Wakacje i urlop to dobry czas do czytania. Ja uwielbiam literaturę faktu i biografie. Sporo książek, które niedawno przeczytałem (najwyraźniej nie jestem statystycznym Polakiem) czeka na blogowe opisanie i zarekomendowanie. Tymczasem przypomnę "Eksperyment". Książka ta znakomicie pokazuje rozwój nauki i medycyny. W tym to, ile medycyna zyskała, gdy w szerszym stopniu zaczęła stosować naukowe metody badawcze. To co dzisiaj jest oczywiste jeszcze przed stuleciem czy dwoma nie było tak oczywiste. A jeśli uwzględnić etnografię i dawne wizje ludzi na chorobę i zdrowie, zmiany są jeszcze bardziej fundamentalne.
W tym roku obchodzimy stulecie badań nad ludzkim mózgiem. Sto lat w nauce i medycynie to ogrom czasu. W porównaniu do kultury wydaje się mgnieniem. Ale najwyraźniej czas przyspieszył. Ten subiektywnie rozumiany i mierzony zmianami.
W nauce trzeba wytrwałości. I wielokrotnego powtarzania eksperymentów, porównywania obserwacji, zmiany paradygmatów. Jeśli dowolnej, jednej rzeczy przyglądać się (rozważać) wystarczająco długo, to można zobaczyć i zrozumieć cały świat. Bo świat jest całością wielu elementów ze sobą powiązanych różnymi relacjami.
„Eksperyment. Opowieść o mrocznej godzinie w dziejach medycyny” Luka Dittricha to książka niezwykła (wydana w Krakowie w wydawnictwie Znak), wielowątkowa i wielowymiarowa, jakkolwiek poświęcona jest jedynie jednej osobie, jednemu początkowo niezamierzonemu eksperymentowi. Można powiedzieć, że jest w jakimś sensie biografią.
Książka o nauce i medycynie, popularnonaukowa (choć z drastycznymi i czasami nawet makabrycznymi elementami). Autor umiał zbudować znakomitą opowieść, niczym detektywistyczny kryminał (nawet sensacyjny). Z licznymi wątkami osobistymi, co zwiększa emocjonalny odbiór tej wypowiedzi. Umie trzymać w napięciu i ciągle do akcji wprowadzać dodatkowe elementy. Dlatego poznajemy nie tylko kilkadziesiąt lat badań nad ludzkim mózgiem i nie tylko biografię pacjenta. Książka skłoniła mnie do licznych refleksji i skojarzeń.
Lektura jest trudna (emocjonalnie), czasem wstrząsająca, ale gorąco polecam, zarówno czynnym naukowcom (dowolnej specjalności) jak i zwykłym czytaczom, poszukujących niebanalnych doznań czytelniczych. Jest napisana przez dziennikarza a nie naukowca, stąd więcej ciekawie prowadzonych opowieści niż uporządkowanej podręcznikowo wiedzy akademickiej.
Bardzo dobra książka. Trochę wstrząsająca, bo pokazująca także brzydszą stronę nauki i naukowców. Ale pokazuje również postęp w badaniach, etyce i metodologii. Pokazuje dojrzewanie metody naukowej (jeśli oczywiście ktoś zwróci na to uwagę). A wszystko wokół mózgu.
Kwintesencję znajdziemy na końcu (jak w dobrym kryminale): „niektóre historie są takie, że im dłużej się im przyglądać, tym szersza staje się perspektywa i zaczynają obejmować coraz więcej części świata.” Luke Dittrich opowiada o medycynie, o nauce, o naturze ludzkiej, o własnej rodzinie. Przeczytałem w kontekście innych, niedawnych lektur o ewolucji Homo sapiens, ewolucji mózgu, kulturze i języku. Być może dlatego dostrzegałem inne fragmenty w tej wielowątkowej opowieści. Zaskoczyła mnie długa historia potyczek nauki z myśleniem magicznym. Wydawało mi się, że myślenie racjonalne i nowożytna nauka eksperymentalna zaczęła się w Renesansie, gdy uczeni odeszli od ksiąg by sprawdzić doświadczalnie w terenie przeróżne fakty i hipotezy. Nie byli pierwsi. Zaskoczył mnie wątek z Hipokratesem (przecież to starożytność!). Ten grecki lekarz zasłynął tym, że „w medycynie nie ma miejsca dla bogów”. Hipokrates „odrzucił magię, spirytualizm i religię, na których opierała się większość jego poprzedników [w odniesieniu do diagnozowania i leczenia chorób, co znakomicie koresponduje z epilepsją, jednym z głównych wątków tej książki]. Zamiast tego usiłował zlokalizować źródła ludzkich dolegliwości w naszym fizycznym otoczeniu i w samym ciele.” Już 2,5 tysiąca lat temu Hipokrates skrytykował „magów, oczyścicieli, żebrzących kapłanów i szarlatanów”, którzy pod pozorami boskości ukrywają swą własną niewiedzę o tym, jaką należy stosować terapię. A jeszcze wcześniej, w starożytnym Egipcie, 3600 lat temu w papirusach o tematyce medycznej, znaleźć można porady dla lekarzy, oparte na doświadczeniu (inne znane papirusy egipskiej medycyny ograniczały swoje zalecenia do zaklęć i dziwnych mikstur). Zatem już wtedy zaczęła powstawać nowoczesna medycyna, jaką znamy obecnie, oparta na empirii. Trzeba było tylko czasu i uporu bardzo wielu ludzi.
Gdzieś w tle opowieści widzimy jak zmieniał się nasz stosunek do ludzi chorych, zwłaszcza umysłowo chorych, jak rodziły się etyczne zasady prowadzenia badań naukowych. Jest tow więc opowieść nie tylko o rozwoju nauki ale i ludzkości, kultury, ba - humanistyki. Wszystko ze wszystkim jest powiązane a nasza cywilizacja jest całością. Współczesne standardy nie istniały od zawsze, okupione zostały wieloma cierpieniami. Zmieniał się i zmienia stosunek do zwierząt, używanych w eksperymentach. Można powiedzieć, że jako ludzkość dojrzewaliśmy i dojrzewamy.
W medycynie od zawsze ścierały się dwa podejścia „po pierwsze nie szkodzić” i „lepiej zrobić coś niż nic.” I jest to znakomity punkt wyjścia dla różnorodnych rozmyślań, nie tylko medycznych.
Zaskakujące może być stwierdzenie, że „w pewnych okolicznościach człowiek, mając mniej mózgu, może rozumować jaśniej i wydajniej.” Tym łatwiej możemy zrozumieć fakt, że w porównaniu do naszych przodków z paleolitu mamy mniejsze mózgi…
W medycynie przez wiele dziesiątków lat „umarli uczyli żywych” oraz „upośledzeni oświecali nieupośledzonych”. Teraz dzięki nowoczesnej aparaturze możemy badać mózg przyżyciowo i (chyba) bez szkody dla badanych. A i tak mózg ludzki dla nas jest nieustającą zagadką. Tym samym kultura.
Jak bardzo zmienia się nasza etyka widzimy na przykładach dawnych, naszych ludzkich przekonań. W latach 40. XX wieku prezes Amerykańskiego Towarzystwa Neurologicznego twierdził, że „ludzi, którzy cierpią na niedorozwój umysłowy, powinno się zabijać” (eutanazja „kompletnie, beznadziejnie niedorozwiniętych; pomyłek natury”). To klimat epoki i wielu innych poglądów, jakie wtedy w naszych społeczeństwach funkcjonowały. Dzięki lekturze Eksperymentu łatwo dostrzec jak się zmieniamy jako społeczeństwo.
Jak to się stało, że w obozach koncentracyjnych zbrodniczych eksperymentów dokonywali wykształceni lekarze a nawet wybitni naukowcy? Przyczyną jest cale społeczeństwo jako takie. Bo to „zasady przewodnie obowiązujące w państwie nazistowskim spowodowały moralne upodlenie narodu niemieckiego, a to moralne upodlenie doprowadziło do fizycznego upodlenia innych istot ludzkich”. Warto te myśli przypominać, gdy niepokojąco odradza sie autorytaryzm i kult siły oraz hasła rasistowskie.
Zbrodnie nazistowskich lekarzy „były nieuniknioną konsekwencją złowieszczych doktryn, za którymi się opowiedzieli.” Niech będzie to dla nas przestrogą na teraz i w przyszłości. Im dłużej będziemy wpatrywali się w przeszłość, tym łatwiej zrozumiemy zagrożenia teraźniejszości.
Miejscami mroczność Eksperymentu wynika z faktu, że dostrzegamy samych siebie. Tego, jak patrzymy na innych ludzi, chorych, imigrantów, obcych…
Być może jednym ze źródeł antynaukowych ruchów (takich jak ruch antyszczepionkowych) jest utrata zaufania, które pojawiło się w wyniku wcześniejszych procedur i eksperymentów.
Mnie najbardziej zaintrygował wątek rozwoju nauki i samej metodologii (znakomity materiał do filozofii nauki). Na czym polega nauka? „Każde kolejne pokolenie bierze szkice stworzone przez ludzi, którzy byli przed nim, i poprawia je, czasem wprowadzając niewielkie ulepszenia, dodając przecinki lub opuszczając zdania, a czasami dokonując bardziej drastycznych zmian, usuwając całe rozdziały albo pisząc zupełnie nowe. Wszyscy oni są redaktorami i wszyscy, a przynajmniej co najlepsi, muszą z pasją podchodzić do zmiany cudzego szkicu, jeśli w ogóle mają doprowadzić do jakiegoś postępu.” Nauka ma nie tylko kumulatywny charakter, ale tak jak mózg musi zapominać, by normalnie funkcjonować. Tak, nawet uczenie się polega także na zapominaniu. Czasem zdarzają się rewolucje naukowe (zmiana paradygmatu). I nauka ma zawsze charakter zespołowy. To, co w najnowszych trendach filozofii nauki nazywa się konektywizmem. Jak w mózgu. Zatem nauka jest jak mózg. Próbując zrozumieć funkcjonowanie naszego mózgu zrozumiemy funkcjonowanie całego świata. W tym, na przykład nauki.
Dopatrzyłem się także elementów trzeciej rewolucji technologicznej, np. „Dla osoby cierpiącej obecnie na amnezję smartfon może się jednak stać nie tyle uzupełnieniem, ile substytutem, protezą hipokampu.” A dla nas rozszerzeniem mózgu, pamięcią zewnętrzną. Z całą pewnością zmienia to nie tylko funkcjonowania naszego osobistego mózgu ale i całej ludzkości.
Prawie 500 stron… ale warto przeczytać. To wciągająca lektura, czasem wstrząsająca. Na pewno pouczająca. Dla Homo sapiens.
Wobec coraz bardziej dokuczliwych i groźnych, antropogenicznych zmian klimatu oraz głębokich zmian społecznych, warto się zastanowić nad ludzkością. Wakacyjna lektura to doby sposób do takich medytacji intelektualnych. Jest czas na spokojne i dogłębne przemyślenia.
Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A tak się dobrze czytało... I tak nieszczęsny ostatni akapit. Pozostaje mieć nadzieję że następne pokolenia zmienią ten antropofobiczny paradygmat.
OdpowiedzUsuńTak, razem z antydzczepionkowcami i zwolennikami płaskiej Ziemi.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPóki co, właśnie trafiła do czytania ustawa na temat tego, czy dotychczas obowiązkowe szczepienia mogą być dobrowolne. Więc raczej się oddalamy niż przybliżamy.
OdpowiedzUsuńA książka oczywiście trafia na mój Indeks Ksiąg Nakazanych.