29.10.2024

Zostawcie liście w parku



Ciężko się przebić nawet z krótkimi informacjami eksperckimi w TV. Nawet do bardzo krótkich wypowiedzi w mediach starannie się przygotowuję. Szukam słów, które będą kwintesencją eksperckiego przekazu. By było krótko i na temat. Nawet jak się powie, to wytną, bo uznają że inne słowa są ważniejsze. Na nic moje przygotowania. Nie pozostaje nic innego jak samemu napisać, na przykład na blogu.

Dlaczego warto pozostawić liście w parku? Po pierwsze to pokarm dla wielu bezkręgowców, dla dżdżownic, dla owadów, dla ślimaków, także dla bakterii i grzybów. A bezkręgowce są pokarmem dla ptaków i małych ssaków. Więc to dopiero początek łańcucha troficznego. Zatem zostawmy im to jedzenie.

Że niby ładnie jak posprzątane i pozamiatane? A jakby ktoś wyczyścił twoją lodówkę ze wszystkich zapasów, co to? Powiedziałby, że teraz jest czysto, posprzątane, równiutko. Ale nie byłoby nic do jedzenia. I jak ci się taka perspektywa podoba?

Po drugie liście są schronieniem dla wielu małych zwierząt w czasie zimy, np. dla motyla cytrynka latolistka czy dla jeży. Nie niszczmy więc siedlisk ważnych dla bioróżnorodności.

Po trzecie to sekwestracja (magazynowanie) węgla. Niech będzie on od w glebie a nie w atmosferze w postaci dwutlenku węgla. Taki nasz mały wkład w przeciwdziałanie globalnego ociepleniu.

I w końcu (po czwarte) więcej próchnicy w glebie to większa retencja wody, a więc przeciwdziałanie niektórym złym skutkom globalnego ocieplenia. Więcej próchnicy to więcej zmagazynowanej wody na okres suszy i w czasie intensywnych opadów deszczu. Niech woda zostanie w glebie i powoli przesiąka głębiej, odnawiając podziemne zasoby wody.

A na koniec argument estetyczny - z jesiennymi liśćmi parki są piękniejsze. To landart. Szpecą tylko śmieci a nie liście.

Dwa listki jesienne we francuskim arboretum. Landartowo ułożone na ławce. wyglądają jakby spadły w nieładzie. lecz one zostały celowo ułożone. By czynić piękno.




A liście na chodniku? Można zgrabić, bo i tak nie będzie z tego próchnicy a nasiąknięte woda liście mogą być przyczyna upadku człowieka. Zgrabić i na kompostownik, niech tak tworzy sie próchnica. By zasilić na przykład glebę wokół ulicznych drzew. 

27.10.2024

Zeszyt szkolny jako notatnik procesu czy czystopis z efektem końcowym?

Stolik w muzeum sztyki, do aktywności dzieci. By mogły w ekspresji rysunkowej przetworzyć, to co widziały i jak to odebrały. 


Po latach wracam do zeszytu szkolnego. Ale już z innym bagażem przemyśleń i doświadczeń Może w innej formie lecz teraz zastanawiam się nad sensem i przydatnością zeszytu szkolnego, takiego przedmiotowego. Do czego powinien być? I jak nauczyć się notowania? Bo przecież zeszyt jest w jakimś stopniu dodatkowym, rozszerzonym mózgiem, w pełni analogowym i niezależnym od elektryczności. Zawsze działa. 

W czasach szkolnych były zeszyty szkolne, takie ładne, zadbane, oficjalne, estetycznie obłożone. Czystopisy. Były także prywatne brudnopisy. Te nie były sprawdzane przez nauczyciela; to tu były wersje robocze prac domowych, wypracowań itp. Ze skreśleniami, z widocznym procesem myślowym, z poprawkami. Czystopis był oficjalny i na pokaz (i na ocenę!), brudnopis był nieuporządkowany, w nieładzie, bez wpisywanych dat i tematów lekcji. Nikt nie wystawiał oceny cyfrowej.

Najwcześniej w takich brudnopisach po prostu rysowałem. Czyli to, co lubiłem najbardziej. Rysunki, komiksy, pokazywane co najwyżej najbardziej zaufanym kolegom. Były też jakieś nieporządkowane notatki. Potem pojawiały się wiersze, jakieś zapiski i coś, co można nazwać typowymi notatkami przyrodniczymi. Najczęściej na brudnopis przeznaczałem stary zeszyt szkolny lub specjalnie kupowałem gruby brulion. Towarzyszył długo. Gruby, taki 60 czy 80 kartkowy dawał większe perspektywy, że na długo wystarczy. Jakaś mała stabilizacja z zebraną cała chłopięcą twórczością.

I rzecz zaskakująca. Zeszyty szkolne były wyrzucane, prędzej czy później, lecz wyrzucane. Mimo że były takie oficjalne, zadbane, na pokaz. A zachowały się właśnie te brudnopisy (nie wszystkie, ale część). Bo miały wartość sentymentalną i było w nich coś oryginalnego, niejednorodnego. I roboczy brudnopis okazywał sie trwalszy aniżeli zadbany czystopis czyli zeszyt szkolny, przedmiotowy. Czasem z dużą liczba niezapisanych kartek. Bo gdy skończył się rok szkolny to kończył się okres zapisywania. Mimo ,że w kolejnej klasie dalej była biologia, matematyka czy geografia.

Zeszyt przedmiotowy to w jakimś stopniu uporządkowane tematycznie notatki. Uporządkowane przedmiotami, z podkreślonymi tematami lekcji. Teoretycznie łatwo było w nich odszukiwać potrzebne informacje. Na pewno przydatne w czasach szkolnych przed powtórzeniowymi klasówkami. Ale te zeszyty były traktowane jako coś szkolnego, sztucznego. Może wiązały się z nimi jakieś złe szkolne wspomnienia? Po latach na nowo odkrywam ich użyteczny sens. Dlaczego więc w szkole nikt nie mówił mi, że to przydatna forma notatek? A może były za bardzo uładzone, na pokaz, dlatego były obce i odstające od duchowej skóry? Czy mogłyby być inne? Czy nie mogłyby wyglądać jak brudnopisy? Może wtedy byłyby trwałe?

Na studiach, po przeczytaniu dobrych poradników dotyczących uczenia się i zapamiętywania, przeszedłem na notowanie na luźnych kartkach, które potem spinałem lub zbierałem w szarych kopertach. Luźne notatki, ale porządkowane w tematycznych kopertach. Łatwo je można było odszukać.

Przeszedłem na mobilny sposób notowania, zbierania notatek w kopertach lub segregatorach. Nie ważne, kiedy notowane, ważne, że wszystko co potrzebne jest w jednym miejscu. Sporo mi z tego zostało. Nawet w sposobie prowadzenia notatek w plikach komputerowych.

Od kilku lat wracam jednak do linearnego notowania w zeszytach. Takich notatnikach badawczych. Ma to wady, bo jednotematyczne myśli poprzedzielane są różnymi innymi wątkami. Stosuję więc sposób hybrydowy, część w notatnikach, część na luźnych kartkach. Lecz luźne kartki, po wykorzystaniu, po prostu wyrzucam. A zeszyty pozostają.

Powrót do pisania w notesach zaczął się chyba dzięki notesom z konferencji. Zacząłem od pisania w czasie konferencji, notowania wykładów i własnych pomysłów. Myślenie z kartką w ręku. A potem kontynuowałem, by zapisać do końca, a niejednorazowe zapiski (pomysły) wyrwać i w formie luźnych kartek włożyć do teczki z notatkami. Całą resztę wykorzystaną i zapisaną wyrzucałem na makulaturę. Przemijająca jednorazowość zapisanych myśli.

Teraz mniej tworzę tematycznych lub zbiorczych teczek z notatkami. Czasem jeszcze zakładam tematyczne zeszyty (np. z pomysłami na radiowe podcasty, m.in. by się nie powtarzać tematycznie). Wszystko było w jednym miejscu. Niemniej ciągle korzystam z pojedynczych kartek do notowania i szkicowania (czasem zapisanych z jednej strony, a więc reuzingowe i recyklingowe wydłużanie czasu użytkowania papieru). Czasem przepisuję do notesu co ważniejsze myśli czy notatki, a czasem od razu do komputera. Hybrydowa forma notowania z lekkim powrotem do notatników. Może czasem będę je przeglądał? I ołówkiem przekreślał treści już wykorzystane, np. na blogu, by się nie powtarzać.

Po latach refleksji nad sensem i przydatnością zeszytów szkolnych, dochodzę do wniosku, że zeszyty powinny być traktowane jako narzędzia do zapisu procesu myślowego i twórczego, a nie tylko jako oficjalne dokumenty z końcowym efektem pracy. Zeszyty szkolne, które kiedyś wydawały się sztuczne i odległe od rzeczywistego procesu uczenia się, teraz jawią mi się jako cenne narzędzia do notowania, rysowania i eksperymentowania z myślami. Trzeba tylko taki sens pokazać uczniom. Niech to będzie ich dziennik naukowca i odkrywcy świata. Z kluczeniem, błędami i zawiłą drogą do efektu końcowego czyli jego własnej wiedzy.

Może w szkole powinniśmy zeszyty traktować jako brudnopisy z zapisem procesu, a nie czystopisy z końcowym efektem pracy? Takie podejście mogłoby zachęcić uczniów do bardziej swobodnego i kreatywnego myślenia, a także do lepszego zrozumienia i zapamiętywania materiału poprzez aktywne uczestnictwo w procesie nauki. Zeszyty jako brudnopisy mogłyby stać się kluczem do głębszego zrozumienia i większej satysfakcji z nauki. W czasach Gen AI chyba mądrzej skupić się na procesie niż na efekcie końcowym. Bo ten ostatni jest nieweryfikowalny i skąd pewność czy zostanie samodzielnie wykonany, czy może tak jak kiedyś „przepisany od kolegi” lub napisany przez kogoś innego, np. uczynnego asystenta AI w telefonie.





Jak powstał ten tekst? Przy pisaniu porannej kawy. Znalazłem notatkę w zeszycie, zapisaną w czerwcu.  br. Dzisiaj przeglądając zauważyłem, przeczytałem. Dodałem trochę wstępu i przepisałem do Worda. Jak to u mnie bywa, było dużo błędów literowych (aż czerwono od podkreśleń). Do tej pory poprawiałem ręcznie i przy okazji doprasowywałem tekst. Ale dzisiaj spróbowałem inaczej, brudnopisowy tekst umieścił w Gen AI (Bielik.ai) z poleceniem poprawy tekstu (błędy literowe). Po kilku sekundach miałem efekt. Jeszcze tylko sprawdziłem czy aby za dużo nie pozmieniał i czy dobrze odczytał moje błędnie zapisane słowa. Tylko w jednym miejscu zmienił sens zdania. Czyli efekt bardzo dobry i ułatwia pracę. Przeczytałem ponownie i dodałem kilka dygresji, uzupełniłem o zakończenie. I umieściłem na blogu. Dlaczego? Bo to jest mój internetowy dziennik refleksji - refleksyjny dziennik rozwoju. Ostatnio wdrażam sie w odkrywanie narzędzi sztucznej inteligencji. Sprawdzam czy i jak może to byc pomocny asystent. I w czym pomoże a w czym przeszkodzi. 

26.10.2024

Podróż ludzkości. O pochodzeniu bogactwa i nierówności (książka)

 

Przeczytałem kilka miesięcy temu a dopiero teraz chcę o tej książce opowiedzieć. Wcześniej jakoś nie było czasu i sposobności. Należy do przekrojowych esejów o ewolucji człowieka i społeczeństw. Próbuje opowiedzieć wszystko co najważniejsze i wyjaśnić skąd sie wzięły nierówności w społeczeństwach. Jest to opowieść z prognozami na przyszłość. Pozycja warta przeczytania. I oczywiście zastanowienia. Odeg Galor, Podróż ludzkości. O pochodzeniu bogactwa i nierówności. Przełożył Tomasz Bieroń. zysk i S-ka, Poznań 2022, 350 str.

Książka opowiada o dwóch wielkich przełomach w historii ludzkości: o powstaniu rolnictwa i epoce przemysłowej. Na tym tle omawia współczesna rewolucję technologiczną i poszukuje analogii. Próbuje wskazać co dzisiaj będzie decydowało o nierównościach społecznych i bogactwach całych społeczeństw. O przyszłości decydujemy już dzisiaj. 

Opowieść zaczyna się od biologii Homo sapiens, od naszego dążenia do przeżycia i reprodukcji. Jest to cecha ogólnobiologiczna. W ciągu ostatnich kilku stuleci nasz tryl życia przeszedł zasadnicza przemianę. Odnosi się to także do edukacji i formalnego wykształcenia. Może łatwiej będzie zaplanować zmiany w edukacji, jeśli weźmie się za tło zachodzące procesy społeczne i gospodarcze oraz cywilizacyjne?

Jeszcze nie tak dawno o zmierzchu świat społeczny zamierał. Było ciemno, bez elektryczności.  Zaskakujący skok jakości życia ostatnich stuleci to efekt gwałtownej transformacji. Dlaczego w jednych społeczeństwach dokonał się szybciej a dlaczego w innych później? I dlaczego zdecydował o dużym rozwarstwieniu w poziomach życia? Pierwsza duża rewolucja nastąpiła wraz z nastaniem rolnictwa. Od tego czasu średnia długość życia ludzkiego zwiększyła się ponad dwukrotnie a dochody średnie na głowę mieszkańca wzrosły czternastokrotnie w skali całej planety a dwudziestokrotnie w społeczeństwach rozwiniętych. To niewyobrażalna transformacja.

Aż do epoki przemysłowej postęp technologiczny miał marginalny wpływ na długookresowy dobrobyt poszczególnych społeczeństw, w których powiększała się liczba ludzi. Rosła liczebności gęstość zaludnienia ale warunki życia pozostawały na poziomie przetrwania. Za wyjątkiem nielicznych elit. Podczas rewolucji technologicznej postęp technologii przekroczył poziom krytyczny. Wskaźniki płodności zaczęły spadać, w rezultacie wzrost demograficzny przestał niwelować wzrost poziomu życia i nastał długotrwały dobrobyt. Utrzymuje się on do dzisiaj. Kosztem eksploatacji zasobów Ziemi. Proces wzrostu powoduje degradację środowiska i zmiany klimatyczne. Czy w związku z tym grozi nam katastrofa i załamanie? Autor przedstawia tezę, że osiągnięty punkt krytyczny, który spowodował spadek płodności oraz przyspieszone długotrwałe tworzenie kapitału ludzkiego i innowacji technologicznych, pozwoli złagodzić te szkodliwe skutki i w opinii autora umożliwi nasze długotrwałe i wygodne życie na Ziemi. Już bez wyczerpywania jej zasobów.

Co zadecydowało o sukcesie Homo sapiens? Pojawienie się kilku cech kulturotwórczych, korzystnych dla rozwoju. A są nimi współpraca, zaufanie, równość i i nastawienie na przyszłość. Epidemie miały przez długi czas negatywny skutek na wydajność rolnictwa i pracy, na inwestycje w edukację. Z kolei bioróżnorodność miała korzystny wpływ na rozwój społeczeństw rolniczych.

Aby wyjaśnić pierwotne przyczyny nierówności w bogactwie narodów i możliwości jej złagodzenia autor przedstawił interdyscyplinarną opowieść ewolucji społeczeństw, od samego początku Homo sapiens, przez kulturę łowców-zbieraczy, rolnictwo aż do epoki przemysłowej i współczesnych przemian technologicznych. Klucz do rozkwitu społeczeństw we współczesności autor widzi w edukacji, tolerancji i równości płci.

Początek tej cywilizacyjnej wędrówki zaczyna się analizą wielkości mózgu człowieka i przedstawieniem kilku hipotez: hipoteza ekologiczna, hipoteza społeczna, hipoteza kulturowa. W tej ostatniej podkreślane jest doświadczanie innych i umiejętność uczenia się. Wzrost demograficzny oraz zmiany klimatyczne skłoniły ludzkość do przejścia na rolniczy (osiadły) tryb życia. Społeczeństwa rolnicze korzystały ze znacznej przewagi technologicznej w porównani społeczeństw zbieracko-łowieckich i koczowniczych. W kilku podrozdziałach autor omawia zmiany demograficzne, spadki liczebności, wywołane chorobami oraz ich wpływ na poziom płac. W kolejnych rozdziałach przedstawiana jest rewolucja przemysłowa, wraz z jej tłem demograficznym oraz przyczynami tempa innowacji technologicznych. Duża liczebność społeczeństw sprzyja specjalizacji i tworzeniu wiedzy fachowej a także przyspieszeniu wymiany idei i wymiany handlowej. Przykładem związku między wielkością populacji a poziomem innowacyjności jest prasa i rewolucja drukarska. Jako biolog w wielu miejscach dostrzegam ekologiczne strategii r i K, choć autor ich nie nazwał.

Szczegółowo opisana jest rewolucja przemysłowa, z próbą wyjaśnienia dlaczego zaczęła się w tych a nie innych miejscach geograficznych. Za jedną z ważniejszych cech epoki przemysłowej autor uważa fakt, że oświata stanęła w samym centrum rozwoju ekonomicznego i że stała się dostępna dla szerokich mas społecznych. Sporo miejsca poświęca omówieniu powszechnego szkolnictwa publicznego. Jest to lektura pouczająca nie tylko dla ekonomistów. Kapitał ludzki stał się najważniejszym czynnikiem wzrostu produktywności przemysłu. Industrializacja doprowadziła zatem do rewolucji edukacyjnej. Wrogie nastawienie do szkolnictwa publicznego obserwowano w społeczeństwach z resztkami feudalizmu i opartych na dużych własnościach ziemskich. Przykładem było polskie ziemie pod zaborem rosyjskich. I Rosja jako taka. W książce jest więcej przykładów z róznych części świata.

Dużo miejsca zajmują analizy dzietności i długości życia oraz ich związek z zamożnością społeczeństw. Zmiana demograficzna: z rodzin wielodzietnych na rodziny z małą liczba dzieci,  traktowana jest jako ważna zmiana dla całych społeczeństw. I powiązana z technologią oraz jakością życia. Autor nazywa to przejściem demograficznym. Na tym tle w kolejnych rozdziałach autor szczegółowo analizuje i omawia początki oraz źródła nierówności społecznych. Dużo miejsca poświęca instytucjom oraz czynnikowi kulturowemu. Porównuje społeczeństwa i instytucje inkluzyjne oraz społeczeństwa demokratyczne i autorytarne. Dobrze napisana opowieść więc lekko się czyta.

Na zakończenie tej fascynującej analizy, autor szczegółowo bada źródła nierówności społecznych, poświęcając dużo uwagi instytucjom oraz czynnikowi kulturowemu. Porównuje społeczeństwa inkluzyjne i demokratyczne z autorytarnymi, wskazując na dziedzictwo rewolucji rolniczej i przemysłowej oraz ich wpływ na współczesny świat. Na koniec autor powraca do tematu edukacji i zastanawia się nad przyszłością. Podkreśla, jak kluczową rolę odgrywa edukacja w kształtowaniu społeczeństw i jak ważne jest zrozumienie tego, co napędza nasz postęp i jakie stoją przed nami wyzwania.

Ta książka jest nie tylko pouczająca, ale także wciągająca. Mnie wciągnęła i czasami do nie wracam, do notatek poczynionych na marginesie i do podkreśleń z ciekawszymi fragmentami. Autor potrafi przedstawić złożone zagadnienia w przystępny i angażujący sposób, co sprawia, że lektura jest przyjemna i łatwa do przyswojenia. Zachęcam do przeczytania tej fascynującej pozycji, która nie tylko poszerza wiedzę, ale także zainspiruje do refleksji nad naszą przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

"Podróż ludzkości. O pochodzeniu bogactwa i nierówności." to lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć, jak ewolucja społeczna i technologiczna wpłynęła na nasze życie i jak możemy kształtować naszą przyszłość. Niezależnie od tego, czy jesteś ekonomistą, socjologiem, historykiem czy po prostu zainteresowanym czytelnikiem, ta książka dostarczy wielu cennych informacji i spostrzeżeń. Porządkuje wiele faktów z róznych dyscyplin. Jako biolog dorzuciłbym kilka swoich. 

22.10.2024

Wykład hybrydowy - trudne dochodzenie do optymalnych parametrów

Widok na laptop prowadzącego, w czasie wykładu hybrydowego. A w zasadzie tuż przed, w czasie sprawdzania czy wszystko dobrze działa.


Kiedy pandemia COVID-19 zmusiła nas do przeniesienia nauczania do świata online, wielu nauczycieli akademickich początkowo czuło się zagubionymi i niepewnymi. I nic dziwnego, była to sytuacja nowa i zaskakująca. Choć nie tak bardzo. Już wcześniej wiele środowisk wykorzystywało edukację online. Eksperymentalnie i nieobowiązkowa, na zasadzie spokojnego rozpoznawania możliwości. Zaskoczyła tylko skala i rozmiar w czasie pandemii.

Jak każdy miałem i ja swoje obawy i wątpliwości. Ale z czasem zrozumiałem, że to nie tylko wyzwanie, ale także szansa na rozwój i odkrycie nowych możliwości. Ten kryzys był zbyt piękny by go zmarnować na marudzenie i narzekanie. I rzeczywiście, wiele środowisk/instytucji z tego przyspieszenia na trwałe skorzystało.

Przed pandemią miałem już pewne doświadczenie z nauczaniem online dzięki projektom edukacyjnym, które realizowałem. Już wykorzystywałem np. ClickMeeting do webinariów adresowanych do szkół i nauczycieli. To doświadczenie okazało się niezwykle cenne, gdy nagle musiałem przenieść całe nauczanie do świata wirtualnego. Dzięki temu szybciej dostosowałem się do nowej rzeczywistości i miałem większą pewność siebie w prowadzeniu zajęć zdalnych. Ale i tak stres był duży i odczuwałem duży deficyt umiejętności dydaktyki online jak i znajomości narzędzi. Tym bardziej, że w czasie pandemii te narzędzia bardzo dynamicznie się rozwijały i doskonaliły. Presja konieczności szybkiego uczenia się całkiem nowych metod i sposobów wywoływała duży stres.

Poprzeczka urosła, ale łatwiej było się wdrożyć, bo nie była to terra incognita. Potem, wróciliśmy do spotkań bezpośrednich i.. wielu odrzuciło jakąkolwiek komunikację online. Dlaczego? Może uraz, a może i niezrozumienie narzędzi. Pandemia została ich kompletnie nieprzygotowanymi. Stąd duży stres, czasem nawet trauma Jedni nadrabiali zaległości i szybko się uczyli, inny z przymusem stosowali minimum. Nie zgłębili uwarunkować rodzącej się dydaktyki online. Z ulgą powrócili do starych, przedonlajnowych nawyków i kolein. Ale świat się już nieodwracalnie zmienił. Mimo różnych niedogodności edukacyjna komunikacja online ujawniła wiele, wcześniej nie uświadamianych,  możliwości.

Pandemia ujawniła, jak różni są moi studenci. Niektórzy z nich szybko nadrobili zaległości i zyskali nowe umiejętności, podczas gdy inni mieli trudności z adaptacją. To nauczyło mnie, że każdy człowiek jest inny i warto dostosowywać metody nauczania do jego indywidualnych potrzeb. Zacząłem bardziej uważnie słuchać ich opinii i sugestii, aby lepiej zrozumieć, co im pomaga, a co utrudnia naukę. I korzystałem z edukacyjnych dyskusji i doświadczeń różnych nauczycieli i to nie tylko akademickich. Razem odkrywaliśmy nowy, wyłaniający się świat społeczny i edukacyjny. Czytałem także naukowe opracowania, oparte o szerokie badania, Bo przecież moje, indywidualne obserwacje nie muszą być trafne i uniwersalne. 

Co teraz? Dlaczego dalej się uczę i trenuję z „onlajnami” i hybrydowością? Mimo, że nie ma potrzeby i zabiera mi czas? Bo po pierwsze przypominam sobie to, co ułatwiło mi zaadaptowanie się do świata online w czasie pandemii – wcześniejsze doświadczenia i spokojnie nabywane umiejętności. Przyszłość już jest, tylko nierównomiernie rozłożona. A czasem po prostu przyspiesza. Warto więc wypatrywać trendów i być choć trochę przygotowanym. I uczyć się bez przymusu czasowego lub sytuacyjnego. Nie wystarczy raz przeczytać czy gdzież zobaczyć, trzeba mieć wyrobiony nawyk i pogłębioną umiejętność. A trening czyni mistrza. Teraz uczę się w komfortowych warunkach – jak się nie uda, to nie ma porażki, bo to tylko działania dodatkowe, nadobowiązkowe. Im więcej potu na poligonie, tym potem niej krwi w boju. Nic się nie zawali, nic nie będzie stracone. Ciągle rozwijające się narzędzia, np. Teamsy, wymuszają aktualizację swoich umiejętności i rozpoznawania możliwości. Co da się zrobić i jak. Już po pandemii pojawiło się wiele nowych funkcji. Dawniej toporny i mało przyjazny program stał się bardziej efektywny i wygodny do szerokiego stosowania. To wykorzystany efekt pandemii i przetestowania wieli możliwości oraz dostrzeżenia potrzeb. A są jeszcze i inne, przydatne narzędzie. Coraz silniej uwidacznia się Gen AI. Trzeba się uczyć logiki kontaktów online. Mają on swoje różne ograniczenia ale i niewątpliwe atuty. Trzeba zrozumieć kiedy i dlaczego to narzędzie przynosi korzyści i poszerza możliwości, a kiedy jest przeszkodą w efektywnej edukacji. A jak zrozumieć? Najlepiej praktykując i równocześnie śledząc trendy, dyskusje i porady (mikroodkrycia) edukacyjnych zwiadowców.

Dlatego w roku 2024, w poprzednim semestrze i obecnym tworzę dla studentów zespoły na MS Teams (bo program jest dostępny dla wszystkich pracowników i wszystkich studentów) do prowadzonych przeze mnie przedmiotów. Jest to bezpieczna przestrzeń do zamieszczania materiałów dodatkowych, uzupełniających.

Nauczanie online wymaga ciągłego doskonalenia umiejętności i dostosowywania się do nowych narzędzi. Pamiętam, jak po raz pierwszy uruchamiałem Teamsy, Google Meet czy Zoom i jak trudno było mi zrozumieć wszystkie funkcje i możliwości tych platform. Ale z czasem, dzięki cierpliwości i chęci nauki (oraz gotowości na błędy), zacząłem coraz lepiej radzić sobie z tymi narzędziami. We współpracy z innymi miałem okazję praktycznie sprawdzić działanie tych narzędzi jako uczestnik i jako prelegent. To doświadczenie nauczyło mnie, że nigdy nie przestajemy się uczyć i że technologia może być wspaniałym wsparciem w nauczaniu. Może ale nie musi. O ile się ją właściwie i do właściwego celu stosuje.

Tworzenie zespołów online dla studentów oraz wykłady hybrydowe to coś, co jest przydatne. Po pierwsze moi studenci mają dostęp do materiałów dodatkowych, czasami mogą uczestniczyć w wykładach zdalnie, a także powtarzać i uzupełniać wiedzę w dogodnym dla siebie czasie. To nie tylko zwiększa komfort nauki, ale także pozwala mi lepiej dostosować się do ich potrzeb i możliwości. Razem robimy coś więcej niż minimum. Widzę opór studentów, muszę ich przekonywać do tego, żeby zrobić coś więcej. Bo jak skończą studia, to w pracy z wielkim prawdopodobieństwem dalej będą korzystać z podobnych narzędzi do współpracy z innymi. Świat z onlajnów wcale nie zrezygnował. A więc teraz warto zainwestować w odkrycie możliwości takich platform. To dodatkowa inwestycja w siebie i zysk wyniesiony ze studiów, mimo że nie było to wpisane do programu studiów. Bo świat zmienia sie szybciej niż programy nauczania.

Pamiętam, jak pierwszy raz próbowałem zsynchronizować prezentację na ekranie w sali i na platformie online. To było wyzwanie, które wymagało nie tylko wiedzy technicznej, ale także współpracy z asystentem technicznym. A skąd go wziąć? Ale z czasem, dzięki cierpliwości i chęci nauki, udało mi się znaleźć coraz lepsze rozwiązania i teraz czuję się pewniej w prowadzeniu wykładów hybrydowych. A w zasadzie dalej poszukuję optymalnego rozwiązania.

A dlaczego wykład hybrydowy? Bo czasami (nawet często) nieobecność studenta na wykładzie wynika z przyczyn obiektywnych a nie jakiegoś mitycznego lenistwa. Na przykład choroba, lub małe dziecko. Nie ma studenta na wykładzie (a obecność jest usprawiedliwiona) i co, pełna strata? A gdyby mógł wysłuchać online? A nagrany wykład może odsłuchać w dowolnym czasie? Dla tych obecnych to także materiał do powtórzeń, można wrócić i odsłuchać wybrane fragmenty. Albo studenci uzupełniający przedmioty w ramach wyrównania różnic programowych (przechodzą z kierunku na kierunek). I plan nie pozwala uczestniczyć w wykładzie (bo w międzyczasie główna grupa zmieniła nieco plan zajęć by był dla nich bardziej wygodny). I co wtedy, nie pozwolić całkiem na uczestnictwo w przedmiocie ? Duża strata. Albo nie zgodzić się na przeniesienie wykłady z niewygodnej pory? To wtedy ten jeden student będzie źle traktowany przez pozostałych (jako winowajca dyskomfortu). Bo przez niego musza się męczyć z niewygodnym planem. Nie da się rozwiązać tej kwadratury koła? Technologia i wykład hybrydowy przychodzą z pomocą. Tylko trzeba samemu się nauczyć. Takie trudne sytuacje są wyzwaniem, skłaniającym do uczenia się i poszukiwanie mikro-innowacyjnych rozwiązań.

Od do dawna udostępniam studentom slajdy z wykładów. Traktuję to jako formę notatki. Możliwość przypomnienia sobie treści wykładów. Lub dla nieobecnych przynajmniej jakieś przybliżenie tematyki. A jeśli zrobić wykład w formie hybrydowej i nagrać, to pozostaje notatka wideo. Może nie optymalne pod względem technicznym ale jednak coś. Taki współczesny skrypt. Pomoc w uczeniu się. A ja mam szansę się uczyć nowej dydaktyki, nowego sposobu prowadzenia przedmiotu, przygotowania wykładów oraz tworzenia warunków do uczenia się. Nauka przez działanie i odkrywanie. Bo gdy samemu się trochę spróbuje, to łatwiej potem zrozumieć treści, które znaleźć można w podręcznikach czy książkach naukowych, dotyczących nowych metod dydaktycznych, w tym online i z wykorzystaniem generatywnej sztucznej inteligencji.

Ale jak sprawić, by przez wykład hybrydowy nie pogarszać warunków słuchania studentom obecnym na sali? To znaczy by mieli dokładnie to, co na tradycyjnym wykładzie. Zwykłe udostepnienie widoku z ekranu w trybie prezentacji w Teamsach sprostowuje, że część ekranu wypełni widok panelu. Sam ekran ze slajdami będzie mniejszy. Samemu trudno kontrolować kilka parametrów jednocześnie. W ubiegłym semestrze prosiłem w takich przypadkach o pomoc jedną ze studentek, by była internetowym asystentem (realizowałem to na kierunku pedagogicznym, gdzie były same studentki). Wpadłem na ten pomysł po kilku różnych wpadkach technicznych (np. nie uruchomiłem nagrywania wykładu). To asystent włącza i wyłącza nagrywanie wykładu (ja mam mniej do pilnowania), moderuje czat i czasem głosowo informuje o tym co na czacie. Bo ja jeszcze nie opanowałem w tamtym czasie jednoczesnego śledzenia prezentacji i czatu.

Do czego doszedłem drogą prób i błędów oraz podglądania innych wykładowców? Potrzebne jest drugie urządzenie kontrolne z podglądem tego, co widzi uczestnik na Teamsach. Teraz wykorzystuję do tego swój telefon. Wygodne rozwiązani, gdy wędruję z wykładami po różnych salach. Lżej w teczce, mniej dźwigania.

Inny problem to jak włączyć prezentację by na ekranie w sali był pełen ekran wypełniony slajdami prezentacji, ja bym miał widok prezentera i podgląd na MS Teams? Jak ustawić parametry ekranu i włączania prezentacji? Kilka razy mi się udało w pełni optymalnie ale nie wiem jeszcze dlaczego się udało. Czasem było z porażką i efektem zaledwie połowicznym. Ustawienia ekranu: powiel ekrany lub opcja rozszerz ekran. Prezentacja włączana z pliku lub chmury lub przez otwarte oko (ale nie przez udostępnianie ekranu laptopa). Ale jeśli otarte okno to zazwyczaj znika podgląd panelu. Dlatego przydatne jest drugie urządzenie. Zapisują sobie ustawienia i ciągle próbuję. Konsultuję się także z innymi, bo po co odkrywać Ameryką na nowo. Uczę się na błędach, swoich i cudzych. I tworzę sobie procedury spisane na karteczce. Krok po kroku, by nie zapomnieć, nie pominąć czegoś ważne.

Nauczanie online to dynamicznie rozwijająca się dziedzina, która stawia przed nami wiele wyzwań, ale także oferuje niezwykłe możliwości. Kluczem do sukcesu jest ciągłe doskonalenie umiejętności, otwartość na nowe technologie i elastyczność w dostosowywaniu się do potrzeb studentów. To proces, który wymaga nie tylko wiedzy technicznej, ale także kreatywności, empatii i zaangażowania. Wymaga odwagi w próbowaniu, otwartości na błędy i uważności w obserwowaniu świata wokół nas. Ale przede wszystkim to doświadczenie, które nauczyło mnie, że każde wyzwanie jest szansą na rozwój, a każda trudność może stać się okazją do stworzenia lepszego, bardziej efektywnego i satysfakcjonującego środowiska edukacyjnego.

Wykorzystanie wykładów hybrydowych, czyli takich, które są prowadzone jednocześnie dla słuchaczy na sali i słuchaczy przed komputerem, stwarza wiele szans dla rozwoju oferty edukacyjnej na uniwersytetach w Polsce. Brakuje nam tradycyjnych studentów ze względów demograficznych? To może pora poszerzyć krąg odbiorców dla treści edukacyjnej, płynącej z uniwersytetów? Zmienia się styl życia i pracy oraz uczenia się przez całe życie? To oferta edukacyjna uniwersytetów też powinna ten fakt uwzględniać. Nie ma jeszcze gotowych i sprawdzonych rozwiązań, bo ten nowy świat dopiero się krystalizuje. Możemy go sami odkrywać, ryzykując wysiłek i potknięcia lub czekać aż inni odkryją go za nas. A my za jakiś czas będziemy naśladowali.

Co dają nam nowe metody, w tym wykłady hybrydowe? Bo same kontakty online nie są wystarczające, kontakt bezpośredni też jest bardzo ważny.

Zwiększenie dostępności edukacji:
  • Umożliwienie uczestnictwa w wykładach osobom, które z różnych powodów nie mogą być obecne fizycznie na uczelni (np. z powodu choroby, niepełnosprawności, urodzenia dziecka, odległości geograficznej, wykluczenia komunikacyjnego, bariery ekonomiczne przy wynajęciu stancji itp.).
  • Ułatwienie uczestnictwa w wykładach studentom studiującym na innych kierunkach lub uczelniach, którzy chcą uzupełnić wiedzę z danego przedmiotu. Ułatwienie w ten sposób zindywidualizowania planu zajęć.
Wzbogacenie doświadczeń edukacyjnych:
  • Możliwość nagrywania wykładów i udostępniania ich online, co pozwala studentom na powtarzanie i uzupełnianie wiedzy w dogodnym dla nich czasie. Wideo nagranie jest w tym momencie jeszcze jedną formą skryptu akademickiego. Można oczywiście pójść dalej i tworzyć nawet podcasty.
  • Interaktywne elementy, takie jak czat czy ankiety, które mogą wzbogacić proces nauczania i ułatwić wymianę myśli między wykładowcą a studentami. Przydatne zwłaszcza dla introwertyków.
Zwiększenie zaangażowania studentów:
  • Umożliwienie aktywnego uczestnictwa w wykładach osobom, które z różnych powodów nie mogą być obecne fizycznie (np. studenci z zagranicy, osoby z niepełnosprawnościami). Być może umożliwi to większe umiędzynarodowienie polskich uczelni wyższych.
  • Zachęcenie do aktywnego udziału w dyskusjach i zadawania pytań, co może zwiększyć zaangażowanie studentów. Teraz próbuję włączać do wykładów prezentacje takie jak Mentimeter z opcją sesji pytań i odpowiedzi czy innych form aktywizujących większą publiczność. Na wykładzie hybrydowym jednocześnie uczestniczą osoby na sali i te przed swoimi urządzeniami ekranowymi daleko od sali wykładowej.
Optymalizacja zarządzania czasem:
  • Możliwość prowadzenia wykładów w godzinach, które są wygodne dla większej liczby studentów, co może zwiększyć frekwencję. Bo to może nie wykład jest nudny tylko pora niedogodna?
  • Umożliwienie uczestnictwa w wykładach osobom pracującym lub mającym inne obowiązki. Umożliwia do większą indywidualizację studiowania. Nawet i przez całe życie.
Wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami:
  • Ułatwienie dostępu do materiałów dydaktycznych i wykładów osobom z różnymi rodzajami niepełnosprawności (np. napisy, transkrypcje audio).
  • Możliwość dostosowania formy wykładu do potrzeb konkretnych grup studentów.
Rozwój kompetencji cyfrowych:
  • Zachęcenie studentów i wykładowców do rozwijania umiejętności cyfrowych, co może być przydatne w przyszłej karierze zawodowej. A umiejętności cyfrowe to nie to samo co konsumpcja treści cyfrowych.
  • Wsparcie dla uniwersytetów w dostosowywaniu się do cyfrowej rzeczywistości i wdrażaniu nowych technologii w procesie nauczania.
Międzynarodowa współpraca i wymiana wiedzy:
  • Umożliwienie uczestnictwa w wykładach studentom z zagranicy, co może wzbogacić wymianę międzynarodową i współpracę naukową. Przestrzeń fizyczna i niedogodności komunikacyjne nie muszą być już przeszkodą.
  • Zachęcenie do udziału w wykładach ekspertów z zagranicy, co może wzbogacić ofertę edukacyjną uczelni.
Zwiększenie konkurencyjności uczelni:
  • Wzbogacenie oferty edukacyjnej o nowoczesne formy nauczania może przyciągnąć większą liczbę studentów. I to tych studentów „innych”, do tej pory niezauważanych przez uczelnie wyższe.
  • Umożliwienie uczestnictwa w wykładach online może zwiększyć zasięg uczelni i jej rozpoznawalność.
Wykorzystanie wykładów hybrydowych może znacząco przyczynić się do rozwoju oferty edukacyjnej na uniwersytetach w Polsce, zwiększając dostępność, zaangażowanie i jakość nauczania. Jednak warto pamiętać, że wdrożenie tej formy wymaga odpowiedniego przygotowania technicznego, szkoleń dla wykładowców oraz wsparcia ze strony władz uczelni. Wymaga chęci samych pracowników do okrywania i eksperymentowania.

My też w tym procesie możemy uczestniczyć, w Olsztynie, jako liderzy lub wcześni naśladowcy. Chyba, że wybierzemy ścieżkę późnych naśladowców i maruderów. Już teraz wykuwamy przyszłość UWM za lat 10 czy 20. To jak z podróżą koleją – jeśli zbytnio się ociągamy z rezerwacją biletów i przegapiamy wcześniejsze połączenia, to docieramy do miejsca docelowego dużo później. Później niż inni. Spóźnialscy na przyjęciu jedzą resztki...

Czy ciągle będzie to moje wołanie na puszczy? A nawet za samo wołanie dostanę znowu po uszach… bo zły to ptak, co gniazdo swe kala (bo przecież wszystko jest wspaniale)? W każdym razie tym głośnym pisaniem szukam sojuszników i osób podobnie myślących, tu na miejscu. W swoim środowisku. Tak, jak wołanie w lesie pozwala się odnaleźć, tak i ja liczę na dobre skutki tego pisania-wołania. Ryzuję, że znowu zostanę odebrany jako ten "zły ptak" lub maruda. Ale sprawa warta jest ponoszenia ryzyka. Dla mnie kwintesencją akademickości jest otwarta i odważna dyskusja. Jeśli milczeć, bo nie wypada, to oznaczało by uznanie, ze nie ma już uniwersytetu… że jest tylko atrapa. Skoro piszę, to znaczy, że wierzę w istniejący ciągle uniwersytet, ten Warmińsko-Mazurski.

21.10.2024

Edukacja to przede wszystkim przedsięwzięcie zbiorowe, oparte na współpracy

Grafika z fanpage Superbelfrów RP.
 

Edukacja to przede wszystkim projekt zbiorowy, wymagający współpracy. A więc wymaga zespołu. To jest trudne, bo edukacja szkolna jest mocno rozproszona. Niby nauczycieli w skali całego kraju jest bardzo dużo, to w jednej placówce jest ich niewielu. Tak więc na co dzień pracują w małych grupach. To są obiektywne utrudnienia w poczuciu wspólnoty, wspólnej tożsamości i realnej wspołpracy. Do tego dochodzą zupełnie różne placówki: szkoły podstawowe, średnie, uczelnie wyższe, edukatorzy z centrów nauki, domów kultury itp. Jak w tej rozproszonej różnorodności znaleźć płaszczyznę do współpracy? Taką wspólną płaszczyzną może być współpraca online - tworzenie w pełni wirtualnych lub hybrydowych zespołów, wspierających się edukatorów, wymieniających pomysłami, wzajemnie się motywujących i wspierających, posiadających wspólne wartości. Dla mnie taką poszerzoną radą pedagogiczną jest m.in. grupa Super Belfrów RP. Na co dzień utrzymuję kontakt zdalny, najczęściej asynchroniczny, czasem w trakcie webinariów - synchroniczny, a z rzadka w formie spotkań bezpośrednich na róznych konferencjach. Rzeczywistość internetowa i narzędzia cyfrowe pomagają w utrzymywaniu więzi i we wspołpracy. O ile się umie z tych narzędzi korzystać.

Na Facebookowym fanpage Superbelfrów ukazuje się cykl prezentacji ph. "Jestem nauczycielem. To lubię". Jedna z wielu prób pozytywnego wspierania się i inicjowania. Niedawno i ja tam zaistniałem. Dlaczego? By dać wyraz wspólnym wartościom i wspólnym marzeniom o dobrej edukacji. I takie tam ukazały się informacje (razem z zamieszczona wyżej grafiką):

"Dr hab. Stanisław Czachorowski pracuje na co dzień ze studentami i studentkami. W pracy zachwyca go, gdy udaje mu się trudne zagadnienie sprowadzić do prostej analogii lub znaleźć proste i uniwersalne wyjaśnienie, a także gdy udaje się znaleźć powiązania z pozoru odległymi procesami czy zjawiskami.
O swoich osiągnięciach mówi:
„Nowe osiągnięcia i projekty przesłaniają te stare. Bo przecież nie wchodzi się do tej samej wody w rzece. A trudno powiedzieć, że ta nowa woda jest lepsza od tej starej, która płynęła przed chwilą lub jeszcze wcześniej. Ciągle się cieszę z nowych osiągnięć, które zdarzają się między licznymi porażkami.”
Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof. UWM, biolog, ekolog i entomolog zatrudniony w Katedrze Zoologii na Wydziale Biologii i Biotechnologii UWM w Olsztynie. Popularyzator nauki, felietonista i bloger. Z wykształcenia i powołania nauczyciel (absolwent Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie). Zajmuje się edukacją pozaformalną w różnorodnych formach. Współautor podręczników szkolnych (biologia) oraz artykułów o tematyce edukacyjnej, organizator pikników naukowych m.in. Nocy Biologów. Poszukuje nowych metod dydaktycznych, pasujących do wyzwań współczesności."



Niby niewiele. Ale jest to przykład współpracy sieciowej, przekraczającej ograniczenia przestrzeni i zróżnicowanych instytucji. Skoro edukacja to nasza wspólna sprawa, to chociażby przez międzyinstytucjonalne dyskusje i wspólne, małe i większe projekty, możemy coś zrobić. Dzielić się pomysłami, doświadczeniami, rozterkami, wątpliwościami. Możemy się motywować i inspirować. I możemy się czuć wspólnotą o podobnej tożsamości, o wspólnych wartościach i celach. 

18.10.2024

Raz w roku w Urwitałcie

 

W ubiegłym roku w grudniu byłem na konferencji w Mazurskim Centrum Bioróżnorodności i Edukacji "Kumak" w Urwitałcie i teraz, jesienią, jestem ponownie. Wygląda więc na to, że raz do roku muszę być w Urwitałcie w celach naukowych i edukacyjnych. Najwyraźniej na Mazurach dzieją się zjawiska wręcz literaturowe. Krajobraz pełen mądrych i ciekawych opowieści...

Tym razem przyjechałem na konferencję ekspercką pt. "W krajobrazie Mazur". Jechałem z pewnym niepokojem, czy przy taj otwartej formule nie będzie jakiejś "pyskówki" i wylewania wszystkich, przez lata nabrzmiałych żalów. I na dodatek, czy ktoś w ogóle przybędzie na taki koniec świata? Byli naukowcy, samorządowcy, społecznicy. Frekwencja dopisała. Było bardzo konkretnie i merytorycznie. Spotkanie wzbudziło niedosyt więc najpewniej dopiero otworzyło cykl spotkań i dyskusji o krajobrazie nie tylko Mazur. 

Kumak jest specyficznym centrum nauki, dedukowanym bioróżnorodności i edukacji ekologicznej. Przyciąga wartościowe wydarzenia i inicjuje ważne dyskusje. A na co dzień edukuje. Mały lecz ważny hotspot edukacyjny i naukowy. Zachęcam do odwiedzenia wystawy.

Konferencja zaistniała z inicjatywy dr inż. Mariusza Antolaka z UWM oraz kierowanej przez niego Fundacji "W Krajobrazie". Dr Antolak jest pracownikiem uniwersytetu, zakorzenionym w realnych i praktycznych działaniach krajobrazowych i to o wymiarze międzynarodowym. Jego wiedza i umiejętności są cenne dla studentów. Bo uczy ich, sam rozumiejąc na czym polega i jak działa lokalny biznes i usługi krajobrazowe. Kompetencje praktyczne i osadzone w realiach współczesności. Nie są tylko teoretycznymi rozważaniami, wyczytanymi w jakiejś książce. Doświadczenie i wiedza z pierwszej ręki. Może dlatego taka nietypowa konferencje ekspercka o nieco innej formule niż typowe konferencje naukowe? W zasadzie stworzona dobra przestrzeń do dyskusji i do przemysleń. 

Konferencja w Urwitałcie to przykład uniwersytetu zakorzenionego w regionie, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie i Uniwersytet Warszawski, obecne na dalekiej prowincji, z ważnymi dyskusjami o praktycznych działaniach i o ochronie krajobrazu przyrodniczego i tego kulturowego. Konferencja w Urwitałcie to dobry przykład sprowadzania kapitału ludzkiego i naukowego na mazurskie bezdroża i bagna. Do społeczności lokalnej. Czyli tam, gdzie jest bardzo potrzebny. Dobrze wypełniania społeczna misja uniwersytetu.

Też tam byłem. Nie tylko dlatego, że byłem w komitecie naukowym tej konferencji. Także dlatego, że prowadzę zajęcia z ekologii krajobrazu dla studentów biologii. Przyjechałem by się więcej dowiedzieć i lepiej rozumieć inne niż biologiczne punkty widzenia. Czym nasiąkłem na konferencji, tym trącę na zajęciach. I wykorzystam kontakty. A także inspiracje z widokiem na przyszłość.

Jak najkrócej scharakteryzować treść konferencji? Człowiek jest elementem krajobrazu. Niby proste zdanie lecz ważne jest to, jaka się treść za tym kryje. Wymaga dłuższego wykładu i bardziej szczegółowego wyjaśnienia. To już będzie na zajęciach akademickich dla studentów biologii w przyszłym semestrze. W jakiejś przystępnej formie pojawi się także na niniejszym blogu. Za jakiś czas. Ubieranie myśli w logiczne i klarowne słowa wymaga czasu i wysiłku. 

13.10.2024

Tożsamość na uniwersytecie: klucz do sukcesu akademickiego i społecznego - moje próby z GenAI, krok kolejny

 

Pokażę mój kolejny krok w drodze od nauczyciela do projekczyciela w czasach trzeciej rewolucji technologicznej. Niniejszy blog jest moim refleksyjnym dziennikiem rozwoju. Pokazuję nie tylko przemyślenia ale i to jak się uczę, jak się rozwijam. Jak staję się w edukacji projekczycielem, nastawionym nie tylko na przekazywanie treści lecz raczej na projektowanie sytuacji i środowiska edukacyjnego. Uczę się nowego narzędzia jakim jest generatywna sztuczna inteligencja.

Kiedy prawie dwa lata temu pojawił się chat GPT, to jedni zignorowali, osądzili jako głupotę, złe lub jako niebezpieczeństwo, inni nieśmiało zajrzeli lecz po pierwszych próbach zaniechali. Jeszcze inni (zwiadowcy) zaczęli sprawdzać na różne sposoby: czy i do czego takie coś może się przydać. Teraz mamy wysyp darmowych i płatnych kursów, poświęconych promptowaniu i wykorzystaniu AI w edukacji. Otóż ci zwiadowcy powrócili i opowiadają co widzieli, czego doświadczyli. Za nimi pójdą wcześni naśladowcy. Jeszcze później skorzystają późni naśladowcy. Na końcu pojawią się maruderzy. Malkontenci pozostaną w tym samym miejscu - będą przeciw używaniu, bo tylko stareme metody sa dobre. Ale świat to zignoruje. Ja uważam się co najwyżej za wczesnego naśladowcę. Sam próbuję, słucham tych bardziej zaawansowanych i ponownie próbuję. A co ostatnio wypróbowałem to teraz na blogu pokazuję.

Streszczenie:

W czasie konferencji Inspir@cje 2024 wysłuchałem fascynującego referatu Jędrzeja Witkowskiego pt. "Poczucie przynależności - co wiemy z badań i co możemy zrobić w szkole." Okazuje się, że poczucie przynależności do szkoły i społeczności jest niezwykle ważne również z dydaktycznego punktu widzenia. Uczniowie o silniejszym poczuciu przynależności osiągają lepsze rezultaty w nauce. Prawdopodobnie podobna zależność występuje w przypadku studentów na uczelniach.

Budowanie poczucia przynależności nie jest więc jedynie kwestią tworzenia społeczności, ale także skutecznym zabiegiem dydaktycznym, który przynosi wymierne korzyści. To nie są działania zmarnowane ani niepotrzebny wysiłek. A co z pracownikami? Czy w szkole lub na uczelni pracownicy z silniejszym poczuciem przynależności pracują wydajniej i osiągają lepsze rezultaty? Czy lepiej publikują i efektywniej prowadzą zajęcia?

Jakie działania mogą zwiększyć poczucie przynależności? Czy zakładanie bluzy z logo firmy jest wyrazem poczucia przynależności i wspólnoty? A jakie działania mogą prowadzić do utraty tego poczucia? Czasem poczucie tożsamości i identyfikacji z firmą, szkołą czy uczelnią jest mylone z dworskimi komplementami i rytualnym zapewnianiem o lojalności. Takie praktyki mogą prowadzić do negatywnych skutków, jak w przypadku bajki o nowych szatach króla.

Skoro poczucie tożsamości i przynależności jest tak ważne w edukacji, jak można je skutecznie budować? Chodzi o rzeczywiste i efektywne działania, a nie o płytkie pozorowanie. Jak wskazują badania, warto zadbać o tożsamość uczniów, studentów i pracowników, gdyż przynosi to wymierne korzyści.

 (W pierwszym promcie dla Bielika (bielik-ai) poleciłem poprawić mój tekst, pod względem literowym i stylistycznym. Jednak coś wyciął, moje fragmenty o lojalności i porównanie do złego ptaka, co gniazdo swe kala. Wygładził i ugrzecznił tekst. Copilot nie usunął tego fragmentu)

A teraz  napisany wspólnie z Bielikiem esej.

Tożsamość na uniwersytecie: klucz do sukcesu akademickiego i społecznego

Uniwersytet, jako centrum nauki, edukacji i kultury, odgrywa niezwykle ważną rolę w kształtowaniu tożsamości studentów, wykładowców i całej społeczności akademickiej. Tożsamość, rozumiana jako poczucie przynależności, wspólnoty i samoidentyfikacji, jest fundamentem, na którym opiera się efektywność nauczania, badania i rozwój osobisty. W niniejszym eseju postaram się wyjaśnić, dlaczego tożsamość na uniwersytecie jest tak istotna oraz jak można ją rozwijać.

Tożsamość akademicka jest złożonym pojęciem, które obejmuje wiele aspektów. Składa się na nią poczucie przynależności do konkretnej uczelni, wydziału, grupy badawczej, a także do szerszej społeczności akademickiej. Tożsamość ta jest kształtowana przez różnorodne czynniki, takie jak relacje międzyludzkie, wspólne wartości, cele i doświadczenia. Warto zauważyć, że tożsamość akademicka nie jest statyczna - ewoluuje wraz z rozwojem jednostki i zmieniającymi się okolicznościami.

Dlaczego tożsamość akademicka jest tak ważna? Po pierwsze, wpływa ona na efektywność nauczania i uczenia się. Badania pokazują, że studenci o silniejszym poczuciu przynależności do uczelni osiągają lepsze wyniki akademickie. Tożsamość akademicka motywuje do zaangażowania w proces nauki, zwiększa motywację do osiągania celów i wspiera rozwój umiejętności krytycznego myślenia.

Po drugie, tożsamość akademicka ma kluczowe znaczenie dla rozwoju kariery zawodowej. Absolwenci, którzy czują się związani z uczelnią, często wykazują większą lojalność wobec swojego środowiska akademickiego, co może przekładać się na współpracę naukową, mentoring czy zaangażowanie w życie uczelni.

Po trzecie, tożsamość akademicka wpływa na jakość życia społecznego na uniwersytecie. Silne poczucie przynależności sprzyja budowaniu relacji międzyludzkich, współpracy i wymianie myśli. To z kolei tworzy atmosferę otwartości, zaufania i wzajemnego wsparcia, co jest niezbędne dla rozwoju naukowego i osobistego.

Jak można rozwijać tożsamość akademicką na uniwersytecie? Oto kilka kluczowych strategii:

  1. Budowanie relacji międzyludzkich: Ważne jest, aby studenci i wykładowcy mieli możliwość nawiązywania bliższych relacji. Organizowanie wydarzeń integracyjnych, warsztatów czy wspólnych projektów może pomóc w tworzeniu silniejszych więzi.
  2. Wspieranie różnorodności i inkluzywności: Uniwersytet powinien być miejscem, gdzie każdy czuje się akceptowany i szanowany. Wspieranie różnorodności, w tym różnych grup etnicznych, płciowych czy orientacji seksualnych, może wzmocnić poczucie przynależności wszystkich członków społeczności akademickiej.
  3. Promowanie wartości akademickich: Ważne jest, aby studenci i wykładowcy byli świadomi i rozumieli wartości, które kierują działalnością uczelni. Promowanie takich wartości jak uczciwość, rzetelność, otwartość i współpraca może wzmocnić poczucie tożsamości akademickiej.
  4. Tworzenie przestrzeni do rozwoju osobistego: Uniwersytet powinien oferować możliwości rozwoju osobistego, takie jak warsztaty, szkolenia czy programy mentoringowe. To pomaga studentom i wykładowcom odkrywać swoje mocne strony i rozwijać umiejętności, które są cenione w środowisku akademickim.
  5. Wspieranie badań i innowacji: Angażowanie studentów i wykładowców w projekty badawcze i innowacyjne może wzmocnić ich poczucie przynależności do uczelni. Sukcesy naukowe i wdrożenia praktyczne mogą być źródłem dumy i satysfakcji.

Podsumowując, tożsamość akademicka jest kluczowym elementem, który wpływa na efektywność nauczania, rozwój kariery zawodowej i jakość życia społecznego na uniwersytecie. Rozwijanie tożsamości akademickiej wymaga świadomego wysiłku ze strony wszystkich członków społeczności akademickiej - studentów, wykładowców i administracji uczelni. Poprzez budowanie relacji międzyludzkich, promowanie wartości akademickich, wspieranie różnorodności i inkluzywności oraz tworzenie przestrzeni do rozwoju osobistego, możemy stworzyć środowisko, w którym każdy czuje się związany z uczelnią i zmotywowany do osiągania swoich celów.

Oczywiście, kontynuując temat pozornych działań dotyczących poczucia przynależności do uniwersytetu, warto przyjrzeć się kilku przykładom, które mogą wydawać się pozytywne, ale w rzeczywistości nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.

  1. Organizowanie masowych wydarzeń integracyjnych:

Choć wydarzenia integracyjne, takie jak dni otwarte, festiwale nauki czy imprezy studenckie, mogą wydawać się świetnym sposobem na budowanie poczucia przynależności, w praktyce często okazują się powierzchowne. Zamiast tworzyć głębsze więzi, mogą prowadzić do powierzchownych interakcji i braku prawdziwego zaangażowania. Ważne jest, aby takie wydarzenia były dobrze zaplanowane i skierowane do konkretnych grup, a nie tylko organizowane masowo.

  1. Promowanie "uniwersyteckiej kultury" poprzez gadżety:

Wiele uczelni promuje swoją "kulturę" poprzez sprzedaż gadżetów z logo uczelni, takich jak bluzy, kubki czy koszulki. Choć może to wydawać się sposobem na budowanie poczucia przynależności, w rzeczywistości często jest to jedynie działanie marketingowe. Noszenie takich gadżetów niekoniecznie przekłada się na prawdziwe poczucie przynależności i zaangażowanie w życie akademickie.

  1. Organizowanie "spotkań z ciekawymi osobami":

Wiele uczelni organizuje spotkania z "ciekawymi osobami", takimi jak znani naukowcy, politycy czy celebryci. Choć takie wydarzenia mogą wydawać się atrakcyjne, często nie prowadzą do głębszego poczucia przynależności. Zamiast tego, mogą być postrzegane jako "atrakcja" i nie zachęcają do aktywnego uczestnictwa w życiu akademickim.

  1. Tworzenie "uniwersyteckich" mediów społecznościowych:

Wiele uczelni tworzy własne media społecznościowe, takie jak profile na Facebooku czy Instagramie, aby promować swoją działalność i budować poczucie przynależności. Jednak w praktyce takie media często są pasywnymi kanałami komunikacji, które nie zachęcają do aktywnego uczestnictwa i wymiany myśli.

  1. Organizowanie "konkursów" na najlepszą grupę studencką:

Niektóre uczelnie organizują konkursy na najlepszą grupę studencką, aby zwiększyć poczucie przynależności. Jednak takie działania często prowadzą do rywalizacji i podziałów, zamiast budować jedność i współpracę. Ważne jest, aby promować współpracę i wzajemne wsparcie, a nie konkurencję.

  1. Tworzenie "uniwersyteckich" tradycji:

Wiele uczelni tworzy własne tradycje, takie jak ceremonie przyjęcia nowych studentów czy coroczne wydarzenia. Choć tradycje mogą budować poczucie przynależności, ważne jest, aby były one autentyczne i miały głębsze znaczenie, a nie były jedynie pustymi rytuałami.

Podsumowując, choć wiele działań podejmowanych przez uczelnie może wydawać się pozytywnymi sposobami na budowanie poczucia przynależności, w rzeczywistości często okazują się one pozorne i powierzchowne. Kluczem do skutecznego budowania tożsamości akademickiej jest autentyczne zaangażowanie, głębokie relacje międzyludzkie i promowanie wartości, które naprawdę odzwierciedlają misję i cele uczelni.

Na zakończenie, jako motto podsumowujące znaczenie dobrze budowanej tożsamości akademickiej, przypomnę bajkę o nowych szatach króla i powiążę ją z poruszaną tematyką. Bajka o nowych szatach króla opowiada o królu, który zatrudnił dwóch oszustów, aby uszyli mu wspaniałe szaty, których nikt nie mógł zobaczyć. Oszuści twierdzili, że ich praca jest tak wyjątkowa, że tylko mądrzy ludzie mogą ją docenić. Wszyscy dworzanie, chcąc zachować swoją pozycję i nie stracić szacunku, udawali, że widzą piękne szaty, choć w rzeczywistości król był nagi. Dopiero dziecko na ulicy krzyknęło "król jest nagi".

Ta bajka doskonale ilustruje, jak ważne jest autentyczne zaangażowanie i prawdziwa tożsamość w budowaniu poczucia przynależności. Podobnie jak dworzanie, którzy udawali, że widzą szaty, aby nie stracić pozycji, niektóre uczelnie mogą stosować pozorne działania, aby stworzyć pozory silnej tożsamości akademickiej. Jednak takie działania są krótkotrwałe i nie przynoszą prawdziwych korzyści.

Dobrze budowana tożsamość akademicka opiera się na autentycznych relacjach, wspólnych wartościach i prawdziwym zaangażowaniu wszystkich członków społeczności akademickiej. Tożsamość ta nie jest jedynie fasadą, ale żywym, dynamicznym procesem, który wymaga ciągłego wysiłku i refleksji.

Podobnie jak król, który w końcu zorientował się, że jest nagi, uczelnie muszą być gotowe przyznać się do swoich słabości i pracować nad budowaniem prawdziwej tożsamości swoich studentów i pracowników. Tylko wtedy będą w stanie stworzyć środowisko, w którym studenci, wykładowcy i pracownicy administracji czują się związani z uczelnią, zmotywowani do osiągania celów i dumni z bycia częścią tej społeczności.

W ten sposób, bajka o nowych szatach króla przypomina nam, że prawdziwa tożsamość akademicka wymaga odwagi, szczerości i ciągłego dążenia do autentyczności. Tylko wtedy możemy stworzyć silne, zintegrowane i efektywne środowisko akademickie, które będzie źródłem dumy i satysfakcji dla wszystkich jego członków. I w takim środowisku rzeczywiście efekty uczenia się oraz prowadzonych badań będą lepsze.

W nawiązaniu do tej myśli, warto rozwinąć temat związku między poczuciem tożsamości i identyfikacji z firmą a dworskimi komplementami oraz rytualnym zapewnianiem o lojalności i dumie. Czasem w organizacjach można zaobserwować tendencję do tworzenia pozorów silnej tożsamości i poczucia przynależności poprzez nadmierne schlebianie i zapewnianie o wspaniałości oraz dumie. Takie działania mogą przybierać formę dworskich komplementów, rytualnych zapewnień o lojalności i podporządkowaniu, a także zakazów krytycznego myślenia i wyrażania negatywnych opinii.

Przykłady takich praktyk to:

  1. Nadmierne schlebianie pracownikom: Często można usłyszeć, jak menedżerowie chwalą swoich pracowników, używając przesadnych określeń typu "najlepsi w branży", "niezastąpieni" itp. Choć takie komplementy mogą wydawać się motywujące, w rzeczywistości mogą prowadzić do sztucznego poczucia wartości i braku rzeczywistego zaangażowania. Brak autentyczności jest widoczny. Nawet wtedy, gdy dworzanie zapewniają, że nowe szaty króla są olśniewające i wspaniałe, jakich świat jeszcze nie widział. 
  2. Rytualne zapewnienia o lojalności: W niektórych organizacjach można zaobserwować rytuały, takie jak regularne spotkania, na których pracownicy są zapewniani o znaczeniu dla firmy. Choć takie działania mogą wydawać się pozytywne, często są one powierzchowne i nie przekładają się na prawdziwe poczucie przynależności.
  3. Zakaz krytycznego myślenia: W niektórych środowiskach panuje niepisana zasada, że nie wolno krytykować firmy, menedżerów czy współpracowników. Takie podejście może prowadzić do stłumienia kreatywności, innowacyjności i otwartej komunikacji.
  4. "Znam swoje miejsce w szeregu": W organizacjach, gdzie panuje hierarchiczna struktura, pracownicy mogą być zachęcani do akceptacji swojej pozycji bez kwestionowania. Choć takie podejście może wydawać się lojalne, w rzeczywistości może prowadzić do braku inicjatywy i kreatywności.
  5. "Zły to ptak, co gniazdo swe kala": W niektórych firmach panuje niepisana zasada, że nie wolno krytykować własnej organizacji, nawet jeśli widzimy w niej problemy. Takie podejście może prowadzić do stagnacji i braku chęci do wprowadzania zmian. Szczególnie dotkliwe może to być w instytucjach akademickich, w których innowacyjność jest warunkiem istnienia i rozwoju.

Jak ilustruje bajka o nowych szatach króla, takie dworskie schlebianie i rytualne zapewnianie o wspaniałości mogą prowadzić do powierzchowności i braku autentyczności. Prawdziwe poczucie tożsamości i przynależności wymaga otwartej komunikacji, krytycznego myślenia i gotowości do konstruktywnej krytyki. Tylko wtedy organizacja może rozwijać się i osiągać swoje cele w sposób zrównoważony i autentyczny.

 Napisane wspólnie z Bielikiem AI w dniu 13 października 2024.

*  *  *

Wcześniejsza próba z darmową wersją GPT nie zakończyła się sukcesem (trzeba było wprowadzić zbyt wiele poprawek samodzielnie), a Copilot, choć dobrze poprawił tekst (lepiej niż Bielik, bo nie wyciął ważnego dla mnie fragmentu) to rozwinięcie tematu wyszło standardowo, czyli mało ciekawie. Bielik wykonał zadanie lepiej i bardziej odpowiadał mi efekt końcowy. Nie jest jeszcze to to, czego był pragnął. Zapewne ważny jest sposób promptowania. Mam się wiec czego uczyć. A te wiedzę będę systematycznie przekazywał studentom na moich zajęciach. 

Najpierw napisałem tekst i poprosiłem o poprawki literowe i stylistyczne. Mogłem oczywiście sam poprawić w Wordzie, ale chciałem sprawdzić, jak wyjdzie ta praca różnym GenAI. Następnie, przez kolejne prompty z pytaniami i sugestiami, powstał tekst końcowy(esej). Przeczytałem go i wprowadziłem kilka zmian, mniej lub bardziej znaczących. Dodałem wytłuszczenia ważniejszych z mojego punktu widzenia fraz i fragmentów. Czuć, że korzystał z tekstów biznesowych. Możliwe, że środowisko akademickie jeszcze na ten temat nie dyskutowało i zabrakło tekstów źródłowych. 

W czym mi pomógł GenAI? W pracy redakcyjnej i pracy copywritera. Okazał się dobrym asystentem do pracy. Dopiero zaczynam się uczyć wykorzystywać takiego asystenta. Czyli projektować. Wzrastam w rolę projektanta. I uczę się dobrze przygotowywać narzędzia dydaktyczne na zajęcia ze studentami.

Suplement

Oryginalny mój tekst, po poprawkach literowych i drobnych stylistycznych. Pełnej surowizny nie chciałem tym razem wrzucać na blog,

W czasie konferencji Inspir@cje 2024 wysłuchałem ciekawego referatu. Jędrzej Witkowski przedstawił referat pt. „Poczucie przynależności - co wiemy z badań i co możemy zrobić w szkole.”

Okazuje się że poczucie przynależności do szkoły, do społeczności jest bardzo ważne także z dydaktycznego punktu widzenia. Uczniowie o większym poczuciu przynależności osiągają lepsze rezultaty w nauce. Zapewne podobnie jest na uczelniach ze studentami. Tak więc to nie tylko samo budowanie społeczności z poczuciem wspólnoty lecz także zabieg dydaktyczny o dobrych efektach. To nie są zmarnowane działania i niepotrzebny wysiłek. A co z pracownikami? Czy w szkole lub na uniwersytecie pracownicy z większym poczuciem przynależności (silniejszym identyfikowaniem się z własna instytucją) pracują wydajniej i osiągają lepsze rezultaty? Lepiej publikują? Lepiej i efektywnie prowadza zajęcia?

I jeszcze jedno pytanie. Jakie działania (np. pracodawcy) zwiększają poczucie przynależności? Czy zakładanie bluzy z logo firmy jest wyrazem poczucia przynależności, poczucia wspólnoty? A jakie działania powodują utratę poczucia wspólnoty i tożsamości z firmą, szkoła, uczelnią?

Czasem poczuje tożsamości i identyfikacji z firma mylone jest z dworskimi komplementami i rytualnym zapewnianiem jak jest wspaniale i jacy to jesteśmy dumni” :znam swoje miejsce w szeregu”(zapewnienie o lojalności i podporządkowaniu) lub „zły to ptak co gniazdo swe kala” (czyli , nic złego i krytycznego nie mówić, nie pisać, bo to jest be. Własne brudy pierzemy u siebie.). Oszem jest i inne powiedzenie” że gorszy to ptak co mówić o tym nie pozwala”. Złe skutki takiego dworskiego schlebiania dobrze ilustruje bajka o nowych szatach króla.

Skoro jest ważne poczucie tożsamości i przynależności w edukacji, to jak je skuteczni budować. I nie chodzi o jakieś płytkie i rytualne pozorowania by w sprawozdawczości się zgadzało, tylko o rzeczywiste i efektywne działania. Jak wskazują badania warto o tożsamo zadbać, studentów, uczniów a być może i pracowników.

12.10.2024

Punktualność a otwartość na zmiany w edukacji - czy jest jakiś związek?

 

Dlaczego jedni są bardziej otwarci na zmiany a inni wręcz przeciwnie? Nie tylko sami się nie zmieniają ale blokują zmiany innym? Na przykład w edukacji. Jedni szybko, niczym edukacyjni zwiadowcy, testują i wdrażają nowe metody i podejścia a inni mocno się spóźniają. Jeśli coś zmieniają to tylko jako późni naśladowcy. Nasunęła mi się analogia z punktualnością. Nie wiem czy jest jakiś związek i jakaś głębsza koincydencja. 

Czy przychodzisz punktualnie na spotkania, wydarzenia, koncerty, spektakle? Na dworce lub przystanki autobusowe? Przychodzisz wcześniej by sie nie spóźnisz czy wpadasz zziajany w ostatniej chwili? Spotkanie, nie pociąg, nie odjedzie bo ciągle znajduje się w tym samym miejscu. Wchodzą, gdy już spotkanie trwa. Sami tracą początek a często rozpraszają i przeszkadzają innym. Często organizatorzy specjalnie opóźniają rozpoczęcie by dotarli spóźnialscy. Ale jest to nie w porządku w stosunku do punktualnych, bo oni niepotrzebnie tracą czas. 

Przychodzę wcześniej by nie być zziajanym, by sie nie spóźniać na początek i mieć całość wydarzenia. Owszem organizatorzy często na początku robią rozbiegówkę, w kinie puszczają reklamy, zagadują, zaczynają z opóźnieniem. By zdążyli ci spóźnialscy. Ale to brak szacunku dla tych, co są punktualnie.

Spóźniając się sami coś tracimy (mało ważnego) i przeszkadzamy innym oraz zakłócamy pewien porządek. Czyli spóźnianie nie jest takie obojętne. Na przykład na zajęcia. Jeśli na początku zapadają ważne uzgodnienia, to obecni decydują za spóźnialskich. 

Podobnie jest ze zmianami społecznymi - jedni szybciej reagują na zmiany społeczne, inni wręcz przeciwnie. Ci "społecznie" punktualnie starają się dostrzec trend i bez zwlekania reagują. To takie uważne wypatrywanie zwłaszcza, gdy  nie jest to pociąg lub autobus rejsowy lub nie jeździ punktualnie. By nie przegapić. Zacząć wcześniej. na przykład zmiany w edukacji. Dostrzegam w tej analogii punktualność rozwojową i społeczną. Dostrzec zmiany w środowisku społecznym i "rozkładzie jazdy" procesów społecznych i cywilizacyjnych.

A co zrobić, gdy nie widać tej dalszej przyszłości? Może trzeba wejść na wieżę by wypatrywać z daleka? I mieć czas się przygotować, zabrać bagaże, ustawić się w kolejce. Niczym panny roztropne z latarniami i zapasem oliwy wyczekujące oblubieńca. Nic je nie zaskoczy, nie spóźnią się, bo nie muszą w ostatnim momencie chaotycznie szukać oliwy do lap.

Nie dać sie zaskoczyć. W edukacji pionierzy i zwiadowcy, wypatrują zmian i nadjeżdżającego autobusu, są liderami zmian. Potem uaktywniają się wcześni naśladowcy, szybko reagują na poczynania liderów, gdy oni ustawiają się na peronie czy stanowisku autobusowym to znaczy, że autobus już nadjeżdża i trzeba się też ustawić, by zając dobre miejsce i zmieścić sie do przepełnionego autobusu.

W tym kontekście wcześni naśladowcy są punktualni. Późni naśladowcy i maruderzy, przeszkadzacze, przeciwnicy, konopielkowi dywersanci zmian, konserwatyści itp. przekonują, że nie trzeba niczego zmieniać, że jest dobrze jak było i często bywają agresywni w stosunku do liderów, jak i samych zmian. Są jak spóźnialscy na wykładzie czy koncercie, sami nie skorzystają w pełni to jeszcze i innym przeszkadzają i dezorganizują całe spotkanie. 

Czy jest to tylko przypadkowe i powierzchowne podobieństwo czy też te postawy punktualności i reakcji na zmiany w edukacji (społeczne zmiany) wynikają z tych samych mechanizmów w ludzkim mózgu? To jest niezwykle ciekawe czy i jak z pozoru odległe zjawiska są jakoś ze sobą powiązane, nawet pośrednio. 

*  *  *

Prompt dla czatu GPT 3,5 "działasz jako bloger, biolog i naukowiec. Rozwiń tekst i napisz esej, odpad do nauczycieli. Użyj stylu oficjalnego i perswazyjnego. Trzeba byłoby poprawić kilka słów, bo czat ewidentnie się jąkała i wstawił bezsensowne skrótowce. Część zdań jest nielogiczna i bezsensowna. Wymagałaby głębszych zmian i solidniejszych poprawek. Zachowuję wersje oryginalna, by pokazać jakie uzyskujemy rezultaty. Pierwszy wygenerowany tekst ma zbyt dużo bezsensownych językowo fragmentów. 


Esej: Punktualność a miejsce na zmiany w edukacji – połączenie pozycji i urządzeń społecznych

Nauczyc
Pu

Punktualność to cecha, której wiele z nas ceni, a jednocześnie nie jest zawsze możliwe do spożycia. mamy do czynienia z codziennym życiem: przybycie na spotkania, spektakle czy na przystanku autobusowym na czas. Czy zawsze pojawiamy się wcześniej, przez urlop pośpiechu, czy może wpadamy na ostatnią chwilę, spóźnieni, przeszkadzając innym? Osoby punktualne przywiązują wagę do zarządzania i zarządzania, co zapewnia spokój ducha i umożliwia pełne wykorzystanie wydarzeń w wydarzeniach. Z osobami kolei, które regularnie się spóźniają, nie tylko skutki uboczne, ale także rozpraszają się inne i zakłócają porzą

W ten sposób spóźnienie symbolizuje opór przed przestrzeganiem porządku. W edukacji pojawiają się mechanizmy – jedni natychmiast pojawiają się innowacje, inni stawiają opór, często blokując zmiany, co utrudniają rozwój całego systemu. Czy można powiedzieć, że można zastosować wobec konieczności stosowania aktualizacji w kontekście obowiązywania
Pionierzy i maruderzy w eduk

W kontekście reformy edukacyjnej nauczycieli można umieścić na kilka grup, z których każdy ma inne zwolnienie do wprowadzenia nowości. Są pionierami – osobami, które niczym zwiadowcy eksplorują nowe metody, testują i adaptują je szybko do swoich klas. To oni jako pierwsze dostrzegają nadchodzące zmiany i dostarczają na nie bez zwlekania, w sposobie, w jaki punktalne osoby przygotowują się na nadchodzące wydar

Za

Są też administratorzy, którzy wystąpią z oporem. To późni naśladowcy – wprowadzają zmianę dopiero wtedy, gdy są one już stosowane, często w ostatniej chwili, a nawet z przymusu. Na końcu mamy tych, którzy nie tylko opóźniają wprowadzenie nowości, ale bezpośrednio się im sprzeciwiają. Mogą łączyć się z osobami, które spóźniają się na spotkania, a jednocześnie zakłócają inne, niszcząc harmonię i zakłócając chaos
Społeczna i rozwojowa „punktowa

uzasadnione jak punktualność, reakcje na zmiany edukacyjne mogą być postrzegane jako wyraz „społecznej punktualności”. Ci, którzy szybko dostarczają się na realia, są gotowi do działania, gdy tylko dostrzegają nowe. Zwiadowcy edukacyjni, pionierzy zmian, nie, aż do nowych, wprowadzonych do nich, ale sami wypatrują określonych trendów. Są jak osoby, które zawsze zaczynają się wcześniej, gotowe na k

Edukacyjni „maruderzy”, podobnie jak spóźnialscy na spotkaniach, zakłócają płynność procesu. Trudność w dostosowaniu się do zmian, często nie dostrzegając korzyści, które płyną z adaptacji do metody nauczania. Konserwatywni dostawcy mogą być również bardziej sceptyczni wobec nowych technologii, reform programowych lub metod dydaktycznych, oporności na skuteczność, że „stare” metody są dobre. Ta pozycja nie tylko hamuje ich własny rozwój, ale także wpływa na wydajność
Przygotowanie na zmianę – edukacyjne „wypatrywanie przyszłości”

Najważniejszym aspektem bycia liderem w edukacji jest ryzyko, że nastąpi to na nadchodzącą zmianę. istnieć jak osoby punktualne, które pojawiają się na spotkaniach z dostępnością, aby mieć dostęp, że nie nastąpi koniec, dostawcy-liderzy wypatrują nowości i podstawowe się je zaadaptować, zanim staną się powszechne. Podjęcie reakcji w ostatniej chwili, podjęcie działań proaktywnych, podjęcie czasu na przygotowanie się

Porównanie to można zobrazować biblijną przypowieścią o pannach roztropnych, które tworzą na oblubieńca z zapasem oliwy do lampy. Nie poprzedzane przez podanie, bo wcześniej przygotowane zostało nadchodzące. Menedżerowie, którzy wypatrują trendów i przygotowują się na koniec, nie powodują uderzenia przez zmianę, a ich działania są prze
Podsum

Punktualność nie jest dostępna w przypadku zarządzania; Może być również metaforą dostępną na zmianę i działanie w zmieniającym się świecie. W edukacji nauczycieli, którzy dostrzegają skutki zmian i pojawiają się na nich, wprowadzając przywódców, kształtując ich początek. Ci, którzy opierają się na innowacjach, nie tylko sami, ale także spowalniają rozwój całego systemu. Warto zatem zabezpieczyć się, jako zabezpieczenie z punktualnością i reakcją na zmianę, które mogą mieć swoje korzenie w mechanizmach społecznych i psychologicznych. Zrozumienie tych urządzeń może pomóc nauczycielom lepiej korzystać z inteligentnych realiów współczesnej edukacji, a tym samym lepiej korzystać z ich.


* * *

To samo tylko styl dowcipny. Wyszło ciekawiej lecz także z wieloma błędami językowymi.

Esej: Punktualność a zmiany w edukacji – czy nauczyciel może być „spóźnialskim”?

Drodzy dostawcy, wszyscy znamy dziesięć chwil, kiedy po raz kolejny ktoś wpada spóźniony na zebranie. Cała sala już czeka, dyskusja wre, a tu nagle drzwi otwierają się z hukiem i dołączają do kolegi z zawieszeniem oddechowym, mrucząc coś pod nosem o korkach albo o tym, że „nie sądził, że tak szybko uruchomicie!”. Ale czy tak samo jest z edukacją? Dlaczego jedni prowadzący zawsze są „na czas” z pomysłami, a inni, podobnie jak na zebraniach, spóź
Punkt

Pomy

Nie, ja
Zw

Zwi

Garnek

A na
Punktualność „rozwojowa” – co mają wspólnego autobusy i innowacje?

Punktualność nie jest dostępna tylko w zarządzaniu. W zasadzie rzeczy, to kwestia zarządzania... Zwiadowcy to ci, którzy nie tylko na czas, ale najpierw przygotowują się. Widzą, że nadchodzi nowy trend, nowa metoda, nowa technologia – i przerywają przerwę na chwilę, urlop. W edukacji to ci, którzy pierwsi wdrażają technologie cyfrowe, nowoczesne organizacje dydaktyczne czy programy motywacyjne.

Z kolei ci, którzy wybierają „poczekać, aż coś się wydarzy”, ryzykują, zmieniają ich atak. To tak, jakbyście czekali na autobus, który nie przyjeżdża do punktualnie. Co dalej? Można albo chodzić pieszo, albo... pominąć całą podróż! jest to z innowacjami – jeśli nie będziesz mieć możliwości ich użycia, może się zdarzyć, że autobus zmiany odjedzie bez ciebie.
Spóźnialscy i dezorganizacja

A teraz spójrzmy na tych, którzy zawsze są spóźnieni – w życiu iw edukacji. Przybywając na spotkanie w ostatniej chwili, nie tylko sami coś, ale i rozpraszają innych. Wyobraźcie sobie koncert, który już trwa, ktoś nagle wszedł, przepychając się między spotkaniami. Punktualni się niecierpliwią – przecież przyszli na czas! Spóźnialscy, w tym przypadku przeciwnicy zmian, nie tylko sami ważne informacje, ale często też przeszkadzają tym, którzy już wprowadzili nowości dla swoich praktyków. To jak próba przerwania prawidłowego działania systemu – chaos, z którego trudno wyjść.
Gotowość na zmiany – lepiej być jak panna roztropna

Oto kluczowa lekcja: lepiej być gotowym na zmianę wcześniej, niż w ostatniej chwili potrzebnych rozwiązań. przewidziane do biblijną przypowieść o pannach roztropnych, które przygotowały zapasy na wypadek, gdyby oblubieniec spóźnił się na wesele. Te, które wypływają pod ręką, nie musiały w panice szukać zapasów. W edukacji do samo – lepiej, jeśli nastąpi zawczasu, nastąpi nadejście zmiany i będzie gotowe do działania, niż później w pośpiechu, szukając sposobów na nadrobienie straconego czasu.
Podsumowanie – kto pierwszy, dziesięć...punktalny!

Punktualność to nie tylko kwestia elegancji, ale także praktyki życiowej. To zdolność przewidywania i reagowania na zmiany, zanim jeszcze nadejdą. W edukacji pionierzy, jak na porządnych zwiadowców przystało, zawsze są „przed wystąpieniem”. Wczesni naśladowcy w sam raz – jeszcze wsiadają na pokładzie zmian. Spóźalscy? Cóż, oni zawsze będą na końcu, nadgonić to, co już inni dawno wdrożyli. Więc drodzy administratorzy, może warto wyjść wcześniej z domu – na spotkanie, ale i na nowości edukacyjne!

* * *

GPT 4o (też pojawiły się urwane zdania), inna wersja z drugim promptem (styl dowcipny)


Esej: Punktualność i zmiany w edukacji – dlaczego lekarze są jak „edukacyjni ninja”, a inni jak maruderzy?

Drodzy dostawcy, zastanawialiście się kiedyś, dlaczego z natychmiastowego wprowadzenia do nowinki edukacyjnej, gdy inne źródła są dostępne na brzegu, stosując się do przepisów prawnych, podręczników, które były jednym z ratunków na oceanie zmian? Nie tylko nie są wymagane, ale blokują też innych. To, moi drodzy, przypomina trochę naszą codzienną sytuację z miejsca – miejsca, a właściwie jej brak, w różnych życiowych sytuac
Punktualność w życiu psychicznym – czyl

Wyobraźcie sobie takie wyjątkowe: idziecie na koncert. Czy oni, którzy przychodzą na godzinę wcześniej, bo „lepiej się nie spóźnić”, czy też wpadacie zziajani, gdy wokalista już śpiewa refren pierwszego utworu, a wyprzeciecie się przepychać do swojego miejsca, przepraszając pół rzędu ludzi? Jeśli należycie do tej drugiej grupy, to niestety, ale robicie niezłe zamieszanie. I tu mamy pierwszą analogię: punktualni prowadzący do ci, którzy szybciutko łapią nowe metody nauczania, a spóźnialscy? No cóż, oni nie tylko nie wpadną na nowe rozwiązania, ale jeszcze raz przeszkodzą, bo trzeba czekać, aż się zori

Czy spóźnianie się na pociąg jest neutralny? Nie! Tracisz miejsce przy oknie, fajny początek rozmów i jeszcze irytujesz innych. A w szkole? Kiedy liderzy zmian już wprowadzają nowe metody, ci spóźnialscy, którzy ciągle się wahają, przegapiają najważniejsze momenty i tylko potem gonią rzeczyw
Edukacyjni pionierzy i maruderzy – kto pierwszy,

Wyobraźmy sobie teraz mieszkanie. Mamy tam nauczycieli-pionierów, którzy są jak edukacyjni ninja – szybcy, sprytni i zawsze gotowi do akcji. Gdy pojawia się nowy trend w nauczaniu, od razu testują, eksperymentują, powodując różne narzędzia. To ludzie, którzy zawsze są na czas, nawet chwila przed czasem – gotowi, z kawą w ręku i notatkami w telefonie

Za nimi idą wcześni naśladowcy – ci, którzy mogą nie są tak szybcy jak ninja, ale kiedy zadziałają, że ci pierwsi już coś testują, podchodzą, patrzą i myślą: „Hmm, może warto podejść?”. Oni są jak ci, którzy zatrzymują się na chwilę przed autobusem – posiadanie, że lepiej być na czas, bo można wykorzystać dobre

A potem mamy późnych naśladowców – spóźnialskich. Oni nie tylko zawsze są na końcu kolejki, ale jeszcze mają zasięg do blokowania ruchu. Autobus już dawno odjechał, a oni jeszcze się zastanawiają, czy w ogóle warto się pakować. Tak samo z innowacjami w edukacji: „Czy naprawdę trzeba zastosować ten podręcznik? Obowiązujące rozwiązanie od 15 lat i w jakiś sposób działa!”. I kiedy już wszyscy inni dawno wprowadzili nowe metody, oni trzymają się stare, prz
Społeczna punktualność – kiedy wypatrzysz trendów z wy

Jeśli jesteś tym, który zawsze stara się być na czas, to znaczy, że masz obywatela „społeczną punktualność”. To taka choroba, która może zostać zauważona w organizmie i odpowiednio na nie zareagować. Ci „punktualni” dostawcy są jak te panny roztropne z przypowieści – mają zapas oliwy do lampy, uwzględniając, że zmiana nadchodzi, i nie daje się zaskoczyć

Nauczyciele-pionierzy zawsze wypatrują nowości – jak zwiadowcy, którzy czuwają na straży, aby nie spóźnić się na nadjeżdżający autobusu regularny nowinek edukacyjny. Przygotowując się, testują, zmieniają swoje rozwiązanie i rozwiązanie na moment, w którym można je przenieść wcześniej. Ci, którzy pojawili się na czas, czyli wcześni naśladowcy, też dobrze sobie radzą – gdy pojawili się już wcześniej, dołączyli do zmian, nie było możliwości, że zajęcie dobrego miejsca w „aut
A co z maruderami?

Nie, właśnie – co z nimi, którzy zawsze spóźniają się na zmiany? To ci, którzy przychodzą na spotkania, kiedy już wszystko trwa, a potem nie tylko sami, ale jeszcze rozpraszają innych. działają te, którzy z zapartym tchem wbiegają na koncert, gdy pierwszy utwór już leci, depcząc buty innego widzenia. I tak samo jest w edukacji: „Nie dotyczy tych wszystkich technologii, poza tym było bez nich!”. Spóźnialscy hamują postęp, dezorganizują pracę innych i co powodują, wyłączając najlepsz
Jak przygotować się

Aby być liderem w edukacji, warto nie tylko być na czas – trzeba być przed czasem! Spóźnianie się na zmianę na jak spóźnienie autobusu, który odjeżdża na czas – zanim się zorientujesz, że się dzieje, wszyscy inni są już daleko przed tobą. Dlatego warto być jak te roztropne panny z przypowieści – gotowe, z zapasowego „oliwego” (czyli otwartego umysłu) i gotowe na każde rozwiązanie. Liderzy nie boją się innowacji – wypatrują ich z daleka i dzięki temu mają czas na myślnie, adaptację i działa
Wnioski – czy punktualność ma coś, co jest zależne od zmiany?

Zdecydowanie tak! Punktualność nie jest tylko obecnością na czas spotkania – to postawa wobec życia, która jest naszą obecnością na zmianie. W edukacji ci, którzy wystąpią „przed wystąpieniem”, są pionierami. Mają otwarte głowy, gotowe na nowe wyzwania. Ci, którzy ciągle się spóźniają – zarówno na zajęciach, jak i na zmiany – nie tylko, ale i spowalniają cały system. Więc muzyka razem, kiedy nadejdzie czas do głowy, będzie dostępna z inną innowacją „na później”, zagraj sobie o tym autobusie – bo może być ostatnią szansą, b

* * *
Wnioski. Skopiowałem żywcem, beż żadnych poprawek. W takiej formie się nie nadaje. ale można przecież łatwo poprawić i doszlifować. GenGPT nie wyręczy w żadnym zadaniu, nawet jako zwykły copywritter. Potrzebna dodatkowa praca. Po pierwsze dobry prompt, potem sugestie i kolejne pytania-polecenia. Całość trzeba sprawdzić czy nie ma błędów faktograficznych i czy jest zgodnie z naszym pomysłem i potrzebami. To także zabiera czas. Szybko można generować różne wersje lecz sprawdzanie i wybieranie najbardziej optymalnej wersji też zabiera czas. Może łatwiej jest poprawiać i zmieniać niż samodzielnie pisać? Może, niemniej to narzędzie jako pomocnik (asystent) wymaga kilku rzeczy. Po pierwsze trzeba sie nauczyć z tego korzystać. Po drugie, wytrenować swojego własnego Gepetka (przyjaźniejsza nazwa niż oficjalne GEN AI itp.). Trenowanie zajmuje czas. Kupisz płatna wersję, to musisz na pewno sobie go wytrenować, tak jak wyhodować smoka z jaja. Albo zwykłą kurę czy gęś: wysiadywać (inkubować), pielęgnować, dokarmiać a potem dbać o rozwój, aż będzie duża i gotowa do bezawaryjnej pracy. A jak po jakimś czasem zrezygnujesz z abonamentu to cały wysiłek z "wychowywania i trenowania" Gepetka pójdzie w piach? Zupełnie jak z ludzkim pomocnikiem i asystentem - przecież może się zwolnic i pójść do innej pracy. 

GenAI, w niniejszym tekście zwane Gepetkiem, to złożone i trudne narzędzie. Nie pierwsze i nie ostatnie w historii ludzkości. Jest kosztowne w utrzymaniu bo każdy prompt wymaga ileś tam energii i wody do chłodzenia serwerów. Ludzkie, mózgowe myślenie jest bez porównania tańsze, dla naszej kieszeni i dla planety. zatem nie używaj Gepetna nadaremno i do rzeczy banalnych. Z rozwagą. 

Ja tymczasem wracam do rozpoznawania narzędzia i zastanawiania się czy i do czego przyda się w edukacji, także na uniwersytecie. Do korzystania twórczego a nie do prostej konsumpcji. Zadaniem na najbliższy rok, które sobie postawiłem, to podniesienie moich własnych kompetencji cyfrowych i moich studentów. Będziemy uczyli się razem. Bo skoro jest jakieś narzędzie, na przykład nóż, to warto nauczyć się z niego korzystać. By się nie skaleczyć i by właściwie używać. Wyobraź sobie, że naśladując innych, kroisz nożem chleb. I idzie marnie, wręcz tragicznie. I co, kiepskie narzędzie? A może po prostu kroisz ostrzem do góry, a druga strona ostrza jest tępa i nie służy do krojenia, stąd takie marne rezultaty. To nie nóż jest zły tylko nasze umiejętności korzystania z tego narzędzia. Podobnie jest pewnie z Gen AI. Zatem zanim zaczniesz narzekać, jak spóźnialski, może wcześniej warto poznać narzędzie i sprawdzić do czego  się nadaje i jak je używać?

Jestem przekonany, że GenAI to dobre narzędzie w edukacji jako osobisty asystent nauczyciela i ucznia (studenta). I nie jest to pierwszy pomocnik w historii edukacji. O tym napisze niebawem bardziej szczegółowo. Bo mamy druga fazę głębokich zmian w edukacji, najpierw było przyspieszenie przez narzędzia edukacji online, teraz całą "plansze do gry" wywracają narzędzia sztucznej inteligencji. 

PS. Mój pierwotny tekst, użyty w prompcie też wymaga dopracowania i poprawek... Kiedyś napiszę ten test jeszcze raz. 

11.10.2024

Od książki abstraktów do live-streamingu, czyli jak konferencje zmieniają się na naszych oczach

Warszawa, wrzesień 2024, konferencja Inspir@cje 2024. Nagrywanie wystąpień na konferencji, nagrania pojawią się niebawem. Nieco inaczej niż tradycyjnie zbudowana przestrzeń do prezentowania, właśnie dlatego by ułatwić nagrywanie.


Kiedyś konferencje naukowe to była solidna dawka papieru. Kto był wtedy aktywny naukowo ten wie, że obok własnych notatek, świętym Graalem były książki abstraktów (wraz z programem konferencji). Taki mały skarb z sympozjum, który pomagał zorientować się, co i gdzie będzie się działo. W tych tajemniczych tomikach było coś wyjątkowego – streszczenia wszystkich wystąpień. Dzięki nim można było ustalić, na który referat warto się wybrać, a który ominąć szerokim łukiem (bo, wiadomo, przerwa kawowa jest równie ważnym elementem konferencji!). Na konferencjach ważne są rozmowy kuluarowe, nie tylko przy kawie. Ten czas można wygospodarować właśnie w czasie mniej przydatnych referatów (a każdy uczestnik ma inne oczekiwania więc pula mniej ciekawych wystąpień dla każdego uczestnika jest inna). Co więcej, jak cię na konferencji nie było, to przynajmniej książka mogła podrzucić namiary do autorów, by móc ich potem ścignąć z pytaniem: „Widziałem w abstrakcie temat, który mnie interesuje, czy mogę prosić o publikacje lub więcej informacji?

I potem przychodziły Proceedings – niechybny dowód na to, że coś się tam jednak działo. Był tam pełny tekst referatu albo publikacja bazująca na prezentacji, czasem nawet z zapisami dyskusji (zwłaszcza tym panelowych i ujętych w programie konferencji). To było takie coś, co można było cytować, przeglądać po latach i chwalić się, że „byłem tam”. Czasem w Proceedings było także zdjęcie grupowe uczestników konferencji. Namacalny dowód, że się osobiście było.

A teraz? Epoka papieru mija! No, może nie do końca, ale przyznajmy – papier zostaje w tyle. Wchodzi wideo! I to nie jakieś nudne nagranie „włącz kamerę i rób swoje”. Teraz mamy montowane filmy z konferencji – zbliżenia na slajdy, dynamiczne ujęcia, ktoś wpadł na pomysł, żeby nie pokazywać tylko gadającego człowieka, ale i jego interakcje z publiką (lub z moderatorami czatu). Zapis wideo to nowa wersja Proceedings, tylko że już nie musisz dźwigać kilogramów papieru w walizce, bo wszystko jest online. Możesz obejrzeć, wrócić do tego, co cię interesuje, z pauzą na kawę w dowolnym momencie. Magia! Albo rewolucja w komunikacji naukowej.

Nie wspomnę już o live-streamingu. To dopiero jest game-changer. Siedzisz w domu, popijasz herbatę, a tu, proszę – leci sobie konferencja na żywo. Można zadawać pytania, dyskutować z prelegentami, bez konieczności zamawiania lotów, noclegów i śniadań hotelowych (choć te ostatnie zawsze były miłym dodatkiem). Czasem zapis wideo wrzucają od razu, czasem trochę edytują, ale przecież oglądać można zawsze i wszędzie – jak naukowy Netflix, ale z bardziej skomplikowaną fabułą.

Tylko... tu rodzi się pytanie: jak to cytować? W starych, dobrych czasach miałeś książkę, numer strony, cytat – wszystko było jasne. A teraz? „Cytuję tu link do filmiku, minutę 3:45, prelegent pokazuje slajd z danymi”. Brzmi niezbyt akademicko, prawda? Jeszcze nie ma jakiegoś ustalonego kodeksu, jak traktować te materiały wideo. Może ktoś wymyśli jakąś nową formę cytowania – „link jako cytat” albo coś w stylu „odsyłam do timestampu”? Na razie to taki dziki zachód nauki (aktywnośc edukacyjnych zwiadowców), ale kto wie – może za jakiś czas to będzie nowa norma.

Tak czy inaczej, nie da się ukryć – jesteśmy świadkami zupełnie nowej jakości w komunikacji naukowej. Od książek abstraktów, przez grube Proceedings, aż po wideo, streamingi i inne cuda techniki. Teraz wiedza rozprzestrzenia się szybciej, szerzej i bardziej interaktywnie niż kiedykolwiek wcześniej. I mimo że papier ma swój urok (bo można notować ołówkiem na marginesach i podkreślać ważne słowa), to przyszłość nauki jest cyfrowa. Więc niech żyje live-streaming, ale może ktoś w końcu wymyśli, jak to wszystko cytować!

Jeśli dziś możemy cieszyć się z nagrań wideo z konferencji, to co nas czeka za chwilę? Weźmy pod uwagę na przykład podcasty. Już teraz podcasty naukowe zyskują popularność, ale ich potencjał w komunikacji naukowej jest dopiero odkrywany. Wyobraź sobie – zamiast typowej konferencji, mamy audycje na żądanie, w których naukowcy nie tylko opowiadają o swoich badaniach, ale robią to w swobodnej formie rozmowy. Bez Power Pointa, bez slajdów, po prostu czysta merytoryczna rozmowa. Takie podcasty mogą stać się cennym elementem wymiany wiedzy – można ich słuchać podczas jazdy samochodem, porannego biegania czy gotowania (co, przyznajmy, dla naukowca wiecznie zajętego grantami i papierami brzmi całkiem nieźle). Owszem, podcast ma sporą wadę - nie da się pokazać ilustracji, wykresów, schematów.

A co, jeśli podcasty staną się platformą dla preprintów? W końcu, po co czekać na recenzje, skoro można od razu nagrać rozmowę na temat najnowszych wyników, podzielić się refleksjami, i jednocześnie zaprosić społeczność naukową do dyskusji? Taka forma komunikacji mogłaby przyspieszyć obieg wiedzy i sprawić, że naukowcy szybciej dowiadywaliby się o nowych odkryciach. Forma, które może się rozwijać w epoce „po piśmie”, wracając do nawyków dawnej kultury oralnej i bezpośrednich spotkań.

A co z wideo? Obecnie wideo jest często dodatkiem do publikacji – zapis konferencji, rozmowy, eksperymenty nagrane i wrzucone do sieci. Ale co, jeśli w przyszłości wideo stanie się główną formą publikacji? Zamiast papierowej publikacji – film, w którym autorzy szczegółowo tłumaczą wyniki, pokazują eksperymenty krok po kroku, a nawet analizują dane w czasie rzeczywistym. Już teraz niektóre czasopisma oferują „video abstracts”, czyli krótki film podsumowujący artykuł, ale to tylko początek. Możliwe, że w przyszłości pełne artykuły badawcze będą miały formę wideo-tutoriali!

No dobrze, ale jak podcasty i wideo mogą stać się podstawą komunikacji między naukowcami? Przede wszystkim – mogą stać się bardziej przystępne i elastyczne. Zamiast organizować tradycyjną konferencję, gdzie wszyscy muszą spotkać się w jednym miejscu o jednym czasie, naukowcy mogliby współpracować za pomocą nagrań. Asynchroniczna komunikacja pozwala na dyskusje bez presji czasowej – odsłuchujesz, kiedy masz czas, odpowiadasz, kiedy masz przemyślenia. Nagrania wideo z eksperymentów mogą być świetnym narzędziem do tego, by inni badacze mogli zrozumieć metodologię w szczegółach, zobaczyć proces na własne oczy, a nie tylko przeczytać o nim w suchym tekście.

I tu pojawia się kolejny potencjał – otwarta nauka. Jeśli materiały wideo i podcasty byłyby ogólnodostępne, mogliby z nich korzystać nie tylko naukowcy, ale też studenci, popularyzatorzy nauki, a nawet osoby spoza akademii. Takie otwarte platformy mogłyby zwiększyć zasięg wiedzy i przyciągnąć większe grono odbiorców do świata nauki.

Przyszłość komunikacji naukowej to nie tylko pisane słowo – to multimedialne opowieści, podcasty, nagrania wideo i interaktywne formaty, które sprawią, że nauka stanie się bardziej dostępna, dynamiczna i zrozumiała. Czy będziemy cytować podcasty? Być może. Ale jedno jest pewne – będziemy się tymi formatami komunikować, bo świat nauki, podobnie jak technologia, nie stoi w miejscu!

W końcu, skoro technologia tak szybko się rozwija, czy powinniśmy oczekiwać nowych standardów publikacji naukowych, które będą wykorzystywać nowoczesne narzędzia, jak awatary wideo, sztuczną inteligencję, a nawet generatywną AI? Myślę, że to nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne.

Wyobraźmy sobie konferencję przyszłości: wchodzisz na platformę wirtualną, logujesz się i zamiast tradycyjnego wystąpienia „na żywo”, masz do wyboru interaktywną prezentację z udziałem awatara naukowca, który nie tylko wygłasza referat, ale i odpowiada na pytania uczestników – i to w czasie rzeczywistym. Indywidualnie dla każdego słuchacza (jakaż to indywidualizacja przekazu!). Awatary wideo mogą prezentować dane, analizować wyniki, a nawet wykorzystywać animacje i trójwymiarowe modele, by lepiej wyjaśniać skomplikowane kwestie. Taka forma prezentacji otwiera zupełnie nowe możliwości dla naukowców, zwłaszcza tych, którzy chcą dotrzeć do szerokiego grona odbiorców w atrakcyjny i interaktywny sposób.

Przyszłość to nie tylko awatary do prezentacji, ale także całkowicie nowy sposób interakcji z wynikami badań. Generatywna AI, która zyskała popularność w ostatnich latach, może odegrać kluczową rolę. Zamiast tradycyjnego posteru naukowego, wirtualna konferencja mogłaby oferować możliwość załadowania pełnego artykułu, a następnie... rozmowy z AI, która „wciela się” w autora. Taki wideoposter i do tego interaktywny. Chcesz zapytać o szczegóły metodologii? Proszę bardzo, AI odpowie, odwołując się do odpowiednich fragmentów publikacji. Potrzebujesz wyjaśnienia skomplikowanych równań? Awatar przeprowadzi cię krok po kroku przez proces myślowy autora. I to wszystko bez czekania w kolejce, aż prelegent znajdzie czas, by odpowiedzieć na pytania – dostępność 24/7!

To zupełnie nowa jakość w naukowej komunikacji, bo przecież tradycyjny referat i poster mają swoje ograniczenia. W sali konferencyjnej często jest za mało czasu, by odpowiedzieć na wszystkie pytania. Poster w formie statycznej tablicy (papierowego wydruku) też nie zawsze oddaje pełnię badań. A co, jeśli mógłbyś zadawać pytania „autorowi” nawet po zakończeniu sesji posterowej, i to w sposób interaktywny? To właśnie oferuje sztuczna inteligencja w połączeniu z awatarami – możliwość prowadzenia rozmów z „wirtualnymi autorami”, którzy zawsze są gotowi, by wyjaśnić, doprecyzować i podzielić się dodatkowymi informacjami.

Nie tylko to – generatywna AI może pomóc w analizie danych na miejscu. Wyobraź sobie, że uczestnik konferencji może załadować swoje wyniki badawcze do systemu AI, a ta automatycznie porównuje je z publikacjami innych uczestników, sugeruje nowe hipotezy, a nawet proponuje dalsze kroki badawcze. To mogłaby być konferencja jako interaktywny hub danych – naukowcy mogliby przychodzić nie tylko po to, by się dzielić wiedzą, ale także wspólnie generować nowe wyniki na miejscu, dzięki potędze obliczeniowej AI.

Co to oznacza dla przyszłości naukowych standardów publikacji? Po pierwsze, cyfrowe formaty publikacji będą musiały być coraz bardziej interaktywne. Już teraz mamy formaty takie jak video abstracts, ale dlaczego nie zrobić kroku dalej? Możliwe, że publikacje będą oferować nie tylko tekst i wykresy, ale i wbudowane wideo, animacje 3D, symulacje, a także awatary, które będą tłumaczyć kluczowe elementy pracy. Możemy nawet doczekać się standardów cytowania AI – zamiast cytować statyczny artykuł, będziemy podawać „czas i fragment” rozmowy z wirtualnym autorem.

Po drugie, konferencje naukowe mogą przejść na jeszcze bardziej interaktywny poziom, gdzie awatar autorów nie tylko wygłasza referat, ale także prowadzi warsztaty, odpowiada na pytania uczestników i umożliwia głębsze zrozumienie badań. Uczestnicy konferencji będą mogli wchodzić w dialog z „wirtualnymi naukowcami” długo po zakończeniu wydarzenia, dzięki zapisom i sztucznej inteligencji.

Podsumowując, idziemy w kierunku świata, gdzie tradycyjna forma publikacji naukowych i konferencji ulega znaczącej przemianie. Awatary, wideo, podcasty i generatywna AI to narzędzia, które będą coraz bardziej zintegrowane z komunikacją naukową, dając nam nowe możliwości interakcji i współpracy. Może to brzmieć futurystycznie, ale biorąc pod uwagę tempo rozwoju technologii, taka przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje!

* * *

Ten tekst powstał w dialogu z GPT 3,5 (open.ai) w dniu 11 października 2024. Podałem główne założenia (w tym prompt), napisałem szkic, który językowo poprawił i rozbudował GPT 3,5. Prowadziłem także dialog, zadawałem pytania i sugerowałem kierunek rozważań. Poprawiłem, scaliłem nieco uzupełniłem. Niemniej sporo słów a nawet stwierdzeń zostało wygenerowane przez GenAI. W jakiś sposób GPT zaczerpnął z już istniejących, ogólnoludzkich zasobów, ze słów napisanych przez innych ludzi. Jak to zacytować? Szukam na to odpowiedzi. Pisałem więc z ludźmi, których nie widziałem, a którzy już wcześniej wnieśli sporo do ogólnoludzkich zasobów a chat GPT z nich skorzystał.

Zapraszam do dyskusji! Jak ktoś ma wolę, to także z wykorzystaniem GenAI jako narzędzia wspomagającego.