24.09.2024

Krokiewka lękliwica, zielenica starannica, agatówka starannica - a cóż to za ćma?

Krokiewka lękwica, wrzesień 2024,
Dublin, Irlandia,
fot. Violetta Laskowska
Jedna ćma a można na jej przykładzie opowiedzieć o kilku prawach ogólnych. Biologiczny rekwizyt do dłuższych opowieści. Zawsze jakiś znajdziesz pod ręką, zwłaszcza na zajęciach terenowych.

Wspomniana ćma wygląda dziwnie, kanciasto. Jakoś tak trochę nietypowo, zwłaszcza dla osób nie zwracających uwagi za bardzo na owady. Sfotografowana w siedlisku dla niej nietypowym, w pełni antropogenicznym. Rysunek ma znaczenie maskujące, rozmywa kształt ciała, plamy utrudniają wyłonienie w mózgu zarysu typowego dla motyla.  Kształt i ubarwienie skrzydeł, z planami przypominającymi dwa trójkąty, to przystosowanie do maskowania się, gdy siedzi  na korze drzew, na gałęziach, na kawałki drewna, np. na krokwi. W dzień jest niewidoczna, spokojnie może spać. Bo aktywna jest w nocy. A dlaczego w nocy? Bo to drugie ewolucyjne przystosowanie do unikania drapieżników. Na samym początku swojej aktywności owady nie miały innych wrogów niż inne owady, np. duże i aktywne praważki. Ale potem pojawiły się ptaki. Fruwanie za dnia stało się niebezpieczne. Owady takie jak chruściki i ich bliscy krewniacy – motyle nocne, zagospodarowały noc na swoją aktywność z lotem. Owszem, jest trudniej bo niewiele widać. Ale nie widzą też drapieżniki. I tak tym owadom dzień zamienił się w noc.  

Ćma została sfotografowana w Irlandii, we wrześniu, w Dublinie. A czy u nas występuje? Wykorzystałem narzędzie google obiektyw by szybko rozpoznać gatunek. Zamiast cierpliwie przeglądać ilustracje w książkach entomologicznych, wykorzystałem technologię. Nie jestem specjalistą od tej grupy owadów. Dość szybko w telefonie pojawiły się obrazy podobne i mogłem najpierw zidentyfikować gatunek, a potem coś więcej o nim przeczytać.

Czy widziałam wcześniej krokiewkę lękwicę?  Prawdopodobnie. Ale nie zapamiętałem. Dlaczego? Bo nie zidentyfikowałem i nie powiązałem obrazu ćmy z szerszym przyrodniczym lub kulturowym kontekstem. Widziałem, lecz nie zauważyłem, nie dostrzegłem, nie zapamiętałem. Jakbym jej nigdy nie widział. Nazywanie rzeczy i ludzi, których widzimy pomaga w zapamiętywaniu. A jeszcze bardziej to, ze łączymy z istniejącymi już informacjami w naszej głowie. Po prostu pojedynczej informacji/obserwacji nadajemy sens.

Najpierw znalazłem angielską nazwę tej ćmy - angle shades, co mój translator przetłumaczył jako „rolety kątowe”. Może komuś wygląd tego owada skojarzył się z roletami? Potem dotarłem do polskiej nazwy:  krokiewka lękliwica, krokiewka lękwica (nazwa naukowa - Phlogophora meticulosa). Krokiewka kojarzy się z krokwią. Może siada na drewnianych konstrukcjach? Lub może kształt skrzydeł komuś skojarzył się z krokwią? Lękliwica – to od lękania się? A czegóż się lęka ta ćma? Nietoperzy czy człowieka? A może to ona wywołuje lęk? W dawnych, słowiańskich wierzeniach ćmy traktowany były jako dusze ludzkie. Coś ze świata demonicznego. W tradycyjnej, papierowej książce znalazłem jeszcze inną polska nazwę tego gatunku - zielenica starannica lub agatówka starannica.  Zielenica (nie mylić z nazwą glonów, protistów) o tej nazwie. Agaty bywają także w barwie zielonej. Ale ich cechą jest budowa wstęgowa lub koncentryczna. Zielona - gąsienice (a więc w stadium larwalnym) mogą być zielone lub brązowawe. Zapewne też barwa maskująca, gdy lawy żerują na roślinach żywicielskich. Tu autor tej polskiej nazwy miał najwyraźniej kontakt także z postacią larwalną. Ale dlaczego starannica? W jakim aspekcie się stara? Może to ewolucja starannie uformowała piękny rysunek tej ćmy? Może to jakieś nawiązanie do ładnego rysunku samej ćmy? Jakby się postarała ładnie wyglądać. Dlaczego te dziwne nazwy? Bo jest tak dużo gatunków, że język nie potrafi tego starannie wyrazić. A jakoś trzeba nadać każdemu gatunkowi oryginalna i niepowtarzalną nazwę. 

Fakt, że polska nazwa nie jest ustabilizowana wskazuje, że gatunek nie jest powszechnie znany i specjaliści raczej używają nazw naukowych (łacińskich). A sam owad nie wywarł żadnego piękna w naszej kulturze. Przynajmniej do teraz.

Jest to gatunek powszechnie spotykany, a w wielu miejscach także liczny gatunek europejskiego, nocnego motyla. Często migruje na znaczne odległości. Migruje wiele gatunków owadów. W czasach zmian klimatu te wędrówki są znaczące. Mogą zakończyć się kolonizacją nowych terenów. Niemniej warto zaznaczyć, że dyspersja czyli rozprzestrzenianie się, w tym wędrówki, to immamentna cech życia. Żeby przetrwać w dłuższym okresie czasu ciągle trzeba poszukiwać m=nowych miejsc i je kolonizować. Bo wraz ze zmianami środowiska stare miejsca zmienią się tak bardzo, że nie da się tam przeżyć. 

Krokiewke lękwicę nożna ją spotkać na skraju lasów, przy drogach (ekolodzy te siedliska nazywania przydrożami).To jej siedlisko życia. Ciągle uciekające i zmieniające się. 

Krokiewka lękliwica Phlogophora meticulosa to gatunek nocnego motyla (ćmy) z rodziny sówkowatych (Noctuidae), podrodziny piętnówek (Hadeninae). Jest motylem nocnym średniej wielkości. Długość skrzydła wynosi 2 cm, rozpiętość skrzydeł od 4,5do 5 cm. W stanie spoczynku składa skrzydła wzdłuż ciała, dzięki czemu charakterystyczny wzór na skrzydłach tworzy kształt litery V lub kształt trójkąta.  Po rozłożeniu skrzydeł do lotu zmienia się i rysunek. Kolor skrzydeł, tak jak widać na zdjęciu, jest  pastelowy, szaro-brązowy z zielonkawym i różowawym odcieniem. Skrzydła spodnie są białawe z ciemniejszymi żyłkami. Tu na zdjęciu są niewidoczne. Entomolodzy przedstawiają na swoich grafikach sylwetkę owada rozpiętego z rozłożonymi skrzydłami. Jest to widok pokazujący wszystkie cechy lecz w naturze motyle inaczej układają skrzydła. Inaczej więc rozpoznaje się owady ze zdjęć, a inaczej z kolekcji entomologicznych czy grafik.

Jak już pisałem gąsienice mogą być koloru zielonego lub różowego. Są polifagiczne a więc odżywiają się różnymi gatunkami roślin. Być może kolor ich ciała uzależniony jest od rośliny, na której aktualnie żerują. Trzeba by było to sprawdzić w terenie. Poczwarka jak to jest u sówkowatych, jest typu zamkniętego i w kolorze ciemnobrązowo-bordowym.

Owady dorosłe pojawiają się w zależności od regionu, od kwietnia  do października. Niektóre źródła podają występowanie całoroczne. W ciągu roku ma dwa pokolenia, stąd być może taka rozpiętość pojawianiu się imagines. Zimę spędza w stadium poczwarki, w glebie.

Krokiewki, jak już wcześniej zaznaczałem zasiedlają brzegi lasów, łąki, pastwiska i ogrody. Gąsienice żerują na bardzo różnych roślinach znajdowana m.in. na pokrzywie, malinie, wierzbie czy paproci. O ich obecności nie decydują więc nieliczne gatunki roślin żywicielskich. Inne czynniki wpływają na ich obecność i liczebność.

W naszym kraju zazwyczaj liczebność tego gatunku zależna od wielkości fali migracyjnej. Czyli ile przyleci z innych części Europy. Tak przynajmniej było do tej pory. Liczne są jednak obserwacje wskazujące, że obecnie gatunek ten może i u nas zimować. Jeszcze jeden efekt ocieplenia klimatu. Zazwyczaj gatunek jest dość liczny. Mimo że może być liczny, to spotykamy pojedyncze ćmy. Żyje więc w rozproszeniu i nie lubi się agregować. Osobiście nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałem. Na pewno do tej pory nie zwróciłem na krokiewkę uwagi.

Jak już pisałem krokiewka jest gatunkiem migrującym i corocznie przylatuje do nas z południa Europy. Liczne są jednak doniesienia o udanym zimowaniu i wczesnym pojawie gąsienic nawet w marcu. Czyli część populacji musi już u nas zimować z sukcesem. Niemniej gatunek uważany za wędrowny. Migranci nieustannie mieszają się z „tubylcami”. W populacji zawsze jest część osobników bardziej osiadła i część skłonna podejmować wędrówki. Niezależnie od czynników środowiska raz jedna a raz druga frakcja wydaje więcej potomstwa. A samo zróżnicowanie (różnorodność) populacji jest najlepsza gwarancją na trwanie gatunku.

Czy na przykładzie tego jednego gatunku - krokiewki lękliwicy można poszukiwać jakichś analogii z gatunkiem Homo sapiens? Można. Bo pewne uniwersalne prawa przyrody, prawa populacyjne sprawdzają się w każdym przypadku. 

 

Źródła:

22.09.2024

Czy powinniśmy bać się gatunków obcych i inwazyjnych?

Motywy roślinne na porcelanie użytkowej.


Obcy wzbudza strach i niepewność. Skoro obcy, to nie wiadomo czego oczekiwać i jakie zmiany spowoduje w naszych ekosystemach. Lepszy stary wróg, bo wiadomo czego po nim można się spodziewać. A ten nowy, to jedna wielka niewiadoma. Mamy liczne przykłady dużych perturbacji w ekosystemach i gospodarce, jakie wywołały obce i inwazyjne gatunki, np. króliki w Australii czy u nas stonka ziemniaczana lub norka amerykańska. Mamy jednak równie liczne jak nie liczniejsze przykłady gatunków obcych, które przyniosły nam duże korzyści gospodarcze, w rolnictwie, leśnictwie czy medycynie. Na dodatek nie każdy gatunek obcy jest inwazyjny oraz gatunkami inwazyjnymi mogą być także te rodzime. Choć może w odniesieniu do gatunków rodzimy zamiast o inwazji lepiej mówić o szybkiej ekspansji. Niemniej znaczy to, że swój może być równie groźny.

A co to znaczy, że gatunek jest obcy? To taki, który nie występował pierwotnie (a w zasadzie wcześniej) w danym ekosystemie, na danym terenie. Przybywa z innego regionu, często w wyniku działalności człowieka. Może to być roślina, grzyb, zwierzę, protist, bakteria, archeon. Warto przypomnieć, że nie każdy gatunek obcy jest inwazyjny. I także to, że wszyscy jesteśmy gatunkami obcymi, nawet Homo sapiens w Europie, bo na Ziemi wszystko się zmienia. Najbardziej obawiamy się gatunków, które przybyły niedawno, takich jak nawłoć kanadyjska, barszcz Sosnowskiego, rdestowce, szczeżuja chińska i wiele innych. Będzie ich przybywać bo sprzyja im antropogeniczne przekształcenie środowiska.

A czy modliszka jest obca czy rodzima?  Wcześniej w Polsce występowała w Kotlinie Sandomierskiej, teraz jest obecna w całym kraju. Czy na Mazurach lub Pomorzu jest gatunkiem obcym i inwazyjnym, czy rodzimym w ekspansji? Może występowała tu we wcześniejszych interglacjałach? A może w optimum klimatycznym w czasach średniowiecza? To tylko przykład jak względne jest ludzkie wartościowania na obcych i swoich oraz na inwazyjne gatunki oraz te w ekspansji. Niektóre pojęcia nie są ostre, inwazja to tez ekspansja, wszystko zależy co zawrzemy pod konkretnymi słowami i czy jest potrzeba na rozróżnianie róznych procesów, czy tez jest to tylko skala ludzkiego wartościowania.

Migracje są czymś naturalnym w przyrodzie. Dlatego w pewnym sensie wszystkie gatunki są obce. To tylko kwesta czasu. Dawniej przybyłe gatunki roślin nazywamy archeofitami. Bo potrafimy ustalić ich czas przybycia, razem z gospodarka rolną człowieka. Po ustąpieniu lodowca niemalże wszystkie gatunki napłynęły do nas jako "obce". Możemy je uznać jako obce lub jako rodzime powracające (w ekspansji?). Dlatego, że było wiele zlodowaceń i wiele interglacjałów. I za każdym razem, po wymarciu w czasie zlodowacenia, powracały w cieplejszych okresach międzylodowcowych. Niektóre były tak ciepłe, że w Europie żyły hipopotamy. Teraz, wraz z ociepleniem klimatu, pojawiać się będą coraz to nowe gatunki z południa i krajów tropikalnych lub subtropikalnych. Jednocześnie wiele innych będzie wymierać. Ot taka wymiana w ekosystemach. Jednakże z przybycia niektórych wcale nie jesteśmy zadowoleni, tak jak np. z komara tygrysiego. Martwic może jedynie niezwykle szybki proces, skala i ogromne tempo tych zmian.

Gatunki wędrują w sposób naturalny ale dzieje się to stosunkowo wolno. Człowiek poprzez transport, podróże i handel w nieświadomy sposób ułatwia dyspersję i docieranie gatunków do nowych obszarów. Pomaga im pokonywać różne naturalne bariery. Czasem świadomie i celowo przenosimy gatunki, tak jak barszcz Sosnowskiego. Ale nawet jak robimy coś celowo, to czasami przynosi to opłakane skutki. Bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich skutków ekosystemowych. Powoli poszerzamy swoja wiedze ale dużo zostało jeszcze do odkrycia. Także w zakresie gospodarowania i manipulowania (zarządzania) ekosystemami. I to przy globalnie kurczącej się bioróżnorodności.

A co to znaczy, że gatunek jest inwazyjny? To taki, który nie tylko aktywnie się rozmnaża i rozprzestrzenia w danym regionie. Zwiększa swoją liczebność i przez to wypiera inne gatunki (tak jak na przykład rak amerykański czy nawłoć kanadyjska). Jego obecność może powodować szkody dla rodzimych gatunków i siedlisk. W dalszej perspektywie inwazje mogą prowadzić do zmian w strukturze ekosystemu, konkurencji o zasoby, a nawet wyginięcia lokalnych gatunków. Dlaczego obce tak łatwo odnoszą sukces? Bo przybywają bez całego bagażu naturalnych ograniczeń w postaci drapieżników, pasożytów, chorób, patogenów. A zanim w nowych ekosystemach wykształcą się miejscowi konkurenci, zjadacze (drapieżniki i pasożyty) to minie sporo czasu. Dodajmy, że większość gatunków obcych szybko ginie, bo nie znajdują dogodnych warunków do życia. Ale tego nie zauważamy i nie zaprzątamy sobie tym głowy. widoczne są tylko te inwazyjne, bo widzimy skutek.

Inwazyjność może wynikać ze zmian, jakie człowiek wprowadza w środowisku. Wtedy nawet niektóre rodzinne gatunki nagle uzyskują szanse na sukces. I stają się inwazyjnymi lub inaczej nazywając - znajdują się w ekspansji. Przekształcanie siedlisk sprzyja tym rpocesom.

Jakie skutki w ekosystemach wywołują gatunki obce i inwazyjne? Skutki są różnorodne. Po pierwsze gatunki inwazyjne konkurują z rodzimymi o pokarm, przestrzeń i światło (w przypadku roślin) lub siedlisko. To może prowadzić do wypierania rodzimych gatunków. Znikają lokalnie a przez to, że nie występują nigdzie indziej, to znikają i globalnie, nasza bioróżnorodność Ziemi się kurczy. Po drugie gatunki inwazyjne mogą być drapieżnikami i mogą polować na rodzime gatunki, zaburzając naturalne relacje w ekosystemie. Po trzecie gatunki inwazyjne mogą wywoływać zmiany w siedliskach. Rośliny inwazyjne mogą zmieniać strukturę siedlisk, wypierając inne gatunki, m.in. przez wydzielanie związków allopatycznych. Tak jak jest z nawłocią kanadyjską czy rdestowcami oraz z barszczem Sosnowskiego. Po czwarte mogą wywoływać zmiany w cyklu obiegu składników odżywczych, przez modyfikowanie istniejących łańcuchów i sieci troficznych. Po piąte gatunki inwazyjne jako wektory mogą  wpływać na rozprzestrzenianie się chorób i patogenów. Gatunki obce mogą przenosić różne choroby i pasożyty na rodzime gatunki. Tak było z rakiem amerykańskim, który rozprzestrzenił dżumę raczą i spowodował prawie całkowite wyginięcie u nas raka szlachetnego. Tak może być z komarem tygrysim i egzotycznymi dla nas chorobami takimi jak denga,

Gatunki obce i inwazyjne mają realny wpływ na nasze środowisko i na bioróżnorodność. Do tej pory ich się obawialiśmy, bo zawsze wnosiły jakiś element niepewności i zmiany. Teraz, wraz ze zmianami klimatu, obserwować będziemy naturalne procesy zmiany zasięgów wielu gatunków. Jedne będą z naszego terenu wymierały, inne będą się pojawiały. A ponieważ obecne ocieplenie klimat zachodzi niesłychanie szybko w skali geologicznej, to najpewniej będziemy świadomie i celowo pomagali w np. przebudowie składu gatunkowego lasów, pomagając w szybszym rozprzestrzenianiu się niektórych, pożądanych gatunków.

Problem jest tylko w tym, że potrzebna jest ogromna wiedza a same ekosystemy są bardzo złożone. Skutki są więc trudne do przewidzenia. Jedyne co pewne to nieustanna zmiana i konieczność ciągłego weryfikowania naszej wiedzy. Lekko nie będzie.


Tekstowa, nieco zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. Wszystkie nagrania archiwalne dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627



19.09.2024

Co w koszu na dworcu kolejowym można zobaczyć? Edukację?



Co widzisz na zdjęciu? Co dostrzegasz? Poprawnych odpowiedzi jest wiele. Zanim przeczytasz moją interpretację, moją opowieść, przerwij czytanie i pomysł o tym, co Ty dostrzegasz. Nie chcę narzucać swojej spostrzegawczości. Teraz jest czas dla Ciebie - napisz w komentarzu co widzisz. Lub tylko chwilę się nad tym zastanów. Zdjęcie zrobione na dworcu kolejowym. Nie ważne, że w Warszawie. A może ważne?

Na dworcach i czasem w galeriach handlowych są przezroczyste kosze do recyklingu. To ze względów bezpieczeństwa. Tak czy siak widać co jest w środku. Ale możesz zajrzeć także do innych koszy na recykling lub do pojemników przy twoim śmietniku. To można samemu sprawdzić. Porównać, przemyśleć. I jak to jest, że tak duży odsetek odpadów nie jest wrzucona tam gdzie powinna? Dlaczego? Czy to takie trudne przeczytać napis, nawet jeśli się nie pamięta koloru i graficznego oznaczenia na pojemnikach? 

Ponad 20 lat edukacji a tak marne rezultaty? To chyba nie efekt niedostatków intelektualnych mieszkańców naszego kraju. To chyba emocje i brak uznania, że ważny jest recykling i efekt klimatyczny. Co nas to obchodzi? To spisek lewaków, ekoterrorystów, reptilianów i kogo tam jeszcze? Prawdziwy Polak nie da się nabrać na takie farmazony? Więc nie będzie segregował śmieci? To chyba nie jest kwestia wiedzy tylko postaw i emocji. 

Te kosze wiele o nas, jako o społeczeństwie, mówią. Wskazują czym żyjemy i co dla nas jest ważne lub nie jest ważne. Ważne są nie tylko kompetencje twarde (znajomość faktów), lecz i kompetencje miękkie. Do dygresja, dotycząca edukacji. 

Są tam oczywiście także kwiaty. To ciekawy wątek i możliwość do snucia ciekawych opowieści. Może ktoś na kogoś czekał lecz się nie doczekał? Może ktoś dostał te kwiaty i ostentacyjnie wyrzucił? A może zostawił, niech sobie ktoś weźmie i dlatego nie trafiły do pojemnika z resztkami organicznymi lub zmieszanymi? Jest wiele poprawnych odpowiedzi i poprawnych opowieści do tej ilustracji. Mimo, że widzimy to samo, to możemy dostrzegać różne rzeczy. Możemy co innego uznać za ważne. Wszystko zależy od tego, jaki mamy w głowie obraz, model świata.




A Ty, gdy przechodzisz obok takich pojemników, to co czujesz? Poświęcasz trochę czasu i uwagi by wrzucić do właściwego pojemnika i w ten sposób ułatwić recykling i prace innym? Czy czujesz zniewolenie i manipulację i chcesz zbuntować sie, zaprotestować? 

Jeśli masz ochotę, to napisz o tym w komentarzach pod niniejszym wpisem. Z ciekawością zapoznam się z Twoją spostrzegawczością i Twoim modelem świata.

18.09.2024

Profesor Eugeniusz Biesiadka - wspomnienie

Spotkanie w ramach studenckiego koła naukowego, ok. roku 1983,
z lewej doc. dr. hab. Eugeniusz Biesiadka,
z prawej student Stanisław Czachorowski

17 września, we wtorek rano, otrzymałem wiadomosć, że zmarł prof. Eugeniusz Biesiadka. Pogrzeb odbędzie się 23.09.2024 w Poznaniu o godz. 12.30 na Cmentarzu Junikowo.

Profesora Biesiadkę poznałem w listopadzie 1982 roku jako student pierwszego roku biologii. Zabrał mnie i kolegę Andrzeja Grudnia, na poszukiwanie życia w mchu. Było zimno i zaczął padać już śnieg, ale dla nas była to niesamowita przygoda z biologią. Wszystko dzięki naszemu opiekunowi roku mgr Krzysztofowi Kuklińskiego (opiekun roku pełnił ważną funkcję, potrafił nas popchnąć w dobrym kierunku). Powiedział nam, że jest taki docent i że warto iść na spotkanie z nim. To było zupełnie poza zajęciami, przewidzianymi w programie. Zaczątek koła naukowego, spacer przyrodniczy. I tak się zaczęła moja przygoda z Profesorem E. Biesiadką. Zaczęliśmy przychodzić na zajęcia poza pozaprogramowe i badać wodne bezkręgowce. Pod skrzydłami prof. Biesiadki powstało koło naukowe biologów. Włączył nas studentów do swoich badań. Najpierw zaczęliśmy badania makrobentosu źródeł rzeki Łyny. Pierwszy wyjazd był chyba już w lutym 1983 roku. To wtedy zająłem się chruścikami.

Profesor Biesiadka był dla nas wzorem i inspiratorem. Rozbudził zainteresowania naukowe. W ramach koła naukowego odbywały się spotkania z referatami, organizacja letnich obozów naukowych i wyjazdy na konferencję. Jako student byłem nim zafascynowany. To jemu pokazałem swoje pierwsze rękopisy z przemyśleniami biologicznymi. Spotykaliśmy się na rozmowy, podsuwał ciekawe książki to przeczytania. By nieformalnych tutorem. To od niego nauczyłem się najwięcej w zakresie dydaktyki. Wcale nie od pracowników Zakładu Dydaktyki Biologii, tylko od docenta, zajmującego się wodopójkami. Uczyłem się przez działanie i naśladowanie dobrych wzorców. W kole naukowym uczyliśmy się dodatkowo demokracji i wspołpracy. A był to jeszcze okres stanu wojennego. Efektem badań naukowych i wyjazdów terenowych były pierwsze publikacje. Pod jego kierunkiem napisałem pracę magisterską, a potem, po przyjęciu do pracy, także rozprawę doktorską. 

Jest wiele wspomnień, warto zapamiętać tylko te dobre. Należał do grona najwartościowszych wykładowców WSP w Olsztynie, których spotkałem na swoje drodze życia studenckiego. 

Około 2001 roku zebrałem jego dane biograficzne, które opublikowane zostały w Almanachu. To nie jest cała biografia i cały dorobek prof. dr hab. Eugeniusza Biesiadki. Ale teraz niech ku pamięci będzie i tyle.

Biesiadka Eugeniusz, prof. dr hab. ur. 23 XII 1945 r. w Międzychodzie, magisterium w 1968, doktorat w 1974, habilitacja w 1979 – UAM Poznań, na stanowisku docenta od 1980 w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie, profesura  w 1990 r.. Potem był kierownikiem Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Zainteresowania badawcze: hydrobiologia - ekologia, systematyka i faunistyka entomo - i akarofauny wodnej, wpływ antropopresji na zespoły hydrobiontów, problem genezy fauny wodnej, pasożytowanie larw Hydracarina na owadach wodnych, - wodne Heteroptera i Coleoptera oraz Hydracarina (główny przedmiot badań), przede wszystkim Polska i kraje Europy Wschodniej.

Najważniejsze osiągnięcia - rozpoznanie wartości Heteroptera i Coleoptera jako wskaźników stanu środowisk wodnych, zwłaszcza w odniesieniu do jezior, wyróżnienie i opracowanie elementów synekologicznych i ich charakterystyki, opracowanie fauny wodnych Heteroptera i Coleoptera niektórych obszarów Polski i Europy Wschodniej, określenie specyfiki relacji pasożyt - żywiciel pomiędzy Hydracarina a Heteroptera; - ponad 100 publikacji naukowych, w tym 30 prac entomologicznych.

Ważniejsze prace: „Water beetles (Coleoptera) of the eutrophic Lake Zbęchy”, “Badania nad pluskwiakami (Heteroptera) jezior szczycieńskich (woj. olsztyńskie)”, „Water mites (Hydracarina) – parasites of water bugs of the group Nepomorpha”; - zbiór ponad 150 000 osobników Heteroptera, Coleoptera i Hydracarina, głównie z Polski i Europy Wschodniej (Katedra Ekologii i Ochrony Środowiska UWM w Olsztynie.

Pełnione funkcje:  - dziekan Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego WSP w Olsztynie (1980-1982), dyrektor Instytutu Biologii WSP (1987-1993), kierownik Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska WSP, później UWM (od 1998).

Ważniejsze odznaczenia: Złoty Krzyż Zasługi (1992), Medal Komisji Edukacji Narodowej (1993)

Docent E, Biesiadka, ok. roku 1983.

17.09.2024

To jest tysięczny wpis na tym blogu

Kładka dla pieszych w Krakowie.
 

Wcześniej było Stare Profesorskie Gadanie, najpierw na Bloxie, potem zostało przeniesione na Word Press. A jeszcze później pojawiło się na Googlowskim Bloggerze. Liczba jest tylko liczbą. Jest jakimś przybliżeniem. Sam bym nie liczył, ale skoro automat robi to za mnie, to mogę odnotować kamień milowy w postaci 1000. wpisu pod tym adresem blogowym.

Czy coś znaczy? Równa liczba ma znaczenie tylko symboliczne. Ludzie wieszają kłódki by coś utrwalić w pamięci, symbolicznie. Ale nawet i to przemija. Są miejsca, gdzie takie kłódki są usuwane, w innych z naturalnych przyczyn znikają, rdzewieją, zacierają się napisy. Też są przemijające. Można je policzyć i też tym liczbom nadać jakiś sens. Nadać czy odkryć? W pierwszym przypadku to kreatywność, w drugim potrzebna uważność w obserwowaniu.

Czy estetycznie wyglądająca liczba 1000 ma inny sens niż np. 957? Łatwiej zapamiętać? Jest przekroczeniem jakiegoś progu? Z liczb trzycyfrowych od teraz będą czterocyfrowe? Możliwe, że poszukiwanie symetrii i estetyki jest w nas gdzieś głęboko zakodowane. Może wiąże się z odczytywaniem stanu zdrowia? I coś, co ewolucja wyselekcjonowała do wyboru najbardziej optymalnego partnera, znalazło swoje szersze zastosowanie w odkrywaniu porządku i symetrii świata? Wyselekcjonowane do jednego zadania, przypadkiem uzyskuje znaczenie zupełnie inne i szersze. Tak być może tworzy się ewolucja kulturowa. 

W innym systemie liczbowym, inne liczby miałyby symetrię i piękno. Na przykład w systemie szóstkowym albo dwójkowym. Jakie to byłyby liczby? 

A jak się nazbiera więcej, to można to scalić. Dlatego zacząłem przygotowywać blogowe ebooki: https://profesorskiegadanie.blogspot.com/p/ebooki.html. Czy zebrane w całość nabierają innego znaczenia? Już nie populacja pojedynczych osobników-wpisów ale kolonia lub nawet cały organizm, większa całość?

Ebooki tu są zbierane: https://wakelet.com/wake/8n7Bu5pVo1faTdUzUpSDM Chcesz przeczytać? Są bezpłatne. A niebawem pojawią się kolejne.

Wzmianki o blogu zawędrowały już do kilku książek. Kolejne i inaczej wyglądające kamienie milowe. Powstaje trwały ślad. Najnowszą jest ta (zapewne nie jest ostatnią): 

15.09.2024

Muzeum porcelany i uczenie się małymi porcjami

Muzeum Porcelany w Tułowicach


W czasie wakacji zaglądałem do różnych większych i mniejszych wystaw oraz muzeów. Widać dużą zmianę na lepsze. Przykładem jest choćby Muzeum Porcelany w Tułowicach, w budynkach dawnej fabryki porcelany. Piękna kolekcja, w dobrze zaaranżowanych wnętrzach. Pokazuje nie tylko różnorodność i piękno lecz także procesy samej produkcji oraz zmian na rynkach gospodarczych świata. Trochę mi się w głowie poukładało to, co już tam było. A dodatkowo dowiedziałem się dużo innych, wartościowych informacji. Kolekcje porcelany zebrane były w różnych historycznych wnętrzach, z różnych epok. Mała podróż w czasie. I lepsze zrozumienie samego Śląska. 

Wakacyjne odwiedzanie muzeów to mikrolearning, uczenie się w małych porcjach, poza szkołą i poza wyznaczonym programem. Wiele muzeów i wystaw ma dobrze opracowaną ekspozycję z dobrze przygotowanymi opowieściami. Oczywiście lepiej jest, gdy ta nowa mikrowiedza jest osadzana w szerszym, już posiadanym kontekście. To rola własnych kompetencji lub umiejętności nauczyciela-tutora, który pomoże osadzić w szerszym kontekście i skłoni do głębszych refleksji. 

Podobno podróże kształcą -... ale tylko przygotowanych i wyedukowanych. Podobnie może być z mikrouczeniem się. Skorzystają ci, którzy mają odpowiednie kompetencje i są przygotowani na małe porcje wiedzy. Inaczej będzie to tylko efekt wow - przemijający zachwyt. Sporo jest festiwali nauki i centrów nauki. Jeśli poprzestaniemy na efekcie wow, to niewiele dadzą w globalnym systemie edukacji. Potrzeba odpowiedniego podejścia i sami organizatorzy takich miejsc i wydarzeń muszą myśleć o szerszym kontekście. Inaczej będzie to tylko szybko przemijająca edu-rozrywka, z wybuchami, dymem i kolorowymi balonikami. Mądrej i przygotowanej głowie dość po mikrosłowie.

Odwiedziny tych róznych wystaw zrodziły kilka refleksji, dotyczących edukacji poza murami szkoły. W tym także uczenia się małymi porcjami i w miejscach nieoczywistych. Edukacją zajmuje się nie tylko szkoła, dlatego umiejętności i kompetencje edukacyjne (oraz komunikacyjne, snucia pouczających opowieści) przydatne są nie tylko nauczycielom. Może warto ten aspekt uwzględnić w kształceniu uniwersyteckim?

W tym samym, wakacyjnym czasie, trafiłem na artykulik dr Piotra Wasyluka na Facebookowym profilu Dragonfly perspective, który tak napisał o microlearningu:

Współczesny świat jest zbudowany w taki sposób, że nie zostawia zbyt wiele czasu na pogłębioną refleksję nad zjawiskami, których doświadczamy. "Ostrzeliwuje" nas seryjnie nowościami, innowacjami, nowinkami, koncentrując się raczej na powierzchownościach, niż istocie następujących zmian.” (…) „MICROLEARNING, nazywany niekiedy NANOLEARNINGIEM lub BIT-SIZE LEARNINGIEM to model edukacji, którego istotą jest przyswajanie małych porcji wiedzy. MICROLEARNING oferuje treści edukacyjne zoptymalizowane zarówno pod kątem długości, jak i atrakcyjności.” Dr Wasyluk wskazuje na pozytywy i negatywy (ograniczenia) mikrolearningu i swoją wypowiedz kończy tak; „Mając to wszystko na uwadze, warto zachować umiar w stosowaniu MICROLEARNINGU. Oparcie się wyłącznie na tym modelu może uczynić z was zadowolonych z siebie ignorantów, którzy są przekonani, że część jest bardziej wartościowa od całości ... i że z dwóch półgłówków da się złożyć pełnokrwistego intelektualistę.”

Moim zdaniem mikrolearning powinien głębiej rozgościć się na uniwersytetach. Z kilku powodów. Po pierwsze jako odpowiedź na społeczne zapotrzebowanie na taką formę edukacji. Po drugie jako element aktywności i wiedzy, którą mogą wynieść absolwenci bardzo różnych kierunków. Umiejętności nowoczesnej edukacji potrzebne są  wielu miejscach pracy, nie tylko w szkole. Ciągle żyjemy w globalnej wiosce. I ciągle aktualne jest powiedzenie, że do wychowania jednego dziecka potrzeba całej wioski. Jednym słowem w edukację zaangażowani jesteśmy wszyscy, nie tylko nauczyciele w szkołach. Te kompetencje przydadzą się rodzicom, przydadzą się instytucjom samorządowym i placówkom kulturalnym, przydadzą się tym, którzy przygotowują wystawy i ekspozycje muzealne. 

Dowolny przedmiot z muzeum jest jak ziarnko piasku z pustyni - na jego przykładzie można opowiedzieć historię całej pustyni. Potrzebna tylko dobra opowieść i dobra aranżacja samej wystawy. Do zwiedzania z przewodnikiem lub do zwiedzania indywidualnego. 

14.09.2024

Olsztyńskie Dni Nauki 2024 i tajemnice Muzeum Zoologicznego im. prof. Janiny Wengris

Pocztówka i jednocześnie przewodnik po miejscach i opowieściach

Tym razem na 22. Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki przygotowałem wycieczkę po muzeum zoologicznym. Jak i dlaczego powstało Muzeum Zoologiczne im. Profesor Janiny Wengris? Po co powstają zbiory muzealne i komu służą? Będą opowieści o zwierzętach i pracy naukowca – biologa, zoologa. Wycieczce po muzeum towarzyszyć będą opowieści o ptakach, ssakach, rybach, owadach, skorupiakach i o skamieniałościach czyli zwierzętach wymarłych dawno temu. W czasie wycieczki po muzeum można będzie się dowiedzieć jakie znaczenie mają polskie małże dla przemysłu guzikarskiego, dlaczego oleica ma trującą kantarydynę oraz jak boleśnie żądlą osy. Wystawę zwiedzać warto z telefonem komórkowym, bowiem przy eksponatach będą znajdowały się qr kody, linkujące do różnych, zoologicznych ciekawostek. Każdy uczestnik otrzyma tajemną kartkę, ułatwiającą poszukiwania i dotarcie do różnych zoologicznych kolekcji.

Zaczniemy w Katedrze Zoologii, w Muzeum im. prof. Wengris, potem przejdziemy na wystawę w budynku przy Placu Łódzkim 3, III piętro (hol) a potem do budynku Collegium Biologiae, do kolejnej wystawy z eksponatami zoologicznymi.

Będzie także okazja porozmawiać o tym, jak powstaje wiedza naukowa, na przykładzie zoologii.

Harmonogram:

26/09/2024 
  • godz. 09:00- 0:00
  • godz. 11:00 12:00 
  • godz.  13:00 14:00 
27/09/2024 
  • godz. 10:00 11:00 
  • godz.  13:00 14:00 
  • godz.  17:00 18:00 

Więcej informacji na stronie: https://wakelet.com/wake/4B7P06X38zj3ajPH24MXm


Rewers pocztówki

13.09.2024

Dzień kropki - takie niby nic o wielkim potencjale

Kropka na białej kartce, niby nic a ile można opowiadać!
 

Na pierwszy rzut oka nic tu nie ma. Ot, tylko jakiś paproch, jakaś kropka, nabazgrana ołówkiem. Ale ta kropka jest jak nasionko, zarodnik, spora, gdy wykiełkuje to urośnie z tego coś dużego i okazałego. Tak i ja, z tej kropki ,wyprowadzę opowieść, a może nawet kilka. 

15 września obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Kropki. Jest to przypominajka i święto nauczycieli, którzy pozwalają na rozwój swoich podopiecznych. Nie tyle przekazują treść co tworzą relacje i tworzą warunki do uczenia się, do rozwoju. Tacy nauczyciele są jak troskliwy ogrodnik - dbają o środowisko, podlewają lecz nie ciągną za źdźbła do góry, by trwa szybciej rosła. Dzień kropki to święto odkrywania talentów, kreatywności, odwagi, święto radosnej i dobrej zabawy. Bo uczenie się i rozwój są przyjemne, tak jak zabawa. Wszystko zaczęło się od bajki pt. „The Dot” (Kropka), autorstwa kanadyjskiego pisarza i ilustratora książek dla dzieci – Petera Reynoldsa. Opowieść z kropką 
zapoczątkowała Międzynarodowy Dzień Kropki. „The Dot” opowiada historię Vashti, dziewczynki przekonanej, że nie potrafi rysować. Dzięki inspiracji i zachęcie ze strony nauczycielki Vashti odkrywa w sobie moc kreatywności. Moc drzemiącą w każdym z nas. Wystarczy tylko postawić kropkę. Od niej się zaczyna. Zwłaszcza w dobrych relacjach międzyludzkich. Teraz Dzień Kropki obchodzony jest w wielu szkołach, domach i innych miejscach. Choć czasami w tym świętowaniu skupiamy się na kolorowych strojach w kropki, nie o strój tego dnia chodzi. To święto kreatywności, w którym skupiamy się na rozwoju swoich talentów. Być może jeszcze nie znamy wszystkich swoich talentów. Zawsze jest coś do odkrycia. To także TWOJE święto! 

W Dniu Kropki nauczyciele i edukatorzy angażują dzieci (uczniów) w zajęcia, które pomogą im odkryć mocne strony i dają im odwagę, by powiedzieć o tym światu. Ale chodzi nie tylko o jeden dzień w roku tylko o stałą praktykę. Każdy ma coś ciekawego i ważnego do opowiedzenia. Opowiadać można słowem, muzyką, rysunkiem, działaniem, szydełkowanie, szyciem Pożeraczy Smutków, lepieniem garnków itp. Bądź jak dziecko, narysuj kropkę i bądź kreatywny. Ta kropka to dopiero początek. 

A gdzie obiecana opowieść? Oto ona.

Działo się to dawno temu, w typowej szkole o modelu podawczo-dyscyplinującym. Przykładna nauczycielka tej szkoły poleciła uczniom na lekcji plastyki narysowanie kolorowej łąki. Dzieci wyjęły ze swoich tornistrów kolorowe kredki świecowe i ołówkowe, co tam kto miał. W takich klasach zawsze trafiał się nieprzystający do rzeczywistości Jasiu. Niektórzy o nim mówili głupi Jasiu. Otóż ten Jasiu długo siedział nad rysunkiem, gryzł ołówek (może po prostu nie miał kolorowych kredek?), coś dumał i dumał. Kiedy pani podeszła do niego by sprawdzić pracę, zobaczyła pustą, białą kartkę.

- Jasiu, a gdzie rysunek? Znowu nic nie robiłeś, będzie dwója (a trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach dwójka była najniższą oceną w szkole, też nazywana pałą)

- Ależ proszę Pani, ja narysowałem, trawę kwiaty i nawet motyle fruwały. I kozę narysowałem.

- Jasiu kłamiesz, przecież tu nic nie ma! Gdzie te kwiaty?

- Proszę Pani, trawę i kwiaty koza zjadła.

- A motyle?

- Jak koza trawę zjadła, to odleciały szukać nektaru gdzie indziej.

- Jasiu, ale tu kozy nie ma!

- Bo ona, jak już te trawę zjadła, to sobie poszła i jej nie widać.

- A ta czarna kropka na środku, to co to jest Jasiu?

- A to kozi bobek, bo koza jak się najadła, to się wypróżniła i tyle po nie zostało, proszę Pani.

Niby nic nie ma. A jest, wymaga tylko szerszego kontekstu i wyobraźni. Coś było lecz się zmieniło. Jak już wcześniej pisałem, nawet czarna kropka, niczym kozia kupa, może być punktem wyjścia. Bo do takich odchodów to zaraz muchy przylecą lub przywędruje żuczek gnojarek. Dla nich to nie są brzydko cuchnące odpady lecz pożywienie i początek rozwoju nowego pokolenia. Początek przygody życia.

Jeśli myślisz, że nie masz talentu do rysowania, to postaw czarną kropkę. Boć coś z tego się rozwinie, Bo przecież nawet G. w słoiku może mieć wartość edukacyjną. Tak samo jak kropka na kartce. Od niej pociągnij kolejne kreski lub stwórz opowieść, niczym Jasiu w dawnej szkole. Bo ten Jasiu to potem wyrósł i dalej tworzył. Rysował łąki, kozy i tworzył różne opowieści. Bo w końcu ktoś mu podarował kredki...

Czy Jasiowi należała się pała? Jasiu ma talent i sam go odkrywa, rysowanie uzupełnia kreatywną opowieścią. Nie oczekuj odpowiedzi pod zaplanowany klucz. Każda odpowiedź jest dobra i poprawna, jeśli zostanie poparta dobrą, ciekawą i rzetelną argumentacją. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na dowolne pytanie. Mogą być różne.

W czasie społecznego malowania, czy to kamieni, czy dachówek, czy butelek, często słyszę od osób dorosłych, że nie potrafią malować. Potrafią, nie mają jedynie odwagi zacząć. Jakkolwiek wyjdzie, to będzie dobrze. Tak miało właśnie być! Bo w tym społecznym, wspólnym malowaniu nie o piękne i realistyczne arcydzieła chodzi. Ważne jest spotkanie i rozmowa, ważne jest odkrywanie sprawstwa. Bo już po kilku minutach widać jakieś efekty. Malowanie ma sprawiać radość, to nie wyścigi "kto najpiękniej namaluje". Dzieci nie mają oporów w czasie malowania. Być może jeszcze im nikt nie powiedział, że nie potrafią. Skupione są na tworzeniu a nie na ocenie i porównywaniu z innymi.

Bądź jak Jasiu, stwórz opowieść do nieporadnej kropki na rysunku wyżej. I jeśli chcesz, to zostaw swoją opowieść w komentarzach.

11.09.2024

A w środy tłumaczę świat, biologiczny świat

Fot. Archiwum Radia Olsztyn
 

Po wakacyjnej próbie z tłumaczeniem świata w Radiu Olsztyn, pojawiła się propozycja by kontynuować. We wrześniu rozpoczął się rok szkolny a niebawem rozpocznie się rok akademicki. A co z resztą? Człowiek uczy się całe życie, dlatego można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy uczniami, jesteśmy studentami. Bo człowiek ze swej natury jest ciekawy świata i chętnie się uczy. Dlatego powstały tak liczne uniwersytety trzeciego wieku. Po co emerytom uczenie się i poszerzanie swojej wiedzy? Przecież już nic nie muszą, nie przyda się im do pracy zawodowej i podnoszenia kwalifikacji. Od tej nauki nie dostaną lepszej pracy i wyższej pensji. A jednak przychodzą na wykłady, uczestniczą w warsztatach i uczą sie czegoś nowego. Z czystej przyjemności. Podobnie dorośli już pracujący z własnej ciekawości poznają inne, także pozazawodowe tematy. Uczymy się przez całe życie i zazwyczaj z dużą przyjemnością. I dobrze, że publiczne radio poszerza możliwości tłumaczenia świata.

Uniwersytet to nie tylko wykłady i ćwiczenia dla studentów, to także upowszechnianie wiedzy w szerokich kręgach społecznych. Krótkie, radiowe felietony, w których chcę objaśniać złożoności świata żywego, zachodzących w biosferze procesów i powiązania człowieka ze wszytkimi otaczającymi go elementami, traktuję jako ważną i potrzebną misję uniwersytetu. Przy okazji sam uczę się bardzo krótkich form wykładowych. W tym radiowym tłumaczeniu świata uczymy się wszyscy, i radiosłuchacze i mówiący do mikrofonu swoje felietony. 

Jest więc coś stałego, w każdą środę rano ok, godz. 9.30, w ramach szerszego cyklu, przygotowanego przez zespoł ludzi. Ale nie jestem jedynym z UWM, Radio Olsztyn znakomicie korzysta z kapitału ludzkiego, skupionego w uniwersytecie. Taka jest rola uniwersytetu, być w społeczności lokalnej i współpracować ze swoim otoczeniem społeczno-gospodarczym. My uczymy się mówić (jest także Postój z Nauką w Radiu UWM FM) i w ten sposób rozwijamy własne kompetencje dydaktyczne i komunikacyjne. UWM w pełni zasługuje na swoją nazwę, że jest to uniwersytet warmiński i mazurski bo w tym regionie funkcjonuje. 

O czym są moje radiowe felietony? O życiu biologicznych, o zjawiskach przyrody. Najkrócej można byłoby to ująć w sentencji "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego". Chyba jako pierwszy wypowiedział te słowa Grek, Anaksagoras, przedstawiciel jońskiej filozofii przyrody, żyjący jakieś prawie pół tysiąca lat przed narodzeniem Chrystusa. Jego sposób widzenia świata był oczywiście inny od współczesnego, niemniej  wykorzystuję jego słowa do syntetycznej ilustracji biologii. "We wszystkim jest część wszystkiego" - nawiązuje niemalże do istoty chasydzkiej opowieści, gdzie za pomocą jednego szczegółu można opowiedzieć o ogólnych prawach i zasadach. Ja również w swoich felietonach przedstawiam jakiś pojedynczy aspekt, jakąś ciekawostkę, mały problem. Jest to opowieść sama w sobie lecz w tle przemycam objaśnienie praw bardziej ogólnych. W ten sposób chcę pomóc słuchaczom w zrozumieniu tego, czym jest biologia, nauka o życia i jak funkcjonuje przyroda. 

O ile wiemy z zachowanych zapisków Anaksagoras był pierwszym filozofem starożytności, który określił zasadę świata jako nous, czyli niezależną siłę rozumu. To ta siła rozumu wprawia materię w ruch, to za sprawą owej nous powstały wszystkie rzeczy na tym świecie. Ze współczesnym rozumieniem nauki wspólne jest to, że nic nie bierze się z niczego ani nie znika, tylko ulega przekształceniu.  Jak objaśniał Anaksagoras, każda rzecz jest strukturą, złożoną z zasad (elementów), że we wszystkim jest cząstka wszystkiego. Anaksagoras, tak jak wielu starożytnych filozofów przyrody uważał, że Ziemia jest płaska, utrzymywana w górze przez powietrze. Do niektórych starożytnych sentencji współcześnie przypisujemy nieco inną treść i inne wyjaśnienia jak wszystko ze sobą jest powiązane i jak stany wcześniejsze wpływają na stany obecne. 

Dla mnie "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego" to bardzo syntetyczne zapisanie zasad ekologii i praw ewolucji. W felietonach radiowych staram się pokazać niektóre elementy otaczającego świata i to, jak powiązane są z innymi. Oraz jak jedne sytuacje wynikają z tych poprzednich. 

Anaksagoras twierdził, że nie istnieje powstawanie czegokolwiek z nie istniejącego, ani ginięcie jako obracanie się w nicość. To, co nazywa się powstawaniem, jest w istocie mieszaniem się zasad, ginięcie natomiast to ich rozdzielanie. Podobnie twierdzi współczesna fizyka w swoich prawach termodynamiki. Analogicznie możemy odnieść to do biosfery - człowiek jest częścią całości, mocno powiązany z przyrodą a w ekosystemach nic nie bierze się z niczego i nie znika. Ulega tylko przekształceniu. Te butelki plastikowe, które wyrzucamy na śmieci wcale nie znikają. Włączone są do różnych przemian oraz procesów i wracają do nas pod postacią np. mikroplastiku. 

Podcasty w radiu Olsztyn to miniwykłady o biologii, systematycznie podawana wiedza w małych porcjach, w formie radiowych dźwięko do słuchania synchronicznego i asynchronicznego. I bez ocen. Bez rankingów, bez dyplomów i zaświadczeń. Wiedza rozproszona w małych porcjach przez całe życie. Nowy pomysł na uniwersytet, budowanie nie od nowa lecz z wykorzystaniem tego co było, przekształcanie. Nic nie bierze sie z niczego i nie znika. 

Czy biologia jest nauką do wykucia na pamięć? 1,7 miliona opisanych gatunków, a jest ich obecnie na Ziemi 5-10 milionów (zatem naukowcy w swej wytrwałej pracy pomnożą liczbę znanych gatunków organizmów żywych), do tego białka, enzymy, geny, ekosystemy, biomy, zbiorowiska, części struktury organizmów i komórek, procesy.... Koszmarnie dużo, nie do ogarnięcia dla jednego człowieka. Ale już w społecznym konektomie - jak najbardziej. Wiedza rozproszona w ludzkich mózgach i pozaludzkich nośnikach pamięci. Każdy wie coś, nikt nie wie wszystkiego, ale razem mamy ogromną wiedzę.

Ten ogrom różnorodność można opowiadać w formie histori naturalnej, praw ewolucji i sukcesji ekologicznej. Zapraszam w każdą środę rano do Radia Olsztyn. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627



10.09.2024

Biologia - opowieść o życiu, książka do której warto zajrzeć

Okładka książki

Czy biologię można zrozumieć? Tyle tam różnych faktów, że nie sposób zapamiętać. Ale można zrozumieć najważniejsze zasady. "Biologia - opowieść o życiu" to znakomicie opowiedziana historia życia. Najnowsze ustalenia nauki podane bardzo przystępnym i zrozumiałym językiem. Czyta się znakomicie. Klarownie opowiedziane najważniejsze zagadnienia z nauk biologicznych, z licznymi obrazowymi porównaniami z życia codziennego. Dużą wartością są ilustracje - naukowo poprawne, dowcipne, znakomicie nawiązujące do treści. Czuć, że tekst i ilustracje przygotowały osoby nie tylko znające fakty lecz i głęboko rozumiejące sens róznych procesów biologicznych. Zamieszczone ilustracje śmiało można porównać do dobrych notatek wizualnych - bardzo przydatne do powtarzania i przypominania sobie najważniejszych procesów biologicznych w ewolucyjnym kontekście.

Książkę polecam tym wszystkim, którzy już sporo o biologii wiedzą i chcą sobie uporządkować swoją wiedzę. Jak i tym, którzy dopiero zaczynają zgłębiać tajemnice życia. Polecam uczniom starszych klas szkoły podstawowej, licealistom, studentom i wszystkim dorosłym. Ja, po blisko pół wieku wczytywania się i studiowania biologii, przeczytałem z dużą przyjemnością. I znalazłem coś nowego dla siebie. Opowieść Lindsay Turnbull pozwoliła mi lepiej zrozumieć niektóre zagadnienia. Wykorzystam to w swojej pracy dydaktycznej. Biologię polecam zwłaszcza nauczycielom ze szkół podstawowych i średnich - znajdą tu inspiracje jak wytłumaczyć trudne z pozoru zagadnienia biologiczne. Polecam także studentom biologii i tych kierunków, gdzie biologa się pojawia. Na pewno nie wystarczy na egzamin lecz z całą pewnością ułatwi zrozumienie a w konsekwencji lepsze zapamiętanie nawet najbardziej złożonych i zawiłych tematów biologicznych. 

Autorka ma duże doświadczenie naukowe i dydaktyczne. Słusznie zwraca uwagę, że często studenci i uczniowie są przytłoczeni ogromem materiału z biologii. Mamy opisanych ponad 1,7 gatunków. Każdy ma nazwę i o każdym można coś opowiedzieć w zakresie budowy, cyklu życia, ekologii. Do tego tysiące białek (każde ma nazwę i specyficzne właściwości), tysiące genów. A każdy organizm ma złożoną budowę z różnymi organami i narządami. Przecież tego wszystkiego nie da sie zapamiętać! Ale można zrozumieć i wiedzieć jak w tym gąszczu się poruszać. Autorka dostrzega dwa problemy z nauczaniem i uczeniem się biologii "Pierwszy to (...) nieustanny rozwój tej dziedziny, odbywający się w alarmującym tempie." Ciągle coś nowego się pojawia i trzeba aktualizować swoją wiedzę. "Skutek jest taki, że trudno wykładać jakikolwiek temat, skoro nie wiadomo, które zagadnienie mają istotne znaczenie, a które po prostu warto pominąć." Drugim problemem jest "(...) częste serwowanie biologii w dużych, niestrawnych porcjach. Nawet w najlepszych podręcznikach przedstawia się ją w nudny sposób, nie starając się, żeby były atrakcyjną lekturą.". 

Opowieść o biologii Lindsay Turnbull ułożona jest nieco inaczej niż tradycyjne podręczniki. Kolejność to rozwijające się najważniejsze elementy życia biologicznego. Wszystko podane w dobrze dobranym tle ewolucyjnym biosfery. Wiadomo dlaczego i jak zmieniało się życie. Jak ważna jest informacja, dlaczego komórka była takim ogromnym przełomem, jakie skutki spowodowało powstanie fotosyntezy, jak zwierzęta zdolne do ruchu zmieniły świat itp. Przystępna i fascynująca opowieść o tym jak, powstało i funkcjonuje życie biologiczne. Okraszona licznymi ciekawostkami, np. "Szacuje się, że do ukończenia przez nas czterdziestego roku życia organizm wytwarza nić DNA o długości roku świetlnego (ok. 9,5 biliona kilometrów) - czyli wystarczająco długą, żeby rozciągnąć ją do najdalszych krańców Układu Słonecznego (...)"

O zawartości książki sporo mówią tytuły i kolejność rozdziałów: 1. Informacja. Na początku było słowo, 2, Ewolucja. Odmieńcy odziedzicza Ziemie, 3. Płeć. Biec, żeby stać w miejscu, 4. Energia. lepsze życie dzięki chemii, 5. Bakterie. Dobre, złe i brzydkie, 6. Eukarionty. Wszyscy pochodzimy od potworów. 7. Zwierzęta. Niepowstrzymany rozwój, 8. Kręgowce. Zaszalejmy! - jak zwierzęta zwiększały swoje rozmiary. 9. Rośliny. Głęboko, prawdziwie, do szaleństwa zielone, 10. Ekologia. Nowy wspaniały świat. Uważny czytelnik dostrzeże liczne nawiązania do literatury i kultury. 

Książka pozwala przede wszystkim zrozumieć procesy, skąd, jak i dlaczego. Jeśli zasmakujesz, to można potem sięgnąć do bardziej specjalistycznych podręczników szkolnych, akademickich i naukowych. 

BIOLOGIA. Opowieść o życiu, Lindsay Turnbull, ilustracje Cécile Girardin, tłumaczenie Bożena Jóźwiak, Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2024, 304 str. (w tym słowniczek, indeks i literatura uzupełniająca), ISBN: 9788 383 381 657, twarda oprawa.

Nota wydawnicza: Wszystkie aspekty naszego życia mają związek z biologią, a mimo to jej wpływ na nas wciąż kryje w sobie wiele zagadek. I oto mamy atrakcyjną książkę, która pomoże nam je rozwikłać. W miarę lektury poznajemy historię życia na Ziemi od jego początków po współczesne ekosystemy, zatrzymując się po drodze, żeby zrozumieć najważniejsze etapy rozwojowe oraz sposób, w jaki ukształtowały one życie na naszej planecie. Lindsay Turnbull wykłada biologię na Uniwersytecie Oksfordzkim. Jej przystępna, zabawnie ilustrowana książka to doskonałe uzupełnienie obszerniejszych i znacznie trudniejszych w odbiorze podręczników. Jest to niezbędna lektura dla uczniów wyższych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich, ale też dla każdego, kto jest zafascynowany przyrodą i chce dowiedzieć się więcej o tym, jak funkcjonuje życie. To także nieoceniona pomoc dla nauczycieli biologii. Naprawdę świetna i ważna książka, prezentująca entuzjastyczne podejście do niezwykłych sił, które kształtują nas i wszystko, co żyje. Prawdziwy sukces. Sir Tim Smit, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, współzałożyciel ogrodu botanicznego Eden Project. To jedna z tych wyjątkowych książek, których lektura sprawia, że stajesz się mądrzejszy. Żałuję, że nie było jej w czasach, gdy ja się uczyłem, ale jestem zachwycony, że mogłem ją przeczytać jako dorosły.

Lindsay Turnbull jest profesorem ekologii roślin Uniwersytetu Oksfordzkiego i tutorem w
Queen’s College. Uwielbia uczyć, dlatego była nauczycielką przedmiotów ścisłych w szkole średniej i kierowała programem nauczania biologii na studiach licencjackich. Publikuje prace naukowe z szerokiego zakresu tematów, w tym ekologii roślin, interakcji pomiędzy roślinami motylkowymi a bakteriami wiążącymi azot atomowy oraz zanieczyszczenia plastikiem odległych wysp. Jej ulubionym zwierzęciem jest (prawdopodobnie) zając morski.

Przykładowe rysunki z książki:




8.09.2024

Guziki z jeziora i rzeki

Wyrzucone na brzeg małże w czasie bagrowania rzeki, środkowy bieg rzeki Łyny.


Świat jest całością, a jeśli tak, to za pomocą jednego szczegółu, jednego przekładu, można objaśnić ogólne zasady i prawa. Można zachwycić się złożonością procesów i zrozumieć prawa przyrody, które i nas dotyczą…

Teraz coraz bardziej dotyka nas zaśmiecenie plastikiem i odpadami, w rzekach i jeziorach także. Efekt określonego stylu konsumpcji i wprowadzania do środowiska zbędnego produktu przemiany metabolizmu naszej gospodarki. Nie ma jeszcze komponentów biologicznych, które zajęły by się tym zasobem i na powrót wprowadziły do gospodarki. Sami musimy to robić, w pełni antropogenicznie. Po prostu musimy rozwijać gospodarkę cyrkulacyjną z pełnym wykorzystaniem tego, co wyrzucamy jako zbędne. W zasadzie musimy powrócić do korzeni, bo kiedyś czyniliśmy tak z powodu biedy. Teraz może ważniejszy będzie rozsądek. I myślenie o przyszłości. Przykładem dawniejszych rozwiązań gospodarki cyrkulacyjnej niech będą małże i... guziki do naszych ubrań.

W naszych rzekach, strumieniach i jeziorach spotykamy małże. Każdy je zna. A czy wiecie Państwo, że jeszcze nie tak dawno, jakieś 50-60 lat temu wyrabiano z nich guziki? Pisałem o tym już wcześniej O skójce z grubą skorupką, monitoringu środowiska i guzikarstwie. Ale w skrócie przypomnę i tym razem. Bo dobre opowieści chcą być nieustannie opowiadane.

A było to tak. Gdy w XIX wieku rozwijał się przemysł włókienniczy na ziemiach polskich (wtedy jeszcze w zaborze rosyjskim), wzrosło zapotrzebowanie na guziki. Na obrzeżach fabryk w Łodzi rozwijało się rzemiosło guzikarskie. W małym miasteczku, na północnym Mazowszu, w Sochocinie, powstały liczne małe zakłady, wytwarzające guziki z muszli ślimaków morskich. Surowiec sprowadzano z basenu Oceanu Indyjskiego. Na skutek I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej przerwane zostały szlaki handlowe. Dla guzikarzy zabrakło surowca. Wtedy wykorzystali oni rodzimy surowiec, nasze lokalne małże.

W naszych wodach występują szczeżuje, o cienkich muszlach (teraz coraz liczniejsza staje się szczeżuja chińska, dużo większa i o grubszych muszlach, ale to dla nas nowość). Te się nie nadawały do produkcji guzików. Ale są jeszcze skójki: zaostrzona, malarska i gruboskorupkowa. W stadium larwalnym małże te przyczepiają się do skrzel ryb i tak rozprzestrzeniają się na nowe tereny.

Być może nasi przodkowie jedli nasze słodkowodne małże, jako słodkowodne "owoce morza". Ale zapomnieliśmy o tym. Niemniej na początku wieku XX rybacy wyławiali małże z Wisły i Narwi, i po sparzeniu wrzątkiem, skarmiali nimi świnie. Na bezrybiu i małż ryba – jeśli można sparafrazować stare przysłowie. A w tym czasie woleliśmy wieprzowinę niż mięso bezkręgowców wodnych.

Muszle były odpadem, wysypywanym na pryzmy. I te właśnie wyrzucone muszle dostrzegli rzemieślnicy z Sochocina. Na początek poprosili, czy mogą je zabrać na zasypanie dołów w drodze. Potem rybacy zorientowali się, że to surowiec do produkcji guzików i już nie oddawali za darmo tylko sprzedawali. I tak był zysk - sprzedać można było śmieci. A jeśli się mocniej zastanowić to można dojść do wniosku, że w przyrodzie nic nie jest odpadem. Wszystko zostanie zagospodarowane i włączone do obiegu. W przyrodzie nic się nie zmarnuje a sochocińscy rzemieślnicy byli prekursorami rozwoju zrównoważonego.

Wróćmy jednak do małżowego guzikarstwa. Na ręcznych tokarkach z jednej muszli można było wykroić 2-4 guziki. Po oszlifowaniu, sprzedawali w zestawach przyszyte do kartoników guziki. Ja jeszcze pamiętam z dzieciństwa te guziki z masy perłowej, pięknie się mieniące. W handlu były dostępne do lat 60 ubiegłego wieku. Teraz można je spotkać jedynie w muzeach lub na targach staroci. Mało kto jednak zna ich historię. Jeśli nawet gdzieś spotka, to nie dostrzeże ani polskich małży, ani rzemiosła z małych miasteczek, ani sensu rozwoju zrównoważonego.

Obecnie mamy dużo takich guzików z plastiku. Nie ma już guzików, wyrabianych z naszych rodzimych małży. Nadmiar guzików, z taniego plastiku. Gdy byłem mały w domu zbierało się wszystkie guziki. Bo mogły się przydać.  Potem guziki spowszedniały i są w nadmiarze. mam w domu pudełko z guzikami, zbierane nawykowo. Ale już sam nie przyszywam. Chyba, że od wielkiego dzwonu. Każda koszula czy marynarka ma włożony zestaw guzików zapasowych. Gdyby się jakiś urwał, to jest go czym zastąpić i będzie w takim samym wzorze. Jak chłopiec próbowałem nawet zbierać guziki. Jednak w nadmiarze wzorów kolekcjonowanie straciło sens - było tego za dużo. 

Wróćmy jednak do małży, które obecnie są mocno zagrożone niepotrzebnym bagrowaniem rzek – w czasie tych zabiegów wyrzucane są z mułem na brzeg i giną. Nie sprzyja im także zanieczyszczenie wód. Gina zupełnie bez sensu i bez celu...

Drogi czytelniku (i czytelniczko), gdy będziesz zapinał koszulę lub spodnie, będąc nad rzeką czy jeziorem i zobaczysz na dnie małże, pomysł o ich roli w ekosystemie – oczyszczają nasze wody. Małże są filtratorami. Pomyśl także o historii lokalnego przemysłu, o gospodarce cyrkulacyjnej i o powiązaniu handlu światowego z naszym codziennym życiem.

Teraz małże narażone są na inne zagrożenia. W wyniku niepotrzebne, odwadniającej melioracji i niedobrego zwyczaju bagrowania rzek, wraz z osadami z rzek usuwane są małże. Gina na brzegu setkami. Do tego, na skutek zasolenia wód w okresie letnim nie tylko w Odrze rozwijają się złote algi. Zagrażają nie tylko rybom lecz i małżom. A dodatkowo brak ryb to brak możliwości dyspersji.  Dwie klęski w jednym. 

Ostatnio polscy naukowcy odkryli, że skójka gruboskorupkowa to 16 odrębnych gatunków żyjących w Europie, z których dwa występują w Polsce. Wiele jest jeszcze do odkrycia. I dobrze byłoby zdążyć zanim całkowicie wyginą...

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. Felieton wyemitowany był 3 lipca 2024 roku. Znajduje się w dźwiękowym archiwum Radia, dostępny poline.

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


7.09.2024

Co zagraża ekosystemom wodnym i jak możemy temu przeciwdziałać? Przykłady z doliny rzeki Łyny

Konferencja Ochrona Wód, port Nowy Młyn 3 września 2024 r.

Najpierw pociągiem a potem kilka kilometrów pieszo - to moja wyprawa na Wielkopolskę i na konferencją  ochronie wód. Konferencja w dużym stopniu interdyscyplinarna. Nie tylko naukowcy różnych specjalności, ale i praktycy. Szeroki zakres tematyczny. Dobry czas by poszerzyć swoją wiedzę oraz poznać przykłady praktycznych i skutecznych działań. Konferencja bez zadęcia i puszenia sie, bardzo owocna. Wyjeżdżam bardzo zadowolony i zmotywowanym. Pojawiają się także nowe kontakty i pomysły do wspołpracy.

Czwartą  konferencję, dotyczącą ochrony wód, zorganizowao Stowarzyszenie Jezioro Rogozińskie. Cykliczne spotkania w formie konferencji to inicjatywa lokalnych stowarzyszeń działających na rzecz ochrony środowiska oraz Muzeum Młynarstwa w Jaraczu. W czasie konferencji wypowiadają przedstawiciele świata nauki, stowarzyszeń, instytucji oraz firm. Zderzenie takich róznych doświadczeń jest bardzo owocne. Przynajmniej dla mnie. Poznałem kilka bardzo konkretnych działań. Warto będzie o nich opowiedzieć studentom.

W czasie tegorocznego spotkania omawiane były zagadnienia, które poszukiwały odpowiedzi: :
  • Jak rozwijać edukację ekologiczną w zakresie ochrony środowiska a w szczególności ochrony wód.
  • Jak znaleźć rozwiązania, które przyczynią się do poprawy środowiska naturalnego w naszym regionie.
  • Omawiano także antropogenicznych zmiany środowiska przyrodniczego w konkretnym regionie, możliwe działania zapobiegające skutkom zmian klimatu oraz koncepcje planistyczne w kontekście poprawy retencji i bioróżnorodności.
Wiedza ugruntowana wieloletnimi badaniami oraz poparta spostrzeżeniami praktyków pozwala wszystkim tym, którym leży na sercu dobro otaczającej nas przyrody, na jak najlepsze dbanie o nią. To z kolei będzie miało zauważalny wpływ na poprawę warunków życia mieszkańców Wielkopolski.

Zapis wideo wystąpień niebawem organizatorzy bezpłatnie udostępnią wszystkim zainteresowanym.
Streszczenie mojego referatu (jest co prawda w książce abstraktów, ale niech i w ten sposób się upowszechnia, dodatkowo za jakiś czas organizatorzy zamieszczą zapis wideo).

Streszczenie mojego referatu: Co zagraża ekosystemom wodnym i jak możemy temu przeciwdziałać? Przykłady z doliny rzeki Łyny

Do dotychczasowych zagrożeń, wynikających z aktywności gospodarczej i krajobrazowej człowieka (melioracje rolnicze, działalność kopalni odkrywkowych surowców), dochodzą globalne zmiany klimatu. Doświadczamy zmian w okresie i intensywności opadów (w tym zanikanie zimowej retencji w postaci śniegu) oraz wydłużonego okresu wegetacji a więc i większego zapotrzebowania roślin na wodę w ciągu całego roku. Niesie to nowe zagrożenia dla ekosystemów wodnych. Jednoczesnej kultywowane są stare i nieaktualne metody osuszania terenów w miastach, obszarach rolniczych a nawet lasach. Przykładowo, rzeka Łyna nie jest już od wielu dziesięcioleci wykorzystywana do spławiania drewna a mimo to praktykowane jest coroczne wykazanie roślinności wodnej. Poza ewidentnym niszczeniem różnorodności biologicznej pogarszane są warunku retencji wody w skali krajobrazu. Pod naciskiem deweloperów osuszane i zasypywane są dawniej zalewane podmokłe łąki.

W Polsce pojawiają się rzeki okresowe, latem wysychające na krótszy lub dłuższy okres. Niesie to bardzo negatywne skutki dla hydrobiontów. Innym przykładem mogą być dawniej osuszone jeziora dolinne – Płociduga Duża i Płociduga Mała. Zamiast wykorzystać je do retencji wody i jako refugia dla bioróżnorodności dalej próbuje się je odwadniać i osuszać, mimo że nie ma już tu prowadzonej gospodarki łąkarskiej z produkcją paszy dla bydła i koni. Samoistna renaturyzacja takich zbiorników utrudniona jest na skutek licznych barier w dawnych korytarzach ekologicznych. Jeszcze innym przykładem są akcje czyszczenie rzek i wydobywanie różnorodnych śmieci. Sam w sobie proces godny pochwały lecz wraz z tymi przedmiotami wyjmowane i niszczone są liczne bezkręgowce, które kolonizowały to podłoże.

Wobec nowych sytuacji niezwykle potrzebna wiedza na każdym stanowisku pracy. Pilna jest potrzeba powszechnej, pozaszkolnej edukacji przyrodniczej w ciągu całego życia. Kto i jak powinien to realizować? By przeciętny obywatel, wpływający na użytkowanie ekosystemów wodnych, znał nie tylko rodzime gatunki lecz i rozumiał zachodzące procesy przyrodnicze. Jednorazowo i odgórnie nie da się wprowadzić niezbędnych dobrych praktyk w różnych obszarach aktywności gospodarczej i turystycznej. A wyzwania w zakresie retencji o ochrony zasobów wodnych oraz bioróżnorodności ekosystemów słodkowodnych są ogromne.

Streszczenie w tomiku z abstraktami konferencyjnymi.

6.09.2024

Nawet g... w słoiku może mieć dużą wartość edukacyjną




Od czego zależy smak potrawy? Od dostępności dobrego surowca, ingrediencji oraz od narzędzi do gotowania (kuchenka, garnek, noże itp.)? Tak, to ma znaczenie, lecz kluczowy jest kucharz, jego wiedza, umiejętności i doświadczenie. Podobnie jest w edukacji - kluczowy jest nauczyciel (edukator). 

Nawet g... w słoiku może mieć dużą wartość edukacyjną. Tytuł nieco prowokacyjny, bo dotyka emocji i różnych skojarzeń.  W czasie sierpniowej konferencji Pokazać – Przekazać 2024, która odbyła się w Centrum Nauki Kopernik, zobaczyłem różne pomysły edukacyjne. Między innymi słoiki z różnymi odchodami dzikich zwierząt, zamkniętymi we wspomnianych szklanych naczyniach. Obok leżały ilustracje zwierząt i należało dopasować zawartość słoików do konkretnych gatunków zwierzą. Nie było łatwo.

Odchody, pospolicie zwane kupą, łajnem czy nieco wulgarnie gównem, zawsze wzbudzają emocje, zwłaszcza u dzieci. Temat nieco tabu, intymny, o którym się raczej publicznie nie mówi. Lecz odchody to ważny ślad, który świadczy o obecności gatunków. Samego zwierzęcia nie zobaczymy lecz po dochodach, poznamy, że był. Mogą to być także ślady żerowania. Ale odchody to wdzięczny temat. Z całą pewnością uczniowie spotkają w czasie wycieczek do lasu i nawet w mieście, różne ślady obecności zwierząt. W tym oczywiście odchody. Można nauczyć się rozpoznawania i dzięki temu mieć większą frajdę z obcowania  z przyrodą. Bo można zobaczyć więcej niż widać na pierwszy rzut oka.

Rozpoznanie odchodów to pierwszy krok. Bo to doskonały punt wyjścia do zastanawiania się, czym się dane zwierzę żywi. Oraz co dalej dzieje się z odchodami. Jakie procesy i jakie organizmy odpowiedzialne są za znikanie odchodów z lasu i łąki. Dlaczego czasem na odchodach spotkać możemy... motyle? Co one tam robią? Dlaczego zlatują się różne "muchy" i pojawiają się żuki gnojowe? Dlaczego fauna odchodów zwierząt mięsożernych jest różna od obchodów roślinożerców? Czyli co w której kupie żyje i dlaczego? Do tego można dodać problem rozprzestrzeniania się pasożytów i ich złożonych cykli życiowych z udziałem żywicieli pośrednich. Jedna kupa a tyle różnych opowieści. Kupa, zamknięta w słoiku niczym kapsuła pamięci.

Czy kupa zwierzęca może mieć wartość edukacyjna? Tak. A wszystko za sprawą dobrych pomysłów i dużej wiedzy. Podpatruję dobre pomysły edukacyjne. Niektóre będę chciał jak najszybciej samemu sprawdzić w działaniu. Konferencja Pokazać – Przekazać 2024 w Centrum Nauki Kopernik bardzo inspiruje. Lubię tu przyjeżdżać by ładować dydaktyczne akumulatory. Podobnych konferencji jest więcej. Podnoszenie swoich kompetencji zawodowych to nie tylko czytanie książek fachowych czy uczestnictwo w szkoleniach i zdobywanie dyplomów. 

5.09.2024

Czy świat bez pasożytów były lepszy?

Sielski widok łąki a na niej niewidoczne pasożyty, drapieżniki, roślinożercy. Pod tą piękną sielskością toczy się brutalne życie i walka o przeżycie. I regulacja ekosystemów.


Jest lato, spisz sobie smacznie w pięknych okolicznościach przyrody. I słyszysz brzęczenie komara. Cała sielskość znika. I nie dlatego, że sam dźwięk przeszkadza. Dźwięk jest zapowiedzią ukłucia a potem męczącego swędzenia. A co, jeśli tych komarów jest więcej? Lub inny przykład - spacer na łonie przyrody i nagłe uczucie bolącego ugryzienia przez ślepaka czy muchę końską. Kolejny krwiopijca. Ileż tych pasożytów wokół nas? Do tego krwiopijne meszki nad rzekami, kuczmany, pchły, wszy czy nawet takie kleszcze. Oraz mnóstwo pasożytów tych mniej widocznych: tasiemce, glisty, motylice wątrobowe i cała rzesza chorobotwórczych, pasożytniczych mikroorganizmów, wliczając w to także wirusy. Nie jednemu z nas w takich momentach przychodzi do głowy myśl: czy świat bez pasożytów nie byłby piękniejszy? Po co one są na tym świecie? 

Wyobraź sobie świat bez komarów, wszy, tasiemców, kleszczy, wirusów. Byłoby wspaniale, nieprawdaż? Nie tylko pasożyty nam zagrażają. Przecież są groźne drapieżniki, takie jak wilki, tygrysy, lwy. Ale tych zagrożeń śmierci w paszczy z kłami dużo większą atencją darzymy drapieżniki. Roślinożercy zjadają rośliny, też przyczyniają się do śmierci lub okaleczenia konkretnych gatunków. Lecz pośród róznych konsumentów to właśnie pasożyty są jakieś takie odrażające. Nie jesteśmy roślinami więc roślinożercy są dla nas jedynie pokarmem lub szkodnikami, gdy zjadają nasze rośliny. Drapieżniki mogą nas zabić np. taki niedźwiedź czy wilk. Boimy się ich lecz jednocześnie odnosimy z szacunkiem i uznaniem. A pasożytów nie lubimy, mimo że jedynie trochę nas podjadają. Czasem tylko mogą nas mocno osłabić lub przyczynić się do śmierci.

Jako ludzie lubimy szukać sensu w otaczającym nas świecie. Dlaczego są pasożyty na świecie? Biolog i ekolog odpowie najkrócej - bo mogą być. Bo ewolucja biologiczna ich nie wyeliminowała. W przyrodzie jest tak, że jak jest jakieś środowisko, jakieś zasoby, to znajdzie się taki gatunek, który się na nie połasi i wyciągnie rękę a raczej jęzor, zęby, ssawkę czy kłujkę. Jeśli jest coś do zjedzenia to ktoś zje na różne sposoby i możliwości.

Pasożyty, tak jak drapieżniki, pełnią w ekosystemach rolę regulacyjną. Regulują liczebność, nie pozwalając za bardzo rozrosnąć się danej populacji czy gatunkowi. Zatem, gdyby nie było pasożytów i drapieżników oraz roślinożerców… to byłoby bardzo źle, byłaby klęska. Byłby głód i walka bratobójcza. A jeśli ginąć to chyba lepiej z rąk wroga niż swojaka. Tak jakoś sensowniej. Bo wróg to wróg, z definicji jest zły. Ale bracia i siostry nie powinni być źródłem naszych nieszczęść i śmierci.

Weźmy pod uwagę człowieka. W dużym stopniu wyzwoliliśmy się z pod presji drapieżników i pasożytów. I mamy 8 miliardów ludzi na Ziemi oraz narastający kryzys klimatyczny. Jeśli sami nie będziemy kontrolowali naszej liczebności w nawiązaniu do pojemności środowiska, to uczynią to choroby czyli jakieś pasożyty bakteryjne, wirusowe czy protistowe (dawniej powiedzieli byśmy pierwotniakowe).

Co to jest drapieżnik? To taki organizm, który zjada inny organizm, lis zjada gryzonia, wilk jelenia. Zabija i zjada. A pasożyt? To taki, który podjada ale zazwyczaj nie doprowadza do śmierci organizmu – swojego żywiciela. Tak jak komar, kleszcz czy tasiemiec. Spójrzmy na to nieco inaczej – drapieżniki pasożytują na populacji swoich ofiar. Wilk zabija jelenia i zjada. Ale z populacji wilki pobierają tylko część osobników. Gdy za dużo zjedzą, to same głodują i zdychają. Spada liczebność drapieżnika a wtedy wrasta liczebność ofiary, np. jeleni. Co oczywiście umożliwia ponowny wzrost liczebności samego drapieżnika. samoregulujący się mechanizm ekosystemowy.

Są jeszcze parazytoidy, np. wśród owadów gąsieniczniki czy rączyce. Taki parazytoid składa jaja na gąsienicy motyla. Z jaja wylęga się larwa, która podgryza gąsienicę. Tak jak typowy pasożyt. Gąsienica rośnie, nawet czasem dochodzi do stadium poczwarki. Pod koniec larwa parazytoida intensywnie żeruje i zabija swoją ofiarę, tak jak typowy drapieżnik. To oczywiście nie koniec całej gamy różnorodnych strategii i sytuacji w przyrodzie. Przyroda jest złożona i bogata w różnorodne relacje między gatunkami.

Pasożytnictwo istnieje od początku życia na Ziemi. Pojawiło się chyba nawet wcześniej niż organizmy komórkowe, czego dowodem są wirusy. I w czasie milionów larw ewolucji nasze organizmy przystosowały się do obecności pasożytów. Mamy nadmiar narządów, komórek itp. bo i tak coś stracimy. I na te straty jestesmy już przygotowani. Dlatego możemy żyć z jedną nerką jednym płucem, kawałkiem żołądka.

Obecnie, gdy człowiek żyje w świecie zubożonym, z niewielką liczbą pasożytów… to pojawiają się inne problemy. Na przykład alergie. Nasz system odpornościowy przez miliony lat doskonalił się by zwalczać pasożyty. A z braku wroga czasem głupieje i atakuje własny organizm. Lub histerycznie reaguje na różne substancje. Na przykład niegroźne pyłki traw, orzechy czy sierść kota. Tak jak wojsko w społeczeństwie w czasie pokoju. Z braku zajęcia i z nudy może obrócić się przeciw własnemu społeczeństwu.

Pasożyty były więc od samego początku. I czasem mniej tracimy na skutek jakiegoś pasożytniczego podjadania niż gdybyśmy podjęli bezwzględną walkę z nimi. Bo koszty walki będą jeszcze większe. Znajduje to nawet odzwierciedlenie w przysłowiu ludowym, nakazującym by mądrzejszy ustąpił głupiemu. Fakt, ustępując coś straci, lecz wdając się w kłótnię z głupcem straci jeszcze więcej.

Nie potrafię wyobrazić sobie świata bez pasożytów. Co nie znaczy, że nie oganiam się od komarów, czy nie unikam kleszczy. Zarówno mój system odpornościowy jak i moje zachowanie nastawione są na zwalczanie i unikanie pasożytów. Myję więc ręce przed jedzeniem, a po wycieczce do lasu sprawdzam, czy nie przyczepił się jakiś kleszcz.

Drogi słuchaczu, jeśli dokuczają ci letnim czasem komary, kuczmany, meszki czy muchy końskie, psując radość wypoczynku, to podejść do tego filozoficznie. Pasożyty były, są i będą. Nie te to inne. Zaakceptuj nieuniknione. I unikaj kontaktu. Niemniej bez strat nie wrócisz z wypoczynku na Warmii i Mazurach. 

Mądrością jest zaakceptować to, czego nie możemy zmienić. Pasożyty należą do mechanizmów regulacyjnych w ekosystemach biosfery. Bolesna regulacja. Ale bez niej złożoność siata żywego na wszystkich poziomach nie byłaby chyba możliwa.

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


Moje wszystkie felietony zebrane są tu: