W czasie pierwszych odwiedzin w księgarni po długiej izolacji społecznej, związanej z epidemią Covid-19, skusiła mnie książka z komarem w tytule i z wizerunkiem tego owada na okładce. Może dlatego, że wybrałem także książkę o epidemiach, na okładce które także był komar? Pobieżnie przejrzałem i włożyłem do koszyka. Po powrocie do domu, już po przeczytaniu kilkunastu stron, pożałowałem swojego zakupu.
Komar Timothy'ego Winegarda w tłumaczeniu Macieja Lorenca a wydany przez Wydawnictwo Kobiecie w Białymstoku w 2020 r. to mało rzetelna i kiepsko językowo napisana pozycja. Zawiódł autor, zawiódł tłumacz i zawiodło wydawnictwo. Tej pozycji nie można nazwać książką popularnonaukową. W pogoni za sensacją powstała grafomańska kompilacja z licznymi błędami i wieloma niejednoznacznościami.
Spojrzenie na historię z perspektywy chorób i epidemii nie jest oryginalne, nie jest nowe i nie jest złe. To byłoby ciekawe - kolejna opowieść o historii ludzkości nie tylko z perspektywy wojen i podbojów ale także w ujęciu epidemiologicznym. Można powiedzieć, że książka jest bardzo na czasie. Tyle, że wykonanie jest bardzo nieudane. Rozczarowują nieścisłości i błędy biologiczne, historyczne jak i napuszony, grafomański język typowy dla kolorowych pisemek.
Zasadniczy błąd (a przynajmniej przesadzone porównanie) jest już w tytule "Komar. Najokrutniejszy zabójca na świecie". Lepszy jest oryginalny, angielski tytuł: The Mosquito. A Human History of Our Deadliest Predator. Od razu wypada wyjaśnić, że komary nie są drapieżnikami ani bezpośrednimi zabójcami. Są pasożytami i wektorami śmiertelnych chorób. Najokrutniejszy zabójca? Na czym polega okrucieństwo?
W tekście pojawia się bardzo często określenie "komarzyca" jako synonim komara. Nigdzie nie znalazłem w tej książce wyjaśnienia, że krwiopijne są samice (niestety bardzo uważnie nie czytałem bo się nie dało - język i treść były zniechęcające) . Czytelnik nie będzie więc wiedział dlaczego takie dziwne słowa się pojawiają. I to nie tylko w odniesieniu do samic komara ale jako określenie gatunku (a raczej rodziny muchówek, czyli komarowatych Culicidae), co już jest błędem językowym (to niewątpliwie wina tłumacza). Już we wstępie, na pierwszej stronie pojawia się określenie "(...) komarzyce z zuchwałą natarczywością kontynuują swoje śmiercionośne ofensywy i zbrodnie przeciwko człowiekowi". Taki napuszony, grafomańsko kwiecisty język przewija się obficie przez całą książkę. Niejasne używanie słowa "komarzyca" wprowadza zamieszanie, bo nie wiadomo czy chodzi o komary jako takie, samice komarów, chorobę wywoływaną przez komary... czy nawet roślinę. Bo pod nazwą komarzyca w języku polskim kryje się także roślina (odstraszająca zapachem komary).
Tuż po "komarzycy" pojawia się "
homo sapiens" - błędnie zapisana nazwa gatunkową człowieka (
Homo sapiens, czytaj
więcej o przyczynach tego błędu). Autor jest historykiem, konsekwentnie w książce udowadnia, że nie wie co to są biologiczne nazwy gatunkowe. Tłumaczenie w kilku miejscach pogłębia te błędy. I tylko kilka razy, zupełnie przypadkiem, autor używa poprawnie nazw gatunkowych. To zapewne efekt przepisywania z innych pozycji lub dosłownych cytatów. O ile małą literą zapisuje
"homo sapiens, homo erectus" to już poprawnie zapisywane są wszystkie nazwy rodzajowe komarów:
Aedes, Culex, Anopheles. Dwa razy pojawiają się poprawne nazwy gatunkowe roślin:
Vicia faba i
Artemisia annua. Nawet nazwa gatunkowa głównego patogenu, przenoszonego przez komary, nie jest zapisywana poprawnie. Autor konsekwentnie dla gatunku używa tylko drugiego członu nazwy naukowej "
falciparum, vivax, knowlesi" ("
Falciparum jest wampirycznym seryjnym mordercą", "zainfekowani gatunkiem
vivax", "O ile gatunki
falciparum i
knowledi nie prowadzą do nawrotów malarii"). Tylko raz, w dosłownym cytacie, pojawia się poprawna nazwa chorobotwórczego pierwotniaka: "Pasożyty z gatunku
Plasmodium falciparum stworzyły wokół ludów Bantu coś w rodzaju immunologicznego ogrodzenia". Możliwe, że używa się określeń medycznych typu "malaria vivax" jako określenie malarii, wywoływanej przez zarodźca
Plasmodium vivax itd., ale autor nie rozróżnia nazwy choroby i nazwy gatunku. Może to wina tłumacza a na pewno wydawnictwa i korekty.
Na początku, pomijając błędy zapisu nazwy gatunkowych i nieporadność języka, do wszystkich podawanych faktów odnosiłem się z dużą ufnością. Skoro autor napisał to przyjmowałem wszystko jako fakty naukowe, sprawdzone. Po kilku ewidentnych błędach nabrałem podejrzeń. Nie wiedziałem, które są pomyłką, które błędami a które prawdziwymi informacjami. Musiałem ciągle sprawdzać w innych źródłach. Brak zaufania w książce popularnonaukowej to poważny mankament.
We wstępie autor pisze "W ciągu 200 tys. lat naszej stosunkowo krótkiej egzystencji ten owad odebrał życie mniej więcej 52 mld ludzi spośród łącznej liczby wynoszącej 108 mld." Nie mam pojęcia skąd autor zaczerpnął te liczny i czy 108 odnosi się do wszystkich ludzi, którzy żyli na Ziemi czy też ludzi, którzy zmarli na choroby. Dalej pisze "Nie zmienia to jednak faktu, [to bardzo często pojawiający się zwrot stylistyczny, aż do znudzenia] że komarzyca nie wyrządza krzywdy w sposób bezpośredni. To przenoszone przez nią destrukcyjne i niezwykle rozwinięte choroby są przyczyną bezkresnego potoku rozpaczy i śmierci." Autor wspomina o chorobach, przenoszonych przez komary ale w wielu miejscach pisze o innych chorobach, zupełnie nie związanych z komarami. Niezorientowany czytelnik może pomyśleć (odczytać), że komary przenoszą także cholerę, dżumę, ospę itd. Nie wiem czy wynika to z niechlujności językowej czy też z niewiedzy i ignorancji samego autora.
Pierwszym istotnym błędem jest nazywanie komarów drapieżnikami. Komary są pasożytami zewnętrznymi a nie drapieżnikami. Jakkolwiek jest niewyraźna granica między drapieżnikiem i pasożytem, to w przypadku komarów takiej wątpliwości nie ma. Samice żywią się krwią kręgowców, są pasożytami zewnętrznymi i okresowymi (i tylko w odniesieniu do imagines). Drapieżnik jest większy lub zbliżony rozmiarem do swojej ofiary i zabija ofiarę. Można powiedzieć, że pasożytuje na populacji (lub populacjach wielu gatunków) a zabija osobnika. Pasożyt jest mniejszy od swojego żywiciela i z zasady nie zabija swojej ofiary (żywiciela) bo podcinałby gałąź, na której siedzi (zniszczenie zasobów).
Na początku autor enigmatycznie opisuje cykl życiowy komara "po upływie dwóch lub trzech dni z jaj wykluwają się larwy żyjące w wodzie (odpowiednik ludzkich dzieci). W niższych temperaturach ten proces będzie trwał o kilka dni dłużej. Larwy pływają i szukają pożywienia, ale szybko zmieniają się w poczwarki (odpowiednik ludzkich nastolatków), które wyglądają jak przecinki odwrócone do góry nogami i oddychają za pomocą "trąbek" sterczących z zanurzonego odwłoka. Kilka dni później zabezpieczające powłoki pękają i wychodzą z nich zdrowe dorosłe komary gotowe do lotu." W takim stylu napisana jest cała książka. Domyślam się, że autor czerpał swoją wiedzę z różnych książek jak i filmów czy popularnych czasopism. Skoro komary są głównym bohaterem spojrzenia na historię ludzkości, to taki lakoniczny opis cyklu życiowego jest kompromitujący, Brak informacji, że jest wiele różnych gatunków i że komary preferują małe zbiorniki wodne, zazwyczaj bez ryb (bo są łatwym łupem większych drapieżników). Dlatego uważam, że jest to kiepska kompilacja bez próby zrozumienia zagadnienia, o którym się pisze.
Kilka przykładów. "Następnie pojawiły się wirusy, a niedługo później pasożyty. Oba te twory odzwierciedlały sposób funkcjonowania swojego bakteryjnego rodzica i doprowadziły do powstania silnych kombinacji powodujących choroby oraz śmierć.", "Owady i roznoszone przez nie dolegliwości istniały przed rządami dinozaurów, a także podczas nich i po ich zakończeniu. Zaczęły istnieć 350 mln lat temu i szybko przyciągnęły do siebie toksyczną armię chorób, wskutek czego powstał bezprecedensowy śmiercionośny sojusz. Jurajskie komary i muchy piaskowe szybko uzbroiły się w te biologiczną broń masowego rażenia. Bakterie, wirusy i pasożyty przez cały czas podstępnie i umiejętnie ewoluowały, zwiększając swoją przestrzeń życiową, żeby objęła szeroki wachlarz zwierząt." (...) "Nie zmienia to jednak faktu, że stan zdrowia dinozaurów nie był już wtedy najlepszy i gwałtownie się pogarszał." (...) "Komar (..) W odróżnieniu od innych owadów nie zapyla roślin w żaden znaczący sposób, a także nie spulchnia gleby i nie pochłania odpadów." Pod względem biologii i medycyny cała książka obfituje w bzdury, tragiczne uproszczenia i nietrafione porównania. Na przykład mylenie reprodukcji z replikacją. Przynajmniej w części odpowiedzialne jest za to nieudolne tłumaczenie, zwłaszcza w odniesieniu do obiektów i procesów biologicznych (np. "Na nasze szczęście Lucy i jej człowiekowaci potomkowie", "słynny szkielet człowiekowaty o imieniu Lucy").
Na niespójną kompilację różnych pozycji wskazuje niekonsekwencja w podawaniu faktów. Raz autor pisze "Według legendy w XVIII etiopski pasterz o imieniu Kaldi", a nieco dalej "W 750 r. [Kaldi] przygotował i zaparzył pierwszy kubek kawy". Nie tylko odwrócona chronologia (najpierw zaparzył kawę a potem zobaczył kozy jedzące kawę, które stały się bardziej energiczne) ale i niezwykła długowieczność Kadiego... umknęła wydawniczej korekcie.
Styl pisarski przypomina teorie spiskowe, gdzie różnorodne fakty przedstawiane są wybiórczo, czasem z dużym uproszczeniem lub całkowicie błędnie. W kilku miejscach autor wiąże malarię i zwiększoną liczebność komarów z rolnictwem, np. "Upowszechnienie się uprawy roślin zaowocowało ekspansją siedlisk i wylęgarni komarów." Nigdzie nie próbuje tego jakoś wyjaśnić, uzasadnić. Słuszne byłoby to tylko do upraw ryżu (bo pojawiają się nowe zbiorniki wodne, okresowe). Podobnie jest z pojawieniem się malarii w obu Amerykach. Raz pisze, że na statkach przywędrowały komary z rodzaju Anopheles bo w Ameryce ich nie było, w innym miejscu, że te komary już wcześniej były w Ameryce, więc można przypuszczać, że to ludzie w swoich ciałach przewieźli zarodźca malarii. Wskazując na przystosowania się lokalnych populacji ludzi do malarii autor pisze, że malaria z komarami broniła ich przed najeźdźcami.... by w innych miejscach wskazywać, że lokalni mieszkańcy ulegli najeźdźcom przez osłabienie malarią. Ewidentne wtórne dopasowywanie do faktów militarnych.
W opisywanej książce rażą uproszczenia historyczne, np. "wycieńczona armia Kartaginy zasilona przez sprzymierzonych Galów i Hiszpanów". Nie wiem jak z Galami, ale Hiszpanów to na pewno wtedy jeszcze nie było. Podobnie jak plemiona Wandalów nie wyruszały z Polski czy Czech, bo tych pojęć i samych państw wtedy jeszcze nie było.
Komar Timothy'ego Winegarda nie jest książką popularnonaukową, zawiera liczne błędy, razi napuszonym i grafomańskim stylem i ma wątpliwą wiarygodność.