31.01.2024

Czy dziki są problemem w miastach a jeśli tak, to jak sobie radzić?

Gołębie w mieście też bywają problemem. 


Skąd się wzięły dziki w mieście? Z czego wynika ich ciągłą i liczna obecność na terenach zabudowanych? Najkrócej rzecz ujmując - ze zmian w środowisku, zmian zachowania człowieka i w wyniku ewolucji. To nie jest specyfika (problem) Olsztyna, wiele europejskich średnich i dużych miast to dotyczy od co najmniej kilkudziesięciu lat. Ostatnio w Olsztynie widujemy mniej dzików. To pewnie jeszcze jeden skutek rozprzestrzeniającej się choroby ASF oraz efekt odławiania w odłowniach. Zapewne to tylko czasowy spadek liczebności olsztyńskich dzików

Dlaczego się pojawiły dziki w miastach, przecież to zwierzęta dzikie, leśne? Po pierwsze skurczyły się ich tereny naturalne a jednocześnie coraz większą powierzchnię zajmują miasta (aglomeracje). To nowe siedlisko w biosferze i coraz bardziej znaczące. Miasta mają swoją specyfikę, inny mikroklimat (zazwyczaj jest tu cieplej i bardziej sucho niż wokół miast). Ale mają także specyficzną antropogeniczną bazę pokarmową (śmietniki, miejsca dokarmiania/wyrzucania żywności), ponadto jest to stosunkowo "puste" siedlisko z mniejszą konkurencją i mniejszą liczbą drapieżników. Dlatego do tego nowego, wolnego siedliska, wnikają od lat liczne gatunki roślin, grzybów i zwierząt. Na te duże zwracamy większa uwagę. Dziki są tylko jednym z wielu przykładów. 

Po drugie człowiek zmienił swoje zachowania (czy jesteśmy już innym gatunkiem? Może tylko ekologiczną odmianą?). Generalnie jesteśmy bardziej syci, mamy więcej jedzenia (widać to także po masowej nadwadze wielu osób). Dawniej każdego dzika, kaczkę krzyżówkę czy gołębia po prostu nasi przodkowie by zjedli. Upolowali i zjedli. Byli głodni i wiedzieli jak polować. My polować w zasadzie już nie umiemy. Chyba, że uznamy zakupy za rodzaj "zbieractwa i polowania w supermarketach". Nasi całkiem niedawni przodkowie byli bliżej środowiska (w każdym razie my żyjemy w innym środowisku ekologicznym, w innych relacja ekosystemowych). Teraz nie polujemy (z małymi wyjątkami kół łowieckich), jesteśmy dalej od samodzielnego pozyskiwania żywności. Nie widzimy (większość z nas) zwierząt hodowlanym, nie zabijamy kur, kaczek czy gęsi na rosół. Nie przygotowujemy czarniny, nie oskubujemy drobiu z pierza, nie patroszymy i nie dzielimy na porcje. Kupujemy gotowe w sklepie, już poporcjowane, oddzielone od kości, wnętrzności itd. W rezultacie nie bardzo wiemy skąd się bierze jedzenie: mleko z fabryki a kiełbasa ze sklepu? Nie wiemy więc jak upolować, jak oprawić itd. W rezultacie zmalała presja drapieżnica ze strony człowieka a zwierzęta mogą poczuć się bezpieczniej. Dlatego wnikają do miast (proces kolonizacji nowych siedlisk i nowych obszarów), bo na dodatek jest tu bezpieczniej i jest nowa baza pokarmowa. 

Synurbizacja to ewolucyjny proces przystosowywania się do życia w mieście, m.in. zmniejsza się dystans ucieczki (zwierzęta są mniej płochliwe). Ludzie zmienili sposób zdobywania pokarmu, nie polują, nie kłusują (nie są już łowcami-zbieraczami). Dawniej dobrym przystosowaniem ewolucyjnym zwierząt była szybka ucieczka na widok człowieka, bo stanowił poważne zagrożenie. Kto nie uciekał, nie miał szansy przeżyć i wydać potomstwa. Przeżyły te, które w porę uciekły. To zagrożenie znacząco się zmniejszyło (bardziej zagrażają samochody itp. a więc inne czynniki środowiskowe działają eliminacyjnie), dlatego obok nas są gołębie, kaczki, łabędzie, wiewiórki i oczywiście dziki. Nasi przodkowie by na nie polowali. I zjedli. My je podziwiamy, dokarmiamy, cieszymy się ich widokiem i często traktujemy jak zwierzęta domowe - do rozrywki. 

Dziki są liczne w miastach i czasami dochodzi do wypadków. Wszak to duże zwierzęta. I w gruncie rzeczy dzikie. A my nie zawsze wiemy jak się zachować. W jaki sposób powinniśmy sobie z tym problemem radzić? Mówi się o odławianiu i usypianiu zwierząt. Czyli jakiś sposób eliminacji. Czy to dobre metody? Ponieważ dziki to stosunkowo duże zwierzęta i potencjalnie groźne, to powinniśmy dostosować sposób gospodarowania przestrzenią w mieście i zmienić nasze zwyczaje. Dziki charakteryzują się szybkim przyrostem naturalnym więc na pewno trzeba redukować ich liczebność w miastach bo nie ma tu naturalnych drapieżników. Wilków też w mieście nie chcemy. Odławianie to właściwy sposób postępowania - w miastach polować z bronią nie wolno. 

Powinniśmy zmienić nasze zwyczaje i nie dokarmiać dzików poza wyznaczonymi miejscami. Człowiek ma ogromną potrzebę przebywania w przyrodzie i potrzebę kontaktu z przyrodą (biofilia). Zatem naturalną potrzebą jest także dokarmianie ptaków i innych zwierząt, bo w ten sposób zaspokajamy potrzebę kontaktu z przyrodą. Na osiedlach powinny pojawić się solidne, stojące karmniki dla ptaków (mała architektura). Po to by ludzie mogli zostawiać tam pokarm a nie rozrzucać np. chleb na chodniku, czy na trawniku. Ptaki będą miały dostęp ale dziki już nie. Po drugie na obrzeżu miasta można wyznaczyć strefy dokarmiania dzików (gdyby ktoś chciał), z wiatą/tarasem widokowym, by z bezpiecznej wysokości podglądać zwierzęta. Zatem ograniczać wyrzucanie żywności wszędzie, gdzie się da a jednocześnie umożliwić mieszkańcom zaspokajanie potrzeby obcowania z przyrodą. I opiekowania się np. dzikami. Dokarmiać by je zwabić i obserwować. Cieszyć się ich widokiem, przebywając w bezpiecznym miejscu i jednocześnie nie zachęcać do wnikania głębiej do miast. 

Jak sobie inni radzą? Na przykład w Tychach władze miasta próbują rozsypywać granulat odstraszający. Czy to skuteczna metoda? Nie wiem. Można próbować stosować różne substancje odstraszające dziki (lub inne zwierzęta, tak jak wilki i niedźwiedzie próbuje się odstraszać od wiejskich zabudowań i pastwisk z owcami czy bydłem). Wiem, że skuteczność ich bywa różna. Ale nie powinny te środki w żaden sposób negatywnie oddziaływać na środowisko (w tym inne organizmy). Jest to pytanie o potencjalne zanieczyszczenie środowiska. 

Jakie inne zwierzęta "wizytują" Olsztyn i każde inne miasto? Czy wszystkie przybywają w poszukiwaniu pożywienia? Takich zwierząt jest coraz więcej: ptaki, lisy, i wiele, wiele innych. Przyroda nie znosi pustki a skoro jest wolna przestrzeń to rośliny, grzyby i zwierzęta będą kolonizowały miasta i na drodze ewolucji przystosowywały się do życia w tych specyficznych warunkach. Część poszukuje pożywienia, inne miejsca rozrodu lub schronienia przed drapieżnikami.

Czy to nowa fala udomawiania? Synurbizację możemy potraktować jako etap w udomowieniu? Możliwe, w każdym razie na pewno ciekawy proces ewolucji. Poszerzanie listy roślin i zwierząt, towarzyszących człowiekowi. Można to nazwać procesem udomawiania, lub szerzej - synantropizacji.
Wcześniej, w naszym ludzkim sąsiedztwie odbyły się procesy udomawiania psa, bydła, kur, kaczek a także synantropizacja niechcianych much domowych, karaluchów itp. 

Większość z nas mieszka już w mieście. To nasze, ludzkie, najważniejsze środowisko życia. Na nas także wpływa i wywołuje krótkotrwałe adaptacje lub nieodwracalne zmiany ewolucyjne. Coraz bardziej żyjemy w technosferze. Miasta mamy na wyciągniecie ręki i dlatego może obserwować zachodzące procesy ewolucji na róznych poziomach organizacji biologicznej. Nauka i odkrycia na wyciągnięcie ręki. Potrzebna tylko ciekawość i umiejętność stawiania pytań. 

30.01.2024

Czy na języku polskim uczą pisania tekstów naukowych ?

Biurko, początek XX wieku, ekspozycja w skansenie.

Dostosowywanie szkoły do współczesności jest konieczne, bo świat szybko się zmienia. Nie ma już kałamarzy, obsadek, biurko pracy wygląda inaczej. Zamiast ołówka, temperówki i gumki stoi  zazwyczaj na biurku komputer. I jeszcze jeden przykład, przyrodniczy. Przez lata uczyliśmy o czterech porach roku. Na skutek ocieplenia klimatu i to się zmieniło. A co się zmieniło w komunikacji? Rzadziej ręcznie piszemy a listy znacznie częściej piszemy w formie elektronicznej (e-mail). Zatem zamiast dłonią kaligrafować litery stukami palcami w klawisze.  E-mail to też niby list, ale nie pisany ręcznie piórem lecz wystukiwany na klawiaturze. A nawet wspomagany przez różne algorytmy i boty AI. Dyktujesz, sprawdzasz, uzupełniasz i wysyłasz. Nawet nie musisz martwić się o staranną kompozycję treści. To zrobi za ciebie Chat GPT, Bing, Bard itp. Ty musisz podać tylko sens i treść listu. Pracujesz zatem jak dyrektor. Dyktujesz "sekretarce" w telefonie lub laptopie. Sens komunikacji się nie zmienił,  zmieniło się narzędzie. I nie chodzi tylko o sposób pisania czy formę. I niestety nie koniec tych zmian...

Szkoła przygotowywała do życia. Teraz też powinna. Dawniej uczyliśmy się pisać życiorysu, podania, rozprawki, eseju. Ja to pamiętam ze swojej edukacji. A teraz nie wszystko jest to potrzebne bo nie funkcjonuje w codziennym życiu. Pojawiają się natomiast zupełnie inne formy i sposoby komunikacji. Gdzie i jak ich się nauczyć i dlaczego nie w szkole?

Jest coś, co powinno być a nie ma. Mam na myśli naukowy sposób myślenia i pisania. Konkretnie chodzi i o typowy raport naukowy. Strukturę ma inną niż rozprawka czy wypracowanie. Nastawiony jest nie na piękno języka lecz na rzetelność, jednoznaczność, wiarygodność itp. 

Czy na języku polskim uczą pisania tekstów naukowych (sprawozdanie, raport)? Ciągle jeszcze uczą wypracowań, rozprawek itp. (Tak jak nie zauważono zmian pór roku). Ale nie uczą (chyba) pisania raportów naukowych. A by się przydało poznać schemat i ten schemat stosować. Bo potrzebne coraz częściej. 

Język polski - jako przedmiot wdrażający do skutecznego stosowania języka i dobrej komunikacji - powinien tego uczyć. Że na polskim wdrażani jesteśmy do kultury i dyskusji o kulturze? Ale nauka to także część kultury a język naukowy jest ważną częścią komunikacji międzyludzkiej i życia towarzysko-kulturalnego. Żyjemy i dyskutujemy na co dzień nie tylko o Lalce, Panu Tadeuszu a znaczenie częściej o GMO, ociepleniu klimatu, szczepionkach, zapłodnieniu in vitro. Współczesny człowiek kulturalny i obyty towarzysko musi umieć o tym dyskutować. Musi umieć to rozumieć. Inaczej się towarzysko ośmieszy. Do tego potrzebna jest wiedza, wiedza przyrodnicza i rozumienie zjawisk. Tak jak kiedyś znajomość Przedwiośnia czy Nad Niemnem. Więcej, potrzebna jest umiejętność poszukiwania, weryfikowania i pisania (wypowiadania się), czyli myślenia metodą naukową by wybrać wiarygodne źródła, umieć je ocenić i na ich podstawie przygotować obiektywny tekst, w żargonie zwany research (riserczem). 

Metodologia naukowa potrzebna jest nam coraz bardziej. I nie wystarczą do tego lekcje matematyki, fizyki, biologii czy chemii (notabene ograniczane godzinowo). Komunikacji naukowej lub paranaukowej musimy kształcić na takich lekcjach (przedmiotach) jak język polski czy angielski. Ten drugi z uwagi na fakt, że funkcjonujemy globalnie i międzynarodowo. 

A czy poloniści potrafią pisać teksty naukowe (raporty, sprawozdania, ze strukturą: wstęp z przeglądem badań i celem, materiał i metody, wyniki, dyskusja, załączone cytowane źródła? Wyniki rozdzielone od dyskusji czyli ich interpretacji. Sądząc po umiejętnościach studentów różnych kierunków, są spore braki w edukacji szkolnej. Ja to dostrzegam na co dzień. Nawet korektorzy w poważnych wydawnictwach np. PWN, poprawiają Homo sapiens na błędne "homo sapiens". Są wykształceni dobrze polonistycznie lecz w oderwaniu np. od biologii. Niedawno przeglądałem recenzję językową podręcznika szkolnego. Recenzent językowy z wyksztalceniem polonistycznym nie wahał się poprawiać domniemane "błędy" merytoryczne w zakresie biologii. Momentami było kuriozalnie (śmiałe i autorytarne wychodzenie poza swoje kompetencje i wiedzę). A wszystko za sprawą braków w wiedzy przyrodniczej i znajomości tekstów naukowych. Zatem najpierw trzeba uczyć polonistów na uczelniach co to jest tekst o charakterze naukowym, jaką ma strukturę i jaki cel ma raport naukowy (typu sprawozdanie). A potem w szkole. Zrobią to dobrze przygotowani nauczyciele - absolwenci uczelni wyższych. 

To nie koniec zmian. Niżej zamieszczam przykład jak się uczyć komunikować z algorytmami AI... by otrzymywać właściwe i oczekiwane rezultaty. Czyli chodzi o skuteczna komunikację. Zupełnie nowy rodzaj tekstów, zwany promptem. Z pewnością potrzebniejszy niż rozprawka czy tradycyjny życiorys. Czy tego uczyć na lekcjach języka polskiego? Czy tworzyć nowe przedmioty? To drugie jest gorszym rozwiązaniem. Może nauczać problemowo i w ramach ścieżek międzyprzedmiotowych? To wymaga dużych inwestycji w kadrę nauczycielską. Przede wszystkim dokształcania. Bo nie ma co czekać aż przyjdą młodsi, świeżo po nauce na uczelniach. Za długo byśmy czekali.


27.01.2024

Książka o pszczołach z malowaną butelką w środku

Owady zapylające. Pszczoły Białegostoku, Anna Sobieraj-Betlińska,
Agata Kostro-Ambroziak, Białystok 2023, 320 str
 
Zainteresowanie zapylaczami, w tym pszczołami w miastach, stale rośnie. Jednocześnie brakuje dobrych opracować popularnonaukowych i dlatego w obiegu popularnym sporo jest mitów, spłyceń i 
powierzchownych stereotypów. Książkę, którą przeczytałem od deski do deski i teraz polecam, warto mieć i warto się z nią zapoznać. Rzetelnie naukowa, szeroki kontekst ekologiczny, bogato ilustrowana. 

Po pierwsze zachwycony jestem serią wydawniczą, poświęconą przyrodzie miasta. W tym przypadku Białegostoku. Podobny pomysł mieliśmy kiedyś w Olsztynie, kilkanaście lat temu lecz spalił na panewce. Udało się zebrać zespół autorów lecz zabrakło finansowania i prace dalej nie ruszyły. W Białymstoku znalazło się solidne wsparcie finansowe i naukowe. Tak powstaje znakomita seria wydawnicza Bioróżnorodność miasta Białegostoku, która łączy w sobie aktualność problematyki, rzetelną wiedzę naukową z popularnonaukowym upowszechnianiem treści przyrodniczych. Przyroda miast jest niezwykłym obiektem badawczym. To ekosystemy, które niedawno powstawały i są w trakcie "docierania" się. Synurbizacji podlegają coraz to kolejne gatunki. A wszystko dzieje się na naszych oczach. Żywe laboratorium do badania procesów ekologicznych i ewolucyjnych. I w dużym stopniu dostępne dla każdego w ramach nauki obywatelskiej. Nauka na wyciągnięcie ręki. Książkę tę polecam także nauczycielom biologii. Może znajdą w niej dobre inspiracje do pracy z uczniami i wdrażaniu w poznawanie życia biologicznego. 

Owady zapylające. Pszczoły Białegostoku, autorstwa dwóch naukowczyń z Bydgoszczy i Białegostoku, to książka warta polecania każdemu, kto choć trochę interesuje się przyrodą. Brakuje takich książek w języku polskim. Ta wypełnia lukę. Na początek znajdziemy w niej dużo aktualnych i przystępnie napisanych informacji o pszczołach jako takich, o systematyce, o budowie, o kooewolucji pszczół i roślin, o rozwoju i o uspołecznieniu, o gniazdowaniu, o tym jak długo żyją i jak daleko latają po pokarm, i w końcu o naturalnych wrogach pszczół. Szeroki kontekst ekologiczny i biologiczny przyda się każdemu. W omawianej książce znajdziemy dużo porad praktycznych, w tym jak urządzać hotele dla owadów by spełniały swoją rolę. Większość z dzikich pszczół zakłada swoje gniazda w ziemi. Dla nich te popularne konstrukcje hoteli dla owadów są nieprzydatne. Ponadto Autorki sporo piszą o zasobach pokarmowych. Czyli jak urządzić miasto by było przyjazne dla pszczelej bioróżnorodności.

Drugi rozdział podejmuje tematykę znaczenia pszczół i ich zagrożenia. Zazwyczaj skupiamy się na pszczole miodnej a przecież jest kilkaset gatunków pszczół, w tym niektóre są kleptopasożytami. Pszczoły, które nektaru i pyłku nie zbierają dla swojego potomstwa tylko kradną je innym gatunkom? Tak, są takie. Czytelnik znajdzie wiele ciekawych informacji z biologii pszczół. Ja na przykład dowiedziałem się że społeczne są nie tylko trzmiele i pszczołą miodna. 

Trzeci rozdział opisuje życie pszczół w mieście, jako specyficznym środowisku życia. Opowiada o ich różnorodności, zagrożeniach i możliwościach życia. Czwarty rozdział omawia historię badań nad pszczołami, w tym w obszarze miejskim Białegostoku, opisuje różne siedliska miejskie, przyjazne pszczołom oraz znajduje się tu charakterystyka kilkudziesięciu gatunków. Wszystko jest bogato ilustrowane., co z pewnością ułatwi rozpoznanie tych gatunków w terenie. Wartościowy jest także rozdział 5. "Edukacja przyrodnicza i nauka obywatelska" Oraz kolejny, dotyczący metod obserwacji i badań pszczół. Wiele praktycznych porad dla poczatkujących entomologów i pszczołolubów. Pszczoły Białegostoku to z pewnością inspirująca książką, która zachęci do przyrodniczych obserwacji wiele nie tylko młode osoby. Na koniec pojawiają się informacje i pszczołach w kulturze i sztuce. I w tej części znalazła się moja, malowana butelka z trzmielem.

Niewątpliwymi zaletami tej książki są: naukowa rzetelność, 2. popularnonaukowy i przystępny przekaz, 3. liczne zdjęcia pszczół i ich siedlisk, 3. przydatne informacja dla urządzania przestrzeni w miastach. 4. szerokie ekologiczne podejście, które pozwala lepiej zrozumieć przyrodę wokół  nas (nie tylko pszczoły). I w końcu jest dostępna w bezpłatnej wersji pdf (jak cała seria "Bioróżnorodność miasta Białegostoku"). 

Gdyby taka książka trafiła w moje ręce, gdy byłem nastoletnim chłopcem, na pewno zająłbym się ich obserwacjami amatorskimi a być może i naukowymi. Publikacje popularnonaukowe nie przynoszą co prawda wielu punktów w ocenie pracowniczej na uczelniach wyższych, jednak pełnią niezwykle ważną rolę w budowaniu kapitału naukowego. 
 
Owady zapylające. Pszczoły Białegostoku, Anna Sobieraj-Betlińska, Agata Kostro-Ambroziak, Białystok 2023, 320 str. (Link do opisu książki i bezpłatnego pdf)

Mój butelkowy akcent w książce

23.01.2024

Pan Neuron, WOŚP i edurozrywka czyli o oznakach zmian w systemie edukacji

Przytulanka Pan Neuron jest dużych rozmiarów, jak przystało na pożeracza smutków.


WOŚP to orkiestra z różnymi melodiami i instrumentami. Każdy gra jak umie, więc nie zawsze jest to  wykonanie muzyczne sensu stricte. Po raz kolejny gram edukacyjnie. W słusznej sprawie i w doborowym towarzystwie. (zobacz szczegóły)

Z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy spotkałem się wiele lat temu. Wiadomość dotarła od nauczycielki i szkolnej akcji z uczniami. Zobaczyłem w tym wielki sens, bo dotyczyło budowania dobrych relacji społecznych. A w szkole było to edukowanie metodą projektową. I nie trzeba umieć grać czy śpiewać. Każdy może się włączyć. W tym roku włączam się z niezwykłym rekwizytem – przytulanką Pan Neuron. Jak powstała?

Pan Neuron również ma korzenie szkolne. O akcji szycia dużych przytulanek dowiedziałem się od nauczycielki - Marty Florkiewicz Borkowskiej. Akcja realizowana jest chyba od 2016 roku jako „ogólnopolska uczniowska inicjatywa „Pożeracze Smutków”, w ramach, której uczennice szyją polarowe poduszkostwory, realizując jednocześnie akcje charytatywne np. ponad 100 kolorowych mięciutkich polarowych poduszkostworów, które najpierw trafiły do dzieci 29 na śląskich oddziałach onkologicznych, a potem na licytację charytatywną, aby wesprzeć podopiecznych Fundacji Iskierka.” A smutków w polskich szkołach jest dużo. Edukacja potrzebuje dużych i głębokich zmian. Zanim jednak nadejdą, można się przytulić. I niech pluszakowy potwór pożre niepotrzebne smutki. Przytulanie ma wielką moc. To atawizm naszych wczesnych etapów ewolucji jako ssaków naczelnych.

A jak powstał Pan Neuron? Został uszyty przez nauczycielkę Bogusławę Mikołajczyk w ramach pomocy dla Ukrainy (#NauczycieleSzyjąDlaUkrainy #SosUkraina Polska Akcja Humanitarna (PAH) ). Wylicytowałem i w 2022 roku trafił do mnie. Przytulankowy model komórki nerwowej i jednocześnie rekwizyt edukacyjny. I właśnie teraz będę miał okazję go wykorzystać. (zobacz filmik z Panem Neuronem

W dobie dynamicznego rozwoju technologii i sztucznej inteligencji, w miarę możliwości staram się powracać do rekwizytów analogowych, które wzbudzają zainteresowanie i mniej lub bardziej angażują słuchaczy. Zwłaszcza tym najmłodszych. I takiego właśnie Neurona mi brakowało. A mam już kilka mniejszych, ręcznie wykonanych edukacyjnych maskotek (przykład na zdjęciu pod tekstem). Każdy neuron jest na wagę złota. Zwłaszcza Pan Neuron, zaprawiony edukacyjnie. Trzy w jednym: coś dobrego dla Ukrainy (dochód z licytacji przeznaczony został na pomoc Ukrainie), współpraca między nauczycielami (akcja szycia dużych przytulanek-pocieszaczy-pożeraczy smutków zorganizowana została przez nauczycieli) i pomoc dydaktyczna. W tym roku Pan Neuron gra również charytatywnie.

Panu Neuronowi towarzyszyć będą edukacyjne bajki kamishibai oraz inne, ręcznie robione maskotki. Przydałoby się napisać i namalować jeszcze jedną bajkę kamishibai – o komórce nerwowej z Panem Neuronem w roli głównej. Przydała by się jakaś Serotonina i inne neuroprzekaźniki. O czym można opowiedzieć z wykorzystaniem takich bohaterów? 

Podsumowując: zarówno sama Wielka Orkiestra jak i Pan Neuron Pożeracz Smutków mają bardzo głębokie powiązania edukacyjne. Takie i inne pożeracze smutków są potrzebne polskiej edukacji. Potrzebny entuzjazm, budowanie zaufania, nastawienie na relacje i kształcenie małymi porcjami w różnorodnym środowisku edukacyjnym. Szkoła wychodzi poza mury szkolne. Wymyślamy ją na nowo, także w czasie różnorodnych i nieoczywistych pikników edukacyjnych. Trwa przewrót kopernikański w edukacji. A Pan Neuon bierze w tym udział. Grając dla WOŚP. Ja się przy nim uczę nowych wyzwań i nowych możliwości edukacyjnych..

Mniejsze maskotki edukacyjne będą wspomagały Pana Neurona w czasie WOŚP.
 Jak orkiestra to orkiestra.


22.01.2024

Po co są biolodzy?

 

Kilka lat temu przeczytałem artykuł o zanikaniu wydziałów biologii na amerykańskich uniwersytetach. Znikały wydziały lecz nie biologia jako taka. Zmianą była inna organizacja i inne definiowanie głównych celów. W sumie ten trend dotarł i do nas. Mój dawny Wydział Biologii zmienił się w Wydział Biologii i Biotechnologii. Pojawiły się dwa nowe kierunki kształcenia: biotechnologia i mikrobiologia, realizowana z pracownikami z innych wydziałów. Po latach w liczbie studentów najmniej mamy biologów. Czyli jednak biologia znika? A jak będzie z przedmiotem biologia w szkole? Czy część lekcji-przedmiotu zostanie zamieniona na przyrodę? Nazwa się zmieni lecz zasadnicza treść pozostanie. Co prawda może będzie inaczej ułożona i będzie bardziej zintegrowana z innymi treściami przedmiotowymi takimi jak fizyka, chemia,. geografia. Opowiadać będziemy nie osobnymi dyscyplinami lecz problemami?

Po co my właściwie jesteśmy? My biolodzy. Potrzebni czy niepotrzebni?  Czy nauczycielem biologii będzie biolog po kursie pedagogicznym czy raczej nauczyciel po kursie biologicznym? Niby to samo lecz przecież nacisk jest położony na inne treści: albo biologia albo kompetencje pedagogiczne. Co w tym jest ważniejsze? I jak zmieni się uniwersyteckie kształcenie nauczycieli i edukatorów. 

Jak inaczej ułożyć program biologii w szkole? Może więcej sił i czasu przeznaczyć na rozumienie treści, w tym ekologię i ewolucjonizm, a mniej na dostarczanie faktów? Ważniejsze jest chyba to jak uczniowie rozumieją te fakty, jakie znajdują relacje między nimi. Bo informacje łatwo znaleźć, wystarczy własny telefon z dostępem do internetu. Z powiązaniem tych faktów jak i oceną wiarygodności odnajdywanej treści już znacznie trudniej. 

A na studiach jakie kompetencje są ważne? I czego może nauczyć biolog, taki jak ja? Co umiem i co jest przydatne i wartościowe? A co jest tylko okazjonalnym balastem mało komu potrzebnym? Czego jeszcze muszę się nauczyć jako nauczyciel akademicki, jako biolog, czyli jak się przekwalifikować? I to w czasach z powszechną sztuczną inteligencją. W czym jestem niezastępowalny a co łatwo zastąpić algorytmem i monitorem na urządzeniu przenośnym? 

W nawiązaniu do przedmiotów humanistycznych w szkole szkoda spierać się o kanon lektur. Może lepiej zadać sobie pytanie czym w ogóle jest lektura dla nastolatka,  czym dla niego jest szkoła. Podobnie można formułować pytania w odniesieniu do treści biologicznych. Czy i po co potrzebne są cykle rozwojowe paprotników? By znać te rośliny czy też by znać jeden z przykładów filogenezy i przystosowań do środowiska? By zrozumieć ewolucyjny proces w powiązaniu ze środowiskiem i konkurencją w biosferze?

Dość jałowego narzekania na studentów. Zadajmy sobie pytanie po co my jesteśmy i do czego komuś jest biologia? Także studentom kierunku biologia oraz studentom kierunków z szeroko rozumianych nauk biologicznych, w tym stosowanych. Czym się w zasadzie zajmujemy - realizujemy własne pensum godzinowe (by przetrwać w pracy) czy koncertujemy się na całościowym i świadomym kształceniu (by w pracy przetrwali potem nasi absolwenci). W tym drugim przypadku potrzebna refleksja i dyskusja nad tym, czego potrzebuje nasz absolwent by dobrze żyć i dobrze odnalazł się na współczesnym rynku pracy. 

A zatem nieustannie stawiam sobie pytanie: po co wiedza biologiczna współczesnemu człowiekowi i jakie zawody potrzebują pogłębionej wiedzy biologicznej? I czego mają się studenci uczyć: faktów, rozumienia, zastosowania tych faktów? A może nieustannego uczenia się?

Co z tego, co wiem i rozumiem, jest przydatne innym i jak mogę to przekazać? Na wykładach czy bardziej przez tworzenie środowiska edukacyjnego? Czy nauczać czy tworzyć przyjazne warunki do efektywnego uczenia się? Pytania, które mnie nurtują od dłuższego czasu i na które ciągle poszukuję odpowiedzi. Brak mi komfortu, że wszystko wiem i nic już nie muszę robić... To kwestia przedemerytalnego wieku czy przełomowych czasów i głęboko zachodzących procesów społecznych? Znacie odpowiedzi na moje pytania? Pomożecie mi odnaleźć się w tej trudnej współczesności?

18.01.2024

Co robi osa dachowa w zimie?

Styczeń 2024, osy dachowe z Nikielkowa. Przywiezione do identyfikacji.

Wiedzę trzeba nieustannie aktualizować. Nie tylko dlatego, że poznajemy świat wokół nas coraz to dokładniej, ale także dlatego, że ten świat się zmienia. Przykładem może być osa dachowa. W naszym klimacie zimą os dachowych w zasadzie nie ma. Zimują tylko pojedyncze samice a robotnice z sezonu letniego po prostu giną. Wiosną samice zakładają nowe gniazda i cykl się rozpoczyna. Ale ten sam gatunek, gdy trafia do nowego środowiska, np. do Australii jako gatunek obcy, to zachowuje się inaczej. A u nas – chyba za sprawą zmian klimatu (ocieplenia), też zmienia swoje przyzwyczajenia. W nowych warunkach ujawniają się nowe możliwości i nowe właściwości. Potencjalnie one były a teraz mają tylko okazję się ujawnić. Ekologiczna adaptacja i ewolucyjne dostosowanie są widoczne na każdym kroku. Dlatego trzeba aktualizować nieustannie naszą wiedzę.

Drugim wyzwaniem, poruszony w niniejszy artykule, jest wymyślenie domków dla os by zmniejszać pole konfliktu z człowiekiem. O tym będzie na końcu. A także o sztucznej inteligencji...

Pod koniec grudnia 2023 r. ktoś do mnie zadzwonił i zapytał czy mogę pomóc w owadziej sprawie. Zatroskana i nieco spanikowana kobieta poinformowała, że mają na poddaszu dużo os. I nawet wezwali ekipę do usuwania owadów. Nie uwierzyłem (firma usuwająca owady też początkowo nie uwierzyła). Poprosiłem o zdjęcia. Bo gdzież osy pod koniec grudnia, gdy mróz i śnieg? Na otrzymanym telefonicznie zdjęciu ewidentnie były osy. Nie ma mowy o pomyłce. Potem otrzymałem (już w styczniu) okazy. Okazało się, że są to osy dachowe.

Grudzień 2023, osy dachowe z Nikielkowa, efekt pracy specjalisty od usuwania owadów.


Grudzień 2023, miejsce przebywania os dachowych w Nikielkowie.
Było ich na prawdę dużo, przerwało całe gniazdo,
którego jednak nie zlokalizowano. 

Osy dachowe (Vespula germanica), zwane także osami niemieckimi, osami europejskimi oraz osami żółtokubraczkowymi lub żółtokurtkowymi (yellowjacket), to owady społeczne, błonkoskrzydłe z rodziny Vespidae, znane ze swojej zdolności do formowania kolonii jako owady społeczne. Cykl życiowy osy dachowej obejmuje kilka kluczowych faz (osy nigdy nie znikają, zmieniają się tylko fazy w ich cyklu życiowym), a jej obecność w otoczeniu ludzkim może prowadzić do różnych konfliktów. Owady żądlące, zwłaszcza w dużej liczbie, budzą uzasadnione obawy i lęki.

Osa dachowa występuje w wielu regionach świata (poza Antarktydą), w tym w Europie, północnej i południowej Afryce, środkowej Azji, Ameryce Północnej, Ameryce Południowej, Australii, Nowej Zelandii. W wielu miejscach swojego obecnego występowania uważana jest za gatunek obcy. Pochodzi z Europy, Azji i Afryki Północnej. To jej pierwotny obszar występowania. Ale gatunek się rozprzestrzenił. Osa dachowa osiąga długość około 13 mm i wagę ok. 60-80 mg. W ubarwieniu oraz zachowaniu podobna jest do osy pospolitej (Vespula vulgaris).

Osy dachowe przechodzą przez cztery główne fazy rozwoju: jajo, larwa, poczwarka i dorosły osobnik 9imago). Samica osy zazwyczaj zakłada gniazdo wiosną. Gniazda te mogą być zlokalizowane w różnych miejscach, takich jak zakamarki budynków, pod dachami, w dziuplach drzew, czy nawet w ziemi. Samica składa jaja, a po wykluciu się larw, robotnice opiekują się nimi, dostarczając pożywienia w postaci owadów czy innych substancji bogatych w białko.

Osobniki dorosłe (imagines) osy dachowej odżywiają się nektarem i sokami roślin, ale larwy potrzebują białka, co skłania dorosłe osobniki do polowań na owady i inne drobne zwierzęta. To sprawia, że w ekosystemach pełnią ważną, regulacyjną rolę. Więcej os to mniej much czy innych szkodników. Ten osi kij też ma dwa końce.

Podczas zimy są tylko młode samice, ukryte w zimowych kryjówkach, takich jak szczeliny w drzewach czy pod korą. Wiosną, gdy temperatura wzrasta, królowe-samice wychodzą z ukrycia, zakładają gniazda i zaczynają cykl życiowy na nowo. O ile u pszczół zimuje cała rodzina (owadzia społeczność), o tyle u os każdej wiosny społeczność odbudowywana jest od nowa. Ma to znaczenie przy zasiedlaniu dziupli czy budek lęgowych dla ptaków. Jak się pszczoły wprowadzą, to ptaka już nie wpuszczą, bo są liczne. Wiele żądeł stanowi dużą siłę. Z osami jest inaczej. Gdy wiosną osy zakładają swoje gniazda to ptaki również szukają miejsc do gniazdowania. I z jedną samicą-królową matką, każdy ptak sobie poradzi. Dlatego ptasie budki zajmowane są w zasadzie jedynie przez szerszenie. To też osa lecz duża. I na początku cyklu powstawania gniazda, szerszenie zaklejają (zmniejszają) wlot do budki lęgowej. I ptak mnie ma jak wejść. Do tego wątku wrócę jeszcze pod koniec artykułu.

Cykl życiowy osy dachowej zaczyna się na wiosnę, kiedy królowe czyli zapłodnione samice budzą się ze snu zimowego. „Królowa” rozpoczyna budowę gniazda, które zawiera serię sześciokątnych komórek. Gniazdo wykonane jest z masy papierowej (masy drzewnej). Robotnice os są obecne od początku maja do połowy listopada, a nowe “jesienne” królowe opuszczają gniazdo we wrześniu i październiku. W zimie śpią, pojedynczo. Każda sobie rzepkę skrobie. Jesienią nowe samice-królowe zaczynają hibernację, podczas gdy stare królowe giną, a kolonia załamuje się i rozpada. Robotnice giną z głodu i zimna. Jednak w niektórych przypadkach gniazda mogą przetrwać zimę i dotrwać do następnego sezonu.

Osy dachowe zwykle budują gniazda pod ziemią, z tunelami wejściowymi o długości od 3 do 20 cm. Preferowane są otwarte miejsca, często na łąkach, wrzosowiskach lub terenach trawiastych. Gniazda os dachowych mogą osiągnąć średnicę 25 cm.

Osy dachowe zjadają padlinę, żywe stawonogi (w tym pająki i owady), owoce, miód i przetworzone jedzenie z naszych śmietników. Są oportunistycznymi padlinożercami i drapieżnikami, zdolnymi do pozyskiwania pożywienia z różnych źródeł. Osy te są polifagicznymi drapieżnikami, które żywią się stawonogami, a ponieważ są bardzo efektywnymi drapieżnikami to konkurują na nowych obszarach i przyczyniają się do zmian w bioróżnorodności. Traktowane są tam jako gatunki obce i szkodliwe. Tempo ekspansji nie jest duże, w ciągu roku osa dachowa przemieszcza się z nowymi koloniami na około 1 km. Chyba, że skorzysta z przypadkowego roznoszenia przez człowieka. Hibernujące samice mogą być przewożone jako pasażerowie na gapę przez człowieka. U nas gatunek rodzimy ale w innych regionach świata to gatunek obcy. I tam dochodzi do pojawiania się nowych cech, o których za moment napiszę więcej.

Gniazdo osy dachowej, tak jak i innych os społecznych, wykonane jest z przeżutych włókien roślinnych, zmieszanych ze śliną. Może być aż 8 poziomów z komórkami. Większość gniazd znajduje się w glebie pod ziemią. Wykorzystywane są nory gryzoni lub większych zwierząt. Czasami mogą być wykorzystywane dziuple starych drzew. A że w zmienionym przez człowieka brakuje dogodnych miejsc do zakładania gniazda, to osa dachowa wykorzystuje miejsca, stworzone przez nas samych. Zasiedla strychy, wykorzystuje szczeliny w dachu czy ścianie. Kilka lat temu obserwowałem gniazdo os dachowych w moim bloku, nad daszkiem wejściowym do klatki schodowej. Dla mnie było to miłe sąsiedztwo i dostarczające ciekawych obserwacji. W drogę sobie nie wchodziliśmy.

Pojedyncza samica-królowa inicjuje gniazdo na wiosnę, budując gniazdo "embrionalne", które zawiera kilka sześciokątnych komórek. W każdej komórce samica składa jajo a potem rozwija się z niego larwa. W jednej komórce jedna larwa a potem poczwarka. Gdy przepoczwarczają  się pierwsze osy-córki, zaczynają pomagać swojej królowej-matce w opiece nad coraz liczniejszym potomstwem. Rozbudowują gniazdu i zdobywają pokarm. Kolonia szybko rośnie latem, wraz z ogromnym wzrostem liczby robotnic i wielkości gniazda. Pod koniec lata tempo wzrostu znacznie zwalnia i pojawia się więcej samców niż robotnic. W kolonii pojawia się więcej większych o 30-40% komórek, w których dojrzewają samice. W klimacie ciepłym, np. w Australii, gniazdo może przetrwać zimę i dotrwać do następnego sezonu. Jeśli tak się stanie, gniazdo stanie się poligyniczne (wiele samic składających jaja) i osiągnie znacznie większy rozmiar. Nietypowo ogromne gniazda widziałem na zdjęciach z Australii. U nas, w Europie, była zimna zima i takich cudów nie widywaliśmy. Być może się to zmieni, za sprawą ocieplenia klimatu.

Przeciętne kolonie w Australii zawierają ponad 9500 nieco mniejszych robotnic (samice, ale niedopuszczone do rozrodu, mogą składać jaka haploidalne, z których wylęgają się samce) i 3600 nieco większych samic i samców. (w Nikielkowie były osy większe i mniejsze). Do końca maja kolonie w Australii mogą osiągną liczbę 15 tys. osobników-robotnic i 2500 samic, rozwijających się w nieco większych komórkach. Europejskie gniazda liczą średnio 6100–6500 komórek dla robotnic i 1500 dużych komórek dla samic. Tak więc osa dachowa, w dogodnych warunkach klimatycznych, może zbudować bardzo liczne społeczności (rodziny) i duże gniazdo. Czy taki właśnie przypadek miał miejsce w Nikielkowie pod Olsztynem? Gniazdo przetrwało do grudnia i stycznia na poddaszu. Żywych było co najmniej kilka tysięcy osobników. Było im ciepło i miały co jeść? Może wspomagały się jakąś padliną lub żywnością śmietnikową? Może jakiś martwy ptak czy gryzoń dostarczył pożywienia wczesną zimą? Przecież nie było już aktywnych wielu owadów w przyrodzie. Cieplejsze zimy i dłuższy sezon wegetacyjny, w połączeniu z dogodnymi siedliskami synantropijnymi, mogą sprzyjać nowych zachowaniem osy dachowej. Ocieplenie klimatu może mieć i takie, zaskakujące skutki.

W gnieździe owadów społecznych robotnice-samice mają różne zadania, Osa dachowa zaliczana jest do gatunków częściowo polietycznych czasowo, co oznacza, że osobniki specjalizują się w czasie wykonywania różnych czynności: żerowanie na miazdze, żerowanie na węglowodanach i żerowanie na białkach. Około 61 procent obserwowanych os wykonuje więcej niż dwa z tych zadań w ciągu swojego życia. Ponadto około 40 procent os specjalizuje się tylko w jednym zadaniu dziennie, ale osobniki te różnią się wiekiem i kolejnością wykonywania zadań. 

Królowe-samice osy dachowej są zazwyczaj poliandryczne (kojarzą się z kilkoma samcami). Robotnice os dachowych są biologicznie samicami lecz nie są zdolne do kojarzenia się w pary i nie składają diploidalnych jaj, z których mogą wylęgać się samice. Jednak w niektórych gniazdach samice-robotnice składają haploidalne jaja, z których wylęgają się samce. Ale inne robotnice zazwyczaj w większości niszczą takie jaja. Specjaliści nazywają ten proces policją wewnętrzną. W Belgii badania na osie dachowej wykazały, że około 58,4 procent "męskich" jaj zostało złożonych przez robotnice, jednak tylko 0,44 mogło się rozwinąć w dorosłe samce, będących synami robotnic.

Jak już wyżej pisałem, osy dachowe są oportunistycznymi drapieżnikami i padlinożercami. Oportunistycznymi czyli korzystają z tego, co spotkają, bez większej specjalizacji. To właśnie ta elastyczność (oportunizm pokarmowy) umożliwia im szybką kolonizację nowych środowisk i szybkie przystosowywanie się do zmian środowiska. Drugim czynnikiem może być ich społeczny charakter oraz plastyczność poznawcza w odkrywaniu nowych źródeł pokarmu. Jak widać osy się uczą.

Czas, przez jaki osy-zbieraczki przeszukują różne miejsca tych miejsc, zależy od tego, ile razy odwiedziły je w przeszłości. Wybory dokonane przez osę dachową uwzględniają zarówno obecne, jak i przeszłe doświadczenia. Zdolności te oznaczają, że osy te mają ważne zdolności uczenia się i pamięci, które umożliwiają im zapamiętywanie różnych cech zasobów, w tym trasy do zasobów, a także określonego położenia przestrzennego w odniesieniu do lokalnych punktów orientacyjnych. Ponadto wykazano, że osy dachowe mają sensomotoryczne zdolności uczenia się i kojarzyć bodźce wzrokowe z pewnymi reakcjami motorycznymi. Elastyczność w zakresie nawyków gniazdowych i żywieniowych  może pomóc wyjaśnić sukces, z jakim osa dachowa skolonizowała zaatakowała wiele różnych obszarów ekologicznych. Człowiek, tworząc miasta i tereny zurbanizowane, kreuje zupełnie nowe siedliska. Jedne gatunki radzą sobie w nich lepiej inne gorzej. Ewolucję możemy obserwować blisko nas. A jednym z obiektów badań może być na przykład osa dachowa i jest zachowania społeczne. 

Samice-królowe, jak już wspominałem, są zazwyczaj poliandryczne. Ponieważ królowa kojarzy się z kilkoma samcami, robotnice są bliżej spokrewnione z synami królowej niż z synami innych robotnic. Uważa się, że ta asymetria w pokrewieństwie jest czynnikiem prowadzącym do działań policyjnych i uśmiercania jaj składanych prze samice-robotnice. Co wolno wojewodzie (królowej, matce założycielce) to nie tobie smrodzie (córce-robotnicy), chciałoby się napisać w nawiązaniu do starego przysłowia. 

Dorosłe osy żerują na kwiatach i na owocach. Cukry dają energię i dorosłym owadom wystarczają. Larwy potrzebują białka. Dlatego osy polują i zanoszą mięso do gniazda, by karmić larwy. Pszczoły to takie osy, które w całości przeszły na wegetarianizm, bo nawet swoje larwy karmią pokarmem roślinnym. A białko pozyskują z pyłku. Osa dachowa żywi się owadami (muchy, komary i pszczoły miodne - dlatego pszczelarze uważają osy za szkodniki), a także dojrzałymi owocami i sokami drzew. Przy masowych wystąpieniach powoduje znaczne szkody w sadach owocowych oraz na plantacjach winogron. Inne badania wykazały, że osy w swoich wolach przechowują drożdże. Są więc środowiskowym rezerwuarem dla drożdży. Z jednej strony uszkadzają winogrona a z drugiej przenoszą drożdże, umożliwiające fermentację. Winiarze więc mają do os stosunek ambiwalentny: ani w pełni zaakceptować ani w pełni wytępić. Zwłaszcza, że dodatkowo zjadają owady-szkodniki. Osy dachowe, poza wykorzystywaniem kwiatowego nektaru, spadzi i słodkich owoców, jedzą padlinę i upolowane, żywe stawonogi. Korzystają także z żywności przetworzonej przez człowieka i odwiedzają nasze śmietniki lub cukiernie i nasze talerze. Są w stanie zdobyć pożywienie z wielu różnych źródeł.

Ale i osy mają swoich prześladowców, np. pasożyty. Do nich należy ćma żłobik gniazdoszek (Aphomia sociella), która składa jaja w gniazdach osy dachowej (i innych żądłówek) a wylęgające się larwy zjadają osie jaja, larwy i poczwarki. Innymi komensalami i pasożytami, spotykanymi w gniazdach os jest trzmielówka łąkowa (Volucella bombylans) oraz trzemielówka leśna (Volucella bombylans). Osy zjadają różne owady ale i inne owady pożywiają się na osach. Jak to w przyrodzie. 

Konflikty między osami dachowymi a ludźmi często wynikają z bliskości ich gniazd, gdy tak jak osa dachowa zbudują gniazdo na strychu czy w poszyciu dachowym. Ataki os mogą być spowodowane obroną gniazda przed potencjalnym zagrożeniem. Dodatkowo, spożywanie jedzenia na zewnątrz w okresie letnim może przyciągać osy, co prowadzi do przypadkowych spotkań i potencjalnych użądleń. I jak tu zjeść w spokoju słodki, letni posiłek na tarasie, gdy zaraz pojawiają się osy?

Aby unikać konfliktów, istotne jest zachowanie ostrożności wokół potencjalnych miejsc gniazd os dachowych. W przypadku wykrycia gniazda blisko domu, zaleca się skonsultowanie się z profesjonalistami, którzy mogą bezpiecznie pozbyć się współlokatorów. Dodatkowo zaleca się unikania jedzenia na zewnątrz, w miejscach, gdzie osy są aktywne. Może to ograniczyć niechciane przypadki kontaktu z tymi owadami.

Skoro w naszym otoczeniu brakuje drzew dziuplastych i odpowiednich nor w ziemi, to siłą rzeczy wprowadzają się do naszych budynków. A gdyby tak zapewnić im dobre siedlisko do gniazdowania w pobliżu domów? I wilk byłby syty i owca cała. Czyli budować specjalne domki i wieszać je na ścianach domów lub na pobliskich drzewach? Po to, by osy były w naszym otoczeniu jako sprawni drapieżnicy, eliminujący owadzie szkodniki, w tym muchy i komary. Jak już wspominałem osom bardzo trudno wykorzystać budki lęgowe dla ptaków. Bo gdy wiosną samica próbuje zakładać gniazdo, to w tym czasie ptaki też poszukują miejsc do gniazdowania i szybko mogą rozprawić się z małą liczbą żądłówek. Znacznie lepiej radzą sobie pszczoły – bo te cały rok żyją w licznym społeczeństwie (muszą tylko nazbierać pożywienia na zimę w postaci miodu). Także szerszenie często skutecznie zajmują ptasie budki. Tu także rozpoczyna budowę jedna samica-królowa ale szybko zalepia twardą substancją wejście do budki i ptak nie zajmie miejsca. Ornitolodzy zmuszeni są co jakiś czas oczyszczać budki lęgowe, by nadawały się do zamieszkania przez ptaki. 

A może są specjalne budki-hotele dla os społecznych, w tym dla osy dachowej? W sprzedaży internetowej można spotkać oferty domków dla trzmieli i os. Mała budka z małym otworem wejściowym. Myślę że możne samemu zbudować taką budkę, jedynie trzeba zostawić mały otwór lub wąską szparę. Tak aby przecisnęła się osa ale nie większy ptak. Poza samą konstrukcją ważne byłoby wybranie odpowiedniego miejsca. Nikt chyba jeszcze takich hoteli dla os specjalnie nie przygotowywał. Tak więc trzeba dopiero opracować odpowiednie wytyczne, zarówno co do budowy takiej budki jak i zaleceń co do umieszczenia w odpowiednim miejscu. Jest pole popisu dla eksperymentatorów. I coś nowego do odkrycia. Bo jeśli osy powinny być w krajobrazie, to niech będą może w bezpiecznej odległości od naszych domów by nie wchodziły nam w paradę. I by nie wzbudzały niepotrzebnego strachu.

Poprosiłem także sztuczną inteligencję, w postaci Copilota, o instrukcję wykonania domku dla os. Oto i on:

„Tak, domki dla os można zrobić samemu. Oto kilka wskazówek, jak to zrobić:
Drewniany stelaż: Zbuduj drewniany stelaż z wnętrzem podzielonym na części.
Materiały: Wypełnij wnętrze stelaża różnymi materiałami, takimi jak słoma, wiązki trzciny, szyszki, kora i kawałki drewna z wywierconymi tunelikami.
Lokalizacja: Domek należy umieścić w miejscu osłoniętym od deszczu i wiatru.
Można również zbudować domek dla owadów z butelki i łodyg bambusa:
Przygotowanie butelki: Nożyczkami odcinaj szyjkę i dno butelki.
Łodygi bambusa: Zwiąż łodygi bambusa w pęczek.

Umieszczenie łodyg w butelce: Związany pęczek wkładaj do butelki. Ważne, by łodygi były w butelce ciasno upakowane, a żadna z nich nie wystawała poza butelkę, co zapobiegnie jej ewentualnemu namoknięciu.

Dodatkowe materiały: Pomiędzy szczeliny łodyg można wsunąć dodatkowo trawę lub połamane patyczki.

Pamiętaj, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, więc zawsze zachowuj ostrożność podczas pracy z narzędziami i podczas interakcji z osami.”


Halucynacja ciekawa, lecz będzie to hotel dla owadów samotnych, dla pszczół i os samotnic, ale nie dla społecznych owadów takich jak osa dachowa. Nie wszystko co ładnie wygląda i powołuje się na źródła, jest sensowne i wiarygodne. 


Moje wcześniejsze przygody z osą dachową:
Źródła: Vespula germanica – Wikipedia, wolna encyklopedia

16.01.2024

Ośnik, dłuto czy nóż żłobikowy lub hak do żywicy - rozważania o sztuce zadawania pytań i nowych technologiach

écorçoir - źródło ilustracji https://fr.wiktionary.org/wiki/%C3%A9cor%C3%A7oir

Żeby zadawać pytania to trzeba już coś wiedzieć. Wielką sztuką i potrzebną umiejętnością jest formułowanie pytań. Niektórzy edukatorzy piszą i mówią, że umiejętność właściwego zadawania właściwych pytań jest ważniejsza od pamiętania różnych faktów i informacji. Bo wiedza faktograficzna jest statyczna a zadawanie pytań dynamiczne. Zadawanie pytań wymaga myślenia i ustrukturalizowanej wiedzy. Informację można pamiętać mechanicznie. W książce telefonicznej (kto je pamięta?) było dużo informacji (numery telefonów, nazwiska, adresy). Jedyną strukturą było ułożenie alfabetyczne. A poza tym luźny worek z niepowiązanych ze sobą informacji. Szukaliśmy tam pojedynczych numerów telefonów a nie czytaliśmy od deski do deski. 

Niedawno spotkałem się z myślą, że AI, w tym  Czat GPT, w edukacji można wykorzystać do uczenia zadawania pytań. Al jest cierpliwy ale nie jest empatyczny - jakie zadasz pytanie, taką otrzymasz odpowiedź. Nie dostajesz potrzebnej informacji? To znaczy że źle zadałeś pytanie, źle ułożyłaś prompt. Spróbuj jeszcze raz. Można ćwiczyć dowolnie długo. Ludzie nie są tak cierpliwi, szybciej się domyślają i podpowiedzą, wyręczą.

W nauce (jako badaniach naukowych) zadawanie pytań jest niezwykle ważną kompetencją, kształconą przez lata. Jakość i sposób zadawania pytań zależy od wiedzy pytającego i jego umiejętności nie tylko dialogowania. Uwidacznia się zarówno wiedza jak i dynamiczne umiejętności. 

Ale co z tym tytułowym ośnikiem, dłutem i żłobikiem? Już wyjaśniam. To będzie opowieść z morałem, i z konkretnym przykładem. Kilka dni temu dostałem mailem zapytanie (odszukano mnie przez blog, a więc ktoś szukał w internecie i przypadkiem trafił na moje teksty): "Szanowny Panie, tłumaczę książkę francuską, w której mowa o przyrządzie do podnoszenia kory, zwanym "écorçoir". Czy jest polska nazwa tego przyrządu? Będę Panu bardzo wdzięczna za pomoc”. Rzeczony écorçoir znajduje się na ilustracji wyżej. 

Sam nie wiedziałem. Postanowiłem jednak pomóc i poszukać odpowiedzi na zadane pytanie. Jednym z dobrych sposobów szukania poprawnych tłumaczeń różnych słów jest Wikipedia (lub Wikisłownik). Wystarczy odszukać hasło a potem przełączyć na inną wersję językową. O ile jest. W tym przypadku nie było innych wersji językowych, poza francuską. Trzeba szukać innego sposobu.

To normalne, że jak czegoś nie wiemy, to szukamy osoby kompetentnej (a więc muszę mieć wiedzę kto w tym temacie może być kompetentny) i po prostu pytamy. Lub szukam w bibliotece. Ale trzeba wiedzieć w jakim dziale i w jakich książkach szukać odpowiedzi na swoje pytanie. W czasach internetu i przeglądarek internetowych ważną umiejętnością było właściwe zadawanie pytań, właściwe wybieranie funkcji i wpisywania słów kluczowych w przeglądarce. Sztukę te opanowałem dość przeciętnie. W takich poszukiwaniach lepsi są ci, którzy maję większe kompetencje cyfrowe. Czasem przydaje się coś umieć. A czasem ważniejsze jest umieć szukać niż wiedzieć (bo mózg ludzki ma ograniczoną pojemość i wszystkiego wiedzieć, zapamiętać się nie da).

Z samych słów nie mogłem niczego wywnioskować. Pytanie przesłałem do kogoś z leśnictwa - bardziej kompetentnego (czekam na rezultat). Pamiętam z różnych muzeów narzędzia stosowane w leśnictwie. Może trzeba przeszukać zdjęcia i tam znajdę? Na wszelki wypadek poprosiłem o zdjęcie. I w kolejnym mailu dostałem link (a zdjęcie zamieściłem wyżej). 

Mam zdjęcie, dużo mi to ułatwia. Dysponując słowami i ryciną wyobrażałem sobie czynność (odwołałem się do swojego doświadczenia, swojej pamięci) i pojawiły się trzy hipotezy co do zastosowania takiego narzędzia: 1. okorowywanie drzew, duża powierzchnia, to może jakiś strug czy ośnik 2. szukanie szkodników i odsłaniania fragmentów ściętych lub żywych drzew, 3. pozyskiwanie żywicy z drzew.

Ad. 1. Coś się obiło o uszy, mgliście wyobrażałem sobie czynność usuwania kory z pni drzew by utrudnić rozwój szkodników. Lub jakieś prace stolarskie. Te pamiętam z dzieciństwa i narzędzia z wiejskiej "szopy". Sam tego próbowałem. To oburęczny ośnik, strug, do wygodnego strugania drewna lub usuwania kory. Wspomnienie własnego doświadczenia (trzeba coś wiedzieć by zadawać właściwe pytania). Czy AI może mieć takie lub podobne doświadczenia i zasoby w pamięci?

Ad. 2. Entomologia i poszukiwanie owadów. Sam czasem używałem scyzoryka, by odłupać kawałek kory i dostać się do owadów tam schowanych. Można wyobrazić sobie specjalistyczne narzędzia entomologiczne, tak jak by hydrobiolodzy mamy swoje czerpaki ręczne, kuwety, pesety.

Ad. 3. I jeszcze jeden pomysł, co można z korą robić takim narzędziem: nacinanie kory drzew iglastych w celu pozyskiwania żywicy (żywica ścieka wykonanymi nacięciami do podstawionego specjalnego naczynka). Wielokrotnie widywałem takie drzewa w lesie, znałem z opowieści prof. W. Jezierskiego i z wystaw muzealnych przemysłu drzewnego czy leśnego w różnych muzeach i skansenach. Oraz z filmów edukacyjnych. Można było sobie wyobrazić narzędzie i potrzebę jego stosowania. Modelować (wyobrażać sobie) w myślach wykonywana czynność i sprawdzać czy się nadaje. 

Jak szukałem? Pierwszy krok to zapytać kogoś mądrzejszego, kompetentnego. Drugi to poszukać w internecie. A trzeci zapytać AI czyli Chat GPT. 

Brak satysfakcjonującej odpowiedzi z przeglądarki (może nie umiem wpisać odpowiednich słów kluczowych?).  Nawet Google Lens  nie wystarczyło. Dopiero po kilku próbach dotarłem do dłuta podobnego w kształcie (ilustracja niżej). A może trzeba sięgnąć do cyfrowych zbiorów bibliotecznych i przejrzeć stare książki? Z leśnictwa lub entomologii leśnej? W jakich zasobach cyfrowych szukać, jakie pozycji przeglądać? Jak sprawić by przeglądarka dotarła i do takich zasobów? Żeby dobrze pytać trzeba już cos wiedzieć...

Korzystają z Copilota (jedna z wersji AI), takie zadałem pytanie: „Jak nazywa się przyrząd do nacinania kory drzew iglastych by zbierać żywicę. Załączam rysunek.” . Może z rysunkiem będzie łatwiej? W pytaniu zawarta była sugestia. A oto uzyskany rezultat: 

"Przyrząd, który jest przedstawiony na rysunku, to “hak do żywicy”. Jest to narzędzie używane do nacinania kory drzew, zwłaszcza iglastych, w celu zbierania żywicy. Hak ten ma zakrzywione, ostre ostrze metalowe do nacinania kory drzew. Rączka wydaje się być wykonana z drewna, jest zaokrąglona i gładka dla łatwego chwytu. Istnieje metalowy kołnierz łączący ostrze z rączką, zapewniający bezpieczne mocowanie. Ogólny kształt narzędzia jest wydłużony z lekkim zakrzywieniem ku końcowi ostrza."  Pierwsza myśl, mam! Jestem w domu. To wygląda całkiem nieźle. Ale po uważnym przeczytaniu doszedłem do wniosku, że to kreacja. Załączone linki nie prowadziły do oryginalnego artykułu z takim tekstem To wszystko zrobiła (wyhalucynowała) AI, na podstawie analizy obrazu i zadanego pytania. Opis dobry. Zatem analiza obrazu jak najbardziej poprawna, na dodatek zasugerowana tekstem zadanego pytania. Czyli z rysunku i tekstu pytania AI stworzył opis bardzo wiarygodny i pasujący do ilustracji. Tak wiarygodny, że można byłoby uznać, iż polska nazwa brzmi "hak do żywicy". To co zasugerować tłumaczowi? Na nowo wymyślona nazwa? A co jeśli istnieje inna, historycznie używana? AI jest jak dziecko wymyślające swoje nazwy, kierujące się swoistą logiką języka i sytuacji.

Bogatszy o już zdobyte informacje, szukałem po ilustracji i haśle w Wikisłowniku (https://fr.wiktionary.org/wiki/%C3%A9cor%C3%A7oir). Tłumaczone z języka francuskiego za pomocą z Google translatora, wbudowanego w przeglądarkę Chrome. Czy pojawiająca się nazwa "korowarka" jest dobra? Wszak jest to tłumaczenie maszynowe. I może być swoistym halucynowaniem a nie odszukaniem rzeczywistego funkcjonowania w języku. Oto rezultat:

"(nieaktualne [dopisek, wskazujący na dawne i już nieużywane słowo]) Przystawka entomologiczna w kształcie łyżki służąca do podnoszenia kory martwych drzew w celu obserwacji lub zbierania owadów i larw.

1. Korowarka to instrument z kutego żelaza, mocno trzymany, którego koniec rozszerza się w łyżkę o ostrych bokach; przydaje się nie tylko do podnoszenia kory i odsłaniania gąsienic i poczwarek, które tam żyją lub szukają schronienia, ale także do kopania w ziemi, u podnóży drzew, między korzeniami, wzdłuż ścian itp. — (Étienne Berce, Lepidoptera , Deyrolle fils, tom 1, 1867, strony 12-13) [załączona jako ilustracja korowarka to szerokie dłuto, książka wydana w drugiej połowie XIX wieku a więc dawno temu].

2. Przechodząc przez las Almagel (val de Saas ) 13 sierpnia 1903 roku podszedłem do sterty drewna jodłowego i modrzewiowego i przygotowywałem się do obróbki go szczekaczem, kiedy zobaczyłem dwie piękne Rhyssy ♀, umieszczone bardzo blisko siebie, zajęci zatapianiem żądła w jednym z pni. — (E. Bugnion, Szypułkowane jaja Rhyssa persuasoria , Biuletyn Francuskiego Towarzystwa Entomologicznego, 1904, s. 80)

(...) Chociaż zniknęło akcesorium zaprojektowane specjalnie dla entomologii (ilustracja 2 [ to właśnie rysunek narzędzia, nad którym się zastanawiam]), obecna standardowa korowarka jest nadal używana do obserwacji martwego drewna:

Za pomocą korowarki, noża, dłuta lub kilofa operator dokonuje sekcji siedlisk związanych z martwym drewnem: martwych drzew stojących lub leżących na ziemi w różnym stopniu degradacji oraz części drewna (kora, pień, gałęzie, pień), a także jako grzyby drzewiaste
[pewnie chodzi o huby]. — (Louis-Michel Nageleisen i Christophe Bouget, Badanie owadów w lesie: metody i techniki, istotne elementy standaryzacji , Les Dossiers Forestiers nr 19, Office National des Forêts, 2009)".

Wikisłownik odwoływał się do rzeczywistego zastosowania i do źródeł. Lecz były to teksty francuskie a nie polskie. Jest to więc tłumaczenie a nie odwołanie się do rzeczywistych źródeł. Po prostu trzeba by odnaleźć analogiczne polskojęzyczne źródła by powołać się na uzus. Ewentualnie tłumacz musi wprowadzić nowy termin w języku polskim. Kiedyś jest zawsze pierwszy raz.

Czyli jednak to przyrząd entomologiczny. Tak wynika z tekstu w Wikisłowniku. Raczej już nie jest używany. Czy typowy dla naukowców-entomologów czy raczej dla entomologów leśnych i gospodarki leśnej? Te odpowiedzi znalazłbym w cytowanej w Wikisłowniku książce. Entomolodzy to raczej grupa niszowa. Częściej wykorzystywali inne narzędzia, adaptując je do własnych potrzeb. Dlatego zapewne pochodzenie przyrządu może być inne, związane z rzemieślniczą obróbką drewna lub rzeźbiarstwem artystycznym. Ciekawe czy używali oryginalnych (pierwotnych) nazw czy tez wymyślali im nowe?

Przesz wyszukiwarkę Goole (grafika) dotarłem do takiego narzędzia, podobnego w kształcie:

Zdjęcie ze sklepu internetowego, dłuto do drewna.

Dłuto to narzędzie do trzymania w jednym ręku (z ewentualnością podbijania młotkiem, trzymanym w drugiej ręce). Ośnik czy strug, to narzędzie do trzymania dwoma rękoma. Zatem chyba bardziej należało by nazwać to tajemnicze narzędzie z górnej ilustracji dłutem niż ośnikiem. Hak też nie wydaje się w pełni adekwatną nazwą. Chyba, że tak rzeczywiście nazywali ludzie, używający takiego narzędzia. Nazewnictwo bywa czasem nielogiczne. A może nóż żłobikowy czyli nóż, służący do nacięć i żłobienia? Ale byłoby to słuszne tylko wtedy, gdyby tajemnicze narzędzie rzeczywiście służyło do robienia nacięć przy żywicowaniu drzew. 

Właściwe stawianie pytać wynika z już posiadanej wiedzy oraz z wiedzy pozyskiwanej w dialogu, w trakcie zadawania pytań. Pytający się uczy w tym procesie i strukturyzuje zdobywaną wiedzę, integrując różnorodne elementy wraz z wyobrażaniem sobie procesów (symulacje w myślach). Stawianie pytań jest dobrym procesem uczenia się

Pytanie wyszukiwarek czy teraz Chata GPT jest podobne do zadawania pytań uczniowi przy tablicy -  dotrzeć do jego wiedzy (czarna skrzynka) a nie udowodnić jego niewiedzę: "siadaj dwója" (zawsze można udowodnić, że czegoś nie wie). Pytać by udowodnić, że nie wie lub pytać by wydobyć i poznać co jednak wie. A przy okazji takiego zadawania pytań i prób odpowiedzi uczeń się uczy. Czasem odpowiada nawet na to, czego wcześniej nie wiedział. Uczeń nie wie (AI nie wie) bo może to nauczyciel zadał niewłaściwe pytanie lub zadał je nie w niewłaściwy sposób? Do takiego treningu AI się przyda w kształceniu nauczycieli. I naukowców. By potrafili zadawać właściwe pytania i robili to właściwie. Dobrze robić rzeczy dobre.

A ja tymczasem dalej nie wiem jak po polsku nazywa się ten przyrząd i do czego rzeczywiście służył. Do czego go wymyślono? Może wykorzystano z innej aktywności i dopiero dostosowano do entomologiczno-korowych potrzeb?

13.01.2024

Czy jest jakaś autentyczność w sztuce tworzonej z AI?

Ręcznie malowane dachówki, farby akrylowe, jeden z pikników naukowych na uniwersytecie. Zdjęcie zrobione aparatem cyfrowym, bez dalszej obróbki i przetworzenia.


Pani Ewa Przybysz-Gardyza poruszyła ciekawy temat, pisząc na Facebooku: "Piję kawę, scrolluję media i utwierdzam się w przekonaniu, że jedną z najważniejszych dla mnie wartości jest autentyczność. To sprawia, że przewijam wszystkie posty, które zawierają zdjęcie wygenerowane przez AI - nawet nie czytam... Nie lubię też awatarów. Wiem, że z tą przypadłością będzie mi coraz trudniej, gdyż sztuczna inteligencja wchodzi w nasze życie coraz głębiej. A może te moje podświadome zachowania są wyrazem tęsknoty za przeszłością? Jak czujecie się w świecie, w którym AI można spotkać na każdym kroku?" (wytłuszczenia S.Cz.)

Nie od dziś poszukujemy większej autentyczności. Dlatego oryginały obrazów są droższe od ich kopii, mimo że wyglądają tak samo. Prawda jest także to, że wytwory technologii cyfrowej a ostatnio także sztucznej inteligencji, spotykamy na każdym kroku. Tworzenie stało się łatwiejsze, zwłaszcza w wersji cyfrowej. Stąd ogromy wysyp takich wytworów w mediach społecznościowych. 

Kiedyś malowany portret był kosztowy i stać było tylko ludzi zamożnych. Gdy powstała fotografia (bądź co bądź zaprzężenie technologii do "malowania" obrazów), portrety stały się powszechne. A monidła zawisły niemalże w każdym domu. Drukowane na papierze "święte obrazki" wypełniły przestrzeń w miejsce ikon i malowanych obrazów olejnych. Sztuka, także ta kiczowata, stała się znacznie powszechniejsze. Powszechność umiejętności pisma owocuje nie tylko większą liczbą wartościowych książek (bo i czytelników jest więcej) lecz i masą durnowatych i wulgarnych czasami napisów na ścianach elewacji... Chęć wypowiedzenia się jest ogromna i powszechna.

Kiedyś artysta musiał sam zrobić sobie farby, pędzel i przygotować powierzchnię do malowania. To trwało. I wymagało wielu lat uczenia się techniki przygotowania materiałów a potem techniki tworzenia. Prace ręczne wykonywane powstają wolniej i nie są doskonałe. Wymagają ludzkiego wysiłku i czasu. Dlatego rękodzieło zawsze jest droższe od produkcji fabrycznej.

Papier i kredki czy farby nie tylko akwarelowe są od dawna powszechnie dostępne. Codziennie powstają za ich pomocą setki tysięcy prac. A teraz, dzięki technologii, powstają prace cyfrowe i są pokazywane w mediach społecznościowych. Ale czy wystawa rysunków własnego dziecka zastąpi wystawę w galerii sztuki? Sztuka jest subiektywna.

Cyfrowe "malowanie" dzięki różnym programom, wykorzystującym AI, stało się łatwe i powszechne. Niczym rysowanie kredkami w szkolnym bloku rysunkowym. Jednak tworzenie cyfrowe też wymaga nauczenia się techniki. Opanowania narzędzia oraz kompozycji. Podobnie jak mazak nie jest kredką ani węglem ani pędzlem z farbami akwarelowymi. Inna technika. Osobiście wolę manualne tworzenie farbami i ołówkiem. Ale wiem, że można się nauczyć i nowej techniki elektronicznej oraz promptowania by AI generowało prace plastyczne. Wymaga ona prądu i aplikacji (urządzeń takich jak smartfon, tablet czy komputer oraz serwerów to przetwarzania). Nie każdy, kto weźmie pędzel czy kredkę do ręki, staje się artystą. Tak samo jest z narzędziami graficznymi wykorzystującymi AI. 

Sama AI nie tworzy. To narzędzie w rękach człowieka. Tak samo jak sam pędzel nie maluje, to maluje ludzka ręka i ludzki mózg. Każda technika jest inna, daje zupełnie inne rezultaty. I każdej techniki trzeba się nauczyć, każdego narzędzia. Inaczej maluje się farbami olejnymi, inaczej akwarelami. A inaczej narzędziami cyfrowymi.

A czy zdjęcia nie są sztuczne? Przecież nie jest to narysowane ani namalowane? Przywykliśmy? Że ważne jest nie tylko pstrykniecie lecz i kadrowanie? A potem obróbka. Kiedyś było to w ciemni i wykonywało się na powiększalniku. A teraz "kadrowanie" równa się promptowaniu. I doborowi "farb" czyli różnych narzędzi i ustawień. Zarówno w pracy z pędzlem, aparatem foto jak i AI... pracuje mózg ludzki i jego wyobraźnia. Przecież analogowo powstaje także dużo badziewia i tandety. Także mało twórczej i bezwartościowej artystycznie. Podobnie jest z wytworami AI. Może tylko łatwiej się "maluje". Mniej jest "gry wstępnej" z przygotowaniem podobrazia, gruntowaniem, tworzeniem farb z surowców. Teraz dużo kupujemy gotowych materiałów... i stąd mniej "gry wstępnej", mniej radości z tworzenia. Bo powstaje za szybko.... Twórczość potrzebuje czasu, namysłu, refleksji. Nie ilość i szybkość jest w tym ważna.

Wniosek - to nie technika czyni wiele wytworów kiczowatymi i banalnymi. To powszechność dostępu narzędzi i kunszt człowieka (a raczej jego brak). Internet nas zglobalizował. Kiedyś szkolne prace dziecka leżały w szufladzie lub wisiały na domowej ścianie, gdy dziadkowie lub rodzice chcieli w ten sposób okazać miłość do swojego wnuka/dziecka. Teraz tworzymy masowo i masowo innym pokazujemy swoje wytwory. Dajmy ludziom się cieszyć poczuciem sprawstwa i satysfakcją tworzenia "ja też potrafię". Jeszcze nigdy tak wielu ludzi nie pisało (esemesy, media społecznościowe) i jeszcze nigdy tak wielu ludzi nie tworzyło. Jakiż mamy zalew zdjęć! Kiedyś twórczość kończyliśmy w szkole na lekcjach plastyki. Teraz dziecięcą radością tworzenia plastycznego cieszą się dorośli. Chyba żadne pokolenie nie tworzyło tak masowo. A może tylko bardziej jest to widoczne, bo wcześniej tworzyliśmy bardziej kameralnie i ulotnie? Na przykład dekorację stołu, lepienie pierogów, dzierganie swetrów i koronek, wycinanie wycinanek, malowanie pisanek itd. Może tworzymy tyle co dawniej ale jest to teraz głównie twórczość cyfrowa i ma ona szersza widownię? Widujemy ją skrolując social mediach a nie odwiedzając znajomych w ich domach.

8.01.2024

Noc Biologów 2024 "Tajemnice życia od komórek do biosfery"


Noc Biologów to wydarzenie, które przypomina nam, że nauka to nie tylko skomplikowane równania i trudne do wymówienia nazwy. To jest noc, kiedy nauka staje się "magiczna", a jednocześnie demaskuje fałszywe mity i myślenie magiczne. Nauka sama w sobie jest fascynująca i to bardziej niże magiczne czy fantastyczne kreacje. Nauka jest częścią ogólnoludzkiej kultury i tworzy zajmujące opowieści – nie literaturę fikcji lecz literaturę faktu.

12 stycznia, w piątek, odbędzie się 13. edycja Nocy Biologów. Czy liczba 13 przynosi pecha? Podobnie jak czarny kot lub nietoperze, widoczne na grafice z Nocą Biologów (jakże często pojawiają się w opowieściach o czarach, wiedźmach i czarownikach)? Odpowiedź brzmi: nie. Bo nauka to nie zabobony ani wróżby. Nauka różni się od magii i wróżb tym, że jest sprawdzalna i weryfikowalna. Nauka to nie jest wróżenie z fusów czy czytanie z kart tarota. Nauka to metoda, proces i narzędzie do zrozumienia świata. Jest czytaniem z „kart” przyrody i pozwala rozumieć otaczający nas świat i dziejące się obok zjawiska. Naukowcy często mówią „jeszcze nie wiem”. I nie jest to efekt bezradności tylko zaproszenie do okrywania i poznawania.

Tegoroczne hasło Nocy Biologów brzmi "Tajemnice życia od komórek do biosfery". Nauka jest tajemnicza, bo ciągle odkrywamy nowe obszary, nowe zjawiska, nowe prawa. Na przykład, w ubiegłym roku odkryto nowe organellum komórkowe - eksklusom. Eksklusom, odkryty u ssaków a więc organizmów eukariotycznych, to swego rodzaju pojemnik, zawierający plazmidy (do tej pory plazmidy znane były u bakterii a więc organizmów prokariotycznych), czyli koliste cząsteczki DNA. Prawdopodobnie eksklusom może być prekursorem dzisiejszego jądra komórkowego eukariontów, to znaczy organizmów, których komórki zawierają jądro komórkowe mieszczące w sobie DNA, zorganizowane w postaci chromosomów. Z jednej strony eksklusom pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy odporności oraz procesów zachodzących w komórkach nowotworowych, a z drugiej strony pozwala spojrzeć na początkowe etapy ewolucji życia na Ziemi.

Poznawanie odkryć naukowych to fascynacja i przygoda. U można podać choćby przykład z wirusami i sformułowanie nowego pojęcia – wirokomórki (virocell). Stało się to zupełnie niedawno, kilka lat temu. I powoli koncepcja ta zyskuje na znaczeniu w porządkowaniu wiedzy o świecie żywym od komórki aż po biosferę. Ten przykład pokazuje, że nauka to ciągłe pytania i ciągłe poszukiwanie nowych odpowiedzi. A w odkryciach dokonują się różnorodne zwroty akcji niczym w najlepszym kryminale czy powieści sensacyjnej. Czy wirusy są żywe czy nie? To pytanie, na które naukowcy nadal próbują odpowiedzieć. W podręcznikach szkolnych często możemy spotkać informacje, że wirusy nie zaliczają się do organizmów żywych. Bo nie mają budowy komórkowej. To tylko część prawdy, bo jeśli spojrzeć na proces a nie tylko obiekt, to po wniknięciu wiroidu do komórki powstaje twór niejako ekosystemowy – wirokomórka, a sam wiroid to stan spoczynkowych (tak jak zarodniki czy nasiona pisałem o tym już wcześniej).

Co nowego wnosi pojęcie wirokomórki i odkrycie eksklusomu? Rzucają nowe światło na wczesne etapy ewolucji życia na Ziemi. Jak powstawały wirusy i jak powstało jądro komórkowe? Wirokomórka to mały ekosystem. Od komórki do biosfery - to także poznawanie tego co dzieje się na Ziemi wraz z globalnym ociepleniem klimatu. Czy gatunki obce są na prawdę takie obce czy tylko powracają do swoich wcześniejszych obszarów występowania w czasie kolejnych interglacjałów? Jak zmieniać się będą ekosystemy w czasie globalnego ocieplenia i czy możemy mądrze sterować niektórymi procesami by uniknąć katastrowy w postaci masowego wymierania gatunków? Na te pytania nauki biologiczne próbują odpowiedzieć. A naukowcy w swoich laboratoriach nad tym pracują. W czasie Nocy Biologów można będzie i o te kwestie zapytać.

Jeszcze jeden przykład. Kilka dni temu dostaliśmy sygnał o osach w zimie (niebawem o tym napisze więcej). W tym czasie gniazda powinny się dawno rozpaść, robotnice stracić życie z głodu i chłodu a zimować powinny tylko pojedyncze, zapłodnione samice. Skąd więc aktywne gniazdo na poddaszu domu na przełomie grudnia i stycznia? Czy to efekt zmian klimaty, wpływający na zmianę zachowania i cykli życiowych? Oraz czy można opracować hotele dla os by zakładały gniazda z dala od ludzkich domów i by ludzie czuli się bezpieczniej?

Nauka jest częścią kultury a wiedza przyrodnicza potrzebna jest każdemu w życiu codziennym. Dlatego w edukacji szkolnej nie można zaniedbywać nauk przyrodniczych. Dyskutowane są zmiany w podstawie programowej dla szkół podstawowych i średnich. Jakie fakty i jakie teorie są najważniejsze i powinny zostać a które można śmiało usunąć z programu, jako te mniej istotne?

Od lat chcemy w kameralnych warunkach, wieczorem opowiadać o odkryciach biologii. Jednak zainteresowanie ze strony szkół jest tak duże, że Noc Biologów tradycyjnie rozpoczynamy już od 8 rano. Bo godziny przedpołudniowe są najdogodniejsze dla szkół. Zapowiadają się szkoły z daleka, spod Warszawy i z Ostrołęki. Odsyłamy do Kortosfery ale nasi stali uczestnicy od nas oczekują ciągłej aktywności i upowszechniania wiedzy z pierwszej ręki. Tematyka, jaka oferujemy, okazuje się niezastępowalna, a kontakt z naukowcami i laboratorium ciągle potrzebny. Będziemy więc długo potrzebni. A Noc Biologów szybko się nie znudzi. 

Dokonuje się przewrót kopernikański w edukacji i za naszą przyczyną. Jesteśmy uczestnikami i aktorami tego procesu. Nie tylko projekty takie jak Uniwersytet Młodego Odkrywcy czy Spotkania z Nauką lecz ciągłe i różnorodne pikniki naukowe oraz wykłady otwarte (na wydziale już  przygotowujemy kolejne pokazy na WOŚP, Dzień Darwina i Noc Muzeów). W ten sposób wspieramy szkoły w edukacji i tworzymy dodatkowe, komplementarne z edukacją szkolną, środowisko edukacyjne. Bardzo istotne jest to w zakresie wiedzy przyrodniczej. Bo edukacji młodego pokolenia to nasza wspólna sprawa i misja Uniwersytetu.

Noc Biologów to nie tylko edurozrywka lecz edukacja pozaformalna i ustawiczna. Od lat w tym uczestniczymy i ciągle poszukujemy bardziej optymalnych form i dostosowanych treści. To takie żywe laboratorium, nie tylko opowiadania o nauce lecz i odkrywanie oraz tworzenie nowego środowiska edukacyjnego. Swoista metamorfoza uniwersytetu ale jednocześnie i metamorfoza edukacji w szerokim sensie

Do zobaczenia w czasie Nocy Biologów. Przyjdź i zapytaj o więcej. W tym roku przygotowaliśmy blisko 70 propozycji w kontakcie i online. Hybrydowa Noc Biologów. Ze zdalnego kontaktu nie zrezygnowaliśmy po pandemii. Cały czas rozwijamy taką formułę. Będą wykłady, warsztaty, wystawy, pokazy, filmy.  Kilka przykładów z programu: Owadzie inspiracje, Tajemnice życia od krwinek czerwonych do mikroorganizmów, Jak szybko mogę biegać, Fascynujący mózg i jego komórki, Jesteś tym co jesz - jak mikroplastik wpływa na nasz organizm, Pandemie – niekończąca się opowieść, Czy nasz mózg może być fit?, Czy możliwe jest życie bez bakterii, Wynalazki inspirowane natura, Zycie młodego naukowca w laboratorium, Po co komórce jądro?, Roślinne dowody zbrodni, Pierwotniaki – małe jest piękne, Tajemnice zwierząt kłujących i gryzących.

Podsumowując, Noc Biologów to wydarzenie, które pokazuje, że nauka jest fascynująca, istotna i przede wszystkim dostępna dla wszystkich. To jest noc, która demaskuje magię i pokazuje, że prawdziwa magia (w sensie niezwykłości) tkwi w nauce. Niech dziecięca ciekawość świata pozostanie w nas na zawsze.

Program Nocy Biologów 2024 w Olsztynie.


5.01.2024

W pociągu kiedyś patrzyłem przez okno, na świat. Teraz w podróży patrzę w smartfon.




W pociągu kiedyś patrzyłem przez okno, na świat. Teraz w pociągu patrzę w smartfon. Też na świat, ale inny. Wokół mnie jest już inny świat i inny sposób patrzenia na niego. I inny świat społeczny. 

Dawniej pociągi jeździły wolniej, więc obrazy tak nie szybko migały przed oczami. patrzyłem przez okno i wyobrażałem sobie różne sceny historyczne, fantastyczne, jazdę konno, by zajmować siebie czas. Szukałem też ładnych widoków. Obserwowałem bażanty, sarny, rzeki, architekturę, pogodę. Odkrywałem świat. Po części z nudów, by zagospodarować dłużący się czas podróży. To było dostępne.

Teraz podróżuję z oczami w smartfonie i mediach społecznościowych. I tam szklana szybka i tu szubka. Ta w pociągu najczęściej nieco zabrudzona. Ale te plamy na szybie to też powód do wyobraźni i dopatrywanie się w ich twarzy, sylwetek. Budowanie świata wyobraźni na bazie tego co się przed oczy nawinie. Mój wybór niewielki, raczej to, co mi świat w podróży przyniesie. Jeśli w plamie dopatrzyłem się  jakiegoś pysku zwierzęcia, to wyobrażałem sobie zajadanie przepływającego krajobrazu. Niczym smok Telesfor zjadający w dawnej TV napis "do zobaczenia". 

Dawniej mniej się działo. Mózg mógł rejestrować większość z tego, co do zmysłów docierało. Bo na bezrybiu i rak ryba. A w podróży mijane krajobrazy były jedną z milczących rozrywek podróżnego. Inna były rozmowy z podróżnymi. Dawniej znacznie częstsze niż obecnie. Nawet zmienił się układ siedzeń, mniej jest typu przedziałowego z siedzeniami zwróconymi do siebie a więcej, jak w autobusie czy samolocie: jedno za drugim i z ograniczonym kontaktem ze współpasażerami. Są nawet specjalne wagony ciszy by jeszcze bardziej ułatwić ułatwić samotne podróżowanie. 

Potem byłem zamożniejszy, więc czytałem gazetę lub książkę. A teraz czytam w ekranie telefonu. inni siedzą ze słuchawkami na uszach, bardziej odizolowani od bezpośredniego otoczenia i mocniej zanurzeni w wybranym, swoim świecie. Ludzie ze słuchawkami na uszach. Każdy w swoim świecie. Połączony z kimś daleko a odizolowany od tych, co blisko, w przedziale.

Dawniej w pociągach się rozmawiało. Wsiadali ludzie i zaczynali rozmowę. Z nieznajomymi. Ta sztuka zagadywania i konwersacji zniknęła. Teraz konwersujemy za pośrednictwem smartfonu z ludźmi gdzieś daleko, z odległymi, czasem fantastycznymi. Może nawet ich nie znamy. Tak jak kiedyś nie znaliśmy współpasażerów. Jednorazowy, okazjonalny i przelotny kontakt. A jednak rozmawialiśmy. Bo taki świat komunikacji był nam dostępny w czasie podróży pociągiem.  

Zagłębieni w tym co daleko a odizolowaniu od tego co blisko, w przedziale i za oknem pociągu. Kiedyś odwrotnie. Izolowani byliśmy od tego co daleko. Jedynie przez rozmowę z innymi pasażerami dowiadywaliśmy się o świecie. Nie było głośników, nie było monitorów z aktualnymi informacjami o mijanych stacjach, opóźnieniu, z reklamami. A po powrocie do domu opowiadaliśmy czego to dowiedzieliśmy się w podróży pociągiem, co widzieliśmy, kogo spotkaliśmy, co usłyszeliśmy. Sztuka relacjonowania i sztuka przynoszenia nowości do swojego kręgu domowego. Teraz za nas to robią media: radio, telewizja, internetowe media społecznościowe. Niby to samo, te same procesu, ale jednak inaczej. 

W czasie rozmów w przedziale można było usłyszeć dużo róznych opowieści. Mikro historii, dowcipów. A dokąd jedziesz? Najprostsze pytanie. Lub pytanie o pociąg, o przesiadki, a czy daleko jeszcze do... Teraz w smartfonie można sprawdzić lokalizację i trasę pociągu wraz z opóźnieniem. Nie ma wymuszonej potrzeby pytać kogokolwiek. I maleją okazje do rozmów. Kiedyś, gdy w przedziale znalazł się młody chłopak i młoda dziewczyna, było kokietowanie, zagadywanie, wręcz podrywanie. A teraz często widzę, jak młodzi ludzie siada naprzeciw siebie i nic. Nic nie mówią, nie interesują się sobą. Myślami i oczami tkwiąc w smartfonach a więc w świecie odległym, świecie dalekim od przedziału w pociągu. Lecz bliskim powiązanymi z pasażerem. Wsiada do pociągu i podróżuje ale jednocześnie cały czas pozostaje w tym samym świecie, jakby nigdzie się z miejsca nie ruszał

Teraz dworce są puste, bez restauracji i barów, bez kiosków z gazetami i żołnierzykami. Gdy była przesiadka na dworcu to nosem i oczami przylegałem do dworcowego kiosku ruchu i wpatrywałem się czasopisma, małe zabawki. Czasem coś udawało się kupić, jakiegoś nowego żołnierzyka, samochodzik, model do sklejania. Podróże było dla mnie okazją do zobaczenia sklepików i zakupienia potrzebnych do dziecięcego świata rzeczy. 

Mój świat odjechał, pociągiem z parowozem... A pamiętam jeszcze parowozy. Teraz stoją takie gdzieniegdzie przy dworcach. Jako zabytek techniki. I ja coraz bardziej czuję się jak zabytek. 

3.01.2024

Sztuczna inteligencja nie tylko przy stole wigilijnym

Muzeum Mazowieckie w Płocku, ekspozycja stołu mieszczańskiego.
 

Przypomnij sobie wigilijny stół w Twoim domu. Przygotowany do kolacji i jedno nakrycie tradycyjnie zostawione puste. Dla kogo? Dla nieobecnego członka rodziny? Dla przygodnego, nieznanego wędrowcy by nie był w tym dniu sam? Kogoś, z kim czujemy wspólnotę, łączność? Członka narodu lub węższej wspólnoty. Albo człowieka jako takiego. I tu rodzi się pytanie: kogo byśmy przyjęli do  wieczerzy - nieobecnego krewnego czy nawet nieznanego wędrowca? Ale co, gdyby dołączył do nich jeszcze inny gość: Sztuczna Inteligencja? Wszak telewizor nam przy posiłkach towarzyszy a często i także smartfon z włączonymi mediami społecznościowymi. Taka szeroka więź i kontakt z wieloma ludźmi rozsianymi po świecie bliższym i dalszym. 

Czy otworzylibyśmy drzwi naszego społecznego stołu dla AI, traktując ją jak równoprawnego uczestnika? Podobnie jak przyjęliśmy do domowników nasze domowe psy czy koty, czasem kanarki, papużki, chomiki itp.? Niektóre modele AI zaczynają wnikać w nasze codzienne życie jak domowe pupile. Pytanie brzmi: czy jesteśmy gotowi na takiego dziwnego przybysza? Czy damy mu status członka rodziny, społeczności? Czy też zostawiamy puste nakrycie na wigilijnym stole, bo tak wypada, bo taka jest tradycja lecz nikogo tam na prawdę nie oczkujemy i nie przyjmiemy?

Wiele lat temu do naszych domów zawitało tamagotchi, elektroniczne zwierzątko, które wymagało naszej uwagi. Miałem takie w latach 90 ubiegłego wieku. Wygodniejsza wersja psa, kota czy rybek akwariowych. Tak jak teraz media społecznościowe w smartfonach. Też klikamy w smartfon tak jak kiedyś w tamagotchi. W świecie zaawansowanej technologii, różne modele AI zdają się chcieć odegrać rolę dodatkowych członków społeczeństwa. Czy jednak jesteśmy gotowi na nowe zastosowania, nawet te nietypowe, jak Chat GPT pod każdą postacią?

Podobnie jak niektórzy podejrzliwie przyglądają się nieznanym gościom przy wigilijnym stole (może niechciani imigranci?), tak mogą istnieć obawy związane z akceptacją AI w życiu społecznym. Jednak, tak jak zawsze, czasem warto otworzyć drzwi dla nowych doświadczeń, by odkryć, że mogą one wzbogacić nasze życie. A może są jak podstępny pasożyt, który gdy wniknie to zacznie nas niszczyć i wykorzystywać?

Wigilijna refleksja może więc być szansą na przemyślenie naszego stosunku do nowoczesnych technologii. Jedna wigilia minęła, za rok kolejna. Czy jesteśmy gotowi przyjąć AI jako współlokatora w naszym społecznym domu? Czy nadamy jej status niemalże rodzinny, czy też potraktujemy jak skomplikowane gadżety? Kiedyś służby też nie dopuszczaliśmy do jednego stołu – jadali przy osobnym. Nie byli "nasi", służba była czymś gorszym, podrzędnym. Podobnie z domowymi zwierzętami.

Warto zastanowić się, czy jesteśmy gotowi na nowych imigrantów w postaci nietypowych „istot”, takich jak AI. Czy zdolni jesteśmy przyjąć je do naszego społeczeństwa z otwartymi ramionami, czy też będziemy obawiać się zmian, jakie niesie za sobą nowa era technologii? To pytanie dotyka kwestii granic: odkąd dokąd jest człowiek i naszość a odkąd zaczyna się ten obcy, inny, osobny, zewnętrzny. Czy i jak bardzo zintegrujemy się w jedną społeczną i kulturową tkankę z technologią, tak jak zrośliśmy się z protezami, okularami, przeszczepami, transplantami. To już nie tylko biologiczny hologenom (współistnienie z naszymi mikroorganizmami w przewodzie pokarmowym i na skórze) lecz także niebiologiczny element systemu... społecznie ożywionego.

Odpowiedzią może być właśnie ta subtelna równowaga między tradycją a innowacją, między akceptacją a ostrożnością. Bo w końcu, czy nie w otoczeniu bliskich i nowo poznanych, powinniśmy sprawdzić, czy nasza gościnność obejmuje również tych, którzy są nie są jeszcze nasi? Nieufność czy  lekkomyślność, otwartość czy zasklepienie? Kolejny rok będziemy szukali na to odpowiedzi. I nie chodzi tylko o AI.

P.S. Po napisaniu tego tekstu, zupełnie przypadkiem sięgnąłem do książki Kazuo Ischiguro pt. "Klara i słońce", wydaną w 2021 roku. Zacząłem czytać. Zapowiada się zaskakująco zbieżna z powyższym tekstem.

Poszerzona wersja felietonu Z Kłobukowej Dziupli 2.0 dla Wiadomości Uniwersyteckich