3.04.2023

Dlaczego wypróbowałem wykład hybrydowy?



Do napisania tego tekstu zachęciło mnie wystąpienie Dawida Łasińskiego na marcowym wystąpieniu TEDxPUT o błędach i ciekawości (link do wystąpienia). Padły tam bardzo ważne dla mnie słowa o błędach. Jeśli coś się nie udaje, to nie jest jeszcze klęska. Bo rodzą się pytania, dlaczego coś się nie udało. Rodzi się ciekawość i kolejne pytania "dlaczego".  I jeszcze takie podejście: "Zrobiłem to z ciekawości, co się stanie gdy to zrobię." Ja również wypróbowałem wykład w wersji hybrydowej, by sprawdzić co się stanie, czy potrafię, czego muszę się nauczyć by się udało i co się stanie, w sensie jak odbiorą to studenci. Czy taka forma jest potrzebna, przydatna i czy warto ją udoskonalać?. Zrobiłem. I teraz patrzę na efekty. Z zaciekawieniem. A wam relacjonuję na blogu, wraz z błędami i potknięciami jakich doświadczyłem.

Impulsem do wykładu hybrydowego (na sali w kontakcie z jednoczesnym transmitowaniem online) było spotkanie z nauczycielami właśnie w takiej formie i kłopoty techniczne, które się wtedy pojawiły (jak podłączyć, jak uruchomić i jak uzyskać informacje zwrotną czy słychać). Nie ja byłem organizatorem lecz byłem prelegentem. Uświadomiłem sobie, że trzeba umieć organizować i przeprowadzać wykłady hybrydowe, bo co raz więcej jest takich sytuacji. Wcześniej uczestniczyłem w hybrydowej obronie pracy doktorskiej, gdzie część recenzentów i członków rady dyscypliny uczestniczyło zdalnie. Dla mnie to była nowa sytuacja i zaskakująca, łącznie z moimi trudnościami w poruszaniu się w takiej rzeczywistości. Ostatnią kroplą, która przelała szalę, byli  studenci zaoczni i przesyłane przed zajęciami zwolnienia lekarskie. Zaoczni mają ten sam program, te same efekty kształcenia do osiągniecia a mniej godzin w kontakcie w planie zajęć. A tu jeszcze nieobecności. Odpuścić czy szukać rozwiązania? Technologia pomaga. Znałem Temasy z prowadzenia zajęć online. Już się nauczyłem. Ale hybrydowo? Tego jeszcze nie ćwiczyłem. 

Próba pierwsza. Znana mi sala, znany komputer. Czyli mogłem i przemyślałem wcześniej jak mógłbym to zrobić. Ale przyszedłem prawie godzinę wcześniej by sprawdzić. Chciałem mieć komfort czasowy przy ewentualnych trudnościach technicznych i scenograficznych. I te niezawodnie się pojawiły.

Było kilka niespodzianek. Myślałem (planowałem), że prezentację puszczę na jednym komputerze (dobrze widoczna prezentacja na ekranie), a na swoim laptopie uruchomię MS Teams i tak włączę onlajnowe spotkanie w zespole. Podłączę zewnętrzną kamerę i skieruję ją na ekran (taki też sprzęt przyniosłem ze sobą), Będzie widać ekran i mnie. Dodatkowo można nagrać całość. Pierwsza przymiarka pokazała, że kamera obejmuje zbyt duży fragment i w rezultacie słabo widać samą prezentację oraz pod złym kątem. Na dodatek kamera sama regulowała wysycenie światła, przez co nie było widać odpowiednio dobrze (prześwietlony obraz z ekranu na ścianie). Napisy na prezentacji były słabo widoczne. Zatem efekt był niezadowalający. To może uruchomię Teamsy na komputerze, znajdującym się na sali? I to pojawił się pierwszy duży problem. Jakieś 2-3 tygodnie wcześniej logowałem się na Temasach na tym urządzeniu i nie było problemu. A teraz wyskoczył dziwny komunikat (jak na ilustracji wyżej) - że nie można się zalogować na koncie uczelnianym. Najpierw panika, że się nie da. A potem szukanie rozwiązania. Na komputerze mogę się zalogować ale jako gość. Czyli powrót do laptopa a tam w ustawieniach wygenerowałem link do spotkania. Jak przesłać? Pocztą elektroniczną? Prostsze wydało mi się skopiowanie linku, zapisanie w pliku tekstowym i przeniesienie na pendrive (następnym razem już wszystko sobie wcześniej przygotuję). Udało się. Na służbowym komputerze udostępniłem okno, ale przez to straciłem widok podglądu w Teamsach. Nic nie szkodzi, bo jednocześnie byłem zalogowany na laptopie (zdziwiło mnie że można być jednocześnie zalogowanym z tego samego konta na dwóch urządzeniach). Czyli na jednym monitorze miałem podgląd tego, co rzutnik wyświetlał na ekranie (i studenci obecni na sali) a na laptopie widok tego, co dociera do studentów online, zachowując jednocześnie widok na czat. Tego oczekiwałem i tego potrzebowałem. Mogłem się więc komunikować z studentami nieobecnymi na sali i mieć cały czas podgląd obrazu docierającego online. Udało się. Całość została nagrana a więc jest możliwość asynchronicznego obejrzenia przez tych, którzy ani na sali ani na teamsowym spotkaniu nie byli. I dla mnie, do obejrzenia po spotkaniu by zobaczyć jak to wypadło w odbiorze uczestników. A dla wszystkich forma notatki, by w razie potrzeby odtworzyć sobie wybrane fragmenty. Potencjalna notatka, ale czy to nagranie będzie tak wykorzystywane?

Wniosek 1. To był mój pierwszy raz. Nawet na znajomej sali zdarzają się niemiłe niespodzianki. Przydatny byłby asystent, a jednocześnie reżyser czy technik montażu. Jednej osobie trudno jest skupić się na wykładzie, kontrolować prezentację i kontrolować obraz wychodzący, nagrywający się oraz śledzenia dyskusji na czacie. Znacznie łatwiej byłoby pracować w zespole minimum dwuosobowym. Wtedy jakość na pewno byłaby lepsza.

Dzień później druga próba. Na sali, którą miałem pierwszy raz zobaczyć. Czyli nie wiem co tam będzie. Myślałem, że będzie komputer stacjonarny i powtórzę rozwiązanie. Nic z tego. Mogłem posłużyć się tylko swoim laptopem. A podgląd z drugiego urządzenia? Może zaloguję się na smartfonie? Udało się, ale nie miałem podglądu. Pierwszy raz uczestniczyłem na Teamsach na telefonie. Ewidentnie jeszcze nie umiem wykorzystać takiego podglądu. Logowałem się z tego samego profilu, więc nie miałem widoku uczestnika. Muszę to wypróbować kiedyś indziej. Lub może trzeba tworzyć jakieś fikcyjne konto? Kolejne pytanie. I ciekawość jak to rozwiązać technicznie i organizacyjnie. Na dodatek jednoosobowo.

Ale jak pokazać prezentację i obraz online? Nie zabrałem kamery zewnętrznej. Mniejsza o nią, jeśli uruchomię prezentację w oknie w czasie spotkania na Teamsach, to stracę pełen podgląd i  informacje zwrotne (pogląd transmisji i spotkania, w tym czatu). Może w takim razie uruchomić prezentację w aplikacji (czyli tak jak zazwyczaj robię na spotkaniach online) i taki obraz wyświetlać na rzutniku? Dało się, lecz sam widok prezentacji był w małym oknie i byłby słabo widoczny dla studentów siedzących na sali. Dla mnie komfortowo lecz nie dla studentów na sali. Nie można pogarszać jakości odbioru dla studentów uczestniczących w zajęcia by umożliwić uczestnictwo tym w kontakcie online. 

Zdecydowałem się na wyświetlanie prezentacji w oknie (bo wyświetlać tylko wybrane okno prezentacji a nie cały pulpit). Kilka minut przed rozpoczęciem upewniłem się, w komunikacji z pierwszą uczestniczką, czy słychać i czy widać. Ta informacja zwrotna była mi bardzo potrzebna. Na razie szło dobrze. Niemniej przełączanie widoków, uruchamianie nagrywania, czy śledzenie czatu było bardzo utrudnione. Słabo sobie radziłem. Trzeba poćwiczyć.

Wniosek 2: przydałby się asystent, druga osoba, która czuwałaby nad włączaniem i zatrzymywaniem nagrywania. Może poprosić kogoś ze studentów? Tylko wcześniej trzeba chyba nadać jakieś uprawnienia w założonym wydarzeniu. Sporo kolejnych spraw do sprawdzenia i wypróbowania. Krok po kroku zdobywam doświadczanie. A w zasadzie krok po kroku rodzi się ciekawość i kolejne pytania.

Próba trzecia, to kolejny wykład następnego dnia w tym samym miejscu. Powinno być już łatwiej, bo raz już było przećwiczone. Ale i tym razem pojawiła się niemiła niespodzianka. W trakcie przełączania się miedzy oknami widoku mój  laptop stracił kontakt z padem. A tym razem nie wziąłem myszki. W pełni utracona sterowność i ani kroku do przodu. Mała panika. Sytuacja wydawała się bez wyjścia i z kompletną klapą na oczach studentek. Musiałem zrestartować komputer na siłę. I ponownie włączać wszystkie funkcje. Ku mojemu zaskoczeniu nagrywanie wykładu nie zostało przerwane. Niemniej było trochę zamieszania. 

Próba czwarta, z kolejną grupą, dwa dni później. Salę znam, bo mam tu wykłady i znam jej słabości. Stacjonarny komputer nie ma połączenia z Internetem, więc włączenie Teamsów nie będzie możliwe na tym urządzeniu. Ale przyniosę swój laptop, przygotuje odpowiednią przełączkę (w laptopie mam wejście HMDI a końcówka ma starsze rozwiązanie, na pierwszy wykładzie nie udało mi się podłączyć własnego laptopa). Przez kilka minut nie udało mi się podłączyć do uczelnianego wi-fi. Nie wiem dlaczego dopiero po kilku próbach się udało. Teraz wiem, że nie trzeba rezygnować po pierwszym razie, mimo negatywnych komunikatów systemowych. Uruchomiłem spotkanie na Teamsach i upewniłem się czy słychać. Tym razem poszło w miarę sprawnie. Do doskonałości jeszcze daleko, ale już co raz lepiej. 

Wniosek 3. Trzeba przeżyć, samemu doświadczyć kilka razy i to w różnych konfiguracjach by poznać różne sytuacje (możliwości) i mieć wyobrażenie o tym, co trzeba mieć od strony technicznej oraz jak przygotować się od strony organizacyjnej. Spróbowałem, doświadczyłem, już częściowo zobaczyłem efekty. Na inne informacje zwrotne muszę jeszcze poczekać. Popełniłem kilka błędów. Ale dzięki nim czegoś się nauczyłem. Coś mnie zaciekawiło. Na przykład to, jak przygotować się organizacyjnie i technicznie by osiągnąć taki efekt jaki zamierzam.

Nawiążę do wstępu. A co się stanie gdy spróbuję? Ciekawość jak to będzie i z jakimi problemami się spotkam. A po drugie: czy da się zwiększyć efektywność "przekazywania" wiedzy a raczej ulepszyć środowisko edukacyjne dla studentów? Od dawna udostępniam prezentacje z wykładów w formie pliku pdf (kiedyś wysyłałem mailem do studentów, teraz udostępniam w Zespole na Temassch). Ale na większości moich slajdów jest mało tekstu, same zdjęcia i schematy (to było wypracowane dla lepszego odbioru wykładu na sali). Dobre do przypominania sobie tego, co było na wykładzie lecz mało przydatne dla osób, które nie były na spotkaniu. Brakuje "ścieżki dźwiękowej". Student z różnych powodów może nie być na wykładzie. Możliwość uczestniczenia zdalnego jest pewnym rozwiązaniem. Na dodatek nagranie można obejrzeć asynchronicznie. Więcej wysiłku dla mnie, jako wykładowcy. Ale i więcej efektów edukacyjnych. Tak sądzę. Pierwsze próby to prototyp "powiązany sznurkami". Teraz kolej na bardziej profesjonalne rozwiązania. A także na przemyślenie koncepcji kształcenia i przekazywania wiedzy. 

Sam nagrany wykład to nie jest optymalne rozwiązanie. Dobrze byłoby nagrywać dwoma kamerami a potem jeszcze edytować i zmontować. Być może asystent-scenarzysta w trakcie mógłby montować obraz, tak jak dzieje się to w telewizji. Do tego potrzebny odpowiedni sprzęt i specjaliści. Ale jeśli jest nagranie to można po wykładzie całość zmontować, usunąć gorsze fragmenty, może dodać slajdy, może obrazy z mówiącą osobą itd. Może nawet pociąć na kilka mniejszych fragmentów i je wykorzystywać jako samodzielne całości. Tego sam wykładowca nie jest w stanie zrobić. Przydałby się technik, asystent lub realizator. Druga osoba. I oczywiście dobrany sprzęt techniczny oraz oprogramowanie do realizacji, montażu itp.

Kiedyś nawet wykłady przy tablicy z kredą miały pomoc techniczną, czy to asystenta czy pracownika technicznego. Teraz, w ramach narastającej oszczędności finansowej, tego nie ma. Na wykładowcę spadło znacznie więcej obowiązków. Nie tylko przygotować się merytoryczne ale i technicznie. Pisanie kredą na tablicy nie wymaga zbyt wielu umiejętności technicznych (ale już artystycznych w rysowaniu tak). Rzutnik pisma z foliami też był stosukowo prosty - mogła jedynie przepalić się żarówka. Prezentacja multimedialna z Power Pointem (lub innymi programami) to już większe wyzwanie. Zwłaszcza jak coś nie działa lub prezentujemy w nowym miejscu, użytkowanym przez wielu różnych wykładowców (jeden odepnie kabel, drugi zmieni ustawienia i za każdym razem niespodzianka). Samemu ścierać tablicę (teraz zazwyczaj są te biała z pisakami lub flipcharty), zadbać o część techniczną i wypełniać funkcje realizatora technicznego? Czy brakujące etaty zostaną zastąpione technologią, np. algorytmami sztucznej inteligencji? Przypuszczam, ze z podobnymi problemami borykają się nauczyciele w szkołach. I też sami musza wszystko zrobić.

Wykonałem kolejny krok w udoskonalaniu i zwiększaniu efektywności dydaktycznej oraz poprawianiu jakości środowiska edukacyjnego. Nie obyło się bez błędów, stresów i potknięć. Z pomocą studentów (ich informacje zwrotne) rozpoznaję możliwości i poszukuję nowych rozwiązań. Na etat asystenta-technika nie mam co liczyć. Łatwiej będzie zaplanować i wykorzystać współpracę ze studentami. Czyli scedować na nich część współodpowiedzialności za tworzenie dobrych warunków do uczenia się. A zatem nie nauczanie lecz uczenie się. Niby mała różnica semantyczna. A jaka duża różnica w podejściu do kształcenia na uniwersytecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz