18.03.2024

Jak się współcześnie uczymy i czy jest kryzys edukacji?

Akwarela Wioletty Ustyjańczuk, marzec 2024.
 

W czasie pandemii pani Wioletta przypadkiem trafiła na kanał, na którym ktoś uczył rysunku i malowania. Zaczęła z nudów i z ołówkiem stolarskim, znalezionym w szufladzie. A więc bez przygotowania i w pełni nieprofesjonalnie. Zaczynała niemalże od zera. Przy dobrym motywowaniu prowadzącego wciągnęła się i zaczęła próbować, w tym także techniki akwareli. Dołączyła do grupy w social mediach, w której członkowie pokazywali swoje prace. Był więc nauczyciel i była społeczność ucząca się (z dobrymi i wspierającymi się relacjami). Szybko nauczyła się malować akwarele a jej prace są coraz lepsze i zachwycają doskonałością techniki. Do żadnych szkół nie chodziła i wykształcenia formalnego w zakresie sztuki nie ma. O jej umiejętnościach mówią jej prace (zobacz relację z wernisażu). To przykład pokazujący jak teraz uczymy się w internecie i na kursach, a nie tylko w szkole i na studiach. Tradycyjne szkoły i tradycyjne uniwersytety systematycznie tracą monopol i dominującą pozycję. 

Kiedyś uczyliśmy się w szkole lub pod bezpośrednim okiem mistrza. Teraz możemy uczysz się online. Krajobraz edukacyjny mocno nam się zmienia. Tylko nieliczni szybko się adoptują. Wiele uniwersytetów jeszcze nie zauważyło zmiany, nie mówiąc o próbach adaptacji i dostosowania się do nowych potrzeb i nowych możliwości.

W przytoczonym przykładzie z umiejętnościami malowania, widać efekty a nie program i stopnie. Nie widać nawet rankingów uczelni i szkół. Dyplomy i certyfikaty przydają się, ale bardziej przemawiają efekty. Pracodawcy coraz częściej pytają o umiejętności a nie dyplomy ukończonych szkół czy kursów. Mniej ważne jest gdzie i czego się uczyłeś, ważniejsze staje się co tu i teraz umiesz.

A jak ja się uczę? Oznaczania chruścików uczyłem się głównie sam, z książek i to w różnych językach (np. czeski, bo taki akurat miałem klucz do chruścików). Ciężko było. Jeździłem także do specjalisty w Krakowie by zweryfikował moje oznaczenia Co najmniej dwa dni w podróży, czasem wiele godzin w pociągu by spotkać się i porozmawiać przez 2-3 godziny. Specjalista trichopterolog podpowiadał i podsuwał kolejne publikacje. Nie miałem na studiach żadnego przedmiotu z oznaczania i biologii chruścików. Nawet entomologii nie miałem. Uczyłem się najpierw w kole naukowym a potem samodzielnie przez działanie. A teraz kontakt ze specjalistami i weryfikacja oznaczeń jest bardziej globalna i dostępna online. Wystarczy zrobić odpowiednie zdjęcie okazu i umieścić w dedykowanej chruścikom grupie. Szybko i sprawnie bez wielogodzinnej i kosztownej podróży. I z dostępem do specjalistów z całego świata. Zawsze któryś znajdzie czas i ochotę by pomóc.

Podobnie było z uczeniem się dydaktyki. Choć tutaj odbyłem formalne kształcenie na studiach pedagogicznych. Ale znacznie więcej nauczyłem się sam, przez działanie, dodatkowe kursy, czytanie książek i publikacji, udział w konferencjach, przez działanie metodą prób i błędów oraz w grupie ludzi, w relacjach. Od czasów internetu uczę się dużo w sieci. Ostatnio korzystam z różnych webinariów i spotkań online. Tylko z nielicznych uzyskuję jakiekolwiek potwierdzenia udziału czy certyfikaty. Dzięki internetowi i social mediom utrzymuję kontakt z szeroką i rozproszoną geograficznie grupą edukatorów i nauczycieli. W bezpośredni kontakcie nie byłoby to możliwe. Przecież nie stać mnie na wieczne studiowanie, trzeba pracować i zarabiać na życie. Kontakt online asynchroniczny i synchroniczny to umożliwia. Korzystam także ze wsparcia dydaktycznego z innych ośrodków akademickich. 

To relacje mają znaczenie i komunikacja w grupie. Czyli wyśmiewane kompetencje miękkie, społeczne. Rola takiej edukacji rośnie bo spada znaczenie dyplomów formalnych. Powtórzę: kluczowe są kompetencje komunikacyjne i społeczne bo umożliwiają efektywną współpracę nie tylko w grupie w kontakcie bezpośrednim lecz także w grupach online. W dawnej szkole nie zwracaliśmy zbytniej uwagi na kompetencje społeczne, bo one niejako były kształtowane poza szkołą. A nawet jeśli w szkole, np. przez harcerstwo, sport itp., to nie zwracaliśmy na nie uwagi. Skupialiśmy się na czytaniu, pisaniu, liczeniu i zapamiętaniu faktów. Bo szkoła w tych obszarach miała duży monopol. Teraz, dzięki technologii i zmianom społecznym, wyrosła duża konkurencja. Tak jak w biosferze pod wpływem zmian klimatycznych zmieniają się ekosystemy, tak w środowisku społecznym zmieniają się ekosystemy edukacyjne. Pewne elementy zostają, inne się pojawiają po raz pierwszy. I co ważniejsze, zmieniają się proporcje: gatunki dawniej dominujące spychane są na margines, stają się recedentami. A zupełnie inne stają się dominantami. Powierzchownie jest to samo (nie zmienia się istota funkcjonowania systemu) lecz zmiany są głębokie i wyraźne. Wystarczy się tylko uważniej przypatrzeć.

Kiedyś byliśmy skazani tylko na edukację formalną. Moje próby uczenia się rysowania w młodości były nieporadne. W szkole była plastyka ale nie było nauczycieli specjalistów. Rysunki czy plastyka była tak zwanym michałkiem. W ograniczonym stopniu zapoznawaliśmy się z podstawowymi technikami malowania farbami plakatowymi, techniką kolażu itp. Ani dobrych książek, ani szkolenia ani solidnej edukacji. Sam się uczyłem i to nieudolnie. Lubiłem rysować, to poświęcałem wiele godzin na tę aktywność. Rysowałem i kolorowałem dla przyjemności. Raz tylko udało mi się trafić na kilka lekcji do domu kultury pod oko specjalisty. Teraz miałbym znacznie łatwiejszy dostęp do specjalistów online, w formie tutoriali, informacji zwrotnych, pokazywania techniki, podpowiedzi. I udział w rozproszonych przestrzennie grupach osób o podobnych zainteresowaniach.

Uczymy się w szkole ale ostatnio skraca się edukacja formalna bo coraz więcej studentów, nie tylko w Polsce, kończy studia na licencjacie. A potem pozostaje kształcenie ustawiczne, na różnych kursach, studiach podyplomowych czy w źródłach internetowych. 

Jak się uczą nauczyciele? Ubyło kierunków nauczycielskich, pozostają krótkie kursy pedagogiczne. A potem systematyczna praca własna i dokształcanie się nie tylko w kontakcie lecz więcej online. Samokształcenie, uczenie się małymi porcjami i w różnych miejscach. W życzliwym środowisku społeczności uczącej się. Jak weryfikować kompetencje i doskonalenie zawodowe nauczycieli? Stare sposoby stają się chyba nieskuteczne. I mało wiarygodne.

Bez wątpienia edukacja bardzo się zmienia na skutek przede wszystkim rozwoju technologii. Tworzy się zupełnie nowy ekosystem edukacyjny, uzupełniony nowymi podmiotami i nowymi ścieżkami uczenia się. Na pewno uniwersytety powinny jak najszybciej dostosować się do nowej rzeczywistości. Ale idzie to bardzo opornie i zbyt wolno. A może to zmiany są nietypowo zbyt szybkie i dawne sposoby adaptacyjne są niewystarczające? Czyli nie tyle nasze braki co nietypowo zmienne otoczenie. Tak czy siak próbujemy nie zauważać świata wokół nas. Chyba rośnie potrzeba dobrej walidacji wiedzy i umiejętności. Czy uniwersytety przejmą tę rolę czy wyprzedzą nas zupełnie inne instytucje i narodzi się zupełnie innych styl weryfikacji wiedzy, umiejętności i kompetencji?

Żyjemy w czasach wielkiej rewolucji cywilizacyjnej i społecznej. Ktoś na tym skorzysta, ktoś inny straci. Ciągle żyje we mnie nadzieja na aktualność formuły uniwersyteckiej. Ale przetrwanie uniwersytetów zależy od zgromadzonego kapitału ludzkiego i zdolności to innowacyjnej transformacji. Nadchodzi chwila prawdy.... niczym spojrzenie w lustro. I co tam zobaczymy? Wyidealizowany obraz czy realny wygląd, na jaki nie jesteśmy psychicznie przygotowani?

Czy jest kryzys edukacji? Tak. Dla jednych kryzys oznacza zagrożenie dla innych szanse i nowe możliwości. Kryzys to zmiana. I do zmiany trzeba się przygotować. W historii ludzkości przechodziliśmy już wiele takich kryzysów, w tym związanych z edukacją. Niby nic nowego, a jednak dla nas tu i teraz oznacza spory wysiłek. Dla jednych to stresujący i męczący znój, dla innych wysiłek związany ze zdobywaniem nowych obszarów, nowej pozycji społecznej i nowych możliwości. 

15.03.2024

Biblioteka ciągle jest sercem uniwersytetu - Naukowe Środy na UWM

 

Z dużą radością przywitałem nową inicjatywę wykładów otwartych w Bibliotece Uniwersyteckiej. Naukowe Środy to kontynuacja wcześniejszych wykładów otwartych, w których uczestniczyło wiele osób, w tym młodzież szkolna. Stała i systematyczna popularyzacja nauki i upowszechnianie wiedzy.

Mimo cywilizacyjnych zmian biblioteka dalej pozostaje sercem uniwersytetu. I jest centrum popularyzacji nauki. Życzliwie przygarnia pod swoje dachy wiele innych akademickich inicjatyw artystycznych, popularnonaukowych i naukowych. Jest miejscem spotkań i to nie tylko z wiedzą zawartą w książkach. Także w formie spotkań bezpośrednich, człowieka z człowiekiem. 

Naukowe Środy to nie jedyna inicjatywa otwartych spotkań dla środowiska akademickiego i dla szerokiego otoczenia spółczyno-gospodarczego uniwersytetu. Biblioteka Uniwersytecka jest dla nas akademickim centrum upowszechniania nauki i jednocześnie innowacji w tym zakresie. Bo wiele inicjatyw tu się wylęga i ma szanse zaistnieć. Biblioteka jest swoistym poligonem doświadczalnym i laboratorium społecznym. Sam z tego wielokrotnie korzystałem. I będę korzystał w przyszłości. Dobra przestrzeń i otwartość bibliotekarzy. Miejsce gdzie warto często przychodzić, niezależnie od pogody. Pod dachem jest zawsze ciepło. 

Dlaczego ilustracja z lokomotywą? Instalacja z małej, warmińskiej wioski i aktywny udział tamtejszej szkoły. Próba organizacji przestrzeni publicznej, przyjaznej do spotkań w otoczeniu przystanku autobusowego. Nie dojeżdżają już tu autobusy komunikacji publicznej, ale jest przyjazne miejsce do spotkań. Symbolicznie Biblioteka Uniwersytecka niezmiennie jest taką kulturową lokomotywą, ciągnącą różne wagoniki inicjatyw akademickich. 


13.03.2024

Dyskusja o książce z profesorem lub z ... Gen AI

 

Czasem trzeba przypadkowej koincydencji by zauważyć to, co już się rodzi. Przebłysk i skojarzenie. I radość z małego, własnego, indywidualnego odkrycia. Tak właśnie było ze mną i skojarzeniem nowych możliwości sztucznej inteligencji.

Jakiś czas temu usłyszałem i wyczytałem, że Gen-AI działa w niecodzienny sposób. Można wrzucić pdf publikacji lub inny tekst i rozmawiać z czatem o publikacji. Można niejako rozmawiać z tą publikacją, zadając pytania do zawartej tam treści. Skoro można zadawać pytania, to znaczy, że inaczej i pełniej przetwarzamy tekst a więc lepiej rozumiemy i pamiętamy. Coś niby zaskakującego i zwiększające możliwości wykorzystania konwersacji z czatami Gen-AI (generatywna sztuczna inteligencja).

Niedawno, w czasie wykładu kursowego, gdy omawiałem jakieś zagadnienie i nawiązywałem do książki pomyślałem, że działaniem niczym czat GPT. Objaśniam i interpretuję książkę. Można mnie pytać i dyskutować o książce niczym z jakimś Chat GPT. I działo się tak przez wieki. Czytaliśmy książkę i relacjonowaliśmy studentom. Dyskusja wokół przeczytanej lektury, z profesorem czy w grupie dyskusyjnej. Przetwarzanie treści w interakcjach z ludźmi.

Czy na prawdę całkiem inaczej jako ludzie funkcjonujemy w porównaniu do modeli językowych AI? Oczywiście, interpretacja człowieka jest inna, z innymi skojarzeniami. Ktoś wiele lat studiuje, bada, rozważa by potem interpretować dzieło i je omawiać. Nie da się chyba w pełni zastąpić człowieka algorytmem AI, szkolonym na różnych tekstach. Z drugiej jednak strony dostęp do profesora lub specjalisty, który zna (przeczytał) książkę czy publikacje i można go pytać by lepiej zrozumieć o co w tym chodzie, jest utrudniony. Trzeba się zapisać na studia lub czekać na jakieś spotkanie. A czat Gen-AI jest pod ręka, kiedy tylko chcesz (chyba że znika wi-fi). Przeczytasz publikacje i możesz o niej z czymś/kimś od razu porozmawiać, podyskutować. Czyli inaczej przetwarzać wyczytane informacje. To lepszy sposób uczenia się niż kolejny raz czytać ten sam tekst. Bo myśli podążają tymi samymi koleinami. 

Jaka przyszłość przed nami i edukacją uniwersytecką? Czytać i dyskutować wokół treści. Tak było przez wielki na uniwersytetach. Omawianie lektur, dyskusje, interpretacja. Już w szkole omawiamy wiersze, utwory, całe książki (lektury). Człowiek jako objaśniacz treści i partner do dyskusji. A teraz można szybciej, pytasz AI... i rozmawiacie. Prawie jak z człowiekiem. Nie zastąpi to w pełni zapewne rozmowy z człowiekiem, bo człowiek jest bardziej kreatywny. Ale ułatwia powtarzanie przez przetwarzanie nieliniowe. Bez ciągłego podążania w tych samych koleinach. Nie tylko czytając wielokrotnie ten sam test. W interakcji z Chat GPT, tak jak w rozmowie z człowiekiem, myśli inaczej są formułowane, przez co łatwiej rozumiemy sens i więcej zapamiętujemy. 

Rodzi się całkiem nowa jakość, która zmieni uniwersytety. I szkoły. Czy lekturę szkolną można będzie omawiać na lekcji wraz z AI? A artykuł naukowy z doniesieniami z badań? Lub książkę. Skoro będą dedykowane czaty to może rola profesora i wykładowcy uniwersyteckiego się zmieni. Rośnie konkurencja i zmieni się nasza rola. Do podręczników przygotowujemy wykłady, ćwiczenia, zestawy quizów, pytań problemowych i kontrolnych. To teraz może będziemy projektowali odpowiednie czaty? Do przedmiotu, do wybranych zagadnień, do wybranych książek. Bardziej więc projektant nie tylko treści ale i ekosystemu edukacyjnego niż wykładowca omawiający książki i inne dzieła. 

Ta wielka zmiana już się rozpoczęła. Czytasz książkę lub publikację (artykuł) i chcesz o tym porozmawiać. Jak znaleźć partnera do dyskusji? Kluby czytelnicze, spotkania autorskie, czytanie recenzji i omówień? A na uczelni omawianie z wykładowcą i w grupie studenckiej? To wąski krąg. Czytasz książkę, tak jak ja teraz, i chciałbyś porozmawiać. Na świeżo po lekturze, by dokładniej zgłębić i zrozumieć, porozważać, poukładać sobie treść i zdobyte informacje. Inaczej szybko zapomnisz. 

Właśnie przeczytałam bardzo wartościową książkę pt. "Podróż ludzkości". W tematyce tej książki chciałbym pozostać myślami i rozważaniami. Czytać od początku jeszcze raz? Mogę przygotować wykład i wygłosić. Samo przygotowanie wykładu (lub napisane artykułu) jest już głębokim przetwarzaniem i powtarzaniem. A do tego może jeszcze dyskusja ze słuchaczami? A jak będzie odpowiednio dedykowany AI to włączam i już dyskutuję. Szybkie i dobre powtarzanie. Edukacja i lepsze uczenie się znacznie poszerzone. Nie muszę już pisać eseju, przygotowywać publicznego wykładu (gdzie i jak znaleźć publiczność?). Jeszcze takiego AI do tej książki nie ma. A może jest i tylko ja o tym nie wiem? Niemniej w bardzo szybkim czasie i dla mnie pojawią się szybkie i łatwe w użyciu narzędzia. Na telefon komórkowy lub komputer, z generowaniem mowy (żeby słuchać a nie czytać, żeby rozmawiać jak z człowiekiem). Niby to przyszłość, ale chyba bardzo nieodległa. I jak zmienią się wtedy uniwersytety? Jakich umiejętności od profesora uniwersyteckiego wymagać będzie pracodawca? Myślisz już o tym?

11.03.2024

Denializm edukacyjny


Denializm rozumiem (i w takim znaczeniu używam w niniejszym tekście) jako zaprzeczanie faktom i rozwijanie teorii spiskowych. Edu-denializm to proste i wypaczone wcielenie behawioryzmu, to  przywiązanie do autorytarnego nauczania czyli podającego trybu przekazywania wiedzy. To zakotwiczenie w przeszłości bez dostrzegania tego, co teraz za oknem.

Teorie spiskowe oraz mity miejskie wskazują, że są jacyś winni za wszystko, jacyś oni, jakaś ideologia, źli kołcze itp. Zatem konkretni ludzie lub spersonalizowane uogólnienia o modnie brzmiących nazwach. W każdym razie coś złego, bliżej nieokreślonego. Jeśli zapytać o szczegóły i konkrety to uwidacznia się mglista pustka, coś typu wicie rozumicie. I niezachwiana, zaangażowana wiara w swoją rację, podparta obowiązkowymi epitetami o mocnym zabarwieniu emocjonalnym. 

Co mówi edudenializm na różne propozycje zmian w edukacji? Nie ma dowodów, to tylko moda, mity, ideologia, lepszy jest sceptycyzm i branie na tak zwany ludzki rozum. Konserwatyzm, czyli przywiązanie do dawnych wzorców i tradycji, jest ogólnoludzki. Ma swoje pozytywne uzasadnienie: doświadczenia zebrane przez pokolenia w formie mniej lub bardziej przejrzystych zasad. Przejmujemy je bez większego zastanowienia. I to dla trwania społecznego zazwyczaj bywa dobre. Ale tylko w niezmiennych, stabilnych warunkach. Wtedy, gdy środowisko się zmienia, to konserwatyzm bywa kulą u nogi i kamieniem u szyi - mocno utrudnia progresywistyczne i kreatywne poszukiwanie nowych wzorców postępowania i aktywnego dostosowywania się do nowych warunków. 

Dyskusja jest potrzebna, także między konserwatyzmem a progresywizmem. Potrzebne jest tylko jasne wyrażanie swoich myśli i argumentów. Bez ukrywania ich w mętnym wywodzie, maskowania za epitetami itp. Rozważny taki przykład z lekarzem, bełkoczącym i mamroczącym pod nosem, z licznymi dygresjami nie na temat oraz wylewaniem żalu na kogoś z personelu lub sąsiada, co jabłka z sadu podkrada. Jeśli taki lekarz ma coś ważnego nam do przekazania, np. wynik badań o stanie naszego zdrowia (lub naszego krewnego), to będziemy go słuchali. Z trudem i bólem ale będziemy słuchali. Najwyżej będziemy się dopytywali czy dobrze zrozumieliśmy diagnozę. 

Zadbaj o treść przekazu a forma jest nieważna? To jedno z przesłań edudenialistów. Nie mają racji. Forma też ma znaczenie. Jeśli chcesz coś powiedzieć, napisać, przekazać, to pomyśl o słuchaczu i warunkach w jakich otrzyma od ciebie komunikat. Czy będzie miał dobre warunki i sposobność się  z tym przekazem zapoznać? Jakie mogą być zakłócające szumy? 

Denialista zazwyczaj pisze i mówi mętnie, bełkotliwie, z argumentami ad personam (typu twój ojciec księdzu kury kradł), z nadęciem emocjonalnym, w retoryce walki z urojoną ideologią (zawsze są jacyś oni). Znajdziemy to wśród piewców Wielkiej Lechii, płaskiej Ziemi, antyszczepionkowców, denialistów antyklimatycznych oraz denialistów edukacyjnych. "Bo to wszystko ściema w tej edukacji". W tym narzekaniu denialista nie przedstawia żadnej konkretnej alternatywy. W wywodzie zazwyczaj nie ma nic oprócz marudzenia i deprecjacji. Czasem pojawiają się jakieś cudowne recepty wyciągnięte z lamusa (skutkujące działaniami typu likwidacja gimnazjów, przywracaniem łaciny w szkole itp.). 

W każdej grupie jest Smerf Maruda, w środowisku edukacyjnym także ich nie brakuje. Stąd w pozorowanej dyskusji typowe są argumenty ad personam, epitety do osoby a nie do argumentów. Nie ma skupienia się na wywodzie logicznym z dobrze dobranymi argumentami. Bo pustki nie da się ubrać w dobre słowa - od razy byłaby widoczna. Stąd skrywanie się za mętnym językiem, zdaniami wielokrotnie złożonymi i dygresjami. Wróćmy do przykładu z lekarzem. Jeśli nie ma nic do przekazania, tym bardziej nie będziemy słuchać mamroczącego marudy. Bo po co?

Denialiści edukacyjni złoszczą się, gdy spotkają sprzeciw co do swojej mitologizacji. W jakimś stopniu wyglądają jak konserwatyści - dbają o dawne wartości. Nie zauważają tylko zmian w otoczeniu społecznym, wpływających na sam proces nauczania czy raczej uczenia się. To tak jakby ktoś latem upierał się, że należy chodzić w puchowej kurtce lub futrze, bo przecież dawniej (zimą!) tak się chodziło i było dobrze i zdrowo. Więc po co zmieniać ubranie? Że wiosna, że lato? Toż to wymysł mitycznych onych. Na pewno te zmiany propagują jacyś źli oni o niecnych zamiarach, lewacy, kołcze, szemrane grupy interesu. Trudno z denialistami dyskutować, mimo że w ich wywodach zawsze można znaleźć jakieś ziarno prawdy, jakieś wartościowe elementy. 

Zatem w dyskusji warto oddzielić ziarno od plew i skupić się na tym co przejrzyste i istotne. Bo na każde zagadnienie warto spojrzeć z różnych punktów widzenia. Nawet najbardziej oryginalnych. 

9.03.2024

Ile można mieć nieobecności na zajęciach?

 

Ten blog to jeszcze jedna (moja najstarsza) próba tworzenia poszerzonej przestrzeni do uczenia się na uniwersytecie. Jako forma uzupełniania wykładów, ćwiczeń i konsultacji. Nie zamiast tylko jako dodatek, poszerzenie i uzupełnienie. Przekazywać wiedzę i budować relacje można nie tylko na wykładach oraz spotkaniach i nie tylko zdalnie w czasie pandemii. Ten blog powstał dawno temu jako próba zaradzania nowym sytuacjom i konsultacjom ze studentami. Pytanie przesłane od magistranta smsem "jaki jest wzór na podobieństwo faunistyczne" sprowokowało do założenia bloga, dawno temu. Pisałem skrypty dla studentów, powielane na ksero. Ale komunikacja online jest szybsza i bardziej zaktualizowana. Dlatego z niej często korzystam. Uczę się jej krok po kroku. A zdobytym doświadczeniem chcę się dzielić, na przykład małymi porcjami na blogu.

Jest to tworzenie nowego środowiska edukacyjnego z nowymi obszarami. Nie tylko wykłady, podręczniki i skrypty, nie tylko tradycyjne konsultacje. Także współczesne  formy komunikacji zdalnej. Własna strona www (istnieje lecz nie jest aktualizowana) była trudniejsza w obsłudze niż blog na profesjonalnej platformie. Dlatego przestawiłem się na blog i media społecznościowe. A dlaczego niniejszy blog nie miałby być jedną z form przygotowywania treści do zajęć oraz budowania relacji? Co miałoby stać na przeszkodzie? Że dawniej tak się nie robiło? Ale ja to robię już od ponad 20 lat, więc prawem zasiedzenia i tradycji można uznać, że "dawniej też tak się robiło"...

W niniejszym wpisie blogowym odpowiadam na pytania z pierwszego wykładu (przedmiot edukacja społeczno-przyrodnicza). Na część odpowiedziałem na wykładzie, na część w Zespole na Teamsach - bo używam tej formy także w czasach popandemicznych - poszerzamy przestrzeń wspólnej edukacji i stwarzamy warunki do współpracy. I wykorzystujemy narzędzia już dobrze funkcjonujące w społeczeństwie, w edukacji i w pracy. Ale także odpowiadam na blogu, w uporządkowany sposób. I wypowiedź ta nie wybrzmi jak słowa na wykładzie. Można do tych słów zajrzeć w dogodnym dla studentem czasie i miejscu. Nawet z wykorzystaniem telefonu komórkowego. A może przy okazji skorzysta ktoś jeszcze? Bo być może znajda się w niniejszej wypowiedzi sprawy bardziej niejednostkowe i bardziej uniwersalne? Może podobne pytania padają i w innych miejscach?

Od dłuższego czasu przymierzam się by przygotować i zrealizować cały wykład z wykorzystaniem interaktywnego programu Mentimeter. Przydałaby się wykupiona licencja. Teraz korzystam tylko z małych możliwości z kilkoma slajdami, w ramach licencji bezpłatnej. Kupić samemu, jako element wyposażania indywidualnego, czy czekać na zakup licencji przez uczelnię? Ile można mieć różnych aplikacji, opłacanych prywatnie a wykorzystywanych do zajęć dydaktycznych na uczelni, czyli służbowo? Czy mam prawo oczekiwać od swojej firmy zagwarantowania nowoczesnych narzędzi dydaktycznych? To pytanie na marginesie, choć bardzo istotne i ważne. Czasem udawało mi się czasowo wykupić jakieś licencje, np. programu do webinariów (Click Meeting) w ramach projektu edukacyjnego. Projekt się skończył, fundusze także i tyle mojego, co sobie poćwiczyłem. 

Ale wróćmy do pytań i odpowiedzi.

Ile można mieć nieusprawiedliwionych obecności na zajęciach?
Ile jest nieobecności do wykorzystania?

Takie pytanie pojawia się dość często. Wynika z dotychczasowych doświadczeń oraz chęci ustalenia jasnych ram już na początku. Słusznie. Sam, w czasie studiowania, wyrosłem w tradycji, w której wykłady nie były obowiązkowe. Mała przestrzeń na wolność i odpowiedzialność za swoją edukację. Tej tradycji jestem wierny przez cały czas. Pamiętam znakomitego profesora, który bez mrugnięcia okiem czy skwaszonej miny prowadził wykład dla kilku osób. Przyszli ci, którzy chcieli. Ja dużo skorzystałem. Nieobecni zasponsorowali (bo przecież pensje wykładowców wynikają z zapisanych na wydział studentów). To tak jakby kupić bilet na spektakl teatralny a część widzów, którzy wykupili bilety, nie przyszła. Korzystają ci, którzy na spektaklu są...

Możliwie, że już w czasie wykładu pojawiła się odpowiedź na to pytanie. Niewątpliwie jest ono ważne, przynajmniej dla części ze studentek (bo akurat na tym roku są same panie - pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna). Domyślam się także, ze wynika z doświadczeń w dotychczasowym studiowaniu i różnych wymagań wykładowców. W warunkach zaliczenia przedmiotu nic nie mówiłem o obecności na wykładach. Mówiłem o programie i warunkach zaliczenia. Ocenę wystawię na podstawie systematycznej pracy i na podstawie efektów tej pracy. Na podstawie tego czy zakładane efekty kształcenia zostały osiągnięte. Nie wymagam obecności na wykładzie i nie sprawdzam listy. Na pierwszych zajęciach poprosiłem o wpisanie się na listę, żeby wiedzieć ilu mniej więcej studentów będzie uczęszczało na wykłady. Bo nie było jeszcze jej jeszcze w USOSie. A dopiero uzgodniliśmy, że dodatkowo kontaktujemy się w Zespole na Teamsach (nie było więc listy studentów z teamsowym zespole). Zatem nie ma obowiązku przychodzenia na moje wykłady – studenci mają prawo przychodzić na wykłady, słuchać, zadawać pytania, dyskutować. Oczywiście bardzo zależy mi na obecności wszystkich studentek na wszystkich wykładach. Dlatego będę się starał, aby wykłady były ciekawe i przydatne. By studentki chciały przychodzić na wykłady (a nie musiały). Są różne okoliczności życiowe, a to choroba, a to praca dodatkowa itp., które mogą kolidować z wykładami. Dlatego organizujemy hybrydową przestrzeń do uczenia się na Teamsach. Chciałbym aby i studenci zamieszczali w Zespole swoje notatki, spostrzeżenia, przemyślenia, ciekawe materiały. To nie obecność na wykładzie jest kryterium oceniania.

Odpowiadając wprost na to pytanie: można mieć wszystkie nieobecności i nie trzeba usprawiedliwiać swojej nieobecności. Jesteście osobami dorosłymi i same Panie podejmujecie odpowiedzialność za swój proces uczenia się i swoją edukację. Ja mogę tylko pomagać. Tak samo dla mnie wiarygodna jest informacja "byłam chora" jak okazane zwolnienie lekarskie. Ja po prostu ufam.

Pomyślę także czy nie udałoby się przynajmniej części wykładów nagrywać w formie transmisji na Temsach. Raz, że to forma notatek dla wszystkich by sobie przypominać, dwa szansa dla nieobecnych (z różnych przyczyn) na uzupełnienie wiadomości. Potrzebuję tylko pomocy ze strony studentów. Sam nie dam rady technicznie.

Jakie eksperymenty społeczno-przyrodnicze możemy wykonywać ?

Proste i bezpieczne dla dzieci. Bez specjalistycznej aparatury, z tym co pod ręką w kuchni i w przedszkolu czy szkole. Warto także wykorzystywać wyjścia do Muzeów, Centrów Nauki a nawet domów kultury. Tam często przygotowują proste warsztaty dla najmłodszych. Nauczycielka z przedszkola i szkoły nie musi umieć wszystkiego i mieć zgromadzone wszystkie przyrządy badawcze. Ważne jest także wiedzieć kogo zaprosić do przedszkola czy szkoły i gdzie udać się na proste warsztaty. W Olsztynie mamy Muzeum Gazety Olsztyńskiej (tam czasem różne warsztaty z drukiem i prasa drukarską), Planetarium, Kortosferę, Muzeum Przyrody, Muzeum na Zamku. Czasem różne warsztaty organizowane są w zagrodach edukacyjnych lub np. w wiosce garncarskiej pod Nidzicą. Panie, ze swoimi umiejętnościami, możecie także znaleźć prace nie tylko w przedszkolach lecz i innych instytucjach, które od czasu do czasu organizują wydarzenia edukacyjne. Nawet w galeriach handlowych. Bo edukacja może dziać się wszędzie: małymi porcjami i nawet w miejscach nieoczywistych, a Wasze umiejętności mogą i tam być wykorzystane.

Co nakłoniło Profesora do takiej zmiany w sposobie nauczania?
Osobna odpowiedź jest tu: https://profesorskiegadanie.blogspot.com/2024/02/co-nakonio-profesora-do-takiej-zmiany-w.html


Jaka forma zajęć jako biologa według Profesora jest najbardziej efektywna?

Odpowiem jak typowy naukowiec – to zależy. Na pewno warto włączać dużo zajęć praktycznych i wymagających sporej aktywności studentów/uczniów. Ale wykłady, jako forma uporządkowanej, całościowej wiedzy, są przydatne także. Jednak w przypadku wykładów warto włączać dużo elementów aktywizujących, prowokujących studentów/uczniów do aktywności w czasie wykładu. Czyli krótkie formy podające przemieszać z różnymi formami aktywności: dyskusji, notowania wizualnego, działań praktycznych itp. Sam próbuję w ten sposób zmienić formę wykładu by i wykład miał formę hybrydową. Czyli nie był tylko opowieścią lecz zawierał również krótkie formy aktywizujące studentów. Myślę, że warto także rozbudowywać elementy online. Nie tylko polecana lektura do przeczytania ale małe formy wideo czy w formie pracy własnej. W sumie to chodzi o stworzenie wszechstronnego środowiska edukacyjnego. Tak by student/uczeń miał możliwość uczyć się małymi porcjami, aktywnie w relacji z innymi oraz w formie mieszanej: w kontakcie i online. Kontakt jest niezwykle ważny lecz elementy online umożliwiają uczenie się zindywidualizowane, gdy student/uczeń korzysta z tej formy w dogodnym dla niego czasie i miejscu. Ze studentami staram się rozwijać kontakt w postaci Zespołu na Teamsach (wykorzystuje we wszystkich grupach i na wszystkich kierunkach, niezależnie od przedmiotu). Podsumowując: warto zorganizować wielowymiarowe środowisko edukacyjne z różnymi formami, zarówno kontaktu bezpośredniego, elementami wykładu podającego (uporządkowana treść), dyskusji, aktywności w eksperymentowaniu i działaniach praktycznych oraz elementami kształcenia online, zarówno w trybie synchronicznym jak i asynchronicznym. Przygotowanie takiego środowiska edukacyjnego wymaga nowych standardów. Warto się uczyć, ja je dopiero poznaję. Zachęcam do wspólnego testowania i sprawdzania, co się sprawdza dobrze a co niekoniecznie. W tym sensie wspólnie odkrywamy nowe, współczesne środowisko edukacyjne.

Jakie Pan Profesor ma oczekiwania względem nas?

Nie mam oczekiwań lecz byłoby mi bardzo miło, gdybyście panie wykazały się zaufaniem, zaangażowaniem i radością w odkrywaniu. Liczę na szczerość i autentyczność, bo tylko wtedy jest szansa na efektywniejsze uczenie się. Bez udawania i gry pozorów. Z przepływem informacji zwrotnej. Liczę na aktywność w dyskusji i odwagę wspólnego eksperymentowania. Nie obawiajcie się swoich błędów. Błędy można korygować, poprawiać. Są etapem rozwoju. Chciałbym także z paniami odkrywać i samemu się rozwijać. Do tego potrzebne są informacje zwrotne. No i szczerość, bez udawania.

Czy dziennik refleksji można zrobić w cztery osoby na popularnej platformie w formie filmików?

Tak. Można. Będzie okazja sprawdzić jak to wychodzi i czy jest to dobra forma. Więcej o dziennikach refleksji na stronie: https://dziennikirefleksji.blogspot.com/

W jaki kreatywny sposób można zachęcić dzieci do zajęć o charakterze przyrodniczym?

Na to pytanie nieustannie będę odpowiadał na wykładach (przedmiot edukacja społeczno-przyrodnicza). I z wami wspólnie odkrywał. Podzielę się swoimi doświadczeniami, także tym, co usłyszałem od nauczycielek z wieloletnią praktyką. Bo wiele razy pytałem się ich co będzie rzeczywiście przydatne przyszłym nauczycielkom, pracującym z małymi dziećmi. 

Wycieczka jako jedna z form zajęć przyrodniczych?

To z pewnością dobre rozwiązanie. Daje bezpośredni kontakt z przyrodą, niesie ze sobą niespodziankę, bo nie da się wszystkiego zaplanować . Przyroda jest zmienna i trzeba być gotowym na niespodzianki i improwizowanie. Dodatkowym walorem wycieczek są relacje międzyludzkie w grupie. A także możliwość poznawania dzieci w nietypowych, pozaszkolnych aktywnościach. Wycieczka jest czymś innym niż tradycyjne zajęcia w sali. Są oczywiście przygotowane różne ścieżki dydaktyczne z dodatkowymi pomocami, w formie tablic poglądowych, małych urządzeń do prostych aktywności (o tym opowiem na wykładach). Są także leśne przedszkola i leśne klasy, gdzie głównym sensem jest długie spędzenie czasu w warunkach „dzikich”, niezależnie od aktualnej pogody. Powstają teraz podwórka naukowe, edukacyjne. Czyli takie naukowe place zabaw z prostymi przyrządami do eksperymentowania na świeżym powietrzu. Zmienia się nasz pogląd na edukację i systematycznie przybywa nowych przestrzeni. warto je poznać by potem wiedzieć co i jak wykorzystywać.

Jak efektywnie nauczać dzieci przyrody ?

Chyba najlepiej aktywnie. I ważne jest zainteresowanie samej nauczycielki. Emocje są bardzo zaraźliwe, w tym entuzjazm czy znudzenie lub wypalenie zawodowe. Dlatego tak ważne jest dobre samopoczucie i dobrostan nauczycielek. U młodszych dzieci to za pewne także zabawa. Poznawanie przez zabawę. Dzieci (i ludzie w ogóle) ze swej natury są ciekawe świata. Trzeba im tylko pokazać te niezwykłości i samemu się zachwycać. Dobra jest metoda Klubów Młodego Odkrywcy czy metoda cyklu Kolba. Doświadczanie, refleksja nad doświadczeniem, próba interpretacji, modyfikacja i zastosowanie w praktyce czyli kolejne doświadczanie.

Na wykładach będę chciał systematycznie pokazywać Paniom niezwykłości przyrody wokół nas. By zachęcić do samodzielnego odkrywania i poszukiwania. Nie jestem w stanie opowiedzieć o wszystkim lecz opowiem o części, jako przykładzie. I liczę na wzbudzenie zainteresowania późniejszymi, własnymi poszukiwaniami. Będzie trochę ryby ale i dużo wędki wraz z instrukcją jak łapać.

Jak zachęcić dziecko do poznawania przyrody?

Najprościej – pozwolić mu odkrywać i wzmacniać w nim ciekawość oraz odwagę poszukiwania. I nie karać za błędy. Błędy, to nie porażka, to kolejne próby. I jak najwięcej działania, w tym samodzielnego doświadczania. Tak sądzę i tak podpowiadają wyniki badań w zakresie neurodydaktyki.

Inne odpowiedzi na pytanie studentek, znalazły się tu: Odpowiedzi studentkom czyli "Jaką śmieszną sytuacje pamięta Pan Profesor z wykładów?"

Były też pytania adresowane w gruncie rzeczy do całej grupy (do siebie samych).  I tu liczę na studenckie odpowiedzi, zarówno w Zespole na Temasch (grupa zamknięta) oraz w indywidualnych dziennikach refleksji (wypowiedzi publiczne, dostępne dla wszystkich). Zbiorowa mądrość i różnorodne doświadczenie. Nie bójcie się wyrażać własnych refleksji i własnego zdania. Tu w komentarzach na blogu jak i we własnych dziennikach refleksji. Jeśli pierwsza odpowiedź będzie niezadowalająca, z pewnym niedosytem, to zawsze można spróbować ponownie, uzupełnić, dopisać, dopowiedzieć.

Czytelników bloga zachęcam do odpowiedzi w komentarzach. Oto te pytania:
  • Jak postrzegamy przedmiot?
  • Jakie masz najciekawsze wspomnienia z edukacji przyrodniczej, z którymi spotkałaś się w szkole?
  • Jakie masz doświadczenia związane z edukacja przyrodniczą?

8.03.2024

Żyłem w 4 kulturach opowieści




Żyłem w czterech kulturach. Pierwsza z nich to kultura oralna, mówiona. Głębiej poznałem ją w dzieciństwie, kiedy niemalże już wtedy była reliktowa, trwająca w małym refugium. Wieś mazurska i niezliczone opowieści. Ktoś wracał z mleczarni, ze sklepu, z pola, z innej wsi czy z wyprawy do miasta i ... opowiadał. Przy stole albo na ławce pod domem lub płotem.  Co widział, co usłyszał, czego się dowiedział, co w przyrodzie zaobserwował. Takie poznawanie świata w opowieściach. Czasem, gdy deszcz padał, to były opowieści dziadka i babci o tym jak dawniej żyli. O rodzinie, o czasach, o przyrodzie, o przeżytych lub zasłyszanych przygodach. W domu było już radio i były gazety. A jednak głównie się opowiadało. W mniejszym czy większym stopniu kultura oralna gdzieś przetrwała w małych resztach, niczym przyrodniczych refugiach i gatunkach reliktowych. Zdążyłem nieco jej posmakować. Łatwiej było potem zrozumieć książki etnograficzne i antropologiczne. Znakomicie rozkwita, gdy nie ma przesytu nadmiarem ludzkich kontaktów, spotkań, gdzie nie ma ulicznego lub social medialnego tłumu i gwaru. Rozkwita w ciszy.

Kultura oralna znakomicie trwała, gdy mało się działo. Niewiele informacji docierało a dominował kontakt z człowiekiem. I z przyrodą. Była cisza. I między tą ciszą i wakacyjną nudą pojawiały się słowne opowieści. Proste relacje. Ale mające swoją specyfikę. Doceniłem, gdy kultura oralna odeszła i się nieco zmarginalizowała. Ale miałem to szczęście choć trochę jej dotknąć, powąchać i posmakować.. 

Potem była kultura pisma. Gdy nauczyłem się czytać to odkryłem biblioteki i przygodę z czasopismami, najpierw dla dzieci, potem popularnonaukowymi. Poznałem przygodę z niesamowitymi książkami. Niektóre zostawiły trwały ślad na lata. Inny rodzaj opowieści, inny rodzaj narracji. Nowy świat z wielką przygodą. Wciąż w nim tkwię.

Trzecią kulturą było radio i telewizja. Jeszcze inny sposób snucia opowieści i opowiadania o świecie. Dźwiękiem i obrazami. Przekaz bardziej jednostronny, bez interakcji ale jednak ze swoją specyfiką. Na przykład słuchania muzyki czy audycji wieczornych. To już był mój świat, który w pełni przeżyłem i doświadczyłem. Teraz jest wypierany jeszcze przez inną kulturę, staje się coraz bardziej zmarginalizowany ale trwa.

I w końcu czwarta kultura świata internetowego, post piśmiennego. Dopiero się rodzi i poznaję ją od chwili narodzin, w czasie wykluwania się. Ta kultura się powstaje i jest inna od poprzednich. Sporo zmienia. Świat mediów społecznościowych, krótkich przekazów, obrazów i memów z emocjami. mini-opowieści w natłoku informacji. Trwa w zgiełki, hałasie i nadmiarze. Stąd zdawkowe przekazy. Powoli wykluwa się jej styl i specyfika stylu.

Jestem z pokolenia czasów cywilizacyjnego przełomu, z niemalże różnych cywilizacji. Jestem człowiekiem międzykulturowym. Z pogranicza kilku światów, jedne jako archaiczne spychane są na margines. Inne, jako dopiero powstające, "rozpychają" się w moim świecie. A ja doświadczam konieczność ciągłego przełączania się z róznych trybów, niczym przechodzenia na inne języki komunikacji w społeczeństwie wielojęzycznym, międzynarodowy. Kultura to nie tylko identyfikujący język lecz także różny sposób snucia opowieści i komunikacji międzyludzkiej. 

Odrębność tych kultur społecznego funkcjonowania dostrzegam dopiero po latach, patrząc z dystansu. I odkrywam, że nieustannie układam opowieści. Te ustne, raczej w krótkich formach (bo przecież wiele się nie zapamięta). Typowe dla kultury oralnej oraz dla czwartej kultury mediów społecznościowych. Układam opowieści słowne-zapisane. Te łatwiej "zapamiętać" bo długo powstają i są dopracowywane. Liniowy przekaz. Pismo nie wymaga obciążania pamięci bo powstaje na zewnętrznym nośniku - kiedyś tylko odręcznie na papierze, teraz głównie wklepywany na klawiaturze. Potem nauczyłem się opowieści z prezentacja typu Power Point. Można na kolejnych slajdach zostawić kamienie milowe by potem łatwiej przypominać sobie scenariusz ułożonej opowieści. Czasem ze sporą ilością treści zapisanej na slajdach słowami, którą można odczytać i nie trzeba zapamiętywać. W końcu z notatką graficzną lub mapą myśli, rozrysowaną na jednej kartce. Cały wywód przed oczami, ułożony nieliniowo dzięki czemu dużo łatwiej o modyfikacje i improwizowanie w trakcie wykładu czy pogadanki I jeszcze kamishibai - teatr ilustracji, połączony z dyskretnie ukrytym tekstem. Warto wspomnieć jeszcze o podcastach i krótkich formach wideo (rolki). Bo dłuższe wymagają lepszego sprzętu i umiejętności monterskich. 

Różne kultury społecznego komunikowania się i różne sposoby budowania opowieści. W każdych czasach będziemy żyli w różnych kulturach. Być może więc warto najpierw dostrzegać te różne formy a potem uczyć się ich specyfiki. Niczym języków obcych. Ta sama treść lecz zupełnie inaczej wyrażona. 

Umiejętnością akademickiego wykładowcy jest znać i adekwatnie stosować te różne style opowieści. Umieć odnaleźć właściwy kontekst sytuacyjny i rozpoznać właściwą kulturę przekazywania treści. Wykładowca musi być poliglotą w innym, szerokim sensie. Piszę na blogu, bo to jest moja niezależna, otwarta "katedra", z dużą wolnością doboru treści, tematów. I nie mam jakiejś obowiązkowej podstawy programowej. 

7.03.2024

Częściową nieskuteczność wykładów dostrzeżono już w średniowieczu

Średniowieczna sala wykładowa, Uniwersytet w Bolonii. Źródło ilustracji:  Laurentius de Voltolina - The Yorck Project (2002) 10.000 Meisterwerke der Malerei (DVD-ROM), distributed by DIRECTMEDIA Publishing GmbH. ISBN: 3936122202., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=160060
 

Co widać na ilustracji? Średniowieczny uniwersytet i sala - jest mówca-profesor, są i słuchacze-studenci. Co robi profesor? Czyta tekst z książki? Co robią studenci? Proszę się przyjrzeć uważnie. Analiza tekstu czy tylko dyktowanie z książki, by studenci zapisali w swoich notatnikach? Gdy było mało książek to taka metoda miała sens. Ale może jest to czytanie fragmentami i komentowanie? A może nawet dyskusja ze studentami. Na ilustracji można dostrzec mimowolne, krytyczne spojrzenie na niedoskonałości wykładu. Dostrzeżono to już w średniowieczu. U samego zarania zauważano mankamenty i tylko częściową skuteczność wykładów. Może tak musiało być? Trudno o 100% efektywność, skorzysta w pełni tylko niewielu, inni tylko częściowo, jeszcze inni wcale. Uczenie się wymaga woli i aktywności samego uczącego się. 

Co robią słuchacze na sali? Część słucha, część notuje, część zajmuje się zupełnie czymś innym: rozmawiają ze sobą, śpią lub myślą o niebieskich migdałach. Zna to każdy, kto uczestniczył w uniwersyteckich wykładach. Lub nawet w publicznych odczytach. Wykład może bardzo różnie wyglądać, jeden lepiej i angażować prawie wszystkich, inny gorzej i zanudzać. Trudno o 100% efektywność. I to nie tylko na wykładach uniwersyteckich. Wtedy nic lepszego nie wymyślono. A czy silnik spalinowy działa ze 100% wydajnością lub fotosynteza? 

Nawet tuż po wojnie zdarzały się wykłady, polegające na ... czytaniu podręcznika lub własnego skryptu. W rosyjskim wykłady nazywane są "czytać lekcji" (nie wygłaszać lecz właśnie czytać! - dobrze zachowany archaizm i oddanie dawnego klimatu lekcji wykładowych). Ważny jest kontekst: po wojnie podręczników było jak na lekarstwo nawet w bibliotece. W tamtych warunkach czytanie jedynego podręcznika na wykładzie dla kilkudziesięciu studentów miało sens. Gdy na rynku pojawiło się wiele podręczników i zapełniły się biblioteki, to każdy sam mógł wypożyczyć lub nawet w czytelni przeczytać. Wykład mógł skupić się na czymś innym, np. na rozumieniu tekstu i zagadnień. Nie musiał już obejmować całości zagadnień egzaminacyjnych. Wykładowca mógł skupić się na wybranych elementach. Resztę student musiał uzupełnić na ćwiczeniach lub w ramach pracy własnej. 

Słuchanie wykładu, tak jak czytanie podręcznika, wymaga długiego skupienia i umiejętności notowania. A potem dyskutowania. Samodzielne czytanie ma tę przewagę, że czytamy we własnym tempie i możemy dowolną liczbę razy powtarzać trudniejszy fragment. Możemy robić przerwy kiedy chcemy. Inaczej jest na wykładzie - słuchamy w tempie mówiącego. Dla jednych może być za szybko (i wtedy tracą wątek, niewiele zrozumieją), dla innych za wolno (i wtedy się nudzą). Taka jest specyfika słuchania w dużej grupie publiczności - po prostu nie da się w pełni zindywidualizować. To nieprzekraczalna bariera.

Średniowiecze skupiło się na analizie ksiąg. Potem było oświecenie, "wyjście z ksiąg" i sprawdzanie w terenie, np. czy mandragora rzeczywiście piszczy, gdy się ją wyciąga z gleby. Zamiast się spierać, który autor starożytny miał rację i co on pisał, lepiej było sprawdzić empiryczne. Tak zaczęła się nowożytna nauka (przyrodnicza). Nie jest to negowanie zapisków innych, wcześniejszych autorów. Lecz do analizy tekstów dodano coś jeszcze - samodzielne sprawdzanie w terenie, z obiektem badawczym w roli głównej. I dyskutowanie o tych obserwacjach czy eksperymentach. 

Wróćmy jednak do wykładu, który w początkach nauki nowożytnej wyglądał często jako pokaz z eksperymentem. Nie było więc to przekazywanie wiedzy z książek lecz także pokazywanie eksperymentalne: fizyki, chemii, biologii, itp. Potem na uniwersytetach upowszechniły się ćwiczenia. Czyli zajęcia w małych grupach przy stole laboratoryjnym i sprawdzanie w praktyce. Z instrukcją w ręku i podpowiedzią prowadzącego studenci obserwowali doświadczenia, eksperymentowali. Potem dyskutowali i pisali sprawozdania. Wykład na dużej sali dla wszystkich (by nie powtarzać tego samego w kolejnej grupie) a w mniejszych grupach ćwiczenia praktyczne. Lub konwersatoria. Sukcesywne dopracowywanie metody i tworzenie coraz lepszych warunków do uczenia się. Sercem uniwersytetu nie była wtedy już tylko biblioteka lecz i dobrze wyposażone laboratoria. Trzecim elementem była kadra - naukowcy, którzy już coś w nauce dokonali, coś eksperymentowali, coś odkryli i napisali w formie publikacji lub książek bardziej zasobnych w objętość. Były czasy, że na uniwersytetach nie wolno było prowadzić badań naukowych. Dlatego powstały różnego rodzaju królewskie czy narodowe akademie nauk. Potem, w epoce przemysłowej, badania wpisano w misję uniwersytetu. Wręcz nie można było nauczać jeśli się samodzielnie badań naukowych nie prowadziło. Zasadnicza zmiana.

Wykład to forma użyteczna. W szkole i na uniwersytecie epoki przemysłowej. Ma swoją niezaprzeczalną wartość i miał użyteczność. Wywodzi się od kameralnego spotkania i dyskusji w małym gronie, potem został  przeniesiony do "hali produkcyjnej", klasy w szkole , sali wykładowej. Jeden mówi a wielu jednocześnie słucha. Ktoś zawsze usłyszy, ktoś zrozumie, ktoś skorzysta. Mniej lub więcej lecz skorzysta. Ktoś nie dosłyszy i nie skorzysta. Ktoś inny się spóźni, zaśpi, nie dotrze. Będzie szukał innych źródeł informacji i wiedzy: w notatkach koleżanek i kolegów, w rozmowach, w książkach i podręcznikach.

I przyszła epoka internetu. Dostęp do zasobów publikacyjnych i książkowych znacząco się zwiększył. Odległość od biblioteki przestała mieć znaczenie. Znacznie ważniejszy stał się dostęp do wi-fi. Na dodatek urządzenia odbiorcze mocno się zminiaturyzowały i zamiast dużego PC-ta mamy do dyspozycji smartfon w kieszeni. Mamy łatwiejszy dostęp do informacji i do wiedzy. I to nie tylko w formie tekstowej, ale i w formie wideo (nagrane wykłady), audio (audiobooki, podcasty), interaktywnych quizów, testów, gier. Małe porcje informacji dostępne w każdym miejscu. Być może nadmiar rozprasza i trudniej o skupienie, ale z drugiej strony możliwa jest znacząca indywidualizacja. W każdym razie w dużym stopniu zmienił się sposób uczenia się i pozyskiwania wiedzy. 

Środowisko się zmieniło a my dalej mamy na uniwersytetach tradycyjny podział na 1,5 godzinny wykład oraz ćwiczenia. Lecz czasem rocznik jest na tyle małoliczny, że i na wykładzie i na ćwiczeniach jest ta sama grupka studentów. Znika więc sens podziału na wykłady i ćwiczenie, wynikający z licznych grup. Jeśli ta sama osoba prowadzi wykłady i ćwiczenia to czy musi na wykładzie tylko mówić w stylu podającym a na ćwiczeniach tylko organizować zajęcia praktyczne? Nie, nie musi. W znacznie większym stopniu może mieszać formy w czasie spotkania ze studentami. Do tego dochodzą materiały online: przygotowane krótkie wykłady, tutoriale do korzystania asynchronicznego lub spotkania synchroniczne online w formie konsultacji czy webinariów. A teraz pojawiają się jeszcze czatboty z generatywną sztuczną inteligencją. Można powiedzieć, że to rodzaj podręczników nowej generacji - bardziej interaktywnych. Taka rozmawiająca książka lub podręcznik. Dawniej książka "rozmawiała" tylko za pośrednictwem człowieka - komentującego ją profesora czy studenta. 

Z przeprowadzonych przeze mnie anonimowych ankiet wśród studentów wynika, że chcą wykładów, bo łatwiej się uczyć w zorganizowanej systematyczności niż samodzielnie studiować książki oraz inaczej zobrazowane dane. Ale korzystają także z innych form uczenia się. Wykład jest dla większości przydatny i potrzebny lecz nie jest jedyną formą uczenia się.

Może łatwiej na wykładzie bo siedzisz i słuchasz (czasem notujesz), czyli mała aktywność a aktywność jest męcząca. Więc słuchanie wydaje się niższym kosztem energetycznym od aktywnego zdobywania wiedzy. Wysiłek się opłaca, bo w krótszym czasie zdobywa się więcej wiedzy i zrozumienia. Można więc uczyć się w różnym tempie, jedni szybciej, inni wolniej. Każdy w swoim tempie, wynikającym z potrzeb i możliwości (np. niektórzy pracują, mają rodziny lub inne zajęcia i mogą mniej czasu przeznaczyć na intensywną naukę). Czy tę specyfikę już uwzględniliśmy w organizacji roku akademickiego i zaliczaniu przedmiotów/egzaminów na uniwersytetach? Chyba w bardzo ograniczonym zakresie indywidualnego programu studiów. To jednak mały margines. Dlaczego indywidualny tok i indywidualny program studiów nie miałby być dla każdego? Jedni by kończyli studia licencjackie w 2 lata, inni w 3, jeszcze inni w 5 lat.

Wykłady jako spotkanie w kontakcie mają swoją niezaprzeczalną wartość. Warto je jednak zobaczyć w szerszym kontekście ekosystemu uczenia się. Ile ich powinno być i w jakiej formie by dobrze komponowały się z innymi elementami środowiska uczenia się? Są przecież krótkie nagrania wideo, gromadzone jako zasoby niczym książki, są wykłady nagrane na róznych uniwersytetach, w rezultacie studenci mają dostęp do najlepszych wykładowców i najlepszych wykładów. Niektóre uczelnie chcą już ze sobą współpracować: by część wykładów dla studentów była dostępna z innych ośrodków. Internet i kształcenie zdalne  już to umożliwiają. A wtedy w jednym ośrodku specjaliści mogliby skupić się na tym, na czym znają się najlepiej. Teraz muszą, niczym w szkole, realizować także program. Czyli prowadzić obowiązkowe w programie zajęcia, mimo że nie prowadzą własnych badań w tym zakresie. 

Kiedyś średniowieczne uniwersytety powstały jako konsorcja różnych katedr i uczonych. Teraz tworzą się globalne uniwersytety, zintegrowane w sieci. Przestrzeń nie jest już barierą do codziennej współpracy. Myślę, że wpłynie to także na sposób organizowania dydaktyki. Już nie tylko półroczne czy roczne wyjazdy do innych ośrodków w ramach programu Erasmus czy MOST, ale codzienne połączenie online i być może wspólne wykłady. Formalnie trzeba przemyśleć na nowo pensum pracownika, by liczyć nie tylko liczbę godzin spędzonych "przy tablicy" lecz i czas potrzebny na opracowanie i "konserwowanie" różnorodnych  materiałów online. Być może ta tendencja dość szybko dotrze także i do szkół średnich czy nawet podstawowych. A tradycyjną kadrę pedagogiczną uzupełnią (nie zastąpią a tylko uzupełnią) urządzenia i algorytmy generatywnej sztucznej inteligencji. 

A na koniec jeszcze podsumowanie w formie grafiki (widoczna niżej). Ilustracja wygenerowana przez AI z dodanymi elementami w postaci strzałek, napisów i ikonek. Pierwsza wielka innowacja społeczna, która miała wpływ na uczenie się, to ludzka mowa (zaznaczona strzałką z lewej strony i oznaczona jako rewolucja technologiczna 0). Przez około 200 tysięcy lat tylko w taki sposób uczyliśmy się: w bezpośrednim kontakcie, patrząc (małpując), powtarzając (papugując) i rozmawiając. Uczyliśmy się tylko w małych grupach i w kontakcie bezpośrednim. Wszystko trzeba było zapamiętać - "zapisać" w swoim mózgu. Przez bardzo długi czas żyliśmy i uczyliśmy się w kulturze oralnej. Tworzyliśmy najróżniejsze opowieści, z rymem, rytmem i muzyką. Bo ułatwiały zapamiętanie nawet długich eposów. Starożytne, greckie akademie też takie jeszcze były. Tak uczyliśmy się również zawodów (szewca, garncarza, krawca, rymarza itp.) w cechach pod okiem mistrzów. Teraz także wielu umiejętności uczymy się w małej grupie, praktycznie i pod okiem "mistrza".

Pierwsza rewolucja technologiczna (oznaczona na schemacie jako 1.) zaistniała w społecznościach rolników. Więcej pożywienia to większe grupy ludzkie i możliwość specjalizacji. Wtedy powstało pismo, pierwsza pamięć zewnętrzna. Do uczenia się potrzebna była nowa umiejętność: czytania i pisania. Jednocześnie jednak zapisane na papirusie, tabliczkach glinianych czy pergaminie słowa i liczby docierały dalej w przestrzeni i czasie. To była pierwsza edukacja zdalna. Czytać można było samodzielnie, we własnym tempie i w wybranym czasie. Wtedy pismo było jeszcze elitarne, dostępne tylko dla małej części populacji. Reszta tkwiła jeszcze w pełni w kulturze oralnej. Edukacja oralna i piśmienna powoli się przenikały, zazębiały. Realizowała się pierwsza hybrydowość.

Druga rewolucja technologiczna zaistniała w epoce przemysłowej. Dla potrzeb produkcji i scalania państw narodowych edukacja stała się powszechna - coraz większy odsetek ludzi uczył się pisać i czytać. Prasa drukarska a potem gazety znacząco upowszechniły kulturę pisma. Uniwersyteckie i szkolne (a także publiczne) biblioteki systematycznie powiększały swoje zasoby. Umiałeś czytać to miałeś dostęp do szerokiej wiedzy. W dużym stopniu edukacja skupiła się wokół czytania lektur i analizy tekstów. Czytanie i pisanie to główne czynności studentów i uczniów. Druga rewolucja technologiczna znacząco zmieniła szkołę i uniwersytet jak i nasz ekosystem uczenia się. Potem upowszechniło się radio oraz telewizja i również one w części zostały włączone do edukacji. Edukacja zdalna nabrała rumieńców i większego znaczenia. Wykładu można było posłuchać w swoim telewizorze, bez konieczności dalekiej podróży. Miało to duże znaczenie dla pracujących zawodowo. Tak jak kursy przesyłane w częściach tradycyjną pocztą a potem odsyłane do sprawdzenia. Nowością było załączanie kaset audio (np. w kursach językowych) czy kaset wideo. Działało w czasach przed rozwojem internetu.

Obecnie jesteśmy w czasie trzeciej rewolucji technologicznej, związanej z komputerami i internetem. Dopiero rozpoznajemy warunki i dopiero uczymy się efektywnego wykorzystania tych technologii. Smartfon z mobilnym internetem staje się wyznacznikiem dostępu do wiedzy i udziału w kulturze. Przestrzeń fizyczna staje się jeszcze mniej ograniczająca a kłopotem staje się nadmiar docierających bodźców i informacji. Trzeba umieć poruszać się w tym gąszczu. Edukacja staje się zupełnie inna. I tak, jak w poprzednich rewolucjach technologicznych, zmienia się szkoła i uniwersytet. Poszukiwane są nowe standardy i nowe formy kształcenia. Dawne formy, takie jak bezpośredni kontakt i wspólne uczenie się pod okiem mistrza (małpowanie), nie znikają całkowicie, ale zmieniają się proporcje. Wykład jako forma podająca także nie zniknie całkowicie. Pozostanie ale chyba w innej formie: może  krótszy, może dostępny online i asynchronicznie, może z udziałem generatywnej sztucznej inteligencji. Jedni uczą się szybciej, inni zostają w  tyle. 

Tak jak Power Point i prezentacje multimedialne (ich walorem jest możliwość animowania schematów i pokazywanie obrazów) zmieniły sposób prowadzenia wykładów, tak teraz nowe technologie wymuszają uczenie się zupełnie nowych umiejętności. Nie wystarczy coś wiedzieć, trzeba umieć to opowiedzieć, pokazać czy zbudować, zaprojektować cały zupełnie nowych ekosystem uczenia się. Tak jak w biologii, nowe warunki środowiskowe (np. zachodzące w wyniku zmian klimatu) wymuszają ewolucję gatunków - jedne wymrą, inne pozostaną jako nieliczne relikty a jednocześnie powstanie wiele zupełnie nowych. Ekosystemy w biosferze dalej funkcjonują mimo, że nie ma trylobitów czy dinozaurów. Współczesne, ziemskie ekosystemy wyglądają inaczej. Podobnie będzie z ekosystemami uczenia się. A nauczyciel (który naucza) zmieni się w projekczyciela (który projektuje środowisko do uczenia się). 

Grafika wygenerowano w programie leonardo.ai, potem dodane strzałki, ikony i opisy w programie Power Point (bo to element prezentacji) a następnie wyeksportowane do pliku jpg.