31.03.2018

Laboratorium w szufladzie i.... matematyka?


Matematyka to najbardziej zaskakująca (dla mnie) pozycja w serii "Laboratorium w szufladzie". Bo przecież matematyka kojarzy się z ołówkiem, zeszytem, kalkulatorem i przysłowiowymi słupkami. Owszem, matematyka jest językiem nauki, zobiektywizowanym, jednoznacznym i niezastąpionym także w domowych doświadczeniach. Eksperymentowanie z matematyką? Okazuje się, że jak najbardziej tak. Zaskakujące fascynujące.

"Laboratorium w szufladzie. Matematyka", autorzy: Łukasz Badowski i Zasław Adamaszek. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016, 193 str. (plus kilka na własne notatki). A w środku spojrzenie na matematykę okiem praktyka. Zaczyna się od symetrii - fundamentalnego pojęcia matematycznego ale i nauk przyrodniczych. W biologii tej symetrii też jest bardzo dużo. Wszystkie najważniejsze teorie, opisujące Wszechświat (teoria względności, elektromagnetyzm, model stacjonarny itd.) sformułowane są w języku symetrii. A czy można eksperymentować w domu z symetrią? Jak najbardziej. Wystarczą dwa lusterka, kątomierz i... litery oraz słowa. Chyba dzięki matematyce zaczynam rozumieć poezję! I inne zabawy językowe. To na prawdę jest wciągające.  A ze zjawiskiem symetrii spotkać można się i w biologii molekularnej (DNA, RNA).

W zabawie z matematyką i symetrią (z licznymi odwołaniami do zjawisk przyrody) autorzy proponują konstruowanie różnych kalejdoskopów. Sam takie pamiętam z dzieciństwa. Autorzy książki proponują eksperymenty z fleksagonami - wystarczy kartka papieru, linijka i nożyczki. Prawda, że nie trzeba wiele by eksperymentować z matematyką i poznawać prawa rządzące światem przyrodniczym? Stopy metryczne w... poezji. Moskaliki, limeryki i inne cudeńka słowne przez pryzmat matematyki widzi się zupełnie inaczej. Istna matematyka dla humanistów. Bo dalej autorzy proponouą eksperymenty z... tańcem.  Oraz z ornamentami, wycinanymi z papieru. Okazuje się, że matematyka jest bardzo przydatna w oklejaniu ścian i innych powierzchni tapetami oraz układaniu ornamentów z glazury, na podłodze. Bardzo praktyczne wykorzystanie matematyki.

W Matematyce jest też sporo porad praktycznych. Na przykład jak skonstruować wycinarkę do styropiany. Kolejnym działem w omawianej książce są bryły i sieci. Niezbędne oprzyrządowanie do eksperymentów wykonać można z ... wyciorów do fajki (w sklepach pod nazwa druciki kreatywne), słomek. Bryły platońskie i archimedejskie brzmią tajemniczo. Ale na przykład wydłużona dwukopuła kwadratowa powstała w wyniku pomyłki w eksperymencie.

O sieciach krystalicznych można dowiedzieć się więcej wykorzystując patyczki i ziemniaki (oraz cęgi, wykorzystywane przez elektryków). Pojawia się także kostka Rubika, karciane permutacje i inne sztuczki karciane. Dla majsterkowiczów porada jak zbudować elektryczny kalkulator permutacji. Są i propozycje z warkoczami, budowaniem góry i kuchenny planimetr.

Domowe eksperymentowanie można zacząć z tym, co jest w szufladzie. Bo nauka to przede wszystkim myślenie. Sprzęt i przyrządy są tylko pomocą.

Inne pozycje z serii "Laboratorium w szufladzie"

29.03.2018

Szyjemy Celinki dla chłopca i dziewczynki, tym razem w Olsztynie

Cudnie uszyte poszewki, zwane Celinkami, powstają we wspólnej pracy a przeznaczane są dla dzieci w szpitalach. Już raz Celinki zagościły w Olsztynie. W sumie było ich 100. Uszyły je przemądre panie w Elblągu (szyły w Elblągu ale były z wielu miejsc w Polsce, z Gdańska i Okolic, Z Jeglinika, Z Elbląga i innych miejscowości), z materiałów i haftów pozyskanych z całego świata. Aplikacje wyszywane haftem krzyżykowym wyszywają Panie z Polski, z USA a najsprawiedliwiej to jak napisała Magda ze Szkocji : od Alaski po Antarktydę.

Mądrzy ludzie sprawiają, że nic się nie zmarnuje i otrzyma drugie życie. Piękne życie. A na dodatek we wspólnej pracy, spotkaniu, rozmowie, uczeniu się rękodzieła.

W sobotę 21 kwietnia 2018 r. (od 9 do 17, UWM, Kortowo, Plac Łódzki 3, III piętro, sala 316) po raz pierwszy w Olsztynie, odbędzie się kolejne spotkanie pań zaangażowanych w charytatywną akcję "Szyjemy Celinki dla chłopca i dziewczynki". Barwne poduszki, które powstają na spotkaniach, trafiają do niepełnosprawnych, chorych dzieci i dorosłych. Spotkanie organizowane jest w ramach zajęć dla studentów kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze z nawiązaniem do ekologii miasta.

Zapraszamy wszystkich zainteresowanych pomocą, nauką lub doskonaleniem szycia, miłym spędzeniem czasu. Mile widziana własna maszyna, materiały zapewniamy. Można przyjść z żelazkiem i pomóc. Można przynieść także własnoręcznie upieczone ciasto by dokarmić pracujących wolontariuszy. Każdy się przyda. Wspólnemu szyciu towarzyszyć będą opowieści o ekologii miasta oraz dziedzictwie kulturowym i przyrodniczym.

W czerwcu 2016 roku aż 100 poduszek wraz z piękne uszytymi pokrowcami (poszewkami trafiło do olsztyńskiego Szpitala Dziecięcego (Wojewódzki Specjalistyczny Szpital Dziecięcy w Olsztynie). Poduszki były piękne, każda niepowtarzalna. Mali pacjenci byli nimi zachwyceni! A teraz takie cudeńka powstaną w Olsztynie, na wspólnych warsztatach.

Ja szyć nie umiem. Ale mogę prasować i zamiatać. Robić paniom herbatę, wachlować i opowiadać o przyrodzie. I na pewno dużo się dowiem o spotkaniach z szyciem artystycznym.

Celina Jankowska z Elbląga, od której imienia wzięły nazwę poduszki, jest pomysłodawczynią akcji "szyjemy celinki dla chłopca i dziewczynki". Od 2004 roku szyją je głównie wolontariuszki z Elbląga i Gdańska, ale warsztaty organizowane były także w innych miastach Polski. Działalność ta jest charytatywna, nie sprzedają swoich prac. Poduszki celinki szyją metodą patchworku. Wszystkie materiały kupują same, haftowane aplikacje krzyżykowe też są wykonywane charytatywnie. Spotykają się na szycie kilka razy w roku.


Więcej na Facebooku https://www.facebook.com/events/165527614243220/

Czytaj także:
(A to moja celinka z chruścikiem. Dostałem od koleżanki ze studiów.
Unikalna i przepiękna.)

28.03.2018

Rozpoznawanie informacji oraz postrzeganie jej w społeczeństwie (relacja z Wrocławia cz. 9.)

W części trzeciej dyskusji panelowej, odbywającej się w Politechnice Wrocławskiej z inicjatywy studentów, tematem była kwestia rozpoznawania informacji oraz postrzeganie jej w społeczeństwie. Jakie są przyczyny podążania za wiadomościami sensacyjnymi, nie popartymi badaniami? Jak odróżniać rzetelne informacje od manipulacji czy dezinformacji? Dlaczego nie przyswajamy wiadomości niepasujących do naszego światopoglądu? To pytania, wokół których toczyła się dyskusja. A teraz toczą się moje refleksje.

Na dzisiejszą sytuację świata cyfrowego patrzę z perspektywy ewolucyjnej Homo sapiens i drogi jaką przebył, zarówno w aspekcie ewolucji biologicznej jak i kulturowej. Naszym dalekim przodkom wystarczyło iskanie by budować więzi społeczne. Ale w taki sposób – dzieląc czas na szukanie pożywienia i budowanie relacji społecznych (sojuszy, przyjaźni itp.) – naczelne mogą tworzyć grupy nie większe niż około 50 osobników. Człowiek, dzięki takim innowacjom jak język i związane z nim opowieści (swoiste iskanie na odległość), mógł stworzyć większe grupy i społeczności. I dalej ten proces postępuje wraz z trzecią rewolucją technologiczną i powstawianiem coraz większych struktur międzynarodowych. Ludzie lubią opowieści bo człowiek jest istotą społeczną. A w sferze wiedzy i nauki, nawet w środowisku akademickim, czasem trudno odróżnić spór merytoryczny od kłótni w warstwie socjalnej, tak jak trudno rozdzielić inteligencję od inteligencji emocjonalnej. Podobnie jest z informacjami w życiu społecznym. Emocje są ważne w odbiorze informacji. Sama inteligencja nie wystarczy. Inteligencja społeczna ciągle odgrywa dużą rolę w komunikacji.

(Wnętrze Bibliotechu, miejsca gdzie odbywała się dyskusja)
Nauka wywodzi się z myślenia potocznego, jest tylko bardziej udoskonalona, wyspecjalizowana. Tak jak tkanki powstałe z komórek macierzystych. Czy tak jak garnek ręcznie lepiony i z ten z fabryki. Sens ten sam ale jakość inna. Myślenie naukowe i metodologia naukowa jest potrzebna każdemu w życiu codziennych także do weryfikowania docierających informacji. Dużo się zmieniło w stosunku do przeszłości i w jakim sensie żyjemy w zupełnie innym środowisku społecznym (nadmiar kontaktów i informacji). Nasz mózg i pewne sposoby funkcjonowania nie są przystosowane do sytuacji, którą sami stworzyliśmy. Jesteśmy więc w okresie trzeciej rewolucji technologicznej i w czasie adaptacji do zupełnie nowych warunków. Konflikty, zagubienie i zgrzyty są czymś naturalnym w takiej sytuacji.

Świat jest bardziej złożony. Także i z tego powodu myślenie naukowe potrzebne jest każdemu jako kompetencja społeczna. Podnoszeniem kompetencji naukowej z jednej strony odbywa się w czasie edukacji zformalizowanej, w tym na poziomie wyższym, a z drugiej w formie edukacji pozaformalnej w życiu codziennym. Pytanie jak odróżniać rzetelne informacje od manipulacji czy dezinformacji dotyczy więc nie tylko kształcenia na studiach ale i komunikacji społecznej we współczesnym świecie. Podatność na faktoidy i fake newsy może zagrażać niepodległości, gdy zewnętrzne grupy próbują w mediach wpływać na nastroje i wyniki wyborów demokratycznych. A to obserwujemy obecnie na dość dużą skalę.

Kiedyś, żyjąc w małych społecznościach, ocenialiśmy wiarygodność informacji przez pryzmat osoby, która ją nam przekazywała. Zazwyczaj była nam znana (osoba) i na bazie własnych doświadczeń mogliśmy podjąć decyzję czy zaufać. Teraz spotykamy osoby, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie mamy więc pamięci i doświadczeń co do ich wiarygodności. Czasem w ogóle nie widzimy nadawcy, więc na nic umiejętność odczytywania języka ciała. Obrazy w świecie cyfrowym mogą być zmanipulowane, więc nawet własnym oczom nie zawsze można uwierzyć i zaufać. To tak, jakby gatunek zaadoptowany do jakiegoś środowiska przenieść zupełnie w inne warunki siedliskowe. Zaufanie (wiarygodność) w świecie nadmiaru informacji jest trudne. Z konieczności musimy i chcemy zaufać autorytetom (zweryfikowanym źródłom wiadomości). Podobnie z oceną wiarygodność źródła. Nie zawsze ewolucyjnie ukształtowana umiejętność odczytywania intencji (intencjonalność) i empatia wystarcza.

Dlaczego nie przyswajamy wiadomości niepasujących do naszego światopoglądu? Winne są po pierwsze emocje, po drugie nasz system wiedzy (paradygmat). Wiedza, nawet ta indywidualna, jest spójnym systemem. Jeśli jakaś informacja nie pasuje do naszego obrazu świata to najczęściej ją odrzucamy, „nie widzimy”. To sposób na zachowanie wewnętrznego komfortu. Ewolucyjnie to się przez tysiące lat dobrze sprawdzało. Niepasująca informacja wywołuje dysonans. Zatem ją odrzucamy. Albo… akceptujemy, ale wtedy musimy przebudować swój własny system wiedzy o świecie, własny system wartości. Tak jak z klockami Lego – burzymy wcześniejszą budowlę i tworzymy coś nowego. Może tylko lekko zmodyfikowanego, ale zawsze coś nowego. To wymaga wysiłku.

W zetknięciu z nowymi, internetowymi formami komunikacji uczymy się innego „języka ciała” (czytanie między wierszami). Ten proces dopiero się zaczął.

Autorytety są nam potrzebne. Nie da się mieć własnego zdania na każdy temat. Autorytet to zweryfikowana wiarygodność. Wygodnie jest na kimś/czymś polegać, bo trudno weryfikować każdą informację jaka do nas dociera. Ale część musimy umieć weryfikować samodzielnie. Przede wszystkim te ważne i kluczowe dla nas. Nabywanie tej umiejętności odbywać się to może w kształceniu formalnym (na studiach) lub pozaformalnym w nieustannym obcowaniu z informacją i światem cyfrowym.

W odniesieniu do treści popularnonaukowych lub wykładów akademickich w wypowiedzi liczy się przejrzystość. A od słuchacza wymagać należy umiejętność weryfikacji (np. przez porównanie takich samych informacji w różnych źródłach oraz przez krytyczne myślenie). Uczymy się zaufania w świecie nadmiaru kontaktów. To jest i trudne i nowe.

Jak nie pogubić się w Internecie? W jaki sposób wyszukiwać w nim jedynie sprawdzonych informacji? Jak odróżnić rzetelną informację od próby manipulacji? Tak samo jak w świecie analogowym. Czy nasi przodkowie ufali każdej zasłyszanej informacji? Plotka i manipulacja informacjami jest stara tak jak ludzkość. Po pierwsze zawsze była i jest to konfrontacja z własnym paradygmatem (systemem wiedzy i wartości), weryfikowanie na różne sposoby, sprawdzanie w kilku źródłach i w końcu eksperyment (dotknięcie palcem jak u niewiernego Tomasza). Metodologia naukowa udoskonaliła ten proces: sprawdzanie w licznych źródłach, porównywanie z teorią i innymi hipotezami, porównywanie z paradygmatem i eksperymentowanie.

W czasie panelu dyskusja poruszyła także kwestię chwytliwych tytułów wykładów, artykułów, tekstów publicystycznych. Czy chwytliwe tytuły są gwarancją dużej ilości czytelników, czy raczej ludzi jedynie spoglądających na sensacyjny nagłówek? Spotykamy to zjawisko coraz częściej również w artykułach popularnonaukowych. Świadczy to o rosnących umiejętnościach samych popularyzatorów i kadry akademickiej. Uczymy się komunikować coraz bardziej atrakcyjnie. Czasem popadamy w przesadę i zamiast większej efektywności wychodzi groteska.

Funkcją tytułu jest zaciekawienie i zwrócenia uwagi (rola herolda i konferansjera). Istotne jest to zwłaszcza w czasach nadmiaru informacji. To tak jak mówienie w hałasie. Cóż nowego dają nowe technologie? Przykładem może być sama dyskusja panelowa: tytuł, plakaty, zapowiedź na stronie www, wydarzenie na Facebooku itp. Tak jak kiedyś herold stawał na rynku i w gwarze ogłaszał i zapowiadał, tak teraz w mediach internetowych przebijamy się z informacją by dotrzeć do potencjalnie zainteresowanych słuchaczy i czytelników.

Tytuł to zaproszenie do opowieści. Reakcja zależy od czytelnika, jednych zaciekawi, innych odstraszy. W nadmiarze informacji często zdarza się powierzchowne czytanie samych tytułów. Niektórzy kończą czytanie na tytule czy lidzie… i komentują nie znając treści. W tym sensie tytuł może zmylić, emocjonalnie nastawić odbiorcę, żyjącego w pospiechu. To całkiem inny świat niż kiedyś. Tytuł pełni rolę zaciekawienia i zapowiedzi opowieści/przekazu/informacji. Ważny jest także odbiorca, jego oczekiwania, jego wiedza i poziom rozumienia świata.

Podobno Polacy są w czołówce, jeśli chodzi o branie medykamentów. Czy faktycznie ufamy reklamom, że „działanie zostało potwierdzone naukowo”? W reklamie bez wątpienia wykorzystywany jest autorytet nauki. W „psychologia komunikacji” wykorzystywane są wizualne symbole nawiązujące do badań naukowych (ktoś w białym fartuchu, szkoło laboratoryjne, mikroskopy itd.), specyficzny język przypominający język naukowy. Autorytet nauki wykorzystywany jest do oszukiwania i manipulacji. Potrzebne są więc: wiedza i kompetencje, aby szybko wyłapywać fałsz i niespójność. A chwile później szukanie w innych źródłach.

Faktoidy (post prawda) są jak pasożyty, które próbują oszukać system odpornościowy żywiciela: czasem upodobniają się do komórek gospodarza. Nie zawsze system odpornościowy poprawnie weryfikuje intruza. A czasem działa zbyt intensywnie, analogicznie jak w przypadku alergii. Z premedytacją poszukuję analogii zjawisk kulturowych i biologicznych. W moim odczuciu można poszukiwać ogólnych praw w teorii systemów.

Jak wyrobić w ludziach nawyk weryfikowania informacji i szukania wiarygodnych źródeł? Przecież myślenie naukowe (krytycznie z weryfikacją) jest kompetencją XXI wieku, ważną dla gospodarki. Ponieważ jest to sytuacja nowa to nie można zakładać, że kształcić będziemy od najmłodszego. Potrzebna jest edukacja w szkole, na studiach ale i w formie ustawicznej i pozaformalnej. To działka dla upowszechniania i popularyzacji nauki w szerokim sensie.

Czeka nas nowa alfabetyzacja: „analfabeci” w internecie nie odróżniają faktów od faktoidów i propagandy. A czeka nas jeszcze coraz dobitniejsze zderzenie ze sztuczną inteligencją. Sprawa jest więc poważna.

Na sam koniec pojawiło się pytanie: „Czy uniwersytety powinny wydawać stanowiska w sprawie…” Wobec zalewu różnych niesprawdzonych informacji społeczeństwo oczekuje szybkich wypowiedzi autorytetów. To sytuacja zupełnie nowa dla tradycji akademickiej. Jak się w tym odnajdziemy? W moim odczuciu dyskusja panelowa była bardzo ciekawa i inspirująca. Bez pomysłu i inicjatywy studentów nie spotkalibyśmy się i nie dyskutowalibyśmy. Nie wszystkie refleksje zdołałem w tych kilku częściach opisać.

Zakończę cytatem z innego tekstu, który przeczytałem dużo później:

 „W Polsce jest silnie zakorzeniona kultura racji, tzn. przywiązania do swojej racji, do tego, co myślę. Nie towarzyszy temu często analiza stanowiska drugiej strony. Brak nam interakcyjności, cechuje nas wręcz intelektualny autyzm. Z kolei „wyższa” kultura umysłowa wymaga oddzielenia podmiotu (mnie samego) od przedmiotu (to, o czym myślę). Wskazane jest, aby nie tyle utwierdzać się we własnej racji, ale stale weryfikować dane i informacje, którymi dysponujemy, bo to ich zasób sprawia, że myślimy tak, jak myślimy. Tym właśnie różnimy się od Zachodu. Tam myślenie rozumie się w sposób bardziej racjonalny, chłodny i wyraźnie zaznacza, że to, co myślę nie jest mną.”
Prof. Andrzej Zybała (źródło)


Panel dyskusyjny pt. „Przekazywanie informacji – naukowej i nie tylko”, który odbył się 9 listopada 2017 r., zorganizowali studenci z Miesięcznika Studentów Politechniki Wrocławskiej „Żak” oraz Centrum Wiedzy i Informacji Naukowo-Technicznej. Do udziału w wydarzeniu zostali zaproszeni naukowcy, popularyzatorzy nauki, twórcy blogów naukowych, przedstawiciele świata biznesu oraz bibliotekarze i studenci:
  • prof. dr hab. inż. Arkadiusz Wójs - dziekan Wydziału Podstawowych Problemów Techniki; 
  • dr hab. Stanisław Czachorowski - biolog, ekolog i entomolog, autor bloga Profesorskie Gadanie; 
  • dr hab. inż. Izabela Sówka - Zakład Inżynierii i Ochrony Atmosfery; 
  • dr Mateusz Kotowski - Kierownik Zespołu Filozofii i Socjologii Wiedzy SNHiS PWr. 
  • mgr Jędrzej Leśniewski - zastępca dyrektora CWiNT ds. Bibliotek. 
  • Aleksandra i Piotr Stanisławscy - autorzy najpopularniejszego w Polsce bloga popularnonaukowego Crazy Nauka; 
  • Łukasz Remisiewicz - autor bloga Neurosocjologia – mózgi na społecznej smyczy; 
  • Wojciech Kazanecki – przedstawiciel firmy McKinsey&Company. 

Czytaj także:

27.03.2018

Blogowe upowszechnianie wiedzy

(Poszewka na poduszkę, patchwork z chruścikiem,
dzieło Małgorzaty Karmasz.
Przecudne, edukacyjne rękodzieło.)
Blogi to nowa forma upowszechniania wiedzy, zarówno w sensie dziennikarskim jak i formy komunikacji akademickiej (uzupełnienie konsultacji i wykładów). Czy w krótkiej formie można ustrzec się zbytnich uproszczeń i strywializowania? Na dodatek pisać może każdy. Zatem pojawiają się obawy, że w blogowym upowszechnianiu wiedzy występują zbyt są duże uproszczenia, czasem wieje nudą i monotonią.

Trudnością w pisaniu jest i to, że nie widać odbiorcy i jego reakcji. Zatem czy w blogowych opowieściach z zakresu literatury faktu uda się uniknąć zbytnich uproszczeń a z drugiej strony nudy? Potrzebny jest złoty środek, ale wymaga wysiłku i czasu (lub pieniędzy).

Blog przez swą częstotliwość i otwartą formułę jest jak serial z niezaplanowaną fabułą. Jeśli się trzymać jednego, wąskiego tematu, to może stać się nudny i skierowany do wąskiego grona odbiorców. Z drugiej strony duża różnorodność może być przysłowiowym grochem z kapustą, o wszystkim "o trochu". Blog jest jak serial, tematyczny felieton, lub książka w tworzeniu. Szeroko lub wąsko tematyczny (jednotematyczny). Mój ma już prawie 13 lat, zmienia się jego koncepcja i możliwości techniczne (po blisko 13 latach przeniosłem się pod nowy adres i inny wystrój graficzny). Dodatkowo wypączkowało kilka innych pomysłów. Czytelnik widzi tylko fragment i wycinek (pojedyncze wpisy), nie zna całości i historii (chyba, że to wierny i stały czytelnik, albo zmotywowany, by krok po kroku przeczytać wszystkie lub wiele wpisów). Książkę całościowo zaplanowaną trzeba przeczytać w całości, by zrozumieć o co w niej chodzi.

Blogi i seriale czytamy/oglądamy wyrywkowo. Czasem tylko pojedyncze wpisy. Czy nowy czytelnik przegląda wszystkie wpisy? Trudno się po blogu poruszać – jest jak przewijanie papirusu (mimo różnych ułatwień w formie tagowania, archiwum itd.). Tak jak każda forma i blog jest ułomny.

Koncepcją mojego bloga jest to, by był jako uzupełniająca forma kontaktu i komunikacji. Jest dla studentów (w szerokim słowa tego znaczeniu) uzupełniającym repozytorium z materiałami pomocniczymi. Zacząłem z myślą o swoich studentach, potem pomysł rozszerzył się znacznie w kierunku edukacji ustawicznej i pozaformalnej.

Blog dla mnie jest także sposobem na głośne, otwarte myślenie i porządkowanie pomysłów.  Jeszcze innym celem mojego blogowania było pokazanie codziennego życia naukowca z całą różnorodnością i wielowymiarowością. Stąd różnorodne wtręty z życia codziennego i pozaakademickiego. One też wpływają na jakość pracy, czasem są inspiracją. W ciągu tych kilkunastu lat można zobaczyć zmiany, jakie dokonują się w szkolnictwie wyższym i roli uniwersytetów. Blog charakteryzuje się dużą częstością wypowiedzi, systematycznością ale i wyrywkowością. W pewnym sensie jest jak karczma - te dobre są stale odwiedzane, cytowane, „przedrukowywane” (udostępniane). Na przykład już od dłuższego czasu przedruki z mojego bloga pojawiają się na portalu Lumen, niektóre, dotyczące edukacji, na portalu edunews.pl, wcześniej przyrodnicze na portalu przyrodniczym Gazety Olsztyńskiej (tematyka dotycząca różnorodności biologicznej naszego regionu). To tylko przykłady, gdyż publikowanie na wolnej licencji (creative commons) ułatwia upowszechnianie wiedzy.

Inną nową formą upowszechniania nauki są filmy, także te amatorskie, zamieszczane nie tylko na statycznych stronach www ale i na portalach społecznościowych (np. Facebook) czy kanale YouTube. Też czasem próbuję i uczę się takiej formy wypowiedzi.

(Konsultacje w formie żywej biblioteki
w czasie Europejskiej Nocy Naukowców)
Możliwości komunikacji jest coraz więcej i stopniowo ich się uczymy jako społeczność akademicka. Nie bez potknięć i zagmatwanych poszukiwań. Uczymy się obsługi technicznej sprzętu i oprogramowania jak i dostosowania do poziomu odbiorcy.

Z kolei książka – ta najbardziej zasłużona dla upowszechniania wiedzy forma - to długa opowieść, zwarta, zamknięta, zaplanowana, jednorazowa. Możemy ją zobaczyć dopiero w zakończonej formie. Coraz częściej chodzi mi po głowie pomysł, aby wybrać część wpisów, poprawić, zmodyfikować i wydać w formie papierowej...

Poza tradycyjnymi papierowymi jest coraz więcej e-booków i innych wersji elektronicznych. Zmniejszone koszty i łatwość techniczna powoduje, że są coraz powszechniejsze. A czy w różnorodnych formach upowszechniania wiedzy szukamy informacji czy inspiracji, pytań czy gotowych odpowiedzi?

26.03.2018

Czy czynienie dobra i mądrość to dwa oblicza tego samego?


„Sokrates utrzymywał, że czynienie dobra i mądrość to dwa oblicza tego samego, ponieważ nieczynienie dobra jest głupotą. (…) A więc wiedza, zdobywanie mądrości oraz rozpoznawanie dobra i dążenie do dobra, choć nie identyczne, są ze sobą powiązane i wzajemnie uwarunkowane. Wiedza jest dobrem: zdobywają ją, stajemy się lepsi. Zdobywając wiedzę z nastawieniem ku dobru, zdobywamy ją lepiej. (…) Ludzka wolność działania może i w tej dziedzinie spowodować wielkie dewastacje. Wiedzę można nawet przeciwstawić dobru i użyć jej w złym celu. Dlatego zdobywając wiedzę, czyli ucząc się, lub tworząc wiedzę, czyli uprawiając jakąś gałąź nauki, trzeba – być może bardziej niż w wielu innych dziedzinach życia – zwracać uwagę na sprawy dobra i zła.” 

Michał Heller „Jak być uczonym” Wyd. Znak, Kraków 2009 r.

24.03.2018

Laboratorium w szufladzie – fizyka

Fizyka w szkole nie była moim ulubionym przedmiotem. Ciężko wchodziła mi do głowy a doświadczeń było mało. Był jednak moment, gdzie dział związany z elektrycznością wzbudził moje ożywienie i lepsze zrozumienie treści. Wszystko za sprawą znakomitej książki, która wpadła mi w ręce. Była trochę stara, omawiała elektryczność i działanie radia na przykładach lamp. Wtedy była już epoka tranzystorów, ale lampy widziałem jeszcze w starych radioodbiornikach i telewizorach. Dobrze przykłady i znakomite rysunki oraz możliwość eksperymentowania. Bo proste rzeczy dało się zrobić. I zrozumiałem czym jest napięcie, czym natężenia i jak rozchodzą się fale radiowe.

Na studiach mieliśmy biofizykę. W zasadzie nudne i niepojęte. Ale sporo było działań praktycznych i pomiarowych. Razu pewnego, nudne zajęcia nabrały ogromnych emocji. Wcześniej coś w jakichś książkach popularnonaukowych wyczytaliśmy z kolegą o tym, że w rozszerzającym się wszechświecie niektóre stałe fizyczne mogą zmieniać swoją wartość. Już nie pamiętam co tam mierzyliśmy, ale uzyskaliśmy inne wartości niż należało. Raz, drugi i trzeci powtórzyliśmy, konsultowaliśmy się z prowadzącym zajęcia, i ciągle nic. To znaczy błędu nie mogliśmy w obliczeniach znaleźć a wartość była inna. Emocje wzrosły bo poczuliśmy się bliskimi odkrycia czegoś nowego. W końcu znaleźliśmy prosty błąd… czar prysł ale emocje pozostały. Szkoda, że było ich tak mało.

Nic tak nie pomaga w zrozumieniu nauki i praw przyrody niż eksperymentowanie. Niestety w ostatnich latach pracownie szkolne znacznie zubożały w sprzęt dydaktyczno-badawczy. Nawet w liceach poznikały stoły laboratoryjne a w sali chemicznej mojego liceum pozostał tylko zapach w ścianach po odczynnikach chemicznych. Na nieszczęście, wraz z ostatnią nieszczęsną reformą edukacji i likwidowaniem gimnazjów, sytuacja się pogorszyła znacząco. Mimo obietnic nie pojawiły się w szkołach podstawowych obiecane pracownie i laboratoria. Po reformie wyposażenie w szkołach podstawowych do fizyki praktycznie nie istnieje. A już i wcześniej widoczny był regres w wyposażeniu szkolnych pracownicy biologicznych, chemicznych i fizycznych.

Na szczęście w ostatnich latach rozwijają się różnorodne centra nauki i eksperymentatoria oraz coraz liczniejsze są pikniki naukowe. I pojawia się coraz więcej dobrych książek popularnonaukowych z propozycjami samodzielnego eksperymentowania. Jedną z tych książek jest "Laboratorium w szufladzie – fizyka”, autorstwa Bogdana Janusa i Jacka Błoniarza-Łuczaka, wydana przez Wydawnictwo Naukowe PWN w 2016 roku.

"Laboratorium w szufladzie" to cykl książek przeznaczonych dla osób ciekawych świata, pasjonatów, hobbystów, a przede wszystkim praktyków. Czytelnicy znajdą w nich wiele inspiracji do doświadczeń i eksperymentów. Wszystkie książki z tej serii są bogato ilustrowane materiałami graficznymi i zdjęciami. Każdy poruszony temat zawiera wyczerpujący, praktyczny opis zjawiska, doświadczenia, przyrządu czy aktywności. Autorzy nie stronią od wejścia na poziom wyższy, niż tylko popularne ujęcie tematu. Pogłębione ujęcie pozwala poczuć smak eksperymentu, doświadczyć radości poznawania i odkrywania różnorodności świata oraz stojącej wobec niego – twórczej wyobraźni. Wcześniej pisałem o Biologii i Chemii, wydanych w tej serii.

(Pamiątka eksperymentowania w Centrum Nauki Kopernik,
2016)
Zgodnie z konwencją serii w Fizyce proponowane doświadczenia pogrupowane są w zależności od stopnia trudności – dla ułatwienia oznakowano je różnymi kolorami. Doświadczenia poprzedzone są teorią i objaśnieniami. Potrzebne przyrządy w zasadzie można bez problemy samodzielni zdobyć, także z domowej szuflady.

Na 227 stronach znajdują się propozycje eksperymentów dotyczących światła i optyki a także propozycje jak zrobić projektor lub mikroskop z telefonu komórkowego. Jest także dział elektryczny. W tej części moją uwagę zwrócił eksperyment z pomiarem rozchodzenia się dźwięku w gazach. Jakiś czas temu w Centrum Nauki Kopernik, w ramach warsztatów, towarzyszących konferencji (rok 2016), wykonywaliśmy podobne ćwiczenie. Było one w formie zagadki z fabułą kosmiczną. A my, dorośli ludzie, mogliśmy sobie do woli poeksperymentować. Wtedy w wyznaczonym czasie nie udało się nam odkryć rozwiązania, ale poszukiwawcza zabawa była przednia. Z emocjami. I przypominaniem sobie różnorodnych praw fizycznych a także możliwością manipulowania. Teraz, dzięki książce, mogę do tych eksperymentów powrócić.

Omawianą książkę polecam nauczycielom, rodzicom oraz młodym poszukiwaczom wiedzy. Rodzinne laboratorium w szufladzie może być znakomitą przygodą także dla dużych. Dziecko będzie alibi… gdyby ktoś się dziwił, że człowiek dorosły „bawi się w szkolne zadania”. A jeśli zabraknie narzędzi i materiałów, to można udać się do jakiegoś centrum nauki i tak poeksperymentować. A jeśli w pobliżu jeszcze nie ma takiego centrum… to warto naciskać na władze regionalne by tworzyły w gminie i powiecie. Bo do szkoły wpuszczają na lekcje tylko uczniów, a w takim centrum odnaleźliby się także dorośli. Emocje z poznawania świata przydadzą się każdemu na każdym etapie życia. Nawet na uniwersytecie trzeciego wieku.

23.03.2018

Ewolucja człowieka i... uniwersytety trzeciego wieku


Kiedy na początku roku akademickiego zgłaszałem propozycję wykładu dla uniwersytetów trzeciego wieku, nie przypuszczałem, że będę go wygłaszał kilka razy. Byłem pod wrażeniem przeczytanych książek, odnoszących się to koncepcji społecznego mózgu Dunbara. A jednocześnie sam eksperymentowałem z nowymi formami komunikacji i edukacją pozaformalną. Postanowiłem o tym opowiedzieć, wtrącając dygresje dotyczące ewolucji wszy, zegara molekularnego i przestrzeni miejskiej. Przygotowałem wykład o ewolucji człowieka, zarówno w aspekcie biologicznym jak i kulturowym. Obie się mocno przeplatają.

W listopadzie 2017 wygłosiłem ten wykład dla dwóch różnych uniwersytetów trzeciego wieku w Olsztynie, w grudniu w UTW w Olsztynku. W styczniu br. odwiedziłem Jarocką Akademię Trzeciego wieku, 14 kwietnia - Uniwersytet Trzeciego Wieku w Kętrzynie. A teraz jadę do Nidzicy. Nidzicki Uniwersytet ma już 10 lat. W maju zaplanowany jest wykład dla UTW w Ostródzie.

Miewałem wcześniej wykłady dla słuchaczy uniwersytetów trzeciego wieku, ale nigdy jeszcze w takiej intensywności. Albo temat bardzo zainteresował, albo aktywność i zapotrzebowanie uniwersytetów trzeciego wieku jest ogromne. W naszym województwie podobno jest już około 30 takich instytucji (prowadzone przez stowarzyszenia, fundacje lub działające zupełnie nieformalnie) w praktycznie każdym miasteczku a nawet gminach wiejskich.

Fascynująca jest aktywność seniorów. Chcą się spotykać, chcą się dokształcać, ciekawi świata. Niesamowite zjawisko społeczne ! Być może wynika z rosnącego wykształcenia społeczeństwa (efekt społeczeństwa wiedzy). Do tego rozwijają się uniwersytety dziecięce i kawiarnie naukowe. Zupełnie nowa społeczna aktywność. Być może jeden z efektów trzeciej rewolucji technologicznej.

22.03.2018

Blog jako wolna katedra (idea otwartego uniwersytetu)

(Wikipedia jako pierwsze doświadczenie
z tworzeniem otwartych zasobów.
Moja przygoda z Wikipedią zaczęła się w 2006 r.)
Blog pod nazwą Profesorskie Gadanie powstał w sierpniu 2005 roku jako element szerszego procesu dojrzewania w mojej głowie idei otwartego uniwersytetu a także jako próba przełamania pewnych barier oraz przyswajania nowych technologii w trakcie trzeciej rewolucji technologicznej. Upowszechnianie wiedzy w ramach formuły uniwersytetu otwartego zawiera w sobie także swoistą spłatę dla podatnika, który przecież finansuje moją pensję. Jest moim pracodawcą w szerokim sensie. Skoro mogę się rozwijać za jego pieniądze, to uważam za stosowne dzielić się informacjami, refleksjami, wrażeniami i wiedzą na wolnej licencji (swobodny, niekomercyjny dostęp). Po drugie otwarty uniwersytet to też dążenie do większej wolności i przezwyciężania różnych skostniałych struktur i zadawnionych ograniczeń. Polskie uniwersytety (w tym moje miejsce pracy) zbyt wolno wprowadzają swobodny wybór zajęć dla studentów. Przez wiele lat w pewnym sensie doskwierało mi „reglamentowanie” głosu przez przydział (lub brak) przedmiotów i swobodnego dostępny (otwartego) do studentów. Kiedy w latach 90. XX wieku zachodziły duże zmiany w szkolnictwie wyższym, wzorem dawnej tradycji i tego, co funkcjonowało cały czas „na zachodzie”, zamarzył mi się pełny wybór zajęć przez studentów. Dawałoby to możliwość szybkiego i pełnego dzielenia się aktualną wiedza, pochodzącą z badań. Wydawało mi się, że jest to dobry mechanizm szybkiego i efektywnego tworzenia treści zajęć. Była szansa na duże zmiany w trakcie łączenia uczelni i powstania Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego – bo cały program zajęć (jak i koncepcję) należało stworzyć od nowa. Była szansa na duże i gruntowne zmiany. Niestety nie udało się. Ugrzęźliśmy w sztywnych programach i siatkach godzin, w rezultacie w dużym stopniu realizuję program a nie relacjonuję najnowsze odkrycia, przemyślenia, aktualne refleksje. Blog z otwartym dostępem dla wszystkich był jakąś próbą zaradzenia tej niekomfortowej sytuacji. A potem wykrystalizowała się jeszcze idea edukacji ustawicznej i pozaformalnej. A blog ciągle dojrzewał, zmieniał się, wraz ze zmieniająca się sytuacją społeczną i dojrzewaniem moich przemyśleń.

Edukacja w trzeciej rewolucji technologicznej jest aktualnym wyzwaniem i głównym motorem obecnych poszukiwań co do treści i formy.

Blog powstał blisko 13 lat temu. Blox był pierwszą platformą na jaką trafiłem. Do tej pory umieściłem tam 1917 wpisów (http://czachorowski.blox.pl/html). Do dzisiaj rano blog pod tamtym adresem odnotował 1 020 163 wejścia. Ale wcześniej była strona www założona w 2002 roku (http://www.uwm.edu.pl/czachor/) i umieszczane tam relacje w formie kalendarium (aktualizowane do 2010 roku). Storna www pełniła rolę zarówno informacyjną jak i po części publicystyczną. Gdy spróbowałem z blogiem, to okazało się że formuła pisania „w chmurze” jest wygodniejsza. Bo treści można zamieszczać z dowolnego miejsca i urządzenia. Strony od dawna nie aktualizuję ale stworzyłem e-portfolio na silniku blogera (http://czachorowski1963.blogspot.com/), co też wynikało ze zdobytych doświadczeń na blogu.

Cele i formuła bloga ciągle się zmieniały. Zmieniał się także wygląd. Najważniejszą rolę spełniał w charakterze poligonu doświadczalnego i zeszytu do ćwiczeń. To było moje ciągłe uczenie się przez działanie. Na początku były krótkie myśli, wyszukane cytaty, proste komentarze. Z czasem treść się rozbudowywała i pojawiły się ilustracje.

Pierwszym celem i zarazem impulsem rozpoczęcia blogowania to były… konsultacje i kontakt z magistrantami (materiały pomocnicze). Po stronie www (bo tam po raz pierwszy zamieszczałem materiały do ćwiczeń i dla magistrantów) to był kolejny krok w e-dydaktyce. Sprowokował mnie sms od magistranta, który prosił, abym mu przesłać wzór do liczenia podobieństw faunistycznych. Jak w telefonie przesłać skomplikowany wzór matematyczny? A było to kilkanaście lat temu gdy smartfonów jeszcze na świecie nie było. Już sama funkcja tekstowa sms była nowością. Ale na blogu i w prostym edytorze można było przynajmniej zamieścić link do odpowiednich materiałów, zamieszczonych na stronie.

Drugim celem bloga, który dojrzewał w trakcie, była chęć pokazania życia codziennego naukowa. Bo  przecież nauka nie rozwija się w próżni, stąd pojawiać zaczęły się różne tematy społeczne. Wątek ten rozwinięty został potem w takich przedsięwzięciach jak Noc Biologów czy Olsztyńskie Dni Nauki. Pokazać realnych naukowców i laboratoria, codzienną pracę i różnorodne zmagania.

Trzeci cel pojawił się wraz z zajęciami (okazjonalnymi) na innych uczelniach w szkołach itd. Mogłem zamieszczać na nieuczelnianym blogu informacje i materiały pomocnicze dla innych studentów bez konfliktów interesów czy wątpliwości etycznych. A w miarę dojrzewania idei edukacji pozafromalnej i uniwersytetu otwartego formułą studentów bardzo się rozszerzyła. I blog stanowi dobra platformę komunikacji.

W końcu pojawił się i cel czwarty: popularyzacja wiedzy, upowszechnianie nauki, rozszerzenie kręgu „studentów”, bo w pełni dojrzała myśl uniwersytetu otwartego wraz z trzecią, społeczną misją uniwersytetu. Ułatwić dostęp do wiedzy nie tylko studentom czy słuchaczom wykładów otwartych, przebywających w murach uniwersytetu.

Celem kolejnym było stworzenie poligonu doświadczalnego. O ile wcześniej nowe inicjatywy wiązały się z tworzeniem stron www (np. dla koła naukowego czy badawczej grupy chruścikarzy), to po doświadczeniach z blogiem wybrałem tę formę. Na bazie zdobytych doświadczeń inicjowałem powstawania kolejnych blogów, wąsko tematycznych czy ograniczonych do konkretnego zadania. Taka swoista wylęgarnia pomysłów w miarę zdobywania doświadczenia i rozpoznawania zjawiska. Najpierw były to blogi na stronie Olsztyńskich Dni Nauki i Europejskiej Nocy Naukowców, jako uzupełniająca formuła pokazów i warsztatów, odbywających się w ramach tych festiwali. Starałem się nie tylko sam pisać, ale zachęcić innych naukowców. Po kilkakrotnej zmianie i aktualizacji te archiwalne blogi gdzieś przepadły, nie ma po nich śladu. W 2009 powstał blog kawiarni naukowej(https://copernicanum.blogspot.com/) – właśnie jako wspomaganie Olsztyńskich Dni Nauki. Potem założyłem blog wydziałowy http://biologiaolsztyn.blogspot.com/ i blog dla kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze http://dziedzictwo-kip.blogspot.com/. Były to próby przekroczenia różnorodnych ograniczeń technicznych i organizacyjnych. Dużo później powstało konto na Facebooku i rozwijane tam strony- fanpage. Powstało kilka innych prób z bogami tematycznymi oraz próba blogów wieloautorskich. Tutaj pojawiła się konieczność zachęcania, motywowania i uczenia innych osób. Kolejne doświadczenia.

Cel szósty to zeszyt ćwiczeń i do głośnych rozmyślań, trenowania technologii, samouczek i laboratorium w jednym. Wymieniam jako szósty ale był od samego początku. Otwarty zeszyt do ćwiczeń, „w połowie roboty” – pokazywanie by zachęcić studentów do prób i nie zrażania się niepowodzeniami, niedoskonałością. Trening czyni mistrza. Błędy nie powinny zniechęcać do kolejnych prób.

Profesorskie Gadanie na platformie blox było w dziale nauka i w zależności od tygodnia (liczby wejść) był wśród 1-3 najlepszych, najpoczytniejszych blogów o tematyce naukowej i edukacyjnej na bloxie. Czasem link do niektórych wpisów linkowany był ze strony gazeta.pl . Blog był linkowany z różnych innych miejsc i zyskał jakąś renomę/popularność. Początkowo dziennie był odsłaniany po kilka, potem kilkanaście razy. W 2018 roku kilkaset, a czasem kilka tysięcy wejść dziennie. Skoda porzucać adresu pierwszego… ale jednak różne niedogodności techniczne skłaniają mnie do przeprowadzki. I się powoli przeprowadzam.

PS. (listopad 2019) Przeprowadzka okazała się potrzebna, bo Blox przestał działać i blog zniknął. Doświadczenia jednak zostały.

21.03.2018

Logo bloga na książkach - pierwszy zwiastun


Pierwszy zwiastun logo Profesorskiego Gadania w zapowiedzi wydawniczej (znalazłem w najnowszym numerze Biologii w Szkole). W nowych książkach z serii Laboratorium w Szufladzie" pojawi się logo mojego bloga jako wskazanie rekomendacji. O książkach napiszę później, jak dostanę do ręki i zapoznam się z treścią już wydrukowaną.

Dlaczego i jak powstało logo bloga

W grudniu 2017 roku dostałem propozycję, aby w ramach współpracy mój blog objął patronatem kilka wydawanych w 2018 roku książek popularnonaukowych. Niby nic ale… pojawiła się konieczność opracowania logo dla bloga: „Tworzy Pan jednego z lepszych blogów popularnonaukowych, Pana blog jest wymieniany w zestawieniach najlepszych blogów o nauce. Koniecznie musi Pan stworzyć logo.”

Jak mus to mus choć nigdy wcześniej nie opracowywałem żadnego logo (grafikę komputerową wykorzystywałem w innych celach). Trzeba się nauczyć kolejnej rzeczy. Możliwie to jest przy zachowaniu… zdolności do uczenia się aż do późnego wieku.

W sierpniu 2005 roku (jakieś 12 lat temu) powstał pierwszy mój blog, nie przypuszczałem, że tak długo się utrzyma. Był dla mnie eksperymentem. Kilka razy się zmieniał, mimo że oprogramowanie tej witryny daleko nie nadąża za nowinkami. Od wielu lat część funkcjonalności oznaczona jest jako „w budowie”. No i teraz przyszło mi na to, że musiałem zrobić logo… A jak zmieniłem logo to i pomyślałem o zmianie adresu i "silnika".

Świat współczesny zmienia się niesamowicie szybko. Trudno nadążyć. Prawdą jest, że najważniejszą obecnie kompetencją jest umieć się uczyć. Powtarzam do nauczycielom w czasie szkoleń i gościnnych wykładów, powtarzam swoim studentom. Ale i sam na co dzień doświadczam bo mnie to też dotyczy. Dostęp do wiedzy jest niewyobrażalnie łatwy, bez porównania do przeszłości. Ale co z dostępu do zasobów informacji jeślibyśmy nie potrafili z nich skorzystać czy obsłużyć urządzenia dającego dostęp? A postęp technologiczny jest tak ogromny, że wczorajsze nowinki jutro będą archaicznymi eksponatami muzealnymi. Coraz bardziej uczymy się „rozmawiać” z maszynami. Zupełnie nowy i uniwersalny język obcy…

Pierwsza wersja logo
Sytuacja człowieka we współczesnym świecie podobna jest do ewolucji w świecie żywym. Kiedyś głosiliśmy, że gatunki przystosowane są do swojego środowiska. To nie jest zupełnie poprawne, bo środowisko nieustannie się zmienia a więc i ewolucja trwa. Teraz mówimy, że gatunki nieustannie przystosowują się do środowiska (zmieniającego się). Jak w „Alicji w krainie czarów” – trzeba biec by ciągle być w tym samym miejscu (hipoteza Czerwonej Królowej w biologii ewolucyjnej). Lub inny przykład: wejdziemy na ruchome schody (ale podążajmy w przeciwnym kierunku do ruchu tego urządzenia) – trzeba cały czas iść… by być w tym samy miejscu. Jeśli się zatrzymamy, to ruchome schody poniosą nas do tyłu. Lub inni nas wyprzedzą.

Ale wróćmy do logo. Oprogramowanie niby miałem już w komputerze, ale logo miało być w grafice wektorowej. Z pomysłem graficznym nie było problemu – wybrałem dorosłego chruścika, wielokrotnie malowałem podobny symbol już na różnych obrazach, butelkach czy myślografii, wykorzystanej do bajki kamishibai. Ołówkiem, kredką nawet pędzlem, to owszem. Ale myszką? Kupić specjalny tablet do rysowania rysikiem elektronicznym? Raz, że wydatek, dwa, że to by trwało, a logo ma być w ciągu kilku dni.

(po kilku uwagach, żeby optymistycznie otwierać się d"do góry")
Konektywizm to współpraca ludzi i wiedza powstają w sieci (powiązań, dialogu niezależnie od nośnika). Wszystkiego sam szybko się nie nauczysz. Ale od czego jest współpraca i… nauczeństwo. Raz uczę ja studentów, a raz studenci mnie. Uniwersytet w pełnym słowa tego znaczenia: wspólnota ludzi uczących się i nauczających. Dobre środowisk edukacyjne. Coś tam zrobiłem w Corelu, ale dopiero w czasie konsultacji… u mojej studentki, logo dojrzało. Doświadczona w grafice komputerowej szybko pokazała mi co i jak. I w jaki sposób zapisać, by była to grafika wektorowa.

Potem jeszcze otwarte konsultacje na Facebooku i porady innych osób. Otwarte dzielenie się wiedzą jest piękne! I możliwe z wykorzystaniem mobilnego internetu. Dowiedziałem się o psychologii i filozofii tworzenia logo, że to nie takie byle co i wiele elementów ma znaczeni. Świat zupełnie dla mnie nowy. Tak więc poćwiczyłem, pouczyłem się, podyskutowałem i logo powstało. A niedawno zobaczyłem logo w reklamie tych książek, w Biologii w Szkole. Zapewne niebawem zobaczę i w książkach. o czym nie omieszkam napisać.


(Wersja logo z adresem. Teraz już nieaktualna)

20.03.2018

Przyrodnicze i antropogeniczne przemiany źródeł Wyżyn Krakowsko-Wieluńskiej i Miechowskiej oraz ich rola w krajobrazie naturalnym i kulturowym

Swoją przygodę z nauką i chruścikami zacząłem od źródeł Łyny. Zaraz potem rozpocząłem (jeszcze jako student) badania chruścików źródeł Wyżyny Miechowskiej. Dlatego z wielkim sentymentem i zaciekawieniem sięgnąłem do monografii pt.
„Przyrodnicze i antropogeniczne przemiany źródeł Wyżyn Krakowsko-Wieluńskiej i Miechowskiej oraz ich rola w krajobrazie naturalnym i kulturowym”, pod redakcją Janusza Siwka i Marii Baścik. Monografia wydana w została Krakowie w 2013 roku przez Instytut Geografii i Gospodarki Przestrzennej UJ.

Szeroko zakrojone, długoterminowe badania ekologiczne są coraz rzadsze. Z kilku powodów. Po pierwsze moda - główny nurt badawczy przesunął się w kierunku biologii molekularnej i badań genetycznych. Po drugie cykl oceny pracownika i kategoryzacji uczelni wymaga licznych i częstych publikacji (wysoko punktowanych). Natomiast procesy przyrodnicze w skali krajobrazu, w tym sukcesja ekologiczna oraz skutki przekształceń antropogenicznych klimatu, trwają bardzo długo. Potrzebne są badania trwające co najmniej kilka dziesięcioleci. A pracownik musi publikować co roku. Do tego potrzebna jest szeroko zakrojona mniej lub bardziej sformalizowana współpraca różnych badaczy oraz granty. To pierwsze jest najważniejsze. Wytrwałość i konsekwencja przy zbieraniu danych i obserwacji  niezbędne są w badaniach środowiskowych i ekologicznych.

Omawiana książka (łącznie 317 stron) stanowi podsumowanie projektu badawczego, realizowanego w latach 2010-2013 w Zakładzie Hydrologii Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Projekt dotyczył przyrodniczych i antropogenicznych przemian źródeł Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej i Wyżyny Miechowskiej oraz roli źródeł w krajobrazie naturalnym i kulturowym. Nastawienie hydrologiczne i geograficzne wyraźne jest w zawartości pracy. Przeprowadzone badania były kontynuacją innych obserwacji, zapoczątkowanych w lata 70. ubiegłego wieku. Wtedy to zespół pod kierunkiem profesor Ireny Dynowskiej badaniami objął ponad 300 źródeł tego samego obszaru. Podsumowująca monografia ukazała się w 1983 roku i obejmowała 246 źródeł. To właśnie tamta monografia była dla nas, hydroentomologów i hydroakarologów z Olsztyna, znakomitą podstawa do badań nad makrobezkręgowcami źródeł Wyżyny Miechowskiej. Jeszcze w latach 80. XX wieku kilkukrotnie wybieraliśmy się na badania zarówno do Ojcowskiego Parku Narodowego, wybrane źródła Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej jak i Wyżyny Miechowskiej. Bez podanej lokalizacji źródłem i ich charakterystyki, nie bylibyśmy w stanie odszukać źródeł ani wybrać najbardziej interesujących. Część badań zespołu olsztyńskiego została wykorzystana w monografii z 2013 roku w rozdziale „7. Fauna bezkręgowców źródeł”.

„Przyrodnicze i antropogeniczne przemiany źródeł” to nie tylko monografia hydrologiczna, to także dobry opis środowiska, który może być wykorzystywany przez zoologów i botaników. 40 lat to w przyrodzie, w odniesieniu do małych obiektów jakimi są źródła, stosunkowo dużo. Zwłaszcza w okresie silnych, antropogenicznych przekształceń krajobrazu. Poza niewątpliwymi walorami dokumentacji hydrologicznej i krajobrazowej, omawiana książka jest dobrą „bazą danych” i punktem wyjścia dla długoterminowych badań nad przekształceniami fauny i flory źródlisk. O omawianej monografii wykorzystano także wcześniejsze badania, dokonując syntezy i określenia przekształceń. Zespół autorski rozszerzył jednak zakres badawczy, w porównaniu do wcześniejszych analiz. Przeprowadzono kompleksowe badania źródeł w zakresie hydrologii, hydrochemii, hydrobiologii wraz z uwzględnieniem aspektów krajobrazowych. Jako hydroentomolog czuję niedosyt w zakresie badań nad wodnymi bezkręgowcami. Ale wszystkiego na raz nie da się zrobić. Tak jak kiedyś monografia Dynowskiej zainspirowała do badań hydrobiologów, tak i teraz może zachęci do bardziej szczegółowych badań, dotyczących wodnych bezkręgowców źródeł Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej oraz Wyżyny Miechowskiej.

Zabrane dane pozwoliły Autorom na ocenę stopnia przeobrażeń naturalnych wypływów wód podziemnych, głównie w zakresie krenologicznym i krajobrazowym. Dobrym rozwiązaniem było przyjęcie numeracji źródeł, zgodniej z wcześniejszymi badaniami. Znacząco ułatwi do porównywanie i docieranie do oryginalnych danych. W rozdziale „2. Charakterystyka obszaru badań”, autorstwa Joanny Pociask-Karteczki , zawarto opis terenu badań na te podziałów fizjograficznych Polski, z uwzględnieniem sumy rocznych opadów, zasobności hydrologicznej, budowy geologicznej, warunków hydrogeologicznych, opisem głównych zbiorników wód podziemnych w badanym regionie, rzeźby terenu, klimatu, wód, gleb itd.

Rozdział 3. poświęcony jest wydajności źródeł (autor Janusz Siwek). Uwzględniono zmiany wydajności źródeł w latach 1973-2011. W niektórych obszarach wydajność wypływów uległa zmniejszeniu, łącznie z zanikiem źródeł (np. zlewnia Warty, Dłubni i Rudawy), w innych nie uległy zmianie (np. zlewnia Nidzicy i Pilicy). Kolejny rozdział poświęcony jest chemizmowi wód źródlanych. Zróżnicowanie przestrzenne składu chemicznego badanych źródeł nawiązywało do warunków hydrogeologicznych i hydrogeochemicznych analizowanego obszaru. Interesujące jest porównanie składu chemicznego wód źródliskowych, badanych w latach 1999-2000 i w 2011, co umożliwiło autorów wnioskowanie o wzroście lub osłabieniu antropogenicznych oddziaływań w badanym regionie. Z elementów biotycznych do najlepiej zbadanych zaliczyć można okrzemki.

Rozdział 5. autorstwa Agaty Wojtal, poświęcony jest okrzemkom jako wskaźnikowi jakości wód i stanu ekologicznego źródeł. Na uwagę zasługuje dobra dokumentacja badanych źródlisk, z lokalizacją, typem zagospodarowania terenu, typem chemizmu wód itd. W badaniach z lat 1999 oraz 2011 łącznie wykazano obecność 214 gatunków okrzemek. Ze względu na izolację w źródliskach spotyka się mniejszą liczbę gatunków w porównaniu do rzek i jezior. Lokalizację stwierdzeń ograniczono do najliczniejszych i najczęściej występujących gatunków. Gatunkom zagrożonym i rzadkim poświęcono osobny podrozdział. „Roślinność źródeł” to kolejny rozdział omawianej monografii (autorzy: Łukasz Moszkowski, Izabela Krzeptowska-Moszkowicz, Przemysław Kowalski). Inwentaryzację roślin naczyniowych i mszaków wykonano dla 8. źródeł, dla których podano szczegółowe wyniki składu gatunkowego oraz charakterystyk fitosocjologicznych. We wszystkich badanych źródłach zanotowano obecność 49 taksonów roślin zielnych, 14 mchów, 2 gatunki wątrobowców, 7 gatunków krzewów oraz 10 gatunków drzew. W zestawieniu tabelarycznym porównano ze źródliskami, badanymi w regionie łódzkim. Omówiono także zagrożenia roślinność źródlisk badanego obszaru.

Ze zrozumiałych względów największe moje zainteresowanie zyskał rozdział „7. Fauna bezkręgowców źródeł” (Elżbieta Dumnicka). Autorka oparła się na wcześniej publikowanych pracach, dlatego nieco więcej informacji dotyczy jedynie wypławków, ślimaków, wodopójek i chruścików. Omówienie fauny wykonano w ich powiązaniu ze źródłami (aczkolwiek niekonsekwentnie): krenobionty właściwe, krenobionty lokalne, owady, pozostałe grupy, stygobionty. Jakkolwiek znalazłem niektóre uogólnienia, zawarte w mojej wcześniejszej publikacji (cieszże się, że zostało to zauważone i wykorzystane), to czuje spory niedosyt: nie wszystkie publikacje zostały wykorzystane. Najwyraźniej Autorka do nich nie dotarła. Szkoda także, że nie pokusiła się o zebranie i podsumowanie rozmieszczenia makrobentosu w konkretnych źródłach. To i moja wina, gdyż w publikacjach zawarte były głownie wnioski i syntetyczne zestawianie. Trzeba będzie wrócić do notatek i w jakiejkolwiek formie innym udostępnić. Jeśli ktokolwiek zechce powtórzyć badania, będzie miał wygodną możliwość porównania składu gatunkowego i struktury dominacji. A dobra podstawa hydrologiczna i geograficzna, w raz ze zmianami, z pewnością ułatwi dogłębniejsze analizy.

Moim subiektywnym zdaniem najciekawszy jest rozdział „8. Fizjograficzne przemiany źródeł” autorstwa Marii Baścik. Oprócz opisów i analiz załączone są zdjęcia tych samych obiektów z lat 1973-1974 i 2011-2012 (kilka przykładów). Omówione zostały naturalne i antropogeniczne przeobrażenia źródeł. Na tym hydrograficznym i krajobrazowym tle chciałoby się wykonać badania i analizy fauny i flory. Niestety, danych jest niewiele a często szczegółowe wyniki ugrzęzły w szufladach badaczy (nie zmieściły się w publikacjach).

Cennym uzupełnieniem tej monografii mogłaby być otwarta, internetowa baza danych ze wszelkimi, dostępnymi danymi. Zasoby elektroniczne pomieszczą więcej informacji niż nawet największa, papierowa monografia. Ale też są trudniejsze do uruchomienia. Baza danych wymaga nie tylko serwera ale i stałej, interdyscyplinarnej współpracy.

 Kolejny rozdział autorstwa Marii Baścik, stosunkowo obszerny, poświęcony jest ochronie źródeł (stan i perspektywy). Rozdział 10. Nawiązuje do tej tematyki i omawia źródła jako element krajobrazu (perspektywa architektury krajobrazu). Monografię zamyka kilkustronicowe podsumowanie i wartościowe zestawienie literatury. Jakkolwiek nie jest kompletne (przynajmniej w odniesieniu do makrobezkręgowców) to jest niezwykle cenne zestawienie. Być może warto potraktować źródła Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej i Miechowskiej jako swoisty poligon do bardziej interdyscyplinarnych badań nad źródliskami Polski. Sporo już zostało zrobione a omawiana monografia znacząco ułatwi włączenie się do badań z innymi aspektami poznawczymi oraz szczegółową dokumentacją przekształceń środowiska abiotycznego i biotycznego.

Źródła są obiektami stosunkowo niewielkimi, zatem relatywnie mało tam gatunków bakterii, glonów, grzybów, roślin i zwierząt. Ale nawet tak małe obiekty wymagałyby szerokiego zespołu specjalistów by poznać pełną różnorodność biologiczną. A do tego takie obserwacje należałoby prowadzić co najmniej kilka dziesięcioleci. Wiele notatek i obserwacji, po częściowych wykorzystaniu w publikacjach (dotyczy to i moich obserwacji nad chruścikami źródeł) bezpowrotnie ginie w szufladach naukowców, rozproszonych po różnych instytucjach. Tym bardziej, że badania ekologiczne i „faunistyczne” nie są modne a „surowych” danych nie bardzo chcą drukować w pismach naukowych, zwłaszcza w tych wysoko punktowanych.

Teoretycznie, internetowe bazy danych, łatwe w uzupełnianiu i aktualizowaniu, nieograniczone miejscem w publikacjach i monografiach, mogłyby być nową formą interdyscyplinarnej współpracy i badań ekosystemowych. Nauka to przedsięwzięcie zespołowe i dobrze, by obserwacje nie ginęły w szufladach. Najwyzsza pora wykorzystać możliwości jakie daje internet i wieloautorskie bazy danych, umieszczone w "chmurze."