Osa dachowa, moja dawna sąsiadka |
Pięć lat temu w końcu przyleciała osa do mojego domu, przez otwarte okno. Kilka dni czekałem, aż się doczekałem. Za oknem, gdzieś pod daszkiem lub w styropianowej izolacji zrobiły sobie gniazdo. Przez kilka dni czekałem, bo chciałem ustalić czy to osa pospolita czy osa dachowa.
A skoro wleciała do kuchni, to jej się z bliska przyjrzałem, także rysunkowi na głowie. Teraz już wiem na pewno, to osa dachowa (Paravespula germanica syn. Vespula germanica). Wtedy gniazdo się rozrastało, więc pewnie było tam ich kilkaset, może nawet kilka tysięcy dzikich lokatorów.
Osy dachowe występują na terenach otwartych, suchych i umiarkowanie wilgotnych. Spotkać ja można od kwietnia do października. Tak więc osie sąsiedztwo za moim oknem potrwa jeszcze do dwóch miesięcy. Ale nie dłużej.
Osa dachowa jest gatunkiem pospolitym i licznie występujących. Razem z osą pospolitą to najczęściej spotykany gatunek os (osy właściwe – Vespidae). Najczęściej zakłada podziemne gniazda w starych norach niewielkich gryzoni (ale gdzie takich szukać w mieście?). W środowisku antropogenicznym wybiera miejsca ciemne, dobrze zamaskowane, na przykład na strychach, pod daszkami itd. Takich siedlisk w mieście nie brakuje, w przeciwieństwie do pustych nor gryzoni. Jest osą społeczną, gniazda w wyjątkowo sprzyjających warunkach mogą dochodzić do metra średnicy, a w kolonii może przebywać do kilku tysięcy osobników.
Zarówno osa dachowa jak i osa pospolita należą do najbardziej uciążliwych dla człowieka. Ale „cięgi” zazwyczaj zbierają inne gatunki os. Osa dachowa bywa agresywna w pobliżu swojego gniazda. Ale nawet w oddaleniu od gniazda osy dachowe bywają agresywne. Dokuczliwe są latem, gdy przylatują do cukierni czy piekarni, zlizywać słodkości z bułek, ciast czy owoców. Osy dachowe swoje larwy karmią pokarmem mięsnym: innymi owadami, głównie muchówkami (także i komarami). Z tego powodu są pożyteczne. Ale tego nie widzimy. Widzimy jak dorosłe przylatują do słodkich rzeczy, soku, owoców itd. A że użądlenie nie należy do przyjemnych to i os się boimy. W dzieciństwie widząc osę przy słodkim ciastku wołaliśmy głośno „gorzko, gorzko”, licząc, że taka osa zrozumie nasz komunikat i da się oszukać. Mowy ludzkiej nie rozumieją. Ale krzycząc jakoś dodawaliśmy sobie odwagi.
Chcąc uporać się z „plagą” os w lecie niszczymy ich gniazda. Tyle tylko, że nie odnajdujemy dobrze ukrytych gniazd osy dachowej czy pospolitej, a dobrze widoczne gniazda innych gatunków. Tych gatunków, które są mało agresywne i nam się nie naprzykrzają. Kowal zawinił, Cygana powiesili – chciałoby się powiedzieć.
Zimują zapłodnione samice. Od wiosny zaczynają budować małe gniazdo, składają jaja i karmią pierwsze larwy. Wkrótce pojawiają robotnice (samice ale słabiej odżywione i nie rozmarzające się, w pewnym stopniu „upośledzone”). Społeczeństwo się rozwija. Opiekę nad młodymi przejmują robotnice a samica założycielka („królowa”) zajmuję się jedynie składaniem jaj. Matka rodzicielka. Z czasem robotnic jest więcej, dlatego larwy są lepiej odżywione. Z nich powstają samice (pełnowartościowe). Też składają jaja, ale z niezapłodnionych jaj wylęgają się samce. Także i samica założycielka z czasem składa coraz więcej niezapłodnionych jaj. Samców przybywa. Tegoroczne samice przestają być dziewicami. Z nadejściem pierwszych przymrozków cała kolonia gnie. Za wyjątkiem młodych samic – zaopatrzonych w ciała tłuszczowe, umożliwiające przeżycie. Wyszukują ukrytych miejsc i przeczekują zimę.
Życie osy dachowej nie jest lekkie. Są na przykład osy „kukułcze”, samice wkradają się do gniazda, zabijają „prawowitą królową” i składają swojej jaja. Robotnice opiekują się zupełnie innym gatunkiem. Pracują na cudze. O trzmielówce już pisałem. Warto wspomnieć jeszcze o innym owadzie, pasożytującym i kątem mieszkającym w gniazdach os – chrząszczu o urokliwej nazwie: sąsiad dziwaczek (Metoecus paradoxus), zwany też natrętem.
Co by nie mówić, nawet życie osy dachowej jest ciężkie. Nalata się za pokarmem dla młodych larw. Jak nie zginie od packi, zwiniętej gazety lub nie utopi się w butelce czy zginie od innej trucizny, to do gniazda wniknąć może jakiś pasożyt i wykorzystać cudzą pracę. A jesienią, gniazda się „rozpadają”, robotnice opuszczają gniazdo i jako bezdomne i nikomu już nie potrzebne szwendają się to tu to tam. U os prawie jak u ludzi. Albo odwrotnie. Przechodniu, ulituj się czasem nad uliczną osą… Wspomnij, że komary zjadała. A jeśli jej w drogę nie wchodzić to nic złego się nam nie stanie.
Pierwotnie tekst ukazał się w 2015 roku na starym blogu oraz w serwisie Natura Warmii i Mazur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz