Niedawno odwiedziłem Warszawę i wybrałem się z żoną do Muzeum Narodowego. Dużo do oglądania, jeden raz nie wystarczy. Tym bardziej, że akurat były bardzo ciekawe wystawy czasowe. Tradycyjnie dużo zdjęć narobiłem licząc, że się przydadzą na blogu lub do wykładów. W dziełach mistrzów wypatrzyłem kilka ważek i innych owadów. No cóż, takie zawodowe skrzywienie i ukierunkowana uwaga.
Była też łyżka dziegciu. Dwujęzyczne wprowadzenie do wystawy ze sztuką koreańską (na ilustracji wyżej). Błąd ortograficzny czyli źle zapisana nazwa naukowa rodzaju Homo. Z małej litery (czy małą literą?). Niestety jest to coraz częściej spotykany błąd nawet w książkach naukowych, tych humanistyczno-historycznych. Świadczy to o coraz większym oderwaniu od przyrody i nauk przyrodniczych, a przynajmniej w ich klasycznym wydaniu. Oburzać się czy machnąć ręką? Przecież zapis ma znaczenie przede wszystkim komunikacyjne. Żeby takie błędy pojawiały się w Muzeum Narodowym? Wiele osób to ogląda i utrwala sobie błędną pisownię. Przecież ma znaczenie czy zapiszemy jeży lub Jerzy, może lub morze (dawniej chróściki obecnie chruściki, czyli zmiany ortograficzne w czasie). Gdy zapiszemy homo faber to inaczej odczytamy tę nazwę. Nie jako kolejną nazwę gatunku człowieka lecz jako określenie społeczne czy kulturowe.
Jedna litera a tak wiele zmienia. W odczytaniu treści. Zupełnie jak ze zmianami nukleotydów w DNA - małe, pozornie bez znaczenia zmiany w kolejności a czasem skutkujące sporymi znaniami rozwojowymi lub ewolucyjnymi. A może na język też trzeba spojrzeć ewolucyjnie i zamiast kolejny raz się oburzać spróbować zrozumieć zjawisko?
Język dla ludzi stanowi nie tylko formę komunikacji ale także identyfikację swój-obcy. Nieustannie się zmienia w różnych grupach, plemionach, itd. Po słowach, akcencie czy gramatyce możemy odróżnić swoich od obcych. Taka ewolucyjna wieża Babel, która skutkuje pomieszaniem języków i utrudnia komunikację.
Także w biologii dużo się zmienia. Punkt zainteresowania przenosi się na biologię molekularną a klasyczne już nazwy gatunkowe i poprawność ich zapisu przesuwane są na margines. Drażnią mnie błędy w zapisie nazw gatunkowych ale sam jednocześnie wielu innych zasad w komunikacji nie rozumiem i słabo się w nich poruszam (czyli w konsekwencji popełniam błędy). Nie tylko mam na myśli języki obce ale i inne działy biologii. W rozrastającej się liczebnie ludzkości aktywnych mózgów jest coraz więcej. I aktywnie tworzących nowe treści naukowców także. Nie sposób nadążyć za ewolucją wiedzy i języka. Współpracujemy i funkcjonujemy w coraz większych społecznościach i przebywamy w coraz większych zasobach słów, pojęć, znaczeń. Sztuczna inteligencja i mobilny internet jest nam coraz bardziej potrzebny. Trzeba się tylko nauczyć z tej protezowej pomocy korzystać. Nie tylko w postaci translatorów, tłumaczących z i na inne języki, ale także z innych dziecin życia. Bo czy przez błędne zapisanie nazwy rodzajowej człowieka (Homo) utrudni się zrozumienie treści zwiedzającym wystawę ludziom? Z kontekstu wywnioskują, że chodzi o gatunek biologiczny, a bardziej dociekliwi może skojarzą, że 700 tys. lat p.n.e. to musiał być Homo erectus, Znacznie później pojawił się Homo sapiens a być może byli także i Denisowianie, których dziedzictwo zachowało się jedynie w genomach Azjatów. Tak, krótka i wstępna informacja, wprowadzająca w tematykę wystawy, jest tylko początkiem przygody poznawania. Oglądając eksponaty można ograniczyć się do odczytania etykiet (czasem wysłuchania krótkich opowieści audio). Ale można uruchomić swój telefon komórkowy i doczytać niejasne kwestie, zrobić zdjęcia by potem szukać w książkach i zasobach internetowych.
Wróćmy do nazw. Pierwsze nazwy gatunkowe zapisywano jako zwyczajowe. Przy nagromadzeniu się poznanych i komentowanych roślin i zwierząt z różnych regionów pojawiły się wątpliwości czy chodzi o te same gatunki. Gdy liczba obiektów, w wyniku rozwoju nauki, zwiększyła się znacząco, to pojawiła się potrzeba systematyzacji, nadania reguł. Takim działaniem był Linneuszowski system klasyfikacji gatunków: nazwa dwuczłonowa, łacińska (bo wtedy łacina była językiem uniwersalnym, naukowym), nazwa rodzajowa z dużej litery, kursywą (italiki czyli pismo pochyłe, miało to oczywiście swoje uzasadnienie historyczne, związane z rozwoje pisma i druku). Pojawił się kodeks czyli ściśle opisane zasady zapisywania i nadawania nazw gatunkowych. A jeśli jest kodeks-wzornik, to łatwo pilnować przestrzegania reguł i poprawiać błędy-odstępstwa. Łatwiej o jednoznaczny przekaz komunikacyjny.
W pełnej nazwie gatunkowej pojawia się także nazwisko lub skrót nazwiska i rok opisania. Na przykład polska, zwyczajowa nazwa to chruścik wielki a naukowa to Phryganea grandis Linnaeus, 1758, w skrócie Phryganea grandis L. Inny przykład: Plectrocnemia conspersa (Curtis, 1834) - co znaczy, że gatunek opisał Curtis w 1834 ale nawias wskazuje, że w wyniku rewizji zmieniono nazwę rodzajową (Curtis opisał tego chruścika pod nazwą Philopotamus conspersa). Dzięki tym przejrzystym i powszechnie zaakceptowanym nazwom można bez problemu ustalić właściwą nazwę gatunkową (nawet jeśli pojawia się w starszych pracach i w postaci synonimów naukowych).
Nowe gatunki dalej się opisuje czyli wprowadza nowe nazwy do języka nauki. Ale w wyniku dynamicznego rozwoju biochemii i biologii molekularnej opisuje się coraz więcej genów, białek, enzymów, transktyptomów. I w tym właśnie świecie czuję się nieco bezradny. Pierwsze nazwy związku organicznych powstawały spontanicznie, były dłuższymi opisami, czasem skracanymi do powszechnie zrozumiałych skrótów czy akronimów (ATP, DNA). Pojawiają się chyba już jakieś zasady, których jeszcze nie rozumiem. Wyłapuję z kontekstu.
Jeśli się nie mylę to geny (ich nazwy) zapisujemy małymi literami i kursywą (choć są i wyjątki, które biorą się z już istniejącego zapisu np. ATP (Adenozyno-5′-trifosforan) literami, czyli geny ATP6, ATP8. Natomiast białka, kodowane przez te geny, zapisujemy dużymi literami i pismem zwykłym. Czyli takie samo słowo lub ciąg znaków zapisany bądź kursywą bądź dużymi literami będzie co innego znaczyło. Tak samo jak homo i Homo. Aczkolwiek enzymy mają swoją klasyfikację - jeśli się nie mylę zapisywane są z dużej litery i kursywą, ale są i wyjątki. Ja się w tym jeszcze nie bardzo orientuję. Kilka innych, bardziej oczywistych przykładów: gen Igf2, gen tra ale biało TRA, białko 273R, gen 273R, gen sxl, kodujący (w uproszczeniu) białko SXL, dsx to gen, DSX to białko, slo i Slo (powinno być SLO?). W podręcznikach które właśnie przeglądałem (by się nieco dokształcić) najczęściej występuje słowo posiłkowe, ujednoznaczniające: gen, biało, enzym; enzym Cas9 ale gen CXCR4, gen HTT, gen CCR5 i białko CCR5. I kilka enzymów dla przykładu (andonukleazy), fragment pisany kursywą, końcówka już nie: AluI, BamHI, EcoRI. Być może potrzeba nowego Linneusza by tę różnorodność ujednolicić i jakoś sklasyfikować. A może jest już to skodyfikowane tylko ja jestem z innego "plemienia" i potrzebuję dobrego "translatora-objaśniacza"?
Oburzam się na błędnie zapisane nazwy gatunkowe ale sam nie potrafię poprawie zapisywać pojęć i słów z innych obszarów wiedzy. Czy w coraz bardziej rozrastającym się świecie pojęć i znaczeń jesteśmy bezradni? Jakie kompetencje są potrzebne by sprawnie się w takim świecie poruszać? Czy więcej wkuwać na pamięć czy raczej uczyć się korzystania z dostępnych narzędzi i umiejętnie pytać innych ludzi? Nikt nie wie wszystkiego ale każdy wie coś.
Pora więc przestać pałać świętym oburzeniem (podkreślać, że zauważyłem jakiś błąd czyli zaznaczać, że coś więcej wiem niż inna osoba) a skupić się na poznawaniu i dociekaniu. Przecież fascynującą właściwością ludzkiego mózgu jest odczytywanie właściwego sensu mimo braków, niedokładności i błędów. Podobnie jest chyba na poziomie odczytywania informacji genetycznej.
(źródło: https://www.crazynauka.pl/tekst-z-poprzestawianymi-literami/) |