29.09.2018

Słowo tabu - konstytucja

Jakiś czas temu, w pewnym mieście, nie ważne gdzie, kiedy i kto. Ważny jest problem i zjawisko. I o tym zjawisku chcę teraz opowiedzieć.

Rozliczanie artystów i pisarzy z ich jakichkolwiek utworów i w czymkolwiek nawiązujących do socrealizmu, ma u nas długą tradycję. Takie ortodoksyjne rozliczanie sław i ludzi zasłużonych. Nie jest oceniany cały ich dorobek i postawa ale jakiekolwiek, wyrwane z kontekstu czasu i miejsca utwory, słowa, działania. Na przykład młodzieńcze. Jak to się dzieje, możemy zobaczyć teraz, bo okazuje się, że pewne postawy społeczne są ponadczasowe. Będzie to krótka opowieść o koniunkturalizmie artystów i każdego z nas, zwykłego zjadacza chleba (lepiej się nie wychylać).

Słowa znaczą to, co z nich wyczytujemy. A to ostanie uzależnione jest od kontekstu społecznego tu i teraz: niektóre słowa są zakazane, budzą strach i nawet agresję. W danej sytuacji, czasie i miejscu.

Wydarzyło się  to zanim urzędniczka uderzyła w twarz w miejscu publicznym kobietę, która skandowała "konstytucja" i zanim zwolniono z pracy człowieka, który wystąpił na koncercie w koszulce "konstytucja".

Razu pewnego współczesna młoda artystka napisała: „Kochani! Jutro w Parku (…) robię INSTALACJĘ, składającą się z KAMIENI WAŻNYCH SŁÓW. Wiem, że na ostatnią chwilę i pewnie wszyscy macie plany, ale gdyby ktoś miał ochotę przyjść i pomóc mi zapełniać kamienie napisami, to będę wdzięczna. Jeśli jednak nie możecie, to może spróbujecie w komentarzu napisać jakie słowo/słowa są istotne dla Was. Dla nas wszystkich na pewno ważna jest miłość, rodzina, przyjaźń, ale co jeszcze? Sztuka, las, teatr, tlen, śmiech, czułość? Podzielcie się słowami ważnymi dla Was ze mną i całym (…)”. (Podkreślenie moje, ważne, by zrozumieć kontekst). Jak czytelnik mógł odebrać takie zaproszenie? Dołączyłbyś do wypisywania propozycji? Potem się okazało, że nie wszystko zostało napisane. Dla piszącego było zapewne oczywiste, dla czytelnika okazało się nieznanym.

Na sympatyczne wezwanie odpowiedzieli znajomi i nieznajomi Artystki. Pojawiły się takie oto m.in. propozycje słów: ambicja, miłość, sen, czas, spotkanie, życie, woda, relacja. Nawet destylacja (jakkolwiek odnosi się do spożywania alkoholu, to słowo to nie wywołało dezaprobaty czy jakichkolwiek kontrowersji, to ważne, bo za chwilę o słowie bardzo kontrowersyjnym). I pani Krystyna napisała "konstytucja". Najwyraźniej uznała, że dla niej to słowo ważne (istotne). Spełniła prośbę Autorki. Ale ta zaraz zareagowała:  „Mam znajomych o różnych poglądach, a ta akcja ma łączyć nie dzielić. Politykę odpuszczam.” I tak z niewinnego słowa wywiązała się dyskusja, jakże pouczająca a ważna dla niniejszej opowieści:

Krystyna „Czy słowo KONSTYTUCJA jest polityczne? Czy słowo OJCZYZNA, PRAWO, SĄDY - to są słowa polityczne? A kogo miałoby słowo "konstytucja" obrazić? To bardzo neutralne, jednoczące słowo. Jestem w szoku. Dziś innego ważniejszego słowa w przestrzeni publicznej nie widzę.” Ktoś inny napisał „a ja widzę ważniejsze słowo Rodzina, Stabilizacja, Dzieci.” Pojawia się więc wartościowanie.... I tylko przy tym słowie. Ewidentnie słowo tabu.

Autorka szybko odpowiedziała:  „Pani Krystyno, niestety stało się to słowo [konstytucja] polityczne. Akcja ma być ładna i pełna ciepła, dlatego mimo szoku odpuszczę konstytucję, dużo bardziej wolę miłość w przestrzeni publicznej i nie tylko."

Głos 1. "Konstytucja dzieli? Jakim cudem. Przecież to wartość wspólna całego narodu."

Autorka "(…), polityka dzieli, a konstytucja aktualnie jest to słowo mocno związane z polityką. Ja chcę, żeby każdemu słowa z kamieni kojarzyły się dobrze. Nie zaprzeczam absolutnie, że konstytucja, państwo, władza to ważne słowa. Ktoś napisał WOLNOŚĆ, może to wystarczy?"

Głos 2. "Na akcje ładne i pełne ciepła jest czas kiedy nie ma nic ważniejszego. Artysta chyba nie powinien chować się za takimi wymówkami teraz, gdy trzeba mówić o sprawach ważnych choć trudnych. Nie jest dziś moment na peace and love. Niestety." 

Głos 1. "Rozumiem tę ideę z kamieniami, że każdy pisze ważne DLA NIEGO słowo. Ilu ludzi tyle pomysłów. Dla różnych osób różne słowa (zjawiska, problemy) są ważne. Całość to suma ludzkich pomysłów. Żadne słowa nie wykluczają innych. Bo to oznaczałoby, że jedni wykluczają innych. Ktoś napisał "zamiast", żeby zamiast konstytucja napisać coś innego. Dziwaczne. To narzucanie jednej wizji świata - pragnienia i sprawy innych są zakazane? Politycznie niepoprawne? Nie rozumiem tego. To jakiś dziwaczny autorytaryzm i wypaczenie idei tego fajnego pomysłu. Dopatrywanie się polityki w słowie konstytucja już źle świadczy o nas samych. To jakieś partyjne zniewolenie.... Zaskoczyła mnie Pani swoją reakcją.... I zasmuciła... Jest aż tak źle?"

Autorka: "A ja jestem zaskoczona, że nie można odpuścić. Jak w polityce. Politycy też nie odpuszczają. Nawet tu pod miłą akcją tworzą się podziały. Słowa miały być uniwersalnie dobre, dobre dla wszystkich. Moje poglądy nie mają tu nic do rzeczy. Kolejnym etapem akcji miała być propozycja przyniesienia kamienia z napisem i dołożenia do instalacji. Stos kamieni można też dowolnie modyfikować, przekładać kamienie. Proszę przynieście kamień z napisem Konstytucja i połóżcie wśród innych kamieni. Ja nie mam nic przeciwko. Pozdrawiam ciepło i skończmy już proszę tę dyskusję, bo naprawdę nie taki był cel tej zabawy. Miała przekazywać dobre emocje..."

Głos 3. "Jak łatwo z dobrej, cieplej akcji zrobić kamienie nienawiści. Wystarczy jedno słowo, które POWINNO być, według innych, a nie pasuje autorowi. Następny kopiec kamieni, to: wstyd, nietolerancja, nienawiść, hejt... Każdy może przynieść napis, który najlepiej lubi, a później obrzucić tymi kamieniami autorkę, bo miała co innego na myśli ."

Krystyna "Czy słowo KONSTYTUCJA jest słowem nienawistnym? Jeśli tak - to ja wymiękam w tej dyskusji."

Głos 3. "Nie. Na pewno nie. Jestem za tym, żeby nie łamać konstytucji. Ale to tylko zwykła akcja, żeby ludzie się kochali i rozumieli. Jak ktoś napisze konstytucja, to inny zaraz dopisze PiS. Wyjdzie z tego niezły bigos. Pozwólmy działać czasami w imię miłości i zrozumienia."

Głos 1. Re: Głos 3. "Ale nikt nie proponował pisania PiS ani temu podobnych słów. Może zatem nie pisać Solidarność? Wolność? itd. Nie warto dzielić ludzi w domniemaniu. Ludzie są chyba mądrzejsi niż Pani sądzi. Wątpię aby ktokolwiek z uczestników chciał przekształcić tę sympatyczną happeningową akcję w jakieś działania wiecu politycznego. Pierwsza reakcja była niefortunna. I zamiast się z tego szybko i sensownie wycofać zarówno organizatorka jak i jest sympatyczni przyjaciele brną w niepotrzebną konfrontację. I tak się z igły robi widły. Albo cenzurę prewencyjną, bo lepiej na zimne dmuchać i nie używać słów, które mogą złego smoka zbudzić..."

Za kilka dni okazało się, że wspomniana Autorka przygotowała autorską pracę na konkurs. Skoro autorska, to ona decyduje co i jak tam się znajdzie. Tego nie wiedzieli dyskutujący. Poczuli się zaproszeni do wspólnej akcji, której w rzeczywistości... nie było. Zaproszenie było autoocenzurowane. Może sama autorka ma takie poglądy? Może bała się reakcji znajomych, że jak pojawi się słowo tabu, to się obrażą, zacietrzewią, zdenerwują (a więc straci towarzysko)? A może nastawiła się na konkurs i nie chciała w żaden sposób urazić jury (wiadomo jak teraz jest)? Żeby dobrze wypaść i wszystkie słowa kontrowersyjne "usunąć". Umieścić tyko to, co poprawne, akceptowalne przez wszystkich. Posądzenie o autocenzurę jak najbardziej wydają się uzasadnione. Jeśli słowo nie pasowało do koncepcji (tak jak zapewne "destylacja"), to wystarczyło przemilczeć i nie podejmować dyskusji. Ale może trzeba było szybko zaznaczyć swoją odrębność i odcięcie się? Żeby nikt czasem nie pomyślał, że Autorka sprzyja czy akceptuje takie niestosowne słowa jak konstytucja (bo może to wyraz akcji antyrządowej itd.). No cóż ten demonstracyjny sposób pokazywania, że nie brak "czujności rewolucyjnej" pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Autorka jest zbyt młoda by znała tamte czasy. Drobna, banalna sprawa. Ale może za lat 20 lub 40, gdy Autorka będzie już sławną i uznaną osobistością, ktoś wyciągnie ten przykład w celu odbrązawiania? Inny będzie czas, inny kontekst społeczny, co innego będzie wtedy tabu...

Pierwsza refleksja odnosi się do przeszłości. Jakże łatwo teraz oceniamy znanych pisarzy i artystów za nawet drobne, dawne i młodzieńcze flirty z socrealizmem czy ówczesną władzą. Chęć zaistnienia, chęć odniesienia sukcesu, bycia dostrzeżonym... jest przecież wspólna wszystkim pokoleniom. Refleksję tę kieruję do tych, co tak chętnie w innych rzucają kamieniami świętego oburzenia...

Druga refleksja jest poważniejsza. W jakich to czasach żyjemy i co o nas mówi ta prosta i nieodosobniona sytuacja? Słowo konstytucja może budzić kontrowersje tylko... w kraju autorytarnym. Bo sama konstytucja dla monarchy, autokraty czy despoty już jest obelgą (groźbą utraty władzy). I dla zwolenników monarchii czy jakiejkolwiek dyktatury. Wywrotowe, rewolucyjne, antyrządowe słowo. Kontekst sytuacyjny zmienia wydźwięk i odbiór. W jakich czasach żyjemy, że słowo konstytucja stało się tabu lub wywrotowym, niepoprawnym politycznie "gorącym kartoflem"? Mój teść świętej pamięci, w dawnych czasach w maju dostawał dwa mandaty od milicjanta. Jeden za brak wywieszonej flagi na pierwszego maja, a drugi za flagę, która wisiała w dniu trzeciego maja. Niby nic takiego, dwa dni różnicy...  Ale Konstytucja Trzeciego Maja wtedy była słowem na cenzurowanym. Nie wolno było jej wspominać nawet w tak symboliczny sposób jak wywieszenie biało-czerwonej flagi...

I jeszcze jeden cytat z komentowanej dyskusji na portalu społecznościowym: Głos 4. "Ciekawe czy słowo "konstytucja" przyszło by komuś do głowy gdyby nie obecna sytuacja? W 1980 roku słowem kluczem była "solidarność". Dzisiaj nikt tego słowa nie zaproponował. Nie zachowujmy się jak "dobra zmiana" i pozwólmy ludziom wyrażać się jak chcą." No tak, ale to grozi konsekwencjami (nawet domniemanymi). Lub brakiem nagrody. Koniunkturalizm nasz codzienny, mały, malutki lub taki sobie. W każdym miejscu pracy, w każdym elemencie życia publicznego. Jedni tylko milczą, inni "obywatelsko" uciszają innych... bo obudzi się potwór i nas zje albo tylko przywali? Autocenzuralna nadgorliwość czy wyczucie realnego zagrożenia?

Czasy są niespokojne najwyraźniej, beztroskie i banalne pisanie o miłości, rodzinie i dzieciach, jakkolwiek ładnie brzmią, to wydają się być kiczowate i nieautentyczne. Nie w pełni przystające do myśli ludzi z ulicy. Takie jakieś z oficjalnej akademii ku czci i na cześć (kiedy powtarzane są po wielokroć stają się puste i banalne). Każde czasy mają swoje słowa tabu, słowa, które dla niektórych są ważne.

Samą akcję streetartową "Kamienie ważnych słów" oceniam bardzo pozytywnie. Angażuje ludzi, ułatwia im wypowiedzi i dyskusję, umożliwia dostrzeganie pragnień i ważności innych ludzi, ułatwia dostrzeganie potrzeb i problemów współmieszkańców tego samego miejsca. Sztuka aktywizująca, dziejąca się przez wiele dni, na ulicy w mieście. A konkurs? Trochę zepsuł i namieszał, zwłaszcza przy niepełnym przekazie. Chęć sukcesu i przygotowanie niekontrowersyjnej, politycznie poprawnej pracy... Tacy jesteśmy. Chcemy żyć spokojnie, nasza chata z kraja wsi. To normalne. Małe kroki do koniunkturalizmu....

Mała sytuacja a jakże wiele mówi o nas samych we współczesnej Polsce. A skoro instalacja wywołała dyskusję, to w jakimś sensie odniosła swój artystyczny skutek. Być może niezamierzony ale widoczny i istotny.

A teraz drogi Czytelniku zastanów się: ile razy już sam się ocenzurowałeś, by nie mówić, nie używać określonych słów, problemów? Bo przecież lepiej się nie narażać na uwagi innych, hejt botów, domniemaną lub rzeczywistą reakcję w zależnościach służbowych. Czy nawet w obawie przez interwencją władzy, szykanami, ciąganiem itd. (a wiadomo kto patrzy i słucha a potem gdzie i komu doniesie)? To w jakim kraju żyjemy? I czy chcesz tego właśnie? Czekasz z boku na innych, że oni to wezmą na siebie, załatwią i znowu będzie można oddychać? Tu przypomina mi się mała dykteryjka: "Mistrzu, jak długo trzeba czekać na zmiany na lepsze? - Jeśli czekasz - to długo." Samo czekanie zmian nie przyniesie...

ps. Ilustracją jest kamień ale niezwiązany z opisywaną sytuacją. Ktoś inny, w innym miejscu ale podobnym czasie wpadł na pomysł zapisywania ważnych słów na kamieniach i umieszczenie ich w przestrzeni publicznej.

25.09.2018

Śniadanie w cittaslow (prawie na trawie)


Wrzesień na północy Polski wydaje się miesiącem nieturystycznym. Jednak kultura i przyroda są atrakcyjne o każdej porze roku i dnia. Utwierdzałem się w tym, odwiedzając wsie i miasteczka Warmii i Mazur (Gietrzewałd, Orneta, Krosno, Kętrzyn, Reszel i Barczewo). Były to bardzo sympatyczne spotkaniach edukacyjne, nawiązujące także do idei cittaslow. Wiosną i latem odbywają się spotkania na trawie. Jesienią można uzupełnić to spotkaniami w małych miasteczkach, w miejscach gdzie wolniej się żyje i głębiej poznaje oraz smakuje się prowincjonalny świat.

Śniadanie Południowej Warmii to tytuł dwóch spotkań, zorganizowanych przez Lokalną Grupę Działania z Warmii i Mazur. Pierwsze odbyło się 9 września w Gietrzwałdzie, drugie 23 września w Barczewie w ramach niedzieli z cittaslow (Dolce far niente) w Skarbcu Kultury Europejskiej. Celem tych spotkań była popularyzacja lokalnej żywności, rękodzieła oraz producentów lokalnej żywności i rękodzieła z terenu działania LGD Południowa Warmia. Spotkania dla mnie w jakimś stopniu rekreacyjne ale i z bardzo ważnym elementem edukacyjnym.

Odmieniły się nasze wsie i miasteczka, bardzo wypiękniały w czasach naszej przynależności do Unii Europejskiej. Wiele inwestycji w infrastrukturę, budynki, place, parki, skwery. Jest nie tylko ładniej ale i bardziej funkcjonalnie. Kapitał ludzki i ożywianie tych miejsc (wypełnianie społeczną treścią), pojawia się wolniej. Trzeba wielu działań edukacyjnych i animacyjnych by miejsca ożyły codzienną aktywnością ludzi. I nawykami lepszego, bardziej zrównoważonego życia.

Ostatni weekend września to także Europejskie Dni Dziedzictwa oraz Niedziela Cittaslow. W tym czasie odwiedziłem Reszel. Wybrałem się tradycyjnie środkami komunikacji publicznej. Najpierw urocza podróż pociągiem i możliwość podziwiania przecudnych, wczesnojesiennych krajobrazów Warmii (i kawałka Mazur, bo podróżowałem przez Kętrzyn). Powrotna podróż autobusem także dostarczyła wielu pozytywnych wrażeń estetycznych i krajobrazowych. Wyrwać się z miejskich budynków i codziennej pracy by zobaczyć, że świat jest piękny,

Poruszanie się środkami komunikacji publicznej bywa czasem uciążliwe. Niektóre miejscowość (a więc i ludzie tam mieszkający) są komunikacyjnie wykluczeni, przynajmniej w soboty i święta. To pierwsza refleksja. A ponieważ podróżny zdany jest na rozkład jazdy.... to musi przeznaczyć  więcej czasu na przemieszczanie się. Strata czy zysk? Teoretycznie własnym samochodem byłoby szybciej. Tylko po co się spieszyć? Dostosowanie się do rozkładu jazdy ułatwia zwalnianie... tempa życia. Przestajemy się ścigać, nie tylko na drodze. Bo co zrobisz, z zaoszczędzonym czasem? Podróż pociągiem czy autobusem ułatwia przemyślenia. Nie trzeba skupiać uwagi na drogę (co musi czynić kierowca), można czytać, rozmyślać, patrzeć na mijany krajobraz. A gdy są przesiadki, to można poznawać dodatkowe miejscowości. I to poznawać głębiej, dokładniej, wolniej. Dla mnie zysk.

Po skończonym wykładzie nie spieszyłem się do domu. Na jeden autobus powrotny się spóźniłem, bo za długo siedziałem w restauracji zamkowej (tocząc rozmowę o świcie, Reszlu i sztuce). W zasadzie nie spóźniłem się tylko miałem okazję dłużej podelektować się reszelskim cittaslow.

Zaszedłem do cukierni na poobiednią kawę i coś słodkiego. Stoliki stały na chodniku, pogoda dopisała i mogłem niespiesznie przyglądać się życiu miasteczka. Tu ludzie mówią sobie dzień dobry, mijając się na ulicy. Takie to już niezwykłe a jednocześnie urocze (w dużym mieście mijam ludzi milcząc, bo ich nie znam). Przechodnie rozmawiają ze sobą, przystają na chwilę, panie z okolicznych sklepików przysiadły się do stolika obok i plotkowały (jeśli klient się pojawiał, to wstawały i szły obsłużyć). W sensie społecznym to utrzymywanie więzi, nie ważne o czym się rozmawia, ważne z kim. Znają swoich klientów. Jedna z klientek tradycyjnie zapomniała swojej karty kredytowej po zakupach w cukierni. Ale widzą jej samochód zaparkowany nieopodal. Inna z pań powiedziała, że wspomniana klientka poszła do innego sklepu, tam zapewne przypomni sobie o karcie kredytowej i wróci. Zawsze zapomina. Taki jej urok. Więc nie trzeba się martwić, nie trzeba biec i szukać. Będzie dobrze. Jak zwykle.

Życie prawdziwej ulicy w cittaslow. Nie w kubkach jednorazowych do picia w marszu, w autobusie  (szybkie życie). Mam czas do autobusu, swoista wymuszona powolność. Niczego nie przyspieszę, nie stresuję się, nie wyprzedzam. Siedzę, popijam kawę i ciastko, patrze na ulice i przysłuchuje się pogaduszkom.

Przyzwyczajeni jesteśmy do tego co tanie i dużo. Lokalna żywności i rękodzieło nie są najtańsze. Dobre surowce i praca musza kosztować. A my możemy się nauczyć cenić niepowtarzalność i wysoką jakość. I cieszyć się uważnością życia.

W Barczewie klimat podwórka stworzono w Skarbcu Kultury Europejskiej (pogoda była niż mniej sprzyjająca). Uczymy się jako społeczeństwo ponownie być ze sobą na podwórku, na kocyku, z grami i lokalną żywnością czy rękodziełem. I to w sąsiedztwie sztuki,



23.09.2018

RODO, czyli ile warte jest dobre wykształcenie

(Zaszyfrowane dane pacjentów,
niby jako wymóg RODO. Źródło internet.)
"Miejcie pretensje do swoich dyrków, że akurat na takie szkolenia pojechali." To komentarz jednego z nauczycieli w dyskusji o różnych, bezsensownych poleceniach, wydawanych w odpowiedzi na wymogi RODO.  Liczba absurdalnych, wewnętrznych rozporządzeń w najróżniejszych instytucjach jest olbrzymia. Skąd się biorą? Z braku dobrego wykształcenia. Jeśli ktoś trafił na kiepski kurs, gdzie prowadzący nie był kompetentny, to w dobrej wierze wraca do swojej placówki i głupoty próbuje wcielać w życie. No bo przecież RODO, jak tajemniczy smok, albo czarownica, plagę nieszczęść i niepotrzebnej pracy na nas zsyła. Ochrona danych osobowych nie pojawiła się nagle. Było dużo czasu na przygotowanie się i przeszkolenie przynajmniej kadry trenerskiej, przygotowanie przystępnych informacji. Władza przespała ważne działania. A dodatkowo przy rosnącej nieufności i nadmiernych kontrolach, rodzących niechęć do odpowiedzialności i podejmowania decyzji, przeciętny urzędnik lub pracownik woli mieć "wszystkie kwity". I rośnie sterta zbędnych dokumentów, oświadczeń, podpisów.

Zacytowany na początku nauczyciel znakomicie ujął problem. A ja pokazuję na tym przykładzie, by podkreślić ile warte jest dobre wykształcenie i sensowna edukacja. Nie liczba spędzonych godzin na szkoleniu, nie liczba certyfikatów a treść przesądza o dobrym lub złym kursie. Wiedza ma swoją wartość. Brak wiedzy... po prostu boli.

W starym dowcipie stawiane jest pytanie: "czy lepiej być brzydkim czy głupim? - Głupim, bo nie widać." Otóż widać, czasem bardzo boleśnie. Dobra edukacja jest potrzebna nie tylko społeczeństwu ale i gospodarce. Niestety, do edukacji narodowej, na każdym szczeblu jako społeczeństwo nie przywiązujemy wagi. Brak dyskusji, brak konsensusu i brak finansowania. Jakieś szkoły są, dzieci do nich chodzą i jest dobrze? RODO jest dobrym wskaźnikiem, czym jest dobre szkolenie. Trzeba najpierw samemu rozumieć, dogłębnie przeanalizować by innych uczyć i szkolić.

Edukacja to kapitał ludzki, niby nie widać (tak jak głupoty), ale efekty działania tegoż kapitału widzimy na każdym kroku. Jak źle uszyte buty czy źle skrojone spodnie. Niby z daleka wyglądają dobrze, ale jak założysz to uwiera, pije w kroku i źle się chodzi w czymś takim.

20.09.2018

Dlaczego pokrzywa parzy?


Kilka dni temu przeszedłem się ścieżką, którą dawno nie chodziłem. Zarosła mocno. I pokrzywy dały mi się we znaki. Przedzierałem się ze studentami. Zapewne i oni zastanawiają się "dlaczego pokrzywa parzy".

Są to w zasadzie dwa pytania: jak to się dzieje, że nas parzy i dlaczego pojawił się taki mechanizm obronny u tej rośliny. Przecież są inne rośliny, nie parzą a żyją i mają się dobrze. 

Zacznijmy od pierwszego pytania. Na powierzchni liści i na łodydze pokrzywy znajdują się widoczne gołym okiem włoski parzące. Mają one długość do 2 mm (a więc jesteśmy w stanie je zobaczyć, a nie tylko poczuć). Kto ciekawy, niech się przygląda. Zobaczy nawet, że są miejsca, gdzie tych parzących włosków jest więcej i miejsca, gdzie jest ich miej. Taka wiedza może się przydać. Ja ją wykorzystuję w czasie zajęć z uczniami, by bezpiecznie zerwać liść i zjeść. Wspomniany włosek jest swoistą strzykawką jednorazową. Komórka włoska w dolnej części jest rozszerzona, w górnej zwężona i nieco zgięta, a na szczycie umieszczona jest mała główka-pęcherzyk. Ściany komórki tegoż włoska przesycone są krzemionką i węglanem wapnia a tuż pod główką są bardzo cienkie. Kruche i łatwo się łamiące (wysycenie krzemionką i kształt). Na szczycie pokrzywowego włoska umieszczone są malutkie pęcherzyki, które przy byle dotknięciu pękają (a w zasadzie ułamują się) a z włoska wydostaje się ciecz. Ta ciecz ma właściwości drażniące. Na dodatek włosek ułamuje się tak jak szklana ampułka (lub butelka). Dzięki ostrym brzegom takie nadłamane włoski łatwo wbijają się w naszą skórę i drażniąca ciecz dostaje się do naszych tkanek (przenika przez ochronną barierę naskórka). W drażniącej cieczy znajduje się m.in. kwas mrówkowy. Ciecz z pokrzywowych włosków już w ilości 0,0001 mg powoduje powstawanie bąbli na skórze. I nic dziwnego, że nas skóra piecze. A przecież tych włosków wbijających się w skórę jest więcej. Seria mikrozastrzyków za jednym dotknięciem. Poparzenie kwasem mrówkowym oraz uwalnianie się substancji podobnych do naszej histaminy powoduje powstanie na skórze białawych, piekących bąbli. Piecze najpierw, potem swędzi. Nic przyjemnego.

A skoro kontakt z pokrzywą i serią jednorazowych zastrzyków nie są dla nas przyjemne, to staramy się pokrzywę omijać. I tu jest odpowiedź na drugie pytanie. Pokrzywa parzy by bronić się przed roślinożercami oraz przygodnymi i depczącymi niszczycielami. Przed jednymi jest to skuteczną obroną, innym nie przeszkadza (wyspecjalizowani pokrzywożercy, np. motyle rusałka pokrzywnik i rusałka pawik). A że parząca pokrzywa odstrasza niektóre zwierzęta, to i inne rośliny kształtem naśladują pokrzywę. Jest to mimikra. A naśladują pokrzywę na przykład jasnota biała (zwana zresztą głuchą pokrzywą) czy jasnota gajowiec. Liście tych roślin kształtem są zupełnie podobne do liści pokrzywy, łatwo można poznać jedynie po kwiatach. Albo dotykając liści i sprawdzając organoleptycznie. Ale kto tak będzie sprawdzał?

Kontakt z pokrzywą dla naszej skóry kończy się uczuciem pieczenia, swędzenia i bólem oraz białymi grudkami i krostami o nieregularnym kształcie, na obrzeżach zaczerwienionych. Umiarkowany kontakt cielesny z pokrzywą ponoć zapobiega reumatyzmowi. No ale które lekarstwo nie jest gorzkie (dosłownie lub w przenośni)?

Dolegliwości wywołane poparzeniem przez pokrzywę można złagodzić innymi roślinami. Wystarczy pocierać podrażnione miejsce zgniecionymi (żeby wydostał się sok) liśćmi babki zwyczajnej (Plantago major), szałwi (Salvia officinalis), mięty (Mentha sp. - jest kilka gatunków, zawsze jakąś znajdziemy) lub szczawiu tępolistnego (Rumex obtusifolius). Ten ostatni występuje często w towarzystwie samej pokrzywy. A i inne wymienione rośliny są pospolite i łatwe do wyszukania w terenie, także wilgotnym, czyli w siedlisku pokrzywowym. A jeśli jesteśmy w domu, to można podrażnione miejsca posmarować oliwą. Według Pliniusza Starszego ten sam efekt można osiągnąć przez użycie soku wyciśniętego z pokrzywy. Ot jaka uniwersalna ta pokrzywa. Sam jeszcze nie sprawdzałem…. A kusi. Bo naukowcy sami dla siebie są królikami doświadczalnymi i sprawdzają swoje przypuszczenia na sobie. Dla niektórych skończyło się to tragicznie. Ale ja aż tak wiele nie ryzykuję. Przy najbliższej okazji sprawdzę (na ostatniej wyprawie zapomniałem). Bo to, co w księgach, nawet najbardziej uczonych, trzeba sprawdzać i weryfikować. Ale miejsc poparzonych nie należy przemywać wodą przez dwa-trzy dni, by nie wróciło dokuczliwe pieczenie (niestety o tym zapomniałem i po wyciecze udałem się pod prysznic. Rzeczywiście piekło bardziej!). Może stąd wzięło się powiezienie, że częste mycie skraca życie?

A skoro pokrzywa taka nieprzystępna, to jak sobie z nią radzić, skoro wykorzystywana jest kulinarnie, zarówno dla człowieka i dla zwierząt gospodarskich? Dożo wcześniej, pisząc o pokrzywie wspominałem, że pokrzywa to roślina pastewna. Mój znajomy opowiadał, że jako dziecko podjadał ją kaczakom…. Jego babcia karmiła młode kaczątka płatkami owsianymi lub ziemniakami, wymieszanymi z poszatkowaną pokrzywą. A on namiętnie wyjadał te zielone kuleczki. I wcale nie dlatego, że żałowano mu normalnego ludzkiego jedzenia! Po prostu w dzieciach ciekawość świata jest bardzo silna, i wszystko chcą sprawdzić. Tak jak naukowcy.

Pokrzywy przestają parzyć, jeśli zwiędną lub zostaną poddane obróbce cieplnej. Zwierzętom gospodarskim podaje się właśnie zwiędniętą pokrzywę: skoszoną (po jakimś czasie więdnie) i poszatkowaną. A w zupie jest jeszcze dodatkowo poddana obróbce cieplnej. Więc konsumować można w bez strachu o język.

Pokrzywa przynajmniej dawniej była cenną rośliną pastewną. Wtedy ludzie nie wiedzieli, że zawiera dużo (jak na roślinę) białka, wiele witamin, karotenów i soli mineralnych. Wywnioskowali z obserwacji i praktyki, że karmione pokrzywą zwierzęta dobrze się i zdrowo mają. Parzące włoski pokrzywy odstraszają wiele zwierząt przed konsumowaniem świeżych i rosnących roślin. Tak więc pokrzywy nie są zjadane na pastwiskach przez krowy i konie. Ale podobno kozy, świnie, kury zjadają. Mój dziadek karmił świnie pokrzywą, ale samodzielnie koszoną (lub żętą sierpem), posiekaną i wymieszaną z inną karmą. Po ścięciu i przewiędnięciu pokrzyw podobno wszystkie zwierzęta roślinożerne chętnie je spożywają. Nawet ciekawskie wszystkiego dzieci.


(pierwsza wersja tego tekstu ukazała się 4 lata temu )

19.09.2018

Blog: nie piszę a czytają?

Wirtualna rzeczywistość ciągle jest dla mnie zaskakująca. Nowy świat, który dopiero trzeba poznawać. Ponad pół roku temu przeniosłem blog pod nowy (niniejszy) adres internetowy. Na starym nic już nie piszę nowego. W ciągu 13 lat opublikowałem tam 1923 wpisy. Myślałem, że po kilku miesiącach nieaktywności na starym miejscu spadnie liczba odwiedzin. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że ciągle jest czytany (o czym świadczą m.in. pojawiające się komentarze) a liczba odwiedzin wcale nie spadła. W ostatnim tygodniu było 5808 wizyt, blog zajmował 13 miejsce w rankingu blogów na Blox.pl i pierwsze wśród blogów z kategorią "nauka". Pozycja w rankingu zmienia się nie tylko ze względu na liczbę wejść na mój blog ale także liczbę wejść na inne porównywane. Oba wskaźniki są dynamiczne i ciągle się zmieniają. Niemniej w ostatnich miesiącach na starym blogu jest 500-1000 wejść dziennie. To więcej niż na aktualnie prowadzonym pod nowym adresem. Jak wyczytać można ze statystyk, na stary adres  wejścia są głównie z wyszukiwarek. Nie wiem tylko jakich słów kluczowych wirtualni podróżnicy poszukują. Pośrednio można się domyślać po zamieszczanych komentarzach (wskazują, które treści były wyszukiwane)..

Dlaczego stary blog ciągle żyje? Najpewniej ze względu na zgromadzaną tam treść. Efekt kumulacji. Tak jak zapisana książka, autor jej już nie pisze (bo wydana drukiem) a czytelnicy czytają.

Jedno się tylko zmieniło na starym adresie - brak trolowania i brak wpisów troli. Stracili z oczu. I to mnie cieszy. Jest spokojniej. Dla troli tamten adres zniknął, dla czytelników pozostał.

Na koniec wniosek wysuwam taki: liczy się przede wszystkim treść, znacznie mniej aktywizowanie do odwiedzin i przypominanie o blogu. Wytrwała kumulacja treści.

15.09.2018

Szkolne telekonferencje z ekspertem i Dzień Kropki


Połowa września, środa rano, zajrzałem na swoje konto na portalu społecznościowym, a tam prośba znajomej nauczycielki o poranną telekonferencję z uczniami (w czasie lekcji). Udało się uzyskać połączenie za pomocą Skypa. Jakość obrazu była słaba, ale coś było widać a przede wszystkim słychać. Mała, wiejska szkoła gdzieś na Krajnie (to taki region w Polsce - poszukaj, jeśliś Czytelniku ciekawy). Kilkoro uczniów w klasie (klasa siódma albo ósma, już nie pamiętam). I miałem opowiedzieć o komórkowej budowie organizmów. Kolejnego dnia, także o poranku i z zaskoczenia (prośbom nauczycieli się nie odmawia!), ponownie prośba o głos eksperta, tym razem na temat informacji genetycznej. Połączenie za pomocą telefonu. Kilka minut. To był mój pierwszy raz łączenia się z klasą za pomocą telefonu. Tylko głos. Udało się. I trzeciego dnia, już z uprzedzeniem jednodniowym, o 7.50 (dlaczego lekcje teraz w szkołach zaczynają się tak wcześnie!), w czasie szkolnych obchodów Dnia Kropki opowiadałem o organizmach wodnych. Nie sposób było nie wspomnieć o chruścikach. Kiedy wspomniałem o krasnoroście hildebrancji rzecznej (Hildebrandia rivularis), to okazał się, ze najprawdopodobniej w pobliskiej rzece występuje. Czekam na zdjęcia z wyprawy terenowej by potwierdzić.

Pełen eksperyment i improwizacja. Co prawda wcześniej już miałem kilka razy wideo konsultacje z wykorzystaniem Skypa, ale ciągle taka forma współpracy ze szkołami jest dla mnie nowością. Czy to ma sens? Wydawało mi się, że taka zdalna obecność eksperta z uniwersytetu nic nie wnosi. Kilka minut, może czasem kilkanaście, zwłaszcza przezd telefon z ograniczonymi kanałami informacji - czy to coś wartościowego uczniom wnosi? Na pewno w klasie sporo zamieszania z technologią, uczniowie pomagali, bo okazuje się, że czasem bardziej są obeznani ze sprzetem od nauczycieli (np. jak podłączyć głośnik za pomocą bluetooth do laptopa, by lepiej było słychać). Sam chciałem spróbować, by wiedzieć czy i jak takie wideo konsultacje ze szkołami "na prowincji" robić. I to w warunkach wcale nie idealnych ale takich jakie rzeczywiście w polskiej szkole są. 

Moje wątpliwości co do sensu zostały szybko rozwiane, gdy wspomniana nauczycielka przysłała informacje zwrotne. Kilka z nich zamieściłem jako ilustracje do tego wpisu (z wcześniejszych wideo konsultacji były nawet krótkie filmiki). Okazuje się, że nawet taka wirtualna obecność eksperta z uniwersytetu ma sens edukacyjny. Warto to rozwijać, aby szkoły dostały dobre wsparcie. Merytoryczne wsparcie w kształtowaniu kapitału ludzkiego. Nawet tam, gdzie "daleko od szosy". 

Dzisiaj przypada Międzynarodowy Dzień Kropki. Co to jest i dlaczego ów Dzień? Nie trudno znaleźć informację na ten temat. Dzięki telefonicznej konferencji i ja w tym Dniu zaistniałem. 



13.09.2018

Z podręcznika do mitu: niezwykły organizm Salinella salve – mityczne zwierzę poszukiwane przez naukowców

Źródło: Frenzel, J., 1892. "Untersuchungen über 
die mikroskopische Fauna Argentiniens." 
Archiv für Naturgeschichte, 58: 66-96. 

Nie ma tematów czy problemów nienaukowych. To sposób obserwacji, dokumentowania oraz uzasadniania może być naukowy lub nienaukowy.

Salinella salve jest zwierzęciem niezwykłym. W swoim czasie było upragnionym i wyczekiwanym ogniwem przejściowym. Przez blisko 100 lat istniało w podręcznikach zoologii. Teraz zanika i przenosi się do krainy fantazji. Chyba, że ktoś je powtórnie znajdzie i pokaże całemu światu ponownie.

Jak odróżnić prawdę od fałszu? Jak odróżnić sprawdzone informacje od błędnych i niepoprawnych? Metoda naukowa ma swoją procedurę, którą dopracowywano przez wieki. Odkrycia naukowe powstają w najprzeróżniejszy sposób. Ten kontekst odkrycia wymyka się sprecyzowanej metodologii. Nie ma sprawdzonego przepisu (algorytmu) na przełomowe odkrycie naukowe. Natomiast etap drugi – kontekst uzasadnienia jest już bardziej logiczny i ma swoją dopracowaną metodologię. Tu jest wiele podobnych do siebie algorytmów, wzorców, przepisów.

Czy można zaufać informacjom z podręcznika akademickiego? Przecież były pisane przez ekspertów oraz przeszły procedurę recenzowania. Wszystko powinno być więc dopracowane i jak najbardziej rzetelne. Trzeba jednak dodać małe zastrzeżenie – rzetelne i uznane za prawdziwe w danym momencie. W wiedzy naukowej nie ma nic stałego bo kolejne odkrycia nie tylko poszerzają wiedzę, dodają nowe fakty, hipotezy czy uogólnienia. Czasem zupełnie zmieniają układ podręczników.

Przeglądam podręczniki do zoologii. Ostatnie drzewa filogenetyczne, opracowane z wykorzystaniem danych molekularnych (uzyskane z analizy DNA), wyglądają miejscami zupełnie rewolucyjnie. W taksonomii nie ma nic stałego, chciałoby się powiedzieć. Dopływ zupełnie nowych danych i ogromne przetasowania. Suma wiedzy układa się trochę inaczej, zwłaszcza w odniesieniu do najwcześniejszych etapów ewolucji życia. Pasjonująca lektura.

Poszukując rekonstrukcji powstania organizmów wielokomórkowych, w tym zwierząt, dotarłem do niezwykłego organizmu, odkrytego w 1892 roku przez niemieckiego naukowca Johannesa Frenzela w słonych źródłach Argentyny. Praca, opisująca nowy gatunek, ukazała się w porządnym piśmie naukowym i opatrzona została bardzo wiarygodnymi i rzetelnymi rysunkami (ilustracja wyżej). Na podstawie tego gatunku wyróżniono nowy typ: jednowarstwowce (Monoblastozoa, Monoblastica). Niewielki bezkręgowiec, zaliczony do wielokomórkowych eukarionów (a więc jako organizm a nie kolonia), zbudowany miał być z około 150 komórek, miał być zwierzęciem dwubocznie symetrycznym, z otworem gębowym i odbytowym. Niezwykłością było to, że ciało tworzyła jedna warstwa komórek, urzęsionych z obu stron. Taka organizacja przypominała blastulę i pasowała do wizji bardzo pierwotnego organizmu (ogniwo przejściowe między pierwotniakami i wielokomórkowymi zwierzętami). Od blastuli Salinella różni się posiadaniem otworu gębowego i odbytowego oraz rzęskami, skierowanymi do jamy pokarmowej (odpowiadającej blastocelowi). Odkrywca jednowarstwowców zaobserwował tylko rozmnażanie bezpłciowe, polegające na poprzecznym podziale ciała.

Informację o salinelli i Monoblastica znalazłem w podręczniku Czesława Jury pt. „Bezkręgowce. Podstawy morfologii funkcjonalnej, systematyki i filogenezy”, wydanym przez Wydawnictwo Naukowe PWN w 1997 roku. W innych, współczesnych podręcznikach (z mojej półki) nie występuje. Sam autor zaznaczył „Rozszyfrowanie pochodzenia typu [Monoblastica] musi poczekać na potwierdzenie, czy rzeczywiście jednowarstwowce występują w naturze i na bliższe opisanie ich budowy i rozwoju.” I tu dochodzimy do istoty metodologii naukowej i kontekstu uzasadnienia. Fakty naukowe wymagają potwierdzenia, czyli zaobserwowania przez inne osoby, inne zespoły i laboratoria.

Do informacji, opublikowanej przez naukowca w czasopiśmie naukowym, podchodzono z należytym szacunkiem. Ale jednocześnie przez długie dziesięciolecia nikt nie znalazł ponownie tego lub podobnego gatunku. Kiedy narodziły się badania molekularne i możliwości analizowania pokrewieństwa poprzez badanie DNA, pojawiła się pokusa sprawdzenia i dokładnego przebadania tego niezwykłego gatunku. W 2012 roku odbyła się nawet wyprawa naukowa do Argentyny, w poszukiwaniu Salinella salve. Udano się w rejon, opisywany przez Frenzela. Nie znaleziono słonych źródeł i nie znaleziono nawet śladów Monoblastica. Oczywiście fakt nieznalezienia nie jest rozstrzygającym dowodem na nieistnienie Salinella salve. Niemniej brak potwierdzenia obserwacji niemieckiego uczonego sprzed 100 lat każe powątpiewać w tamto odkrycie.

Brakuje potwierdzenia więc nawet wyglądający na bardzo solidny fakt naukowy, uznawany jest za wątpliwy. W nowych podręcznikach zoologii nie ma nawet wzmianki o jednowartwowcach. Do powątpiewań jest i drugi powód. O ile ponad wiek temu budowa Salinella salve wydawała się upragnionym ogniwem pośrednim, to obecnie nie pasuje do uznanej i zweryfikowanej wiedzy. Ewolucja tkankowców odbywała się chyba nieco inaczej.

Tak więc powoli Salinella salve przechodzi do kategorii zwierząt mitycznych lub pomyłek naukowych i odrzuconych, błędnych koncepcji. Tu można zadać pytanie, czy niemiecki naukowiec na prawdę widział to zwierzę? Czy może była to jakaś pomyłka? A może oszustwo z premedytacją? Naukowcy są także ludźmi, niektórzy są rządni sławy i uznania (nawet epizodycznie). W obecnych czasach, gdy punktoza przymusza do ciągłego publikowanie i to najlepiej opracowań przełomowych, być może jest nawet silniejsza pokusa do fałszowania wyników. I takie przypadki od czasu do czasu są ujawniane (dyskredytują naukowca). A może Frenzel się po prostu pomylił? Zobaczył to, co chciał zobaczyć? Też jest to możliwe. Byłby to wtedy niezamierzony i nieuświadomiony błąd. Naukowcy są ludźmi, popełniają błędy. Gwarancją rzetelności jest metodologia: konieczność niezależnego potwierdzeni przez innych, powtarzalność wyników i spójność z dotychczasową wiedzą.

Czym się różni nauka od paranauki (pseudonauki)? Metodologią! I tu i tam ludzie mogą popełniać błędy (może się komuś coś wydawać), mogą świadomie fałszować. Ale nauka wymaga odpowiedniego kontekstu uzasadniania. Masz tak przedstawić wyniki swoich obserwacji czy eksperymentów by inni mogli powtórzyć i je zweryfikować. Prawda rodzi się w dyskusji i weryfikacji. Czasem długo to trwa ale metoda jest bardzo skuteczna. Mimo zawiłości wiedza naukowa nieustannie posuwa się do przodu. Gmach wiedzy rośnie i jest coraz solidniejszy.

A co, jeśli ktoś odkryje organizm podobny lub identyczny z Salinella salve? Wtedy powróci on do gmachu wiedzy jako fakt potwierdzony. A biolodzy będą mogli przebadać go metodami genetycznymi i poznać więcej niż wynikać może tylko z badania morfologii. Niektóre prymitywne i wyglądające jak pierwotne organizmy okazują się zaawansowanymi ewolucyjnie, z wtórnie uzyskaną prostotą budowy (wynika z przystosowania do specyficznych siedlisk życia). Dzięki biologii molekularnej, do zdawało by się nudnej już zoologii, wpada ożywczy powiew nowości i niezwykłości. Znajdujemy także kolejne skamieniałości i niegdyś problematyczne zwierzęta układają się bardzo sensownie w filogenetycznym drzewie życia. Warto zaglądać do nowych podręczników i sprawdzać, co się zmieniło od czasów naszej nauki szkolnej czy uniwersyteckiej.

Poznawanie przyrody jest pasjonujące. Zaglądajcie do książek, publikacji i przysłuchujcie się dyskusjom. Ciągle coś nowego. Czasem do prawdziwego bytu powoływane są istoty fantazyjne, magiczne (za sprawą nadania nazwy naukowej, takiej samej jak u postaci mitycznych, np. smoki z literatury fantazy), a czasem podręcznikowe gatunku wędrują do świata fantazji i mitologii.

Zobacz także:

12.09.2018

Samokształcenie nauczycieli czyli Edu MOC Online Superbelfrów


Superbelfrzy to przykład wsparcia i samopomocy w edukacji. W Polsce bycie nauczycielem nie jest łatwe. Zarobki niskie, szkoły permanentnie niedoinwestowane (nauczyciele muszą z własnych pieniędzy dokładać na niezbędny sprzęt i materiały), ciągle rosnące wymagania/oczekiwania i rosnące stosy papierów do wypełnienia. Widzę to na co dzień w domu. Żona jest nauczycielką, prawie codziennie siedzi do późna w nocy wypełniając tabelki, programy i inne niezbędne dokumenty. Brakuje czasu nie tylko dla domu (rodziny) ale i na przygotowanie się do lekcji (ile można niedosypiać?), tego merytorycznego, najważniejszego. A do tego trzeba się nieustannie dokształcać. Najczęściej za własne pieniądze. Co prawda Judymów i Siłaczek zawsze jest trochę w każdym społeczeństwie, ale nie starcza ich na całą edukację.

Wobec wyzwań współczesności nauczyciele radzą sobie na różne sposoby. Jednym z wartościowszych przykładów są konferencje organizowane przez nieformalne stowarzyszenie Superbelfrzy. Kim są? Czynnymi nauczycielami i edukatorami. Sami się uczą, eksperymentują, próbują. A swoim doświadczeniem dzielą się z innymi nauczycielami. To taka edukacyjna grupa wsparcia i wzajemnej edukacji. Spotykają się na konferencjach, dyskutują w sieci, wymieniają się pomysłami i materiałami. Czasem organizują konferencje on-line, w których można uczestniczyć bez wychodzenia z domu. To duże ułatwienie dla wielu nauczycieli z całej Polski. Do wielu miejsc autobusy i pociągi już nie dojeżdżają (w dniach wolnych od pracy) ale sieć internetowa jest. Na szczęście.

Niebawem kolejna, już trzecia, e-konferencja pod nazwą Edu MOC. Tym razem będzie zrealizowana na platformie YouTube. Uczyć się można podwójnie - zarówno z merytorycznych treści jak i oswajając na sobie nowe technologie. Bezpiecznie, bo u siebie w domu - jak coś się nie uda, to i tak nie widać. I co najważniejsze zupełnie bezpłatnie. W sobotę. W dniu teoretycznie wolnym dla nauczyciela... I ja się na tę konferencję wirtualnie wybieram. Liczę, że czegoś wartościowego się dowiem, a i sam się nauczę (np. wykorzystywania nowych technologii w edukacji).

Wspomniana wideokonferencja tak jest przez Superbelfrów zapowiadana:

To już TRZECIA edycja wspaniałej, niepowtarzalnej, bezpłatnej konferencji organizowanej przez Superbelfrów RP. Nie wychodząc z domu, bierzesz udział w szeregu webinariów (wideokonferencji), spotkań, warsztatów i wykładów. Przez 12 godzin masz możliwość poznać nowe rozwiązania i sprawdzone metody. Wśród prelegentów znajdą się, oprócz nauczycieli, specjaliści z dziedzin związanych z edukacją, pracownicy naukowi oraz goście specjalni.

PROGRAM: http://bit.ly/emo2018

W tym roku będziemy się zastanawiać, jak skutecznie wprowadzać coś, co nowe oraz jak nie poddawać się, gdy coś nie wyszło. Planujemy również atrakcyjne KONKURSY DLA NASZYCH WIDZÓW.

Szczegóły techniczne:
  • Miejsce: Kanał YouTube Superbelfrów (link będzie podany w dyskusji w dniu konferencji)
  • Hasztag konferencji: #edumoconline
  • Koszt: BEZPŁATNE
  • Dla kogo: wszystkich zainteresowanych
  • Zaproszenia na wystąpienia oraz slow chat: w dyskusji oraz na kanale Flipgrid (flip code:emo2018 bezpośredni link: https://flipgrid.com/emo2018 hasło: Emoc2018)
Wydarzenie na Facebooku https://www.facebook.com/events/245133716146182/
Strona Superbelfrów: http://www.superbelfrzy.edu.pl/

11.09.2018

Warmińska łąka na dachówkach - wystawa

(fot. Stowarzyszenie Leśne Wrota)

Warmińska łąka i jej różnorodność biologiczna
Wystawa malowanych dachówek z motywami warmińskiej przyrody – różnorodność biologiczna łąki przygotowana została na 16. Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki we współpracy ze szkołą w Lamkowie. Stare dachówki, pochodzące z zabudowań z warmińskiej wsi, pomalowane zostały przez uczniów z Lamkowa oraz polskiej szkoły w Belgii w czasie pleneru w dniu drugiego lipca 2018 r.  Plener odbył się w ramach projektu „Rodzina polonijna. Współpraca szkół funkcjonujących w systemach oświaty innych państw oraz organizacji społecznych za granicą prowadzących nauczanie języka polskiego, historii, geografii, kultury polskiej oraz innych przedmiotów nauczanych w języku polskim ze szkołami w Polsce” (umowa nr MEN/2017/DSWM/1399 z dnia 29.09.2017 r.). (zobacz zdjęcia z pleneru). Wspomniany projekt realizuje Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. W ramach projektu Niepubliczny Zespół Szkół i Placówek „Edukacja dla Przyszłości” w Lamkowie współpracuje z polską szkołą „Mała Daskalia” w Leuven w Belgii. W grudniu 2017 r. uczniowie z Lamkowa byli w Belgii, a w lipcu 2018 dzieci z Belgii przyjechały do Lamkowa. W czasie warsztatów pomalowały dachówki a motywem była warmińska łąka. 

Wernisaż wystawy odbędzie się w dniu 27 września (10.00-11.00), sala P13 (Collegium Biologiae, Kortowo, ul Oczapowskiego 1a), połączony z prezentacją projektu, pokazem film o Kłobuku oraz występem grupy „Wiedźmuchy”.  Lokalizacja: Wydział Biologii i Biotechnologii, ul. Oczapowskiego 1A, wystawa przed budynkiem będzie prezentowana nie tylko w czasie Olsztyńskich Dni Nauki i Sztuki ale także przez kilka kolejnych miesięcy. A potem być może powędruje po Warmii i Mazurach.
Prezentacja i wystawa zorganizowana we współpracy z mgr Agnieszką Pacyńską-Czarnecką ze Szkoły Podstawowej w Lamkowie. 

(fot. Stowarzyszenie Leśne Wrota)
(fot. Stowarzyszenie Leśne Wrota)
(fot. Stowarzyszenie Leśne Wrota)

10.09.2018

Bocian biały i jego siedlisko - wystawa




Bocian biały i jego siedlisko 
Wystawa  przygotowana na 16. Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki, w kategorii "Odkryj przyrodę". Niezwykła wystawa malowanych, starych dachówek, które powstały w 1.06.2018 w Mazurskim Parku Krajobrazowym w czasie obchodów Dnia Bociana Białego (czytaj więcej). Warsztaty edukacyjno-artystyczne otwarte były dla wszystkich chętnych. Park co roku organizuje swoje święto z licznymi atrakcjami edukacyjnymi i kulturalnymi. Bocian biały to symbol parku. Jednocześnie 1. czerwca przypada także Dzień Dziecka. A przecież bocian mocno kulturowo związany jest z dziećmi - według ludowej tradycji dzieci przynoszone są przez bociany (w innych regionach znajdowane są w kapuście). Skąd się wzięła ta kulturowa tradycja? Może warto się nad tą kwestią etnograficznie i kulturowo zastanowić?

Tematem pleneru malarsko-edukacyjnego był bocian biały i jego środowisko, zatem i podmokłe łąki i wszystko co tam żyje. Cała bioróżnorodność łąki z bogactwem roślin i zwierząt. Niektóre dachówki zostały użyte jako daszek w hotelu dla owadów w Parku. Owady zapylające i hotele dla owadów tematycznie wiążą się z siedliskiem bociana białego. Pozostałe są prezentowane na niniejszej wystawie. 

Malowaniu w uroczych okolicznościach przyrody i w towarzystwie licznych pokazów edukacyjnych i przyrodniczych to forma wykładu i dyskusji poza murami uniwersytetu. Na dachówkowe warsztaty do Parku przyjechało wiele osób nie tylko z Polski (turyści wypoczywający w okolicy). W czasie malowania słuchali przyrodniczych i kulturowych, niespiesznych opowieści, pytali, podyskutowali. W czasie malowania można milczeć, można rozmawiać, można dyskutować. To takie współczesne spotkanie i "darcie pierza" i filozoficzne dyskusje przy łuskaniu fasoli. Efekty tych prac można zobaczyć na wystawie.  

Lokalizacja wystawy: przez Biblioteką Uniwersytecką, otwarcie wystawy 26 września o godz. 10.00. W dniach 26-28 można oglądać w godzinach całodobowo. Wystawa zostanie w tym samym miejscu po Olsztyńskich Dniach Nauki i Sztuki jeszcze przez kilka miesięcy. Potem być może powędruje. Ktoś chętny udostępnić miejsce?




Przyroda Mazurskiego Parku Krajobrazowego 
(Kategoria: Odkryj przyrodę). Głównym wykonawcą jest Mazurski Park Krajobrazowy (Krzysztof Wittbrodt, Martyna Kwiatkowska, Judyta Masiarz).  Poszerzony wernisaż wystawy "Bocian biały i jego siedlisko". Prezentacja przyrody Mazurskiego Parku Krajobrazowego, wydawnictw, projektów edukacyjnych, mini-warsztaty edukacyjne. 

Lokalizacja: przez Biblioteką Uniwersytecką (ul. Oczapowskiego 12B), 26 września 2018, godz.  10:00-12:00 

Plener pt. "Bocian biały i jego siedlisko"
Plener w Mazurskim Parku Krajobrazowym odbył się w dniu 1. czerwca 2018 roku, z podwójnej okazji Dnia Dziecka i Dnia Bociana Białego. A wszystko pod parasolem. To symboliczne podkreślenie, że bocian biały jest gatunkiem parasolowym. Gatunek parasolowy, inaczej zwany osłonowym (ang. umbrella species) to taki, którego ochrona pociąga za sobą ochronę wielu innych, współwystępujących gatunków, a także ochronę ich siedliska. Określenie stosowane jest w ochronie przyrody. W Krutyniu pod parasolami malowaliśmy stare dachówki, a motywem był oczywiście bocian biały i jego siedlisko. Czyli wszystkie gatunki roślin, grzybów i zwierząt, które żyją w siedlisku bociana białego. I dzięki ochronie samego bociana i one mają szansę na przetrwanie. Jak pod parasolem.

Więcej na blogu oraz na wydarzeniu FB a także tu. Więcej zdjęć w galerii na Facebooku.

Pomalowaliśmy dokładnie 61 starych, mazurskich dachówek, ze starej stodoły we wsi Bobrówko. Artyści, którzy malowali (nie wszystkich udało się odnotować, były osoby z Czech, Londynu, Wiednia, Krakowa, Warszawy, Olsztyna, Wipsowa itp.):
  1. Stanisław Czachorowski
  2. Anna Wojszel, 
  3. Rozalia Wojszel
  4. Piotr Bogdazszewski
  5. Nina Pietrusiak
  6. Carola Rudnik
  7. Michaela Lewandowska
  8. Nicole Lewandowska
  9. Joanna Tatuśko
  10. Mikołaj Bogdaszewski
  11. Natalia Szczepanik
  12. Aniela Rybicka
  13. Agnieszka Stanisławska-Rybicka
  14. Krzysztof Wieczorek
  15. Łucja Kulig
  16. Paulina Witkowska
  17. Mara Jasińska
  18. Natalia Woźniak
  19. Zofia Szczygieł,
  20. Jakub Szczygieł
  21. Antoni Puszyński
  22. Kaja Kulas
  23. Anna Pisarewicz
  24. Małgorzata Domurad
  25. Anna Wiśniewska
  26. Sylwia Jaskulska
  27. Izabela Jeziorska
  28. Nina Kowalewska
  29. Antoni Wigurski
  30. Michał Wigurski
  31. Franciszek Wigurski

Więcej na ten temat:





8.09.2018

Ochrona środowiska i cittaslow - debata w Reszlu

Reszel jest uroczym, pięknym, małym warmińskim miasteczkiem o bogatej historii i należącym do sieci cittaslow. Dzieje się tu dużo. We wrześniu rozpoczęły się warsztaty i spotkania w ramach działania Eko-Reszel. Dnia 21. września br. zaplanowana została debata na temat ochrony środowiska. Poproszony zostałem o wykład, rozpoczynający tę debatę. Reszel ponownie odwiedzę z dużą przyjemnością. Na wykładzie postanowiłem połączyć tematykę ochrony środowiska ze stylem życia (z mocnym nawiązaniem do idei cittaslow). Bo przecież człowiek jest najbardziej wpływowym gatunkiem kluczowym i w największym stopniu przekształcającym biosferę. A więc to od naszego stylu życia i sposobu eksploatacji zasobów przyrodniczych w szerokim sensie zależy to, jak będzie wyglądała Ziemia, biosfera i... nasze środowisko życia. Czyli finalnie to, czy będziemy szczęśliwi.

Bez wątpienia nadchodzi koniec ery tanich paliw kopalnych i tanich surowców. Gospodarka na tę zmianę już reaguje cyklicznymi wstrząsami. Jeśli dodamy do tego nieustanny wzrost populacji ludzkiej i ograniczone zasoby słodkiej wody, żywności oraz nagromadzenie szkodliwych odpadów, to trzeba także uznać, że ludzkość globalnie, jak i poszczególne społeczności regionalnie i lokalnie, musi zmienić modele produkcji i konsumpcji. Najlepiej zmienianie świata zacząć od siebie... W wielu miejscach te zmiany już widać. W innych jeszcze nie. Niektóre społeczności zachowują się jak małe dziecko, zasłaniające oczy i uznające, że skoro nie widzą, to problemu nie ma. Nie wystarczą już działania doraźne i „łataniem dziur”. Potrzebne są głębokie zmiany. I to bardzo szybko, czekanie i ociąganie się tylko pogarsza naszą sytuację.

Żyjemy w świecie skończonych zasobów i rosnących kosztów energii (praw fizyki nie da się złamać nawet najbardziej żarliwymi zaklęciami). Dlatego musimy zmienić dawny model produkcji i konsumpcji. Wydajemy dużo pieniędzy i poświęcamy dużo wysiłku na wydobycie surowców z ziemi, ich przetworzenie i ... ich szybkie wyrzucenie w postaci odpadów. Skala zaśmiecenia lądów i oceanów jest przerażająca. W morzach pływa niezmiernie dużo odpadów plastikowych, docierają one na każdą plażę. Jeśli będziemy nadal tylko wydobywać i wyrzucać, to jak się to skończy? Wiele sygnałów takiego stanu jest już widoczna. Sensowną odpowiedzią jest gospodarka cyrkulacyjna, naśladująca funkcjonowanie ekosystemów naturalnych. Zamiast koncentracji produkcji i konsumpcji w jednym miejscu - rozproszenie. Przykładem jest chociażby produkcja energii odnawialnej (ze źródeł odnawialnych). Nie jedna duża elektrownia węglowa a wiele małych i rozproszonych wiatraków, paneli słonecznych itd.

Zmiany w kulturze już się dokonują (przykładem jest chociażby europejska sieć miasteczek cittaslow). Coraz więcej osób ma świadomość pochodzenia konsumowanych towarów. Kto i w jakich warunkach wytwarzał (praca niewolnicza, praca dzieci, nieprzestrzeganie standardów ochrony środowiska itd.)? I jak produkcja oddziaływała na środowisko lokalne oraz globalne? Coraz większą uwagę zwracamy na pochodzenie surowców, półproduktów i produktów. To dobrze, ale jeszcze za mało na zadowalające zmiany. Niekoniecznie najlepsze jest to, co jest tanie i dostępne w dużych ilościach (dużo i tanio) – a taki styl życia obowiązywał przecież przez wiele lat. Nie ilość a jakość oraz odpowiedzialna konsumpcja zaczynają mieć znaczenie. I oby ten trend nabrał przyspieszenia we wszystkich krajach. W społecznościach lokalnych, doświadczających różnorodnych kryzysów, stopniowo rezygnujemy ze swojego egoizmu i indywidualizmu, przestawiając się w coraz większym stopniu na współpracę. Kluczowymi kompetencjami XXI wieku jest między innymi otwarcie i umiejętność współpracy z innymi.  

U coraz większej liczby osób rośnie świadomość wagi jakości życia. Coraz więcej ludzi chce się delektować życiem, aktywnie kreować siebie i rzeczywistość wokół, współuczestniczyć w wytwarzaniu produktów i usług, w tworzeniu relacji społecznych. Każdy człowiek ma głęboką potrzebę poczucia sprawstwa. Niekoniecznie ludzie (obywatele) muszą być właścicielami rzeczy i dóbr konsumpcyjnych – wystarczy, że będą przez pewien czas ich użytkownikami (wynajem, dzierżawa, wypożyczanie). Stąd też zyskują coraz większą popularność takie inicjatywy jak rowery miejskie, udostępnianie swoich mieszkań, bookcrossing, transport publiczny itd. Jest to powolne odzyskiwanie przestrzeni publicznej w miastach i na wsiach.  

Patrzeć w przyszłość to zadawać sobie pytanie dlaczego się dzielimy. Człowiek, który nie ma pieniędzy jest bogaty. Paradoksalne? Niekoniecznie. Inaczej można to ująć: niektórzy są tak biedni, że mają tylko pieniądze. Nic więcej... Bieda czy bogactwo to nie stan posiadania, ale stan umysłu. Dobrze ujmuje to stare powiedzenie: bogaty to ten, który ma dużo pieniędzy, bogatszy to ten, który niewiele potrzebuje, a najbogatszy jest ten, który wiele daje.

W rozwiniętych społecznościach chciwość gaśnie. Kto jest szczęśliwy? Czy ten co tylko pomnaża majątek? Po raz kolejny odkrywamy, że samo posiadanie nie daje szczęścia. Szczęście daje raczej użytkowanie, przeżywanie. Bo przecież można mieć i... nie użytkować, nie przeżywać, nie korzystać w pełni. Zapytaj znajomych o wspomnienia z wakacji - co pamiętają? Wielu wymieni hotele, restauracje, baseny przyhotelowe, no i nazwę kraju. Byli daleko, ale co widzieli, co przeżyli, co doświadczyli, kogo spotkali, z kim rozmawiali, co odkryli? Pogłębiona turystyka wiąże się z powolnością, dokładnością i przeżywaniem. I nie ważne jak daleko się pójdzie, pojedzie czy poleci. W turystyce także trzeba się umieć podzielić. Bo na przykład, gdyby wszyscy Chińczycy czy Indusi zechcieli pójść na plażę, to na całej Ziemi zabrakłoby miejsca na wszystkich plażach świata. Czy chcemy i potrafimy podzielić się zasobami Ziemi z innymi społecznościami lub przyszłymi pokoleniami?

W najbardziej rozwiniętych kulturowo społeczeństwach wytwarza się  poczucie związku z lokalnym otoczeniem. Sytuacja, w której człowiek czuje, że może zmieniać swoje otoczenie, że może je aktywnie współtworzyć, daje poczucie sprawstwa i poczucie spełnienia (szczęścia). Dzięki temu pojawia się nie tylko poczucie bycia częścią czegoś, ale również odpowiedzialności za okolicę, dbania o to, co wspólne, kształtowania tego, co wokół nas. Najwyraźniej to widać w społecznościach lokalnych, takich jak miasteczka cittaslow. Także i ludzie młodzi na nowo odkrywają wartości, stawiają na lokalne więzi (nawet i oni są przytłoczeni nowymi technologiami). Potrzebna jest otwarta, publiczna przestrzeń, aby te lokalne więzi mogły zaistnieć i powstawać. Przestrzeń niezawłaszczona.

Dobrym porównaniem jest samotny rejs jachtem dookoła świata. Wymaga on zgromadzenia minimum zasobów i gospodarowanie nimi do ostatniej kropli paliwa, do ostatniej porcji żywności. Ile wziąć by nie było za mało ani za dużo? Jeśli za dużo weźmiemy, to jacht będzie przeciążony. Jesli za mało, to trzeba często zawijać do portów. Lekka łódź to szybka łódź, a błędne planowanie to strata czasu – lub nawet życia. Na lądzie jest podobnie. Przykładem może być pielgrzymka do Santiago. Do plecaka trzeba wziąć jak najmniej. Wraz z marszem okazuje się ile rzeczy jest zbędnych i one ciążą. Doświadczeni pielgrzymi wycinają nawet metki z bielizny... Okazuje się, że człowiekowi wystarczy niewiele. I tego można doświadczyć w czasie takiej wędrówki. Nie chodzi tylko o to, abyśmy wykorzystywali mniej surowców, co pozwoli wydłużyć nieco okres ich eksploatacji, ale o całkowitą zmianę sposobu myślenia. Używać surowców, a nie je zużywać, a produkty należy przetwarzać ponownie. Na tym polega własnie „gospodarka cyrkulacyjna”. Obecny model wydobywania surowców, wytwarzania produktów i ich wyrzucania nie ma nic wspólnego ze zrównoważonym rozwojem. Nie da się bez końca realizować liniowego modelu na planecie o skończonych zasobach. 

Cittaslow, powolne życie w małym mieście. Tu można próbować zrealizować ideę gospodarki cyrkulacyjnej, która proponuje nowy sposób myślenia o świecie. To podejście systemowe, bazujące na obserwowaniu przyrody (ekosystemów). Natura nie wytwarza odpadów: wszystko podlega ponownemu zużyciu, kompostowaniu, przetrawieniu. Tak samo należy projektować i wytwarzać produkty, minimalizując zużycie energii, kierując odpady z powrotem do procesu produkcji. Czyli zmienić nasz styl życia, poczynając od zakupów a na recyklingu czy reusingu kończąc. Moja znajoma niedawno z dumą powiedziała, że w ostatnim miesięcu jej pojemnik na odpady zmieszane... był pusty. Wszystko zostało poddane recyklingowi lub trafiło na przydomowy kompostownik. Jako społeczeństwo musimy całkowicie zmienić sposób myślenia o gospodarce i procesach przemysłowych, włączając w to projektowanie i wzornictwo różnych przedmiotów. Trwa właśnie społeczna kampania rezygnacji z plastikowych słomek do napojów. Istnieją alternatywne sposoby życia, które zapewnią nam zrównoważony rozwój! 

Gospodarka cyrkulacyjna jest często określana mianem modelu „od kołyski do kołyski” (LCA, cykl życiowy produktu) lub gospodarki w pętli zamkniętej, a jej zwolennicy są zdania, że nie należy postrzegać ich inicjatywy jako ruchu ekologistycznego, ale jako zmianę sposobu myślenia czyli filozofii projektowania. W małych miasteczka ze slow life taka zmiana filozofii własnie się dokonuje (choć nie dotyczy projektowania). Paradoksalnie czasem to prowincja jest liderem.

"Konsumpcja jest sposobem na zapomnienie o nudzie i pustce codziennej egzystencji (...). Przeciętny młody człowiek nie tylko czuje się szczęśliwy, gdy ma i wydaje pieniądze. On czuje się na swój sposób moralny – nie czuje, by w posiadaniu dóbr i używaniu życia było coś nagannego, coś nie tak. Wręcz przeciwnie – zabawa i radość, jaką dają rzeczy, do których namawiają spece od marketingu i reklamy, dla tego pokolenia stają się celem samym w sobie.” 
Daniel Quinn 

Jest o czym porozmawiać, podyskutować, debatować. Bez pośpiechu, dokładnie, uważnie. W Reszlu, warmińskim cittaslow, przesyconym sztuką i kwiatami na ulicy.


4.09.2018

Kamishibai z cytrynkiem latolistkiem wśród dalii, czyli o tym, jak uczę się opowiadać

(Olsztyńska Wystawa Dalii 2017, motywem przewodnim był strój warmiński)
Moje zainteresowanie sposobem opowiadania i komunikacją międzyludzką wynikają z dwóch powodów. Pierwszy to dydaktyczny, uczyć się przekazywać treść (wiedzę). Poszukując różnych form, dostosowanych do sytuacji, do słuchaczy, do tematyki, uczę się techniki kamishibai. Głównie z myślą o edukacji pozaformalnej ale próbuję również w edukacji formalnej - to oferta dla studentów (w tym biologii, biotechnologii, dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego - wykorzystuję na zajęciach: seminaria, autoprezentacje, prezentacje publiczne itd.). We wspołpracy z wydawnictwem powstały do tej pory trzy scenariusze do bajek przyrodniczych. A teraz sam maluję ilustracje do kolejnych pomysłów. Ilustracje i scenariusz to nie wszystko. Trzeba się nauczyć opowiadać i to dla bardzo różnego odbiorcy: dorosłych, dzieci, wykształconych przyrodniczo i humanistów (czyli z innym zestawem pojęć, wiadomości i sposobu myślenia). Poprzez kolejne próby uczę się opowiadać czyli mówić w nieco innej konwencji niż tradycyjny wykład z rzutnikiem multimedialnym. Sam zdobywam umiejętności ale i dzielę  się wrażeniami i przemyśleniami z nauczycielami, edukatorami i animatorami. Dyskutuję i uczę się od innych, bardziej doświadczonych w pracy z dziećmi i w opowiadaniu historii.

Drugim powodem mojego eksperymentowania z kamishibai jest... zainteresowanie ewolucją człowieka, ewolucją kultury i mową jako kompetencją, spajającą grupę (społeczność). To wszystko w kontekście hipotezy mózgu społecznego Dunbara. Tu skupiam się na sprawdzeniu w rzeczywistym działania jak odbierany jest głos, sposób opowiadania, język niewerbalny i tworzenie sytuacji społecznych. Moja uwaga skupiona jest więc nie tylko na technice opowiadania i samym kamishibai ale także na głębszym, społecznym kontekście: przekazywanie treści i funkcja społeczna (tworzenie więzi).
  (w nawiązaniu te tego problemy czytaj także:

Olsztyńska Wystawa Dalii to bardzo ciekawa inicjatywa, popularyzująca wiedzę, odbywająca się w szklarni i ogrodach doświadczalnych UWM w Olsztynie. W tym roku odbędzie się po raz szósty. Jeszcze jedna okazja na upowszechnianie wiedzy i edukacji pozaformalnej, wpisana w misję uniwersytetu. Tegoroczna VI Olsztyńska Wystawa Dalii odbędzie się w dniach 8-9 września 2018 roku. Tym razem formuła będzie plenerowo-piknikowa, w stylu angielskim, z lemoniadą. Główną atrakcją wystawy będzie zwiedzanie kolekcji dalii rosnących w gruncie, z oznaczonymi odmianami. Dodatkowo odbędzie się  plener malarski, warsztaty układanie kwiatów oraz moja propozycja - bajka kamishibai o motylu cytrynku latolisktu. A skoro ma być w stylu angielskim, to będzie z herbatą i przy stoliku. Nie wiem, czy uda mi się zdobyć jakiś strój z epoki, ale się postaram.

Zapraszam na dystyngowaną herbatkę w ogrodzie, wśród kwiatów i na wysłuchanie bajki o motylu cytrynku latolistku, opowiedzianej w technice kamishibai (teatrzyk ilustracji). A potem na rozmowę i niespieszne kontemplowanie uroków ukwieconego ogrodu. Mile widziane przyjście z ciastem lub czymś do herbaty.

Otwarcie Dni Dalii  (czytaj więcej) w sobotę, 8-go września o godz. 10.00. Bajka o motylu o godz. 11.00.

Dalie pochodzą z Ameryki. Pierwotnie była to roślina jadalna. Po sprowadzeniu do Europy stała się rośliną ozdobną i ogrodową. Dalie kwitną przez całe lato, od czerwca do pierwszych mrozów. W Kortowie podziwiać można od 250 do 300 odmian tych kwiatów.

Bajka o cytrynku, opowiadana w parku. Szczytno 2017. Na spotkaniu z uczniami.

3.09.2018

Co przygotowałem na Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki 2018 ?

Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki są okazją do otwartej edukacji pozaformalnej. W roku 2018 to już szesnasty raz. Biorę w nich udział od początku. Są okazją dla mnie by uczyć się i pokazywać współpracę z regionem. Dni Nauki zainicjowane zostały przez ministerstwo we wszystkich chyba ośrodkach akademickich, przed kilkunastoma laty. W niektórych miastach akademickich  przeniesione zostały na termin wiosenny, w innych przybrały nieco odmienny charakter. W ciągu tych lat powstały centra nauki a samo upowszechnianie wiedzy i promocja nauki nabrały większego rozmachu i doczekały się uznania. W Olsztynie nie mamy jeszcze centrum nauki jako wyspecjalizowanej jednostki upowszechniania wiedzy i edukacji pozaformalnej. Olsztyńskie Dni Nauki rozbudowały się o Sztukę i mimo mniejszego finansowania - trwają. Są elementem historii uniwersytetu.

Na 16. Dni Nauki i Sztuki przygotowałem dwie wystawy i towarzyszące im wernisaże i pokazy. Powstały we współpracy z instytucjami i stowarzyszeniami pozauniwersyteckimi.


Bocian biały i jego siedlisko 
Wystawa  w kategorii "Odkryj przyrodę". Wystawa malowanych, starych dachówek, które powstały w 1.06.2018 w Mazurskim Parku Krajobrazowym w czasie obchodów Dnia Bociana Białego (czytaj więcej). Warsztaty edukacyjno-artystyczne otwarte były dla wszystkich chętnych. Park co roku organizuje swoje święto z licznymi atrakcjami edukacyjnymi i kulturalnymi. Bocian biały to symbol parku. A jednocześnie 1. czerwca przypada także Dzień Dziecka. Ale przecież bocian mocno kulturowo związany jest z dziećmi - według ludowego porzekadła dzieci przynoszone są przez bociany (w innych regionach znajdowane są w kapuście). Skąd się wzięła ta kulturowa tradycja? Może warto się nad tą kwestią etnograficznie i kulturowo zastanowić. Tematem pleneru malarsko-edukacyjnego był bocian biały i jego środowisko, zatem i podmokłe łąki i wszystko co tam żyje. Cała bioróżnorodność łąki z bogactwem roślin i zwierząt. Potem niektóre dachówki zostały użyte jako daszek w hotelu dla owadów w Parku (wymienione na nowe, bo stare się już trochę zużyły). Owady zapylające i hotele dla owadów tematycznie wiążą się z siedliskiem bociana białego. 

Malowaniu w uroczych okolicznościach przyrody i w towarzystwie licznych pokazów edukacyjnych i przyrodniczych to forma wykładu i dyskusji poza murami uniwersytetu. Na zaproszenie na dachówkowe warsztaty do Parku przyjechało wiele osób nie tylko z Polski (turyści wypoczywający w okolicy). W czasie malowania słuchali przyrodniczych i kulturowych, niespiesznych opowieści, pytali, podyskutowali. W czasie malowania można milczeć, można rozmawiać, można dyskutować. To takie współczesne spotkanie i "darcie pierza" i filozoficzne dyskusje przy łuskaniu fasoli. Efekty tych prac można będzie zobaczyć na wystawie.  

Lokalizacja: przez Biblioteką Uniwersytecką, otwarcie wystawy 26 września o godz. 10.00. W dniach 26-28 można oglądać w godzinach całodobowo. Wystawa zostanie w tym samym miejscu po Olsztyńskich Dniach Nauki i Sztuki jeszcze przez kilka miesięcy.

Przyroda Mazurskiego Parku Krajobrazowego 
(Kategoria: Odkryj przyrodę). Głównym wykonawcą jest Mazurski Park Krajobrazowy (Krzysztof Wittbrodt, Martyna Kwiatkowska, Judyta Masiarz).  Będzie to poszerzony wernisaż wystawy "Bocian biały i jego siedlisko". Prezentacja przyrody Mazurskiego Parku Krajobrazowego, wydawnictw, projektów edukacyjnych, mini-warsztaty edukacyjne. Wystawa malowanych, starych dachówek, które powstały w czasie Dnia Bociana Białego w dniu 1.06.2018 w Mazurskim Parku Krajobrazowym w czasie warsztatów edukacyjno-artystycznych. Bocian biały to symbol parku. A jednocześnie gatunek parasolowy (osłonowy), ochrona którego jest jednocześnie ochroną siedliska dla dużej grupy gatunków roślin i zwierząt. 

Lokalizacja: przez Biblioteką Uniwersytecką (ul. Oczapowskiego 12B), 26 września 2018, godz.  10:00 12:00 

Warmińska łąka 
(Kategoria: Odkryj przyrodę). Prezentacja i wystawa zorganizowana we współpracy z mgr Agnieszką Pacyńską-Czarnecką ze Szkoły Podstawowej w Lamkowie. Wystawa malowanych dachówek z motywami warmińskiej przyrody – różnorodność biologiczna łąki. Stare dachówki, pochodzące z zabudowań z warmińskiej wsi, pomalowane zostały przez uczniów z Lamkowa oraz polskiej szkoły w Belgii w czasie pleneru w dniu 2. lipca 2018 r. Plener odbył się w ramach projektu „Rodzina polonijna. Współpraca szkół funkcjonujących w systemach oświaty innych państw oraz organizacji społecznych za granicą prowadzących nauczanie języka polskiego, historii, geografii, kultury polskiej oraz innych przedmiotów nauczanych w języku polskim ze szkołami w Polsce” (umowa nr MEN/2017/DSWM/1399 z dnia 29.09.2017 r.). (zobacz zdjęcia z pleneru) Projekt realizuje Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. W ramach projektu Niepubliczny Zespół Szkół i Placówek „Edukacja dla Przyszłości” w Lamkowie współpracuje z polską szkołą „Mała Daskalia” w Leuven w Belgii. W grudniu 2017 r. uczniowie z Lamkowa byli w Belgii, a w lipcu 2018 dzieci z Belgii przyjechały do Lamkowa. W czasie warsztatów pomalowały dachówki a motywem była warmińska łąka. 

Wernisaż wystawy odbędzie się w dniu 27 września (10.00-11.00) sala P13 (Collegium Biologiae, Kortowo, ul Oczapowskiego 1a), połączony z prezentacją projektu, pokazem film o Kłobuku oraz występem grupy „Wiedźmuchy”

Lokalizacja: Wydział Biologii i Biotechnologii, ul. Oczapowskiego 1A, wystawa przez budynkiem będzie prezentowana nie tylko w czasie Olsztyńskich Dni Nauki i Sztuki ale także przez kilka kolejnych miesięcy.