jest poważna i sensowna, część to wygłupy. Z czego wynikają te wygłupy? Może z niezrealizowanej potrzeby poczucia wpływu na rzeczywistość? Może rzadko biorą udział w publicznych debatach i chcieli sprawdzić czy jak wpiszą coś głupiego lub niecenzuralne słowo, to się ukaże? Chcieli zostawić swój ślad. Zróżnicowani tak jak my wszyscy. Niektórzy chcą się wypowiedzieć, zaistnieć, nawet jak nic sensownego nie mają do powiedzenia? Najwyraźniej. A czyż nie ma ludzi dorosłych, którzy zaśmiecają lasy, rzeki i jeziora? A czyż nie ma dorosłych niszczących elewacje nieodpowiednimi, głupimi napisami, czasem pełnymi agresji i ze stereotypami? I też musimy to jakoś znosić, też musimy (powinniśmy?)zadziałać. Jak? Tez mamy prawo do naszego świata i tez mamy prawo do wypowiedzi i współdecydowania. Dać sobie nasz własny świat zawłaszczyć? 

 Chmura słów bez koloryzowania, tacy po prostu jesteśmy i wiele jest do zrobienia. Zarówno z zakresie rozwoju zrównoważonego jak i poczucia sprawstwa czy możliwości wypowiedzi. 

Na ile odporni jestesmy na fake newsy? Na destrukcyjne myślenie spiskowe? Wyzwaniem jest wiedzieć i rozumieć procesy przyrodnicze, wiedzieć jak działać by zapobiec katastrofie klimatycznej oraz jak działać by przekonać do tych działań powstałych ludzi, mieszkańców planety Ziemia.

Nie jest łatwo. Przed edukacja formalna i nieformalna ogromne wyzwania. Żniwo jest wielkie lecz chyba żniwiarzy brakuje. Pracowitych i kompetentnych żniwiarzy, rozumiejących procesy przyrodnicze jak i procesy społeczne.

Dzień Ziemi to jeden dzień świętowania. Zbieraliśmy doświadczenia. Teraz długi czas na refleksję i planowanie skutecznych działań w małej i dużej skali. 

19.04.2024

Wesz czy wsza - oto jest pytanie, na które szukam odpowiedzi z AI

Mój wykładowy, analogowy feedback ze "słoika pamięci". Pytanie, które są wyzwaniem.

Gdy przychodzi ktoś nowy do pracy (lub do klasy w szkole) jest na początku z zaciekawieniem lustrowany przez innych, sprawdzany. Kto to i jakie ma cechy, wróg czy przyjaciel, konkurent czy sojusznik? Powoli ta nowa osoba wbudowuje się w społeczność, a że jesteśmy hierarchiczni to i ta nowa osoba musi sobie niejako wywalczyć swoją pozycję, gdzieś wyżej lub niżej w hierarchii społecznej grupy. Jednak cała grupa też się zmienia. Bo nowy element (osoba) wnosi zmiany, może czasem zdestabilizować dotychczasową strukturę (np. dezintegracja pozytywna), nadać jej nowe cechy, być nowym liderem, nowym pracownikiem scalającym, podrzucać nowe pomysły ale może też robić ferment, destabilizować, wnosić złe nawyki i zły styl pracy. Nowy element, nowa osoba zawsze oznacza zmiany, mniejsze czy większe lecz zmiany.

Do naszego życia weszły niedawno nowe obiekty życia społecznego – algorytmy językowe sztucznej inteligencji (AI). Nowe narzędzie pracy ale i nowy nieludzki członek naszej społeczności. Testujemy, sprawdzamy co i jak ono/on/ona zmieni w naszym sposobie życia w i naszej szerokiej społeczności. Na pewno zmienia sporo w edukacji. Czy na dobre czy raczej na złe? To pewnie zależy od kontekstu i indywidualnego odczucia. Dla jednych to konkurent, czasem destabilizujący i demoralizujący chuligan, dla innych to dobry pomocnik i prawa ręka. Tak i ja sprawdzam, w kontekście pracy ze studentami i w kontekście kontaktów społecznych.

Na zajęciach czysto analogowo otrzymuję informacje zwrotne. Studenci mogą napisać na kartce pytania, refleksje. Nie zawsze jest taka sama zachęta z mojej strony i nie takie samo polecenie. Obok tej analogowej wersji jest jeszcze wersja elektroniczna, do wpisania na telefonie czy laptopie, w trakcie wykładu lub rzadziej po. Z obu korzystam. Po jednym z wykładów dla studentek pedagogiki znalazły się takie kartki (fotografia wyżej). W części bardzo dowcipne. I to mnie cieszy, że studenci mają odwagę pisać nieszablonowo i wychodzić poza schematy. Są to dla mnie głębsze warstwy feedbacku (to oczywiście temat na inną opowieść).

Dlaczego o tym tak obszernie piszę? Bo wspólnie odkrywamy jaką rolę odegra AI w naszej społeczności, w naszej grupie. Wspomniane pytania studentek są intrygujące i chcę na nie odpowiedzieć oraz zachęcić także studentów do tego wyzwania. Taka asynchroniczna dyskusja na wykładzie (i po wykładzie).

Odpowiedzi są kłopotliwe. Wymagają najpierw przemyślenia (konspekt i scenariusz), potem poszukania brakujących danych. Pomysł bazuje na tym, co już wiem, ale brakuje konkretnych szczegółów, danych. Te muszę poszukać. A to wymaga czasu. Gdy zadajemy prace domowe studentom, to też muszą mieć na nie czas (bo może być szybko ale byle jak ale może być i wartościowo i twórczo - to jednak wymaga czasu na przemyślenia i poszukiwania). Szukanie jest czasochłonne. Mam już pomysł, co dalej? Teraz trzeba nadać mu realny, językowy kształt. To również zajmuje czas. Przecież nie mogę mówić „wypunktowaniem”, potrzebna jest ładna językowo i wciągająca narracją opowieść. Czy AI może mi w tym drugim etapie pomóc? Jak napisać prompt i jak wykorzystać tego pomocnika? Kolejny etap sprawdzania i jednocześnie mojego uczenia się umiejętności cyfrowych we współczesnym świecie.

Napisałem taki szkic (z błędami literowymi, tu już wersja poprawiona):

„Wesz- wsza. Najpierw odpowiem dowcipnie. To kwestia płci wesz - to samiec, wsza - to samica, tak jak mysz i mysza. Teraz poważniej. Język to coś dynamicznego, żywego, podlegającego ewolucji. Mamy normy, że coś jest w danym momencie poprawne a inne formy niepoprawne. Teraz byśmy powiedzieli poprawna jest wesz, wsza to wersja niepoprawna. Skąd się biorą normy? I dlaczego są zmiany? Język jest żywy, eksperymentujemy z nim społecznie, Jest wyznacznikiem przynależności. Po języku (gwarze, slangu) poznajemy kto swój a kto obcy. Niczym po zapachu. Nieustanie pojawiają się nowe słowa, nowe odmiany gramatyczne, niczym mutacje u organizmów. W każdej komórce działają nieustannie mechanizmy naprawcze, usuwające te mutacje. Tak i w języku mamy normy, które powodują, że większość tych zmian, lokalnych form jest usuwana. Żyją krótko w obiegu. Ale mutacje powodują, że możliwa jest ewolucja organizmów żywych. Tak i w języku na zasadzie uzusu obecnie niepoprawne formy (np. gwarowe, slangowe) mogą na trwałe wejść do języka i być poprawnymi. Za jakiś czas. I teraz pora na trzecią warstwę wyjaśnienia. Skąd się wzięło słowo wesz a jakie procesy językowe wygenerowały "wsza". To bardzo ciekawe zjawisko do zbadania przez językoznawców. Mogę odkryć etymologię słowa i nazwać procesy językowe, które prowadzą do powstawania takich a nie innych form. Można sięgać aż do języka praindoeuropejskiego i poszukiwać etymologii słowa wesz.  Tego jeszcze nie sprawdziłem.”

I sięgnąłem po trzy dostępne pod ręką algorytmy Gen-AI. W prompcie napisałem, że jest to szkic i zlecam (proszę?) poprawę i rozwinięcie do formy eseju. Wersje generowane przez AI zaznaczyłem, dla wygody i jednoznaczności odbioru, kolorową czcionką.

 

Grafika, wygenerowana przez Copilot.

Copilot

Dziękuję za przesłanie szkicu eseju! Oto poprawiona i rozwinięta wersja:

Ewolucja Języka: Od Wesz do Wszy

Witaj! Twoje spostrzeżenia na temat języka są trafne i interesujące. Język to dynamiczny organizm, który stale ewoluuje, podlegając wpływom społecznym, kulturowym i historycznym. Przyjrzyjmy się bliżej procesom, które prowadzą do zmian w języku, a także zastanówmy się nad tym, dlaczego pewne formy stają się normą.

Normy Językowe i Ich Ewolucja

Normy jako Wyznacznik Przynależności: Język pełni funkcję wyznacznika przynależności. To, jak mówimy, pozwala innym zrozumieć, do jakiej grupy społecznej należymy. Normy językowe są zatem istotne dla komunikacji i identyfikacji.

Zmiany Norm: Normy językowe nie są stałe. W danym momencie pewne formy są uznawane za poprawne, a inne za niepoprawne. Jednak te normy mogą się zmieniać w czasie. Dlaczego? Ponieważ język jest żywy, a my, jako społeczność, eksperymentujemy z nim.

Mutacje Językowe: Podobnie jak organizmy żywe, język doświadcza mutacji. Nowe słowa, odmiany gramatyczne czy nawet lokalne dialekty pojawiają się i znikają. Mechanizmy naprawcze (np. korekta przez użytkowników) eliminują większość tych zmian, ale nie wszystkie.

Przykład: Wesz i Wsza

Teraz przejdźmy do ciekawego przypadku słów “wesz” i “wsza”. Skąd się wzięły i dlaczego różnią się formą? Etymologia: Słowo “wesz” ma swoje korzenie w praindoeuropejskim języku. Możemy sięgać wstecz, aby zrozumieć, jak to słowo ewoluowało przez wieki.

Procesy Językowe: Językoznawcy badają procesy, które prowadziły do powstania formy “wsza”. Czy to wynik fonetycznych zmian, wpływu innych języków czy czegoś innego? To fascynujące pole do badań.

Akceptacja Norm: Obecnie “wsza” jest uznawana za poprawną formę. Kiedyś mogła być traktowana jako niepoprawna, ale procesy językowe i akceptacja społeczna sprawiły, że stała się normą.

Podsumowanie

Język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale także fascynujący obiekt badań. Ewolucja języka jest nieustannym procesem, który kształtuje naszą komunikację i tożsamość. Dzięki badaniom językoznawców możemy lepiej zrozumieć, jak powstają i zmieniają się słowa.

Pamiętajmy, że język jest żywy, a jego mutacje są nieodłącznym elementem jego istnienia. Czekam na dalsze odkrycia w dziedzinie językoznawstwa!

Mój komentarz – szkic został poprawiony do ładniejszej językowo wersji. Ale pojawił się błąd. Wsza uznane zostało za słowo poprawne. To ewidentny błąd. Kompozycja słowna jest poprawna i ładna językowo, lecz wkradł się błąd merytoryczny. AI trzeba sprawdzać, bo ma ograniczone zaufanie (ludzi zresztą też trzeba sprawdzać, nawet wypowiedzi profesorów). Czy jego (algorytmy AI) statystyczna halucynacja daje odczuwany wynik? Zupełnie jak z wysypywanie koralików w kalejdoskopie. Szybko otrzymujemy wynik. Ale jak nam nie odpowiada, to jednym kliknięcie otrzymujemy następny. Ewentualnie ręcznie sami poprawiamy. potrzebna jest jednak wiedza, nasza wiedza, by odróżnić poprawne zdania od fałszywych. Oraz właściwa lub niewłaściwa kompozycję. 

Poprosiłem o podanie etymologii (ale skoro nie jestem językoznawcą, to nie potrafię ocenić czy wygenerowany tekst jest poprawny i nie zawiera błędów, mimo podania źródeł):

Słowo “wesz” ma ciekawą historię etymologiczną. Oto kilka informacji na ten temat:

Prasłowiańskie Korzenie: Słowo “wesz” wywodzi się z prasłowiańskiego języka. W prasłowiańskim występowało jako “wŭsz” (cerkiewnosłowiański) lub “wosz” (ruski).

Brak Pewnych Odpowiedników: Nie ma pewnych odpowiedników w innych językach, ale można zauważyć podobieństwo do litewskiego słowa “utis”, oznaczającego “wesz”. Można by połączyć te formy według wzoru: “piech-” (pieszy) do “ped-”.

Formy Wszy: Rzeczownik “wesz” w liczbie mnogiej ma następujące formy:

Mianownik: te wszy

Dopełniacz: tych wszy

Celownik: tym wszom

Biernik: te wszy

Narzędnik: tymi wszami

Miejscownik: (o) tych wszach

Warto zauważyć, że w mianowniku tylko “wesz” jest poprawne (np. “wielka wesz”), a nie często używana forma “wsza” (np. “wielka wsza”).

Dzięki badaniom językoznawców możemy lepiej zrozumieć, jak powstają i zmieniają się słowa. Język to fascynujący obiekt badań, a jego ewolucja jest nieustannym procesem.

1Słownik etymologiczny języka polskiego/wesz - Wikiźródła 2Poradnia językowa PWN - Słownik języka polskiego PWN;16742.html

Chat GPT (to nie tylko kwestia innych aplikacji, lecz i statystycznych realizacji. Na tej samej aplikacji można generować kolejne wersje):

Wspaniale! Twój szkic już wskazuje na fascynujący temat związany z dynamiką języka i procesami ewolucyjnymi, które determinują jego rozwój. Przeanalizujmy go bliżej i rozwijmy te myśli. [błąd językowy powinno być rozwińmy S.Cz.]

Na początku Twojego eseju, zaczynasz od zabawnego anegdotycznego wstępu, który łapie uwagę czytelnika i przykuwa go do tematu. Jednak warto podkreślić, że język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale także element tożsamości kulturowej i społecznej. Warto więc rozważyć, w jaki sposób język odzwierciedla nie tylko zmiany w strukturze społecznej, ale także przynależność do różnych grup czy subkultur.

Następnie poruszasz kwestię norm językowych i ich ewolucji. To bardzo istotny aspekt, ponieważ normy językowe nie są stałe, ale ulegają zmianom wraz z przemianami społecznymi, kulturowymi i technologicznymi. Dlatego ważne jest, aby zrozumieć, że to, co uznawane jest za "poprawne" czy "niepoprawne" w danym języku, może się zmieniać w zależności od kontekstu i czasu.

Kolejnym ważnym punktem w Twoim eseju jest analogia między mutacjami genetycznymi a zmianami językowymi. Jest to bardzo trafne porównanie, które pokazuje, że język, podobnie jak organizmy żywe, podlega procesom adaptacji i ewolucji. Jednak warto podkreślić, że w przypadku języka, procesy te są bardziej złożone, ponieważ nie działają one na poziomie genetycznym, ale społeczno-kulturowym.

W dalszej części esej kontynuujesz dyskusję o możliwości trwałego wprowadzenia nowych form językowych, takich jak gwarowe czy slangowe, do standardowego języka. Jest to bardzo interesujący obszar badań lingwistycznych, który dotyczy zarówno mechanizmów akceptacji społecznej, jak i normatywnych procesów językowych.

Na koniec sugerujesz, że zjawisko ewolucji językowej może być badane na poziomie etymologicznym i historycznym, co stanowi fascynujący kierunek badawczy dla językoznawców. Analiza etymologii słów może rzeczywiście rzucić światło na procesy, które prowadzą do powstawania różnych form językowych i ich ewolucji na przestrzeni czasu.

Podsumowując, Twój esej zawiera wiele ciekawych myśli i pomysłów, które mogą być rozwinięte i pogłębione. Możesz rozważyć dodanie konkretnych przykładów lub odwołań do teorii językoznawczych, aby jeszcze bardziej uwiarygodnić swoje argumenty. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!

Miła recenzja (feedback?), bo nie wytyka błędów lecz wskazuje pozytywy. Jest więc motywująca. Ale czy powstała przez rzeczywistą analizę tekstu? Czy tylko słowa kluczowe pozwoliły na statystyczne wygenerowanie ładnego tekstu? Tekstu miłego dla odbiorcy? Może w taki sposób szybko pisać informacje zwrotne do prac studentów?

Napisz to w formie eseju (zaznaczyłem, że adresatem są studenci z Olsztyna).

ChatGPT

Tytuł: Dynamika Języka: Ewolucja Norm i Procesów Językowych

Język, jako narzędzie komunikacji, wydaje się być stały i niezmienny. Jednak w rzeczywistości, podobnie jak wszystko inne w życiu, język podlega ciągłym zmianom i ewolucji. Studenci Uniwersytetu w Olsztynie, zastanawiający się nad tą kwestią, mogą spojrzeć na język nie tylko jako na zbiór słów i reguł gramatycznych, ale także jako na dynamiczny proces, który odzwierciedla zmieniającą się naturę społeczeństwa i kultury.

Rozpocznijmy naszą podróż w świat języka od zabawnego wstępu, który ukazuje, że język, choć poważny w swej funkcji komunikacyjnej, może być również obiektem żartu i dowcipu. Takie podejście pozwala nam złamać lodową barierę i zapewnić czytelnikowi przyjemne wprowadzenie do tematu.

Ale teraz przechodząc do bardziej poważnych aspektów, musimy zrozumieć, że język to nie tylko zestaw słów, ale także element tożsamości społecznej. Normy językowe, określające co jest "poprawne" a co "niepoprawne", podlegają ciągłym zmianom i ewolucji. Co jest uznawane za poprawne w jednym okresie historycznym, może być zupełnie inne w innym. Dlatego też językowy krajobraz jest zawsze w ruchu, nieustannie dostosowując się do potrzeb społecznych i kulturowych.

Analogia między mutacjami genetycznymi a zmianami językowymi staje się coraz bardziej wyraźna. Podobnie jak w świecie biologicznym, także i w języku mamy do czynienia z procesami adaptacji i ewolucji. Jednak, w przeciwieństwie do organizmów żywych, językowa ewolucja nie polega na zmianach genetycznych, lecz na procesach społeczno-kulturowych. To społeczeństwo i jego potrzeby determinują kierunek zmian językowych.

Ciekawym aspektem językowej ewolucji są także nowe formy językowe, takie jak gwarowe czy slangowe, które mogą zostać trwale wprowadzone do standardowego języka. Proces akceptacji społecznej odgrywa tutaj kluczową rolę, podobnie jak normatywne procesy językowe, które decydują, czy dana forma jest akceptowalna czy nie.

Ostatecznie, gdy rozważamy kwestię ewolucji języka, nie możemy pominąć analizy etymologicznej i historycznej. Badanie pochodzenia słów i procesów językowych, które doprowadziły do ich powstania, może rzucić światło na mechanizmy, które kierują zmianami językowymi.

Podsumowując, język jest czymś więcej niż tylko narzędziem komunikacji. To element tożsamości społecznej i kulturowej, który podlega ciągłym zmianom i ewolucji. Dla studentów Uniwersytetu w Olsztynie, zanurzenie się w ten fascynujący świat języka może prowadzić do głębszego zrozumienia społeczeństwa i kultury, które go otaczają.

Moje podsumowanie: szybkie generowanie ze szkicu. Pomysł musi być nasz, oryginalny bo AI sam nie wygeneruje. Trzeba jednak sprawdzić czy rozwinięcie jest zgodne z naszymi planami i pomysłem. Wtedy rzeczywiście będzie to narzędzie ułatwiające pracę biurowo-pisarską. Ale jest i drugi wniosek. Skoro tak łatwo generować dobrze wyglądające teksty, to czy jest sens zadawać prace pisemne studentom? Jaka jest pewność, że napiszą sami? A jaką mieliśmy pewność dawniej, że ktoś za nich nie pisał? Nie tylko esejów, sprawozdań lecz i całych prac dyplomowych? Proceder znany od dawna. Sam pamiętam, gdy byłem studentem (jakieś ponad 40 lat temu), byliśmy aktywni w kole naukowym. Pewien student zaoczny miał poprawić badania do swojej pracy magisterskiej. Po prostu uzupełnić. I mnie z kolegą poprosił o pomoc w badaniach terenowych, potem w oznaczeniu zebranych owadów i wstępne opracowanie. Naszą zapłatą za pomoc był obiad w restauracji. Dla studenta zaocznego to był koszt finansowy, my się najedliśmy a zainwestowaliśmy swój czas i swoją wiedzę. Od dawna pomoc w pisaniu prac dyplomowych czy prac zaliczeniowych jest zmonetyzowana, nie tylko jako pomoc koleżeńska lecz jako usługa. Teraz jest tylko niższy próg wejścia. Zainteresowani uczniowie czy studenci nie muszą szukać, nie muszą płacić. Mają pod ręką, online. Zatem jak zmienić swoją pracę dydaktyczną ze studentami i wiarygodnie oceniać/sprawdzać efekty kształcenia? Co tak naprawdę sprawdzamy: umiejętność samodzielnego pisania czy korzystania z AI? Może umiejętność promptowania?

 

Grafika wygenerowana przez Copilot, do tekstu. Język program potraktował jako część anatomiczną a nie jako abstrakcyjny język mówiony czy pisany.

Gemini

Wesz, wsza: Językowy kalejdoskop

Wstęp:

Słowa "wesz" i "wsza" od dawna budzą wątpliwości językowe. Dawniej istniała między nimi opozycja płciowa, dziś funkcjonują jako synonimy. Rzućmy okiem na językowy kalejdoskop, w którym ewoluują te dwie formy.

[moje: ta opozycja płciowa to niezły odlot w halucynowaniu. AI nie zrozumiał dowcipu. Bo nie rozumuje tylko statystycznie dobiera słowa, tym razem jest to kompletna skucha, trzeba wyłapać i samemu zmienić]

1. Płeć w słowach?

Na pierwszy rzut oka żartobliwe stwierdzenie o płci "wszy" i "wszy" kryje w sobie ziarno prawdy. Historycznie rzecz biorąc, "wesz" rzeczywiście oznaczał samca, a "wsza" - samicę pasożyta. Analogicznie funkcjonowały pary "mysz" i "mysza", "baran" i "owca". [c.d. błędnej halucynacji słownej. Ale przecież takie sytuacje zdarzają się i u żywych ludzi, w pracach i odpowiedziach uczniów czy studentów. Sam także udzielałem złych odpowiedzi bo źle zrozumiałem pytanie czy zlecone zadanie. Czyli na błędy narażeni jesteśmy zawsze, analogowo i w pracy w kontakcie bezpośrednim z ludźmi także]

2. Język - dynamiczny organizm:

Język nie jest skostniałym tworem, lecz żywym organizmem podlegającym ciągłym zmianom. Podobnie jak ewolucja gatunków, język ewoluuje na przestrzeni czasu. Normy językowe, kiedyś sztywne, ulegają modyfikacjom. Dawniej poprawna forma "wsza" dziś ustępuje miejsca "wszy". [wcale nie ustępuje S.Cz.]

3. Skąd się biorą zmiany?

Źródeł językowych mutacji jest wiele. Eksperymenty społeczne, potrzeba identyfikacji (język jako wyznacznik przynależności), naśladownictwo, błędy językowe - to tylko niektóre z nich. Niczym mutacje genetyczne, nowe słowa, odmiany gramatyczne i formy językowe pojawiają się nieustannie.

4. Siła norm językowych:

Język posiada mechanizmy "naprawcze", niczym komórki eliminujące szkodliwe mutacje. Normy językowe działają jak filtr, selekcjonując formy poprawne i eliminując te niepoprawne. Większość językowych "wypadków" żyje krótko, nie wpływając na ewolucję języka.

5. E językowa rewolucja [nie wiem skąd te E w tytule, nie ma nawiązania to elektroniczności, wiec jest chyba w pełni błędne, trzeba byłoby wykasować]:

Jednak niektóre "mutacje" językowe, niczym te warunkujące ewolucję gatunków, okazują się trwale i na stałe wpisują się do kanonu językowego. Dawne formy gwarowe, slangowe, z czasem mogą zyskać status form poprawnych. To właśnie językowy "usus", czyli powszechne użycie, decyduje o przetrwaniu danej formy.

6. Tajemnice etymologii:

Pochodzenie słów "wesz" i "wsza" to fascynująca zagadka dla językoznawców. Etymologia tych słów może sięgać prajęzyka indoeuropejskiego, kryjąc w sobie skomplikowane procesy językowe. Dokładne badania etymologiczne pozwolą nam odkryć językowe mechanizmy, które doprowadziły do powstania tych dwóch form.

Podsumowanie:

"Wesz" i "wsza" to językowy kalejdoskop, w którym odbijają się ewolucyjne procesy języka. Od żartobliwych rozróżnień płciowych po współczesne synonimy, te słowa niosą w sobie historię języka i jego nieustanną ewolucję. Językoznawcy wciąż odkrywają sekrety etymologii "wszy" i "wszy", rzucając światło na mechanizmy rządzące życiem języka.

Dodatkowe uwagi:

Esej wzbogacono o akapity wprowadzające i podsumowujące, nadając mu spójności.

Rozwinięto argumenty dotyczące dynamiki języka i ewolucji norm językowych.

Podkreślono rolę "ususu" językowego w kształtowaniu się norm.

Dodano akapit o etymologii słów "wesz" i "wsza", podkreślając jego złożoność i wagę badań językoznawczych.

Poprawiono styl i gramatykę tekstu.

Mam nadzieję, że ten poprawiony i rozwinięty esej spełnia Państwa oczekiwania.

Gemini tak jak wcześniej Bard ma styl z wypunktowaniami. Trzeba samemu przekształcać na styl zwartej wypowiedzi słownej.

Jedno jest dobre, AI jest odporny ma moje dyslektyczne błędy literowe i nieudolności pisania na klawiaturze. Poprawnie odczytuje treść, ludzie zresztą też. Ale żywi ludzie szybko wchodzą w rolę nauczyciela i mają tendencję do wytykania błędów. 

Wnioski z tego kolejnego eksperymenty są takie, że trzeba samemu już coś wiedzieć, by po pierwsze zadać wartościowe zadanie do napisania, po drugie by potrafić ocenić poprawność/błędność uzyskanego tekstu od narzędzia AI. Jednym słowem AI nie napisze za nas, może tylko pomóc. Nie wymyśli oryginalnej odpowiedzi i może błędnie halucynować. O jakości więc tekstu przesądzi nasz oryginalny pomysł (a ten bierze sie z już posiadanej wiedzy) oraz umiejętność odróżniania wartościowych zdań od fałszywych i błędnych. Modele językowe to dobre narzędzie lecz o ograniczonym zaufaniu. Potrzebne jest nasze krytyczne myślenie i umiejętność weryfikowania róznych faktów, interpretacji. AI jest niczym przydatny papier ścierny - wygładzi powierzchnię drewna, ale najpierw sami musimy wyrzeźbić kształt

Czy zaoszczędziłem czas? Chyba nie, bo generowanie, sprawdzanie i analizowanie zajęło chyba tyle samo czasu co poprawianie samodzielne tekstu i rozwijanie go. Ale była jakaś interakcja, z czymś człowieko-podobnym. Może była większa motywacja do pracy, bo pojawiały sie nowe rezultaty. Dla introwertyka to być może wygodniejsza forma niż dyskusja z żywymi ludźmi. Ja często wolę pracować twórczo sam. A narzędzia AI pracują w moim tempie i nie krzyczą, gdy się akurat nimi teraz nie zajmuję lub mam odmienne zdanie. nie musze przekonywać do swojego punktu widzenia, Daje mi możliwość pracy w moim tempie. Być może gdybym nie analizował całego procesu i gdybym zadowolił się pierwszą wersją i ją dopracował, to może bym zaoszczędził czas i wykonał zadanie szybciej. A przez to, że swoje doświadczanie poddałem refleksji, to całość zajęła mi więcej czasu. Więcej niż samodzielne pisanie tekstu. Powstało coś więcej, coś dłuższego i z dygresjami oraz refleksjami co do zasadności korzystania z AI i oceny otrzymanych rezultatów. Z tego płyną dla mnie wnioski na przyszłość. Być może w przyszłości zaoszczędzę więcej czasu i nie będę marnował czasu na błądzenie po manowcach? Może czegoś nauczyłem się, czegoś co zainspiruje mnie do konkretnej zmiany sposobu prowadzenia dydaktyki? Może nie będę się bał, że studenci korzystają z narzędzi AI? Może ich nauczę lepszego i efektywniejszego korzystania? Bo skoro już korzystają, to mogą to robić lepiej dla swojego rozwoju i dla swoich kompetencji.

17.04.2024

Mój Dzień Ziemi 2024

 

Nie można się poćwiartować i być w kilu miejscach na raz, choćby się nawet mocno chciało. To znaczy można ale już bez oznak życia i możliwości działania. Na prośbę nauczycielki, naszej absolwentki, przygotowałem webinarium dla licealistów. Zgłosiło się więcej szkół. O rezultatach napiszę później. Bo będę zbierał ich opinie na temat Dnia Ziemi. Chcę poznać co myślą młodzi ludzie na ten temat. Tak zacznie się mój Dzień Ziemi. Potem będą zajęcia dla studentów oraz oddanie elektrośmieci w ramach uniwersyteckiej akcji w czasie Dnia Ziemi (UWM dla Ziemi) i na koniec spektakl artystyczno-popularnonaukowy w olsztyńskim Planetarium pt. "Opera drzewa, zamiast śmieci".

Ciągle widać myślenie, że człowiek jest obok przyrody. Ślady tego sposobu myślenia znajdziemy na przykład w takich pojęciach jak materia ożywiona, ekosystemy naturalne i sztuczne, a więc przekształcone przez człowieka. Człowiek od zawsze był częścią przyrody a przyroda częścią człowieka. Nierozerwalna całość. W tym kontekście Dzień Ziemi to Dzień Człowieka i naszej pomyślności. A jako istota rozumna świadomie możemy wpływać na naszą teraźniejszość i naszą przyszłość.

Jest nas 8 miliardów. I cóż znaczyć może jedna ośmiomiliardowa, jednostka? Mało, ale więcej niż nic. I to mało warto zrobić. Tym bardziej, że chodzi o naszą wspólną przyszłość. Nawet jedna ośmiomiliardowa nie jest w stanie żyć obok, uciec w Kosmos czy schować się w nawet największym bunkrze. 

Dzień Ziemi jest inicjatywą oddolną, społeczną, która uzyskała znaczenie międzynarodowe. Łączy wiele milionów ludzi i ich działaniach. Taka siła może już znacząco przekształcać świat. I każdy z nas może być współudziałowcem tego procesu. A że potrafimy zmieniać świat na lepsze świadczy o tym zażegnana dziura ozonowa. Było realne zagrożenie, było współdziałanie i były wyrzeczenia. Rezultat jest optymistyczny - zlikwidowaliśmy zagrożenie dla nas i dla biosfery. Nie było łatwo, bo wymagało współpracy i konsensusu międzynarodowego. Konieczne były zmiany w przemyśle i naszych codziennych przyzwyczajeniach (np. dezodoranty). 

Nasza duża konsumpcja i przyzwyczajenia konsumenckie generują olbrzymie ilości odpadów. Z tym też możemy coś zrobić. Od zaraz, zaczynając od siebie. I głośno o tym dyskutować by wymusić rozwiązania systemowe i długotrwałe. Podobnie z emisjami gazów cieplarnianych i globalnym ociepleniem klimatu Ziemi. To ogromne wyzwanie w skali całego świata. Nie będzie łatwo ale jest to w zasięgu naszych możliwości. Dzień Ziemi to dobra okazja by przypomnieć i o takich oczywistościach. Mamy wiedzę jak to zrobić lecz nie mamy motywacji i chęci do działania. Ciągle zbyt wielu z nas chowa głowę pod poduszkę, naiwnie licząc, że jakoś to będzie, że się rozejdzie po kościach. Nie rozejdzie się... 

Biosfera, nawet po największym wymieraniu gatunków i zmianach klimatu, przetrwa. Potrzeba jakichś 5-10 milionów lat by biosfera odbudowała swą różnorodność biologiczną (gatunkowa i ekosystemową). Przyroda przetrwa lecz nie człowiek i nasza cywilizacja. Nikt nie schowa się w żadnym, nawet najlepiej wyposażonym bunkrze czy schronie. To znaczy schowa sie, ale na krótko i też nie przetrwa w dłuższej perspektywie.

O czym jeszcze wspomnę w czasie Dnia Ziemi 2024 ? O wodzie w mieście, o suszy, o farmaceutykach w środowisku.


Dlaczego trudno poświęcić "moje dobro tu i teraz", "moją wygodę" na rzecz dobra całej ludzkości i i to w przyszłości? To zupełnie nowe wyzwania i konieczność myślenia w dłuższej perspektywie czasowej. Wykraczają poza nasze ewolucyjne przystosowania w myśleniu tu i teraz. W myśleniu o przetrwaniu tu i teraz.

Dzień Ziemi celebruję od wielu lat i nie tylko jednego dnia. W tym roku, na zaproszenie, biorę aktywny udział w  wydarzeniu „Słowo – Muzyka – Obraz”. Największym domem ludzi jest Ziemia. „Opera drzew, zamiast śmieci”, to premierowa prezentacja refleksji i obrazów, w autorskim projekcie zespołu: Elżbieta i Andrzej „Andymian” Mierzyńscy, Anna i Rozalia Wojszel, Stanisław Czachorowski z udziałem olsztyńskiej aktorki Ireny Telesz-Burczyk. Sztuka i przekaz popularnonaukowy może wzmocni nasz głos w obronie naszej planety. I w obronie nas samych, abyśmy mieli przyszłość.

Zrobić coś z innymi i wywrzeć wpływ. A jak to bywa ze świętami, Dzień Ziemi twa wiele dni, zwiastun już wcześniej pojawił się w Radiu UWM FM. I nie skończy się na jednym dniu. Czerwona Kanka, jako swoista kapsuła czasu, będzie zbierała przesłania od mieszkańców Olsztyna przez cały miesiąc. 

Świętuj razem z nami. I współdecyduj o przyszłości. Byśmy ją mieli.

14.04.2024

Jak to było z tym wykładem na trawniku

 

To nie był mój pierwszy raz z zajęciami akademickimi na trawniku . Tym razem wyszedłem poza mury sali ze studentkami pedagogiki z Wydziału nauk Społecznych. W latach ubiegłych wychodziłem ze studentami Wydziału Biologii i Biotechnologii (czytaj więcej: Życie w pośpiechu staje się płytkie , relacja Gazety Olsztyńskiej oraz serwisu UWM).  Wcześniej to były seminaria i przedmiot autoprezentacja (uczenie wystąpień publiczny), teraz był normalny, kursowy wykład. 

Z wykładem na trawie jest jak z widokiem na wierzchołek góry lodowej - widać tylko malutki fragment, większość jest ukryta. Z samego faktu wykładu na trawniku tez można byłoby wyciągać mylne wnioski. Bo nie były to żadne wagary. To było przemyślane co do treści i formy przedsięwzięcie dydaktyczne. Pomijając fakt, że Kortowo chwali sie pięknym kampusem uniwersyteckim. Trzeba więc z tego piękna korzystać realnie a nie tylko teoretycznie.

Czy na wykładzie musi być zawsze lista obecności, sala, rzutnik i komputer? Dlaczego tym razem na trawie? Po pierwsze by pokazać przyrodę i doświadczać a nie tylko o niej opowiadać. Refleksje były ukierunkowane, np. w formie pytania czy i ile wyprodukowaliśmy śmieci w czasie piknikowania? Dlaczego? Czy można inaczej? Teraz doświadczają studenci, potem będą zachęcać do podobnych pytań swoich przedszkolaków i uczniów. 

Dlaczego był koszyk z rogalikami, które upiekła moja żona? Jak nauczycielka przyszłym nauczycielkom. Bo miał być piknik, to i był. Często korzystam z pedagogicznych doświadczeń mojej żony. Wie co dzieci lubią i dlaczego. Także i tą formą chciałem wprowadzić studentki w atmosferę przyszłych zajęć. Były na trawie bajki kamishobai: o żabie moczarowej, o cytrynku latolisku i o chruściku z Jeziora Czarnego. Wcześniej na wykładzie już opowiadałem o kamishibai i pokazywałem na czym to polega. Ale i w terenie musiało też być. W miejscu właściwym dla takich aktywności. I czym się różni od pokazywania na monitorze tabletu czy laptopa w terenie. Nie tylko wykład lecz i doświadczanie.

Były także gry planszowe, analogowe, memory, karciane. Ja przyniosłem gry edukacyjne ale był tez i chińczyk czyli człowieku nie irytuj się. Studentki wcześniej już same tworzyły gry dla dzieci. Teraz doświadczały i zastanawialiśmy się czy takie gry edukacyjne mogą czegoś nauczyć. A jeśli tak, to czego. I jak projektować gry, by były edukacyjne i atrakcyjne dla uczniów. AQ wtedy będą grali sami, z rodzina, na podwórku na wakacjach i w czasie wolnym. To praca domowa czy własne zainteresowania? Jak sądzicie?

Bym zapomniał napisać o ważnym i najważniejszym - kontekst odbiorcy. Wykład na trawniku, połączony z małym piknikiem był dla studentek pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej na przedmiocie edukacja społeczno-przyrodnicza. Prawda, że kontekst odbiorcy wiele zmienia? Niby wykłady, bo są i osobno ćwiczenia. ale dlaczego taka treść i taka forma? Sądzę, że przynajmniej od czasu do czasu nawet na wykładach można doświadczać a nie tylko słuchać i notować. 

Jest jeszcze jeden powód mojego wyjścia na trawnik. Jest jedna z moich prób odchodzenia od rutyny wykładów. Kontekst jest ważny, nie każdy wykład nadaje się do realizacji pod chmurką i w  terenie. I to nie o aktualną pogodę chodzi. 

Wyjście w teren na wykładnie to także budowanie relacji i motywacji do własnej pracy i poznawania. Studentki miały materiał do swoich dzienników refleksji. I jak można sadzić po zamieszczonej tam treści, samo wyjście w teren na wykładzie i piknikowa forma wraz z kamishibai wywarły duże wrażenia. Pozytywne wrażenie. 

Poza wyjście na łąkę studentki dostały także zadanie na Teamsach. Z jednej strony forma notowania i powtarzania a z drugiej zadanie także i dla tych z absencją na wykładzie. Nie byłeś? Nie szkodzi, i tak musisz wykonać zadanie. Jeśli nie na wykładzie to sam. Nie jest sprawdzana obecność lecz są sprawdzane efekty pracy i własnego rozwoju. Przy okazji łączę kontakt bezpośredni z tym online i to w trybie asynchroniczny. Wielu z nas z ochotą porzuciło narzędzia takie jak MS Teams a przecież to dobre narzędzia do hybrydowych form prowadzenia zajęć. Rozsądne i efektywne wykorzystywanie technologii, które wcale nie osłabia relacji bezpośrednich. 

Zaciera się granica między typowym wykładem a typowymi ćwiczeniami. Jako biolog chcę przekazać swoją wiedzę. Nie tylko podająco lecz i przez tworzenie sytuacji i środowiska edukacyjnego. Jak się okazuje na wykładzie też można. 

I jeszcze jedna dygresja z podwórka neurodydaktycznego. Wyjście od czasu do czasu na wykład na łące do wyjście poza ramy, zaskoczenie, niespodzianka. Wszelkie niespodzianki i odejście od rutyny sprzyjają zwiększonemu zapamiętywania treści i budują dobre relacja. Pozwalają także na odwrócenie trendu ze spadkiem obecności na wykładach. 

To jest mój dziennik refleksji. Piszę w nim o swoim rozwoju jako nauczyciela akademickiego. Sprawdzam na sobie także i to, czy można odejść od punktozy. A jeśli tak to w jaki sposób. Jeśli coś proponuję studentom do wykonania (np. zaliczenie w formie dziennika refleksji, to sam najpierw na sobie wypróbowuję. 

11.04.2024

Czy transhumanizm to coś złego?

 

Jakiś czas temu zwrócił się do mnie jakiś portal informacyjny (o wyraźnie sprecyzowanej linii światopoglądowej) z prośbą o wywiad przed kamerą (obiecali przyjechać z daleka na wyznaczony termin) na temat transhumanizmu. Najpierw zdziwiło mnie, dlaczego do mnie z takim tematem. Nie jestem historykiem filozofii a więc nie jestem ekspertem. Potem przypomniałem sobie niektóre moje publikacje (nawiązujące m.in. do ewolucji kulturowej  i noosfery) oraz wypowiedzi w mediach społecznościowych o sztucznej inteligencji. Może dlatego chcieli akurat ze mną?

Odmówiłem, bo nie czułem się kompetentny w tym temacie. A i sam portal wzbudzał światopoglądowe wątpliwości. Nie chciałem być narzędziem w nieakceptowanych przeze mnie wywodach. Odniosłem wrażenie, że mogę być tylko paprotką w z góry ustalonej narracji. Ale sięgnąłem do literatury by poczytać czym jest ten transhumanizm. Nietypowa inspiracja by zapoznać sie z tematem.

Co zauważyłem w tej swojej lekturowej podróży po transhumaniźmie? Dużo strachu i walka z czarownicami. Takie zło, które niby zagraża człowiekowi i humanizmowi - lubimy się bać wymyślonych demonów? Odniosłem wrażenie, że dla niektórych kręgów światopoglądowych transhumanizm to rytualny chłopiec do bicia i oburzania się na nowoczesność.

Nie będę robił przeglądu myśli na temat transhumanizmu - od tego są bardziej kompetentni historycy filozofii i socjolodzy. Przedstawię tylko kilka luźnych refleksji z mojego, osobistego i biologicznego punktu widzenia.  Moim zdanie transhumanistyczni jesteśmy od samego początku istnienia Homo sapiens. A skoro transhumanizm (co niżej będę starał sie wykazać) jest kwintesencją humanizmu to jak teraz zdefiniować sam humanizm w kontrze do transhumanizmu, albo odwrotnie?

Poszukiwanie analogii między ewolucją biologiczną i kulturową pociąga mniej już od czasów licealnych.  Patrzę jako biolog i filozof przyrody na proces i trendy ewolucyjne. Zupełnie inna, szersza perspektywa. I wtedy żaden zły transhumanizm nie nie przeraża ani nie niepokoi. To, co jest dzisiaj wynika  z tego, co było wczoraj: wszystko ze wszystkiego, wszystko ze wszystkim. Dostrzegam proces i ewolucyjny ciąg a nie jakiś jednostkowy fenomen. Zupełnie tak jak proces przeobrażenie owada w jego cyklu życiowym, z poczwarki w imago, nie jest dla mnie katastrofą tylko etapem rozwoju. Jednostkowo i wycinkowo patrząc to w poczwarce następuje rozpad całego ciała. Wypisz wymaluj istna destrukcyjna katastrofa. W stadium poczwarki rozpada się organizm gąsienicy i pozornie powstaje coś innego. To nie katastrofa, to rozwój w cyklu życiowym. To zwykłe (?) przeobrażenie czyli metamorfoza. Z pewnością teraz ludzkość i nasza kultura znajduje się w takiej fazie głębokiego i szybkiego przeobrażanie. Nie powinny więc dziwić obawy i niepokoje.

Transhumanistyczni byli już wtedy, gdy wytwarzaliśmy i używaliśmy kamienne narzędzia. narzędzia. Tworzyliśmy narzędzia a one wpływały na nas i nasza ewolucję. Wspomagały nasze samoudomowienie z widocznymi efektami w budowie kości, mięśni i całego ciała. Nie zapominając o wpływie na całe społeczności ludzkie. Kolejnym etapem dużych zmian był język mówiony a potem rozwijąca się kultura i pismo. Linearne pismo niejako "przeformatowało" nam mózgi. Nie zapominając o skutkach społecznych. Systematycznie coraz więcej w naszym życiu biologicznym i społecznym odgrywały elementy niebiologicznie, nieludzkie. A teraz żyjemy z proteazami, sztucznymi zastawkami serce i tysiącem innych elementów technicznych w naszym organizmie. Jeszcze więcej takich nie-ludzkich, pozaorganizmalnych elementów funkcjonuje w kulturze i społeczeństwie. Bez nich nie byłoby nawet klasycznego humanizmu. 

W alarmistycznych wypowiedziach o transhumanizmie uwidacznia się swoisty konserwatyzm i strach przed nowym, niezrozumiałym. Może zamiast marnować energię na strachy i walkę z demonami lepiej spróbować zrozumieć procesy? Poznać i zrozumieć?

Strach przed transhumanizmem bierze się z niewiedzy o człowieku i jego ewolucji. Ewolucja kulturowa w moim odczuciu jest  przedłużenie ewolucji biologicznej, a kwintesencją jest powstawianie noosfery i holotechnobiontu. Noosfera - sfera umysłu jest nakładką na biosferze a człowiek jest kluczowym elementem tego procesu). Holotechnobiont to nowa jakość, która wcale nie zabija człowieczeństwa ani humanizmu tylko rozwija to, co w istocie człowieka trwa od samego naszego początku. Inaczej spójrzmy na sztuczną inteligencję, na książki i ekosystem, którego jesteśmy częścią. 

Jak tę nową jakość? Ekosystem czy konektywizm to tylko prowizoryczne słowa. Holotechnobiont? Poznajemy nowe procesy, nowe zjawiska i próbujemy nadawać im nowe terminy, słowa, określenia. Bo język jest elementem myślenia. Musimy nazwać to, co dostrzegamy i wyróżniamy ze środowiska. 

Humanizm kolonizuje nowe obiekty, słowo w książkach, słowo w materiałach wideo, internecie. Sztuczna inteligencja jest tylko uzupełnieniem tego od dawna trwającego procesu. Spójrzmy na całość a nie część i na proces kierunkowy, który od dawna już jest.

Transhumanizm pojawił się wtedy, gdy Homo sapiens zaczął mówić i używać narzędzi. Pojawiła się kultura, która coraz bardziej osadzała się na nieludzkim, niebiologicznym nośniku. Tak jak życie biologiczne powstało w ewolucji chemicznej i układach przedbiologicznych, dopiero potem pojawiła się komórka i organizmy. Biosfera była na samym początku i przez miliony lat coraz bardziej się konsolidowała, dojrzewała, rozwijała. Dla noosfery jesteśmy kluczowym i zwornikowym elementem. Tylko częścią. Ważną lecz jednak tylko częścią. Spróbujmy spojrzeć na całość. Nie utracimy swojej ważności, tak jak jej nie utraciliśmy w heliocentrycznym modelu Kosmosu.

Dla mnie transhumanizm to myślenie kolektywne, systemowe a nie jednostkowe, wyrywające człowieka z jego środowiska biologicznego jak i środowiska kulturowego. Nie podzielam myślenia typu człowiek obok przyrody a więc kultura kontra natura. Nie jesteśmy w opozycji lecz jesteśmy częścia natury a natura jest częścią nas w jednostkowym jak i zbiorowym kontekście.