![]() |
| Moja łączka kwietna pod blokiem. Mały rezerwat biosfery miejskiej, nie koszone od kilku lat. Czasem trochę przycinane nożyczkami, bo to bardzo mała powierzchnia. |
17 listopada dostałem takie zapytanie (zobacz niżej) od dziennikarza, Marcina Lewickiego. Dawniej w tym czasie leżałby już śnieg. Teraz mamy pogodę jak w szarugi jesienne. Dlaczego jeszcze raz, tym razem samodzielnie, umieszczam swoją odpowiedź na postawione pytania? Bo sam chcę być kapitanem i okrętem. Kontekst wiele zmienia. A nie wszystko co bym chciał znajduje się zazwyczaj w opublikowanym materiale. Redakcje mają swoje cele i ograniczone miejsce. A ja mam swoje cele, popularyzatorskie. I skoro raz włożyłem wysiłek w odpowiedź, to nie chce by nawet fragmenty znalazły się tylko w szufladzie.
„Dzień dobry Panie Profesorze, jestem dziennikarzem Wirtualnej Polski, dostajemy od naszych Czytelników zdjęcia, na których widać jak pracownicy wynajętych firm koszą trawy i zarośla na warszawskim Ursynowie.
1. Jaki jest sens takich działań? Czy podyktowane jest to estetyką, finansami, a może ma to sens przyrodniczy?
2. Czy koszenie w listopadzie jest lepsze niż np. latem?
3. Dlaczego koszenie w listopadzie wywiera negatywny wpływ na przygodę (jeżeli tak rzeczywiście jest)?”
Koszenie trawników i zarośli (zieleń niska) w listopadzie ma przede wszystkim
sens techniczny i ogrodniczy, a nie przyrodniczy. Zabieg ten
przygotowuje darń na zimę, ogranicza ryzyko chorób grzybowych (np. pleśni
śniegowej) i pozwala trawie szybciej ruszyć z wegetacją wiosną (wzrost różnych traw). Z
punktu widzenia przyrody może jednak ograniczać schronienia dla owadów i
drobnych zwierząt, które wykorzystują wysoką roślinność jako zimowisko. Czasem
kosi się dopiero jesienią by nie kosić w czasie dojrzewania roślin i by dać
szansę na wysianie się roślin.
Zabiegi jesienne mogą wynikać z celów ogrodniczy. Może to być ostatnie
koszenie przed zimą, gdy trawa wciąż rośnie, jeśli temperatura utrzymuje się
powyżej 5°C. Skrócenie źdźbeł zapobiega ich wyłamywaniu się pod śniegiem (a w dobie ocieplenia klimatu coraz trudniej o zimowy śnieg w Polsce). To jesienne koszenie zapobieganie
chorobom bo zbyt długa trawa sprzyja rozwojowi pleśni śniegowej i gniciu darni. Zapewnia także lepszy
start wiosną – krótko przycięta trawa szybciej się zazielenia i tworzy gęstą
murawę (ważne jeśli zależy nam na trawniku typu pole golfowe). I trzeci cel
ogrodniczy - ułatwienie pielęgnacji. Koszenie połączone z grabieniem liści i
napowietrzaniem poprawia kondycję gleby.
Inny jest punkt widzenia przyrodnika i ekologa. Wysoka trawa,
a zwłaszcza suche byliny i zarośla stanowią zimowe schronienie dla owadów,
pajęczaków, drobnych ssaków i ptaków. W suchych łodygach pozostają złożone jaja
lub znajdują schronienie larwy lub zimujące stadia imago (owadów dorosłych). Koszenie
w listopadzie usuwa te siedliska, co może zmniejszać lokalną różnorodność
biologiczną. Po drugie rośliny dzikie w zaroślach często wytwarzają nasiona
jesienią. Koszenie w tym czasie ogranicza ich rozsiewanie i regenerację. Ponadto
pozostające nasiona na łodygach roślin są pokarmem dla ptaków. Z punktu widzenia przyrody naturalnej,
nieskoszone fragmenty są bardziej wartościowe jako „wyspy życia” w monotonnych
przestrzeniach miejskich.
Z perspektywy ogrodnika listopadowe koszenie jest
praktyczne gdyż chroni intensywnie pielęgnowany trawnik przed chorobami i poprawia jego wygląd wiosną. Z
perspektywy przyrody koszenie w tym czasie redukuje zimowe schronienia dla
organizmów i ogranicza naturalne procesy ekologiczne.
Rozwiązaniem kompromisowym byłoby zostawienie części trawnika lub
zarośli nieskoszonych, aby pełniły funkcję refugium dla owadów i drobnych
zwierząt, a resztę przygotować technicznie na zimę. Dla przyrody wartościowa
jest mozaika z fragmentami często koszonymi i fragmentami pozostawionymi.
Dzięki temu mamy większą różnorodność oraz schronienia i bazę pokarmowa dla
różnych gatunków małych i średnich zwierząt.
Wiele owadów korzysta z suchych, pustych lub
miękkordzeniowych łodyg jako zimowych kryjówek albo miejsc do zakładania gniazd
wiosną. Zatem takie suche „badyle” powinny zostać aż do późnej wiosny a nawet
lata. Nie wygląda to możne najpiękniej, sprawia wrażenie terenu zaniedbanego
ogrodniczo, ale jest to mądra uprawa bioróżnorodności w mieście. Najbardziej
znane są dzikie pszczoły samotnice, ale także inne grupy owadów wykorzystują
takie struktury.
Miesierki (Megachile) i inne pszczoły samotne chętnie
drążą chodniki w łodygach z miękkim rdzeniem (np. malwy, jeżówki, słoneczniki).
Murarki (Osmia) często zasiedlają puste łodygi lub trzcinę, gdzie samice
składają jaja i oddzielają komórki gniazdowe przegrodami z gliny. Pszczoły z
rodzaju Hylaeus wykorzystują naturalne szczeliny i suche łodygi jako
schronienia. Z braku takich suchych roślin (łodyg) musimy budować tak zwane
hotele dla owadów. Tyle, że te ludzkie hotele mają mniejszą różnorodność
siedlisk i służą nielicznym gatunkom. Na dodatek przez skupienie w jednym
miejscu gniazdujących owadów ułatwiają przenoszenie się patogenów i pasożytów, żerujących na tych
gatunkach owadów. W ogólnym sensie to niehigieniczne dla takich gniazdujących w
„badylach” owadów.
Ponadto różne błonkówki (np. żądłówki), takie jak niektóre gatunki os samotnych również
gniazdują w pustych łodygach roślin łąkowych i zaroślowych. Larwy niektórych gatunków chrząszczy rozwijają
się w martwych łodygach, korzystając z ich miękkiego wnętrza. Część gatunków
muchówek i motyli zimuje w stadium poczwarek, przytwierdzonych do suchych łodyg lub ukrytych w ich wnętrzu. Warto
także zostawiać w niektórych miejscach leżące suche liścia (gdy spadną z
drzew), bo to miejsce zimowania dla różnych owadów, np. dla motyla cytrynka
latolistka.
Dlaczego te suche łodygi są ważne? Bo to naturalne hotele
dla owadów – pozostawione w ogrodzie lub na łące suche łodygi pełnią funkcję
schronienia podobną do sztucznych „hoteli dla owadów”. Po drugie to zimowiska –
owady dorosłe, larwy lub poczwarki mogą przetrwać w nich zimę, chronione przed
mrozem i drapieżnikami. Po trzecie wiosną , np. w marcu–kwietniu, samice pszczół samotnic
zaczynają zakładać gniazda właśnie w takich strukturach.
Ważne pytanie jest takie kiedy więc kosić i ile razy w roku?
Z punktu widzenia przyrodniczego celem jest utrzymanie jak największej mozaiki
siedlisk i utrzymanie procesów sukcesji ekologicznej. Jeśli w ogólne nie kosimy
to po kilku-, kilkunastu latach wyrośnie tam las (zagajnik itp.). Siedlisko się
diametralnie zmieni. Zabiegami ogrodniczymi powinniśmy naśladować naturalne
procesu zgryzania przez duże kręgowce. A częstość koszenia uzależnić od jakości
gleby (żyzności) i aktualnych warunków pogodowych. Ponadto warto uwzględnić
efekt krajobrazowy, tak by w skali krajobrazu utrzymać możliwie dużą mozaikę
siedlisk. Bo to sprzyja większej różnorodności biologicznej.
Późnoletnie koszenie jest zabiegiem eliminującym takie
rośliny inwazyjne jak np. nawłoć. Zatem z pozoru proste koszenie trawników i
zieleńców wymaga dużej wiedzy i ciągłego monitorowania. Zamiast zleceń koszenia
w wyznaczonej liczbie w ciągu roku lepiej byłoby podpisywać umowę z firmami na
utrzymanie pożądanego stanu przyrodniczego. I wtedy to firma decyduje czy i kiedy kosić. A jeśli zamówi się 1-2 koszenia (albo i więcej) w danym roku, to praca musi być wykonana…
choćby w danym momencie nie miała sensu.
Z tych interwencji czytelników wypływa optymistyczny wniosek – mieszkańcom zależy na przyrodniczej jakości okolic osiedli mieszkalnych i chcą chronić bioróżnorodność.
Wnioski przyrodnicze:
- Koszenie
i usuwanie zarośli w listopadzie pozbawia owady specyficznych kryjówek, co
zmniejsza ich szanse na przetrwanie zimy.
- Pozostawienie
fragmentów roślin (np. kęp z suchymi łodygami) wspiera bioróżnorodność
i sprzyja zapylaczom na wiosnę.
- Praktyka
ogrodnicza: warto zostawić część rabat i trawników nieskoszoną do
wiosny, aby owady miały naturalne siedliska.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz