![]() |
Gdzieś w Olsztynie, nad rzeką Łyną. |
W ostatnich tygodniach kilkakrotnie wypowiadałem się w mediach o bobrach. Bo pytano nie tylko o bobry ale i o suszę. A jedno z drugim ma wiele wspólnego. W mediach coraz częściej słyszymy alarmujące informacje o wysychaniu mazurskich jezior. Obniża się poziom wód powierzchniowych. W wielu jeziorach obecnie lustro wody jest niżej o około pół metra. Nie zwracamy uwagi na setki wyschniętych, małych śródpolnych zbiorników wodnych. Dopiero wysychające jeziora pobudzają naszą uwagę. Martwią się żeglarze, bo trudniej żeglować a niektóre szlaki stają się niedostępne. Martwią się samorządy. bo cofająca się linia brzegowa czyni istniejąca infrastrukturę rekreacyjną, w postaci pomostów, nieprzydatną. Są to wymierne straty w turystyce. Ale większe straty sa w przyrodzie i rolnictwie.
Narasta susza hydrologiczna i rolnicza. Spodziewać się możemy sporych strat w produkcji rolnej i pogłębiającego się braku dostępu do czystej wódy pitnej. To odczujemy w kranach. Co jak co, ale wody w naszym regionie nigdy nie brakowało i nikt się nią nie martwił. Aż do teraz. W sumie obecna sytuacja nie jest ani zaskoczeniem ani nie pojawiła sie nagle. Wszystkie sygnały ostrzegawcze były jednak lekceważone. Bo wiadomo, jakoś to będzie i ci ekoterroryści nie będą nam zawracać gitary... Kto by ich tam słuchał!
I w tym kontekście chciałbym zabrać czytelników w podróż do świata niezwykłych inżynierów, którzy bez planów i pozwoleń budują tamy, tworzą oazy życia i stają się naszymi sprzymierzeńcami w walce z narastającym problemem suszy. Mam na myśli o bobry.
Pamiętam jak w czasach, gdy byłem małym chłopcem, bobry w Polsce były rzadkością. Gatunek otoczony został szczególną ochroną, i dopiero powoli odbudowywał swoją populację po latach nieobecności. Niegdyś gatunek liczny został przez człowieka wytępiony i wyrugowany z większości terenów. Niemniej w drugiej połowie XX wieku, spotkanie jakiegokolwiek śladu ich działalności – ogryzionego pnia, świeżych zgryzów – było prawdziwą i ekscytującą przygodą. Było sensacją, dostarczająca emocji. Częściej podziwiałem te pożyteczne zwierzęta na ilustracjach w książkach przyrodniczych lub programach telewizyjnych niż naocznie w naturalnym środowisku. Teraz widok bobrów i śladów ich żerowania spowszedniał. Mam je niedaleko domu, zarówno w rzece Łynie jak i na pobliskim mokradle - dawnym jeziorze Płociduga Mała.
Jednak czas płynie, a ochrona przyrody przynosi wymierne efekty. Dziś bobrów w Polsce jest dużo. Zasiedliły niemal wszystkie dostępne siedliska, a ich obecność staje się coraz bardziej powszechna, niekiedy nawet w granicach miast. I bardzo dobrze! Nie trzeba jechać gdzieś do rezerwatu czy parku narodowego by spotkać bobra. Ale nie tylko o emocje przyrodnicze chodzi.
Bobry, ci ziemnowodni roślinożercy, budują tamy, tworząc malownicze spiętrzenia wody. Przekształcają środowisko tak jak człowiek. Owszem, niekiedy ich apetyt na drzewa i krzewy może powodować lokalne konflikty, a przewrócone pnie mogą budzić niepokój. Ale spójrzmy na to z szerszej perspektywy. To, co dla nas bywa drobną niedogodnością, dla krajobrazu jest bezcennym darem. Przybywa martwego drewna. A jest to siedlisko dla wielu ważnych i rzadkich bezkręgowców. Jest to także forma sekwestracji węgla (magazynowanie węgla poza atmosferą), tak ważna w czasach nadmiaru dwutlenku węgla w atmosferze. I najważniejsze – bobrowe tamy zatrzymują wodę na małych ciekach wodnych, różnych rowach melioracyjnych, strumykach i rzeczkach. To za sprawą bobrów osuszone jezioro Płociduga Mała ponownie wypełniła sie wodą, słychać tu ptaka baka, powoli powracają płazy.
W obliczu kolejnego roku dotkliwej suszy hydrologicznej i rolniczej, kiedy z niepokojem patrzymy na wysychające jeziora, rzeki i pola, działalność bobrów nabiera kluczowego znaczenia. Te niezmordowane zwierzęta robią to, czego nam często brakuje – zatrzymują wodę w krajobrazie. Tam, gdzie my musimy planować, wnioskować o dotacje i z trudem realizować kosztowne projekty retencyjne, bobry po prostu działają. I nie potrzebują energochłonnego betonu. Spiętrzają wodę instynktownie, tam gdzie tylko mogą. A zwłaszcza obecnie ich działalność retencyjna jest niezwykle potrzebna.
Dzięki nim, mniej cennej wody bezpowrotnie ucieka rzekami do morza. Ich stawy działają jak naturalne gąbki, magazynując wodę w okresach jej nadmiaru i oddając ją stopniowo, łagodząc skutki suszy. Tworzone przez nie rozlewiska zwiększają wilgotność gleby, podnoszą poziom wód gruntowych i stanowią oazy dla wielu innych wodno-błotnych gatunków roślin i zwierząt.
Można śmiało powiedzieć, że bobry, zupełnie za darmo, wykonują dla nas ogromną pracę w zakresie naturalnej retencji wody. Ich działalność jest dla człowieka cennym wsparciem w walce z suszą i degradacją środowiska. Czy nie powinniśmy spojrzeć na te zwierzęta z większym uznaniem? Może zamiast narzekać na ich działalność, powinniśmy docenić ich wkład w ochronę naszego krajobrazu i rolnictwa? Może nadszedł czas, by symbolicznie odznaczyć bobry orderem za zasługi w ratowaniu naszej cennej wody?
Cieszmy się z ich obecności. Nawet w krajobrazie rolniczym możliwa jest dobra współegzystencja z bobrami. Tylko musimy sie nauczyć dobrze z nimi współżyć. Jak w judo, zamiast zwalczać, wykorzystać siły przyrody.
poszerzona wersja felietonu dla Radia Olsztyn.
Zebrane felietony Radiowe (niektórych brakuje, trzeba zajrzeć do zbiorczego zestawienia felietonów): https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-stanislawa-czachorowskiego/01778309
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz