30.05.2022

Paczkomaty i zmiany w kontaktach międzyludzkich

Skansen w Olsztynku, skrzynka pocztowa na dawnej karczmie ze Skandawy.

Kryzys może przyspieszać zmiany, zachodzące w społeczeństwie. Przekładem jest e-handel i paczkomaty. W czasie pandemii i wynikającej z niej izolacji znacząco wzrosło korzystanie z technologii internetowych i paczkomatów. Wiele osób sytuacją została zmuszona do korzystania z zakupów online, w tym z paczkomatów. Przekroczona została bariera lęku przed nowym i nieznanym. Sam tego doświadczyłem. Do tej pory korzystaliśmy z tradycyjnej poczty i kurierów. Za sprawą paczkomatów na trwałe zmienia się sposób funkcjonowania e-handlu i zakupów w ogóle. Po prostu to tylko dalsza zmiana naszych nawyków handlowych. Trend cywilizacyjny, który w czasie kryzysu (pandemia) nabrał skokowego przyspieszenia.

E-handel to zdalny kontakt ze sklepem i ze sprzedawcami, ze wszystkimi tego niedogodnościami i ułatwieniami. To zakupy bez kontaktu bezpośredniego. Dostrzegamy tylko minusy ale jest i dobra strona tego zjawiska. W społeczeństwie licznych i częstych kontaktów nasze mózgi są zmęczone nadmiarem spotkań z ludźmi (na ulicy, w pracy, w mediach społecznościowych itp.). I dotyczy to nie tylko introwertyków. Zbyt dużo bodźców dociera do naszych mózgów. I zbyt dużo twarzy oraz relacji, które musimy rozpoznać i na które zareagować. Czujemy się tym zmęczeni. W tym kontekście paczkomaty pozwolą na zmniejszenie ilości stresu, wynikającego z nadmiaru kontaktów międzyludzkich i przebodźcowania. Kolejna innowacja komunikacyjna, pozwalająca żyć nam w jeszcze większych społecznościach.

Kiedyś był rynek i kontakt bezpośredni. Tęsknimy za takimi relacjami i całkowicie ich nie chcemy wyeliminować. Wizyta na rynku (agorze) to nie tylko handel ale i kontakty międzyludzkie, relacje. Czasem są one nawet ważniejsze niż zakupy i handel jako taki. Potem pojawiły się sklepy i ulice handlowe. Zapewniają kontakty międzyludzkie jak i handel jako taki. Lubimy spacerować po takich ulicach (często więcej oglądamy niż kupujemy) i zachodzić do sklepów a potem do kawiarni, barów, lub siadać w parku czy skwerze na ławeczce. Potrzebujemy także relacji ze sprzedawcami. Ulice handlowe nie zanikną, mimo że wyparte zostały w części przez centra handlowe. Galeria jawi się jako mały ryneczek pod dachem. Centra handlowe, galerie są przecież także miejscem spotkań. I galerią oglądania przedmiotów użytkowych. Są tam kina, restauracje, kawiarnie i przestrzeń do spotkań międzyludzkich. Dla młodego pokolenia to takie "podwórko".

Galerie handlowe sporo zmieniły w naszym miejskim życiu. Zmienili także kurierzy, którzy w części wypełnili lukę w działaniach tradycyjnej poczty. Poczta Polska ewidentnie przespała zmiany cywilizacyjne i jest w dużym regresie. Najpierw przegrała z kurierami teraz przegrywa z paczkomatami. Ale o tym za chwilę.

Skoro więcej korzystany z e-handlu to co ze sklepami? W części zmienią się w ekspozycje pokazowe, by pójść i zobaczyć towar, dotknąć. A zakupu dokonamy i tak zdalnie. Lub zapłacimy w sklepie a towar nam dostarczą do domu. Typowe usługi kurierskie lub właśnie paczkomatowe. Krok po kroku rozwijają się od wielu lat. Czasem tylko wyraźniej dostrzegamy przekroczenie kolejnej granicy czy kamienia milowego. 

Paczkomat na dworcu kolejowym w małym miasteczku.


Paczkomatów przybywa lawinowo. Można tu nie tylko odebrać przesyłkę ale i nadać (wysłać) swoją. Czyli wszystko to, co kiedyś zapewniała poczta. Tyle, że bez kontaktu z człowiekiem, w pełni zautomatyzowane, bez kontaktu bezpośredniego z drugim człowiekiem. Urzędy pocztowe były kiedyś małymi centrami życia publicznego. Od jakiegoś czasu zamierają. Poczta Polska jest cywilizacyjnie zacofana i sukcesywnie wypierana jest z rynku usług. Mniej piszemy listów papierowych (na rzecz korespondencji telefonicznej, smsów, listów elektronicznych, wide-oczatów itd.), mniej nadajemy paczek, bo korzystamy z kurierów i z paczkomatów. A przecież nie zaprzestaliśmy komunikacji na odległość i wymiany towarów. Zmieniliśmy tylko sposób. Treść pozostała. A jeśli cofniemy się bardziej w czasie to dostrzeżemy, że poczta jako taka też była kiedyś rewolucyjnym wynalazkiem w komunikacji i w handlu jako takim. 

Wróćmy do paczkomatów. Stawiane są w różnych miejscach, gdzieś z boku, na zapleczu, gdzieś przy śmietniku (z licznymi, dobrymi wyjątkami). A skoro coraz częściej spotykamy się przy paczkomacie, to może warto już teraz myśleć o kreowaniu dobrej, publicznej przestrzeni przy i wokół paczkomatów? Tak, by było to miejsce jako centrum aktywności osiedlowej lub wiejskiej, przejmującej rolę w części ryneczku, sklepu czy urzędu pocztowego. Nasza potrzeba pozostaje, zmienia się tylko forma jej zaspokajania. Zmienia się opakowanie.

Jeszcze jedna mała dygresja. A jak pandemię wykorzystały uczelnie wyższe i jak rozwijają e-edukację? Czy pracownicy - zmuszeni sytuacją do zdalnego nauczania - wykorzystali okazję by się nauczyć lub podnieść już posiadane umiejętności nauczania zdalnego? Czy nauczyli się nowych narzędzi? A jak jest to instytucjonalnie? Czy ten pandemiczny kryzys został dobrze wykorzystany? Bo przecież powolne zmiany już od dłuższego czasu się dokonywały i dalej zachodzą. Nieliczni wykorzystali kryzysową sytuację do skokowych zmian. Inni przespali.... i śpią dalej.

To pytanie stawiam i sobie. Jak ja się w tej nowej sytuacji odnajduję? Czy coś nowego mogę zaproponować? Podpatrzeć u innych? Czego się nowego nauczyłem w zakresie wykorzystywania narzędzi jak i koncepcji dydaktycznych? Mam wrażenie, że za mało i że cały czas muszę się uczyć. Spory krok do przodu ale czuję, że za mały. Mam nieodparte wrażenie, że rzeczywistość mi ucieka... 

Wróćmy do paczkomatów, które można traktować jako element zielonej transformacji w miastach a nie tylko zmian w handlu. Paczkomaty są mniej emisyjne niż kurierzy, bo eliminowany jest dojazd do indywidualnego odbiorcy. Co więcej, odbiór w dowolnym czasie jest wygodny także dla klienta - nie musi być w domu na czas dostarczenia przesyłki. Sam doświadczyłem wygody takiego rozwiązania. Zatem paczkomaty to mniej zużytego paliwa. Ale firmy paczkomatowe już myślą o dowożeniu przesyłek rowerami cargo oraz pojazdami elektrycznymi (z centrum logistycznego po poszczególnych paczkomatów w mieście). A także o odbieraniu sprawnego lecz niepotrzebnego sprzętu od mieszkańców. Firmy paczkomatowe myślą także nad wprowadzeniem opakowań wielokrotnego użytku. Znaczący krok w zmniejszeniu zużycia energii i surowców. Innym pomysłem jest wkład w recykling np. sprzętu AGD. Możliwość rozwoju selektywnej zbiórki odpadów jak i dzielenia się dobrymi rzeczami (może pojawi się jakaś hybryda paczkomatu z lodówką społeczną, półką bookcrosingową?). W sumie wydłuża to czas użytkowania towarów i generuje mniej śmieci. A jeśli tak, to paczkomaty stają się coraz bardziej nowoczesnym miejscem integracji społecznej. Tak jakim kiedyś był rynek czy nawet sklep lub placówka pocztowa.

Pytanie zasadnicze: czy wokół paczkomatów można tworzyć strefy spotkań? Czy lepiej wybierać lokalizację paczkomatów by wypełniały te funkcje (tak jak na załączonym zdjęciu przy dworku PKP w małej miejscowości) czy też przekształcać już istniejące miejsca z paczkomatami? A jeśli przy paczkomatach pojawią się punkty ładowania energii do różnego rodzaju pojazdów elektrycznych? Od samochodu, przez rower do hulajnogi? Czy takie poszerzanie funkcji nie zachęci nas do częstszego spotykania się przy paczkomatach? I jak nazwać te nowe strefy miejskie i wiejskie?

E-handel powoduje, że to nie my udajemy się po towar lecz towar dociera do nas. Niewątpliwe pozwala to zaoszczędzić czas. Bo nie musimy jeździć do sklepów, zwłaszcza tych specjalistycznych (czasami trzeba wybrać się kilkanaście-kilkadziesiąt kilometrów do miasta lub większej aglomeracji, bo na miejscu takich nie ma). Zaoszczędzimy czas? I co z nim zrobimy? Czy przeznaczymy na rozwój życia społecznego i kontaktów międzyludzkich? Może właśnie w przestrzeni np. wokół paczkomatów? Jeśli oczywiście wykorzystamy taką okazje do transformacji przestrzeni miejskiej i wiejskiej. Jak paczkomaty sprawdzą się jako sąsiedzi? W części stanowiąc nieosobowe kontakty (nie z człowiekiem twarzą w twarz tylko za pośrednictwem automatów i komórkowych aplikacji, w tym z interakcjami ze sztuczną inteligencją). Jak zagospodarować społecznie przestrzeń przy paczkomatach?

Kiedyś, zwłaszcza w małych miejscowościach, takim miejscem spotkań była mleczarnia, sklep i poczta. Poczta Polska przespała zmiany cywilizacyjne. Teraz urzędy pocztowe w wielu miejscach zostały zlikwidowane (jako nierentowne). A te co są już przypominają bardziej przeładowane kioski Ruchu. Dużo książek religijno-patriotycznych i prorządowej prasy z siermiężną propagandą, słodycze i różne mało potrzebne drobiazgi. Więcej tam handlu niż komunikacji, więcej sklepu niż poczty. Regres widoczny jest zwłaszcza pod rządami pisowsko-nacjonalistycznej władzy, zapatrzonej w skansen i całkowicie zamkniętej na zachodzące zmiany cywilizacyjne. Zachowawcze skupienie się na synekurach niż rozwoju firmy. Brak myślenia perspektywicznego. Trwanie w jakimś mentalnym skansenie i myśleniu magiczno-życzeniowym. A przecież pra-paczkomaty już dawno istniały na wsiach w postaci dedykowanych skrzynek na listy przy sklepie lub w centrum małej miejscowości. Listonosz nie musiał osobiście udawać się do rozsianych, nielicznych odbiorców. Prekursor rozwiązania już był, wystarczyło tylko rozwinąć w paczkomaty. I zamiast "parafialno-patriotycznego" sklepiku rozwijać przyszłościowe funkcje Poczty Polskiej. Przy obecnej władzy raczej nie ma szans na jakiekolwiek sensowne zmiany i na rozwój Poczty Polskiej. Rozwijają się inne przedsiębiorstwa, wypełniające luki i potrzeby społeczne. Paczkomatów przybywa. Tworzą się w nowych miejscach i nie wykorzystują już istniejących i zakorzenionych przestrzeni publicznych. Taka transformacja jest kosztowniejsza (w porównaniu do sytuacji, w które to przy urzędach pocztowych stanęłyby paczkomaty).

Owszem, gusty starszych osób też warto zaspokajać. Ale bez przekreślania rozwoju. Upada monopolista - Poczta Polska. Pozostanie w skansenie. Trochę mi żal, bo Poczta Polska to moje dzieciństwo i młodość. Nadawane listów, wykonywanie drobnych opłat, zbierane znaczków pocztowych, oczekiwanie na listonosza. Świat który systematycznie, powoli odchodzi. Albo inaczej - świat, który ewolucyjnie się zmienia. Pojawia się coś nowego, w tym jako wyzwanie społeczne w projektowaniu przestrzeni miejskiej. 

Typowa lokalizacja paczkomatu w miału estetycznym miejscu i mało przyjaznym dla kontaktów międzyludzkich.

25.05.2022

Nużeniec ludzki czy gąsienica jedwabnika?

Smartfonowa przystawka do rejestracji głosów nietoperzy.

Technologia niezwykle ułatwia nam poznawanie świata i rozpoznawanie obiektów. Czasem jednak wyprowadza nas na manowce, tak jak w przypadku popularnego zdjęcia, które niby ma przedstawiać nużeńca ludzkiego (Demodex folliculorum). Ale zanim opiszę "śledztwo internetowe" kilka słów wstępu. 

Powszechne smartfony i dostęp do mobilnego Internetu pozwala nam w niezwykły sposób lepiej widzieć i słyszeć. Kiedyś, gdy słyszeliśmy głos ptaka na wsi lub w lesie lub widzieliśmy jakąś roślinę i nie było przy nas znającego się na tym eksperta, to nie wiedzieliśmy co widzimy i co słyszymy.  Chyba, że akurat sami się na tym znamy lub zabraliśmy ze sobą klucz do rozpoznawania roślin, grzybów lub zwierząt. I potrafimy się nim poprawnie posłużyć. Teraz nie trzeba nosić ze sobą całej biblioteki, wystarczy smartfom i odpowiednia aplikacja by rozpoznawać grzyby (np. Mushroom Identify, Na grzyby), rośliny (np. PictureThis, Flora incognita, Plant Net) czy do wszystkich nieznanych obiektów wykorzystamy Google Lens (Google Obiektyw). Wiedza w zasięgu ręki. Są nawet aplikacje do rozpoznawania głosu ptaków. Uruchamiasz aplikację i już wiesz co słyszysz lub widzisz. I możesz podzielić się tą wiedzą z innymi (np. iNaturalist), stając się przy okazji naukowcem, zbierającym dane o rozmieszczeniu organizmów. Kilka dni temu oglądałem przystawkę do telefonu, za pomocą której oraz odpowiedniej aplikacji można rejestrować i rozpoznawać głosy nietoperzy (zdjęcie wyżej). Nie widzisz ich, nie słyszysz a wiesz co nad Tobą w nocy fruwa. I możesz przesłać dane do bazy danych. W ten sposób zbierane są informacje z całego świata, niemalże z każdego miejsca na Ziemi. Każdy może poznawać świat i jednocześnie być współpracownikiem naukowców - nauka obywatelska znakomicie się rozwija. Jeszcze nigdy wcześniej nie było tylu przyrodników, naukowców amatorów i takiego przyrostu danych. 

A jak już znamy nazwę gatunkową to szybko możemy wyszukać znacznie więcej informacji o danym gatunku. Jeszcze nigdy tak łatwo ludzkość nie korzystała ze wspólnej wiedzy. Stosunkowo łatwo możemy wiedzieć co słyszymy i widzimy. Radość z faktu widzenia więcej i głębiej, jak również współpraca przy gromadzeniu danych, które mogą być potem wykorzystane do naukowych analiz. 

Ale do rzeczy. Chyba przedwczoraj na Facebooku zauważyłem zdjęcie i krótką notatkę o nużeńcu ludzkim. Bezkręgowce w powiększeniu wyglądają niesamowicie. Informacja o nużeńcu ludzkim była prawdziwa, pisałem już kiedyś o tym pajęczaku (czytaj wpis na blogu). A zdjęcie, jak zdjęcie. W takim powiększeniu nigdy wcześniej nużeńca nie widziałem, więc przyjąłem poprawność ilustracji na wiarę. Nie zgłębiałem tematu aż do dzisiejszego poranka, gdy znalazłem prośbę o weryfikację, bo znajoma nauczycielka zwracała uwagę, że to być może nie jest nużeniec ludzki tylko gąsienica motyla. Wiadomość wysłana późnym wieczorem i zanim o poranku ją odczytałem, to już sama zainteresowana znalazła odpowiedź. Postanowiłem jednak mimo to zrobić "śledztwo internetowe". Samego mnie mocno zaciekawiło. 

Na pierwszy rzut oka zdjęcie mogło wyglądać jak zdjęcie nużeńca w dużym powiększeniu. Pierwsza rzecz, którą można zrobić, to sprawdzić przez opcję "wyszukaj podobne zdjęcie w Internecie" - aplikacja Google obiektyw. O dziwo dużo było wyników, wskazujących na nużeńca i tylko jedno wskazanie na głowę gąsienicy motyla. Szukałem źródeł naukowych. I starałem się sprawdzić, gdzie po raz pierwszy się pojawiło to zdjęcie. Wyskakiwały popularne portale o zdrowiu  i blogi. Za mało czasu przeznaczyłem by to definitywnie rozwikłać. 

Algorytmy sztucznej inteligencji do rozpoznawania obrazów są bardzo przydatne. Ale i one czasem się mylą. Jeśli w wielu źródłach taki sam obraz przez ludzi traktowany jest jako "nużeniec ludzki", to i AI też tak uważa. Nie analizuje morfologii tylko piksele. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. I powiedziano to na długo przed epoką komputerową. Krytyczne myślenie i umiejętności technologiczne przydatne są każdemu. Algorytmy wszystkiego za nas nie zrobią. Liczy się każdy głos, bo nawet w tym przypadku nieliczni sceptycy pozwalają dokładniej zweryfikować powszechnie powtarzaną informację. 

Skoro nie udało się szybko wykryć źródła po zdjęciu i tego czy jest to pomyłka czy świadome oszustwo (większość dalej upowszechniała w dobrej wierze), to zacząłem się dokładniej przyglądać samemu zdjęciu by analizować morfologię tego zwierzęcia. 


Tym razem szukałem obrazów już po słowach kluczowych. Porównanie z grafikami, odnoszącymi się do nużeńca, wskazywało na duże podobieństwo i uprawdopodabniało upowszechnianą w mediach społecznościowych informację. Zacząłem analizować obraz pod kątem morfologii i odczytywania struktur, czyli mogłem już wykorzystać swoją wiedzę zoologiczną. Aparat gębowy bardzo przypomina aparat gębowy owadów. Żuwaczki (na rycinie niżej zaznaczone strzałką nr 1) typowo owadzie, wskazujące na roślinożercę lub detrytusożercę (kształt żuwaczek). Larwy niektórych chruścików mają bardzo podobne żuwaczki i aparat gębowy. Co prawda nużeniec ma podobne struktury (1a), ale przy bliższym wpatrzeniu się widać ważne różnice. Z boku widoczne są oczka proste (2), podobnie u nużeńca (2a). U larwy widoczna jest warga górna (3) i niżej typowe elementy owadziego aparatu gębowego. Takich struktur nie ma u nużeńca, który jest pajęczakiem. Na zdjęciu nie widać wszystkich par odnóży, czy jest ich 3 jak u owada czy 4 jak u pajęczaka. Dla porównania niżej inne zdjęcie gąsienicy jedwabnika. Teraz podobieństwo do głowy owada nie budzi już wątpliwości. Nawet kolor ciała się zgadza. Fakt, gąsienice jedwabników nie są piękne z ludzkiego punktu widzenia. U gąsienic odnóża są stosunkowo proste i nie tak zesklerytyzowane jak u imagines czy innych owadów. Stąd zapewne skojarzenia z innymi stawonogami.

Grafika z wykorzystaniem ilustracji i zdjęć, dostępnych w internecie, (różne źródła).

Podsumowując - rzeczone zdjęcie przedstawia głowę i przód ciała gąsienicy motyla, prawdopodobnie jedwabnika morwowego a nie nużeńca ludzkiego

Weryfikacja napływających informacji potrzebna jest nie tylko w przypadku źródeł internetowych. Sukcesem metody naukowej jest to, że wypracowała dobre narzędzia do weryfikacji: zachęca do porównywania w różnych źródłach, do analizy argumentów, dyskusji i testowania hipotez. Sprawdzać powinniśmy zwłaszcza informacje, które dla nas są ważne. W tym przypadku do wersyfikacji przydała się posiadana wiedza biologiczna i opatrzenie się (owady). Przydatna byłaby także wiedza i umiejętności weryfikowania obrazów od strony technicznej: czy obrazy były kolorowane lub montowane z innych elementów (tu niestety moje umiejętności są niewielkie). Przy zdjęciach skaningowych kolory są potem wtórnie i arbitralnie dodawane. A nużeniec jest małym zwierzęciem, więc mogło to być raczej zdjęcie z mikroskopu skaningowego. W przypadku owada wystarczy dobre zdjęcie makro. Tak, w szkole warto uczyć się weryfikacji różnych informacji, które do na dopływają. zarówno w kontekście systemu wiedzy - czy nowe informacje pasują do przyswojonego systemu wiedzy, jak i w kontekście narzędzi graficznych i komputerowych: jak powstają obrazy i jak można je modyfikować ("fotoszopować"). 

Umieszczam ten wpis także po to, by algorytmy sztucznej inteligencji mogły udoskonalić wyniki swoich wyszukiwań. Zasoby wiedzy są wspólne dla całej ludzkości. Każdy z nas może dołożyć się konektywnie do podnoszenia jakości tej wiedzy. Po pierwsze, umieszczanie zdjęć w sieci zwiększa pulę obiektów porównawczych dla uczącej się AI. Po drugie, dostarczamy danych o występowaniu różnych gatunków. Inne osoby mogą zweryfikować oznaczanie (np. w iNaturalist), z korzyścią dla nas jak i dla całej społeczności. 

Nie bójcie się popełniania błędów. Nauka rozwija się dzięki porażkom i błędom. Ale dlatego, że błąd nie jest traktowany jako porażka tylko jako zadanie i obiekt badawczy. Nie wytykamy potknięć tylko szukamy coraz to lepszego rozwiązania. Nieustanne doskonalenie i przybliżanie się do obiektywnej prawdy.

A dla chętnych na deser opowieść o innym błędzie i tajemniczym gatunku, który długo znajdował się w podręcznikach do zoologii: Z podręcznika do mitu: niezwykły organizm Salinella salve – mityczne zwierzę poszukiwane przez naukowców

24.05.2022

Kroczą, pływają fruwają czyli o zajęciach terenowych w formie piknikowej

Wybieram się na piknik naukowy do Iławy (a potem będzie duży w Olsztynie, na UWM - Dzień Biologii i Biotechnologii 2022. Zarówno jako edukator jak i widz (bo będę podglądał innych, jak oni to robią). Jest to kolejny wpis z cyklu "w połowie roboty", pokazywanie tego co się dzieje i jeszcze bez podsumowujących refleksji i gotowej, uporządkowanej wiedzy. Zaproszenie do wspólnego snucia refleksji i dzielenia się doświadczeniami. Zaproszenie do tworzenia, do czegoś co dopiero powstaje. Zaproszenie do wspólnego odkrywania i twórczego popełniania błędów. Bo tak jest z prototypem - sprawdzamy jak działa by go doskonalić. I w końcu nieustające zaproszenie do wspołpracy, nawet na odległość.
 
Czy takie pikniki są rozrywką czy prawdziwą edukacją? I po co się tym zajmować? Czy to nie jest rozpraszanie się i zajmowanie drobiazgami, zamiast skupić się na czymś na prawdę ważnym?  Dla mnie edukacja jest niezwykle ważna. Żyjemy w okresie wielkiej przemiany i krystalizowania się całkiem nowego systemu edukacji. Piknik naukowy to forma kontaktu z naukowcami i edukacja ustawiczna i pozaformalną (element budowania kapitału naukowego, kapitału ludzkiego). Jak powiązać to z całym systemem edukacji, w tym tej formalnej i instytucjonalnej? Ma być epizodem, rozrywką i kwiatkiem do kożucha czy raczej ważnym, stałym i kompatybilnym elementem? Ja stawiam na to drugie. Odbywa się niby poza szkołą: porcje informacji chaotycznych czy wkomponowanych w cały proces? Jeśli mamy wspólną wizję edukacji to się wzajemnie uzupełnia. Bez tej wizji może być rzeczywiście niespójnym i chaotycznym działaniem edukacyjnym. Dlatego tak ważna jest debata publiczna między różnymi aktorami życia społecznego i edukacyjnego. Gdzie jest szkoła? Czy jest rozproszona., kwantowa, wielowątkowa? Czy tylko w jednym budynku z systemem klasowo-lekcyjnym i dzwonkami na przerwę? Wielu poszukuje lepszych rozwiązań. I ja w tym świadomie uczestniczę jako pracownik akademicki, współpracujący ze szkołami oraz różnymi organizacjami pozarządowymi. Edukacja to nasze wspólne przedsięwzięcie. 

Forma piknikowa to też edukacja, w nieco innych warunkach. Tym razem w kontakcie bezpośrednim. Próbuję głębiej poznać ten proces by w kolejnych próbach skuteczniej wkomponować we współczesne trendy i sytuację cywilizacyjną. Dzielę się wiedzą i poszukuję coraz lepszych form i rozwiązań dydaktycznych ale patrzę także, kto przychodzi i dlaczego. I staram się poznać to, co zostanie w uczestnikach takich spotkań. A nie jest łatwo zobaczyć ten efekt długotrwały. Dlatego poszukuję także informacji, wynikających z badań naukowych, skoncentrowanych na różnych aspektach edukacyjnych. 

Układać programy i pomoce dydaktyczne dla nauczycieli? Czy to wystarczy i jak dobrać efektywne formy, przystające do codziennych realiów? Uczestniczyć w wymyślaniu nowej edukacji? Na oba pytanie odpowiadam - zdecydowanie tak! Uczestniczę w różnych małych i dużych przedsięwzięciach, edukacyjnych, sam wymyślam małe i duże projekty oraz biorę aktywny udział w różnych konferencjach pedagogicznych. Spotkania z Nauką to kończący się dwuletni projekt. 
Projekt Spotkania z Nauką jest przedsięwzięciem z zakresu popularyzacji nauk ścisłych z wykorzystaniem aktywizujących metod przekazu oraz budowaniem pozytywnego obrazu nauk przyrodniczych poprzez bezpośredni kontakt z naukowcami w przestrzeni uniwersyteckiej, z wykorzystaniem nowoczesnych metod komunikacji. Upowszechnianie nauki odbywa się w formie wykładów i warsztatów wyjazdowych, zajęć na uczelni, wystaw oraz pikników naukowych.

Głównym celem projektu jest upowszechnianie i popularyzacja osiągnięć nauk ścisłych, głównie nauk biologicznych, w szerokich kręgach społecznych, w szczególności wśród młodzieży szkół średnich z terenu woj. warmińsko-mazurskiego i województw sąsiednich. Dodatkowym celem projektu jest budowanie kapitału naukowego (zachęcanie do kontynuacji kształcenia na poziomie wyższym) oraz popularyzacja oferty kształcenia UWM w Olsztynie wśród młodzieży licealnej. W ramach przedsięwzięcia uczestnicząca młodzież pozna pełen cykl powstawania wiedzy, z uwzględnieniem obserwacji, dostrzegania problemu, dyskusji, analizy, działania i przedstawiania rezultatów badań. Aktywizujące metody upowszechniania wiedzy uwzględniają wyniki badań psychologicznych i neurodydaktyki.

Na ewaluację projektu trzeba będzie poczekać, bo to nie łatwy proces. Wracając do pikniku w Iławie i w Olsztynie - wymyślanie i sprawdzanie w działaniu jest długotrwałym i wielowątkowym procesem. Samemu też trzeba być na pierwszej "linii frontu". By pełniej rozumieć sytuację, specyfikę i rzeczywistość społeczno-edukacyjną. A ona nie musi być taka, jak 40-50 lat temu, gdy ja byłem uczniem. I czy aby na pewno dobrze ją pamiętam? A może tylko wybrane, subiektywne fragmenty rzeczywistości szkolnej i cywilizacyjnych procesów edukacyjnych? Ponadto świat się zmienił, trzeba szukać nowego by... utrzymać to co niezmienne, ponadczasowe. Trzeba tylko jedno odróżnić od drugiego.

W Iławie poprowadzę małe warsztaty hydrobiologiczne, terenowe (nie pierwsze i nie ostatnie w tym roku) oraz po raz kolejny przedstawię bajki kamishibai, edukacyjne. W tle kryje się głębsza współpraca z NGOsami w terenie i długofalowy pomysł na zajęcia edukacyjne, cykliczne dla uczniów z Iławy. Coś co dopiero powstaje, z wykorzystaniem dotychczasowych doświadczeń. Ale nie jest to tylko powielanie sprawdzonych rzeczy lecz także kreowanie nowych. Mały piknik a jest rzeczywistym budowaniem współpracy z nauczycielami i z edukatorami pozaszkolnymi. To praktyczne budowanie nowego systemu edukacji, nie tylko przez refleksje teoretyczne ale i eksperymentowanie, sprawdzanie. 

Coraz bardziej dostrzegam znaczenie edukacji domowej lub tylko wspołpracy rodzica jako edukatora. Każdy powinien umieć uczyć lub tworzyć sytuacje edukacyjne. Nie tylko wyspecjalizowani nauczyciele i edukatorzy pozaszkolni.  A jak i gdzie uczyć kompetencji pedagogicznych? Przecież nie tylko na kilkuletnich, stacjonarnych studiach nauczycielskich. Te formy uniwersytety dopiero odkrywają. Oby śmielej próbowały i szybko wdrażały.

Doświadczam, poznaję i uczę innych. Uczę się z innymi w działaniu. Dzielę się wiedzą i doświadczeniem.

Nauczyciel zostawia ślady w ludziach. Czy chce czy nie chce. Dobre lub złe ślady, ale odciska na wiele lat. Coraz bardziej dostrzegam potrzebę uczenia budowania i wygłaszania opowieści. Bo to właśnie opowieści czynią nas ludźmi. Szkoła powinna nauczyć opowiadać, opisywać, wyrażać się artystycznie (malować, fotografować, projektować, śpiewać). Opowiadać nawet na telefonie komórkowym. Na Facebooku znakomicie pisze Paweł Lęcki długie opowieści, relacje. Tylko na Facebooku (media społecznościowe). I ma ogromne zasięgi a zatem wywiera duży wpływ bo dociera z przekazem do wielu osób. Nie w prasie, nie w książkach a na Facebooku. Ta sama treść lecz w nowej przestrzeni. Inni uczą się Tik-Tokowego "haiku" - zawrzeć opowieść w 30 sekundowym nagraniu. Zupełnie coś nowego. A jednocześnie w istocie to samo co przez tysiąclecia. Edukacja powinna nadążać za czasem a nie uparcie tkwi w starych, czasem nieprzydatnych rytuałach. I odróżniać jedno od drugiego.

Opowieść jest korytem rzecznym dla płynącej wody bieżącego myślenia. W opowieści jest się jak w koleinach, gdzie toczą się, płyną nasze myśli, w jakiś sposób uporządkowane. W myśleniu bieżącym myśli są niedopracowane, próbują, zakręcają, ale w bieżącej rozmowie nie zwracamy na to uwagi. Po dopracowaniu, w formie "story", uporządkowanego scenariusza i z dobranymi szczegółami, opowieść jest czymś trwalszym, do wielokrotnego odtworzenia. W rzece nigdy się nie wchodzi do tej samej wody, ale przecież ta nowa woda płynie w tym samym korycie. Dopracowanym przez wieloletni nurt przemijającej "wody".

Układając story, pieśń, opowiadanie, anegdotę, poezję, pisząc całą książkę lub tylko graficzno-słowny mem, porządkujemy własne myśli. Osadzamy je tak, jak mocujemy namiot szpilkami i śledziami do ziemi. By nie odfrunął, by się nie przewrócił. Łapiemy szybko przepływające myśli w strukturę. I to ta struktura dalej kanalizuje nasze myśli i myśli słuchaczy. Przez tę strukturę widzimy świat. W czasie terenowych warsztatów "rzeźbił" będę koryto opowieści, dopracowywał a jednocześnie będę uczył się improwizacji w uzależnieniu do sytuacji i dostępnych obiektów biologicznych,

Jedną z ról nauczyciela jest strukturyzacja wiedzy swoich uczniów. Porządkowanie ich doświadczeń i budowanie szkieletu, w którym osadzają nowe fakty, obserwacje i doświadczenia. także te w dalekiej przyszłości. Poza strukturyzacją wiedzy rolą nauczyciela jest motywowanie do pracy, inspirowanie i rozbudzanie zainteresowań. A jak to się realizuje w czasie takich pikników naukowych? Jednorazowe spotkanie, bez ocen, bez sprawdzianów. Emocje, zaciekawienie. Ile zostaje i czy wzmacnia już istniejące zainteresowania? Czy daje strukturę (strukturyzuje wiedzę) czy inspiruje i czy motywuje do dalszego poznawania?

Sens edukacji - zrozumieć świat i dobrze umieć ostawić swój dobry ślad "tu byłem".

Pisałem podręczniki szkolne i skrypty dla studentów, artykuły dla pedagogów i dla rodziców, wygłaszałem referaty na konferencjach. Nieustanna koregulacja (wpływanie na siebie). I ciągle nurtujące mnie pytanie: jak przekazywać wiedzę? Transmisyjnie? Czy bardziej w działaniu i wspólnym odkrywaniu? 

Co dalej, gdy projekt zakończy się w czerwcu? Będzie czas na refleksję i kolejne próby z innymi. Małe lub duże. Kończy się czas łowienia ryb, będzie czas suszenia sieci. Krótszy lub dłuższy. A nowe pomysły już się rodzą, na kontynuację i zupełnie nowe próby... 

Zbieram doświadczenie także na wykładach dla uniwersytetów trzeciego wieku. Maj i czerwiec to dla mnie bardzo intensywny czas pracy i obserwacji. A także refleksji and edukacją i potrzebnymi zmianami. Słuchać innych i dyskutować. A tymczasem ruszam w teren na zajęcia z uczniami i dorosłymi oraz z wykorzystaniem nowoczesnych metod telefoniczno-komputerowo-internetowych. Odkrywam dla siebie i dla innych. Chcę czerpać z doświadczenia innych, którzy czasem w eksperymentach dużo dalej już zabrnęli.

Niżej ostatni duży piknik naukowych dla uczniów w ramach projektu Spotkania z Nauką. Zachęcam do udziału, w kontakcie lub online. 

Całkiem nieuporządkowane myśli. takie w połowie roboty. 

18.05.2022

Straszne, trujące, jadowite – różnorodność biologiczna Puszczy Rominckiej

 

Lubię nietypowe wyzwania, bo mogę się uczyć. Jest motywacja by praktycznie wypróbować nowe rozwiązania, o których już wcześniej myślałem. Czym innym jest jednak pomyśleć o, a czym innym wdrożyć i zobaczyć rezultaty. Do Gołdapii i Żytkiejm jadę opowiadać i uczyć innych a także uczyć się samemu. Nauczeństwo w czystej postaci   

Przede mną wykład w terenie w formie gry i poszukiwania skarbu. rzutnik multimedialny i krótka prezentacja będą, ale tylko na początku jako wprowadzenie. Potem słuchacze wykorzystają swoje telefony i swoją ciekawość. Takie urozmaicenie do tradycyjnych zajęć terenowych z opowiadaniem o niezwykłościach przyrody. 

Tematyka wykładu (czy to słowo jest adekwatne i czy nie trzeba szukać innego, słownego opisu dla proponowanej formy?): Jak wykorzystać różnorodność biologiczną w edukacji przyrodniczej i turystyce. Ciekawostki o roślinach, grzybach i zwierzętach (owady, ślimaki) z najbliższej okolicy. Przykłady wykorzystania kulinarnego i leczniczego, ciekawostki etnograficzne. Przykłady niezwykłych zjawisk biologicznych. Które rośliny są trujące a które uważano za magiczne? Które owady są jadowite, trujące lub były wykorzystywane w dawnej medycynie. W trakcie wykładu na świeżym powietrzu uczestnicy poszukiwać będą ukrytych znaków z qr kodami. Przy pomocy własnych telefonów komórkowych odczytają ukryte opowieści przyrodnicze oraz obejrzą krótkie filmiki. W podobny sposób można pokazywać walory przyrodnicze w ruchu turystycznym.

Niżej jeden z prototypów ale myślę nad wdrożeniem i bardziej profesjonalnym dopracowaniem pomysłów. Do tego potrzebna jest współpraca z otoczeniem uniwersytetu. Takiej współpracy nieustannie poszukuję. Bo współpraca ubogaca. Jest synergicznym powiększaniem wartości dodanej.

I tu również mogę powtórzyć stare przysłowie, które mówi mówi by głupiemu nie pokazywać roboty w połowie (takiej niedokończonej). Ale mądremu można. Bo gdy coś jest w połowie roboty to nie widać jeszcze finału i całego zamierzenia. Stoją jeszcze rusztowania, jest bałagan. Wtedy głupi, nie mogąc sobie wyobrazić efektu końcowego, będzie narzekał i wybrzydzał, że to i owo jest bez sensu. Ale mądry, w oparciu o swoją wiedzę i wyobraźnię może dostrzec to, co dopiero się rodzi, co powstaje. Niedopowiedzenie zostawiam dla mądrych i otwartych. I liczę na dyskusję oraz na współpracę.
 

17.05.2022

Majowy plener w Jezioranach i święto ul. Marii Konopnickiej


Razem z Warmińskim Targiem Artystycznym zapraszam na mały plener w Jezioranach. Sporo wartościowych inicjatyw edukacyjnych i artystycznych dzieje się na tak zwanej prowincji. Kluczem jest kapitał ludzki. Jednym z przykładów są plenerowe warsztaty malowania na rzeczach zbędnych i wyrzuconych - starych dachówkach, niepotrzebnych deskach, polnych kamieniach. Warsztatom towarzyszyć będzie bookcrossing oraz zajęcia literackie. Różne formy wypowiedzi i wdrażania celów zrównoważonego rozwoju. Małymi krokami do celu.

Nie ma rzeczy, ludzi i miejsc zbędnych. Poprzez spotkanie i artystyczną ekspresję na powrót możemy przypomnieć (sobie też) o wartości i sensie. Tak jak w czasie rozmów "przy łuskaniu fasoli". Bo można milczeć i nie trzeba "zabijać" ciszy niepotrzebnymi przemowami. Mówimy wtedy, kiedy chcemy i mamy coś do powiedzenia. Mówi słowem mówiony, pisanym i malowanym obrazem. Nie wyrzucamy rzeczy na śmietnik tylko przetwarzamy, włączamy do ponownego obiegu. Malowana, stara dachówka czy kawałek starej deski są tu tylko symbolem i przykładem. Przywieź ze sobą książkę, niepotrzebną lub tylko bezczynnie leżącą na półce. A wodę (z kranu) przywieź w butelce wielokrotnego użytku. 

Przy malowaniu porozmawiamy o celach rozwoju zrównoważonego.

Warmiński Targ Artystyczny promuje lokalne rękodzieło i dobrą jakość życia. Odwiedzając Jeziorany można zwiedzić okoliczne zabytki. A jest co zwiedzać.

Ps. Samo malowanie dachówek narodziło się chyba w 2014 roku (czytaj więcej). O ile coś może mieć jeden wyraźny początek. Raczej to wieloźródłowe kontinuum, wpływających na siebie wielu procesów. Tak jak sukcesja wielogatunkowego ekosystemu. 

c.d.n.

16.05.2022

Edukacja dla przyszłości

Zdjęcie z muzeum, dawna klasa, ręczny dzwonek, kałamarz, obsadka ze stalówką, koniec XIX wieku.

W czasach ogromnej zmiany i czasach rozwijającej się gospodarki opartej na wiedzy edukacja jest szczególnie ważna. Jeśli nie będzie zmian, to co raz bardziej będziemy odstawali od rozwoju cywilizacyjnego. I znowu zostaniemy zmarginalizowani w społeczeństwie globalnym. Można śmiało powiedzieć, że wymogiem patriotyzmu jest troska do dobrą edukację. Zmiany cywilizacyjne zachodzą a polska edukacja zostaje w tyle. Chcemy być skansenem cywilizacyjnym? Edukacja to inwestycja rozwojowa. Potrzeba nie tylko zwiększonych nakładów lecz i głębokiego namysłu.

Do niekorzystnych procesów należy zaliczyć rosnący niedowład państwowej edukacji i rosnąca prywatyzacje szkolnictwa. Ujawnia to bezradność i dysfunkcję całego państwa i społeczeństwa. O zaległościach można pisać dużo. I wiele razy pisałem. Teraz pora na konstruktywne propozycje. Z uznaniem odnoszę się do ogłoszonego programu "Edukacja dla przyszłości". Najważniejsze jest to, że edukacja wymaga ponadpartyjnego i długodystansowego porozumienia. Do tego trzeba ogólnonarodowej dyskusji. I konsensusu. 

Pośród wielu szczegółowych propozycji chcę zwrócić uwagę, na moim zdaniem sprawę najważniejszą: "Trzeba oprzeć edukację nie na kontroli, nadzorze i biurokracji, ale zaufaniu i obiektywnych standardach. Dlatego należy powołać niezależną Komisję Edukacji Narodowej, a upolitycznione kuratoria oświaty należy przekształcić w centra wsparcia będące jej oddziałami. Ponadto należy odbiurokratyzować edukację i odchudzić podstawę programową oraz rozdzielić Ministerstwa Edukacji i Nauki."

Wspomniany projekt  można uznać za szeroki program społeczny a nie partyjny. Brałem udział w konsultacjach, pośród bardzo wielu innych osób. Podpisuje się pod zawartymi tam tezami i pomysłami.  Teraz pora na szeroka dyskusję. 


Niżej wstęp programu (i link do całości). Zachęcam do lektury i do dyskusji.


Edukacja dla Przyszłości

Edukacja jest podstawą wszystkiego. Wydaje się, że jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że to nie jest frazes. Obecnie mamy do czynienia z systemem nauczania, który nie stawia w centrum wychowania i nauczania ani ucznia, ani nauczyciela – a dokumentację.

W Edukacji dla Przyszłości proponujemy:
Szkoła dla równego startu
Szkoła powinna łagodzić nierówności społeczne i ekonomiczne wśród dzieci. Dlatego proponujemy m.in. szkolny pakiet podstawowy dla równego startu.
Edukacja proinnowacyjna
Szkoła powinna wyposażać uczniów w wiedzę i kompetencje przyszłości. Pomagać im zaplanować własną przyszłość w ciągle zmieniającej się sytuacji gospodarczej i społecznej. Niezbędne jest nauczenie młodych ludzi tego, jak się uczyć oraz przygotować ich do tzw. lifelong learning, czyli uczenia się przez całe życie.
Zapewnienie dobrego samopoczucia uczniów i uczennic 
Pedagog i psycholog oraz psychoedukacja w każdej szkole. Zapewnienie dobrego samopoczucia uczniów i uczennic. Pedagog, psycholog i logopeda oraz psychoedukacja, edukacja psychoseksualna i antydyskryminacyjna w każdej szkole. Szkoła powinna zapewniać uczniom zrozumienie procesów związanych z całokształtem ich życia psychicznego, tak aby przeciwdziałać dramatycznemu kryzysowi psychicznemu, którego doświadcza młode pokolenie.
Rzetelna edukacja ekologiczna i klimatyczna
Szkoła powinna wyposażać uczniów w rzetelną wiedzę związaną z katastrofą klimatyczną i ekosystemową oraz wiedzę związaną z zasadami zrównoważonego rozwoju, która jest jednym z kluczowych wyzwań, przed którym staje ich pokolenie.
Szkoła jako przestrzeń kształtowania świadomego obywatela i świadomej obywatelki
Szkoła musi zachowywać pluralizm ideowy i być miejscem kształtowania postaw przyszłych obywateli demokratycznego państwa i członków społeczeństwa obywatelskiego. Lekcje religii powinny być rzeczywiście fakultatywne, zaś lekcje filozofii połączonej z etyką i religioznawstwem obowiązkowe.
Edukacja prozdrowotna
Szkoła powinna uczyć dzieci, w jaki sposób dbać o swoje zdrowie fizyczne, a ponadto zadbać o stan zdrowia i kondycję dzieci.
Niezależna Komisja Edukacji Narodowej zamiast kuratoriów 
Odbiurokratyzowanie edukacji. Trzeba oprzeć edukację nie na kontroli, nadzorze i biurokracji, ale zaufaniu i obiektywnych standardach. Dlatego należy powołać niezależną Komisję Edukacji Narodowej, a upolitycznione kuratoria oświaty należy przekształcić w centra wsparcia będące jej oddziałami. Ponadto należy odbiurokratyzować edukację i odchudzić podstawę programową oraz rozdzielić Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Przedefiniowanie roli nauczyciela. Płaca nauczyciela: minimum średnia krajowa gwarantowana przez budżet państwa. Chcemy zapewnić godne warunki pracy i płacy nauczycielkom i nauczycielom, których pensje powinny sprawiać, że zawód ten będzie atrakcyjny i prestiżowy dla młodych ludzi. Nauczycielom należy pozwolić na większą niż obecnie autonomię, skrócić ścieżkę awansu zawodowego ​​oraz stworzyć warunki ustawicznego rozwoju.

Ponadto proponujemy wzorem Finlandii pakt dla edukacji, nie na kadencję, ale na pokolenia, ponadpartyjne ogólnonarodowe porozumienie, rozwiązania wypracowane tak z partiami, jak i z organizacjami pozarządowymi, które przy wymianie ekip rządzących będą kontynuowane, którego pierwszym i zasadniczym punktem jest odpartyjnienie oświaty, obietnica kontynuacji mimo zmiany władzy. 

15.05.2022

Co żyje w miejskim bagienku

 

Są tereny w wielu miastach bardzo zaniedbane. Tak jest i w przypadku Ostródy i zapomnianego terenu podmokłego. Dawniej zapewne było tu rozlewisko lub nawet zatoka jeziora. Potem osuszona i zamieniona w łąki. Były zapewne wykorzystywane gospodarczo jako miejsce produkcji paszy dla zwierząt. Jeszcze chyba po II wojnie światowej były tu łąki. Potem zostawione same sobie a zagłębienie terenowe potraktowane jako wysypisko śmieci. Widać wyrzucony gruz i zrywany z ulicy asfaltu. Jeszcze więcej widać śmieci wyrzucanych z okolicznych domów: ścięta trawa po koszeniu trawników, stare choinki, śmieci domowe. Jest też wiele pozostałości po spacerowiczach: plastikowe butelki, puszki po piwie. Tak traktujemy teren "bezpański", do zasypania. A przecież leży w bardzo atrakcyjnym miejscu, blisko dworca kolejowego, tuż przy targowisku. Brak użytkowania i charakter "nieużytku" sprawił, że zaczęły się procesy sukcesji ekologicznej. Pojawiły się wierzby. olchy, dęby, jesiony. Na sporym obszarze zachowały się podmokłe turzycowiska. Przyroda wymaga dokładniejszego zbadania i opisania. Będzie okazja praktycznie przetestować narzędzie iNaturalist. I praktycznie wdrożyć kolejne osoby do nauki obywatelskiej. Aktywne poznawanie otaczającej nas przyrody

Bezimienne bagienko w Ostródzie. Tu na razie jest śmietnisko ale będzie, może nie San Francisco lecz piękny teren edukacyjny i rekreacyjny. Postara się oto m.in. Ekipa z Bagien. Dobrze rozpoczęta inicjatywa z szerokim kontekstem edukacyjnym. W czasie spotkania organizatorzy rozdawali torebki z nasionami, do wysiania i założenia łąki kwietnej w dowolnym miejscu Ostródy. Rozpoczął się także proces dokumentacji przyrodniczej. I ja się w tym czegoś nowego nauczę.

Bagienko w mieście - zasypać gruzem i coś wybudować? Jest mądrzejsze rozwiązanie. Obniżenie terenowe, podmokłe, może pełnić ważne funkcje usług ekosystemowych. Po pierwsze odbierać nadmiar wód po ulewnych deszczach (to ważne w ramach łagodzenia negatywnych skutków ocieplenia klimatu). Trzeba tylko niewiele zrobić by woda tu spływania a nie zalewała okoliczne domy. Ale można znacznie więcej. Uporządkować oraz wysprzątać teren i uczynić z niego edukacyjny użytek ekologiczny. Tak, by zachować i odtworzyć duże bogactwo gatunkowe oraz stworzyć atrakcyjny teren rekreacyjny oraz edukacyjny. Jeszcze jeden poligon doświadczalny dla ostródzkich szkół oraz jako edukacja pozaformalna. I okazja do współpracy uniwersytetu z lokalnym, społecznym otoczeniem. Zrobić coś nowego razem. 

Spacer, który jest kolejnym krokiem w długim procesie tworzenia dobrych rozwiązań w mieście oraz tworzenia mądrej przestrzeni edukacyjnej. Na efekty trzeba będzie długo poczekać. Na początek, w ramach projektu obywatelskiego, zbudowany zostanie plac zabaw dla dzieci, na skraju bagienka. Myślę, że nie zabraknie aktywności mieszkańców do kolejnych działań.






Rdestowiec, roślina inwazyjna. Jednym z pierwszych działań powinno być usunięcie tej rośliny. Nie będzie łatwe, ale wykaszanie co jakieś dwa tygodnie powinno wystarczyć.

14.05.2022

Pan Neuron czyli o rekwizytach edukacyjnych

Pan Neuron z Autorką maskotki-rekwizytu - Bogusławą Mikołajczyk
 

Rekwizyt jest ważny w opowieści, zwłaszcza tej edukacyjnej. W ostatnich latach komputer i prezentacje multimedialne, na przykład Power Point, wypełniły przestrzeń do opowiadania w każdym miejscu. Zwłaszcza w edukacji. Ekrany i rzutniki stały się powszechne. Minął już początkowy zachwyt nad nowinką. Pozostały tylko duże możliwości szybkiego i stosukowo łatwego przygotowania ilustracyjnej części każdej opowieści. Nie tylko zdjęcia lecz i schematy, animacje, filmiki. Sam z tego korzystam na co dzień. Lecz kiedy wszędzie pojawiają się prezentacje (jedne znakomite, inne przeciętne) pojawia się także pewnego rodzaju rutyna i znudzenie. Brakuje zaskoczenia. Ponadto nie wszędzie można efektywnie wyświetlać obrazy na ekranie bo np. jest zbyt dużo światła. Albo w terenie. Ponadto są to pokazywane "rekwizyty" można tylko oglądać... Edukacja potrzebuje urozmaicenia i odmiany. Przynajmniej od czasu do czasu.

W poszukiwaniu świeżości i elementu zaskoczenia wracam do starych, analogowym rekwizytów. Bo można je dotknąć, a nawet przytulić, tak jak zamieszczonego na zdjęciach Pana Neurona. Przytulić i pościskać.  Dorośli potrzebują innych rekwizytów, ale tez lubią się przytulać. Z tego powodu już od jakiegoś czasu wykorzystuję na różnych zajęciach i spotkaniach teatr ilustracji kamishibai. A także rękodzielnicze maskotki - wizualizacje wybranych obiektów biologicznych. To takie "jajko", od którego można zacząć ucztę i zaintrygować (w starożytnym Rzymie uczty zaczynano od jajka a kończono jabłkami). 

W przyrodzie o rekwizyty nie jest trudno. To wszystko to, co nas otacza: liście, galasy, owoce, rośliny, drzewa, ślady żerowania, owady, ślady zwierząt, całe krajobrazy. A jak pokazać części ciała czy poszczególne komórki, oczywiście poza preparatami mikroskopowymi? W biologicznym laboratorium o rekwizyty jest bardzo łatwo. To zarówno sam sprzęt badawczy jak i wyniki badań - preparaty mikroskopowe, obrazy na monitorze analizowanych zjawisk i procesów. W szkole tego nie ma. A przynajmniej w bardzo ograniczonym zakresie.

Wykonanie każdego rekwizytu zajmuje dużo czasu i wymaga umiejętności (chyba, że kupimy gotowe). Z tego powodu tak upowszechnił się Power Point - bo można szybko i łatwo (w wielkim uproszeniu, bo wykonanie dobrej prezentacji wymaga czasu i umiejętności). Do każdego wystąpienia można przygotować osobną, dedykowaną i unikalną prezentację. Wykonanie nowego rekwizytu do każdego wystąpienia, do każdej opowieści byłoby zbyt kosztowne czasowo. Musiałoby być na prawdę solidne honorarium (lub silna motywacja). Rekwizyty sprawdzają się w opowieściach powtarzalnych, tak jak wykonania tego samego utworu artystycznego. Tak, nie jest prawda, że uczyć może w szkole każdy. To pożądana umiejętność, wymagająca długiej i nieustannej nauki. Szkoda, że jako społeczeństwo nie doceniamy nauczycieli...

W miarę możliwości staram się powracać do rekwizytów, które wzbudzają zainteresowanie i mniej lub bardziej angażują słuchaczy. Zwłaszcza tym najmłodszych. I takiego właśnie Neurona mi brakowało. Będzie lepiej z pracą twórczą. Każdy neuron jest na wagę złota. Zwłaszcza Pan Neuron, zaprawiony edukacyjnie. Trzy w jednym: coś dobrego dla Ukrainy (dochód z licytacji przeznaczony został na pomoc Ukrainie), współpraca między nauczycielami (akcja szycia dużych przytulanek-pocieszaczy-pożeraczy smutków zorganizowana została przez nauczycieli) i pomoc dydaktyczna. Teraz będę miał zadanie wymyślić bajkę edukacyjną w formie kamishibai, do której jako rekwizyt posłuży Pan Neuron. zatem jest to wyzwanie edukacyjne i twórcze. Albo samą, ustną opowieść (story), w której wykorzystam Pana Neurona. Jest neuron, to jest i wyzwanie. 

12.05.2022

O szczeżui, glochidiach i wiedzy kumulatywnej oraz o kolonizacji wód śródlądowych



Wiedza naukowa ma charakter kumulatywny i ewolucyjny, niczym organizm biologiczny. Przybywa faktów ale cały system wiedzy (paradygmaty, teorie) ciągle się reorganizuje. Niektóre elementy ulegają „wyrzuceniu”, część przez przypadek, część dlatego, że są nieaktualne. Inne nabierają zupełnie nowego znaczenia (zmiana funkcji). Zupełnie jak rozwijający się owad: przybywa nowych komórek, organizm rośnie ale i zmienia się plan budowy. Larwa wygląda inaczej niż poczwarka, a poczwarka inaczej niż imago. Dawniej nawet sądzono, że na przykład gąsienice i motyle to różne gatunki.

Podobnie kiedyś sądzono o stadiach larwalnych szczeżui – glochidiach. Stoimy na barkach gigantów (że odwołam się do znanej wypowiedzi). To, co teraz wyczytujemy szybko w jednym zdaniu podręcznika, naszym poprzednikom zajmowało lata obserwacji i przemyśleń. Wiedzę przyswajamy szybko, mimo że powstawała latami. Może dlatego nie wzbudza w nas tylu emocji? Za łatwo i zbyt prosto przychodzi (zdobywana latami i wieloma pomyłkami, błądzeniem po bezdrożach wiedzy).

Szczeżuja to rodzaj słodkowodnego małża z rodziny skójkowatych. W Polsce występują cztery gatunki: szczeżuja pospolita (Anodonta anatina), szczeżuja wielka (Anodonta cygnea), szczeżuja splaszczona (Anodonta complanata) oraz od jakiegoś czasu także szczeżuja chińska (Anodonta woodiana, gatunek obcy, zawleczony do podgrzanych Jezior Konińskich ze wschodniej Azji). Małże z rodziny skójkowatych w stadium larwalnym (glochidia) pasożytują na rybach. Glochidia szczeżui pasożytują na skórze a glochidia skójek na skrzelach ryb. Dla porządku przypomnijmy, że występują u nas cztery gatunki skójek: skójka gruboskorupowa (Unio crassus), skójka malarska (Unio pictorum), skójka zaostrzona (Unio tumidus) i skójka perłorodna (Margaritifera margaritifera).

Szczeżuja tak jak i inne skójkowate, potrafi się poruszać, przemieszczając po dnie zbiornika wodnego, ale nie są to wędrówki dalekie. Niemalże osiadły tryb życia odcisnął swoje konsekwencje w budowie anatomicznej. Szczeżuje są filtratorami. Małże te nie mają głowy, nie mają oczu, ale reagują na zmiany natężenia światła, dzięki wyspecjalizowanym komórkom światłoczułym. Posiadają serce, nerki, żołądek, zwoje nerwowe i gruczoły rozrodcze. Skójkowate, mimo że są małymi zwierzętami, mogą dożywać nawet do kilkudziesięciu lat.

Szczeżuja posiada skrzela (zwane ktenidiami) i oddycha tlenem rozpuszczonym w wodzie. Woda wpływa do jamy płaszcza przez otwór zwany syfonem wlotowym, omywa skrzela i wypływa syfonem odpływowym. Wraz z wodą małż pobiera zawiesinę z drobnymi organizmami, odfiltrowuje je i zjada.

Ale przecież nie o budowie anatomicznej chciałem pisać, te szczegóły każdy znajdzie w podręczniku do biologii lub na Wikipedii. Niezwykłością są larwy, zwane glochidiami. Zanim napiszę, jak kręta i długa była droga do ich odkrycia, to postawię pytanie po co one są?

Wiele organizmów o złożonym cyklu życiowych z przeróżnymi, planktonicznymi larwami, po skolonizowaniu wód śródlądowych przechodzi na rozwój prosty. Czyli bez larw, różniących się budową, z jaja wylęga się osobnik podobny do dorosłego. Tak dzieje się na przykład u naszych raków. A ich morscy krewniacy mają planktonicznie żyjące larwy – żywiki. Te złożone cykle życiowe z najprzeróżniejszymi larwami to zmora studentów biologii – kto by to zapamiętał?! Po co te larwy? Otóż służą przede wszystkim do dyspersji. Jako plankton, wraz z prądami morskimi mogą przemieszczać się na dalekie odległości, znacznie dalej niż takie kraby czy homary mogłyby zawędrować na swoich odnóżach. W rzekach i jeziorach taka dyspersja nie jest możliwa, a dodatkowo nurt rzeki zniósł by planktoniczne larwy w zupełnie inne niż potrzeba miejsce. Więc i takie stadium larwalne nie jest potrzebne.

No dobrze, raki sobie poradzą, mają odnóża kroczne. A co ze słodkowodnymi małżami i naszą tytułową szczeżują? Mają jedną nogę, ale daleko na niej nie zawędrują. I tu pojawiają się pasożytnicze glochidia, przyczepiają się do ryb… i w ten sposób mogą kolonizować nowe rzeki, jeziora i stawy. Pasożytniczy tryb życia nie jest po to, by się najeść, ale by daleko zawędrować.

Glochidium ma dwuklapową muszlę i nić czepną, przyczepia się do skrzeli, skóry lub płetw ryb, po czym zostaje otoczone tkanką żywiciela, tworząc cystę. Glochidium pobiera pokarm z tkanek żywiciela na drodze dyfuzji. Po jakimś czasie przekształca się w postać młodocianą, wydostaje się z otorbionej cysty i osadza na dnie, gdzie rośnie i wiedzie typowo szczeżujowy tryb życia.

Na koniec jeszcze o tym, jak to z odkryciem glochidiów było. W 1797 r. Jens Rathke (1769-1855), pracujący w Muzeum Zoologicznym Uniwersytetu w Kopenhadze, opublikował wyniki swoich obserwacji. Badając szczeżuję pospolitą (Anodonta anatina) odkrył na jej skrzelach dużą liczbę nieznanych, zaopatrzonych w dwuczęściową muszlę, organizmów. Jego oczami świat naukowy zobaczył te stworzenia pierwszy raz. Trzeba więc było je nazwać i zinterpretować, to co widział. Duński zoolog uznał je za pasożyty małża i nazwał Glochidium parasiticum. Trójkątne muszelki, połączone jednym mięśniem, zaopatrzone są w haczyki, brak organów ruchu, trawienia, skrzeli. W niczym niepodobne do organizmów dorosłych. Przez wiele lat trwały spory wśród zoologów o to, czym jest glochidium. Dopiero w 1832 r., przeprowadzone przez Carusa bezpośrednie obserwacje wędrówki jaja małża i jego przeobrażenie w glochidium jednoznacznie wskazało na to, że glochidium nie jest innym gatunkiem, ale larwą małża (co prawda są i tacy co płód uważają za pasożyta kobiety..., więc ci pewnie upieraliby się i w przypadku glochidium).

W jednym miał Rathke rację – glochidium jest pasożytnicze. W 1866 r. Leyding zaobserwował na płetwach ryb otorbione, dwuskorupowe pasożyty. Po długich poszukiwaniach i próbach identyfikacji odkrył, że jest to właśnie glochidium. Wiele lat pracy, naukowych sporów, a my to w kilkanaście sekund z łatwością w kilku zdaniach podręcznika do biologii wyczytamy. Zupełnie bez emocji.


(czytaj część 1.)

11.05.2022

Końskie łajno - napisz co widzisz na tym zdjęciu

Odchody końskie na łące - siedlisko dla koprofauny, małych bezkręgowców.
 

Widzieć a dostrzegać, to nie to samo. Dostrzeganie wymaga nie tylko uważności w obserwowaniu świata ale także wiedzy o nim. Dzięki wiedzy ustrukturyzowanej poszczególne informacje i obserwacje umieszczamy od razu w pewnym systemie powiązanych ze sobą faktów i zjawisk. Dzięki temu widzimy więcej niż dociera w danym momencie do naszych oczu. Patrzymy na świat przez pryzmat tego, co już wiemy. Dlatego różne osoby patrząc na to samo mogą dostrzegać nieco inne rzeczy. 

Zamieszczając na Facebooku powyższe zdjęcie z łąki w olsztyneckim skansenie zapytałem, co dostrzegają oglądacze mojego profilu. Szybko pojawiły się różne odpowiedzi, bardzo zróżnicowane. Było o przeszłości (był tu koń lub osioł), było o teraźniejszości (odchody konia, czyli to co teraz jest) i była przyszłość (nawóz do kwiatów, grzybów, pokarm dla chrząszczy koprolfilnych - czyli to co się z tym niebawem stanie lub może stać). A zatem dostrzeganie to widzenie więcej iż widać, Niejako obserwacja rozszerzona, budująca opowieść o procesach i zjawiskach. 

Chrząszczy koprofilnych nawet nie wydać na tym zdjęciu. Choć wiadomo, że różnych owadów tam nie zabraknie. To wynika z doświadczenia obserwatorów, którzy podobne siedlisko badali osobiście z bliska lub znają z podręczników czy filmów przyrodniczych. Koprofilne bezkręgowce są za małe by dostrzec je na zamieszczonym zdjęciu. Trzeba także wiedzy i wyobraźni, by dostrzec np. nawóz do ogródka pod pomidory. Lub ujęcie bardziej całościowe: "Odpad z pewnego procesu życiowego, prawdopodobnie osobnika roślinożernego sądząc po fakturze. Odpad będący surowcem dla innego procesu życiowego dla koprofaga, który uzna go za delicje".

To co dostrzegamy i to, co i jak potrafimy na podstawie obrazu opowiedzieć zależy od naszej dotychczasowej wiedzy. Jeśli w głowie mamy wiedzę ustrukturyzowaną, co od małego szczegółu możemy dojść do wielu powiązanych procesów i fenomenów. Tak jak podróż palcem na mapie, z jednego miejsca do drugiego, w której mijamy wiele różnych obiektów. Czy je rozpoznamy, zidentyfikujemy?

Edukacja jest jak patrzenie na końską kupę na łące -  to umiejętność patrzenia, dostrzegania, strukturyzowania wiedzy i budowanie spójnej opowieści. W edukacji ważne jest nauczenie uważności, spostrzegawczości ale także strukturyzowania wiedzy. Budowania w swojej głowie (lub umysłach uczniów i studentów) spójnego systemu wiedzy (faktów i relacji między nimi). Często uczenie się oznacza reorganizację wewnętrznego systemu wiedzy, dostrzegania powtarzającego się wzorca. Samo, proste dodawanie faktów nie jest wystarczające.

W dzieciństwie, w czasie wakacji spędzanych na wsi, często spotykałem na łące odchody końskie i "krowie placki" i widziałem liczne muchówki siadające na krowich odchodach jak i liczne otworki, wskazujące na owadzie norki. Czasem patykiem rozgrzebywałem i wtedy ukazywały się liczne owady. Czasem w takich odchodach szukaliśmy larw jako przynęty na haczyk (łowiliśmy na wędkę w pobliskiej rzece ryby). Potem były książki popularnonaukowe i studia biologiczne. Wtedy odkryłem bogaty świat bezkręgowców, żyjących w pozornie zbędnym siedlisku. Okazało się, że odchody (coś już niepotrzebnego krowie) zawierają dużo cennych zasobów dla innych organizmów. I dowiedziałem się o procesach rozprzestrzenienia się pasożytów oraz ekologii wysp - siedliska rozproszonego i nieciągłego.

Z opowieści dziadka wiem, że gdy był chłopcem i pasał krowy (a było to jakieś 100 lat temu), to jesienią, gdy było zimno a oni byli bosi, to wkładali stopy do świeżych "placków", by się ograć. Z filmów przyrodniczych wiem, że wysuszony nawóz służy w niektórych społecznościach jako paliwo do domowego ogniska i pozwala ugotować obiad. A w innych wykorzystywany jest do budowy domów. 

Zapewne jest jeszcze więcej różnych ludzkich doświadczeń z końskimi odchodami na łące. Wokół nich powstają na pastwisku małe wysepki z nieco inną roślinnością, rozprzestrzeniają się grzyby i małe zwierzęta. 

Jeśli świat jest całością, to za pomocą jednego elementu można poznać cały świat lub przynajmniej jego dużą część. Może to być ziarnko piasku... lub końskie odchody na łące w skansenie.

A może Wy, drodzy czytelnicy, dołączycie swoje refleksje i mini-opowieści w komentarzach niżej?

10.05.2022

Beskidnick w komentarzach, który przyczepił się jak rzep do psiego ogona

 
Każde działanie jest ryzykowne, tak jak życie w ogólności. Wiąże się z trudem, wysiłkiem i... opędzaniem od pasożytów lub ucieczką przed drapieżnikami. Odwiedzanie niepewnych stron internetowych także. Programy nas wspomagają w wyborach i dostępie do różnych źródeł. Tak samo jak zasady higieny, w tym mycie rąk przed jedzeniem, znacząco utrudniają rozprzestrzenianie się pasożytów i chorobotwórczych mikroorganizmów. W ekologii znane jest bilansowanie kosztów organizmu: czy więcej strat poniesie dany organizm z tytułu pasożytowania na nim czy też więcej energii straci na unikanie i pozbywanie się danego pasożyta. (Czytaj także Dlaczego pasożyty istnieją.) Nie zawsze warto wkładać wysiłek w unikanie. Czasem jednak warto. A jeśli jedna strategia nie daje zadowalających rezultatów to warto spróbować innej. Tak też czynię.

Kołaczcie i wołajcie a będzie wam otworzone. Czyli jak ktoś uporczywie i namolnie dopomina się, to w końcu wywoła reakcję. Tak i ja wysłuchałem wreszcie wirtualnych krzyków Macieja Jana Czernika z Tarnowa vel Beskidnicka (dawniej makroman z wyraźnym przekazem politycznym w publikowanych treściach). Doceniam go dedykowanym wpisem na swoim blogu. Dopominał się wielokrotnie, kołatał i brzęczał jak mucha w upalny dzień. Maciej Jan Czernik - ze specjalną dedykacją i uwagą. By łatwiej wyszukiwały algorytmy przeglądarek internetowych. Może teraz będziesz miał poczucie spełnienia i dostrzeżenia? 

Namawiałem go wielokrotnie, że jeśli czuje się niedoceniony na moim blogu (kasuję znaczną część jego komentarzy) to niech swoje "mądrości" pisze u siebie, na blogu czy na Facebooku czy jeszcze innym kanale. Ma lub miał kilka blogów o tematyce mniej lub bardziej turystycznej, dwa profile na Facebooku, kanał na You Tube (ostatni materiał publiczny zamieszczony 4 lata temu), profil na Instagramie, profile na kilku portalach prawicowych, zapewne często się udziela w komentarzach w różnych miejscach internetowych (np. pod nickiem macblacker).

U siebie pisze niewiele. Jest jak światełko odblaskowe - świeci cudzym światłem, lub jak pnącze musi mieć inną podporę, inne drzewo by się samemu piąć w górę. Lub jak pasożyt, korzystający z cudzych zasobów. 

Na pierwszym blogu "Beskidnick na tropie" wpisy są chyba bardzo stare. Nic nowego od wielu miesięcy nie ma. Tak wnioskuję bo nie wyświetlają się daty wpisów. Na drugi chyba nie warto wchodzić, mój program antywirusowy ostrzega (grafika na samej górze). Dla algorytmu antywirusowego coś tam nie jest w porządku. Nie wchodziłem by sprawdzić szczegółowo co. Strona zainfekowana lub nie spełniająca standardów bezpieczeństwa. Nie zachęcam do odwiedzin.

Na moim blogu komentarze są włączone, ale system wymaga zalogowania się. Małe utrudnienie ale jest. Zostawiam miejsce na komentarze czytelników. Czasem jednak pojawia się różnego rodzaju spam reklamowy lub treści nieodpowiednie. Te systematycznie kasuję. Część zamieszczana jest przez boty, tak sadzę. Albo internetowych wyrobników, którzy poszerzają zasięgi swoich zleceniodawców. Spamerzy w komentarzach czasem są bardzo sprytni. Niby nawiązują do tematu, niby chwalą ale linkują swoje materiały reklamowe. Niczym pasożyty starają się ukryć przed systemem odpornościowym organizmu żywicielskiego. Taki spam też kasuję. By nie było za dużo treści zbędnej a utrudniającej wygodne czytanie.

Beskidnik vel Maciej Czernik z Tarnowa, pracujący w Grupie Azoty zapewne ma dużą potrzebę wypowiedzenia się, poczucia sprawstwa. Może nawet czuje jakąś misję społeczno-polityczną. Apodyktycznie wygłasza poglądy i zapewne złości się, że nie odnoszą skutku. Można sądzić, że jest aktywny, ale sądząc po blokadach w różnych miejscach, nie bardzo jest wysłuchiwany. W stosunku do jego treści mam to samo. Przynajmniej w części tematyka jego aktywności dotyczy turystyki i przyrody. Odniosłem wrażenie, że swoją wiedzę przyrodniczą opiera na sporadycznie czytanych treściach w Internecie oraz kilku książkach i już uważa się za wszystkowiedzącego eksperta, który autorytarnie innych poucza. Co tam poucza - gromi. 

Na oficjalnych profilach ma wizerunek bardzo uładzony. Jego druga twarz ujawnia się w anonimowych komentarzach, pod pseudonimem i bez pseudonimu. Politycznie zaangażowany (był?) na kilku portalach prawicowych, i uprawia publicystykę mocno propisowską.

Na moim blogu jako komentator pojawił się kilka lat temu. Początkowo traktowałem jego aktywność z dużą wyrozumiałością. Ale jego coraz liczniejsze agresywne wypowiedzi i ataki personalne, jak również upowszechnianie w komentarzach nieprawdziwych informacji, skłoniła mnie do kasowania sporej części jego komentarzy. Sprytna strategia przemycania fałszu pod pozorem pytania czy umieszczania w części informacji prawdziwych i zapatrzonych w ewidentne kłamstwa. Kilka razy dokładniej to wykazałem w podjętej w komentarzach dyskusji (zobacz jeden przykład). 

Był na tyle męczący, że sprawdziłem kto to jest. Nie było trudno po koncie na Bloggerze ustalić tożsamość, wykorzystując tylko publiczne informacje, zamieszczone przez samego Macieja Czernika, także na jego tablicy facebookowej. Słowa zamieszczone w komentarzach algorytmy wyszukiwarek słabo wykorzystują, To może teraz Maciej Czernik vel Beskidnick będzie usatysfakcjonowany? Specjalny wpis dla niego i o nim. Z dygresjami natury ogólnej. Powinien poczuć się doceniony.

Z lektury komentarzy Macieja Czernika, zamieszczanych na moim blogu, wyłania się obraz poglądów antyedukacyjnych, obrażających nauczycieli i pracowników uniwersyteckich, zwolennika różnych teorii spiskowych, denialisty klimatycznego, o poglądach wyraźnie antyeuropejskich, zwolennika PiS i nacjonalizmu w duchu moskiewskiej propagandy. Nie chcę by takie poglądy towarzyszyły mojemu blogowi jako wartość siłą narzucona.

Wspomniany człowiek jest w swoich komentarzach jak namolna mucha w upalny dzień. Drażni i męczy. Ani ignorować, ani wdawać się w dyskusję (choć czasem na początku próbowałem). Trzeba cierpliwie znosić (albo kasować). Nie wyłączę komentarzy tylko z uwagi na jakiegoś namolnego prawackiego trola. I tak jak sprzątam świat ze śmieci pozostawionych przez innych, tak cierpliwie kasuję komentarze, naruszające dobre zwyczaje lub upowszechniające kłamstwa i ataki personalne. 

Tu kilka przykładów, ze skasowanymi wpisami w ostatnim czasie, wytłuszczenia moje.

Beskidnick Nowy komentarz do posta „A tymczasem na łące w Kieźlinach biegacze gajowe dokazują” dodany przez:
A z sobie sprawdziłem słowo "imprimatur" czy aby dobrze go rozumiem... owszem dobrze.
Nie to nie jest imprimatur, to zachęta, by nie wychodzić poza zakres swoich kompetencji.

Niczym „pisarze do piór”. Poczucie misji i władzy decydowania kto i o czym może pisać i wypowiadać się. Nie robi na mnie wrażenia ani na mnie nie wpływa.

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Być influencerem - to dobrze czy źle?” dodany przez:
O joj... mam się bać? oczywiście że nie stawiam znaku równości - ja mam pod KAŻDYM postem co najmniej kilka komentarzy i kilkadziesiąt odsłon, a ty profesorze masz jako komentatora tylko mnie... cała reszta zwyczajnie tego nie czyta. Co oczywiście nie znaczy że mój blog jest lepszy od twojego...


Liczba wyświetleń mojego bloga dziennie to ok. 200-300 wejść, statystyka jest udostępniona na blogu, w bocznej ramce. Nie ścigam się z nikim na popularność. Liczba komentarzy także mnie nie motywuje. Mylisz się panie Czernik, lub pochopnie wyciągasz nieuprawnione wnioski co do tego, że cała reszta tego nie czyta. O poczytności i wpływie wnioskuję nie ze statystyk lecz z cytowania, udostępnień i reakcji na zamieszczane treści. I ten odbiór jest dla mnie satysfakcjonujący. Nie ma dla mnie znaczenia czy ktoś inny ma większe czy mniejsze zasięgi.

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Wiosenne wypalanie traw” dodany przez:
hmmm... 

ale kurz to efekt działania NATURY, Podpalenia czasem też, ale rzadko... Och gdybyś choć raz MERYTORYCZNIE mnie zakasował... Ale gdzie tam, pomarzyć... jedyne na co stać "pana edukatora" to wycieczki osobiste... To cecha osobista, czy sam tak w czasie szkoły byłeś traktowany?

Jeden z wielu argumentów ad personam. Zazwyczaj w komentarzach Macieja Czernika vel Beskidnika brakuje części merytoryczne a jest opinia i emocje. Gdy upominam się konkrety to zazwyczaj ich nie dostaję...

Beskidnick Nowy komentarz do posta „10. dzień wojny i ludobójstwa w Europie” dodany przez:

I nadal ani jednego merytorycznego argumentu... I dziwić się że szkolnictwo w Polsce jest na tak żałosnym poziomie....

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Wojna kognitywna już trwa” dodany przez:

Robię screeny bo znam ludzi takich jak ty, którzy pomawiają, oczerniają, przekręcają wypowiedzi innych, byle tylko choć przez momencik, choćby tylko na takim nieistotnym kawałku publicznej przestrzeni jak twój blog poczuć się tryumfatorami... Ale wiesz, czasem ktoś tu zajrzy, czasem ktoś napisze, zainteresuje się czemu rozmawiasz sam ze sobą... wtedy mogę tej osobie takiego screena przesłać, niech wie...


Czy Beskidnicku już przesłałeś komukolwiek? I wyjaśniłeś zagadnienie? Czy tylko sam ze sobą tak rozprawiasz, notujesz, zbierasz i odkładasz w teczce?

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Modraszka, list z Rosji i skutki wojny dla nauki” dodany przez:

Kolejny raz domagam się DOWODU - owe osiem gwiazdek określa wasz poziom kultury (schamienia) a nie rząd pisowski który to po prostu olewa, a owe gwiazdki tylko szpecą przestrzeń publiczną...
tak wiem ze to też usuniesz... ale w międzyczasie ktoś to może przeczyta i będzie wiedział kim jesteś

Niewątpliwe poczucie misji dziejowej ratowania świata. Ale dlaczego tego nie robi na swoim koncie Facebookowym czy na swoich blogach? 

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Mariupol - nie tylko ukraińskie Termopile” dodany przez:

profesor nie lubi gdy się z nim nie zgadzać, to klasyczna przypadłość u nauczycielstwa.
Zastanawiam się tylko czy takie wypieranie rzeczywistości to twoja cecha immanentna, czy po prostu serwujesz nam "mondrości" które tobie szuflują media. Zdaje się że nie masz pojęcia co to nicki, avatary i do czego to służy i czemu powstało... dziwne, bardzo dziwne... ale za to doskonale tłumaczy twoje "sukcesy" na polu nauczania internetowego. Co zaś do meritum - pomniki banderowców można znaleźć nawet we Lwowie, zdjęcia azowców z naszywkami SS Galizien są dostępne w internecie. Głupiec będzie udawał że tego nie widzi, człowiek mądry postara się wyciągnąć wnioski. Pamiętaj też że ja robię screeny tego co publikuję, więc kasowanie nic Ci nie daje, gdyż wszelkie kłamstwa na mój temat mogę obalić, pokazując co naprawdę opublikowałem.

Jedna z wielu skasowanych insynuacji. Poprosiłem oczywiście o link do tych niby treści w Internecie. Jak grochem o ścianę... Przypisywanie mi jakichś sympatii do historycznej SS Galizien jest kłamstwem i manipulacją. Ale wypowiedź Beskidnicka dobrze wpisuję się w antyukraińską moskiewską propagandę w czasie wojny na Ukrainie. Chyba chętnie podchwytywaną przynajmniej w części środowiska polskich nacjonalistów.

 

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Mariupol - nie tylko ukraińskie Termopile” dodany przez:

mam ci wkleić na fejsie stosowne zdjęcia? nie masz argumentów merytorycznych to "ujawniasz" moje dane osobowe? mam wysłać do twoich znajomych zdjęcia z których wynik a że popierasz formację nawiązującą do SS Galizien A może po prostu jesteś niedouczony i nie wiesz kto mordował ludzi pod czerwono czarną flagą? I czym wsławili się Ukraińcy z SS Galizien?


Wyślij. Choć to niemożliwe. Kłamstwem jest przypisywanie mi popierania SS Galizien. A publikowanie takich treści i kłamstw w czasie wojny w Ukrainie to de facto wspieranie putinowskiej agresji na Ukrainę.

Beskidnick Nowy komentarz do posta „Zaadoptuj śródmiejskie bagienko i stwórz podwórkowy kalendarz przyrody” dodany przez:

Najpewniej takie zabagnienie to wylęgarnia komarów, co zważywszy na globalne ocieplenie może spowodować zaistnienie korzystnych warunków dla rozwoju komarów roznoszących malarię...


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Wiosenne wypalanie traw” dodany przez:

biedny Profesor, biedny... naucz się odmieniać nazwiska, to się przydaje...
ps. znajomość bukw mi nie imponuje, jesteśmy z tego samego pokolenia, też uczyłem się rosyjskiego. Z drugiej strony w żołnierskich słowach to brzmiało inaczej...


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Dziennik refleksji jako metoda edukacyjna (cz. 2)” dodany przez:

No tak - dziennik refleksji jako narzędzie do kontroli nad studentem... czy też na pewno myśli poprawnie i tak jak Wielki Brat oczekuje?


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Czy można uczyć bez podręcznika?” dodany przez:

Podręczniki z których nie sposób dowiedzieć się czegokolwiek sensownego, nauczyciele którzy mają tak niskie kompetencje że przegrywają dyskusję z własnymi uczniami... programy edukacyjne oderwane od życia i potrzeb... taki jest efekt szaleńczego wprowadzania "postępu" po upadku PRL i jeszcze bardziej szalonego oporu przed próbami reform edukacji.


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Jak, komu i dlaczego pokazywać przyrodę? ” dodany przez:

No cóż... edukacja na polu tzw. "biologii" to farsa! Uczy się (na podglebiu ideologicznej walki z kreacjonizmem - tak jakby w Polsce był to jakiś większy problem) o pierwotniakach, a adepci szkoły podstawowej nie są w stanie rozróżnić sosny od jodły i na wszystko wołają "choinka", nie umieją poradzić sobie z nazwaniem więcej niż dziesięciu roślin w mieście a na łące to praktycznie żadnej - no chyba że to chłopskie dzieci i nauczyły się od rodziców. To samo dotyczy ssaków, płazów gadów, ptaków... wszystkiego! Czemu? Bo ich nauczyciele tego nie potrafią! reasumując - nauczycielu ucz się sam!


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Modraszka, list z Rosji i skutki wojny dla nauki” dodany przez:

"(zupełnie podobnie jak w Polsce pisowskie władze uznają za nielegalne i szkodliwe dla państwa pisanie 8 gwiazdek, różnica jest tylko w kolejności: w Polsce 5 + 3, w Rosji 3 + 5) " - co jest twoim kolejnym łgarstwem. Może masz jakieś przykłady represji z tytuły malowania tych CHAMSKICH i wskazujących na PRYMITYWIZM DUCHOWY kilka gwiazdek? Reszty nie czytałem, bo to pewnie taki sam śmieciowy tekst jak jego początek


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Nowe lekcje PO od września to przykład myślenia magicznego i działań pozorowanych” dodany przez:

Kolejny akt cenzury... No cóż - to co napisałeś Profesorze to klasyczne "Nie wiem ale się wypowiem".
Przysposobienie Obronne likwidowały w szkołach te same lewicowo-"postępowe" siły które doprowadziły polską armię na krawędź upadku. Dziś ci sami ludzie wysługują się UE i Niemcom, a tym samym wspierają Putina... dlatego nie dziwi mnie ich nienawiść w stosunku do wszystkiego co może wzmocnić Polskę militarnie i gospodarczo. No ale pomysł jest Czarnka - czyli hejtujemy bez wgłębiania się w sedno rozwiązania... Ps. KBKS to skrót od "karabinka sportowego", a nie od "krótkiego karabinka sportowego" (krótkie to Profesorze sam wiesz co może być)Dziwne tylko że osoba rzekomo mająca Przysposobienie bronne i nawet "Służbę Wojskową" w życiorysie nie ma o tym pojęcia? A propos Profesorze, jaki miałeś numer broni?


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Nowe lekcje PO od września to przykład myślenia magicznego i działań pozorowanych” dodany przez:

Nie ma to jak bicie piany na zasadzie nie wiem ale się wypowiemn - bo to przecież znienawidzony Czarnek, czyli na pewno nie ma racji, a skoro on jej nie ma no to muszę mieć ją ja...
Było by zabawne, gdyby nie to że pada na blogu ktośia kto w ten czy inny sposób odpowiada za fragmencik polskiej edukacji i może wodę w mózgach młodych ludzi bełtać

Dla przypomnienia - PO w szkołach zniszczyły te same lewacko-postępackie siły, które są odpowiedzialne za oddane energetycznego bezpieczeństwa Polski w łapy Putina a samej Polski w pacht Unii Europejskiej jako swoistą kolonię. Czyli zapewne chodziło właśnie o to by Polaków pozbawić zdolności obronnych (w tym samym czasie skutecznie niszczono polską armię)

I jeszcze dla przypomnienia "Apsolwentowi" Przysposobienia Obronnego który podobno był w wojsku... kbks to KARABINEK SPORTOWY a nie "krótki karabinek sportowy" - krótkie Profesorze to wiesz co może być...


Beskidnick Nowy komentarz do posta „10. dzień wojny i ludobójstwa w Europie” dodany przez:

POstępacki Tusk razem z równie postępowymi (Profesor kocha takich wszak) Niemcami brata się z Putinem, ale na Ukrainę pojechał zły prawicowy Kaczyński...
Ale oczywiście Profesor w swoim ideologicznym zapale, będzie pisał jak to "środowiska prawicowe" popierają Putina.. biedni studenci mający takiego wykładowcę...


Beskidnick Nowy komentarz do posta „Wojna kognitywna już trwa” dodany przez:

Robię screeny żeby ich w stosownym momencie użyć! Niegodziwością i podłością (charakterystyczne dla ludzi wychowanych w lewackim kołchozie mentalnym)jest przypisywanie innym trollingu, tylko dlatego że ta osoba śme mieć inne zdanie.

Beskidnick Nowy komentarz do posta „10. dzień wojny i ludobójstwa w Europie” dodany przez:

Kłamiesz profesorze. Domagam się pisania PRAWDY. A Ty wzorem bolszewickich aparatczyków działających "na polu uświadamiania narodu" blokujesz moje wypowiedzi, wyrywasz z kontekstu pojedyncze zdan8a (szkoła TVN czy Wyborczej?) i na nich budujesz swoją polemikę ze mną. To charakterystyczny strach lewaka przed prawdą i faktami, które są niebezpieczne dla lewackich chorych ideologii i przekonań, opartych nie o wiedzy i doświadczeniu, ale o tzw "autorytety moralne". I dlatego robię screeny z tych publikacji i na pewno w stosownym momencie ich użyję.


Jak już użyjesz, to mnie powiadom Macieju Czerniku. Bardzo jestem tego ciekawy. Jakieś listy proskrypcyjne szykujesz? A może kolekcjonujesz w teczce by rozprawić się z "wrogami jedynie słusznego ludu"?  Już miałem swoją teczkę w SB, to nie będzie nic nowego dla mnie. Zawsze to jakiś powrót do PRLu czyli mojej młodości...

Beskidnick Nowy komentarz do posta „10. dzień wojny i ludobójstwa w Europie” dodany przez:

Śmieszni są ludzie którzy czerpią wiedze z jednego źródła (TVN czy Wyborcza?)
śmieszni są ludzi którzy nie dostrzegają (nie chcą, nie potrafią w swoich ciasnych umysłach?) scen gdy cywile zatrzymują rosyjskie kolumny wojskowe (Niemcy w takich sytuacjach po prostu otwierali ogień) żałośnie śmieszni są ludzie którzy odrzucają przekazy o tym jak to armia ukraińska instaluje (wywołując tym samym protest ludności cywilnej) stanowiska obrony p.lot w centrach siedli mieszkaniowych... żałośnie śmieszni i mali są ludzie którzy dla zaakcentowania swojego ego piszą nazwiska z małej litery i do tego nawet nie stać ich na edycję literówek. głupio śmieszni są ci którzy nie dostrzegają że Putin urósł dzięki takim jak oni, dzięki volksfrontowi partii ludowych, dzięki niemieckim "zielonym", dzięki "ekologom" (ktoś przecież ten grenpic sponsoruje) ...


Tyle wystarczy. Sięgnięcie do starszych, wykasowanych komentarzy wymagałoby dużo większego zachodu. Szkoda czasu i energii. Bilans zysków i strat (nakładów na odganianie brzęczącej, namolnej muchy i nieprzyjemności, wywołanego łaskotaniem nóg muszych) nie powinien być ujemny. To znaczy nie warto marnować sił na sprawy niezbyt ważne.