19.07.2025

Przeklęty nadmiar i niewysiedziane smocze jajo

Grafika wygenerowana do tematu tekstu przez Copilot. 19 lipca 2025. 
 

Urlop. To słowo, które od zawsze kojarzyło mi się z czasem nadrabiania zaległości, realizowania odłożonych na później marzeń i małych lub wielkich planów. Pamiętam, jak planowałem do połowy lipca "wysiedzieć jajo smoka" czyli przetestować i nauczyć się jednego i obiecującego programu AI, kluczowego narzędzia, które miało zrewolucjonizować moje dydaktyczne życie. Miało mi ułatwić przygotowanie zajęć w nowej formule. Miałem w głowie obraz, jak z łatwością tworzę idealne materiały na nowy semestr, a moi studenci pracują z sensem i efektywnie.

Okazja była idealna. Darmowy dostęp do programu, o którym dowiedziałem się w czasie konferencji Ideatorium. Rozmowa i wstępny rekonesans uświadomiły mi, że samo narzędzie to nie wszystko. Potrzebowałem odpowiednio przygotowanych "materiałów wsadowych" – danych, na podstawie których powstałyby dobrze i z sensem przygotowane zadania i testy dla studentów. Testy, które sprawdzałyby rozumienie a nie tylko „wiem, że…”. Narzędzie wydaje się dobre do przygotowania wartościowych materiałów dydaktycznych z sensownym ocenianiem kształtującym. Przygotowanie materiałów wsadowych do konkretnego przedmiotu wymagało jednak czasu i wysiłku, a ten, jak na ironię, w urlopowym planie był towarem deficytowym. Mimo że kalendarz wydawał się pusty, szybko wypełnił się setką innych, pilnych i mniej pilnych spraw. Odpoczynkiem również.

W efekcie okno darmowego dostępu zamknęło się, a ja zostałem z poczuciem niewykorzystanej szansy. Smocze jajo pozostało zimne i nieprzeznaczone do wyklucia (nie będę miał więc magicznego smoka sztucznej inteligencji, który da mi niezwykłą moc). Teraz, jeśli będę chciał spróbować ponownie, będę musiał zapłacić. Nic jednak nie jest stracone na zawsze, ale niewykorzystana szansa ma swoją cenę, nie tylko w pieniądzach, ale i w poczuciu, że można było zrobić coś lepiej i szybciej.

To była moja mała porażka. A życie każdego nauczyciela, każdego edukatora, składa się z takich małych porażek i małych zwycięstw, z otwierających się i zamykających okien czasowych. Czasem wydaje nam się, że otacza nas nieskończona obfitość możliwości i narzędzi. Dziesiątki darmowych programów, niezliczone kanały na YouTube z poradnikami, setki kursów online. To klątwa nadmiaru, która towarzyszy nam od wczesnych lat z pilotem w ręku i telewizorem, gdzie skrolowaliśmy kanał po kanale, nie zatrzymując się na niczym na dłużej niż kilka sekund. Dziś robimy to samo, tylko z telefonem w ręku i mediami społecznościowymi.

Wszędzie otaczają nas możliwości, ale ten nadmiar zamiast inspirować, często nas paraliżuje. Chcielibyśmy chwycić wszystkie sroki za ogon, ale w rezultacie żadnej nie łapiemy. Zamiast skupić się na jednym celu i osiągnąć go, skaczemy z kwiatka na kwiatek, gubiąc cenną energię i czas. Zamiast dobrze opanować jedno narzędzie, ślizgamy się powierzchownie po wielu. 

Ta refleksja nie jest powodem do smutku. Wręcz przeciwnie. To przypomnienie, że nie ma jednej, cudownej recepty, jednego cudownego narzędzia, które załatwi wszystko za nas, szybko i bez wysiłku. Nie ma jednego cudownego i wszystkomogącego smoka, nawet AI, którego można łatwo wysiedzieć z jaja i wyhodować. Każda wartość wymaga pracy, potu i zaangażowania. Wymaga inwestycji, która zaowocuje dopiero później.

Moja mała, edukacyjna porażka nauczyła mnie, że czasami mniej znaczy więcej. Zamiast szukać idealnego narzędzia, które rozwiąże wszystkie problemy, warto skupić się na tym, co już mamy i co możemy zrobić teraz, w danym momencie. Zrobić to dobrze, z sercem i zaangażowaniem. Nie musimy łapać wszystkich okazji, które pojawiają się na naszej drodze. Wystarczy, że wybierzemy te, które są dla nas naprawdę ważne i poświęcimy im naszą uwagę. To one pozwolą nam zrealizować nasze cele. Tylko jak wybrać w takim nadmiarze dobrych i lepszych narzędzi? Gdy czas pogania? Gdy to kusi i to nęci? Przekleństwo nadmiaru… 

A prawdziwa twórczość rodzi się w ciszy i niedostatku. Tworzyć powoli samemu czy kusić się gotowymi ponoć rewelacyjnymi narzędziami? Trzeba zapewne znaleźć harmonię w tych alternatywach, korzystając i z jednego, i z drugiego. I ja poszukuje tej harmonii... malując butelki. Z dala od gwaru świata, wypełnionego nadmiarem. A te butelki to efekt szybkiej i nadmiarowej konsumpcji towarów jednorazowego użytku. Po tej konsumpcji zostaje wiele niepotrzebnych opakowań. Malując je, próbuję nadać im nową wartość i nowe życie. Nową użyteczność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz