5.04.2024

Stymulowani innymi bodźcami, co dobrze widać w pociągu

 

Narzekamy na smartfony, że niszczą relacje międzyludzkie, bo przenosimy kontakty do interentu, zaniedbując te w kontakcie bezpośrednim. A może to reakcja na nadmiar kontaktów i twarzy? Tak jak reakcja na miejskim chodniku - unikamy patrzenia w oczy i reagowania na obecność ludzi. Na wsi, tam gdzie zagęszczenie jest mniejsze, przechodząc obok innego człowieka mówimy dzień dobry lub inaczej zagadujemy. Nawet jeśli jest kilkanaście metrów dalej. Dajemy znak "widzę cię" ... i nawiązujemy przelotną relację. Ale w mieście idąc chodnikiem nie dostrzegamy ludzi. Gdy wchodzą w naszą strefę kontaktów towarzyskich uciekamy wzrokiem. Mijamy na chodniku setki ludzi i nie mówimy dzień dobry, nie rozmawiamy. Gdy zbliży się ktoś na odległość ok. 1,5-3 m uciekamy wzrokiem od jego wzroku. patrzymy gdzieś w bok, w horyzont. Udajemy, że to nie-człowiek, nie-osoba, sygnalizujemy nie widzę cię, jesteś jak przyroda, tło. Przecież z drzewami nie rozmawiamy. A potem, gdy jestesmy na wsi, w wielkim rozrzedzeniu, już nie mówimy dzień dobry. Bo się odzwyczailiśmy...

A wszystko przez nadmiar kontaktów. Nasze mózgi nie są ewolucyjnie przystosowane do tak dużej liczby kontaktów. To całkiem nowa dla nas społecznie sytuacja. Nie wiem czy są prowadzone jakieś badania nad zmianami w mózgu ludzi w ostatnich dziesięcioleciach. Być może przez tę stymulację coś się zmienia, może działają procesy ewolucji. Na pewno na ten nadmiar kontaktów i dopływu informacji reagujemy szerszym wykorzystywaniem pamięci zewnętrznej. Zapisujemy w notesach, telefonach, laptopach. To nasze dodatkowe mózgi, rozszerzające zdolności zapamiętywania i utrzymywania relacji z innymi. Bo do ilu osób można się na raz przytulać? Lub iskać, dotykać? Ludzka mowa była pierwszym wynalazkiem, pozwalającym poszerzać relacji z innymi - na odległość. A teraz ten proces znaczący sie pogłębił.

Kiedyś w pociągu, siedzieliśmy w przedziałach, patrzyliśmy w okno. Ale najczęściej od razu zagadywaliśmy i rozmawialiśmy. Niczym ludzie na wsi, gdy spotykają kogoś w zasięgu wzroku. Częstowaliśmy się jedzeniem, słodyczami. I na pewno rozmawialiśmy. To były krótkie historie, dowcipy, relacje ze świata a czasem nawet opowieści życia. Niczym spowiedź w konfesjonale. Można opowiedzieć obcemu, bo już nigdy się nie spotkamy. 

Teraz w pociągu, nawet w wagonach z przedziałami, gdzie siedzenia ustawione są do siebie, by ludzie mogli patrzeć na siebie i nawiązywać relacje, siedzimy z nosami w telefonach. Zmieniamy organizację przestrzeni - siedzenia są w większości rzędami i nie nawiązujemy kontaktu wzrokowego z innymi pasażerami. Razem a jednak osobno, wyizolowani. Ale nawet jak wsiądziemy do starych przedziałów, takich z innego już świata, to szybko odgradzamy się czytaną książką lub tabletem czy smartfonem. 

Kiedyś docierały do nas głównie bodźce z bezpośredniego otoczenia - wzrok, to co widać w przedziale - inni ludzie, twarze, ubranie, bagaże, to co za oknem pociągu przewija się, pogoda, krajobrazy, życie społeczne. I słuch. Czyli rozmowy - wiedza o świecie, opowieści życia, krótkie dykteryjki i dowcipy, czasem dłuższe wynurzenia z opowieścią życia. Pewnie wiele razy powtarzaną. Ale za każdym razem innej publiczności.

Teraz docierają do nas bodźce z dalekiego świata a nie bliskiego otoczenia. Smartfonami i internatem odbieramy filmy (słuchane przez słuchawki, a więc w samotności), muzykę przez słuchawki i niezrozumiałe dla reszty podrygiwania bo wyrwane z muzycznego kontekstu. Kiedyś byśmy może pośpiewali razem. Wspólny śpiew jednak to poczucie wspólnoty a o taką trudno w pociągowym przedziale. I okazjonalnym, sporadycznym spotkaniu. Chyba że byliśmy w podróży razem z grupą znanych sobie ludzi, jadących na wakacje, wycieczkę itp. Wspólne śpiewanie łączy, tak jak śpiew z gitarą przy ognisku. Budowanie wspólnoty. 

Dawniej i dziś do naszego mózgu docierają liczbę bodźce. Ale teraz inaczej. Teraz utrzymujemy relacje na znacznie większą odległość. Jedziemy w pociągu a jesteśmy razem ze znajomymi, połączeniu mediami społecznymi. 

Podróże kształcą. W pociągu zobaczyłem wyraźniej te zmiany w międzyludzkich kontaktach. Na pewno jest inaczej niż było. Nie wiem czy lepiej czy gorzej. Jest inaczej. Tęsknię za dawnym światem. Nie wiem czy kiedykolwiek wróci. Może tylko nielicznymi chwilami w nietypowych sytuacjach? Może będziemy się wybierali w wycieczkowe podróże pociągami retro. Nie tylko retro bo to parowóz. Ale retro i z powodu kontaktów społecznych i docierających bodźców z bliskiego otoczenia.

Świat zmienia się zbyt szybko. Sami go zmieniamy. Możliwe, że nie całkiem świadomie. Unosimy się w społecznych i ewolucyjnych procesach, niczym liście unoszone prądem rzeki. Co będzie za następnym zakrętem?

Myślę, że z uniwersytetem jest jak z pociągiem - zmieniają się relacje. Natomiast [rzez odpowiednie aranżowanie przestrzeni w budynkach uniwersyteckich (i poza nimi) możemy tworzyć lepsze lub gorsze warunki do społecznego bycia i budowania wspólnoty. Uniwersytet to nie tylko zmagazynowane książki w bibliotece i wyposażone laboratoria. To także relacje międzyludzkie. A fizyczna przestrzeń może je stymulować lub utrudniać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz