2.01.2024

Jak to z tymi gzami jest: gryzą czy nie gryzą?

Fragment z książki "Trzy żywioły" Simony Kossak.
 

Jeśli jest coś dla Ciebie ważne to sprawdź w kilku źródłach. Nawet jeśli przeczytałaś (eś) w książce, której autorem jest ktoś z autorytetem naukowych. Mniejsze lub większe błędy mogą wynikać z różnych przyczyn, w tym z językowych. O jednym takim ciekawym przypadku jest niniejsza opowieść.

Popularne mylenie gzów (Osteridae) z bąkami (Tabanidae) wkrada się czasem do książek popularnonaukowych, pisanych przez naukowców. Zamieszczona w książce ilustracja dobra, dotyczy gza (fotografia wyżej). Ale opis w tekście już błędny. To nie gzy gryzą lecz Tabanidae czyli bąki, ślepaki, muchy końskie. Dorosłe gzy nawet nie pobierają pokarmu, nie mogą więc ugryźć. Nie mają żądeł więc i nie użądlą jak osy. Ich larwy pasożytują na bydle, czasem na człowieku. Te już gryzą, bo się naszymi tkankami odżywiają. To już oczywiście dłuższa historia, którą zawarłem niżej. Ale najpierw ogólniejsze wprowadzenie. Bo celem mojej opowieści nie jest tylko prostowanie dostrzeżonego błędu (w sumie kilku błędów, dotyczących owadów).

Życie biologiczne polega na błędach i naprawianiu błędów. Błędy w przekazie informacji genetycznej są podstawą ewolucji. Ale zbyt liczne mogą szybko doprowadzić do śmierci osobnika i całej populacji. Sporadyczne mutacje i błędy w powielaniu DNA są wykrywane i naprawianie przez specjalne procesy. Mimo rygorów jednak błędy w formie mutacji jednak się pojawiają. Zmienność jest potrzebna ale nie za duża. Stałość (bezbłędność) też jest potrzebna – ale nie za duża i niezbyt rygorystyczna. Czyli życie trwa dzięki swoistemu umiarowi w błądzeniu i naprawianiu błędów. 

Język ludzki podobny jest do dziedziczonego materiału genetycznego. Mowa podobna jest do RNA a pismo do stabilniejszego DNA. W mowie potocznej szybciej dochodzi do zmian i trudniej jest je naprawiać. W piśmie łatwiej wychwytywać błędy i łatwiej kontrolować zarówno ortografię jak i pola semantyczne słów. Przez powyższe porównanie szukam podobieństw w ewolucji biologicznej i ewolucji kulturowej. 

Jak to się stało, że w tekście profesor biologii wkradło się kilka błędów, związanych z owadami, w tym z tytułowymi gzami? Dostrzegam dwie przyczyny, dwa procesy: 1. popularny (ludowy) przekaz ustny i 2. przygotowanie gawęd radiowych w formie drukowanej, już po śmierci autorki (a więc bez możliwości autokorekty). Redaktor nie sprawdził starannie, wyszukał ilustrację i jeszcze pogłębił nieporozumienie z gzami. Profesor Kossak we wszystkich opowieściach odwołuje się do swoich doświadczeń, przeżyć i spotkań z przyrodą. Nadaje to jej opowieściom dużego uroku i sporej oryginalności. W odniesieniu do owadów nie zawsze jednak poprawnie zidentyfikowała organizmy i dochodzi do drobnych przekłamań czy pomyłek. Mieszane są różne obiekty i powstaje swoista hybrydowa postać, której próżno szukać w przyrodzie i realnym świecie. Znajdujecie podobne przypadki w literaturze i kulturze? Ja owszem, i to wiele. 

Słowa mają swoje desygnaty i swoje pole semantyczne. W procesie kulturowym, gdy następuje zmiana pola semantycznego, gdy znikają zjawiska to osierocone słowa zdobywają nowe znaczenie, zdobywają nowe pola semantyczne i desygnaty. Np. gzy i gzić się. Kiedyś spotykaliśmy się z pasożytami częściej. Zapewne dobrze je rozpoznawaliśmy, bo nie tylko słyszeliśmy po wielokroć słowa lecz i widzieliśmy ich desygnaty. Stąd poprawne stosowane. A jeśli rzadziej to i migracja znaczeń następuje znacznie łatwiej. Dla naszego przetrwania ważna była poprawna identyfikacja zagrożeń. Giez, ślepak, bąk – różne owady, różna ich szkodliwość, różne zwyczaje to i różne sposoby unikania lub ochrony przed nimi.

Książkę „Trzy żywioły” Profesor Simony Kossak przeczytałem z dużą przyjemnością. Zobaczyłem świat ptaków i ssaków w innym, ciekawszym i niebanalnym świetle. Zdziwienie spotkało mnie przy rozdziale „Owady gryzące”. Błąd z gzami wychwyciłem od razu. Ale zacząłem zastanawiać się skąd te błędy mogły się wziąć i jak rozwijać. Przy okazji znalazłem kilka innych pomyłek i niejasności. Owadów kąsających, gryzących i dokuczających, zwłaszcza w bagiennym lesie, spotkamy wiele. Różnie je nazywamy. Czasem jednak mylą się nam ich nazwy. Powstaje małe zamieszanie. Wato je sprostować. Co niniejszym czynię.

We wspomnianym rozdziale spotkałem kilka błędów w nazwach owadów krwiopijnych jak i opisie ich zwyczajów. Wymieszane zostały różne gatunki. Nastąpiła swoista hybrydyzacja (a z taką spotykamy się i w świecie biologicznym). Zlepek różnych opowieści i przez złe nazwy powstaje nieprawdziwy obraz. Nieprecyzyjny z zatartymi polami semantycznymi.

Simona Kossak w opowieści pt. „Owady gryzące” napisała „jak rąbnie giez, to koszmarnie boli”. Język potoczny, właściwy dla gawędy radiowej o owadach gryzących, które spotkać możemy w czasie leśnej wycieczki w Puszczy Białowieskiej. Dostrzegłem niezgodność opisu z użytą nazwą. Są oczywiście gzy i są krwiopijne owady, które pasują do opisu w książce. Ale to dwie różne grupy zwierząt o zupełnie odmiennej biologii i różnych cyklach życiowych. W tej opowieści zlały się w jedno, niczym jakaś hybryda (chimera). W opisie Autorka używa określenia „giez” lecz najwyraźniej pisze o krwiopijnych bąkach z rodziny bąkowatych (ślepaków, Tabanidae). I gzy i bąki czy ślepaki (inna nazwa to muchy końskie) należą do muchówek (Diptera), owadów dwuskrzydłych. Są więc morfologicznie do siebie podobne. W tekście chyba chodzi o bąka ale nie o bąka bydlęcego – bo ten jest duży i ma ponad 2 cm długości. Nie sposób go pomylić z innymi przedstawicielami tej rodziny. Ewentualnie, sądząc po „połyskliwych zielonych oczach”, pani Profesor miała na myśli ślepaka (rodzaj Chrysops). Zgadzałoby się nawet siedlisko Puszczy Białowieskiej. Larwy są hydrofile i odbywają cały rozwój w wodzie, występują we wszystkich typach wód. „Jak rąbnie, to ból jest straszliwy”. Zgadza się. Samice ślepaków, tak jak i wszystkie Tabanidae, rozcinają skórę i zlizują wypływająca krew. Ugryzienie jest bolesne, sam tego wielokrotnie doświadczyłem, w Puszczy Białowieskiej także. Bąkowate są na terenach podmokłych bardziej dokuczliwe od komarów. Bo ich ugryzienia są bardziej bolesne. 

Kolejna opowieść w rozdziale „Owady gryzące” jest o ślepaku, ale opis bardziej pasuje do jusznicy deszczowej. Ta sama rodzina lecz różne gatunki i łatwe do rozróżnienia. Oczywiście o ile się wie na co patrzeć. Ani ślepak ani jusznica deszczowa nie są hałaśliwe w locie. Łatwiej je zobaczyć niż usłyszeć. Jedynie bąk bydlęcy jest z daleka słyszany. Niczym trzmiel (dawniej brzmiel). Może dlatego czasami na trzmiele mówimy bąki? Bo kluczowe jest głośne bączenie w locie. To co buczy to bąk. I nie ważne czy owad czy ptak. 

Z opisu w mikroopowieści „jak rąbnie giez to koszmarnie boli” można wnioskować, że ewidentnie chodzi o inne owady niż gzy. Skąd więc pomyłkowe użycie nazwy? Autorka we wszystkich swoich opowieściach odwołuje się do swoich obserwacji i doświadczeń. Nie była entomologiem, słabiej znała owady. Zapewne na poziomie bardzo popularnym i w wykorzystaniem ludowego, pospolitego nazewnictwa. Słowo bąk w odniesieniu do owadów bywa czasami mylnie używane w odniesieniu do trzmiela. Współczesny człowiek rzadziej spotyka się z dużą różnorodnością owadzią i dlatego dawne nazwy się zacierają. Zacierają się ich pola semantyczne, bo rzadziej spotykamy się z ich desygnatami,

W książce obok tekstu jest ilustracją z gzem i nazwą łacińską, co dodatkowo pogłębia zamieszanie. Przypuszczam, że opowieści powstały jako gawędy radiowe (wskazuje na to drugi wydawca -  Radio Białystok). I dopiero po śmierci Autorki wydano wspomnianą książkę. Redaktor ozdobił książkę ilustracjami. W tym przypadku zasugerował się nazwą użytą w tytule podrozdziału i bardzo poprawnie odnalazł ilustrację gza. Tego prawdziwego gza. Ale nie sprawdził czy pasuje do opisu. Gdyby redakcja komentowanej książki była staranniejsza (wymagałoby to więcej czasu i pieniędzy) to może takie błędy udałoby się wyeliminować. Lub można było przynajmniej wyjaśnić w komentarzu, że chodzi o innego owada, że w tym przypadku "giez" oznacza coś innego. Ale skupiono się na opowieściach przyrodniczych i autorytecie naukowych Autorki. Zoolog to zoolog. Problem tylko taki, że dorosłe gzy… nie kąsają. Gzy są pasożytami, czasem ich aktywność dotyczy człowieka. Czyli coś się zgadza ale nie całkiem. Wymieszała się wiedza o groźnych gzach z groźnymi, krwiopijnymi ślepakami, bąkami.

Jest wiele grup owadów krwiopijnych i pasożytujących, podgryzających nas na wiele sposobów: pchły, wszy, oraz wiele rodzin z rzędu dwuskrzydłych czyli muchówek (w uproszczeniu zwanych muchami): komary, kuczmany, meszki, ślepaki, różne inne muchówki (np. bolimuszka). Larwy niektórych gatunków prowadzą pasożytniczy tryb życia i rozwijają się w ciele zwierząt, w tym i człowieka. Dorosłe nie wszystkich są krwiopijne. Choroby, wynikające z obecności tych larw w ciele nazywane są muszycami, (myiasis), inaczej larwa wędrująca – i to jest właśnie zaznaczone na grafice w książce.

Muszyca lub larwa wędrująca – choroba zwierząt i ludzi, powodowana przez pasożytnicze larwy muchówek, żywiących się martwą lub żywą tkanką gospodarza. Widziałem wiele ilustracji ale w naturze się nie spotkałem. Nasi przodkowie mieli częstszy kontakt z różnymi pasożytami. Rozróżnianie ich miało większe znaczenie praktyczne. Bo wraz z nazwami wiązało się to ze znajomością cyklu życiowego a więc i różnymi sposobami unikania czy radzenia sobie z nimi. Nawet jeśli w to wplątywana była mitologia i praktyki magiczne. Nawet jeśli wiedza naszych przodków była błędna (w porównaniu do obecnej wiedzy naukowej). 

Wróćmy jedna go gzów. Gzowate, gzy (Oestridae) to rodzina owadów z rzędu muchówek. Na świecie znanych obecnie jest około 1500 gatunków. W Polsce jest zaledwie chyba kilka lub kilkanaście (musiałbym sprawdzić w odpowiednich źródłach). Pasożytują na dużych zwierzętach jak i na małych gryzoniach. Pasożytniczy tryb życia na zwierzętach gzy prowadzą w stadium larwalnym. Pasożytują w drogach oddechowych, skórze lub zatokach ssaków. Powodują ciężkie schorzenia mogące prowadzić nawet do śmierci zwierzęcia, a w przypadku człowieka do kalectwa. Wyróżniane są cztery podrodziny: Cuterebrinae, Gasterophilinae – gzikowate, Hypodermatinae – podskórowate (wcześniej traktowane były jako odrębna rodzina Hypodermatidae) oraz Oestrinae. Zatem nawet giez gzowi nie jest równy

Giez bydlęcy duży (Hypoderma bovis) bo ten jest przedstawiony na ilustracji w książce, zarówno w stadium larwalnym jak i imaginalnym, zwany także gzem bydlęcym lub bydleniem (mianownik: bydleń) jest gatunkiem pospolitym, rzadko atakuje ludzi. Należy do podrodziny Hypodermatinae. Larwy są obligatoryjnymi pasożytami bydła, wywołują chorobę zwaną gzawicą (jedna z odmian muszyc). Samica składa jaja na skórze zwierząt. Larwy mogą atakować człowieka umiejscawiając się w oku lub innych narządach. Narażeni są pasterze, rolnicy, hodowcy zwierząt. Oprócz gza bydlęcego człowieka atakować mogą inni przedstawiciele gzowatych: giez owczy (Oestrus ovis), Rhinooestrus purpureus i inne Gastrophilidae.

Dorosłe owady gza bydlęcego są aktywne głównie od czerwca do września, w czasie upalnej i bezwietrznej pogody. W upalne dni, zwłaszcza przed burzą, aktywne są także krwiopijne ślepaki (Tabanidae). Samice gza bydlęcego składają jaja na sierści bydła, zazwyczaj u nasady przednich nóg. Z jaj wylęgają się larwy, które za pomocą wydzieliny o właściwościach histolitycznych (rozpuszczających tkanki), dostają się pod skórę zwierzęcia. Rozpoczynają bardzo złożoną wędrówkę po ciele, drążąc korytarzyki. Docierają do kanału kręgowego i przebywają tam przez cztery miesiące. Potem znowu przemieszczają się pod skórę w okolicy grzbietu (część krzyżowo-lędźwiowa). Tu przebywają około 11 tygodni. Powstaje guz z otworem, z którego wystają elementy oddechowe larwy. Dla hodowców oznacza to zniszczenie skóry (bo są otwory) i zniszczenie mięsa, bo są korytarzyki powygryzane przez larwy, nie mówiąc o osłabieniu zwierząt i mniejszej produkcji. Gdy larwa dojrzeje, to wypada prosto do gleby. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy bydło wiosną bydło wychodzi na pastwisko. W glebie następuje przepoczwarczenie. Zmiany sposobu hodowli bydła i dłuższe przebywanie w oborach zakłóca cykle życiowe pasożytów i mogą być one przez to mniej powszechne. Do tego dochodzi lepsza opieka weterynaryjna. Rezerwuarem mogą pozostawać zwierzęta dziko żyjące lub te, pozostające długo na wybiegu.

Składanie jaj przez samice gzów wywołuje u bydła instynktowny strach i paniczną ucieczkę całego stada. Ta reakcja bydła doczekała się swojej nazwy – gzić się. Termin ten używany bywa także w odniesieniu do zachowania ludzkiego, na podobne jak u bydła zachowania dzieci lub dorosłych, zwłaszcza podczas deszczu. Ja słyszałem określenie gzić się w odniesieniu do zachowań seksualnych. Lecz zapewne też jest to niezamierzona zmiana pola semantycznego, w oderwaniu od swojego pierwowzoru. Czyli panicznej ucieczki i to całego stada lub pojedynczych sztuk bydła. Po prostu zmieniają się nam nasze warunki życia i mniej obserwujemy zjawisk, które kiedyś były liczniejsze i doczekały się swoich odrębnych nazw. Zmienia się środowisko kulturowe człowieka i to co obserwujemy a wraz z tym zmienia się nam język, słowa zmieniają znaczenia (pola semantyczne).

Jak już wspominałem czasami gzy (w tym i giez bydlęcy) pasożytują na człowieku (dotyczy pasterzy, rolników, hodowców, ludzi kontaktujących się ze zwierzętami), larwy rozwijają się w oku lub innych narządach. Powikłaniem może być utrata wzroku oraz inne komplikacje zdrowotne. Jednym słowem nic przyjemnego. Zatem nic dziwnego, że słowo giez było w uzyciu wraz z zestawem innych wadzących nam owadów: bąków, meszek, komarów, bolimuszek itp. Sąsiedztwo ułatwia „przeskok” znaczenia danego słowa.

Jest jeszcze inny giez - giez jelitowy (Gasterophilus interstinalis) wywołujący gasterofilozę koni, czyli gzawicę żołądkowo-jelitowa, spowodowaną jest przez gza jelitowego (Gasterophilus intestinalis), gza dwunastnicy (Gasterophilus nasalis), gza odbytnicy (Gasterphilus haemorrhoidalis), gza kolcogłowego (Gasterophilus pecorum). Zarażenia mogą być zarówno jednym gatunkiem jak i wieloma. Cała gama pasożytów. Giez jelitowy jest gatunkiem kosmopolitycznym, w Polsce pospolitym. Samica składa jaja na sierści konia. Larwa dostaje się pod skórę i migruje. W końcu trafia do żołądka lub jelita. Dojrzałe larwy wydalane są z kałem. Dorosłe gzy jelitowe aktywne są latem. U człowieka okazjonalną (rzadko) wywołują muszycę żołądkowo jelitową. Przygodne pasożytnictwo w przewodzie pokarmowym człowieka zanotowano także w odniesieniu do larw muchówek takich jak: Drosophila, Piophila, Tachina, Sarcophaga, Cilliphora, Lucilia, Musca, Muscina, Aphiochaeta, Eristalis, Fannia itp. Są to przypadku bardzo incydentalne i medycznie mało znaczące. Przytaczam jedynie dla pokazania skali jak wiele różnych owadów może nas podgryzać na różne sposoby. Jest się czego bać i czego unikać, nawet w formie gzienia się .

Skąd pomyłka w nazwie w opisywanej książce? Może dawniej stosowano określenie giez dla kilku różnych owadów? Zajrzałem do „Słownika nazwisk zoologicznych i botanicznych polskich” Erazma Majewskiego z 1889 roku. Hasło giez odsyłało do: Cephalomyia (Oestrus), Cephenemyia, Cuterebra naevalis, Hypoderma, Oestrus, hasło giez koński – Gastrophilus equi, były także: gzik Gastrohphilus, Gastrus, Oestrus, gzik gies Oestrus equi oraz gzy Oestridae. Nie ma więc wątpliwości, że były rozróżniane bardzo precyzyjnie i nie były mylone z innymi muchówkami, w tym z bąkami i ślepakami. Jednak już nazwa bąk była wieloznaczna, bo w tymże dziele odsyłała i do trzmiela (bąk Apis terrestris) i do ptaków bąka i bączka, i do krwiopijnych owadów z rodziny bąkowatych bąk – Haematopota (czyli jusznica), Tabanus ale i do gzów bąk – Oestrus bovis, bąk Aestrus (zapewne błędnie zapisana nazwa Oestrus). O ile zatem można byłoby nazwać gza bąkiem (powołując się na historyczny casus) o tyle bąka gzem już nie. Nie było precedensów, zapisanych w literaturze.

Wróćmy jeszcze do książki „Trzy żywioły” i rozdziału „Owady gryzące” i mikroopowieści „Rój gryzących much”. Znalazło się tam zdanie „Problem w tym, że gryzące muchy wcale się nie różnią na pierwszy rzut oka od domowej, poczciwej muchy”. Mój dziadek zwykł mawiać, że jesienią czy późnym latem muchy stają się wredne i kąsają. Z opisu wnioskuję, że chodzi zapewne o bolimuszkę (Stomoxys calcitrans), zwaną także muchą jesienną. To kosmopolityczny i synantropijny gatunek, owady dorosłe bardzo podobne są do muchy domowej. Stąd ludowe powiedzenie, że jesienią muchy stają się złośliwe i gryzące. Ale to nie mucha domowa zmienia swój sposób zachowania, to pojawia się zupełnie innych gatunek. Samice bolimuszki składają jaja w nawozie końskim (do rozwoju potrzebna wilgoć i zacienienie). Imagines żywią się krwią zwierząt i ludzi (samce też! Inaczej niż u komarów czy ślepaków, gdzie krwiopijne są tylko samice). Jak sama nazwa wskazuje bolimuszka odpowiedzialna jest za bolesne ukłucia.

Błąd wkradł się także do kolejnego podrozdziału „Najmniejsza, a najbardziej uciążliwa”. W opisie pojawia się meszka wiosenna, nadbużańska lub białowieska. Niewątpliwie chodzi o małe meszki (rodzina Simulidae). Rzeczywiście są bardzo dokuczliwe. Też rozrywają tkankę i spijają krew. Przy dużej liczebności mogą prowadzić do śmierci bydła. Jednak wbrew opisowi Simony Kossak larwy meszek prowadzą wodny tryb życia. Zasiedlają cieki (strumienie, rzeki). Ale Autorka opisuje je tak „Owady te nierozerwalnie związane są z bydłem, dużymi zwierzętami (o czym mało kto wie). Błoto wyrabiane racicami, wymieszane z odchodami, jest pożywką dla larw.” Raczej odnosi się do bolimuszki. Ewentualnie odnosi się do muszki jesiennej, zgniłówki (Fannia canicularis), której larwy żywią się produktami spożywczymi i wydalinami. Gatunek synantropijny, żyjący w klimacie umiarkowanym i subtropikalnym. Czyli znowu wymieszane desygnaty i pola semantyczne. I kolejna hybryda pojęciowa (kulturowa). 

Larwy zgniłowki mogą wywoływać muszycę. Jej larwy pojawiają się na zwłokach kręgowców po 4–10 dniach. „Larwy przechodzą rozwój w różnego rodzaju rozkładającej się materii organicznej np. gnijących warzywach i owocach, ekskrementach, nawozie, padlinie kręgowców, owadów i mięczaków. Podawane były także z gniazd ptaków, ssaków, trzmieli i osowatych. Silnym atraktantem dla dorosłych osobników jest zapach moczu, stąd częste są w toaletach, stajniach i chlewach.” (za Wikipedią).

W świecie biologicznym pojawia się hybrydyzacja międzygatunkowa (np. u żab zielonych). Jak się okazuje w języku też zachodzą podobne procesy, gdy opisy dwóch lub więcej gatunków łączą się w jeden i powstaje obraz nierealny, mityczny. Powstaje chimera, semantyczna hybrydyzacja, hybrydyzacja desygnatów. Procesy ewolucyjne, zachodzące w informacji możemy obserwować na poziomie biologicznym i na poziomie kulturowym. Być może warto więc poszukiwać wzorców ogólnych, korzystając z ogólnej teorii systemów? 

Na koniec sprostuję jeszcze jeden drobny błąd, który pojawił się w opisywanej książce. Mam na myśli błędy także w określeniu "przepoczwarzenie" (opowieść o motykach i o żabach). Jest poczwarka to jest i przepoczwarczenie a nie przepoczwarzenie (bo nie ma poczwary). Ponadto w odniesieniu do płazów nie można pisać o przepoczwarzeniu lub przepoczwarczeniu "Kijanki dość szybko przestają rosnąć, tak że przepoczwarzające się żabki…”. Przepoczwarczenie nie jest synonimem metamorfozy. Każde przepoczwarczenie jest metamorfozą lecz nie każda metamorfoza jest przepoczwarczeniem.

Źródła:
  • Czesław Błaszak (red.) Zoologia, stawonogi tchawkodyszne, tom 2, część 2. Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2012
  • Antoni Deryło (red.), Parazytologia i akarologia medyczna. Podręcznik dla studentów, nauczycieli akademickich, lekarzy praktyków i pracowników laboratoriów diagnostycznych, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2011.
  • Simona Kossak, Trzy żywioły, wyd. Marginesy, Warszawa 2022.
  • Erazm Majewski, Słownik nazwisk zoologicznych i botanicznych polskich, wydane w 1889 roku.
  • Zgniłówka pokojowa. Wikipedia https://pl.wikipedia.org/wiki/Zgni%C5%82%C3%B3wka_pokojowa [dostęp grudzień 2023]
  • Giez bydlęcy duży, Wikipedia https://pl.wikipedia.org/wiki/Giez_bydl%C4%99cy_du%C5%BCy [dostęp grudzień 2023]

Okładka książki.

Edit (4.01.2024). Jak widać błąd jest częściej popełniany. W grupie na Facebooku taki dostałem przykład w książce dla dzieci (zdjęcia udostępniła Anna Puścian). Sądząc po "gryzieniu" i kolorystyce na rysunku jest jusznica deszczowa z rodziny Tabanidae (bąki, ślepaki). 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz