23.11.2024

Zosia czyli mały robot w roli nauczyciela

 

Robot Zosia jako mała nauczycielka. Kolejny mały robot edukacyjny, bez ekranów, prosty w obsłudze. Nawet relatywnie tani. Działa z planszą i dodatkowymi materiałami. Nic tylko kupić i wykorzystywać w szkole. Od razu dołączone są podstawowe pomysły i scenariusze zajęć. 

Co myśli nauczyciel, gdy widzi plakat z napisem "Zosia mała nauczycielka"? Czy roboty zastąpią nauczycieli w szkole? Czy automatyzacja, z wykorzystaniem generatywnej sztucznej inteligencji i z robotami zastąpi nauczyciela w szkole? A ci ostatni będę bezrobotni?  Zagrożenie czy szansa? Pewnie jedno i drugie.

Nie sądzę. Nauczyciel jako projektant sytuacji i treści edukacyjnej zawsze będzie potrzebny. A robot edukacyjny nie jest taką w sumie nowością. Jest tylko narzędziem dydaktycznym, wspomagającym projektowanie treści edukacyjnych. Wspomniałem, że nie jest nowością. Co miałem na myśli? Ot, zwyczajne podręczniki szkolne. To też jest narzędzie, zaprojektowane do wspomagania uczenia się i w dużym stopniu automatyzacji czynności powtarzalnych. Uczeń pracuje z podręcznikiem,. Ma tam zaprojektowaną treść, są pytania kontrolne, zagadnienie do przemyślenia, ilustracje. Skoro coraz bardziej dopracowane dydaktycznie podręczniki (istnieją od ponad 100 lat), zeszyty ćwiczeń i inne narzędzia i pomoce dydaktyczne,  nie wyrugowały nauczyciela ze szkoły, to i roboty edukacyjne tego nie zrobią. Bo potrzebny jest nauczyciel-projektant. Czyli taki, który zaprojektuje sytuacje i przestrzeń do uczenia sie. Nawet z dużą dozą indywidualizacji. A takie roboty, czy powstające dedykowane czaty GPTs, są jedynie profesjonalnym rozwinięciem wcześniejszych pomocy dydaktycznych.

Narzędzia nie zastąpią nauczycieli. Wymuszą tylko uczenie sie nowych umiejętności projektowania zarówno sytuacji jak i przestrzeni edukacyjnych. Czyli finalnie nauczyciele muszą nauczyć się nowych umiejętności, nowych kompetencji, wzbogacających ich dotychczasowe wiedzę i zdobyte już umiejętności.

Cóż zrobiłem dalej, po napisaniu powyższych słów? Powyższy test (ale w wersji pierwotnej, bo w trakcie prac redakcyjnych rozbudowałem także część wstępną) wkleiłem do googlowskiego Gemini (generatywna sztuczna inteligencja w wersji bezpłatnej) z poleceniem napisania tekstu. Ale dodałem także  "Zanim zaczniesz redagować tekst zadaj mi 5 pytań, dzięki którym lepiej poznasz moją wizję".  Gemini wygenerował mi 5 pytań, na które odpowiedziałem. Pojawiło się także kilka innych sugestii ze strony algorytmu Gen AI (w tym propozycja hasztagów itp.). Zatem nawet sztuczna inteligencja nie zastępuje autora tekstu (czy nauczyciela w szkole), wspomaga jedynie (i aż!) proces myślenia, jako swoisty asystent. Trzeba tylko nauczyć się obsługi takich pomocy/asystentów. Do wygenerowanego tekstu bardzo pomocne są pytania i sugestie w jakim kierunku można rozwinąć tekst, co poruszyć, jakie zadać pytania. Co dalej? Otóż można "wytrenować" na podstawie jednego lub wielu tekstów spersonalizowanego GTPs (ale na razie to tylko w wersji płatnej), z którym może indywidualnie pracować uczeń. Prowadzić z nim dialog, pytać, odpowiadać, jednym słowem uczyć się i sprawdzać efekty swojej pracy. Taki nieco inny i interaktywny podręcznik. Istota się nie zmienia. Zmienia się forma i skala indywidualizacji. 

Nauczyciele jako projekczyciele (projektanci sytuacji i przestrzeni do uczenia się) będą ciągle potrzebni. I to może bardziej niż kiedyś. Pojawia się jedynie konieczność nauczenia się zupełnie nowych umiejętności. Nie tylko projektowania scenariusza zajęć z wykorzystaniem podręcznika czy eksperymentu szkolnego lecz i projektowaniem GPTs. Potrzebna praca zespołowa, bo samemu nie da się rady. I powstaną nowe rodzaje "wydawnictw" i "podręczników". Co się zmienia? Obniża się koszt przygotowania takich pomocy i następuje duża demokratyzacja "wydawnicza". Nauczyciel staje się coraz bardziej samodzielny. A to nakłada zupełnie nowe umiejętności i kompetencje. I o tym powinny już myśleć uczelnie wyższe kształcące pedagogów, edukatorów i nauczycieli. 

Zdjęcie z konferencji Inspir@cje 2024.


A oto ostateczny test, wypracowany wspólnie z Gemini (a moimi redakcyjnymi poprawkami).

Współczesna edukacja przechodzi dynamiczne zmiany, a technologia coraz śmielej wkracza do szkolnych klas. Jednym z najnowszych rozwiązań są roboty edukacyjne, takie jak Zosia, które obiecują zrewolucjonizować proces nauczania. Czy jednak te maszyny są w stanie zastąpić nauczyciela? Czy nauczyciel, z całym swoim doświadczeniem i empatią, stanie się zbędny w erze sztucznej inteligencji?

Roboty edukacyjne, takie jak Zosia, to niewątpliwie innowacyjne narzędzia, które mogą znacząco wzbogacić proces nauczania. Są w stanie dostosować tempo i sposób przekazywania wiedzy do indywidualnych potrzeb każdego ucznia, a także zapewnić ciągłą dostępność materiałów edukacyjnych. Jednakże, pomimo tych zalet, nie można zapominać o ograniczeniach sztucznej inteligencji. Robot, nawet tak zaawansowany jak Zosia, nie jest w stanie zastąpić ludzkiej empatii, intuicji i zdolności do budowania relacji. Robit działa w zaprojektowanej przez nauczyciela przestrzeni i sytuacji. Tak jak młotek są nie wbije gwoździa (bo to tylko narzędzia), tak i Zosia sama nie nauczy.

Nauczyciel to nie tylko przekaźnik wiedzy, ale przede wszystkim mentor i przewodnik. Pomaga uczniom odkrywać własne pasje, rozwijać umiejętności społeczne i emocjonalne, a także wspiera ich w trudnych sytuacjach. Tego typu wsparcia nie jest w stanie zapewnić żaden, nawet najbardziej zaawansowany robot.

W erze sztucznej inteligencji rola nauczyciela ulegnie transformacji. Zamiast przekazywać gotowe informacje, nauczyciel stanie się raczej projektantem doświadczeń edukacyjnych, który będzie wspierał uczniów w rozwijaniu umiejętności krytycznego myślenia, kreatywności i współpracy. Robot edukacyjny może być w tym procesie doskonałym narzędziem, ale nie może zastąpić nauczyciela.

Robot Zosia i podobne rozwiązania technologiczne mogą być cennym uzupełnieniem procesu nauczania, ale nie są w stanie zastąpić nauczyciela. Nauczyciel, ze swoją unikalną zdolnością do budowania relacji, inspirowania uczniów oraz projektowania sytuacji i przestrzeni edukacyjnej, pozostanie kluczową postacią w systemie edukacji. Współpraca człowieka i maszyny może przynieść wiele korzyści, zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. Jednakże, należy pamiętać, że technologia będzie służyć człowiekowi, a nie go zastępować.

A jakie jest Twoje, Czytelniku, zdanie na ten temat? Czy roboty edukacyjne mogą odgrywać znaczącą rolę w przyszłości edukacji? Czy jako nauczyciel zakupisz Zosię do swojej szkoły? Czy napiszesz wspólnie z GPTs interaktywny podręcznik dla twojego przedmiotu i twojej klasy? Podziel się swoją opinią w komentarzach!

21.11.2024

Halloween ratuje polską tradycję i małe społeczności?

 

Czy Halloween ratuje polskie społeczności lokalne? Zanim skomentujesz przeczytaj cały tekst. Nie oceniaj po samym tytule.

Zacznę od wspomnień z dzieciństwa, gdy mieszkałem na wsi, na północnym Starym Mazowszu. Wtedy w okolicach Świat Bożego Narodzenia i Nowego Roku pojawiali się kolędnicy. W naszym przypadku były to dzieciaki i podrostki, czasem osoby dorosłe, przebrane, z jakimiś prostymi i improwizowanymi tekstami. Chodzili od domu do domu i zawsze coś do zjedzenia lub wypicia dostawali (zapłata w naturze). Własny wysiłek by coś dostać. A my mieliśmy chwilę zabawy. Przypomnę, że to były czasy jeszcze bez telewizji a tym bardziej internetu i smartfonów. Z literatury wiem, że nawet na wsiach bywały i bardziej profesjonalne grupy, z dobrze dopracowanymi strojami, z dialogami i mini przedstawieniem. Lepsza sztuka to i mogli liczyć na większe datki. Mały, wiejski teatr w pełni amatorski. A przede wszystkim zabawa i integracja społeczna. Wygłupy w domu. To był czas wspólnoty, zabawy i wzajemnej życzliwości. W tych spotkaniach tkwiła magia świąt, a dla nas, dzieciaków, była to doskonała okazja, by zarobić słodycze lub inne smakołyki i poczuć się częścią społeczności. Ja osobiście nie uczestniczyłem w takiej kolędniczej trupie. A z chęcią bym spróbował. Na wsi mieszkałem krótko, jako przyjezdny z miasta, nie zdążyłem więc wrosnąć w lokalną tradycję.

Kiedy przeprowadziłem się ponownie do miasta, ten piękny zwyczaj jakby wyparował z mojego horyzontu. Zniknęły wspólne kolędowania, a wraz z nim poczucie sąsiedzkiej więzi. W blokowiskach, gdzie każdy żył swoim życiem, trudno było o takie spontaniczne spotkania. W miejskich blokowiskach następował rozpad społeczności. Brak było przestrzeni i rytuałów by się spotykać i poznawać, by nawiązywać relacje. Czas i kulturową przestrzeń systematycznie wypełniała coraz bardziej telewizja. A potem internet i smartfony. Podwórka opustoszały nie tylko z powodów demograficznych.

Aż tu nagle pojawiło się Halloween. Na początku traktowane z rezerwą, dziś zyskuje coraz większą popularność. Przebrane dzieciaki, chodzące od drzwi do drzwi z okrzykiem „cukierek albo psikus”, przypominają mi tamte dawne, magiczne chwile. Oczywiście, Halloween to nie tylko tradycja, ale też element popkultury, jednak warto docenić jego potencjał integracyjny.

Współczesne życie, pełne pośpiechu i izolacji, sprawia, że coraz rzadziej znajdujemy czas na sąsiedzkie relacje. Halloween może być szansą na to, by to zmienić. To okazja, by wyjść z domu, poznać nowych ludzi i spędzić czas w miłej atmosferze. Nawet jeśli didaskalia są pozornie straszne. Nawet jeśli przygotowania do tego święta są proste – wystarczy pomysłowy strój i kilka słów wierszyka – efekt może być zaskakujący. W moim rozumieniu społecznie wartościowy.

Skąd rezerwa do Halloween? Że to z telewizji i że jest obce kulturowo? Halloween to nowa i stara tradycja zarazem, przebrane dzieciaki chodzą od domu do domu i urządzają improwizowane mini przedstawienia. Proste działania. Muszą się napracować nad strojami, czasem angażują się i rodzice. Jaki efekt? Było nie było większa integracja sąsiedzka. Mamy okazję poznać się nieco bardziej i jest okazja na podwórkowe wygłupy. Żadna wielka sztuka, ot tylko improwizowane stroje i proste kwestie bo nie wymagamy sztuki teatralnej i zapamiętania rozbudowanych kwestii dialogowych. Pełna amatorszczyzna w dobrym słowa tego rozumieniu.

Ostatnio w okresie Nowego Roku po domach chodzili kolędnicy, najczęściej imigranci i dorośli. Wzbudzali nieufność i też ich nie przyjmujemy, mimo, że wpisują się w starą polską tradycję kolędowania. Dlaczego nie przyjmujemy? Bo imigranci czyli obcy. Halloween złe bo to obce, kolędowanie w pełni nasze ale w wykonaniu imigrantów (chcących coś dostać do zjedzenia albo i w formie drobnych datków finansowych) – też złe, bo oto „obcy”. A może to z nami jest coś nie tak?

Zwalczać Halloween jako coś obcego w naszej kulturze? Przecież to wigilia wszystkich świętych a więc jest mocno osadzone w tradycji chrześcijańskiej. Zawiera także naleciałości starszej, jeszcze pogańskiej tradycji, również naszej. Wszak celebrujemy w literaturze dziady (słowiańskie). Fakt, że Halloween powraca do nas za sprawą telewizji i z Ameryki. Jest współcześnie popkulturowe i zglobalizowane.

Społeczny efekt Halloween? Poznajemy sąsiadów. Lub przynajmniej ich dzieci. Czyli w sumie coś dobrego, coś co ratuje nasze społeczności lokalne. Jesteśmy pozamykaniu w czterech ścianach, poodgradzani płotami i patrzymy tylko w ekrany telefonów lub smartfonów. A Halloween jako nieliczne teatralne i improwizowane rytuały przywracają nam klimat podwórka i społeczne bycie ze sobą. Daje nam okazję. Czy skorzystamy?

Innym, zanikającym przykładem jest lany poniedziałek. Z wiejskich czasów pamiętam gonitwy po podwórku i wzajemne oblewanie się dzieciarni. Pod koniec XX w. tak się spopularyzował w nowej, miejskiej tradycji, że przeradzał się wręcz w uliczne chuligaństwo. Teraz zniknęło. Nie potrafiliśmy z lanego poniedziałku zrobić zabawy integracyjnej. Bo nie jest łatwo dawne, wiejskie tradycje zaadoptować do współczesności.

Halloween to nie tylko okazja do zabawy, ale też do refleksji nad tym, jak żyjemy i jakich relacji pragniemy. Może warto wykorzystać ten czas, by odbudować więzi społeczne i stworzyć bardziej przyjazne otoczenie dla siebie i swoich bliskich? Samo jedno Halloween nie wystarczy. Nie zwalczajmy zatem Halloween tylko twórzmy i adoptujmy i inne okazje do sąsiedzkiego czy ulicznego bycia razem. W ten sposób odbudujemy nasze polskie, lokalne społeczności.

PS. A zdjęcie? Niewiele wiąże się z tematem Halloween, zrobione na ulicy w Toruniu. Uliczna sztuka w przestrzeni publicznej. Czyli jednak dobrze wpisuje się w temat niniejszego eseju. Bądźmy ze sobą razem, na różne sposoby, ludycznie i artystycznie. 

20.11.2024

Archiwizacja wystąpień konferencyjnych w epoce po piśmie - przykład z konferencji edukacyjnej


Zmienia się nie tylko klimat, zmienia się całe społeczeństwo i sposoby utrwalania i przekazywania wiedzy. Kiedy Jacek Dukaj wydał swoją książkę "Po Piśmie", to wydawała mi się futurologią. Że owszem, tak się stanie, ale dopiero za jakiś czas. Przyszłość już jest, tylko nierównomiernie rozłożona. Są fragmenty bardziej zakorzenione w przyszłości i takie, które jeszcze mocno osadzone są w przyszłości. Nasze rzeczywistość jest mocno heterogenna.

Kiedyś, ze spotkania, w tym konferencji naukowej, wyniosło się tyle, ile się zapamiętało. I ile się ręcznie zanotowało. Potem można było z tych notatek korzystać. Można było wrócić z dalekiej podróży, do swojego środowiska, i opowiadać, co też ciekawego, nowego i interesującego było na konferencji (stażu, spotkaniu). Z początków swojej pracy na uczelni wyższej pamiętam jeszcze takie zebrania i zdawanie relacji z wyjazdu. Wtedy był to zamierający relikt zanikającej przeszłości. We własnej pamięci i własnych notatkach przywoziło się fragmenty wiedzy, zasłyszanej na konferencji (spotkaniu), którymi można było się dzielić.

Potem, w epoce druku, organizatorzy konferencji przygotowywali nie tylko drukowane na papierze programy lecz i książki abstraktów (streszczeń). To forma notatek o większym stopniu upowszechnienia. Samemu można było przeczytać co było interesującego na konferencji. Kolejnym krokiem w tym ciągu ewolucyjnym było materiały pokonferencyjne (proceedings), zawierające całe referaty wystąpień. Czasem ukazywały się nawet rok czy dwa po samej konferencji. Czasami zamieszczano nawet fragmenty ważniejszych dyskusji.

I nastała epoka po piśmie. Wiele elementów równolegle powstaje nie tylko na zapisanym papierze lecz i w innych formach. Na przykład notatki graficzne (rysnotki) jako streszczenie i notatka z wystąpień konferencyjnych. Mimo że są to efekty pracy ręcznej, to w formie fotografii rozchodzą się mediami społecznościowymi. Wystąpienia są nagrywane i czasem transmitowane. A czasem tylko nagrywane. Potem edytowane i jako wideo-"proceedings" upowszechniane. Może to być forma notatki (cały referat) jako forma przypominania dla uczestników i jako samodzielny przekaz, znacząco rozszerzający krąg odbiorców. Form komunikacji "po piśmie" przybywa. 

Cóż to zmienia w formie wystąpień? Inaczej musi przygotować się prelegent. Bo będzie nagrywany a slajdy z prezentacji będą zmiksowane z nagraniem wystąpienia. Trzeba stać w miejscu, by ciągle być w polu kamery. I jeszcze kilka innych, drobnych zmian technicznych. Inaczej muszą się przygotować także organizatorzy. Już nie wystarczy tylko sala z ekranem, komputerem i rzutnikiem multimedialnym. Potrzebna kamera (czasem nawet dwie) i potem umiejętność zmontowania materiału. Tak jak kiedyś umiejętność edycji i umiejętności poligraficzne. Teraz dochodzą umiejętności przygotowania materiałów wideo. Nie wystarczy teraz zebranie maszynopisów referatów i ich obróbka wydawnicza. Teraz przetwarzane jest dźwięk i i obraz a nie słowo pisane.  Oraz umiejętności rozpowszechniania takich materiałów.

Epoka "po piśmie" nie przychodzi nagle, nie spada jak grom z jasnego nieba. Pojawia sie stopniowo, jak rosnące drzewo. Najpierw malutka siewka, niezbyt wyróżniająca się od sąsiadujących z nią bylin i roślin jednorocznych. Ale systematycznie rośnie i jest coraz większe. Aż rozłożystą koroną przytłumi byliny i rośliny zielne - dla nich zaczyna brakować światła i wody, zaczynają rozwijać się jedynie w cieniu wielkiego drzewa... Niejako na marginesie głównego przekazu, głównego nurtu.

Jako przykład zamieszczam niżej nagranie w konferencji Inspir@cje 2024, z referatem pt. Meandry edukacji - od nauczyciela do edukatora i projekczyciela .W epoce "po piśmie", rozwijają się nowe rytuały, nowe standardy a my musimy uczyć się zupełnie nowych lub tylko trochę nowych (zmienionych) umiejętności. 

14.11.2024

Mola czyli cudowne łatanie z Kolumbii - Maria Fernanda Satizabal Gothard

 
W poniedziałek 18 listopada 2024 r. Grupa A*R*T zaprasza na wernisaż wystawy artystki z Kolumbii Marii Fernandy Satizabal Gothard. Początek o godz. 16.00 w Klubie Baccalarium, UWM w Olsztynie. Pani Maria zaprezentuje patchworki mola.



"Jako artystka, badam różne media, aby znaleźć odpowiedni materiał i technikę, które odpowiadają mojej ekspresji jako kobiety. Już od wczesnego dzieciństwa fascynowała mnie sztuka prekolumbijska, ponieważ jest częścią tego, kim jestem. Po drugie, sztuka rdzennych ludów zapiera mi dech w piersiach; obrazy pojawiają się jako proste linie, które łączą się z moim wewnętrznym ja. Fascynuje mnie, jak ważna jest rola kobiet w społeczności.

Od początku eksplorowałam sztukę eksperymentowania w innych mediach. Moja podróż rozpoczęła się od połączenia prekolumbijskich obrazów z moimi własnymi wewnętrznymi wizjami kształtów i ikon.

Odnalazłam najsilniejsze połączenie z grupą rdzennych mieszkańców zwaną Kuna (Cunas). Żyją między Kolumbią a Panamą. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ich wzory na tkaninie zwanej molas, byłam oczarowana; natychmiast zaczęłam kolekcjonować te dzieła. Zawsze fascynował mnie sposób, w jaki wyrażają swoją kulturę w tkaninie. Tradycyjne użycie odwróconej aplikacji i patchworku przez Kuna, aby połączyć życie i środowisko, wykracza poza transcendentalny akt eksploracji.

Wszystkie mola (rodzaj patchworku) mają różne znaczenia dla Kuna; są zdominowane przez elementy projektowe, takie jak geometryczne linie, które reprezentują duchy zwane NAGA, lub różne obrazy zwierząt, roślin i ludzi, które reprezentują codzienne życie w społeczności zwanej GEONIGGADI. Kuna używają różnych kolorów w tkaninie, aby wyrazić swoje przekonania; ponieważ kolor ma znaczenie; na przykład:
  • Czerwony jest związany z planetą Ziemią.
  • Żółty jest związany ze szczęściem i słońcem.
  • Niebieski jest związany z kosmiczną przestrzenią i wodą.
Widząc harmonię między kultem duchowym a kulturą w codziennym życiu, skłania mnie to do dalszych poszukiwań. Odkrywam, że pracuję w ramach techniki i dekonstruuję aplikację i patchwork w tkaninie, co pozwala mi przedstawić, jak ludzie i historia budują warstwy, aby chronić tożsamość lub ukryć czas.

Mola reprezentuje początek procesu eksploracji w celu zidentyfikowania mojej percepcji siebie i kobiecego połączenia ze środowiskiem społecznym."

Maria Fernanda Satizabal Gothard

Maria Fernanda Satizabal Gothard
As an artist, I explore different medias to find the correct material and technique that matches my expression as a woman. Early on, I was fascinated to see pre-Colombian art, because it is a part of who I am. Secondly, indigenous art blows my mind; the images appear as simplistic lines that connect to my inner self. I’m fascinated with how important the women’s role is in the community.

From the beginning, I have explored the art of experimentation in other medians. My journey started by combining pre-Colombian images with my own internal visions of shapes and icons.

I found my strongest connection to the indigenous group called Cunas. They live between Colombia and Panama. The first time I saw their designs in fabric called molas, I was captivated; I started collecting pieces immediately. I was always fascinated by the way they express their culture in fabric. The Cunas traditional use of reverse applique and patchwork to bring life and environment together is beyond the transcendental act of exploration.

All molas have different meanings for the Cunas; they are dominated with design elements like geometric lines who represent the spirits called NAGA or different images of animals, plants, and people who represent the daily life in the community called GEONIGGADI. The Cunas use different colors in fabric to express their believes; because color has meaning; example:
  • Red is relative to the planet earth.
  • Yellow is relative to happiness and the sun.
  • Blue is relative to cosmic space and water.
To see the harmony between spiritual worship and culture in daily lives brings me to explore more. I find that works within the technique and deconstruct application and patchwork within the fabric, which allows me to represent how humans and history build layers to protect identity or hide time.

Molas represents the beginning of the exploration process to identify my perception of myself and the feminine connection to the social environment.

Maria Fernanda Satizabal Gothard


Maria Fernanda Satizabal Gothard

EDUCATION:

M.F.A. (Master) Fine Arts of Photography and Science, 1998-2005

Rochester Institute of Technology, Rochester, Rochester, New York

Thesis Committee: Eline O’Neil, Willie Osterman, and Keith Howard

 

B.F.A. Bachelor Fine Arts, 1990-1994

   UNIVERSITY Jorge Tadeo Lozano, Bogota, Colombia

WORKSHOP:

Printmaking Workshop at Methodist University, 2011, 2012, 2013, 2014

   Methodist University, Fayetteville, North Carolina

 

Quilting Workshop at Loving Stiches, 2011- 2013

   Loving Stiches, Fayetteville, North Carolina

 

Photographic Workshop, in Black and White Photography, 1995-1996

   Alianza Colombo Francesa, Bogota, Colombia

WORK EXPERIENCE:

-    Methodist University, Professor, 2011-2014

o   Black and White Photography

o   Design I and Design II

o   Ceramics 3D Hand Building

 

-    Methodist University, Guess Speaker

o   Printmaking Relief -Linocut 2017

 

-    Fayetteville Community College, Professor, 2009-2010

o   Black and White Photography

 

-    Army MWR Fort Huachuca, Professor, 2002-2004

o   Black and White Photography

-    Rochester Institute of Technology, Guess Speaker

o   Guess Lecture, How to make a Photographic Journal Book, 2001

o   Guess Lecture, Latin American Culture, 2000

o   Guess lecture, Pre-Colombian civilization, 2000

-    Rochester Institute of Technology, Graduate Assistant 1998-2000

o   Documentation and Archiving

o   School Museum Assistant

AWARDS and AWARDED:

- Regional Selective Artist Donations, Fine Raise, Sierra Vista, Arizona, 2005

- Portfolio Grand for MFA class, April 2000

- Final Level for National Artist Selection, Bogota, Colombia, June 1992

- Final level for Regional Artist selection, Bogota, Colombia, November 1992

PUBLICATION:

- XIII Salon Colombiano de Fotografia, Medellin, Colombia, 1995

- Our Features and Our Fictions, Rochester Institute of Technology Library, Rochester, NY 2005

SOLO EXHIBITIONS:

- Masquerade, Old Town Gallery, Fayetteville, North Carolina, September- October 2014

- Paint Like Pablo, Fayetteville, North Carolina, March 2014

- Public Works, Fayetteville, North Carolina, October 2013

- Get the Picture III, Fayetteville, North Carolina, June 2013

- Spas Gallery, Rochester Institute of Technology, Rochester New York, Mask (Thesis Show), January 2001

- El Paso Museum of Art, Art Between Worlds, February- May 2207

- Salon Art of University Jorge Tadeo Lozano, Bogota, Colombia. Moments, March 1994

- Hall of University Jorge Tadeo Lozano, Bogota, Colombia. Moments, April 1993

GROUP EXHIBITIONS:

- The Tang Gallery, Bisbee, Arizona. Body, February 2005

- Gallery R, Rochester, New York. Small Works, November- December 1999

- Rochester Institute of Technology Spas Gallery, Rochester, New York. Under Pressure, March 1999

- Rochester Institute of Technology, Rochester, New York

o   M.F.A. Fall Walk Through, 1999

o   M.F.A. Spring Walk Through, 1999

o   M.F.A. Winter Walk Through, 1998

o   M.F.A. Fall Walk Through, 1998

COMPETITIONS:

- II Latin American Photography Gallery, Medellin, September 1995

- XII National Photography Gallery, Medellin, September 1994

- National Gallery of Artist, Bogota, November 1992

- Regional Gallery of Artist, Bogota, June 1992

 



Mola – kolorowe opowieści tkane na tkaninie

Mola to niezwykłe dzieło sztuki, które powstaje w społeczności Kuna, zamieszkującej tereny między Panamą a Kolumbią. Są to ręcznie wykonane aplikacje na tkaninie, charakteryzujące się żywymi kolorami, geometrycznymi wzorami i głębokim symbolicznym znaczeniem.

Co wyróżnia molę?
Technika: Mola tworzone są za pomocą odwróconej aplikacji. Oznacza to, że poszczególne elementy wzoru są wycinane z różnych warstw tkaniny i naszywane na tło. Dzięki temu powstają wielowarstwowe, pełne głębi kompozycje.
Symbolika: Każdy wzór na moli ma swoje znaczenie. Linie, kształty, kolory – wszystko opowiada o wierzeniach, historii i codziennym życiu Kuna. Na przykład:
  • Linie: reprezentują duchy (NAGA) lub siły natury.
  • Kształty: mogą przedstawiać zwierzęta, rośliny, ludzi, a nawet abstrakcyjne koncepcje.
  • Kolory: mają swoje symboliczne znaczenie: czerwony symbolizuje ziemię, żółty – słońce i szczęście, a niebieski – wodę i kosmos.
Funkcja: Mola służą nie tylko jako dzieła sztuki, ale także jako element codziennego ubioru, ozdoby domów i przedmioty kultu religijnego.

Dlaczego mola są tak wyjątkowe?
  • Połączenie sztuki i codzienności: Mola są integralną częścią kultury Kuna, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
  • Unikalność wzorów: Każda mola jest oryginalna, tworzona ręcznie przez artystki Kuna.
  • Głęboki sens: Wzorce na molach to nie tylko dekoracje, ale prawdziwe opowieści o świecie i jego mieszkańcach.
  • Żywe kolory: Tkaniny używane do tworzenia molas są niezwykle barwne, co nadaje im wyjątkowego charakteru.
Mola to nie tylko piękny przedmiot, ale także świadectwo bogatej kultury i tradycji ludu Kuna. To sztuka, która łączy w sobie estetykę, symbolikę i umiejętności rzemieślnicze.

9.11.2024

O co uczniowie pytali w czasie webinarium

Uczniowie ze szkoły w Szczytnie w czasie wykładu online.
 

Na zaproszenie z Zespołu Szkół nr 3 im. Jana III Sobieskiego w Szczytnie gościłem u nich w dniu 18.10.2024 z wykładem online. Tematem spotkania było "Nie tylko elektroodpady – co jednostka może zrobić w ochronie klimatu, Ziemi i siebie?" Kontakt zdalny jest wygodny. Ułatwia dostęp do wiedzy i ekspertów. Mój wyjazd do Szczytna lub przyjazd dwóch klas do Olsztyna zająłby łącznie  kilka godzin (wliczając sam wykład). Spore wyzwanie logistyczne i utrudnienie dla szkoły (w przypadku wyjazdu do Olsztyna). Technologia ułatwia życie i edukację. Dlatego warto z niej korzystać.

Webinarium na platformie utrudnia kontakt z publicznością. Obie strony widzą jedynie ekran. Brak jest bliskiego kontaktu i możliwości odczytywania języka ciała. Były krótkie momenty, gdy widziałem na swoim ekranie wszystkich słuchaczy (dwie klasy - tak jak na załączonym zdjęciu). Na koniec odbyła się sesja pytań i odpowiedzi. Zdalnie jest trudniej. Dlatego właśnie warto wykorzystywać technologie. Samo przenoszenie (kalkowanie) zwyczajów spotkania w kontakcie na spotkanie webinarowe nie jest dobrym rozwiązaniem. Ja wspomagałem się aplikacją Mentimeter. Na początku spotkania wyświetliłem kod qr z linkiem a uczniowie mogli anonimowo i korzystając ze swoich telefonów komórkowych brać udział w synchronicznej i asynchronicznej dyskusji. Gdyby wszyscy byli przed swoimi komputerami i na platformie MS Teams, to mogliby pisać swoje pytania i komentarze w czacie. W formule, gdy cała klasa łączy sie z jednego konta, czat nie jest dostępny. Ponadto anonimowość nieco ośmiela. 

Na początku była chmura słów i pytanie z czym kojarzy sie uczniom ochrona środowiska w Szczytnie. Niżej efekt uczniowskiej aktywności:


Wspólna chmura słów, z pojedynczymi próbami wpisania słów nie na temat. Sprawdzanie czy się uda? Może brak pomysłu a duża potrzeba sprawstwa? To normalne w tak dużej grupie. Chmura słów jako efekt onlajnowej wspołpracy i jako rozgrzewka z małą aktywnością. Mentimeter był cały czas włączony i działał w tle. Gdy prezentowałem swój wykład uczniowie na swoich telefonach mogli zadawać pytania i komentować. Na koniec ponownie przełączyłem się na Mentimeter i w formule Q&A (sesja pytań i odpowiedzi) pokazywałem kolejne pytanie i na nie odpowiadałem. Niżej wszystkie pytania, które wpisali uczniowie.




Jak łatwo zauważyć były dociekliwe i bardzo trafne. Na dwa chciałbym zwrócić uwagę. Te odnoszące się do samochodów elektrycznych i laptopów. Bardzo konkretne i trafne. Sam samochód elektryczny nie wnosi jeszcze nowej jakości. Chyba, że w mieście, wtedy zmniejsza się hałas i poprawia jakość powietrza (mniej spalin). W kontekście globalnego ocieplenia kluczowym jest pytanie skąd energia do tych samochodów. Jeśli z elektrowni węglowych lub wykorzystujących ropę naftową, to nic samochody elektryczne nie wnoszą, gdyż wykorzystujemy źródła nieodnawialne i emitujemy dwutlenek węgla do atmosfery. Chyba, że energia pochodzi ze źródeł odnawialnych, takich jak solary czy wiatraki. Wtedy ma to kluczowe znaczenie, bo transport elektryczny nie przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych. Pomijam koszty budowy samych samochodów, bo te są jednakowe dla aut spalinowych i elektrycznych. Podobnie z energią elektryczną, wykorzystywaną w laptopach i telefonach komórkowych. Zasadnicze znaczenie ma źródło tej energii. 

Część pytań dotyczyło wykorzystania owadów i mikroorganizmów do utylizacji plastiku. Pytania jak najbardziej biologiczne. Nad tym pracują naukowcy, poszukują i takich rozwiązań. Nie są one łatwe. Bo trzeba zagwarantować, że ani owady, ani mikroorganizmy nie zaczną zjadać plastiku jeszcze w czasie użytkowania produktu. Mogą działać dopiero wtedy, gdy trafi na "śmietnik". To problem także logistyczny.  I wielka sztuka kontrolowania aktywności żywych organizmów. Wyobraź sobie, że takie mikroorganizmy przedostają się do środowiska i trafiają niekontrolowane do twojego domu. 

I pytanie ostatnie, dotyczące owadów w mieszkaniu w bloku. Czy można zadbać o bioróżnorodność w mieście? Można. Poczynając od balkonowych skrzynek z roślinami. Ich głównym celem nie musi być tylko ozdoba a również przyrodnicza użyteczność. To zagadnienie wymaga szerszego omówienia z podaniem przykładów i dobrych praktyk. Za jakiś czas pojawi się odpowiedni tekst na niniejszym blogu. Łatwej udzielić krótkiej i ustnej odpowiedzi ad hoc niż napisać dobry i spójny tekst. To zupełnie inne formy wypowiedzi i wymagające nieco innej konstrukcji. Nad tekstem trzeba nieco dłużej posiedzieć i go staranniej dopracować. Spróbuję także odpowiedzieć w formie radiowego podcastu na falach Radia Olsztyn

Rozstaliśmy się z planem na kolejne spotkania, tym razem już w formie bezpośredniej. Albo ja pojadę do Szczytna, albo młodzież przyjedzie do Olsztyna, np. w ramach zbliżającej się Nocy Biologów 2025.

Czas na podsumowanie, czyli wyjaśnienie dlaczego o tym spotkaniu napisałem. Wykład online na temat ochrony środowiska dla uczniów ze Szczytna był ciekawym eksperymentem, łączącym nowoczesne technologie z edukacją ekologiczną oraz wypracowywaniem współpracy uczelni z jej otoczeniem społeczno-gospodarczym. Z jednej strony, platforma online umożliwiła dotarcie do szerszej i fizycznie odległej grupy odbiorców. Z drugiej strony brak bezpośredniego kontaktu utrudnił interakcję i odczytywanie reakcji uczniów. Aby przekroczyć te ograniczenia trzeba szukać nowych metod, właściwych dla dydaktyki online. Mimo tych ograniczeń, wykorzystanie narzędzi takich jak Mentimeter pozwoliło na aktywne zaangażowanie uczniów w dyskusję. Pytania zadawane przez młodzież świadczyły o ich zainteresowaniu tematem i dojrzałym podejściu do problemów ekologicznych, zorientowanych globalnie i lokalnie. 

Technologie cyfrowe oferują nowe możliwości w edukacji, ale nie zastąpią one całkowicie tradycyjnych form nauczania. Najlepsze efekty osiągniemy, łącząc zalety obu światów czyli wypracowując standardy spotkań hybrydowych. Do tego potrzebna jest dydaktyka online. Świat, który dopiero odkrywamy i dopiero wypracowujemy efektywnie działające standardy. Wykład online był wartościowym doświadczeniem, które pokazało, że nauka o ochronie środowiska może być zarówno poważna, jak i angażująca.

Młodzi ludzie są naszą przyszłością i to od nich zależy, w jakim świecie będziemy żyć. Dzięki takim inicjatywom jak ten wykład online, możemy inspirować kolejne pokolenia do działania na rzecz ochrony naszej planety. A sam uniwersytet może być mocniej, głębiej i permanentnie osadzony w swoim otoczeniu społecznym. Edukacja to zbiorowy obowiązek. Uniwersytet w ramach swojej misji społecznej może stale prowadzić podobne formy współuczestnictwa w edukacji szkolnej. Technologie cyfrowe są tu naszym sprzymierzeńcem, ale to zaangażowanie i świadomość młodych ludzi są kluczem do zmian.

Chciałbym również podkreślić, że takie eksperymenty z nowymi narzędziami edukacyjnymi są ważne, ponieważ pozwalają nam odkrywać nowe, bardziej efektywne sposoby przekazywania wiedzy (w tym dydaktykę online i dydaktykę spotkań hybrydowych). Warto wspomnieć także o tym, że poruszane tematy (np. samochody elektryczne, zanieczyszczenie powietrza, owady w mieszkaniu) są bezpośrednio związane z problemami, z którymi boryka się nasze środowisko. Zachęcony dobrymi rezultatami będę kontynuował w przyszłości, np. w formie cyklicznych webinarów lub innych wydarzeń online. A także radiowych podcastów. To dodatkowa współpraca z otoczeniem uniwersytetu i próba szerokiej, międzyinstytucjonalnej współpracy. Uniwersytet jest dobrym miejscem do odkrywania nowej, społecznej i edukacyjnej rzeczywistości i dobrym laboratorium do wymyślania nowych sposobów kooperacji i upowszechniania wiedzy.

7.11.2024

Biologia wokół nas - trzy książki

 

Lubię czytać literaturę faktu. I często wracam do podstawowych faktów biologicznych. Ukazała się właśnie trzytomowa "Biologia wokół nas", dostępna także w formie e-booka. Nie jest to pierwsza i nie jedyna całościowa książka, obejmująca podstawowe działy biologii (zobacz też Biologia Campbella). 

"Biologia wokół nas" to typowy, dobry podręcznik do biologii. Przydatny licealistom, studentom i nauczycielom. Oraz wszystkim tym, którzy realizują uczenie się przez całe życie. Bo w biologii ciągle się coś zmienia. Jest to najszybciej rozwijająca się dziedzina nauki w wieku XXI. Pojawiają się nowe odkrycia i nowe ujęcia np. powiązań filogenetycznych. Zatem, jeśli chcesz być na bieżąco z wiedzą biologiczną, to sięgaj do takich podręczników jak "Biologia wokół nas". By rozumieć otaczający nas świat.

W omawianym podręczniku jest wszystko co potrzeba. Może być dobrym uzupełnieniem do szkolnych podręczników do biologii na poziomie liceum. Przyda się także studentom i nauczycielom biologii na każdym etapie (łącznie z przyrodą). Podzielenie na trzy osobne tomy jest wygodne w czytaniu. Da sie utrzymać w ręku i można czytać nawet w łóżku. 

"Biologia wokół nas" ma układ dobrego podręcznika. Każdy rozdział zaczyna się ciekawym nawiązaniem do współczesnych problemów, np. jak ocieplenie klimatu wpływa na koralowce lub jak szukać życia na Marsie. Na początku każdego podrozdziału zawarte są cele kształcenia. To przydatne będzie zwłaszcza nauczycielom. Cele sformułowane są w formie poleceń np. "Wymień główne cechy charakterystyczne wspólna dla wszystkich organizmów żywych". Taka forma ułatwi także samodzielne uczenie się z tego podręcznika. Zawartość każdego podrozdziału jest bogato ilustrowana zdjęciami, schematami, porównaniami. Z pewnością ułatwiają one zrozumienie zawartej w podręczniku treści. Na koniec pojawia się "Podsumowanie i ocena" czyli zwięzłe podsumowanie treści podrozdziału i propozycje aktywności w ramach powtórzeń, np. "gdyby odkryto życie na innej planecie, to w jaki sposób można by określić, czy jego pochodzenie różni się od pochodzenia organizmów ziemskich?". Z pewnością ułatwi to powtarzanie z przetwarzaniem treści. To cechy dobrego podręcznika, zwłaszcza do samodzielnej nauki. Każdy rozdział kończy się wyróżnionym kolorowo podsumowaniem - różowe kartki łatwo wyszukać w książce, bez konieczności długiego kartkowania. W podsumowaniu znajdują się także pytania, ułatwiające samokontrolę zrozumienia treści. 

W "Biologii" znajdziemy sporo odwołań i przykładów różnorodnych badań naukowych. Ułatwi to rozwój myślenia naukowego i zrozumienie tego, jak nauka poznaje rzeczywistość.

Każda z trzech części kończy się takim samymi dodatkami: A. Drzewo życia (z filogenezą i zwięzłym, słownikowym opisanie wszystkich pojawiających się na ilustracji taksonów), B. Analiza danych: podstawy statystyki, C. Niektóre jednostki miar stosowane w biologii. Całość dopełnia słownik terminów biologicznych.

Treść, szata graficzna z ilustracjami, powtórzenia itp. są przykładem dobrego podręcznika. A takowy z biologią przyda się w każdym domu. W wersji papierowej lub e-bookowej.


  • Biologia wokół nas, H. Craig Heller, Sally D. Hecker, David W. Hall, Marta J. Laskowski, David M. Hillis, David Sadava. Tłumaczenie: Robert Konieczny, Przemysław Malec, Maria Pilarska, Aneta Słomka, Alina Stachurska-Swakoń, Łukasz Czepiński, Paweł Jedynak, Jan Pukalski, Adrian Arendowski, Jakub Baczyński, Agnieszka Adamska, Joanna Śliwowska. Wydanie/Copyright: wyd. I, 2024, Wydawnictwo Naukowe PWN. Duzy format, miękkie okładki.

6.11.2024

Zacznij tam, gdzie jesteś i z tym co masz

Ekspozycja w muzeum...

Jak zmieniać edukację lub postawy ludzkie? Czekać na lepszą sposobność, na sprzyjające okoliczności? Można, ale czasem okazuje się, że czekanie trwa wieczność. A przynajmniej zbyt długo. Można jednak inaczej, a za przykład niech posłużą słowa Arthura Ashe, amerykańskiego tenisisty:
 
Zacznij tam, gdzie jesteś,
użyj tego, co masz,
zrób, co możesz.

Nie czekaj. Nie zastanawiaj się, że może ktoś inny powinien od góry zacząć reformę/zmianę. Nie mów, że nie masz czasu na takie sprawy.  Że wiatr wieje w oczy i deszcz pada. Zrób to, co możesz, w tych konkretnych warunkach. Lepsze zrobione niż doskonałe. Bo czekając na doskonałe nie zrobimy nic. Więc lepszy rydz niż nic, lepiej zrobić to, co możemy niż dumać o doskonałości i tkwić w tym samym miejscu, złorzecząc na los i na nieodpowiednie warunki. Może inni mają więcej zasobów i lepsze sposobności. To oni zrobią więcej i lepiej. Albo i nie zrobią, bo będą czekać na jeszcze lepsze narzędzia i zasoby. 

To jest realistyczny minimalizm. Lub rozważny pragmatyzm. Małymi krokami można zajść daleko. Trzeba tylko zacząć. Z tym, co jest pod ręką, z zasobami, którymi już teraz dysponujesz. Że nie są doskonałe, że lepiej byłoby mieć więcej i w lepszym gatunku? Ale nie masz! Nie czekaj aż przestanie padać deszcz i wiatr przestanie wiać ci prosto w oczy. I że masz pod górkę. Owszem, w tym warunkach osiągniesz mniej. Tak bywa. Ale coś osiągniesz. Wielki świat składa się także i z małych rzeczy.

Na dzisiaj stać mnie na tyle. Wyszło krótko. Ale z wiekiem doceniam zwięzłość i konkrety. Szybko poznasz to, co najważniejsze. 

5.11.2024

Webinar: ekosystemy wodne w dobie kryzysu klimatycznego

 

Zapowiedź webinarium. Upowszechniam, bo za darmo. Dobrze więc, by dotarło do szerszego grona odbiorców. Zapowiedź pojawiła się już na Facebooku (https://fb.me/e/5NR5cGSVv)

WEBINAR: Ekosystemy wodne w dobie kryzysu klimatycznego
KIEDY: 19 listopada(wtorek),19.30
GDZIE: Wydarzenie odbędzie się na platformie edukacyjnej Be. Eco:
https://dte.digitaluniversity.pl/course/beeco

Interaktywny webinar na temat ekosystemów wodnych z uwzględnieniem wpływu zmian klimatu, zanikania bioróżnorodności, z przykładami technologii oraz z praktycznymi pomysłami na zajęcia z uczniami z różnych przedmiotów nauczania (biologia, geografia, chemia itd.). Czym są ekosystemy wodne i wodnobłotne (definicja), typy ekosystemów: jeziora, rzeki, strumienie, rowy melioracyjne, źródliska, zbiorniki okresowe, bagna i torfowiska. Co żyje w naszych wodach śródlądowych (jakie mikroorganizmy, rośliny, zwierzęta). Wpływ globalnych zmian klimatu na ekosystemy wodne, jakie skutki przynoszą susze i gwałtowne wezbrania po ulewnych deszczach. Dlaczego zmienia się różnorodność biologiczna w ekosystemach wodnych? Wpływ antropopresji w skali lokalnej oraz globalnych zmian klimatu, zmiany zasięgów występowania gatunków. Przykłady działań lokalnych: ogrody wodne w miastach, mała retencja. Znaczenie terenów podmokłych. Państwowy monitoring siedlisk i gatunków wodnych – wyniki badań wieloletnich, przykłady z gatunkami wodnymi.

Czy nowe technologie mogą pomóc w ochronie ekosystemów wodnych? Inspiracje do interaktywnych lekcji i projektów szkolnych, związanych z ochroną bioróżnorodności w ekosystemach wodnych. Zajęcia terenowe – dokumentacja drobnych zbiorników okresowych, źródeł i strumieni, odszukiwanie w terenie, opis warunków środowiskowych, mapka obiektu, otoczenie, inwentaryzacja źródlisk,  wydajność, temperatura, pH, własności hydrochemiczne, zaśmiecenie, część biotyczna, mapowanie, dokumentacja fotograficzna i upowszechnianie wyników w przestrzeni szkolnej (tradycyjna gazetka ścienna, szkolna konferencja i media społecznościowe). Analizy możliwe do wykonania w pracownic szkolnej. Co wynika z państwowego monitoringu siedlisk i gatunków, czy widać jakieś zmiany w skali wieloletniej? Analiza i interpretacja raportów z monitoringu siedlisk i gatunków.

 Co słuchacze będą robili w czasie webinarium? Wysłuchają i obejrzą prezentację, Wykonają notatki ze spotkania. Wezmą udział w dyskusji na czacie oraz w programie Mentimeter, zaplanują zajęcia terenowe w ramach wybranego przedmiotu, nawiązujące do bioróżnorodności w ekosystemach wodnych i zmian klimatu. Wykorzystają wybrane narzędzie GenAI do przygotowania materiałów na zajęcia terenowe i projektowe w klasie. Podzielą się z innymi swoimi pomysłami. 

Z ogłoszenia Be.eco:
Uczestnicy poznają praktyczne pomysły na zajęcia z uczniami z różnych przedmiotów nauczania (biologia, geografia, chemia itd.). Prowadzący podzieli się również inspiracjami do interaktywnych lekcji, zajęć terenowych i projektów szkolnych związanych z ochroną bioróżnorodności w ekosystemach wodnych.

Dzięki udziałowi w webinarze:
- zaplanujesz zajęcia terenowe w ramach wybranego przedmiotu, nawiązujące do bioróżnorodności w ekosystemach wodnych i zmian klimatu,
- wykorzystasz wybrane narzędzie GenAI do przygotowania materiałów na zajęcia terenowe i projektowe w klasie,
- będziesz mieć możliwość posłuchania o pomysłach innych uczestników i podzielenia się własnymi pomysłami.

Prowadzący: dr hab. Stanisław Czachorowski, prof. UWM, biolog, ekolog i entomolog zatrudniony w Katedrze Zoologii, na Wydziale Biologii i Biotechnologii, UWM w Olsztynie.
Nauczyciel akademicki, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, biolog, ekolog, entomolog, popularyzator nauki, bloger i felietonista. Członek grupy Superbelfrzy RP. Poza zajęciami dla studentów prowadzi zajęcia dla słuchaczy studiów podyplomowych związanych z kształceniem nauczycieli, wykłady dla dorosłych oraz słuchaczy uniwersytetów trzeciego wieku oraz różnorodne wykłady i zajęcia praktyczne dla uczniów ze szkół w ramach projektów edukacyjnych oraz Uniwersytetu Dzieci. Inicjator i organizator olsztyńskiej kawiarni naukowej oraz pikników naukowych. Autor licznych artykułów dydaktycznych, broszur dla nauczycieli z zakresu edukacji ekologicznej i współautor podręcznika dla szkół. Zajmuje się także edukacją pozaformalną oraz dydaktyką online i dydaktyką z wykorzystaniem generatywnej sztucznej inteligencji.

3.11.2024

Cmentarny potlacz społeczeństwa konsumpcyjnego

Współczesny cmentarz. Drzewa tylko w okolicznym lesie, w tle. W mieście i tego nie ma.
 


Liczba wszystko zmienia. Jest nas 8 miliardów. I jesteśmy bogaci. Nawet po śmierci dużo konsumujemy. Taki potlacz* globalnego społeczeństwa konsumpcyjnego. Stać nas, to demonstracyjnie niszczymy zasoby środowiska. I swoją przyszłość.

Kiedy byłem małym chłopcem, a było to ponad pół wieku temu, to na cmentarzach były przede wszystkim drzewa i drewniane krzyże. Groby były głównie ziemne, czasem tylko z obmurówką lub ogrodzone żeliwnym płotkiem. Kamienne grobowce były rzadkością. Jako mały chłopiec stałem na takim wiejskim cmentarzu i zapalałem lampki. Nie było ich wiele. Głównie gliniane czarki. Wiatr często gasił płomień znicza i trzeba było zapalać od nowa. Zapałkami. Na cmentarzu były szutrowe (piaszczyste) alejki, dużo drzew i nieliczne światełka. Można powiedzieć, że bardzo uroczy klimat. I chodziliśmy od grobu do grobu, staliśmy, modliliśmy się w ciszy, spotykaliśmy się z rodziną. Poznawało się, gdzie kto z rodziny leży i jak jest spowinowacony. Starsi opowiadali, wyjaśniali rozległe koligacje. Samochodów było mało, więc przy cmentarzach było luźno. I nie było straganów.

A po wielu latach staliśmy się bogatym społeczeństwem. Robimy to samo co kiedyś tylko dużo bardziej. A ta ilość (liczba) ma kluczowe znaczenie. Pojawiły się plastikowe kwiaty – bo wiadomo, dłużej poleżą, nie zwiędną. Jako bogatsi zaczęliśmy stawiać „pomniki”, Drewniane krzyże z metalową blaszką zniknęły. Na tej małej blaszce było wypisane kto, kiedy się urodził i kiedy zmarł. Lakoniczna informacja. Ale wystarczyła. Żelazne krzyże były mniej liczne. Były trwalsze. Ale i na nich widać było upływ czasu. Teraz pojawiać się zaczęły murowane płyty i murowane krzyże. A potem całe kamienne grobowce. Z lastriko oraz pięknych kamieni, szlifowanych ze złoconymi napisami. Duże, kamienne, pięknie zadbane. Piękne a jednak ponure. A obok polbrukowe lub cementowe chodniki. Cała ziemia przykryta kamieniem lub betonem. I zniknęły drzewa z cmentarzy. Bo brakowało miejsca, bo korzeniami uszkadzały te piękne kamienne grobowce, no i liście spadały na groby. A to przecież nieładnie. A czasem wiatr wywracał drzewo lub gałąź spadała na te piękne i trwałem pomniki. Strata doczesności.

Dawniej listopadowe odwiedziny na cmentarzu to swoista rewia zimowej mody. Pokazać się dobrze odzianym, niech inni widzą. W tym względzie nic się nie zmieniło. Pokazujemy na różne sposoby na cmentarzu, że nas stać, że jesteśmy bogaci. Że możemy wydać dużo pieniędzy.

Jesteśmy bogaci, więc kupujemy dużo dużych zniczy. Stać nas. I te kamienne grobowe szczelnie przykryte są chryzantemami w doniczkach (kiedyś sadzono kwiaty po prostu na grobie, bo był ziemny i można było rośliny posadzić do ziemi). Dużo szklanych i plastikowych zniczy, a między nimi sztuczne kwiaty. Nawet znicze elektryczne z bateryjką. Świecą światłem sztucznym, póki bateria działa.

Robimy to, co dawniej, stajemy przy grobach, modlimy się. Ale dużo więcej niż kiedyś przynosimy jednorazowych rzeczy, które tak szybko stają się śmieciami. Taka ta nasza globalna cywilizacja z ogromną konsumpcją przy każdej okazji.

Te współczesne cmentarze są smutniejsze niż te dawniej. Po pierwsze nie ma drzew, po drugie trudno przejść między grobami, bo tak ciasno rozmieszczone są duże grobowce. Obok cmentarzy ogromne pojemniki na śmieci. Bo to kwiaty, znicze, opakowania. Mnóstwo tego. I ogromne parkingi. Wiatr nie gasi już płomieni bo szczelnie utulone są w plastikowych osłonkach. Roznosi tylko foliowe torebki i plastikową drobnicę. Na cmentarzu posprzątane, lecz poza nim już niekoniecznie. Bo wiatr poroznosił i poozdabiał okolice krzewy i drzewa, czasem przydrożne rowy...

Jest nas 8 miliardów, jesteśmy dużo bogatsi. Więcej grobów i coraz więcej ziemi bez drzew i skutej kamieniem. Smutne, kamienne i puste pustynie. Rozrastają się. A na nich ogromne ilości szybko przemijających materialnych wyrazów tradycji. Które szybko zamieniają się w śmieci. Ale kto się odważy wyłamać z tego wyścigu niby powiązanego z tradycją?

Coś się zmieniło. Jest nas więcej, jesteśmy bogatsi, więcej konsumujemy. Niby tradycja ale przecież inna, rozrośnięta. Śmiałbym nawet napisać, że wynaturzona. Może zatrzymajmy się na modlitwie – ona nie produkuje śmieci, nie zużywa zasobów ziemi. A teraz nawet po śmierci dużo konsumujemy. W pamięci o zmarłych zatruwamy przyszło żyjących. Coś warto zmienić. Może właśnie pola pamięci z nie skutą kamieniem ziemią i rosnącymi drzewami? Z pięknie i przyrodniczo przemijająca nasza doczesnością, bez nachalnego rozpychania się betonem by pokazać "tu jestem/byłem". Może alternatywą jest skromne bycie na Ziemi? Nawet po śmierci.
 
* Potlacz to tradycyjna ceremonia i praktyka społeczna rdzennych ludów Północno-Zachodniego Wybrzeża Ameryki Północnej, takich jak Haida, Tlingit, Kwakwaka'wakw. Jest to wydarzenie, podczas którego gospodarze (zazwyczaj wodzowie lub osoby o wysokim statusie) organizują uroczystość, na której rozdają prezenty gościom, aby zademonstrować swoją hojność, status społeczny i bogactwo. W czasie potlaczu często niszczono dobra materialne. Była to część ceremonii, która miała na celu zademonstrowanie bogactwa i statusu gospodarza. Niszczenie wartościowych przedmiotów, takich jak miedziane tarcze, koce czy inne cenne przedmioty, miało pokazać, że gospodarz jest na tyle zamożny, że może sobie pozwolić na takie straty. Było to również sposób na redystrybucję dóbr w społeczności, ponieważ po ceremonii goście często otrzymywali prezenty od gospodarza.

1.11.2024

Edukacja w Taplarach: kosiarze i sierpownicy

 

Ciągle z dużym zdziwieniem obserwuję szeroką i powszechną niechęć do zmian edukacji, nawet tych małych. Jeśli sięgnąć do starych książek, tych sprzed 100-50 lat, to o wielu zmianach już wtedy pisano i postulowano. I próbowano je wcielać w życie. Jak się okazuje wprowadzanie zmian idzie bardzo wolno. Z częstymi zwrotami ku przeszłości. Bezwład instytucjonalny jest bardzo duży. Dlaczego tak bardzo przywiązani jesteśmy do starych metod, mimo długoletniego niezadowolenia z ich nie najwyższej efektywności? 

Przypomina mi się książka "Konopielka" Edwarda Redlińskiego, jakże arcypolska. A może nawet ogólnoludzka. Innowacja rolnicza w postaci znanej już kosy lecz wykorzystanej do koszenia zboża napotyka ogromną niechęć, wręcz agresję. Bo dawniej żęło się sierpem a kosą to tylko trawę na siano koszono. Trudno zwolenników sierpa przekonać do kosy. Nawet polowy eksperyment, gdy jeden kosi kosą a reszta sierpem i teoretycznie łatwo porównać efekty, nie przynosi rozwiązania. Wzbudza tylko jeszcze większą agresję. Wbrew faktom, które można łatwo zobaczyć, zwolennicy sierpa nie tylko tkwią przy swoim lecz i z agresją napadają na kosiarza. Jeśli fakty przeczą ich przekonaniom - tym gorzej dla faktów.

Podobne sytuacje widać w edukacji. Nowatorzy spotykają się nie tylko z niechęcią lecz i często z agresją ze strony "konserwatystów". Nie tylko nie włączają się owi konserwatyści do zmian, nie tylko ciągle wypowiadają swoje mantry o "lepszości" metod podających, ale i aktywnie przeszkadzają wprowadzać zmiany. Sam nie zje a drugiemu nie da... chciałoby się napisać.

Bezwład instytucjonalny i społeczny jest duży. Czy sierpem można kosić zboże? Można. Lecz gdy uprawy sią dorodniejsze i bardziej gęste, znacznie lepiej sprawdza się kosa. Nie dlatego więc wykorzystuje się kosę bo sierp źle wymyślono lecz na skutek zmian w wydajności i sposobie uprawy, pojawiają się efektywniejsze metody. W wieku XXI koszenie ręczną kosą to też już przeżytek. I tylko zobaczyć je można w skansenach w formie historycznych rekonstrukcji. Postęp poszedł już daleko dalej. Nie tylko żniwiarki czy snopowiązałki lecz kombajny zbożowe pracują na współczesnych polach. Znacznie większa wydajność pracy i większe plony z hektara. Lepsze jest wrogie dobrego. O tradycji warto pamiętać, a nawet czasem ją wykorzystywać. Niemniej warto także myśleć o wydajności i dostosowaniu do warunków środowiska.

Co wymusza zmiany w edukacji? Dwa czynniki, po pierwsze postęp technologiczny, po drugie zmiany w krajobrazie społecznym. Szkoła wymyślona dla społeczeństwa przemysłowego jest mniej wydajna w społeczeństwie, którego rozwój oparty jest na wiedzy. Zmieniły się także warunki demograficzne i pojawiły się coraz liczniejsze ruchy migracyjne. Szkoła zaczyna funkcjonować w zupełnie innym krajobrazie kulturowym i cywilizacyjnym. Zmiany są niezbędne. Chyba, że zadowala nas regres...

W najbliższych latach możemy spodziewać się kilku kluczowych i głębokich zmian w edukacji. W zasadzie one już zachodzą. Wynikają z rozwoju technologii. Po pierwsze hiperspersonalizowana edukacja - dzięki zaawansowanym technologiom, takim jak generatywna sztuczna inteligencja, możliwe będzie dostosowanie programów nauczania do indywidualnych potrzeb i stylów uczenia się każdego ucznia. Prawie jak indywidualna guwernantka dla każdego a nie tylko dla bardzo zamożnych.  Po drugie stechnologizowany humanizm - integracja technologii z humanistycznym podejściem do nauczania, co pozwoli na rozwijanie zarówno umiejętności technicznych, jak i miękkich, takich jak krytyczne myślenie i empatia (4 K - kreatywność, kooperacja, komunikatywność i krytyczne myślenie). A czy w fabryce wczesnej epoki przemysłowej potrzebna była empatia i krytyczne myślenie? Po trzecie reaktywna adaptacja -  systemy edukacyjne będą musiały szybko reagować na zmieniające się potrzeby rynku pracy i społeczeństwa, wprowadzając nowe przedmioty i metody nauczania. Czy normalny, wieloletni cykl wymyślania programów nauczania, powolnego wdrażania nowych podstaw programowych, nowych podręczników nie jest czasem już zbyt wolny? Jak się w tym systemie odnajdą mikropoświadczenia i uczenie się małymi porcjami? I w końcu inkluzywna innowacyjność - zwiększenie dostępu do edukacji dla wszystkich grup społecznych, w tym osób z niepełnosprawnościami i mniejszości etnicznych (w tym migrantów), poprzez wykorzystanie technologii i innowacyjnych metod nauczania. To są oczywiście duże zmiany strukturalne. Mniejsze dotyczyć będą sposobu nauczania czyli tworzenia warunków do uczenia się, z inną rolą wykładów i metod podających oraz metod aktywizujących takich jak projekty i umiejętności praktyczne. Kiedyś dziecko uczyło się tego głównie w na podwórku i wielopokoleniowej rodzinie. Dzisiaj pokolenie singli i jedynaków znajdują się w innej sytuacji społecznej. Zmieniają się akcenty najpotrzebniejszych umiejętności i kompetencji do opanowania w zinstytucjonalizowanej szkole. A na dodatek wiedza jest w zasięgu ręki w każdym miejscu. Ręki z telefonem.

Zapewne jednym z powodów niechęci do zmian... jest konieczny wysiłek i strach przed porażką. Wychodzenie poza własną strefę komfortu.  Wysiłek - bo trzeba uczyć się nowych metod i rezygnować ze starych przyzwyczajeń. Potrzebny więc dodatkowy czas i wysiłek. Do tego potrzebna silna motywacja. Ponadto jest jeszcze strach przed porażką, że się nie uda. Trudne jest zwłaszcza uczenie się nowych technologii. Czy potrafię się nauczyć nowego i jak szybko? Wiem to po sobie ile czasu zajmuje mi uczenie się nowych nawyków, nowych scenariuszy zajęć (nawet jeśli to tylko niewielka modyfikacja). Od wielu miesięcy (a w zasadzie już kilku lat) uczę się nowych technologii by poradzić sobie z webinariami i kształceniem na odległość, np. w formie wykładów hybrydowych. Doświadczam to na sobie ile wysiłku i stresu przyprawia uczenie się nowych programów czy wykorzystywania technologii AI. Czy podołam? Przecież inni uczą się szybciej. I często mają więcej czasu na naukę. A jak ja poradzę sobie przy ograniczonych zasobach czasowych, intelektualnych, sprzętowych, organizacyjnych? Widzę ile musze się nauczyć i widzę, że nie zdążę, że nie dam rady. Ten pociąg zbyt szybko odjeżdża... Stąd może rodzić się frustracja i niechęć. Chyba, że zaakceptujemy swoją niedoskonałość i własne błędy. Chyba, że przestaniemy ścigać się z innymi. Sam doświadczam trudności i dyskomfortu, wynikających z konieczności zmian dydaktyki w małej i dużej skali. Ale czy upieranie się przy sierpie i niszczenie maszyn tkackich cokolwiek poprawi? Czy uratuje przed porażką i dyskomfortem? Nie!

Opór wobec zmian w edukacji jest zjawiskiem zastanym i złożonym, wynikającym z głęboko zakorzenionych tradycji oraz instytucjonalnego bezwładu. Jednak w obliczu dynamicznie zmieniającego się świata, w czasach trzeciej rewolucji technologicznej, postępu technologicznego i społecznego, konieczne jest otwarcie się na innowacje i adaptacje do nowych realiów. Tylko w ten sposób możemy zapewnić, że system edukacji będzie skutecznie przygotowywał kolejne pokolenia do wyzwań przyszłości. I tylko czy z otwarciem na zmiany oraz gotowością do ciągłego uczenia się poradzi sobie przeciętny nauczyciel w swojej codziennej pracy? Musi zaprojektować nowe warunki także dla siebie. Bo zmienia się rzeczywistość nie tylko uczniów, ale i nauczycieli, tu i teraz. 

Ważne pytania, które się rodzą to: 
1. W jaki sposób można zwiększyć motywację nauczycieli do wprowadzania innowacji? 
2. Jakie są najważniejsze kompetencje, które powinien posiadać nauczyciel XXI wieku? 
3. Jakie są nasze, społeczne oczekiwania wobec przyszłości edukacji? 
4. Jaka jest rola rodziców w procesie zmian w edukacji? 
Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na te pytania. Ale będę szukał na nie odpowiedzi. Także dla siebie, by się odnaleźć w trudnej i ciągle zmieniającej się rzeczywistości.