18.07.2025

Mylenie epok, mylenie przekazów czyli o tym, dlaczego tak wiele naszych prezentacji jest skazanych na porażkę




Wyobraź sobie kogoś w dresie na balu karnawałowym. To przecież nie samo ubranie jest dysonansem lecz niedostosowanie ubioru do sytuacji. Na nic wysiłki w kupieniu lepszego dresu. Bo przecież nie o to tu chodzi. Dres jest znakomity do aktywności sportowej. Ale na bal trzeba włożyć coś innego, bardziej stosownego i eleganckiego.

Mówienie i słuchanie to moja codzienność, zarówno na wykładach i konferencjach, jak i podczas webinariów czy spotkań online. Od lat zastanawiam się także, jak mówić i prezentować, było to przyjemne dla słuchaczy i efektywne w przekazie. Słucham, patrzę, sam referuję i uczę studentów sztuki prezentacji. I często zastanawiam się dlaczego tak dużo spotykam nudnych i nieefektywnych wystąpień publicznych. Nawet w zawodzie, opartym na komunikacji, nawet w edukacji.

Gdy myślimy o nieefektywnych prezentacjach, pierwsze skojarzenia to nudne slajdy, mówca wpatrzony w ekran i monotonia mówienia. Przyczyny upatrujemy w braku umiejętności, lenistwie czy tremie. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Przecież, jeśli ktoś chce, może nauczyć się dobrych praktyk. Główna przyczyna musi leżeć głębiej, a ja niedawno zdałem sobie z niej sprawę.

Prawdziwy problem z nieadekwatnymi prezentacjami publicznymi leży w myleniu epok komunikacji: przenoszeniu zasad kultury pisma do kultury słowa, a teraz, wchodzeniu w erę postpiśmienną, która grozi nowymi formami nieporozumień i nieefektywnymi prezentacjami. Grozi, nawiązując do przykładu z początku niniejszego tekstu, zakładaniem fraka na spotkanie biznesowe w kawiarni.

Przez wieki, ba tysiąclecia, żyliśmy i komunikowaliśmy się w kultura oralnej. Tylko słowo mówione, w krótkich i długich formach. Sztuka oratorska doskonalona była w Starożytności i doczekała się wielu poradników. Wypracowała dobre wzorce. By utrwalić przekaz, używano powtórzeń, rymów, prostych, łatwych do zapamiętania struktur. Mówca był jak performer — dostosowywał się do publiczności, reagował na jej nastroje, tworzył z nią relację. Tak dojrzewała ustna sztuka opowiadania, która w wielu miejscach przetrwała i dalej spełnia swoją rolę. Dziś, podczas typowego wykładu czy prezentacji, to czasem wszystko zanika. Mówimy w obecności słuchaczy, ale nie do nich. Czytamy zamiast mówić.

Gdy pojawiło się pismo, to zaczęły się zmieniać także i formy wystąpień publicznych. Linearne pismo umożliwia dopracowanie wystąpienia przed samym wystąpieniem ustnym. Można poprawiać i szlifować. I jednocześnie łatwiej zapamiętać cały wywód, bo można go zapisać, utrwalić. Kusi by odczytać. Tak kultura pisma zaczęła przekształcać wystąpienia ustne i sprawiać, że słuchacze zaczęli się nudzić. Bo odczyt dla analfabetów ma jeszcze sens. Ale czytać książki czy artykuły dla umiejących czytać? Przecież mogą przeczytać samodzielnie, we własnym tempie. Chyba, że potrafi się dobrze wykorzystać intonację głosu, tak jak robią to dobrzy aktorzy.

Wynalezienie druku i upowszechnienie pisma zmieniło zasady gry i formy wystąpień ustnych. Część z nich nazywano nawet odczytami czyli publicznym czytaniem tekstów. Tekst stał się nośnikiem trwałej i precyzyjnej informacji. Wymagał linearności, logicznej struktury i eliminacji "niepotrzebnych" dygresji czy powtórzeń. To była rewolucja dla nauki i administracji. Niestety, te zasady zaczęliśmy przenosić na grunt wypowiedzi ustnej. Zarówno kultura słowa, jak i pisma, są nieocenione w przestrzeni akademickiej – pod warunkiem, że wiemy, której kiedy użyć. Gorzej, gdy są mylone te formy i zakładamy dresy na bal noworoczny. Zmierzam do tego, że obie kultury jak najbardziej trzeba wykorzystywać np. w przestrzeniach naukowych i akademickich. Jednak należy trafnie wybierać kanały komunikacji i formy przekazywania treści. W zależności od sytuacji i lokalnego kontekstu miejsca i czasu.

Typowa, nieefektywna prezentacja to nic innego jak tekst pisany, który próbuje udawać mowę. Nasiliło się to w epoce cyfrowej, gdy zamiast ręcznie pisać kredą na tablicy (jest wolne i długo trwa, męczy piszącego) można było wyświetlać najpierw przezrocza a potem slajdy w prezentacjach multimedialnych. Zaczął królować przysłowiowy Power Point. Na dodatek slajdy można było ozdobić grafikami, animacjami i ładnymi zdjęciami. Ale kusi także by zamieścić dużo tekstu. I wtedy prelegent zaczyna czytać slajdy…. Czasem nawet nie z monitora tylko z ekranu, odwrócony tyłem do publiczności. Ewidentne pomylenie i pomieszanie form ustnych i piśmiennych.

Kultura pisma przeniknęła do wypowiedzi ustnych i została wzmocniona technologią komputerową. Oczywiście, jest dużo dobrych wystąpień publicznych, krótkich referatów i długich wykładów ze znakomicie dobranym wsparciem prezentacji multimedialnej, wzmacniającej całą wypowiedź i przekaz. Ale zdarzają się często nudne prezentacje. To nie technologia jest zła. Właśnie z powodu mylenia kanałów komunikacji z różnych epok, dochodzi do błędów, niszczących przekaz. Jakie niefunkcjonalne błędy są najczęstsze? Po pierwsze slajdy przeładowane tekstem. To klasyczne "prezentacyjne karaoke ". Zamiast kluczowych punktów, na ekranie pojawiają się całe akapity i długie zdania. Czasem tekstu jest tak dużo, że litery są zbyt małe by widz mógł samodzielnie odczytać. Prelegent czyta z nich słowo w słowo, a publiczność, zamiast słuchać, próbuje nadążyć z czytaniem. Slajdy przestają być pomocą, a stają się przeszkodą. Po drugie odczytywanie referatów. To plaga, szczególnie w niektórych środowiskach akademickich (humaniści). Mówca zasiada przy stole i odczytuje kilkunastostronicowy tekst, napisany jak artykuł naukowy, bez kontaktu wzrokowego z publicznością. Kiedyś czytał z kartki. Teraz z ekranu monitora lub własnego tabletu. To przykład ignorancji wobec zasad komunikacji oralnej. Taka forma przekazu jest statyczna i uniemożliwia jakąkolwiek interakcję.

Ironia sytuacji polega na tym, że to właśnie humaniści, specjaliści od języka, kultury i komunikacji, często popełniają wspomniane wyżej błędy. Odczytywane z kartki referaty są normą na wielu konferencjach i spotkaniach humanistycznych. To paradoksalne — osoby, które z racji zawodu powinny być liderami w dziedzinie efektywnej komunikacji, popadają w najgorszy z nawyków. Zamiast angażować słuchaczy, tworzą mur formalności, który utrudnia i zniechęca.

Nadchodzi epoka komunikacji, przesyconej technologią i pojawiają się nowe wyzwania. Zagłębiamy się już w epoce postpiśmiennej, gdzie obraz, skrót i szybkość dominują. Memy, wideo, audiobooki, infografiki i narracje wizualne kształtują nasz sposób myślenia. To, co wczoraj było pisane, dziś jest fragmentaryczne, ulotne i przede wszystkim wizualne. Czy to szansa na lepsze prezentacje? Teoretycznie tak. Ale równie dobrze grozi nam kolejna fala nieefektywnych przekazów. Już teraz można zaobserwować nowe błędy, np. nadmiar wizualnego hałasu. Zamiast tekstu, slajdy przepełnione są chaotycznymi obrazkami, ikonami, animacjami, które nie wnoszą nic do treści, a jedynie rozpraszają. Są świadectwem radosnego odkrywania możliwości różnych aplikacji. Pojawia się także skrótowość kosztem sensu. W pogoni za szybkością przekazu, pomijamy kontekst, wyjaśnienia i pogłębioną analizę. Prezentacje stają się serią haseł, z których nie da się wywnioskować spójnej myśli.

Efektywna prezentacja ustna to sztuka, która wymaga świadomości form i epok. Musimy nauczyć się czerpać z każdej z nich to, co najlepsze: interaktywność i zaangażowanie z kultury oralnej, logikę i strukturę z kultury pisma (ale bez przeładowania tekstem) oraz dynamizm i atrakcyjność wizualną z epoki postpiśmiennej. A przede wszystkim być świadomym specyfiki tych różnych kultur. Siła piśmienności objawia się w piśmie, w słowie drukowanych, w tekstach krótszych i dłuższych do samodzielnego czytania. Wtedy to czytelnik indywidualnie decyduje o tempie, pauzach na odpoczynek lub pogłębienie wiedzy z trudniejszego zakresu lub gdy spotka niezrozumiałe terminy. Ma możliwość wielokrotnego czytania. W kulturze oralnej ważny jest bezpośredni kontakt i mówienie do słuchacza wszystkimi dostępnymi kanałami, włącznie z językiem ciała. Kontakt ustny umożliwia dużą interaktywność i szybkie reagowanie. Kultura postpiśmienna ma swoje kanały, które dopiero poznajemy, odkrywamy i oswajamy. Bardziej sprawdza się w mediach elektronicznych i na telefonach komórkowych.

Cóż więc robić? Zastanowić się nad formą spotkania i dobrać do niej najbardziej odpowiedni kanał komunikacji i formę wystąpienia. Czyli tam, gdzie trzeba, to mówić (nawet bez rzutnika multimedialnego), a tam gdzie jest inna okazja – to pisać. A przy jeszcze innych okolicznościach zaproponować wideo-rolkę.

Dopóki będziemy mylić te konwencje (kulturę oralną, piśmienną i postpiśmienną), będziemy skazani na nudne, nieefektywne referaty czy przekazy. Czas, aby mówcy, zrobili rachunek sumienia i odłożyli kartkę, smartfon czy tablet na rzecz autentycznej, angażującej przemowy. A tam, gdzie lepiej to pasuje, po prostu napisali tekst do samodzielnego odczytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz