Jest to fascynująca opowieść popularnonaukowa a jednocześnie niekonwencjonalnie napisana biografia ojca antyseptyki, dzięki któremu szpitale przestały być „domami śmierci”, a stały się miejscami rekonwalescencji. Joseph Lister odkrył, że infekcje powodują zarazki, które można pokonać środkami antyseptycznymi. Przez współczesnych sobie chirurgów był za swoje teorie i praktykę wyśmiewany, ale ostatecznie to jemu nauka i medycyna przyznały rację. W tamtych czasach wizyta w szpitalu była najprostszym sposobem, by skończyć w grobie. Amputacja była metodą kuracji, a gangrena nie była niczym niepokojącym (ropę w ranach uważano za normalny i pożądany objaw gojenia się). Chirurg James Y. Simpson jeszcze w 1869 roku uważał, że „żołnierz na polu bitwy pod Waterloo ma większe szanse na przeżycie niż człowiek, który idzie do szpitala”. Wszystko to już historia, o której warto przeczytać.
Książka ta ukazuje także rozwój nauki i medycyny. Czyta się ją znakomicie a lektura obfituje w wątki i sensacyjne, kryminalne a czasem nawet makabryczne. W połowie XIX wieku (a i wcześniej także) sala operacyjna była… salą widowiskową. Operacja chirurgiczna jako krwawe widowisko dla gawiedzi? Wtedy nie było telewizji a rzymskie widowiska cyrkowe dawno odeszły do przeszłości. Wtedy jeszcze o bakteriach nie wiedziano a zasady higieny nie istniały. Już w okresie renesansu narodziła się moda na sekcje, przeprowadzane w słabo oświetlonych amfiteatrach. Dodatkową karą dla straconych przestępców była publiczna sekcja ich zwłok. W jakimś sensie martwi pomagali żywym a ich ciało stanowiło materiał badawczy. Tak powoli rodziła się wiedza. I nauka jaką obecnie znamy.
W tamtych czasach publiczne sekcje były przedstawieniami teatralnymi. Później także publiczne pokazy chirurgiczne…. Małe urozmaicenie do walk kogutów, walk psów czy szczucia niedźwiedzia psami. W taki świat wiktoriańskiego rozwoju przemysłowego przenosi nas autorka. W czasy, gdy większość zgonów w szpitalach spowodowana była infekcjami pooperacyjnymi. Tak, szpitale były wtedy cuchnącymi umieralniami.
„W pierwszych dekadach XIX wieku niewielu chirurgów kształciło się na uniwersytecie, a niektórzy byli nawet niepiśmienni.” W Wielkiej Brytanii dopiero od 1815 roku w środowisku medycznym zaczęła się wyłaniać jakaś forma systematycznego kształcenia (wynikało także z ogólnokrajowego ujednolicania kształcenia). Warto to przypomnieć wszystkim tym, którzy negują sens powszechnej edukacji i kształcenia wyższego, że niby wrodzone zdolności i inteligencja wystarczą… Książka o historii chirurgii ale z ponadczasowym morałem. Książka dla każdego, a zwłaszcza zwykłego zjadacza chleba (lub "pożeracza" książek).
Czy śmiertelność pooperacyjna może wynieść 300 %? Tak, gdy szybko operujący chirurg przez nieuwagę obcina palce swemu pomocnikowi oraz zmieniając noże rozcina płaszcz widza. Zmarł pacjent, pomocnik chirurga i widz…. Rzeźnicy i lekarze to intrygująca opowieść o tym jak przenikanie nauki do chirurgii (i medycyny) przyniosło znaczący postęp. Jak sięganie po odkrycia Pasteura oraz korzystanie z mikroskopu pozwoliło odkryć rzeczywistą przyczynę zakażeń szpitalnych i dokonać znaczącego postępu. Książka ta opowiada o tym, jak „rozpoczęła się ewolucja zawodu chirurga od słabo wykwalifikowanego technika do współczesnego specjalisty w dziedzinie chirurgii.”
Postęp medyczny obfituje w różne paradoksy. Długo wszelkie operacje chirurgiczne, łącznie z amputacjami, odbywały się „na żywca”. I to nie tylko na wojennych polach bitew. Wynalezienie i zastosowanie eteru do usypiania (znieczulania) pacjentów było niewątpliwym postępem i początkiem anestezjologii. Ale paradoksalnie zwiększyło to liczbę zgonów. Bo dzięki znieczuleniu chirurdzy śmielej i częściej brali do ręki nóż. W rezultacie gwałtownie wzrosła liczba operacji, a na salach operacyjnych zapanował „brud większy niż kiedykolwiek” wcześniej (i później). Dodatkowo w rozrastających się miastach szpitale było coraz większe. Wzrosła śmiertelność a na całym świecie pacjenci bali się słowa „szpital”.
Miasta były brudne, przegęszczone. Rewolucja sanitarna i szpitalna dopiero miały nadejść. W właśnie w takich okolicznościach toczy się akcja opisywanej książki. Powoli dojrzewała także wiedza i rozumienie choroby. Brak higieny (a do tego potrzebna była najpierw wiedza i nowa teoria) skutkował także dużą śmiertelnością studentów i młodych chirurgów. Prosto z prosektorium przechodzili na sale szpitalne (bez mycia rąk i zmiany odzieży). Rodziła się homeopatia, alopatia, naturopatia. Wtedy jeszcze uważano, że choroby biorą się samoistnie z brudu i zgnilizny, „w efekcie procesu gnilnego, a następnie są przenoszone powietrzem za pośrednictwem trujących wyziewów, czyli miazmatów.” Zdziwić nas mogą także stosunki społeczne (i to opisywane w rozwiniętej przecież Wielkiej Brytanii), np. „bicie żon stanowiło narodowe hobby, a kobiety (…) często były traktowane przez mężów jako własność”, łącznie z ich sprzedawaniem. Dotyczy to oczywiście warstw niższych. Ponad wiek wystarczył aby tak dużo się zmieniło w warunkach społecznych, wiedzy i medycynie. Dlatego tak książka jest fascynująca – pokazuje ogromną zmianę. Zaprawdę w szczęśliwych czasach żyjemy…
Joseph Lister dokonał ogromnego przełomu w chirurgii. Być może dlatego, że miał zacięcie naukowe, korzystał z mikroskopu i „nie był skłonny zaakceptować czegoś tylko dlatego, że jego profesorowie mówili mu, że tak jest.” Lister zachował niezachwianą i niesłabnąca ciekawość naukową. To dzięki takim ludziom szpitale nie są już umieralniami.
W Rzeźnikach i lekarzach nie brakuje wątków kryminalnych i sensacyjno-makabrycznych, np. wiążących się z wykradaniem zwłok z cmentarzy (duży popyt na sekcje). Zaskakujące są także i takie informacje: „W 1869 roku większość stanowisk medycznych w dużych brytyjskich szpitalach była obsadzona przez ochotników i chociaż taka praca oznaczała prestiżu, lekarze i chirurdzy nie otrzymywali pensji.”
Znakomita opowieść o pokonaniu teorii samorództwa oraz o tym, jakie znaczenie miało eksperymentowanie w medycynie oraz że „przenikliwość badacza i dokładność mogą prowadzić do postępu w chirurgii.” Wiedza i metodologia naukowa w praktyce medycznej miały kluczowe znaczenie w przekształceniu zawodu chirurga ze „sztuki rzeźnickiej w przyszłościową dyscyplinę.” Opisywana książka to także dobry materiał dla filozofów nauki, ilustrująca jak zmienia się teoria wraz z wymieraniem jej zwolenników.
(Narzędzia chirurgiczne, ale z epoki nieco późniejszej niż opisywanej w omawianej książce) |
Narzędzia chirurgiczne z okresu Wielkiej Wojny (zbiory z Chojnowa koło Przasnysza):
W sumie dość znane historie.
OdpowiedzUsuńJuż z opisu widać, że raczen w książce nie zabraknie swoistych anachronizmów, jakimi są oceny ludzi z jakkeś epoki przez pryzmat naszej dzisiejszej wiedzy. Zawsze gdy czytam takie pozycje, zastanawiam się jak będą za sto, dwieście lat oceniane nasze działania?
Ale po książkę pewnie sięgnę.
"Już z opisu widać, że raczen w książce nie zabraknie swoistych anachronizmów, " a można wiedzieć, które fragmentu tekstu na to wskazują? Bardzo mnie ciekawi taki proces wyciągania wniosków co jest w książce, mimo, że się jej na oczy nie widziało :). Próbuję więc podążyć tokiem myślenia autora tego stwierdzenia. Teza/hipoteza nie wystarczy, potrzebne uzasadnienia i dowód/argument.
UsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń