27.07.2023

Wakacyjne slow science

 

W czasie wakacji lubię leżeć na trawie lub siedzieć na kłodzie drzewa i nic nie robić. Letni urlop nie jest czasem straconym dla naukowca i nie jest czasem bezproduktywnego lenistwa. To czas suszenia sieci, czas przemyśleń i regeneracji umysłu. Trzeba wypocząć by potem wydajniej pracować. Warto także dodać, że ruch sprzyja myśleniu. Zatem wakacyjne leniuchowanie najlepsze jest w ruchu. Paradoksalna aktywna bezczynność. Ale to mózg jest najważniejszym narzędziem do prowadzenia badań naukowy. I dialog z innymi. Trzeba więc zadbać o wypoczynek dla mózgu. Do tego służy pozorne nic-nie-robienie.

Jeszcze nigdy na Ziemi nie było tylu pracujących jednocześnie naukowców. Olbrzymia masa krytyczna tworząca nowa jakość. Wynika to z liczby ludności. Jest nas już 8 miliardów. Ten sam odsetek lecz z większej liczby daje nam większą liczbę pracujących naukowców na całym świecie. A jak pracują to i piszą o swoich badaniach, przemyśleniach, odkryciach. Faktem jest jednak to, że z tej olbrzymiej liczby aktywnych naukowców wynikają jeszcze liczniejsze artykuły i książki. Przyrost wiedzy jest lawinowy. Trudno nadążyć za śledzeniem wszystkich odkryć nawet w jednej, wąskiej dyscyplinie. Jak odnaleźć się w tym nadmiarze? Dodatkowo miarą wartości naukowej jest liczba publikacji (i przypisane do nich punkty). Trzeba więc szybko i dużo, bo z tego jesteśmy rozliczani. Jak uczniowie w szkole rozliczani z prac klasowych, dyktand, egzaminów itp. Oceny jako miara jakości pracy ucznia. 

Z racji samej liczby czasopism jedne są częściej czytane, inne znacznie rzadziej i przez mniejszy krąg odbiorców. W naturalny sposób wyłoniły się więc czasopisma ważniejsze, bardziej prestiżowe o większym zasięgu oddziaływania. To w nich najlepiej publikować a konkurencja jest ogromna. Niemniej jak się ukaże tam artykuł to więcej naukowców dowie się o wynikach badań i przemyśleń. Mniejsza poczytność jednych czasopism wynika z ich mniejszego znaczenia i niższej jakości. Są jednak czasopisma niszowe o dużej wartości i staranności przygotowania tekstu. One również mają mniejszy krąg odbiorców. Jak odróżnić pierwsze od drugich? Do tego trzeba wysiłku intelektualnego. I umiejętne dobranie właściwych liczb. 

Szybciej i więcej nie znaczy lepiej. Zbyt duży wyścig o prestiż (ten rzeczywisty i ten domniemany) może prowadzić do różnych patologii, np. w formie „drapieżnych” czasopism – trzeba zapłacić a wydawnictwa zajmą się naukowym marketingiem na skróty (zobacz też Ręczne sterowanie punktozą). Nie tylko w mediach społecznościowych klikalność czasem wyprowadza na manowce. Publikowanie i wygłaszanie referatów jest obowiązkiem każdego naukowca. Z jednej strony dokumentuje to jego aktywność, a z drugiej strony każda dyskusja sprzyja procesowi naukowemu. Nie można więc milczeć. Systematycznie uczymy się, jako świat akademicki, nowych form komunikacji naukowej. Poza tradycyjnymi już referatami na konferencjach, publikacjami w czasopismach i w książkach powoli rodzą się nowe standardy w mediach elektronicznych. Trwa czas poszukiwań nowych form komunikacji w świecie nowej oralności i nowej piśmienności. Czas poszukiwania najbardziej efektywnych form dyskusji i komunikacji między specjalistami praz między naukowcami a dziennikarzami i szerokimi kręgami społecznym. Większy organizm wymusza zmiany struktury wewnętrznej. Tak jest w ewolucji organizmów żywych i tak jest zapewne w systemach społecznych i w noosferze. 

Slow science to nawiązanie to powolności i długiego namysłu. Gdzie mniej znaczy więcej. Uważność to sztuka dostrzegania szczegółów z dalszego planu. Pospiech jest wrogiem uważności. System corocznej oceny utrudnia pisanie prac tylko wtedy gdy jest o czym, a nie dlatego by były punkty do oceny. Aktywna bezczynność w czasie urlopu może wydawać się bezproduktywnym lenistwem. Bezczynność w publikowaniu, aktywność w myśleniu i uważności. Jest jak odpoczynek w czasie długiej wędrówki. Można zerknąć do mapy i sprawdzić czy idziemy we właściwym kierunku. Tą mapą są wartości i sens. Warto jednak uczynić mała dygresję milczenie może oznaczać brak czegokolwiek do powiedzenia jak i głębszy namysł. Podobnie z leżeniem na trawie - może oznaczać uważność i refleksję ale może być wynikiem zwykłego i bezmyślnego lenistwa. Trzeba uważności w obserwowaniu by odróżnić jedno od drugiego.

Leżąc na łące lub siedząc na ławeczce w parku rozmyślam w aktywnej bezczynności. Uczę się innej aktywności. By zrobić mniej a przez to więcej. Tak jak w każdym tekście więcej słów nie zawsze czyni więcej treści lub nie czyni wypowiedź bardziej zrozumiałą. W trakcie pisania dokonujemy licznych skrótów. By mniej znaczyło lepiej a więc więcej zrozumienia i dotarcie do szerszego grona odbiorów. W dobrych redakcjach czasopism proces akceptacji tekstu z recenzjami, poprawkami, dopracowywaniem szczegółów w szerokiej dyskusji przyczynia się do lepszej jakości. Na blogu jest tylko wewnętrzna samokontrola. To słabsze mechanizmu tworzenia dużej wartości. W zespołowym procesie redakcyjnym zazwyczaj powstają lepsze i bardziej komunikatywne teksty (wypowiedzi). Wartość nauki wynika z jej kolektywnego i kumulatywnego charakteru. I z dyskusji. 

Pisać z sensem i z potrzeby komunikacji a nie dla ocen i punktów. Liczby są przydatne tak jak kamienie milowe w czasie pieszej wędrówki. Ocenianie jest pomocne lecz nie jest celem samym w sobie. Niech do publikacyjnej i komunikacyjnej aktywności pobudza  wewnętrzna  ciekawość a nie punkty. Bo te łatwo wypaczyć, czego przykładem jest najnowsza ministerialna punktacja czasopism pełna absurdów i fałszywej monety.


PS. Wielu naukowców (w tym i ja) w czasie urlopu próbuje nadganiać publikacyjne zaległości, pisać recenzje doktoratów czy habilitacji, ekolodzy pracują w terenie i zbierają materiał do badań. Nie jest łatwo o samodyscyplinę i rzeczywisty wypoczynek. 


Poszerzona wersja felietonu Z Kłobukowej Dziupli dla Wiadomości Uniwersyteckich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz