Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podcasty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podcasty. Pokaż wszystkie posty

11.09.2024

A w środy tłumaczę świat, biologiczny świat

Fot. Archiwum Radia Olsztyn
 

Po wakacyjnej próbie z tłumaczeniem świata w Radiu Olsztyn, pojawiła się propozycja by kontynuować. We wrześniu rozpoczął się rok szkolny a niebawem rozpocznie się rok akademicki. A co z resztą? Człowiek uczy się całe życie, dlatego można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy uczniami, jesteśmy studentami. Bo człowiek ze swej natury jest ciekawy świata i chętnie się uczy. Dlatego powstały tak liczne uniwersytety trzeciego wieku. Po co emerytom uczenie się i poszerzanie swojej wiedzy? Przecież już nic nie muszą, nie przyda się im do pracy zawodowej i podnoszenia kwalifikacji. Od tej nauki nie dostaną lepszej pracy i wyższej pensji. A jednak przychodzą na wykłady, uczestniczą w warsztatach i uczą sie czegoś nowego. Z czystej przyjemności. Podobnie dorośli już pracujący z własnej ciekawości poznają inne, także pozazawodowe tematy. Uczymy się przez całe życie i zazwyczaj z dużą przyjemnością. I dobrze, że publiczne radio poszerza możliwości tłumaczenia świata.

Uniwersytet to nie tylko wykłady i ćwiczenia dla studentów, to także upowszechnianie wiedzy w szerokich kręgach społecznych. Krótkie, radiowe felietony, w których chcę objaśniać złożoności świata żywego, zachodzących w biosferze procesów i powiązania człowieka ze wszytkimi otaczającymi go elementami, traktuję jako ważną i potrzebną misję uniwersytetu. Przy okazji sam uczę się bardzo krótkich form wykładowych. W tym radiowym tłumaczeniu świata uczymy się wszyscy, i radiosłuchacze i mówiący do mikrofonu swoje felietony. 

Jest więc coś stałego, w każdą środę rano ok, godz. 9.30, w ramach szerszego cyklu, przygotowanego przez zespoł ludzi. Ale nie jestem jedynym z UWM, Radio Olsztyn znakomicie korzysta z kapitału ludzkiego, skupionego w uniwersytecie. Taka jest rola uniwersytetu, być w społeczności lokalnej i współpracować ze swoim otoczeniem społeczno-gospodarczym. My uczymy się mówić (jest także Postój z Nauką w Radiu UWM FM) i w ten sposób rozwijamy własne kompetencje dydaktyczne i komunikacyjne. UWM w pełni zasługuje na swoją nazwę, że jest to uniwersytet warmiński i mazurski bo w tym regionie funkcjonuje. 

O czym są moje radiowe felietony? O życiu biologicznych, o zjawiskach przyrody. Najkrócej można byłoby to ująć w sentencji "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego". Chyba jako pierwszy wypowiedział te słowa Grek, Anaksagoras, przedstawiciel jońskiej filozofii przyrody, żyjący jakieś prawie pół tysiąca lat przed narodzeniem Chrystusa. Jego sposób widzenia świata był oczywiście inny od współczesnego, niemniej  wykorzystuję jego słowa do syntetycznej ilustracji biologii. "We wszystkim jest część wszystkiego" - nawiązuje niemalże do istoty chasydzkiej opowieści, gdzie za pomocą jednego szczegółu można opowiedzieć o ogólnych prawach i zasadach. Ja również w swoich felietonach przedstawiam jakiś pojedynczy aspekt, jakąś ciekawostkę, mały problem. Jest to opowieść sama w sobie lecz w tle przemycam objaśnienie praw bardziej ogólnych. W ten sposób chcę pomóc słuchaczom w zrozumieniu tego, czym jest biologia, nauka o życia i jak funkcjonuje przyroda. 

O ile wiemy z zachowanych zapisków Anaksagoras był pierwszym filozofem starożytności, który określił zasadę świata jako nous, czyli niezależną siłę rozumu. To ta siła rozumu wprawia materię w ruch, to za sprawą owej nous powstały wszystkie rzeczy na tym świecie. Ze współczesnym rozumieniem nauki wspólne jest to, że nic nie bierze się z niczego ani nie znika, tylko ulega przekształceniu.  Jak objaśniał Anaksagoras, każda rzecz jest strukturą, złożoną z zasad (elementów), że we wszystkim jest cząstka wszystkiego. Anaksagoras, tak jak wielu starożytnych filozofów przyrody uważał, że Ziemia jest płaska, utrzymywana w górze przez powietrze. Do niektórych starożytnych sentencji współcześnie przypisujemy nieco inną treść i inne wyjaśnienia jak wszystko ze sobą jest powiązane i jak stany wcześniejsze wpływają na stany obecne. 

Dla mnie "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego" to bardzo syntetyczne zapisanie zasad ekologii i praw ewolucji. W felietonach radiowych staram się pokazać niektóre elementy otaczającego świata i to, jak powiązane są z innymi. Oraz jak jedne sytuacje wynikają z tych poprzednich. 

Anaksagoras twierdził, że nie istnieje powstawanie czegokolwiek z nie istniejącego, ani ginięcie jako obracanie się w nicość. To, co nazywa się powstawaniem, jest w istocie mieszaniem się zasad, ginięcie natomiast to ich rozdzielanie. Podobnie twierdzi współczesna fizyka w swoich prawach termodynamiki. Analogicznie możemy odnieść to do biosfery - człowiek jest częścią całości, mocno powiązany z przyrodą a w ekosystemach nic nie bierze się z niczego i nie znika. Ulega tylko przekształceniu. Te butelki plastikowe, które wyrzucamy na śmieci wcale nie znikają. Włączone są do różnych przemian oraz procesów i wracają do nas pod postacią np. mikroplastiku. 

Podcasty w radiu Olsztyn to miniwykłady o biologii, systematycznie podawana wiedza w małych porcjach, w formie radiowych dźwięko do słuchania synchronicznego i asynchronicznego. I bez ocen. Bez rankingów, bez dyplomów i zaświadczeń. Wiedza rozproszona w małych porcjach przez całe życie. Nowy pomysł na uniwersytet, budowanie nie od nowa lecz z wykorzystaniem tego co było, przekształcanie. Nic nie bierze sie z niczego i nie znika. 

Czy biologia jest nauką do wykucia na pamięć? 1,7 miliona opisanych gatunków, a jest ich obecnie na Ziemi 5-10 milionów (zatem naukowcy w swej wytrwałej pracy pomnożą liczbę znanych gatunków organizmów żywych), do tego białka, enzymy, geny, ekosystemy, biomy, zbiorowiska, części struktury organizmów i komórek, procesy.... Koszmarnie dużo, nie do ogarnięcia dla jednego człowieka. Ale już w społecznym konektomie - jak najbardziej. Wiedza rozproszona w ludzkich mózgach i pozaludzkich nośnikach pamięci. Każdy wie coś, nikt nie wie wszystkiego, ale razem mamy ogromną wiedzę.

Ten ogrom różnorodność można opowiadać w formie histori naturalnej, praw ewolucji i sukcesji ekologicznej. Zapraszam w każdą środę rano do Radia Olsztyn. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627



8.09.2024

Guziki z jeziora i rzeki

Wyrzucone na brzeg małże w czasie bagrowania rzeki, środkowy bieg rzeki Łyny.


Świat jest całością, a jeśli tak, to za pomocą jednego szczegółu, jednego przekładu, można objaśnić ogólne zasady i prawa. Można zachwycić się złożonością procesów i zrozumieć prawa przyrody, które i nas dotyczą…

Teraz coraz bardziej dotyka nas zaśmiecenie plastikiem i odpadami, w rzekach i jeziorach także. Efekt określonego stylu konsumpcji i wprowadzania do środowiska zbędnego produktu przemiany metabolizmu naszej gospodarki. Nie ma jeszcze komponentów biologicznych, które zajęły by się tym zasobem i na powrót wprowadziły do gospodarki. Sami musimy to robić, w pełni antropogenicznie. Po prostu musimy rozwijać gospodarkę cyrkulacyjną z pełnym wykorzystaniem tego, co wyrzucamy jako zbędne. W zasadzie musimy powrócić do korzeni, bo kiedyś czyniliśmy tak z powodu biedy. Teraz może ważniejszy będzie rozsądek. I myślenie o przyszłości. Przykładem dawniejszych rozwiązań gospodarki cyrkulacyjnej niech będą małże i... guziki do naszych ubrań.

W naszych rzekach, strumieniach i jeziorach spotykamy małże. Każdy je zna. A czy wiecie Państwo, że jeszcze nie tak dawno, jakieś 50-60 lat temu wyrabiano z nich guziki? Pisałem o tym już wcześniej O skójce z grubą skorupką, monitoringu środowiska i guzikarstwie. Ale w skrócie przypomnę i tym razem. Bo dobre opowieści chcą być nieustannie opowiadane.

A było to tak. Gdy w XIX wieku rozwijał się przemysł włókienniczy na ziemiach polskich (wtedy jeszcze w zaborze rosyjskim), wzrosło zapotrzebowanie na guziki. Na obrzeżach fabryk w Łodzi rozwijało się rzemiosło guzikarskie. W małym miasteczku, na północnym Mazowszu, w Sochocinie, powstały liczne małe zakłady, wytwarzające guziki z muszli ślimaków morskich. Surowiec sprowadzano z basenu Oceanu Indyjskiego. Na skutek I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej przerwane zostały szlaki handlowe. Dla guzikarzy zabrakło surowca. Wtedy wykorzystali oni rodzimy surowiec, nasze lokalne małże.

W naszych wodach występują szczeżuje, o cienkich muszlach (teraz coraz liczniejsza staje się szczeżuja chińska, dużo większa i o grubszych muszlach, ale to dla nas nowość). Te się nie nadawały do produkcji guzików. Ale są jeszcze skójki: zaostrzona, malarska i gruboskorupkowa. W stadium larwalnym małże te przyczepiają się do skrzel ryb i tak rozprzestrzeniają się na nowe tereny.

Być może nasi przodkowie jedli nasze słodkowodne małże, jako słodkowodne "owoce morza". Ale zapomnieliśmy o tym. Niemniej na początku wieku XX rybacy wyławiali małże z Wisły i Narwi, i po sparzeniu wrzątkiem, skarmiali nimi świnie. Na bezrybiu i małż ryba – jeśli można sparafrazować stare przysłowie. A w tym czasie woleliśmy wieprzowinę niż mięso bezkręgowców wodnych.

Muszle były odpadem, wysypywanym na pryzmy. I te właśnie wyrzucone muszle dostrzegli rzemieślnicy z Sochocina. Na początek poprosili, czy mogą je zabrać na zasypanie dołów w drodze. Potem rybacy zorientowali się, że to surowiec do produkcji guzików i już nie oddawali za darmo tylko sprzedawali. I tak był zysk - sprzedać można było śmieci. A jeśli się mocniej zastanowić to można dojść do wniosku, że w przyrodzie nic nie jest odpadem. Wszystko zostanie zagospodarowane i włączone do obiegu. W przyrodzie nic się nie zmarnuje a sochocińscy rzemieślnicy byli prekursorami rozwoju zrównoważonego.

Wróćmy jednak do małżowego guzikarstwa. Na ręcznych tokarkach z jednej muszli można było wykroić 2-4 guziki. Po oszlifowaniu, sprzedawali w zestawach przyszyte do kartoników guziki. Ja jeszcze pamiętam z dzieciństwa te guziki z masy perłowej, pięknie się mieniące. W handlu były dostępne do lat 60 ubiegłego wieku. Teraz można je spotkać jedynie w muzeach lub na targach staroci. Mało kto jednak zna ich historię. Jeśli nawet gdzieś spotka, to nie dostrzeże ani polskich małży, ani rzemiosła z małych miasteczek, ani sensu rozwoju zrównoważonego.

Obecnie mamy dużo takich guzików z plastiku. Nie ma już guzików, wyrabianych z naszych rodzimych małży. Nadmiar guzików, z taniego plastiku. Gdy byłem mały w domu zbierało się wszystkie guziki. Bo mogły się przydać.  Potem guziki spowszedniały i są w nadmiarze. mam w domu pudełko z guzikami, zbierane nawykowo. Ale już sam nie przyszywam. Chyba, że od wielkiego dzwonu. Każda koszula czy marynarka ma włożony zestaw guzików zapasowych. Gdyby się jakiś urwał, to jest go czym zastąpić i będzie w takim samym wzorze. Jak chłopiec próbowałem nawet zbierać guziki. Jednak w nadmiarze wzorów kolekcjonowanie straciło sens - było tego za dużo. 

Wróćmy jednak do małży, które obecnie są mocno zagrożone niepotrzebnym bagrowaniem rzek – w czasie tych zabiegów wyrzucane są z mułem na brzeg i giną. Nie sprzyja im także zanieczyszczenie wód. Gina zupełnie bez sensu i bez celu...

Drogi czytelniku (i czytelniczko), gdy będziesz zapinał koszulę lub spodnie, będąc nad rzeką czy jeziorem i zobaczysz na dnie małże, pomysł o ich roli w ekosystemie – oczyszczają nasze wody. Małże są filtratorami. Pomyśl także o historii lokalnego przemysłu, o gospodarce cyrkulacyjnej i o powiązaniu handlu światowego z naszym codziennym życiem.

Teraz małże narażone są na inne zagrożenia. W wyniku niepotrzebne, odwadniającej melioracji i niedobrego zwyczaju bagrowania rzek, wraz z osadami z rzek usuwane są małże. Gina na brzegu setkami. Do tego, na skutek zasolenia wód w okresie letnim nie tylko w Odrze rozwijają się złote algi. Zagrażają nie tylko rybom lecz i małżom. A dodatkowo brak ryb to brak możliwości dyspersji.  Dwie klęski w jednym. 

Ostatnio polscy naukowcy odkryli, że skójka gruboskorupkowa to 16 odrębnych gatunków żyjących w Europie, z których dwa występują w Polsce. Wiele jest jeszcze do odkrycia. I dobrze byłoby zdążyć zanim całkowicie wyginą...

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. Felieton wyemitowany był 3 lipca 2024 roku. Znajduje się w dźwiękowym archiwum Radia, dostępny poline.

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


5.09.2024

Czy świat bez pasożytów były lepszy?

Sielski widok łąki a na niej niewidoczne pasożyty, drapieżniki, roślinożercy. Pod tą piękną sielskością toczy się brutalne życie i walka o przeżycie. I regulacja ekosystemów.


Jest lato, spisz sobie smacznie w pięknych okolicznościach przyrody. I słyszysz brzęczenie komara. Cała sielskość znika. I nie dlatego, że sam dźwięk przeszkadza. Dźwięk jest zapowiedzią ukłucia a potem męczącego swędzenia. A co, jeśli tych komarów jest więcej? Lub inny przykład - spacer na łonie przyrody i nagłe uczucie bolącego ugryzienia przez ślepaka czy muchę końską. Kolejny krwiopijca. Ileż tych pasożytów wokół nas? Do tego krwiopijne meszki nad rzekami, kuczmany, pchły, wszy czy nawet takie kleszcze. Oraz mnóstwo pasożytów tych mniej widocznych: tasiemce, glisty, motylice wątrobowe i cała rzesza chorobotwórczych, pasożytniczych mikroorganizmów, wliczając w to także wirusy. Nie jednemu z nas w takich momentach przychodzi do głowy myśl: czy świat bez pasożytów nie byłby piękniejszy? Po co one są na tym świecie? 

Wyobraź sobie świat bez komarów, wszy, tasiemców, kleszczy, wirusów. Byłoby wspaniale, nieprawdaż? Nie tylko pasożyty nam zagrażają. Przecież są groźne drapieżniki, takie jak wilki, tygrysy, lwy. Ale tych zagrożeń śmierci w paszczy z kłami dużo większą atencją darzymy drapieżniki. Roślinożercy zjadają rośliny, też przyczyniają się do śmierci lub okaleczenia konkretnych gatunków. Lecz pośród róznych konsumentów to właśnie pasożyty są jakieś takie odrażające. Nie jesteśmy roślinami więc roślinożercy są dla nas jedynie pokarmem lub szkodnikami, gdy zjadają nasze rośliny. Drapieżniki mogą nas zabić np. taki niedźwiedź czy wilk. Boimy się ich lecz jednocześnie odnosimy z szacunkiem i uznaniem. A pasożytów nie lubimy, mimo że jedynie trochę nas podjadają. Czasem tylko mogą nas mocno osłabić lub przyczynić się do śmierci.

Jako ludzie lubimy szukać sensu w otaczającym nas świecie. Dlaczego są pasożyty na świecie? Biolog i ekolog odpowie najkrócej - bo mogą być. Bo ewolucja biologiczna ich nie wyeliminowała. W przyrodzie jest tak, że jak jest jakieś środowisko, jakieś zasoby, to znajdzie się taki gatunek, który się na nie połasi i wyciągnie rękę a raczej jęzor, zęby, ssawkę czy kłujkę. Jeśli jest coś do zjedzenia to ktoś zje na różne sposoby i możliwości.

Pasożyty, tak jak drapieżniki, pełnią w ekosystemach rolę regulacyjną. Regulują liczebność, nie pozwalając za bardzo rozrosnąć się danej populacji czy gatunkowi. Zatem, gdyby nie było pasożytów i drapieżników oraz roślinożerców… to byłoby bardzo źle, byłaby klęska. Byłby głód i walka bratobójcza. A jeśli ginąć to chyba lepiej z rąk wroga niż swojaka. Tak jakoś sensowniej. Bo wróg to wróg, z definicji jest zły. Ale bracia i siostry nie powinni być źródłem naszych nieszczęść i śmierci.

Weźmy pod uwagę człowieka. W dużym stopniu wyzwoliliśmy się z pod presji drapieżników i pasożytów. I mamy 8 miliardów ludzi na Ziemi oraz narastający kryzys klimatyczny. Jeśli sami nie będziemy kontrolowali naszej liczebności w nawiązaniu do pojemności środowiska, to uczynią to choroby czyli jakieś pasożyty bakteryjne, wirusowe czy protistowe (dawniej powiedzieli byśmy pierwotniakowe).

Co to jest drapieżnik? To taki organizm, który zjada inny organizm, lis zjada gryzonia, wilk jelenia. Zabija i zjada. A pasożyt? To taki, który podjada ale zazwyczaj nie doprowadza do śmierci organizmu – swojego żywiciela. Tak jak komar, kleszcz czy tasiemiec. Spójrzmy na to nieco inaczej – drapieżniki pasożytują na populacji swoich ofiar. Wilk zabija jelenia i zjada. Ale z populacji wilki pobierają tylko część osobników. Gdy za dużo zjedzą, to same głodują i zdychają. Spada liczebność drapieżnika a wtedy wrasta liczebność ofiary, np. jeleni. Co oczywiście umożliwia ponowny wzrost liczebności samego drapieżnika. samoregulujący się mechanizm ekosystemowy.

Są jeszcze parazytoidy, np. wśród owadów gąsieniczniki czy rączyce. Taki parazytoid składa jaja na gąsienicy motyla. Z jaja wylęga się larwa, która podgryza gąsienicę. Tak jak typowy pasożyt. Gąsienica rośnie, nawet czasem dochodzi do stadium poczwarki. Pod koniec larwa parazytoida intensywnie żeruje i zabija swoją ofiarę, tak jak typowy drapieżnik. To oczywiście nie koniec całej gamy różnorodnych strategii i sytuacji w przyrodzie. Przyroda jest złożona i bogata w różnorodne relacje między gatunkami.

Pasożytnictwo istnieje od początku życia na Ziemi. Pojawiło się chyba nawet wcześniej niż organizmy komórkowe, czego dowodem są wirusy. I w czasie milionów larw ewolucji nasze organizmy przystosowały się do obecności pasożytów. Mamy nadmiar narządów, komórek itp. bo i tak coś stracimy. I na te straty jestesmy już przygotowani. Dlatego możemy żyć z jedną nerką jednym płucem, kawałkiem żołądka.

Obecnie, gdy człowiek żyje w świecie zubożonym, z niewielką liczbą pasożytów… to pojawiają się inne problemy. Na przykład alergie. Nasz system odpornościowy przez miliony lat doskonalił się by zwalczać pasożyty. A z braku wroga czasem głupieje i atakuje własny organizm. Lub histerycznie reaguje na różne substancje. Na przykład niegroźne pyłki traw, orzechy czy sierść kota. Tak jak wojsko w społeczeństwie w czasie pokoju. Z braku zajęcia i z nudy może obrócić się przeciw własnemu społeczeństwu.

Pasożyty były więc od samego początku. I czasem mniej tracimy na skutek jakiegoś pasożytniczego podjadania niż gdybyśmy podjęli bezwzględną walkę z nimi. Bo koszty walki będą jeszcze większe. Znajduje to nawet odzwierciedlenie w przysłowiu ludowym, nakazującym by mądrzejszy ustąpił głupiemu. Fakt, ustępując coś straci, lecz wdając się w kłótnię z głupcem straci jeszcze więcej.

Nie potrafię wyobrazić sobie świata bez pasożytów. Co nie znaczy, że nie oganiam się od komarów, czy nie unikam kleszczy. Zarówno mój system odpornościowy jak i moje zachowanie nastawione są na zwalczanie i unikanie pasożytów. Myję więc ręce przed jedzeniem, a po wycieczce do lasu sprawdzam, czy nie przyczepił się jakiś kleszcz.

Drogi słuchaczu, jeśli dokuczają ci letnim czasem komary, kuczmany, meszki czy muchy końskie, psując radość wypoczynku, to podejść do tego filozoficznie. Pasożyty były, są i będą. Nie te to inne. Zaakceptuj nieuniknione. I unikaj kontaktu. Niemniej bez strat nie wrócisz z wypoczynku na Warmii i Mazurach. 

Mądrością jest zaakceptować to, czego nie możemy zmienić. Pasożyty należą do mechanizmów regulacyjnych w ekosystemach biosfery. Bolesna regulacja. Ale bez niej złożoność siata żywego na wszystkich poziomach nie byłaby chyba możliwa.

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


Moje wszystkie felietony zebrane są tu:


25.08.2024

Czy będziemy musieli jeść owady?

Sałatka z larwami mącznika młynarka, maj 2024 r.
Przygotowana wspólnie ze studentkami w ramach wykładu.

Czasem spotkać możemy się z sensacyjnymi wiadomościami i protestami, że o to ktoś, na przykład ta niedobra Unia Europejska, będzie nas zmuszała do jedzenia owadów. Jeść takie robactwo? A feee, jak można do tego zmuszać? Ja tam nikogo nie zmuszam, sam spróbowałem i to razem ze studentami. Ich też nikt nie zmuszał, kto chciał to próbował. A wszyscy uczestniczyli w całym procesie przygotowania sałatki, pizzy i owsianych ciasteczek z larwami mącznika młynarka. W wielu kulturach ludzie na co dzień jedzą owady i to od samego początku naszej ludzkiej historii. 

Owoce morza czyli różne zwierzęta morskie, takie jak krewetki, homary, jeżowce, małże, ośmiornice itd., zjadamy chętnie i uważamy za dania luksusowe, zdrowe i smaczne. A jednocześnie w naszej lokalnej, polskiej kulturze raczej brzydzimy się owadami w pożywieniu. A czy ktoś nas zmusza do zjadania "robaków"? Nie zmusza nas do tego ani Unia Europejska ani żadni ekoterroryści. Jeśli już to zmusić do tego może nas sytuacja. Głód jest najlepszym kucharzem. Co prawda i tak nieświadomie jemy owady. To może być nawet co najmniej pół kilograma lub nawet półtora kilograma rocznie. I wcale nie dlatego, że w czasie jazdy rowerem wpadnie nam mucha lub komar do ust. Wraz z ziarnem zmielone mogą być owady i wtedy ich resztki znajdują się w pożywieniu. Także w pieczywie, chlebie naszym powszednim. A skoro mącznik młynarek bywa szkodnikiem magazynowym i żeruje na ziarnie, to z pewnością i tak każdy z nas już zjadał te owady.

Czy nasza dieta jest stała? Nie, na przestrzeni wieków się zmieniała i ciągle się zmienia. Jeszcze nie tak dawno dla naszych przodków ziemniak czy pomidor był czymś obcym i nieznanym. Mój dziadek wspominał, że jako mały chłopiec pojechał ze swoim ojcem na targ do Wilna, jabłka sprzedawać. I sobaczył u kogoś piękne, czerwone owoce. Bardzo chciał spróbować. Z zarobionych na jabłkach pieniędzy kupił jednego pomidora. Sprzedawca ostrzegał go, że może nie smakować, że trzeba najpierw z solą i pieprzem, żeby się przyzwyczaić. I rzeczywiście wtedy mojemu dziadkowi pięknie czerwono wyglądający owoc nie posmakował. A wiele lat później z chęcią i ze smakiem zjadał. Nawet bez pieprzu i bez soli. Nasze pomidory ciągle się zmieniają, wchodzą nowe odmiany, większość jest modyfikowana genetycznie by uzyskać cechy jak najbardziej korzystne dla... handlu. Na przykład by wolno dojrzewały i miały twardą skórkę. Bo to ułatwia transport i długie leżenie na sklepowych półkach. Najpewniej moje pomidory smakują inaczej, niż te sprzed kilkudziesięciu lat. Czy są smaczniejsze? To kwestia gustu i przyzwyczajeń.

Ale wróćmy do owadów. Jeszcze nie tak dawno w Polsce nie zwykliśmy jadać owoców morza, czyli różnego morskiego "robactwa". A teraz z ochotą zjadamy nie tylko krewetki ale i inne dziwne zwierzęta z dalekich mórz, jakieś omułki, ostrygi, przegrzebki choć w naszych wodach mamy takie małżę jak skójki i szczeżuje. Ale raki to jedliśmy traktując nawet jako rarytasy. Teraz w naszych wodach królują raki pręgowane i niezbyt chętnie je zjadamy, mimo że są tylko niewiele mniejsze od tych szlachetnych. Dlaczego? Bo są nowe w naszym krajobrazie kulturowym i kulinarnym?

Jaka sytuacja może nas zmusić do jedzenia owadów świadomie i na dużą skalę? Zmusić nas mogą zmiany klimatu i coraz liczniejsza populacja ludzka. Jest już nas na Ziemi ponad 8 miliardów. Zmusić nas może czas i nowe mody kulinarne.

Po raz pierwszym bardzo zmieniliśmy swoją dietę, gdy ludzkość porzuciła łowiecko-zbieraczy tryb życia i przeszła na osiadły, rolniczy sposób zdobywania pożywienia. Stało się to niezależnie od siebie w kilku miejscach na Ziemi. A wiec bardziej jakaś ogólna prawidłowość niż przypadek. Zmusiły nas do tego zmiany klimatu, zwiększenie liczebności populacji ludzkiej i wyczerpywanie się zasobów pożywienia. Początkowo rolnictwo dawało gorszej jakości żywność a w licznych społecznościach szybko roznosiły się choroby. Można powiedzieć, że rolnikom żyło się gorzej, co można zaobserwować po ich kościach - byli mniejsi i bardziej schorowaniu w porównaniu do współczesnych im  łowców-zbieraczy. Niemniej rolnictwo umożliwiało utrzymanie się nawet 10 razy liczniejszej populacji na tym samym obszarze, w porównaniu do łowców-zbieraczy. Przez ostatnie 10 tysięcy lat systematycznie udomawialiśmy kolejne zwierzęta i kolejne gatunki roślin. I sukcesywnie odchodziliśmy od zbieractwa i łowiectwa na rzecz hodowli i rolnictwa. Maleńkie relikty pozostały w formie grzybobrania, polowań na zwierzynę czy zbierania ziół.  Nauczyliśmy się nawet pić mleko w wieku dorosłym, co było i dla wielu jeszcze jest, bardzo niezdrowe.

W naszej historii ciągle wzbogacaliśmy naszą dietę. Gdy jedne źródła się wyczerpywały to znajdowaliśmy nowe a nasza dieta i przyzwyczajenia kulinarne nieustannie się zmieniały. Więc to, że teraz wiele osób z obrzydzeniem patrzy na owady w pokarmie, wcale nie znaczy, że za kilka dziesięcioleci nie będziemy się nimi zajadali. Ze smakiem.

Gusty i smaki kulinarne kształtują się w pierwszych latach ludzkiego życia, tak około do 7. lat. To w wieku dziecięcym, naśladując starszych, możemy rozsmakować się w tak dziwnych potrawach jak zupa z krwi czyli czarnina, kiszone ogórki czy kiszona kapusta. Przecież w wielu kulturach ludzie na te potrawy patrzą z obrzydzeniem! A my się zajadamy ze smakiem.

Dlaczego mielibyśmy jeść owady a nie wieprzowinę czy wołowinę? Do wyprodukowania jednego kilograma białka owadziego potrzeba znacznie mniej wody i paszy niż do takiego samego kilograma wołowiny czy wieprzowiny. Wraz z ociepleniem klimatu coraz bardziej odczuwamy deficyty wody, także dla rolnictwa. Wołowina stanie się bardzo drogim luksusem. A owady możemy hodować nawet u siebie w domu, w specjalnych pojemnikach, tak jak teraz uprawiamy szczypiorek, pietruszkę czy inne zioła na okiennym parapecie. Domowe owady karmić możemy resztkami ze stołu. Takie miejskie rolnictwo. Owad to nie świnia czy krowa, zmieści się w domu na szafce kuchennej.

Owady zjadać możemy w różnej postaci. Także w postaci zmielonej mączki, dodawanej do różnych innych produktów. Czego oczy nie zobaczą to i serce a raczej żołądek nie zaboli. A czyż obecnie parówki czy inne wędliny składają się tylko z mięsa? Wiecie ile procent mięsa jest w konserwie mięsnej? Sprawdźcie przy najbliższej wizycie w sklepie. Zdziwicie się.

Alternatywą dla zjadania owadów może być wegetarianizm. Bo produkcja tradycyjnego mięsa dla licznej populacji ludzkiej i w dobie ocieplenia klimatu będzie coraz bardziej ekskluzywna. Sami sobie stworzyliśmy tę sytuację.

Jedną z konsekwencji ocieplenia klimatu będzie… świerszcz na śniadanie i mącznik młynarek na obiad. A jak nie smakuje to na pewno wina kucharza.


Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. Felieton o owadach wyemitowany został w dniu 21 sierpnia 2024 r,

Wszystkie nagrania archiwalne dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


13.08.2024

Susze i powodzie w jednym pakiecie klimatycznym

Pojezierze Gostynińskie, dno jeziora.

Wiele osób wypiera coraz bardziej dostrzegalne skutki globalnego ocieplenia. To nie tylko wysokie temperatury w coraz liczniejszych regionach świata, nie tylko pożary lasów lecz i coraz dotkliwsze susze w naszym kraju. Coraz częściej słyszymy o suszach i powodziach. Jak to możliwe by jednocześnie było za mało i za dużo wody? I to wszystko jako efekt globalnego ocieplenia klimatu?

Wyobraź sobie garnek z wodą, stojący na gazie lub kuchence elektrycznej. Zaczyna bulgotać, bo woda już wrze. Co się stanie, gdy podkręcisz gaz lub kuchenkę indukcyjną? Do garnka z wodą dotrze więcej energii. Dalej będzie woda w środku bulgotała, tylko intensywniej. Może nawet wykipieć i będzie trzeba sprzątać po tej kuchennej katastrofie. Czyli będzie tak samo bulgotało, tylko że intensywniej. Podobnie jest z klimatem Ziemi. Gazy cieplarniane w atmosferze są jak pokrywka na garnku - zatrzymują ciepło i podnoszą temperaturę w skali całego globu. Jest więcej energii w atmosferze i w oceanach. Zjawiska pogodowe są takiej jak dawniej, tyle że zachodzą bardziej intensywnie a te ekstremalne zdarzają się coraz częściej. 

Na skutek zwiększenia się ilości m.in. dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, więcej energii jest zatrzymywana i nie wypromieniowuje w kosmos. Zupełnie tak jakbyśmy przykryli się cieplejszą kołdrą. A przecież to nie kołdra nas grzeje tylko nasze ciało. Jest nam cieplej, bo kołdra zatrzymuje więcej ciepła niż cienki koc. Ciepła wytwarzanego przez nasz organizm. Podobnie z gazami cieplarnianymi w naszej atmosferze - one tylko zatrzymują ciepło, które normalnie wypromieniowane było w kosmos.

Tak czy siak w atmosferze jest więcej energii. I cóż się dzieje? W zasadzie to samo tylko bardziej. Jest więcej burz i intensywnych opadów, więcej tajfunów i tornad. A w naszym regionie jest więcej dni ciepłych w ciągu całego roku. Cieplejsza zima to także mniej dni z pokrywą śnieżną. To, co spadnie w miesiącach zimowych, zdąży stopnieć i odpłynąć do Bałtyku zanim nadejdzie wiosna. I tej wody brakuje potem rolnictwu. Stąd susze. Najpierw susza atmosferyczna, potem hydrologiczna i rolnicza a potem hydrogeologiczna. 

Skoro jest cieplej, to wydłuża się sezon wegetacyjny. Rośliny mogą rosnąć dłużej. Możemy mieć więc większe plony? Ale oprócz światła słonecznego i cieplejszych dni do wzrostu roślin potrzebna jest także woda. Bez niej nie będzie większych plonów. Jeśli spada w ciągu roku tyle samo wody, ale jest więcej dni ciepłych, więcej dni dogodnych do fotosyntezy, to więcej wody potrzeba na transpirację. Ale tego więcej nie ma z chmur. Drogi słuchaczu, jeśli jeden litr wody wystarczy Ci do zaspokojenia pragnienia w ciągu jednego dnia, to czy ten sam litr wystarczy na tydzień? Ta sama ilość wody ale na więcej dni? Nie. Analogicznie jest z wodą w przyrodzie i na potrzeby rolnictwa. Tyle samo nie wystarczy na więcej (dłużej).

Dlatego mamy susze. Tym bardziej, że brakuje nam zimowej retencji wody w postaci śniegu. Zatem skąd ją brać dla rolnictwa? Więcej z nieba nam nie spadnie. A zasoby wód głębinowych, zgromadzonych w poprzednich okresach geologicznych, także wykorzystujemy ponad miarę i one się kurczą.

Wspomniałem o intensywniejszych zjawiskach pogodowych. Jeśli deszcz jest niewielki, ale trwa długo, to woda w dużym stopniu zdąży wsiąknąć i odnowić podziemne zasoby wody. Ale jeśli jest to krótka lecz intensywna ulewa, to mimo że spadnie taka sama ilość wody, to niewiele wsiąknie - bo nie zdąży, zwłaszcza na wysuszonej glebie. A jednocześnie szybko pojawiają się podtopienia i powodzie. Woda szybko odpłynie rzekami do Bałtyku, niewiele jej zostanie w glebie i niewiele zdąży zasilić wody podziemne. Będzie chwilowa powódź a potem susza. Dwa w jednym.

Wraz z ocieplaniem klimatu będziemy coraz bardziej doświadczać susz i powodzi jednocześnie. Tylko pozornie jest to paradoks. Cóż robić by minimalizować straty? Musimy zatrzymać jak najwięcej wody w postaci małej retencji. Ta mała retencja zsumowana wcale nie jest taka mała. Skoro znika śnieg i nie zostaje do wiosny w postaci zimowej retencji, to musimy szukać innych sposobów. Po pierwsze musimy zmniejszyć odpływ wody rzekami. Zatrzymać jej jak najwięcej na terenach torfowiskowych i bagiennych. By jak najdłużej pozostawała w krajobrazie i pozwalała na odnawianie zasobów podziemnych. Zatem nie należy już prowadzić melioracji odwadniających, jakie prowadziliśmy przez kilka wieków, a raczej zatrzymywać wodę. Musimy zmienić nawyki indywidulane i instytucjonalne. Na przykład nie prostować rzek przez ich melioracje. Poza efektem zwiększonej retencji to także zwiększenie ich zdolności do samooczyszczania wód. Przykładem jest Wisła, tak samo zasolona i zanieczyszczona jak Odra ale jest mniej uregulowana. W bardziej naturalnym korycie pełniej zachodzą procesy samooczyszczania i regulacji. 

Im więcej jest terenów z roślinnością, także w miastach, tym wolniejszy jest spływ powierzchniowy (powierzchnia terenu jest bardziej chropowata) a zatem wolniej woda spływa i wolniej tworzy się fala powodziowa i więcej jej wsiąka w glebę. Więcej próchnicy w glebie, to więcej zatrzymanej wody. Bo próchnica działa jak gąbka. Zwiększanie zawartości próchnicy w glebach ornych i na trawnikach miejskich to sposób na zatrzymywanie wody i zwiększenie jest przesiąkania głębiej. 

W tak zwanej małej retencji bezpłatnie pomagają nam bobry. Przykładem może być dawne jezioro Płociduga Duża w Olsztynie. Wykorzystajmy te przyrodnicze procesy dla naszych celów. Ochrona przyrody to inwestycja a nie filantropia. Wymaga szerokiej i głębokiej wiedzy. 

Jeśli nie rozumiemy procesów przyrodniczych, to nie jesteśmy w stanie wdrożyć sensownych działań. Wiedza jest dla nas ważna, także do przetrwania i radzenia sobie ze zmianami klimatu, z suszami i powodziami.

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


12.06.2024

O kojącym duszę obserwowaniu przyrody i nauce obywatelskiej

Prezentacja wyników badań w formie plansz informacyjnych. Jest i dachówka z qr kodem. 
 

Co zmieniła pandemia? Zmusiła do częstszego korzystania z technologii kontaktów online. I to pozostało. Na przykład w pracy z mediami. W podróży byłem w stanie udzielić krótkiego wywiadu, z którego fragment wykorzystany został w materiale filmowym. Okres świąteczny, ja w podróży. Nie ma jak się umówić czy wysłać kogoś z kamerą. Ale odkryliśmy moc kontaktów zdanych i z tego korzystamy.

Wywiady dla mediów mają swoją specyfikę. To krótkie porcje informacji. Czasem bardzo krótkie. A komentarz jest tylko częścią materiału. Musi być wewnętrzna zgoda na spłycenie szerszego tematu i skrót do kilkunastu sekund (zamiast kilku minut). Ta zgoda wpisana jest w sam fakt udzielania wywiadu dla mediów. Przygotowanie to nie tylko kwestia kilkuminutowej wypowiedzi lecz także by zawarta była tam dobra, krótka wypowiedź. A to jest trudne. Wymaga sporych przemyśleń. Nie zawsze mi się to udaje. Ale się nie poddaję. Ciągle próbuję a każda okazja jest kolejną szansą. Zyskuję nowy kanał komunikacji i nowych słuchaczy. 

Wywiad przez telefon i z wykorzystaniem wi-fi. Bo łącze telefoniczne jest za słabe dla dobrej jakości obrazu. Tego nauczyła nas pandemia. I to już na stałe zostało - czasem przyjedzie kamera z operatorem, czasem trzeba się samemu wybrać do studia, a czasem za pośrednictwem internetu. i laptopa. Czasem z wykorzystaniem nawet zwykłego smarfonu - bo tu także jest kamera i odpowiednie oprogramowanie do wideotransmisji. 

O czym był wywiad? O obserwowaniu przyrody wokół nas. Podglądanie przyrody z okien pociągu to dla mnie przyjemność, niewiele się dzieje, jak w serialu, tylko większy ekran i z dodatkowymi efektami. A jeśli przez okno to także mniejsze zużycie prądu, podglądanie przez okno, lub siedząc na ławeczce lub w czasie spaceru. A jak to, co nas interesuje jest daleko, to za pośrednictwem kamer internetowych lub z fotopułapek. Możemy lepiej poznać przyrodę wokół nas. A nie tylko tę z telewizji, z dalekich krajów

To co za oknem, w domu, na balkonie (wysiej chwasty i obserwuj). Przykładem może być krótkie nagranie z fruczakiem gołąbkiem z marca br. Z okien pociągu widziałem liczne sarny, bażanty, gęsi gęgawe, żurawie, kwitnące drzewa, zbiorniki wodne, okresowe na łąkach polach i torfowiskach. To było w czasie podróżny na święta, i w czasie telefonu z prośbą o wywiad. 

Przyrodę możemy obserwować na spacerze, patrzeć jak rosną drzewa, kiedy zakwitają, kiedy owocują, co się pojawia. Jak w serialu tyle, że dzieje się na prawdę. Ślady na ścieżce, nad wodą, coś tu przechodziła. Dramaturgia i przygody. O ile umiemy obserwować i dostrzegać.

Kojąca przyjemność obserwowania i pożytek dla wiedzy. O ile podzielimy sie w wiarygodny sposób swoimi obserwacjami. Tak rozwija sie np. nauka obywatelska. I tu również z pomocą przychodzą nowe technologie, zarówno na etapie rozpoznawania gatunków jak i umieszczania danych z obserwacji i dedykowanych bazach danych. 

Zbliżają się wakacje, czas podróży i wypoczynku. W lipcu możemy włączyć się do ogólnoeuropejskiego liczenia motyli. Dzięki zdjęciom umieszczanym w mediach społecznościowych w ostatnich latach udało sie dobrze udokumentować ekspansję modliszki. Albo na przykład zebrać stanowiska występowania leśnych tulipanów. Z udziałem uważnych obserwatorów zbierane są dane o występowaniu raka sygnałowego. 

Wracając do świątecznego mini-wywiadu dla Polsatu - nie udało się przebić z przekazem tak jak chciałem. Sam napiszę na blogu tak jak chcę. Może zdarzy sie jeszcze inna okazja by opowiedzieć o tym w mediach o ogólnopolskim zasięgu? Musze jednak lepiej przemyśleć krótką wypowiedź. by każde słowo miała swa wagą a całość była spójna i niezdatna do cięcia na kawałki.

Tego lata poćwiczę z Radiem Olsztyn. Podjąłem się krótkich felietonów, objaśniających przyrodę. Człowiek uczy sie całe życie a ciągle wielu rzeczy nie umie. Uczenie się ustawiczne. Bo nauka daje przyjemność i przygodę. W czasie wakacji będę podnosił swoje umiejętności radiowego felietonowania. Jedno sie nie zmieni - będę opowiadał o przyrodzie i o nauce, 

6.09.2022

Wycieczka online - czy ma to sens?

Awers kartki-pocztówki z kodem dostępu do wycieczki online.
 

Kolejna odsłona Olsztyńskich Dni Nauki i Sztuki i mój kolejny prototyp. Jednym słowem dwa w jednym. Chcę pokazać coś "w połowie roboty", coś co powstaje, niemalże in stadu nascendi.  W czasie, gdy planowałem opisywane wydarzenie edukacyjne sytuacja nie była jasna czy będzie możliwość na spotkanie bezpośrednie czy tylko online. Zaplanowałem więc jedno wydarzenie online (drugie, inne jest w kontakcie: O przyrodzie przy muzyce kameralnej). Spotkanie online ma tę przewagę, że w razie zaostrzeń sanitarnych, związanych z Covid-19, nie trzeba będzie go odwoływać w ostatniej chwili. Jednocześnie chciałem przy okazji sprawdzić w działaniu kolejny prototyp edukacyjny. Zrobić kolejny krok i od razu sprawdzić jak działa (nie tylko wymyślać na papierze ale i sprawdzać w działaniu). Stąd na końcu niniejszego tekstu pojawi się prośba o sprawdzenie jak to działa i przesłanie informacji zwrotnych. W ten sposób, drogi Czytelniku, zostaniesz współautorem powstającej innowacji dydaktycznej (edukacyjnej). Z góry dziękuję za współudział.

Podobne prototypu już tworzyłem, metodą chałupniczą. A teraz drugi raz powstaje coś w wersji bardziej profesjonalnej. Całość składa się z dwóch części: 1. papierowej pocztówki z kodem dostępu, 2. wycieczki w programie Genial.ly. Są jeszcze dodatkowe elementy, gromadzone już od dłuższego czasu: teksty na blogu, filmiki na You Tube i pliki dźwiękowe. Tworzyłem i i gromadziłem w przestrzeni publicznej z myślą także o przyszłym wykorzystaniu. Na różne sposoby. Szukam różnych form ponownego wykorzystania. Jednym z nich jest właśnie ta wycieczka online pt. Przygody chruścika Niprzyrówki przygotowana na 20. Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki 2022.

Pokazuję kolejny krok w uczeniu się nowego warsztatu dydaktycznego. Z zachętą do komentowania. W ten sposób tworzymy luźny, wirtualny zespół projektowy. Jednym słowem crowdlearning w praktycznym działaniu. Jeśli chcesz, to możesz dołączyć.

Pokazuję swoje eksperymentowanie na samym sobie, scalanie różnych puzzli. Tworzenie bez początkowego dokładnego planu. Plan ukonkretnia się i  modyfikuje z każdym krokiem, z każdym kolejnym prototypem. To nie jest produkt finalny, to tylko kolejny krok. Ćwiczenie praktyczne. Zaczynając nie wiedziałem dokładnie ku czemu zmierzam i jak ma wyglądać efekt końcowy. Pokazuję coś niegotowego bo liczę na mądrych czytelników (głupiemu nie pokazuje się roboty w połowie - bo i tak nie zrozumie).

Jest to kolejna wersja wycieczki z qr kodami ale realizowane zupełnie inaczej niż do tej pory. Po raz drugi wykorzystuję kartę z kodem dostępu i prezentację w aplikacji Genially. Piknik naukowy to okazja by popularyzować wiedzę. Ale dla mnie to także okazja na eksperymenty dydaktyczne. Niejako drugie dno, druga warstwa, tym razem dedykowana edukatorom. Zwłaszcza takim, którzy poszukują. Jedni zaszli już dalej i może coś podpowiedzą. Inni są na początku drogi i być może czymś się zainspirują. Tworzę coś nowego i eksperymentuję bo tak postrzegam misję uniwersytetu - odkrywać, eksplorować i dzielić się wrażeniami. W tym także błędami. Na marginesie można dodać, że nauka rozwija się dzięki błędom a w zasadzie dzięki analizowaniu tych błędów i refleksji nad nimi. Robię coś dla mnie nowego i niedoskonałego by jako naukowiec nie powielać ciągle tych samych, starych schematów, lecz by wymyślać nowe i odkrywać. By uczyć innych ale i siebie samego przy okazji.

Kliknij w ten  link przy przenieść się do wirtualnej wycieczki. Albo czytaj dalej.

Próbuję zrobić coś w oparciu o powszechnie dostępne zasoby, bezpłatne. Od kilku lat piszę na blogu i część tekstów umieszczam właśnie jako repozytorium, do późniejszego wykorzystania w różnych zestawieniach edukacyjnych. Takich jak Przygody chruścika Niprzyrówki. Po drugie tworzę repozytorium na You Tube. Nagrywając podcasty (Przystanek z Nauką) dla Radia UWM FM od razu myślałem o ich późniejszym, ponownym wykorzystaniu. Próbuję także z Tik-Tokiem, ale nie mam jeszcze pomysłu i wizji jak to wykorzystać. 

Wszystko, nie tylko materiały edukacyjne, można tworzyć na dwa sposoby (dwie strategie): 1. wszystko albo nic 2. ulepszanie po trochu, z rosnącą sprawnością przedsięwzięca. Można więc przygotowywać materiały dydaktyczne, krok po kroku, w strategii działa od zaraz, z rosnąca sprawnością. Przeciwieństwem jest duża inwestycja "wszystko albo nic" - zadziała, gdy położona zostanie ostatnia cegła w dużej inwestycji. Jeśli taką dużą inwestycję przerwać w połowie, tak jak było np. z elektrownią atomową w Żarnowcu, nie działa nic (a cały wysiłek poszedł na marne). Inaczej jest z działaniami rozproszonymi: działa z coraz większą sprawnością, mimo że całość nie jest dokończona. Tak jest np. z elektrowniami wiatrowymi. Z każdym wiatrakiem coraz więcej pozyskujemy energii. Jeśli inwestycja budowy energetyki wiatrowej zostanie przerwana w połowie, to działać będzie z 50% sprawnością. Nie będzie 100% zakładanego efektu ale coś będzie. To nie jest jeszcze efekt docelowy, ale jednak coś działa. Włożony wysiłek nie zostanie zmarnowany.

Tak i ja uczę się nowych narzędzi. Poszukuję nowej formuły zarówno skryptu (podręcznika) dla studentów czy podręcznika dla uczniów. Jak i nowych form upowszechniania wiedzy. W prezentowanym prototypie pojawiają się wcześniej wykorzystywane przeze mnie elementy i rozwiązania, lecz są także zupełnie nowe. Jak opanuję warsztat to pojawi się w końcu produkt końcowy. Dopracowany w każdym szczególe. Czy przy nieustannej zmianie jest to możliwe? A czyż nie w takim świecie nieustannych zmian dane jest nam żyć i pracować? Idealnych warunków nie będzie, tylko takie. 

Lepiej działające niedoskonałe niż doskonałe ale nie działające (bo nie dokończone).

Czego się uczę? Filozofii edukacji na odległość, tak jak ścieżki dydaktyczne z tablicami, jak książka czy podręcznik. A teraz jak edukacja online i w formule long life learning. Nie widzisz odbiorcy, nie widzisz jego reakcji, już nic nie poprawisz, nie udoskonalisz (tak jak w kontakcie bezpośrednim). Wszystko na zasadzie wcześniejszej wyobraźni, zarówno samego odbiorcy jak i jego sposobu odbierania treści. 

A ja tymczasem dodaję kolejne elementy, uczę się, sprawdzam jak to działa i w "następnym razie": poprawiam, udoskonalam. Kliknij w ten  link przy przenieść się do wirtualnej wycieczki. Zrecenzuj i napisz w komentarzach jak odbierasz. Co jest wygodne i dobre, co jest niefunkcjonalne i trudne w odbiorze?

W szczególności chciałbym się dowiedzieć:

  • 1. Czy karta z kodem dostępu to dobry pomysł. Dlaczego tak, dlaczego nie?
  • 2. Czy wykorzystanie Genial.ly to dobre rozwiązanie na komputer ? A czy także do oglądania na telefonie komórkowym, czy tablecie?
  • 3. Jak lepiej ułożyć treści? Jak umieszczać linki, czy lepiej by się otwierały w nowych kartach czy wszystko ma się dziać w jednej przestrzeni?
  • 4. Czy lepsze są filmy, nagrania czy teksty? A co z długością, lepsze krótkie czy lepsze dłuższe?
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze. Nie wszystko wyczytam ze statystyk (mogę zobaczyć, że ktoś odwiedzał lecz nie zobaczę czy i co mu się podobało lub nie podobało, nie dowiem się co stanowiło trudność w odbiorze). 



16.06.2022

Mój rok akademicki z podcastami - czego się nauczyłem?

W Radiu UWM FM
We wrześniu ubiegłego roku zacząłem przygodę z podcastami. Tak rozpocząłem swój rok akademicki. Zbliża się koniec kolejnego semestru więc pora na podsumowanie.  O podcastach myślałem od jakiegoś czasu, że trzeba się nauczyć. Dlatego przyjąłem zaproszenie do audycji Karola Kotańskiego "Postój z nauką" w Radiu UWM FM. Co prawda myślałem do dłuższych nagraniach ale pojawiła się dobra okazja by wreszcie spróbować. 

Skoro blog niniejszy jest też dziennikiem  refleksji, to opisuję swoje potyczki z uczeniem się. Nagrywałem najpierw w studio radiowym (czyli tradycyjnie, w znanym sobie środowisku) a potem samodzielnie zacząłem nagrywać w domu i przesyłać dźwięki. Kupiłem mikrofon i zainstalowałem program Audacity. To były moje pierwsze prace domowe. Przygotowywałem krótkie formy, po 3-5 minut. Powstały 34 odcinki

Czego się nauczyłem? Nagrywać w Audacity, krok podstawowy. Dopiero liznąłem. Jeszcze nie uczyłem się edycji i montażu. To robił redaktor w studiu. Wycinał zbędne fragmenty, poprawiał dźwięk. W trakcie pojawiały się różne drobne kłopoty techniczne, ale w formie konsultacji uczyłem się pod okiem studenta (prowadzącego audycję dziennikarza radiowego). Nauczeństwo w czystej postaci. 

Trochę się nauczyłem, ale to za mało. Za mało czasu było na naukę, odczuwałem deficyt wolnego czasu i nadmiar innych obowiązków. Tyle, co udało mi się wykroić odrobinę czasu na praktyczną naukę "podcastowania". Trzeba mieć czas na przygotowanie merytoryczne (pomysł i scenariusz wypowiedzi) i uczenie się części technicznej. Uczyłem się systematyczności, bo prawie co tydzień musiało coś być. Pokonać zmęczenie i nagrać. Z pomysłami nie było problemów, gorzej z ich dopracowaniem i wykonaniem w ciągłej presji czasowej. Nauczyłem się także przesyłania dużych plików i zdalnej współpracy, bez przychodzenia do studia. Dawało to większą swobodę czasową i realność wykonania w terminie. Przekonałem się, że podcasty są w moim zasięgu. To da się robić nawet w warunkach domowych. Ale trzeba czasu i wysiłku. Samo nie przyjdzie. Nie da się kupić i wgrać jak plik do komputera. 

Co dalej? I dlaczego myślę o kontynuacji? Bo widzę taką potrzebę dla wykładowcy akademickiego. Tego też muszę się nauczyć nawet tuż przed emeryturą. Jeszcze za mało umiem w zakresie nagrywania i montażu. Kupiłem mikrofon i zainstalowałem program. Za mało umiem w zakresie upowszechniania. Teraz pracowałem we współpracy z radiem. Zbyt mało umiem by samodzielnie nagrywać i upowszechniać. Sam sobie jeszcze nie poradzę, choć wiem, że jest to możliwe i w zasięgu (albo się samemu nauczyc całego procesu albo budować współpracę zespołową). Coś liznąłem i wiem, że gdzieś dzwoni ale nie wiem, w którym kościele. Nauczałem się tyle, by dostrzegać możliwości i cel do osiągnięcia dla mnie. I tyle by widzieć swoje braki, by widzieć ile jeszcze muszę się nauczyć.

Postawiłem pierwszy krok. Trzeba czasu i wysiłku na dalszą naukę. I to intensywniejszą niż w tym roku akademickim. Być może kurs lub szkolenie a na pewno praca pod okiem osoby bardziej kompetentnej. Będzie szybciej. Własna praca też potrzebna.

Co dalej? Nagrane dźwięki chcę wkomponować w Genial.ly i tak udostępnić obudowane graficznie krótkie nagrania. Czyli chcę się jeszcze trochę praktycznie podszkolić w niekonwencjonalnym udostępnianiu powstałych nagrań (taki był mój pomysł na samym początku). Chcę podnosić swoje umiejętności pracy z tym programem i z taką formą przekazywania treści. Uczenie się jest wielowątkowe ale nakierowane na upowszechnianie treści.

Wracając do samych podcastów, to nauka budowania scenariusza wypowiedzi (krótsza lub dłuższa forma, może w dialogu z inną osoba, co będzie dodatkowym wyzwaniem technicznym dla mnie), nagrywanie, montaż i udostępnianie na takich platformach jak Spotify itp. Finalnie marzą mi się krótkie wykłady dla studentów w formie audiobooka. Nowe wyzwanie dla wykładów akademickich. Do tej pory na wykładach posiłkowałem się w dużym stopniu obrazami (wyświetlane prezentacje na rzutniku multimedialnym). Tak się w podcastach nie da. Trzeba opowiedzieć tak, by słuchacz zobaczył. A więc trzeba na nowo skomponować wykłady. I podzielić je na krótsze porcje a potem sensownie udostępnić. 

Ciągle się uczę a i tak zostaję w tyle... Przynajmniej w stosunku do tego, czego sam od siebie oczekuję. W nawiązaniu do społecznych i cywilizacyjnych potrzeb edukacyjnych. Jak się nauczę, to będę się dzielił swoim doświadczeniem ze studentami i innymi wykładowcami. Samemu poznać i doświadczyć by potem innym opowiadać. By być wiarygodnym a nie tylko przeczytać coś w książce i opowiadać innym. Przecież sami mogą przeczytać... Wiedza jest coraz mniej reglamentowana dostępem do książek, artykułów itp. Muszę więc, jako wykładowca, stale oferować coś oryginalnego, świeżego, autentycznego. Relacjonować efekty swoich badań jak i doświadczeń z komunikacją treści.

Przez wakacje przemyślę i od nowego roku akademickiego dalej będę się uczył. I tak od kilkudziesięciu lat, nieustanna nauka i dzielenie się refleksjami z tego odkrywania i poznawania. Zgodnie ze starym przysłowiem: człowiek uczy się całe życie a i tak głupi umiera.

1.09.2021

Wstęp do podcastów: po co komu ta biologia?

We wrześniu rozpoczyna się rok szkolny a Radio UWM FM uruchamia popularnonaukowe podcasty. W południowym kursie pojawi się pasmo naukowe zatytułowane postój z nauką, z codziennymi podcastami, od poniedziałku do czwartku ok. godz. 12.30-12.35. 

Południowy kurs oraz postój z nauką kojarzy się z podróżą. W autobusie czy pociągu lub na przystanku (stąd postój) można porozmawiać z ludźmi, z innymi pasażerami. A co ma zrobić ktoś podróżujący własnym samochodem? Ma radio a w nim podcasty. Kilkoro naukowców opowiadać będzie o świecie i o nauce. Małe 2-5 minutowe porcje wiedzy.

Słuchaj Radia: http://www.uwmfm.pl/

Podcastowy Postój z nauką do efekt dobrych doświadczeń z czasu zdalnej nauki. I pełniejsze dojrzewanie idei uniwersytetu otwartego oraz trzeciej, społecznej misji uniwersytetu. Wiedza różnorodna i dla wszystkich, w małych, przystępnych porcjach. I na odległość.

Do nagrywania i upowszechniania podcastów przymierzałem się od jakiegoś czasu. To będzie moja pierwsza próba, bo i ja pojawiać się będę dźwiękowo w południowym kursie na postoju z nauką. 5 minut to niezwykle wysoka poprzeczka. Jak się technicznie podszkolę to zacznę przygotowywać 10-15 minutowe wykłady dla moich studentów. Nie zamiast tych tradycyjnych lecz jako uzupełnienie. W przekazie wykładowym wykorzystuję dużo obrazów, schematów, zdjęć. Tego nie da się dobrze opowiedzieć. Tak wiec słowny podcast będzie tylko dodatkiem do posłuchania w dowolnej, dogodnej chwili. A i inni przy okazji skorzystają. 

Wstęp do moich podcastów zatytułowałem "Po co komu ta biologia". Pierwsze nagranie zajęło 8,5 minuty. Przy drugim podejściu i skrótach wyszło niecałe 5. Tak rozpoczyna się mój rok szkolny i moja indywidualna nauka. Bo na naukę nigdy nie jest za późno. Nauczam i uczę się jednocześnie, jak to w projekcie i w nauczeństwie (czym jest nauczeństwo i nauczeń czytaj także tu i tu). 

*   *   *
Przeciętnemu człowiekowi nauki biologiczne kojarzą się z mało przydatnymi ciekawostkami o roślinach, zwierzętach, wirusach czy DNA. Czasem kojarzą się z różnego typu zagrożeniami typu GMO czy klonowanie człowieka. Tak czy siak mało przydatne lub sensacje o rzeczywistych lub domniemanych zagrożeniach. Po co się tym zajmować? Może jako wysublimowana rozrywka intelektualna? Czy nie wystarczy tego, co było w szkole z niepojęcie złożonymi cyklami rozwojowymi mszaków? Czy do codziennego życia wiedza biologiczna jest potrzebna lub choćby przydatna? Co tydzień będę przekonywał, że taka wiedza biologiczna jest użyteczna.

Zgłębianiem biologii – czyli nauki i życiu - zajmuję się od ponad 50 lat (wtedy poszedłem do szkoły). A zawodowo i naukowo od ponad 30 lat. Z perspektywy własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że biologia jest nie tylko niezwykle interesującą dziedziną nauki, którą interesują się filozofowie, ale jest także bardzo przydatna w życiu codziennym. By rozumieć otaczający nas świat i podejmować dobre, racjonalne decyzje każdego dnia. Na przykład odnośnie szczepień, jedzenia serków bez GMO i porannej gimnastyki.

W brew szkolnym stereotypom biologia nie jest nauką pamięciową, gromadzącą liczne ale mało powiązane fakty, ciekawostki. To nauka logiczna, odkrywająca jak działa świat. Wymaga rozumu a nie tylko pamięci. W natłoku faktów zrozumienie praw przyrody może gdzieś się zagubić. W tym kontekście edukacja w szkole w zakresie (nie tylko) biologii nie powinna skupiać się jedynie na przekazywaniu wiedzy, faktów, definicji, przykładów. Ale przede wszystkim na rozumieniu (zrozumieniu) jak to działa. I dlaczego tak. Fakty biologiczne są tylko tłem do odkrywanie praw przyrody. 

By poznawać tajniki życia nie trzeba od razu iść na kilkuletnie studia. Każdy może, od zaraz, w małych porcjach, np. krótkich podcastów. A jak coś go zaciekawi to z łatwością dotrze do różnych książek, audycji, filmów, dyskusji itd. 

Biologia to nauka o złożoności. Na dodatek staramy się wyprzedzić sztuczną inteligencję w rozwikłaniu istoty i tajemnic organizacji życia. Dlaczego? By zachować swoją niezwykłość i unikalność. I by nie być manipulowanym....  przez komputerowe algorytmy i AI. Kiedyś maszyny wyparły nas z fabryk i zajęły miejsca pracowników. Potem komputery zredukowały zapotrzebowanie na średnia klasę urzędniczą. A teraz stoimy przed kolejnymi wyzwaniami. Zastąpią nas roboty? W pracy i na Ziemi? Trochę czy całkiem?

Mamy wiek biologii. Przez kilka wcześniejszych stuleci taką rolę pełniła fizyka. Rytm rozważaniom filozoficznym narzucała m.in. druga zasada termodynamiki. Teraz taką rolę odgrywa druga zasada organizacji, złożoności. I to jest właśnie domena biologii.  

Duża liczba nowych odkryć i ciągłe zmiany w teoriach i interpretacjach może wywoływać poczucie zagubienia i chaosu (utrata poczucia bezpieczeństwa poznawczego). Jednak ta duża zmienność już sama w sobie jest fascynująca. Tak jak dynamiczna fabuła w popularnym serialu. Jednocześnie wiedza szkolna szybko się dezaktualizuje. Warto być na bieżąco i przy okazji uzupełniać swoją wiedzę o życiu w małych porcjach, niczym na przystanku lub w czasie podróżny do domu. To tylko 2-5 minut. 

Mamy rok Stanisława Lema, który dla mnie nieodłącznie kojarzy się z ewolucją.  Czym jest ewolucja i czy ewoluować mogą roboty? Teraz możemy lepiej to sprawdzić i obserwować wokół siebie. Ewolucję widzimy w internecie, z pojawiającymi się zaskakującymi bytami takimi jak: robaki, wirusy i narzędzia przeciwdziałające internetowym przestępstwom.. Zupełnie jak w ekosystemie z ofiarami, drapieżnikami, pasożytami, konkurencją, symbiozą i wielu innymi relacjami. Elektroniczny wyścig zbrojeń tak jak w świecie żywym. W kulturze pojawia się coraz więcej analogii: ekosystem edukacyjny, ekosystem biznesowy itd. Zrozumieć prawa biologiczne to jakby zrozumieć otaczający nas świat, także ten mocno technologiczny. To także pytanie o przyszłość cywilizacji, rolę nowoczesnych technologii i loty w kosmos. Oraz tego czy roboty to kolejna faza ewolucji... biologicznej na Ziemi.

Na przykład bionika - podpatrywanie i naśladowanie obiektów biologicznych - rzepy w obuwiu czy ubraniach, lakier samochodowy czy powłoka w kabinach prysznicowych (gładki by woda ściekała i nie było nieestetycznych śladów). Podpatrujemy i naśladujemy przyrodę ożywioną także w nowych technologiach. Już nie proste algorytmy komputerowe ale sieci neuronowe stanowią nowoczesną nowinkę technologiczną. Podpatrywanie życia w skali mikro i makro, biotechnologia i kształtowanie klimatu w skali całego globu by potem tworzyć atmosferę np. na Marsie. Loty na inne planety i  świat Stanisława Lema, gdzie  futurologa łączy się z teraźniejszością. 

Pora na puentę. W małych porcjach można poznawać życie biologiczne oraz otaczający nas, złożony świat. Na dodatek to podróż od biologii do filozofii współczesnej. To nie tylko rozrywka. Każda esencjonalna porcja (podcast) jest samodzielną całością ale jak klocki lego pasuje do innych puzzli i układa się w całość na wyższym poziomie organizacji. Dodatkowo słuchający odbiorca jest współtwórcą tej całości w swojej głowie, bo te kwantowe porcje informacji padają na konkretną glebę, na konkretny, indywidualny system wiedzy. W każdym mózgu inaczej wykiełkuje. Nie jesteś biernym słuchaczem. Jesteś współtwórcą, współsprawcą. Uczenie się nie jest biernym przyswajaniem informacji. Uczenie się to twórcze tworzenie konstruktu jakim jest wiedza.

Zapraszam na podcastowe spotkania do Radia UWM FM oraz do zarchiwizowanych plików na stronie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com/p/podcasty.html