7.06.2019

Tworzenie przestrzeni edukacyjnej i kamienie, które opowiadają historie - czyli rzecz o slow science i nowych przestrzeniach komunikacji


Kiedy wykonujemy coś, co jest piękne, czujemy się przydatni i potrzebni. W wieku automatyzacji i sztucznej inteligencji (tworzącej dla nas obrazy i treści masowo i łatwo powielane) coraz większego znaczenia nabiera rękodzieło i praca niepowtarzalna, wykonana przez człowieka, własnoręcznie. Wartością jest unikalność i autentyczność. Sztuka, nawet ta amatorska, jest sposobem komunikacji i tworzenia relacji międzyludzkich, sposobem tworzenia przestrzeni do wspólnej komunikacji (dialogu). Daje poczucie sprawstwa. Jest bardzo archaicznym sposobem budowania wspólnoty, budowania więzi i komunikacji. Ale ciągle jest sposobem użytecznym.

Szkoła i uniwersytet jest przestrzenią rozmowy, dialogu a nie tylko miejscem egzaminów. A przynajmniej powinna być przestrzenią tejże rozmowy. Wspólne malowanie jest sposobem do organizowania przestrzeni edukacyjnej, ułatwiającej dyskusję. Skupienie się wokół prostej aktywności, tak jak kiedyś przy darciu pierza, łuskaniu fasoli, szatkowaniu kapusty, międleniu lnu, ułatwia niewymuszoną i autentyczna rozmowę. Łatwiej się wypowiedzieć, gdy uwaga skierowana jest nie na mówcę ale na inną aktywność. Można milczeć. Nie ma punktów, rywalizacji, rankingów (bo malują pracownicy naukowi z innych dyscyplin niż sztuka - im się to do niczego nie liczy). Można dzielić się wrażeniami, emocjami. I można poruszać tematy bardziej abstrakcyjne, ambitne. Mówić można, ale nie trzeba. Nikt nie jest wywoływany do tablicy a cisza nie jest kłopotliwa. Nie trzeba jej na siłę zabijać niepotrzebnymi słowami. Malowanie w przestrzeni publicznej jest pretekstem do refleksji nad zmieniającymi się w dziejach ludzkości sposobami komunikacji, od komunikacji niewerbalnej (zapach, gest, mimika, ruch rytm, taniec itd.), poprzez komunikację słowną (kultura oralna) i pismo (kultura pisma) aż do coraz silniej ujawniającą się komunikację z wykorzystaniem technologii cyfrowych (Jacek Dukaj nazywa ją kulturą bezpośredniego transferu przeżyć).

W nauce ważna  jest komunikacja, w edukacji także. Dlatego  z warsztatami malowania kamieni jadę na VII Konferencję Dydaktyki Akademickiej Ideatorium 2019. Warsztaty te prowadzę wspólnie z dr Małgorzatą Gorzel z Lublina. A z uczestnikami konferencji podyskutujemy o formach komunikacji w nauce, wykorzystując formy archaiczne jak i zupełnie nowoczesne. Malowane kamienie zostaną w części wymieszane z komunikacją cyfrową. Stąd hybrydowa komunikacja. Nie tylko słowo i tekst ale i wspólne przeżywanie, doświadczanie. Akademickie eksperymentowanie w czasach przechodzenia z kultury pisma na kulturę bezpośredniego transferu przeżyć. Może przy okazji uda się odkryć dlaczego pojawił się autyzm i utrwalił w populacji ludzkiej?


Mówić (komunikować) można na różne sposoby. Poprzez wzniosłe słowa lub przez zwykłe, wspólne prace, w których mówi się milczeniem oraz obrazem, współobecnością w doświadczaniu i przeżywaniu. Refleksja wymaga wyciszenia, zwłaszcza w czasach nadmiaru i szumu informacyjnego (w przenośni - nie słyszymy własnych myśli). Wspólne malowanie butelek, kamieni czy dachówek (akademicki streetart) ułatwia rozmowę, tak jak kiedyś, w społecznościach agrarnych, wspólna praca w polu, przy darciu pierza czy łuskaniu fasoli. Daje poczucie sprawstwa i ważności. Po woli to odkrywam, z dorosłymi, z młodzieżą z pracownikami uczelni wyższych. Już od kilku lat. Ale jak komunikować o swoich odkryciach, przemyśleniach, pomysłach? Pisać publikacje? Mówić na wykładach? Pisac na blogu, vlogu czy jeszcze inaczej? Malowac kamienie w parku?

Sztuka amatorska dostępna jest dla wszystkich, rozbudza kreatywność i daje poczucie sprawstwa. Jest dogodną przestrzenią edukacyjną, w które możemy się spotykać i komunikować, nawet milczeniem oraz niewerbalną aktywnością, kształcić kompetencje miękkie i poczucie istotności. Komunikować się z uczniami, studentami, dorosłymi. I wydłużyć przekaz.

Czy kamienie mogą opowiadać ciekawe historie? My je w Gdańsku nauczymy opowiadać w czasie warsztatów, konektywnie i kolektywnie. Wiedza jest rozproszona już nie tylko w głowach ludzi ale i w zewnętrznych nośnikach pamięci (w tym książki, repozytoria cyfrowe itd.). Malować każdy umie (udowodnimy to na warsztatach, także tych w Gdańsku, w czerwcu 2019). Ale przy okazji każdy z uczestników nauczy się prezentacji błyskawicznej, nagra krótką wideoprezentację a następnie umieści ją na… kamieniu. To wszystko za pomocą dostępnych i bezpłatnych narzędzi. Wszak telefon komórkowy każdy ma a dostęp do internetu jest powszechny. Przyszłość już jest, tyle że nierównomiernie rozmieszczona. Poszukamy tych futurystycznych wysp w swoim otoczeniu.

Współczesny polski uniwersytet choruje na punktozę, na pogoń na publikacjami. Cechuje go szybkie tempo życia, bez czasu na oddech, refleksję i zwykłe poleniuchowanie. Tradycyjne środki upowszechniania wiedzy i komunikacji w nauce to: publikacje, wygłaszane referaty, postery naukowe. XXI w przyniósł nam komunikację internetową, szybką i globalną. Czy można jedno z drugim połączyć? Moim zdaniem tak. I to w czasie malowania... pod słońcem prowincji (czyli z dala od gwarnego i dynamicznego centrum), w cieniu lipy, dębu lub kasztanowca, na trawniku. A tym razem w czasie konferencji naukowej.

Od lat kilkunastu hobbystycznie maluję butelki, wyrzucone, nikomu już nie potrzebne. Przywracam im sens i znaczenie. Niedawno odkryłem, że można to robić zespołowo, gdzie ważniejsze od tworzenia perfekcyjnego dzieła jest kreowanie wspólnej przestrzeni do przeżywania i dyskutowania. Skupiamy się  na procesie a nie na produkcie. 

Podczas malowania można rozmawiać bez wykwintnie uczonych słów. Teraz przyszła pora na kamienie. Są i leżą. Całkiem za darmo, czasem zawadzają. Tanie, więc bezwartościowe? Każdy człowiek potrzebuje choć odrobiny sensu i piękna. Każdy człowiek jest twórcą, nawet lepiąc pierogi czy sprzątając mieszkanie. W tym drugim niczego nie wytwarza, utrzymuje jedynie stan. Stan estetyki, porządku i piękna. Czy malując kamienie lub stare butelki coś wytwarzamy? Jest produkt? Może usługa? A może także (lub tylko) doznanie?

Sprzątając lub wprowadzając porządek przywracamy to, czego potrzebujemy. Sens i organizację. Sensem tej pracy (malowanie wyrzuconych, niepotrzebnych rzeczy) nie jest więc wzrost, produkcja, PKB ani nawet konsumpcja. Sensem wspólnego malowania kamieni jest spotkanie integracyjne lub tworzenie przestrzeni do jeszcze innego dialogu. I nie jest celem zastąpienie tradycyjnych, akademickich wykładów czy seminariów. Celem jest uzupełnienie, rozszerzenia, zwiększenie różnorodności dostępnych form.

W czasie wspólnego malowania mówić można ale nie trzeba. Ciszy nie trzeba zabijać słowem. Można milczeć. Słów jest zbyt dużo. Mało kto ich słucha, a niektóre są takie mądre, że nawet mówiący ich nie rozumie. Czysty rytuał. Pozasłowny.

Warsztaty z malowaniem kamieni, zaplanowane na Ideatorium, nie będą ani wykładem ani komunikatem konferencyjnym ani tradycyjnym referatem ani publikacją z impact factor. Będą wspólnym przeżywaniem, tak jak w powstającej kulturze post-pisma. Nie będzie splendoru i oklasków. Ale będzie komunikacja międzyludzka, tak jak kiedyś pod drzewem oliwnym.

W cyfrowym świecie brakuje nam doświadczenia wspólnotowości. Odszukamy ją. Maljąc kamienie i milcząc. Bo nie tylko słowem przekazujemy treści. To wyjście poza schematy i utarte, akademickie rytuały. Poszukiwać nowego by odszukać to, co utracone. Takie swoiste slow science na prowincji. Brzmi trochę prowokacyjnie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Powstaną popaćkane kamienie. I te kamienie kultury (bo jak pomalowane, to już troszkę kultury nabiorą) rzucimy na szaniec. Bo potrzebna nam prowokacyjna rewolucja w myśleniu o świecie, o konsumpcji i sensie. I o współczesnym uniwersytecie.
(1. czerwca 2019 r., Olsztyn, Park Centralny, piknik naukowy,
pt. "Naukowo-artystyczne śniadanie na trawie w Parku Centralnym")
Recyklingowy street art to tworzenie przestrzeni edukacyjnej na uniwersytetach i akademiach i „odzyskiwanie” pozornie niepotrzebnych już rzeczy, to także element animacji społecznej, realizowanej w przestrzeni publicznej. Odzyskiwanie uniwersyteckich relacji mistrz-uczeń i wspólnoty nauczających i nauczanych, klimatu wspólnego odkrywania z ciekawości (a nie dla punktów, sprawozdawczości i rankingów). Może trzeba spróbować, przynajmniej od czasu do czasu, komunikować swoje przemyślenia, odkrycia, przeżycia nie w formie książki czy publikacji w renomowanym czasopiśmie a w formie streetartowej wystawy?  Czy to ma sens? Warto to sprawdzić. Potrzebni więc odważni ludzie z uczelni wyższych, którzy zechcą spróbować.

Surowcem w tym streetartowych happeningach są rzeczy zbędne i niepotrzebna, czasem traktowane jako śmieci: stare dachówki, szklane butelki i słoiki (zbędne już opakowania), polne kamienie czy wybrakowana ceramika (odpady po remontach domów). Poprzez wspólne malowanie w przestrzeni publicznej (parki, skwery, biblioteki, szkoły, uniwersytety itd.), w czasie konferencji naukowych, festiwalów filozofii, pikników naukowych i w czasie spotkań typu „śniadanie na trawniku”, powstają drobne elementy (detale), umieszczane później w przestrzeni publicznej lub jako uliczne wystawy oraz elementy małej architektury.

(Olsztyn, Park Centralny)
Pomalowane kamienie mogą być użyte do gier terenowych (z wykorzystaniem QR Kodów i mobilnego internetu) a take do edukacyjnych opowieści o historii, przyrodzie i przekształceniach krajobrazu. Taki swoisty wykład - lecz nie osadzony w kulturze oranej. Jako swoista opowieść lecz nie całkiem osadzona w kulturze pisma. Całkiem coś nowego. Nowe jest zawsze ryzykowne, że się nie uda. Ale jakże nie spróbować?

Spotkania przy malowaniu to także forma upowszechniania wiedzy (np. biologicznej, o ekologii, o owadach i innych zwierzętach, grzybach czy roślinach o ekosystemach) oraz emanacja kształcenia ustawicznego i pozafromalnego. Wiedza jest bogactwem i dobrem ogólnym, które jest warunkiem rozwoju cywilizacji i do którego prawo ma każdy. Tak jak do wody i powietrza czy pięknego krajobrazu. Nie można więc zamykać i ograniczać dostępu do wiedzy. Podobnie jest ze sztuką. Nauka i sztuka zachwycają się światem, każda na swój sposób i w odmiennej formie. Najefektywniej poznawać wiedzę i sztukę... przez własne uczestnictwo i aktywność. Malujący naukowiec to negocjacje tych dwóch światów. W wymiarze osobistym malowanie jest dla mnie relaksem i wyjściem z wąskich ram życia zawodowego. A teraz uświadomiłem sobie, że jest to arteterapia chroniąca przed wypaleniem zawodowym.

Jadę do Gdańska na konferencję naukową by malując z innymi pracownikami akademickimi, zastanawiać się nad potrzebnymi zmianami w dydaktyce akademickiej. Jadę by we wspólnej dyskusji "ładować swoje akumulatory".

2 komentarze:

  1. Zastanawiam się ile śmieci powstało podczas takiego recyklingowego street artu...?

    OdpowiedzUsuń