Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media. Pokaż wszystkie posty

5.07.2025

Silent disco na konferencji to całkiem dobre rozwiązanie

Silent disco na Ideatorium, monitor z obrazem z sali i stojak ze słuchawkami. Obok stoisko biura konferencji.
 

O silent disco słyszałem i nawet widziałem gdzieś w telewizji. wydawało sie śmieszne i jakieś takie obce, wydumane. W czerwcu spotkałem się z silent disco na konferencji Ideatorium i zaskoczyła mnie użyteczność. Kreatywne i nieoczywiste wykorzystanie technologii z inspirującymi wnioskami. Skoro można na konferencji i daje to dobre rezultaty, to czy nie można upowszechnić na salach wykładowych? 

Ale po kolei. Silent disco (lub "cicha dyskoteka", "silent rave", "headphone party") to wydarzenie, na którym ludzie tańczą do muzyki słuchanej przez bezprzewodowe słuchawki, zamiast tradycyjnych głośników. Muzyka jest nadawana drogą radiową z nadajników do słuchawek uczestników. Oznacza to, że osoby bez słuchawek słyszą tylko szum i kroki tańczących ludzi, co tworzy dość surrealistyczne wrażenie. Z boku patrząc można się zdziwić. Jaki jest sens by każdy słuchał osobno? I jeszcze nawet różnych utworów? W jakimś sensie to dostrzeżenie osób neuroatypowych. Ja również wrażliwy jestem na hałas. Na dużych koncertach nie jestem w stanie wytrzymać, uciekam. Zwłaszcza niskie dźwięki mi przeszkadzają. A gdyby tak słuchać przez słuchawki i mógłbym sobie sam uregulować głośność? Wtedy byłbym z innymi a każdy ustawiłby swoją preferowaną głośność w swoich słuchawkach. W hałasie nie mogę spać. Inni w hałasie nie są się w stanie uczyć, cierpią.

Jedną z kluczowych cech silent disco jest to, że często oferuje wiele kanałów muzycznych jednocześnie. Uczestnicy mogą przełączać się między różnymi kanałami (np. różnymi gatunkami muzyki lub różnymi DJ-ami), wybierając to, na co mają ochotę w danym momencie. Często słuchawki mają diody LED, które świecą w różnych kolorach w zależności od wybranego kanału, co dodaje wizualnego elementu do zabawy. Można tańczyć zespołowo ale przy różnej muzyce. Do tej pory niewyobrażalne. Teraz staje się możliwe, dzięki technologii.

Do czego jest wykorzystywane silent disco? Silent disco jest niezwykle wszechstronne i wykorzystywane w wielu różnych sytuacjach. Na przykład na imprezy i festiwalach muzycznych. Silent disco pozwala na kontynuowanie zabawy tanecznej nawet po godzinach ciszy nocnej, co jest idealne na festiwalach muzycznych czy w klubach w centrach miast. Tworzy też unikalną atmosferę i możliwość wyboru muzyki dla każdego. Pozwala łączyć sprzeczne interesy: tych, którzy pragną ciszy i tych, którzy chcą sie bawić przy muzyce. Silent disco to w jakimś stopniu zindywidualizowany dostęp do muzyki w zbiorowości. Razem ale osobno. Zwłaszcza na weselach, urodzinach, domówkach umożliwia na organizowanie głośnych imprez bez przeszkadzania sąsiadom. Na weselach czy przyjęciach urodzinowych, gdzie goście mają różne gusta muzyczne, silent disco z kilkoma kanałami jest idealnym rozwiązaniem. A na przykład kino plenerowe i wydarzenia kulturalne, gdzie zamiast nagłośnienia, dźwięk jest przesyłany do słuchawek, co pozwala na oglądanie filmów czy uczestniczenie w spektaklach w miejscach wrażliwych na hałas lub po prostu w bardziej intymny sposób. Czy w końcu zajęcia sportowe i wellness (np. Silent Yoga, medytacja), na których instrukcje i muzyka są przekazywane bezpośrednio do słuchawek, co pozwala na skupienie się i wyciszenie, nawet w zatłoczonym miejscu.

Typowo silent disco wykorzystywane jest w miechach wrażliwych na hałas, takich jak parki narodowe, rezerwaty przyrody, muzea – wszędzie tam, gdzie tradycyjne nagłośnienie byłoby zbyt inwazyjne. Korzystają z tego przewodnicy turystyczni, oprowadzający grupy, czy w muzeach audiobooki - każdy zwiedza we własnym tempie i nie przeszkadzają się nakładające się głosy. 

Ale to rozwiązanie wykorzystywane jest również na konferencjach i wydarzeniach korporacyjnych, w czasie których silnet disco może być używane do prowadzenia kilku prezentacji jednocześnie w jednym pomieszczeniu (na różnych kanałach) lub do tłumaczeń symultanicznych (w róznych językach). Minimalizuje to hałas i pozwala uczestnikom skupić się na wybranym treści.

Ja zetknąłem się z tą technologią na konferencji Ideatorium. Nie skorzystałem, bo cały czas byłem na sali z referatami a program nie był napięty, więc miałem możliwość ruchu. Były słuchawki i był w holu monitor. Można było więc nawet wyjść i spacerując dalej uczestniczyć w konferencji nic nie tracąc z programu. Zaletę takiego rozwiązania zrozumiałem na innej konferencji, z bogatym programem. Chciałem wszystkiego wysłuchać a długie siedzenie na krześle było już męczące. A student na długich wykładach wysiedzieć musi...

Dla kogo słuchawki z transmisją referatów? Dla osób z wrażliwością słuchową, bo uczestnicy mają pełną kontrolę nad głośnością. Jest korzystne dla osób z nadwrażliwością na dźwięki lub zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Są na sali z referatami ale sami regulują głośność. Niczym na sali dyskotekowej. Ale można także wyjść z sali i rozprostować kości. Ważne dla zdrowia, zwłaszcza na długich konferencjach lub dnia z licznymi wykładami. W Gdańsku pomysł rozbudowano i dodano monitor. To ważne, no na wielu prezentacjach ważne było nie tylko słowo lecz i obrazy pokazywane na ekranie. Uczestnik, których chce wstać i pochodzić nic nie traci. A gdyby tak wdrożyć takie rozwiązanie na uczelniach, dla studentów? Jeden półtoragodzinny wykład nie jest problemem by w skupieniu wysiedzieć na sali wykładowej. A gdy takich wykładów jednego dnia jest więcej? Dwie pieczenie na jednym ogniu: większy komfort dla osób nadwrażliwych słuchowo jak i dla zmęczonego ciała, zbyt długo siedzącego w nieruchomej pozycji. A przecież nie każdy wykładowca pomyśli o przerywnikowych aktywnościach ruchowych (np. głosowanie przez wstawanie lub siadani).

Silent disco to innowacyjne rozwiązanie, które pozwala na elastyczne i spersonalizowane doświadczenia dźwiękowe, eliminując jednocześnie problem zanieczyszczenia hałasem. Ale jednocześnie pozwala na odbiór pełnej treści nawet wtedy, gdy się wstanie by rozprostować kości. Coś dla zdrowia. Mam nadzieję, że te pomysłu upowszechnią się na konferencjach i na salach wykładowych.

3.06.2025

Czy kolorowanka na wykładzie to zaniżanie poziomu studiów?



Dlaczego próbuję nowych form prezentacji publicznych i komunikacji nie tylko w nauce? To jest mój pierwszy raz z wideoposterem. Najlepiej uczyć się przez działanie i próbowanie. Wideoposter to nowa forma prezentowania wyników na konferencji, dopiero się rozwija i upowszechnia. Gdy zaczynałem swoją pracę badawczą, blisko 40 lat temu, na konferencjach naukowych pojawiać zaczęły się postery naukowe. Wtedy też to była nowość. Mój pierwszy poster wykonany był na brystolu przez grafika: pismo techniczne wykonane patyczkiem i rysunki tuszem kreślarskim. Potem pojawiły się możliwości grafiki, wykonanej na komputerze a jeszcze później upowszechnił się druk wielkoformatowy. Cała moja aktywność zawodowa to ewolucja posterów - narodziny, rozwój, metamorfoza. Teraz przyszła pora na wideoposter. Może to jakiś znak nadmiaru treści, braki czasu i pośpiechu oraz rozkwitu kultury postpismiennej? 

Człowiek uczy się całe życie i popełnia sporo błędów, ale te błędy to nie porażka tylko etapy uczenia się. To filozofia uczenia się z nastawieniem na rozwój.

Podobnie eksperymentuję i poszukuję w dydaktyce. Dlatego w bieżącym roku akademickim zaproponowałem studentom malowanie kolorowanek na wykładzie. Sam pomysł wydawałby się absurdalny, ale nie osądzaj książki po okładce, zajrzyj do środka, zapoznaj się z kontekstem i uzasadnieniem merytorycznym.


Wideoposter na konferencję Ideatorium 2025, streszczenie:



Zapewne każdy widział prześmiewczy mem z kolorowanką „pomaluj drwala” jako przykład spadającego poziomu wymagań edukacyjnych. A mimo to zdecydowałem się dać studentom kolorowankę do pomalowania w czasie wykładu (by nie tylko słuchali). Aktywność pojawiła się na wykładzie dla studentek edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, a więc z nawiązaniem do ich przyszłego środowiska pracy. W nawiązaniu do cyklu Kolba było doświadczanie. Potem była refleksja i wiązanie z teorią. A w przyszłości będzie zastosowanie w praktyce.

Kolorowanka została wygenerowana przez narzędzia AI, z nawiązaniem do treści wykładu. Był też przykład kolorowanki, która „ożywa” (animacja wideo) w telefonie komórkowym. Ta prosta aktywność była pretekstem do dyskusji na temat sensu kolorowania obrazków na wykładzie i notowania wizualnego. Studenci nawiązywali m.in. odpoczynku i relaksowania się, wypalenia zawodowego nauczycieli. Co zrobić z kolorowankami? Zorganizować wystawę na uczelni (wraz z zajawkami i uzasadnieniem w mediach), dodając qr kody do studenckich artykułów i dzienników refleksji. Wystawa to mini projekt i praca zespołowa dla studentów. Przecież w szkole będą liderami dla uczniów i będą organizowali różne projekty, z wystawami prac uczniów włącznie.

Nie wszystko się udało. Lecz porażka wykorzystana została do nauki na błędach i do zaplanowania tego, co warto i trzeba się jeszcze nauczyć w kontekście umiejętności przydatnych nauczycielowi. Kolorowanka na wykładzie to jedna z wielu prób aktywizowania studentów na wykładzie i poszukiwania metod skutecznych w kulturze postpiśmiennej.

*   *    *
Dlaczego ten post? Czy nie wystarczy streszczenie w materiałach konferencyjnych? Niniejszy post to przedłużenie wideoposteru.  To treść z dodatkowymi materiałami, do której linkuje qr kod z wideoposteru. Sprawdzam i taką możliwość. 

Zacznij tu gdzie jesteś, z tym co masz i zrób to jak najlepiej. Wziąłem sobie to do serca i nie czekam na lepszą sytuację techniczną, finansową, środowiskowa. Próbuję od zaraz. To element mojego procesu uczenia się, taki zeszyt szkolny z pracą domową.

Od qr kodu po nitce do kłębka, jak w labiryncie.



Czytaj także: 



11.09.2024

A w środy tłumaczę świat, biologiczny świat

Fot. Archiwum Radia Olsztyn
 

Po wakacyjnej próbie z tłumaczeniem świata w Radiu Olsztyn, pojawiła się propozycja by kontynuować. We wrześniu rozpoczął się rok szkolny a niebawem rozpocznie się rok akademicki. A co z resztą? Człowiek uczy się całe życie, dlatego można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy uczniami, jesteśmy studentami. Bo człowiek ze swej natury jest ciekawy świata i chętnie się uczy. Dlatego powstały tak liczne uniwersytety trzeciego wieku. Po co emerytom uczenie się i poszerzanie swojej wiedzy? Przecież już nic nie muszą, nie przyda się im do pracy zawodowej i podnoszenia kwalifikacji. Od tej nauki nie dostaną lepszej pracy i wyższej pensji. A jednak przychodzą na wykłady, uczestniczą w warsztatach i uczą sie czegoś nowego. Z czystej przyjemności. Podobnie dorośli już pracujący z własnej ciekawości poznają inne, także pozazawodowe tematy. Uczymy się przez całe życie i zazwyczaj z dużą przyjemnością. I dobrze, że publiczne radio poszerza możliwości tłumaczenia świata.

Uniwersytet to nie tylko wykłady i ćwiczenia dla studentów, to także upowszechnianie wiedzy w szerokich kręgach społecznych. Krótkie, radiowe felietony, w których chcę objaśniać złożoności świata żywego, zachodzących w biosferze procesów i powiązania człowieka ze wszytkimi otaczającymi go elementami, traktuję jako ważną i potrzebną misję uniwersytetu. Przy okazji sam uczę się bardzo krótkich form wykładowych. W tym radiowym tłumaczeniu świata uczymy się wszyscy, i radiosłuchacze i mówiący do mikrofonu swoje felietony. 

Jest więc coś stałego, w każdą środę rano ok, godz. 9.30, w ramach szerszego cyklu, przygotowanego przez zespoł ludzi. Ale nie jestem jedynym z UWM, Radio Olsztyn znakomicie korzysta z kapitału ludzkiego, skupionego w uniwersytecie. Taka jest rola uniwersytetu, być w społeczności lokalnej i współpracować ze swoim otoczeniem społeczno-gospodarczym. My uczymy się mówić (jest także Postój z Nauką w Radiu UWM FM) i w ten sposób rozwijamy własne kompetencje dydaktyczne i komunikacyjne. UWM w pełni zasługuje na swoją nazwę, że jest to uniwersytet warmiński i mazurski bo w tym regionie funkcjonuje. 

O czym są moje radiowe felietony? O życiu biologicznych, o zjawiskach przyrody. Najkrócej można byłoby to ująć w sentencji "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego". Chyba jako pierwszy wypowiedział te słowa Grek, Anaksagoras, przedstawiciel jońskiej filozofii przyrody, żyjący jakieś prawie pół tysiąca lat przed narodzeniem Chrystusa. Jego sposób widzenia świata był oczywiście inny od współczesnego, niemniej  wykorzystuję jego słowa do syntetycznej ilustracji biologii. "We wszystkim jest część wszystkiego" - nawiązuje niemalże do istoty chasydzkiej opowieści, gdzie za pomocą jednego szczegółu można opowiedzieć o ogólnych prawach i zasadach. Ja również w swoich felietonach przedstawiam jakiś pojedynczy aspekt, jakąś ciekawostkę, mały problem. Jest to opowieść sama w sobie lecz w tle przemycam objaśnienie praw bardziej ogólnych. W ten sposób chcę pomóc słuchaczom w zrozumieniu tego, czym jest biologia, nauka o życia i jak funkcjonuje przyroda. 

O ile wiemy z zachowanych zapisków Anaksagoras był pierwszym filozofem starożytności, który określił zasadę świata jako nous, czyli niezależną siłę rozumu. To ta siła rozumu wprawia materię w ruch, to za sprawą owej nous powstały wszystkie rzeczy na tym świecie. Ze współczesnym rozumieniem nauki wspólne jest to, że nic nie bierze się z niczego ani nie znika, tylko ulega przekształceniu.  Jak objaśniał Anaksagoras, każda rzecz jest strukturą, złożoną z zasad (elementów), że we wszystkim jest cząstka wszystkiego. Anaksagoras, tak jak wielu starożytnych filozofów przyrody uważał, że Ziemia jest płaska, utrzymywana w górze przez powietrze. Do niektórych starożytnych sentencji współcześnie przypisujemy nieco inną treść i inne wyjaśnienia jak wszystko ze sobą jest powiązane i jak stany wcześniejsze wpływają na stany obecne. 

Dla mnie "wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego" to bardzo syntetyczne zapisanie zasad ekologii i praw ewolucji. W felietonach radiowych staram się pokazać niektóre elementy otaczającego świata i to, jak powiązane są z innymi. Oraz jak jedne sytuacje wynikają z tych poprzednich. 

Anaksagoras twierdził, że nie istnieje powstawanie czegokolwiek z nie istniejącego, ani ginięcie jako obracanie się w nicość. To, co nazywa się powstawaniem, jest w istocie mieszaniem się zasad, ginięcie natomiast to ich rozdzielanie. Podobnie twierdzi współczesna fizyka w swoich prawach termodynamiki. Analogicznie możemy odnieść to do biosfery - człowiek jest częścią całości, mocno powiązany z przyrodą a w ekosystemach nic nie bierze się z niczego i nie znika. Ulega tylko przekształceniu. Te butelki plastikowe, które wyrzucamy na śmieci wcale nie znikają. Włączone są do różnych przemian oraz procesów i wracają do nas pod postacią np. mikroplastiku. 

Podcasty w radiu Olsztyn to miniwykłady o biologii, systematycznie podawana wiedza w małych porcjach, w formie radiowych dźwięko do słuchania synchronicznego i asynchronicznego. I bez ocen. Bez rankingów, bez dyplomów i zaświadczeń. Wiedza rozproszona w małych porcjach przez całe życie. Nowy pomysł na uniwersytet, budowanie nie od nowa lecz z wykorzystaniem tego co było, przekształcanie. Nic nie bierze sie z niczego i nie znika. 

Czy biologia jest nauką do wykucia na pamięć? 1,7 miliona opisanych gatunków, a jest ich obecnie na Ziemi 5-10 milionów (zatem naukowcy w swej wytrwałej pracy pomnożą liczbę znanych gatunków organizmów żywych), do tego białka, enzymy, geny, ekosystemy, biomy, zbiorowiska, części struktury organizmów i komórek, procesy.... Koszmarnie dużo, nie do ogarnięcia dla jednego człowieka. Ale już w społecznym konektomie - jak najbardziej. Wiedza rozproszona w ludzkich mózgach i pozaludzkich nośnikach pamięci. Każdy wie coś, nikt nie wie wszystkiego, ale razem mamy ogromną wiedzę.

Ten ogrom różnorodność można opowiadać w formie histori naturalnej, praw ewolucji i sukcesji ekologicznej. Zapraszam w każdą środę rano do Radia Olsztyn. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627



19.08.2024

Felietony jako wprawka do mini wykładów (mikrolearning)

Felieton z VariArtu
 



Felieton jest jak krótka forma wykładowa, jak mikrolearnig. W krótkiej formie trudno jest zawrzeć zwartą treść. Bo nie można się rozgadać, nie można wtrącać dygresji. To mini wykład, z pomysłem na przekaz główny, lecz układający się w większą całość. Jest, a raczej powinien być (bo przecież nie zawsze się udaje), niczym chasydzka opowieść, w której za pomocą jednego szczegółu można przekazać prawdy uniwersalne. Pisania felietonów uczyłem się przez praktykę już od wielu lat. Ta umiejętność przydaje się w dydaktyce. A na pewno przyda się w koncepcji mikrolearningu (a ten już nadchodzi). 

Jak  już wspomniałem, nie można się rozgadać, bo po prostu nie ma miejsca. Zwięzłość formy narzuca kompozycję. Musi być jedna myśl główna, jeden pomysł  na samodzielny felieton. Felieton jest cykliczny zatem potrzebny jest także pomysł na główną myśl przekazu, zawartego w komplementarnych, wielu odcinkach. Niczym wykład w ramach kursu czy rozdział w książce.

Przy okazji redakcji ebooka z pierwszych lat blogowania (ebook dostępny na stronie: https://wakelet.com/wake/8n7Bu5pVo1faTdUzUpSDM) przypomniałem sobie dawne refleksje. Wtedy także traktowałem wpisy na blogu jako wstępne przemyślenia do felietonów. Wtedy pisałem felietony do Gazety Uniwersyteckiej (dodatek do Gazety Olsztyńskiej), potem był cykl tekstów przyrodniczych do powstającej gazetowej encyklopedii przyrody Warmii i Mazur.

Teraz regularnie pisuję felietony do czasopisma VariArt oraz do Wiadomości Uniwersyteckich. Działalność ta jest w pełni bezpłatna. Traktuję ją jako element misji uniwersytetu - upowszechniania wiedzy i ścisłego zakorzeniania się w środowisku lokalny. Jako element mojego zakresu obowiązków akademickich. By być w środowisku i pełniej rozumieć potrzeby i kulturę Warmii i Mazur. Nauka jest częścią kultury a sam uniwersytet jest częścią tożsamości Warmii i Mazur. Dlatego piszę felietony, które mają być jakąś formą uniwersytetu otwartego.

W moich pisanych felietonach jest coś jeszcze. Poznaję i uczę się nowych form edukacji i nowej roli uniwersytetu. Tradycyjne formy powoli przemijają. Im szybciej zrozumiemy przemiany społeczne i kulturowe oraz im szybciej dostosujemy samą istotę uniwersytetu, tym większe szanse na to, że uniwersytet przetrwa. A zmienia się w edukacji bardzo dużo. I to na całym świecie. Nie na darmo ten czas nazywamy trzecią rewolucją technologiczną. Nic już później nie będzie takie jak dawniej. 

Biernie czekać na zmiany i narzekać? Wolę aktywnie odkrywać i współtworzyć nową rzeczywistość. Do tego wpisu dołączam dwa felietony. Wybrane przypadkowo lecz jeśli się w nie wczytać, to można rozpoznać główną myśl przewodnią, do której wielokrotnie nawiązuję. A na niniejszym blogu ćwiczę. To na nim wiele myśli powoli dojrzewa i przybiera pierwsze kształty. Blog jest elementem tworzenia. 


Felieton z Wiadomości Uniwersyteckich

13.08.2024

Susze i powodzie w jednym pakiecie klimatycznym

Pojezierze Gostynińskie, dno jeziora.

Wiele osób wypiera coraz bardziej dostrzegalne skutki globalnego ocieplenia. To nie tylko wysokie temperatury w coraz liczniejszych regionach świata, nie tylko pożary lasów lecz i coraz dotkliwsze susze w naszym kraju. Coraz częściej słyszymy o suszach i powodziach. Jak to możliwe by jednocześnie było za mało i za dużo wody? I to wszystko jako efekt globalnego ocieplenia klimatu?

Wyobraź sobie garnek z wodą, stojący na gazie lub kuchence elektrycznej. Zaczyna bulgotać, bo woda już wrze. Co się stanie, gdy podkręcisz gaz lub kuchenkę indukcyjną? Do garnka z wodą dotrze więcej energii. Dalej będzie woda w środku bulgotała, tylko intensywniej. Może nawet wykipieć i będzie trzeba sprzątać po tej kuchennej katastrofie. Czyli będzie tak samo bulgotało, tylko że intensywniej. Podobnie jest z klimatem Ziemi. Gazy cieplarniane w atmosferze są jak pokrywka na garnku - zatrzymują ciepło i podnoszą temperaturę w skali całego globu. Jest więcej energii w atmosferze i w oceanach. Zjawiska pogodowe są takiej jak dawniej, tyle że zachodzą bardziej intensywnie a te ekstremalne zdarzają się coraz częściej. 

Na skutek zwiększenia się ilości m.in. dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, więcej energii jest zatrzymywana i nie wypromieniowuje w kosmos. Zupełnie tak jakbyśmy przykryli się cieplejszą kołdrą. A przecież to nie kołdra nas grzeje tylko nasze ciało. Jest nam cieplej, bo kołdra zatrzymuje więcej ciepła niż cienki koc. Ciepła wytwarzanego przez nasz organizm. Podobnie z gazami cieplarnianymi w naszej atmosferze - one tylko zatrzymują ciepło, które normalnie wypromieniowane było w kosmos.

Tak czy siak w atmosferze jest więcej energii. I cóż się dzieje? W zasadzie to samo tylko bardziej. Jest więcej burz i intensywnych opadów, więcej tajfunów i tornad. A w naszym regionie jest więcej dni ciepłych w ciągu całego roku. Cieplejsza zima to także mniej dni z pokrywą śnieżną. To, co spadnie w miesiącach zimowych, zdąży stopnieć i odpłynąć do Bałtyku zanim nadejdzie wiosna. I tej wody brakuje potem rolnictwu. Stąd susze. Najpierw susza atmosferyczna, potem hydrologiczna i rolnicza a potem hydrogeologiczna. 

Skoro jest cieplej, to wydłuża się sezon wegetacyjny. Rośliny mogą rosnąć dłużej. Możemy mieć więc większe plony? Ale oprócz światła słonecznego i cieplejszych dni do wzrostu roślin potrzebna jest także woda. Bez niej nie będzie większych plonów. Jeśli spada w ciągu roku tyle samo wody, ale jest więcej dni ciepłych, więcej dni dogodnych do fotosyntezy, to więcej wody potrzeba na transpirację. Ale tego więcej nie ma z chmur. Drogi słuchaczu, jeśli jeden litr wody wystarczy Ci do zaspokojenia pragnienia w ciągu jednego dnia, to czy ten sam litr wystarczy na tydzień? Ta sama ilość wody ale na więcej dni? Nie. Analogicznie jest z wodą w przyrodzie i na potrzeby rolnictwa. Tyle samo nie wystarczy na więcej (dłużej).

Dlatego mamy susze. Tym bardziej, że brakuje nam zimowej retencji wody w postaci śniegu. Zatem skąd ją brać dla rolnictwa? Więcej z nieba nam nie spadnie. A zasoby wód głębinowych, zgromadzonych w poprzednich okresach geologicznych, także wykorzystujemy ponad miarę i one się kurczą.

Wspomniałem o intensywniejszych zjawiskach pogodowych. Jeśli deszcz jest niewielki, ale trwa długo, to woda w dużym stopniu zdąży wsiąknąć i odnowić podziemne zasoby wody. Ale jeśli jest to krótka lecz intensywna ulewa, to mimo że spadnie taka sama ilość wody, to niewiele wsiąknie - bo nie zdąży, zwłaszcza na wysuszonej glebie. A jednocześnie szybko pojawiają się podtopienia i powodzie. Woda szybko odpłynie rzekami do Bałtyku, niewiele jej zostanie w glebie i niewiele zdąży zasilić wody podziemne. Będzie chwilowa powódź a potem susza. Dwa w jednym.

Wraz z ocieplaniem klimatu będziemy coraz bardziej doświadczać susz i powodzi jednocześnie. Tylko pozornie jest to paradoks. Cóż robić by minimalizować straty? Musimy zatrzymać jak najwięcej wody w postaci małej retencji. Ta mała retencja zsumowana wcale nie jest taka mała. Skoro znika śnieg i nie zostaje do wiosny w postaci zimowej retencji, to musimy szukać innych sposobów. Po pierwsze musimy zmniejszyć odpływ wody rzekami. Zatrzymać jej jak najwięcej na terenach torfowiskowych i bagiennych. By jak najdłużej pozostawała w krajobrazie i pozwalała na odnawianie zasobów podziemnych. Zatem nie należy już prowadzić melioracji odwadniających, jakie prowadziliśmy przez kilka wieków, a raczej zatrzymywać wodę. Musimy zmienić nawyki indywidulane i instytucjonalne. Na przykład nie prostować rzek przez ich melioracje. Poza efektem zwiększonej retencji to także zwiększenie ich zdolności do samooczyszczania wód. Przykładem jest Wisła, tak samo zasolona i zanieczyszczona jak Odra ale jest mniej uregulowana. W bardziej naturalnym korycie pełniej zachodzą procesy samooczyszczania i regulacji. 

Im więcej jest terenów z roślinnością, także w miastach, tym wolniejszy jest spływ powierzchniowy (powierzchnia terenu jest bardziej chropowata) a zatem wolniej woda spływa i wolniej tworzy się fala powodziowa i więcej jej wsiąka w glebę. Więcej próchnicy w glebie, to więcej zatrzymanej wody. Bo próchnica działa jak gąbka. Zwiększanie zawartości próchnicy w glebach ornych i na trawnikach miejskich to sposób na zatrzymywanie wody i zwiększenie jest przesiąkania głębiej. 

W tak zwanej małej retencji bezpłatnie pomagają nam bobry. Przykładem może być dawne jezioro Płociduga Duża w Olsztynie. Wykorzystajmy te przyrodnicze procesy dla naszych celów. Ochrona przyrody to inwestycja a nie filantropia. Wymaga szerokiej i głębokiej wiedzy. 

Jeśli nie rozumiemy procesów przyrodniczych, to nie jesteśmy w stanie wdrożyć sensownych działań. Wiedza jest dla nas ważna, także do przetrwania i radzenia sobie ze zmianami klimatu, z suszami i powodziami.

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


11.08.2024

Od studenckiego radia Emitor do wykładów podcastowych

W Radium UWM FM
 

Sytuacja zawodowa i społeczno-edukacyjna postawiła mnie w konieczności przygotowywania podcastów. Teraz tworzę je we współpracy z radiem, nie tak dawno z Radiem UWM FM a teraz z Radiem Olsztyn. Zdawałoby się, że to działalność dodatkowa, zbędna a przynajmniej niekonieczna. Jestem jednak innego zdania. Obserwując procesy, które zachodzą w szeroko rozumianej edukacji, widzę konieczność przygotowywania wykładów w formie krótkich podcastów. To oczywiście temat na inną, obszerniejszą opowieść. Teraz jest ważne to, jak się tego nauczyć. Wykład w formie podcastu jest czymś zupełnie innym w formie, w porównaniu do tradycyjnego wykładu z wykorzystaniem prezentacji multimedialnej, trwającym zazwyczaj 90 minut. Podcasty muszą być krótsze i stanowić samodzielną całość. Czy potrafię tę samą treść merytoryczną przygotować w krótszych odcinkach i to tylko mówionych? Jak sobie poradzę technicznie?

Ważne jest środowisko, w którym się uczymy, w którym możemy się rozwijać. Szkoła czy uniwersytet to nie tylko obowiązkowe lekcje czy zajęcia. W czasie moich studiów miejscem do osobistego i zawodowego rozwoju były na przykład kluby studenckie (Klub Docent), turystyczne (Bajo-Bongo), praca w studenckim Radiu Emitor czy kole naukowych. Inni korzystali z aktywności w klubach płetwonurkowych, tanecznych, teatralnych itp. Wszystko to, co można spotkać na uniwersytecie i co nie jest ujęte w programie studiów. A jednak jest bardzo ważne w samorozwoju i w zdobywaniu kompetencji zawodowych. Bez ocen, a z działaniem na prawdę. Oceną czy samooceną był dla mnie efekt tych działań. 

W zakresie podcastów ważne było dla mnie doświadczenie z Radia Emitor (studenckie radio na WSP w Olsztynie). Niby tylko zabawa, ale było to powolne poznawanie pracy w mediach, uczenie się przygotowywania audycji, prowadzenie, reporterskie zbieranie materiałów. Uczenie się mówienia do mikrofonu. Popełniałem mnóstwo błędów, więcej było przygody i entuzjazmu niż umiejętności. Niemniej czegoś się nauczyłem. Czegoś, co przydało się po latach. Okazuje się, że w studiowaniu i zdobywaniu wiedzy zawodowej ważne jest nie tylko to, co w programie studiów i na obowiązkowych zajęciach

Pamiętam swój pierwszy studencki wyjazd do Poznania, jako przedstawiciela studenckiego radia. I ciężki magnetofon reporterski na taśmy szpulowe. Dziś to już zabytek. Bawiliśmy się poznawaniem techniki i samym faktem tworzenia. Poczucie dziennikarskiego sprawstwa. Uczyliśmy się od samych siebie, od starszych kolegów (teraz nazwałby to społecznością ucząca się). Było to poznawanie ludzi w czasie różnorodnych koncertów, były próby i porażki, konflikty, sukcesy. Samo życie. Po co była mi ta radiowa praktyka? Przecież przygotowywałem się do pracy w szkole jako nauczyciel a nie dziennikarz. A nawet inaczej, po co doświadczenie radiowe naukowcowi? Przecież publikacji od tego biologowi nie przybywa. Bez wątpienia przydało się do popularyzacji nauki, a to już element pracy zawodowej. Znając nieco lepiej działanie radia od podszewki, łatwiej mi było udzielać wywiadów radiowych a nawet telewizyjnych. Trochę lepiej rozumiałem media. I miałem już trochę obycia przed mikrofonem. Mimo że nie było tego w programie studiów, to ta wiedza i te kompetencje okazały się bardzo przydatne zawodowo. 

Kolejne wywiady, już w pracy na uczelni jako wykładowca, były dla mnie dalszą nauką. Nie zaczynałem jednak od zera. Uczyłem się przez lata. Nabierałem jako takiej wprawy i umiejętności krótkiego formułowania najważniejszych myśli. Zwięzłość w czasie dominacji mediów społecznościowych jest bardzo w cenie.

Zupełnie niedawno zaproszony zostałem do Radia UWM FM by przygotowywać krótkie podcasty do  "Postoju z Nauką". Kolejny etap edukacji i próby nagrywania materiałów także u siebie w domu, na amatorskim sprzęcie. Bo nie zawsze mogłem być w radiowym studiu. Ucząc się dostrzegałem coraz więcej swoich niedoskonałości. I wiedziałem lepiej, czego jeszcze muszę się nauczyć. 

Przy okazji zrozumiałem coś ważnego dla samego uniwersytetu. Że ważna jest nauka przez działanie, współpraca, tworzenie warunków do rozwoju a nie tylko programy i zajęcia z ocenami. Nie tylko program lecz i szeroko rozumiane środowisko edukacyjne. Dlatego obecność na uniwersytecie ciałem i duchem jest lepszą okazją do uczenia się od nawet najlepszych zajęć tylko online. Bo przecież chodzi nie tylko o zaplanowana treść lecz i o niezaplanowane możliwości rozwoju. A do tego potrzebne jest konkretne środowisko oraz ludzie w kontakcie.

W wakacje zacząłem współpracę z Radiem Olsztyn. Nagrywam w profesjonalnym studio i wśród wyrozumiałych i życzliwych ludzi krótkie felietony radiowe w ramach audycji "Tłumaczymy świat". Dla mnie to dodatkowa okazja by uczyć się podcastów i podglądać technikę. Na przykład czy felieton radiowy napisać i odczytać czy też przygotować konspekt i mówić z głowy? I ile potem trzeba poświęcić czasu na edytorskie poprawki, wycinanie zbędnych fragmentów itp. Czy dam radę w warunkach domowych by przygotować wykłady w formie podcastów? Czy będę wiedział kogo i o jaką pomoc prosić? I jak potem udostępnić studentom takie repozytorium? Wiele pytań na które szukam praktycznej odpowiedzi. 

Czego można się nauczyć w działalności klubów studenckich i radia studenckiego? Popełniania błędów! Najróżniejszych. Ale jest to nauka bez ocen i kolokwiów. Tylko weryfikacja z rzeczywistością. A to bywa boleśniejsze niż niska ocena w indeksie. Fakt, teraz nie ma już indeksów, teraz oceny są w USOSie.

Człowiek współcześnie uczy się całe życie. Nawet wtedy, gdy "pozjadało się wszystkie rozumy". Ja uczę się teraz przez działanie we współpracy z Radiem Olsztyn. Co na końcu tej drogi? Wykłady w formie podcastów, podzielone na niewielkie części. Takie mikrouczenie się, mikrolearning. I w powiązaniu z innymi zasobami. Bo wykładowe podcasty nie przekażą obrazów, schematów, instrukcji do ćwiczeń. Będą tylko elementem zaplanowanego cyklu kształcenia. Owszem, kiedyś tego nie było na uczelniach. Ale czasy i wyzwania się zmieniły. Ślepcem jest ten, kto tego nie zauważa. Od wykładowcy akademickiego oczekuje się obecnie coraz to nowych umiejętności i kompetencji. Więc uczę się. Tak jak kiedyś w czasie studiów. Nie tylko na zajęciach, ujętych w programie, ale także na tych nieobowiązkowych. Wykorzystuję otaczający mnie krajobraz edukacyjny. 

Co daje praktyka radiowa przed mikrofonem? Uczy udzielania krótkich i zwartych odpowiedzi ustnych, niczym na egzaminie czy uczniowskiej odpowiedzi przy tablicy. Tyle, że jest to chwila sprawdzenia w realnych i pozaszkolnych warunkach. Uczy mobilizacji i szybkiego przygotowania się do wypowiedzi. I radzenia sobie ze stresem. 

To podcastu, tak jak do każdego wywiadu, trzeba się przygotować, doczytać, poćwiczyć, zobaczyć swoje błędy i uczyć się by następnym razem było lepiej. Do tego dochodzi adrenalina. Naturalne środowisko uczenia się.

Chcesz posłuchać jak się uczę w czasie wakacji? Zajrzyj na stronę audycji Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627

7.08.2024

Osa, a sprawa polskich śmietników i strachu przed użądleniami

Osa na stole w restauracji, bać się czy nie ?

Niemalże jak co roku w letnim sezonie ogórkowym powraca temat z osami. A skoro najlepiej sprzedaje sie groza i emocje, to zazwyczaj letni temat z osami dotyczy "plagi" os i zagrożenia dla zdrowia i życia. Można jednak to zainteresowanie wykorzystać do opowiadania o równie ciekawej biologii tych owadów i przyrody jako takiej. Z przyczyn populacyjnych i naturalnego rozwoju liczebności gniazda u os społecznych, rzeczywiście jest ich w połowie lata więcej. 

A co oznacza sezon ogórkowy? Sezon ogórkowy to związek frazeologiczny, oznaczający letni okres, w którym nic się nie dzieje. W części odnosi się do życia kulturalnego, bo w tym czasie są przerwy urlopowe w teatrach. A przynajmniej tak kiedyś było. Sezon ogórkowy odnosi się także do życia społecznego i politycznego. Politycy na wakacjach i nic ważnego się nie dzieje. A przynajmniej kiedyś niewiele się działo. Tematem były jedynie zbiory i przetwory z ogórków. I ewentualnie żniwa. Tak interpretuję początki tego związku frazeologicznego. Czy jest tak także obecnie? Gdy sporo sie dzieje zarówno w życiu społecznym, politycznym i kulturalnym? Niemniej osy są częstym tematem. Może więc zamiast sezonu ogórkowego piszmy o sezonie osowym (osim sezonie)? 

Tak jak i w latach ubiegłych, tak i w tym roku odebrałem telefon z prośbą o wywiad na temat os, bo ponoć mamy plagę os i nie można zjeść posiłku w barze, kawiarni czy restauracji. Byłem akurat w pociągu, ale umówiłem się na dzień kolejny. Miałem więc czas trochę przemyśleć. Zupełnie jak uczeń wytrwany do odpowiedzi przy tablicy, który dostał szansę, że jednak odpowie w dniu kolejnych. Jest czas przygotować się lepiej do takiego sprawdzianu. O czym tu ważnym ciekawie opowiedzieć by nie powielać stereotypów i jednocześnie przygotować porcję wiedzy o charakterze edukacyjnym? Można więc w pociągu rozmyślać a nie tylko tkwić wzrokiem w smartfonie. Pierwszy pozytyw.

Przeciętny czytelnik mediów społecznościowych świat przyrodniczy zna z ekranu telewizora, komputera, smartfona a nie w bliskiego kontaktu z przyrodą. Czy os jest więcej niż kiedyś? Nie ma takich danych. A jednak jest subiektywne odczucie wielu ludzi. Jak im wyjaśnić, że to tylko złudzenie i brak kontaktu z przyrodą? I jak sprawić, by się nie bali a nawet polubili osy i inne owady?

Wypowiedź ukazała się w Zielonym Onecie Osy niepokoją Polaków. Ekspert: wkrótce może być ich jeszcze więcej. Miałem możliwość autoryzacji tekstu. Trudna dla mnie sztuka czytania i pisania na telefonie z małym ekranem. Ale systematycznie coraz więcej prac wykonuję właśnie na telefonie. Muszę się uczyć zupełnie nowych dla mnie umiejętności. Wywiad w Onecie miał chyba szerokie zasięgi bo ukazały sie wtórne tekstu także i w innych mediach.

Nurtowały mnie ciągle pytania czy os jest rzeczywiście więcej i czy są groźne. Sam pamiętam z dzieciństwa i wieku szkolnego, że bardzo się os bałem. Sporadycznie byłem użądlony przez pszczoły i być może przez osy. Niemniej był to bardziej strach z wielkimi oczami, wynikającymi z opowieści niż własnego doświadczenia. A przecież obcowałem z osami na co dzień, w czasie wakacji na wsi. Nawet z szerszeniami. Wiedziałem jak ich unikać. Potem spotykałem się wielokrotnie a wraz z wiekiem i z rosnącą wiedzą o biologii os, mój strach malał. Może i inni ludzie przestaną panikować na widok os, gdy dowiedzą się o nich więcej? Wiedza przyrodnicza jako remedium na strach i mity? Tak sądzę, dlatego kolejny raz pisze o osach.

Na drugi dzień po wywiadzie byłem w restauracji, na tarasie, z otwartym dostępem dla owadów. Było gorąco więc ze zrozumiałych względów popularnością cieszyły się ogródki restauracyjne i otwarte tarasy. Oho, pomyślałem, będzie okazja sprawdzić jak z tymi osami i czy będę wierny radom, które udzielałem innym. Po kilkunastu minutach pojawiła się pierwsza osa. Latała nad głową, siadła na stole i spacerowała po obrusie (zdjęcie wyżej). Strachu nie czułem. Byłem zaciekawiony i wpatrzony jak rozpoznaje teren i czego szuka. Zajrzała do kieliszka z wiśniówką i nieszczęśliwa wpadła. Szybko ją wyjęliśmy widelcem. Uratowana! Na talerzyku czyściła się ze słodkiego płynu. Chyba alkohol jej nie zatruł. Po kilkuminutowym czyszczeniu zdrowa i cała (choć może trochę podchmielona) odleciała. 

Gdy jedliśmy obiad pojawiła się druga i trzecia. Pod koniec posiłku przy stole było ich łącznie trzy jednocześnie. Nie wiem czy to te same. Niemniej latały i zaglądały do talerzy. Wiedziałem, że osy nie żywią się ludźmi i nie są pasożytami więc nie atakują ludzi. Chyba, że w obronie własnej  lub obronie gniazda. Nie machałem więc w panice rękoma. Bo wtedy osa mogłaby poczuć się atakowana i być może próbowałaby się bronić, oczywiście swoim żądłem.  Gdy siadła mi na ręku, nie reagowałem. Bo wiedziałem, że tylko poznaje teren. W dzieciństwie pewno bym wrzeszczał i uciekał ze strachu. Ale wtedy niewiele o osach wiedziałem. 

Zimuje zapłodniona samica. Wiosną budzi sie ze snu zimowego i rozpoczyna budowę gniazda. Składa pierwsze jaja i poluje na owady. Larwy karmi mięsem owadów. Gdy pojawia się pierwsze robotnice - królowa matka zajmuje się tylko składaniem jaj. Cała opieka nad larwami spada na robotnice (jej dzieci). To one wylatują z gniazda i polują na różne owady. Można powiedzieć, że starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym. Systematycznie w gnieździe przybywa nowych robotnic a samo gniazdo i rodzina się powiększa. Stąd większa liczebność os w pełni lata. Dorosłe osy żywią się także nektarem kwiatów i owocami. Pojawiają się więc tam, gdzie coś słodkiego: owoce, ciastka, soki.

Późnym latem i wczesną jesienią w gnieździe pojawiają się samice i samce. Kończy się cykl życiowy gniazda. Robotnice stają się bezrobotne i niepotrzebne. Mają więcej czasu dla siebie i na szukanie słodkości. Wtedy częściej obserwujemy je przy owocach i słodkich bułkach z lukrem. Zwabione cukrem mogą być bardzo liczne.

Osa, ogryzająca kości z mięsem

Wróćmy jednak do mojej przygody z osami w restauracji. Jadłem pieczoną kaczkę. Ogryzione kości odkładałem na osobny talerzyk. I niebawem pojawiła się tam jedna z os. Ogryzała resztki mięsa z kości. Osy mogą ożywiać się także padliną. Nie wiem czy gotowane i przyprawione mięso jest dla nich odpowiednie. Niemniej osa odrywała kawałki mięsa. Wiedziałem, że zaniesie je do gniazda. Nie przeszkadzałem jej w posiłku i trosce o siostry z gniazda.

Podsumowując: przy obiedzie towarzyszyły nam trzy osy. Nie wywołały naszego strachu ani tym bardziej dziecięcej paniki przed nieznanym. Wzbudzały ciekawość, obserwowaliśmy ich poczynania i weryfikowaliśmy z już posiadaną wiedzą. Ciekawość to też ważna emocja. Może zamiast straszenia w mediach osami w sezonie ogórkowym może warto rozbudzać ciekawość do poznawania przyrody wokół nas?

O pszczołach myślimy pozytywnie, bo mamy od nich miód i wosk. Mimo, że pszczoły nas żądlą.  A osy? Nic nam nie dają, więc są szkodnikami, niepotrzebnymi i uciążliwymi? Bynajmniej. Jako owady drapieżne, odżywiające się muchami, mszycami czy komarami, regulują liczebność tych owadów. Pełnią ważną rolę regulacyjną w ekosystemach. Ponadto zimujące samice przechowują w swoim przewodzie pokarmowym drożdże. Umożliwiają im pojawienie się na owocach i późniejszą fermentację. Są więc takim ekosystemowym skarbcem-magazynem dla drożdże. To kolejna korzyść ekosystemowa. Dlaczego pojawiają się przy naszych stołach? Czy mogą być uciążliwe i jak sobie z nimi radzić? Zabijanie i tępienie os nie jest czymś mądrym.

Dawniej do resztek organicznych, wyrzucanych przez ludzi w pobliżu domostw, przylatywały muchy. w wilgotnej materii organicznej rozwijały się ich larwy. Przy śmietnikach kłębiły się tabuny much. Od czasu, gdy wyrzucamy śmieci w workach i w ten sposób utrudniamy dostęp muchom do materii organicznej, zmniejszyła się liczebność much w miastach. Dla nas dobrze, ale dla ptaków owadożernych oznacza to znaczne zmniejszenie bazy pokarmowej. Także dla innych owadów drapieżnych, wliczając w to osy, jest mniej pożywienia. 

W miastach tworzymy zupełnie nowe środowisko i nową, antropogeniczna bazę pokarmowa. Są to nasze śmieci. W ostatnich latach się zmieniły - więcej w nich plastiku i resztek po pokarmach z cukrem (lody, napoje). Na zdjęciu niżej koszt uliczny z tego samego miasta. Na zdjęciu tego za bardzo nie widać, lecz przy koszu fruwało kilkanaście os. Much było niewiele (jeśli w ogóle były). Czy możemy się dziwić, że potem przylatują do stolików w kawiarniach, cukierniach i restauracjach? Sami przyzwyczajamy je do naszej bazy pokarmowej, ograniczając jednocześnie inne źródła pożywienia.

Uliczne śmietniku z licznymi opakowaniami po napojach, lodach i słodkościach. 
A przy nich sporo os. Już nie sady z owocami lecz śmietniki wabią osy
bogactwem słodkiego pożywienia

Najważniejszym elementem na powyższej ilustracji są osy, choć na zdjęciu nie bardzo je widać. Fruwało ich przy koszu co najmniej kilka. Po pierwsze nadmiar odpadów, jakie wytwarzamy. Tu akurat kosz zbiorczy, ale w wielu miejscach, na dworcach, w sklepach a nawet w parkach są kosze do segregacji (papier, plastik, szkło, bio). Kłopot tylko taki, że odpady są źle wrzucane prze nas. Dlaczego? Przecież to nie jest sprawa wiedzy i możliwości intelektualnych. Kosze są podpisane, przeciętny człowiek rozróżni opakowanie plastikowe, metalowe, szklane, papierowe i ewentualnie odpady zmieszane. A nawet jak nie potrafi, to może odczytać z etykiety na opakowaniu. Problemem nie jest więc wiedza twarda (fakty) lecz kompetencje społeczne. Ludzie po prostu nie uważają segregacji odpadów za ważne ich uwagi, część nawet z premedytacją bojkotuje. Nawet ostentacyjnie manifestuje swoją niechęć do segregacji odpadów. Efektem są wyższe koszty zbierania śmieci i segregacji. Koszty ponosimy my wszyscy, finansowo jak i środowiskowo.

Po drugie i ważniejsze w kontekście os, przepełniony kosz jest symbolicznym wyrazem naszej nadmiarowej konsumpcji towarów jednorazowych i nadmiernie opakowanych. Przepełnione są nie tylko kosze, ale i wysypiska śmieci, zaśmiecone są lasy, rzeki, jeziora i oceany. Gdyby wyrzucający opakowania po prostu zgnietli je (a więc ich opakowanie miałoby mniejszą objętość), to śmieci z koszy by się nie wysypywały. Tu również brak kompetencji miękkich, społecznych. A w mediach i wśród edukatorów toczy się dyskusja czego uczyć w szkole: tylko faktów a wiek twardej wiedzy czy także wyśmiewanych i lekceważonych kompetencji miękkich, społecznych. Kosze na śmieci krzyczą, że brakuje nam kompetencji miękkich i wynikają z tego kosztowne i poważne problemy.

I w końcu osy. Przylatują do słodkich i mięsnych resztek. Śmietniki to ich baza pokarmowa. Przyzwyczajają się. Potem licznie przylatują do nas, gdy jemy loda, ciastko czy posiłek w restauracji. I wpadamy w panikę. Zbieramy owoce swojego stylu życia. Nie chcemy wiedzieć jakie procesy zachodzą w przyrodzie obok nas i nie rozumiemy owadów jak i całej przyrody., Nie rozumiemy kontekstów ekosystemowych. Na przykład nie rozumiemy związku obecności owadów ze sposobem konsumpcji i usuwania odpadów.

W ekosystemach miejskich, w dobie ocieplenia klimatu, dzieje się dużo nowego. Pojawiają sie nowe gatunki, inne zanikają. Tworzą się nowe relacje między gatunkami. To wszystko można obserwować i notować. By samemu zrozumieć i by uczestniczyć w nauce obywatelskiej. Zamiast się niepotrzebnie bać os, obserwujmy je i nauczmy się bezpiecznie z nimi koegzystować. Wiedza i ciekawość zamiast strachu i medialnej paniki. Można pokochać i zaakceptować osy przez zrozumienie przyrody wokół nas. Wiedza ułatwi unikanie konfliktów między ludźmi a osami. Tak sądzę.

20.06.2024

Razem z Radiem Olsztyn będę objaśniał świat, w czasie lata

Eksponat z Muzeum Kinematografii w Łodzi. 
 

Felietony objaśniające świat przyrody. To moja nowa przygoda. W ramach letniej ramówki Radia Olsztyn "Radio Olsztyn Objaśnia Świat" od 24 czerwca na antenie codziennie felieton. A raz w tygodniu felietonowo będę objaśniał świat i ja. Jeszcze nie znam nazwisk innych felietonistów radiowych. Jestem bardzo ciekawy jak to wyjdzie.

Była już moja przygoda z podcastami w Radiu UWM FM, a 40 lat temu było studenckie Radio Emitor. Od tamtych, studenckich czasów, świat, także ten radiowy, ogromnie się zmienił. Mam okazję tego doświadczać. Wszystko to w ramach trzeciej (społecznej) misji uniwersytetu. A także w ramach ogromnej transformacji systemu edukacji (o tym napiszę innym razem). Bo uczymy się całe życie, a uniwersytet dociera do nietypowych studentów. Od lat popularyzuję naukę w różnej formie, nie tylko na blogu, nie tylko na piknikach naukowych, nie tylko w czasie zajęć dla szkół. Także w mediach. Poszerzamy ekosystem edukacyjny. I ja też uczestniczę w tej wielkiej ewolucji edukacji. Uczestniczę i jednocześnie odkrywam. Sam dla siebie i dla innych. To wynika z powinności uniwersytetu: nie tylko uczestniczyć w życiu naukowym i społecznym regionu lecz także odkrywać i objaśniać świat. 

Felieton radiowy to wymagająca bardzo krótka forma. Trudna, tym bardziej, że nie mam radiowego głosu. Tym trudniej będzie wzbudzić zainteresowanie. Mam pod górkę (a kto we współczesnym świecie nie ma?). Nowe wyzwanie. I wbrew pozorom bardzo z uniwersytetem i transformacją edukacji związane. Uświadomiłem sobie to dobitnie na pierwszym nagraniu. Przyda mi się bardzo w codziennej, uniwersyteckiej dydaktyce. Mam na myśli zdobywane doświadczenie a nie jedno nagranie...

Edukacja to sprawa nas wszystkich, współpraca uniwersytetu i naukowców z mediami publicznymi to jak najbardziej pożądana aktywność. To nie tylko rozrywka lecz przede wszystkim budowanie nowoczesnego ekosystemu edukacji. Odkrywanie i budowanie środowiska, w którym można się dobrze uczyć. Także małymi porcjami, pozaformalnie i niezależnie od wieku. 

W ciągu wakacyjnych miesięcy ukaże się 10 moich radiowych felietonów. Chcę komentować bieżące zjawiska przyrodnicze oraz objaśniać fascynujący świat organizmów żywych wokół nas. Czytelniku bloga i słuchaczu Radia Olsztyn, w komentarzach pod niniejszym postem możesz umieścić swoje pytania i propozycję tematów na felieton. W miarę możliwości postaram się uwzględnić i wykorzystać na antenie. 

A zatem:

Dzień dobry,

jestem ekologiem, entomologiem, hydrobiologiem oraz popularyzatorem nauki, interesuję się także ewolucją i filozofią przyrody. Na co dzień pracuję na Wydziale Biologii i Biotechnologii UWM w Olsztynie.

Stanisław Czachorowski,

w Radiu Olsztyn będę Państwu wyjaśniał złożony i fascynujący świat przyrody. Będę opowiadał o niezwykłym świecie roślin, zwierząt, grzybów i mikroorganizmów, które spotykamy na co dzień, także w czasie wakacji i letniego urlopu w Krainie Tysiąca Jezior.

Chcę państwa zainspirować do uważnego obserwowania przyrody i zachęcić do refleksji. Chcę zachęcić do nauki obywatelskiej. Wy też możecie uczestniczyć w tym procesie poznawania i odkrywania świata przyrody.

Tak sobie przygotowałem. A jak wyszło? Usłyszycie i zobaczycie w mediach Radia Olsztyn, nie tylko na antenie ale i w mediach społecznościowych. Bo nawet radio dzisiaj wygląda inaczej. Jest nie tylko do słuchania lecz i do czytania oraz do oglądania. Przygotowałem sobie powyższy tekst, zgodnie z sugestiami, lecz nagrywający pan z radia zasugerował zmiany. Bardzo życzliwie i taktownie, nie narzucająco. Szybko musiałem zmodyfikować (bo miał rację i lepiej słuchać rad fachowców). Improwizować na miejscu przy sporym stresie.

Potem inny pan redaktor techniczny (już w studio) życzliwie wprowadzał mnie w dobrą atmosferę i taktownie uczył jak mówić, by lepiej wyszedł materiał. Coś dostrzegłem, coś zrozumiałem, czegoś się nauczyłem. Teraz wiem więcej jak się dobrze przygotować merytorycznie i emocjonalnie do kolejnego nagrania. Podejrzałem także proces montowania dźwięku. Wszystko to przyda mi się w pracy akademickiej. Gdy będę chciał przygotowywać podcasty jako wykłady. Niestety, na uczelni nie mamy takiej dobrej, profesjonalnej jednostki do nagrywania wykładów i tak dobrego środowiska do uczenia się radiowego mówienia. I tak dobrych i życzliwych edukatorów. Przychodzenie do radia, by się w gruncie rzeczy samemu uczyć, jest przyjemnością. Mimo strachu, mimo tremy, chcę tam przyjść z kolejnymi nagraniami i kolejnymi felietonami. A gdyby tak moi studenci, którzy też mają swoje obawy, swój stres, chcieli przychodzić na zajęcia z podobnych powodów? By się świadomie uczyć i rozwijać, by widzieć gdzieś na horyzoncie swoje miejsce pracy i by czuć, że to, czego sie uczą, jest im na prawdę do czegoś potrzebne.

Uczymy sie w każdym miejscu i przez całe życie. Potrzebna tylko kompetencja uczenia się, refleksji i dobre środowisko do własnego rozwoju. Chciałbym, żeby mój uniwersytet był takim miejscem. Postaram się zrobić wszystko, co mogę, by go do takiego stanu przybliżyć. Siebie i mój uniwersytet. Że z motyką na słońce? Siebie na pewno mogę zmienić, to jest w zakresie moich możliwości i kompetencji. A uniwersytet? Zrobię to co mogę i jestem w stanie, z tym czym mam do dyspozycji i tu gdzie jestem (czyli na mało ważnym podrzędnym stanowisku). W podobnej sytuacji jest wielu nauczycieli w szkołach i na uczelniach wyższych. Mimo, że to niewiele, to warto to zrobić... 

Mały okruch z mojego dziennika refleksji. O tym jak się uczę i rozwijam. Może jeszcze komuś te przemyślenia się przydadzą? Niby będę w Radiu Olsztyn objaśniał świat przyrodniczy jako ekspert, jako ten, który wie więcej, ale jednocześnie będę się uczył jak mówić by być słuchanym. I jak przygotować podcasty. Na uniwersytecie muszę robić to sam, w warunkach domowych i na amatorskim sprzęcie czy oprogramowaniu. Chyba, że będę poszukiwał współpracy ze środowiskiem pozauniwersyteckim. W ramach odkrywania nowego ekosystemu edukacyjnego. Lub będę szukał nieoczywistej wspołpracy na uniwersytecie.

We współpracy można więcej. Można się specjalizować i nie trzeba umieć wszystkiego. Każdy wie i umie coś, nikt nie wie i nie umie wszystkiego, a razem wiemy i potrafimy bardzo dużo.  

Zatem, po przesileniu letnim, po nocy świętojańskiej i szukaniu kwiatu paproci, także i dla mnie zacznie się coś nowego. Witaj przygodo! Oto pierwsze nagranie.



Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627



12.06.2024

O kojącym duszę obserwowaniu przyrody i nauce obywatelskiej

Prezentacja wyników badań w formie plansz informacyjnych. Jest i dachówka z qr kodem. 
 

Co zmieniła pandemia? Zmusiła do częstszego korzystania z technologii kontaktów online. I to pozostało. Na przykład w pracy z mediami. W podróży byłem w stanie udzielić krótkiego wywiadu, z którego fragment wykorzystany został w materiale filmowym. Okres świąteczny, ja w podróży. Nie ma jak się umówić czy wysłać kogoś z kamerą. Ale odkryliśmy moc kontaktów zdanych i z tego korzystamy.

Wywiady dla mediów mają swoją specyfikę. To krótkie porcje informacji. Czasem bardzo krótkie. A komentarz jest tylko częścią materiału. Musi być wewnętrzna zgoda na spłycenie szerszego tematu i skrót do kilkunastu sekund (zamiast kilku minut). Ta zgoda wpisana jest w sam fakt udzielania wywiadu dla mediów. Przygotowanie to nie tylko kwestia kilkuminutowej wypowiedzi lecz także by zawarta była tam dobra, krótka wypowiedź. A to jest trudne. Wymaga sporych przemyśleń. Nie zawsze mi się to udaje. Ale się nie poddaję. Ciągle próbuję a każda okazja jest kolejną szansą. Zyskuję nowy kanał komunikacji i nowych słuchaczy. 

Wywiad przez telefon i z wykorzystaniem wi-fi. Bo łącze telefoniczne jest za słabe dla dobrej jakości obrazu. Tego nauczyła nas pandemia. I to już na stałe zostało - czasem przyjedzie kamera z operatorem, czasem trzeba się samemu wybrać do studia, a czasem za pośrednictwem internetu. i laptopa. Czasem z wykorzystaniem nawet zwykłego smarfonu - bo tu także jest kamera i odpowiednie oprogramowanie do wideotransmisji. 

O czym był wywiad? O obserwowaniu przyrody wokół nas. Podglądanie przyrody z okien pociągu to dla mnie przyjemność, niewiele się dzieje, jak w serialu, tylko większy ekran i z dodatkowymi efektami. A jeśli przez okno to także mniejsze zużycie prądu, podglądanie przez okno, lub siedząc na ławeczce lub w czasie spaceru. A jak to, co nas interesuje jest daleko, to za pośrednictwem kamer internetowych lub z fotopułapek. Możemy lepiej poznać przyrodę wokół nas. A nie tylko tę z telewizji, z dalekich krajów

To co za oknem, w domu, na balkonie (wysiej chwasty i obserwuj). Przykładem może być krótkie nagranie z fruczakiem gołąbkiem z marca br. Z okien pociągu widziałem liczne sarny, bażanty, gęsi gęgawe, żurawie, kwitnące drzewa, zbiorniki wodne, okresowe na łąkach polach i torfowiskach. To było w czasie podróżny na święta, i w czasie telefonu z prośbą o wywiad. 

Przyrodę możemy obserwować na spacerze, patrzeć jak rosną drzewa, kiedy zakwitają, kiedy owocują, co się pojawia. Jak w serialu tyle, że dzieje się na prawdę. Ślady na ścieżce, nad wodą, coś tu przechodziła. Dramaturgia i przygody. O ile umiemy obserwować i dostrzegać.

Kojąca przyjemność obserwowania i pożytek dla wiedzy. O ile podzielimy sie w wiarygodny sposób swoimi obserwacjami. Tak rozwija sie np. nauka obywatelska. I tu również z pomocą przychodzą nowe technologie, zarówno na etapie rozpoznawania gatunków jak i umieszczania danych z obserwacji i dedykowanych bazach danych. 

Zbliżają się wakacje, czas podróży i wypoczynku. W lipcu możemy włączyć się do ogólnoeuropejskiego liczenia motyli. Dzięki zdjęciom umieszczanym w mediach społecznościowych w ostatnich latach udało sie dobrze udokumentować ekspansję modliszki. Albo na przykład zebrać stanowiska występowania leśnych tulipanów. Z udziałem uważnych obserwatorów zbierane są dane o występowaniu raka sygnałowego. 

Wracając do świątecznego mini-wywiadu dla Polsatu - nie udało się przebić z przekazem tak jak chciałem. Sam napiszę na blogu tak jak chcę. Może zdarzy sie jeszcze inna okazja by opowiedzieć o tym w mediach o ogólnopolskim zasięgu? Musze jednak lepiej przemyśleć krótką wypowiedź. by każde słowo miała swa wagą a całość była spójna i niezdatna do cięcia na kawałki.

Tego lata poćwiczę z Radiem Olsztyn. Podjąłem się krótkich felietonów, objaśniających przyrodę. Człowiek uczy sie całe życie a ciągle wielu rzeczy nie umie. Uczenie się ustawiczne. Bo nauka daje przyjemność i przygodę. W czasie wakacji będę podnosił swoje umiejętności radiowego felietonowania. Jedno sie nie zmieni - będę opowiadał o przyrodzie i o nauce, 

2.04.2024

O wodzie, suszy i dowcipie primaaprilisowym

Kielce. Kurtyna wodna na placu ogołoconym z zieleni, schładzanie wodą w czasie upałów.
 

Rzadko się zdarza, że Lany Poniedziałek przypada akurat pierwszego kwietnia. Czyli w Prima Aprilis. A więc dowcip musi być wiązany z wodą. Tym razem zwrócił sie do mnie dziennikarz z TVP3 Olsztyn z propozycją udziału w primaaprilisowym psikusie. Intryga była taka, że hiszpańscy aktywiści ekologiczni domagają się zakazu polewania się wodą w Lany Poniedziałek, zakaz miałby wejść od przyszłego roku.  Dowcip trochę ryzykowny, bo sporo jest złego pijaru w odniesieniu do działaczy społecznych, dbających o naszą przyszłość. I będzie tp woda na młyn różnych kontestatorów, jacy to ekolodzy są głupi i jakie nieżyciowe wymyślają działania. Ekolodzy notorycznie doświadczają różnego rodzaju hejtu denialistów klimatycznych i wielu innych grup. Zatem dowcip dobry ale ryzykowny.

Pomyślałem jednak, że można wykorzystać każdą okazję by zwrócić uwagę opinii publicznej na ważne kwestie środowiskowe. W Hiszpanii byłem kilkanaście lat temu, z wizytą studyjną. Już wtedy były widoczne skutki braków wody, rzeki z niskim poziomem wody, zaostrzone przepisy. Na przykład niezależnie od zamożności nie można było wymieniać wody w przydomowym basenie. Można wodę oczyszczać ale nie wymieniać. Podobnie z podlewaniem ogródka, trawnika czy pól. Nie wolno do tego celu używać wody wodociągowej. Chyba, że ktoś oczyści ścieki, to wtedy taka woda z "recyklingu" jak najbardziej. Inny przykład to to, że na myjni samochodowej woda jest używana w obiegu zamkniętym. Przedsmak przyszłość, gdzie to nie pieniądz  rządzi. Potem usłyszałem o dużych protestach społecznych. Dawno temu wybudowano kanał, doprowadzający wodę z dużej rzeki z jednego regionu Hiszpanii do terenów rolniczy w innym regionie. I ludzie protestowali, bo nie chcieli się dzielić wodą -  "jeśli im oddamy to nam zabraknie". Woda w Hiszpanii już od dawna jest zasobem deficytowym. A postępujące ocieplenie klimatu nasila tylko problem. I wymusza określone działania. Wybór więc hiszpańskich aktywistów, jako bohaterów dowcipu, jest jak najbardziej trafny (ostatecznie w materiale pojawiła się konferencja naukowa, a wie nieco bardziej przesunięty akcent na naukowców niż aktywistów).

Nas Polaków też już coraz bardziej dotykają problemy braku wody. Od kilku lat obserwujemy wiosenne susze i burze pyłowe. Ten rok był dla nas łaskawy, więcej niż zwykle opadów w zimie i zalegający śnieg zapewniły wodę na wiosnę. Oby była to tendencja stała a nie tylko jednorazowa. W coraz większej liczbie gmin w Polsce co roku ogłasza się przejściowe ograniczenia w korzystaniu z wody wodociągowej. Po prostu wody dla celów komunalnych zaczyna brakować. I my też jesteśmy zmuszeni do zmiany sposoby użytkowania i wprowadzania przepisów racjonalizujących zużycie. Nie wszystko sam rynek i pieniądz wyreguluje.

Przyzwyczailiśmy się do podlewania trawników wodą wodociągową, przez co zużywamy głębinowe zasoby wody. One się bardzo wolno odnawiają. To ewidentne marnotrawstwo. W wielu miastach latem ustawia się kurtyny wodne, by schładzać powietrze. Upały są nieznośne. Ale wykorzystuje się wodę pitną z wodociągów. To ogromna niegospodarność. Przykład z Kielc (zdjęcie na górze i na dole tekstu). Dawniej zielony i zadrzewiony plac zamieniono w kamienną i bezdrzewną pustynię. Taka moda w całej Polsce. Nic dziwnego, że potem ustawia się kurtyny wodne. Czy można inaczej schładzać miasta? Można. Przez liczne nasadzenia drzew i zieleni niskiej. W taki sposób całe miasta można schłodzić nawet o kilka stopniu. Tak zrobiono w niektórych miastach, np. w Ameryce Południowej, z dobrym skutkiem. Drzewa do transpiracji zużywają wodę ale nie tę głębinową, lecz tę znajdującą się w glebie. A więc o szybkim obiegu i łatwym odnowieniu.

W miastach woda deszczowa w około 50% od razu trafia do kanalizacji i potem do rzek. Trzeba zmienić sposób gospodarowania na terenach zurbanizowanych i zatrzymać jak najwięcej wody, by wsiąkała i zasilała glebowe zasoby tego cennego elementu biosfery.

Żart żartem ale mamy problem z wodą w Polsce i musimy zmienić sposób gospodarowania wodą i zarządzaniem przestrzenią w mieście - więcej drzew, więcej łąk kwietnych, więcej małej retencji. Oblewanie się wodą w Lany Poniedziałek nie przyczyni się do zużycia zasobów wody. Nikt nie będzie domagał się zmiany tych dawnych zwyczajów. Jeśli już, to z zupełnie innego powodu (nie każdy lubi być oblewany wodą na ulicy i może traktować to jako przejaw agresji). Ekolodzy (naukowcy) jak i aktywiści prośrodowiskowi nie zagrażają zwyczajom ludowym.

Kielce, przed i po betonizacji placu, kamienna pustynia prawie całkowicie pozbawiona drzew, która się szybko nagrzewa, ilustracja z internetu, znaleziona na Facebooku.

Pierwszokwietniowy materiał ukazał się w regionalny wiadomościach TVP3, Informacje 1.04. 18.30.

Sprostowanie w kolejnym wydaniu Informacji 2.04,2024

4.03.2024

Spróbowałem, hybrydowe felietonowanie się nie udało

 

Nauka rozwija się na błędach i porażkach. W badaniach naukowych zdecydowana większość podejmowanych prób kończy się niepowodzeniem. Nieudany eksperyment nie jest jednak porażką - dostarcza nowej wiedzy. Można modyfikować i próbować ponownie. Pisze się zazwyczaj o tych udanych, końcowych eksperymentach. Cała reszta jest jak góra lodowa, ukryta przed wzrokiem pod wodą. Ale bez tej ukrytej części nie byłoby i tej na widoku.

Felietony z QR Kodem, zamieszczane już od roku w Wiadomościach Uniwersyteckich, były i są takim eksperymentem. I jak się okazuje - nieudanym eksperymentem. Na papierze nie da się pisać i konwersować z autorem. Dialog za pomocą papierowych mediów jest ograniczony i utrudniony. Bo to ktoś musiałby pisać polemikę i wysyłać do Redakcji, a nóż może wydrukują. Lub w swojej, papierowej przestrzeni, publikować. Taki dialog na łamach róznych redakcji. Czasem tak w przeszłości bywało. Lecz od razu warto zaznaczyć, że to był mały fragment i niewielka przestrzeń. Niewielu uprzywilejowanych dyskutantów-polemistów. Mało miejsca dla czytelników - ten może tylko przeczytać i skomentować pod nosem lub w wąskim gronie swoich znajomych. Nic z tej dyskusji nie przedostawało się do przestrzeni wspólnej i publicznej. 

Media społecznościowe i internet stworzyły nową jakość. Zdemokratyzowały publiczną dyskusję.  Stworzyły szybkość i interaktywność, bo znacznie łatwiej jest postawić lajka lub skomentować w mediach społecznościowych. Prawie jak w kontakcie bezpośrednim. I tu pojawił się mój pomysł na eksperyment i na próbę hybrydowego felietonu, coś z pogranicza tych dwóch światów.

Chciałem połączyć papier z mediami społecznościowymi. Poszerzone wersje felietonów umieszczane były na moim blogu (na niniejszym blogu). Była więc wersja papierowa i była wersja społecznościowa. QR Kod miał być pośrednikiem, łączącym te dwa światy. Liczyłem, że na blogu czytelnik znajdzie swoją przestrzeń do dyskusji i komentowania (w komentarzach na blogu). Jakaś interakcja czytelnika i autora. Nic z tego jednak się nie udało. Zabrakło takiej więzi i interakcji. Dlaczego?

Może próg wejścia był zbyt duży, mimo wszystko? A może czytelnicy Wiadomości Uniwersyteckich nie korzystają z telefonu przy czytaniu? Bo ja korzystam coraz częściej. Czytam książkę lub artykuł w prasie papierowej i czasem uruchamiam smartfon by sprawdzić co znaczy niezrozumiałe słowo lub nieznane mi zjawisko. Takie czytanie rozszerzone. Ale przez rok pisania nie zauważyłem komentarzy pod felietonami w wersji rozszerzonej na blogu. To znaczy komentarze się czasem pojawiają ale bez związku z tekstami w Wiadomościach Uniwersyteckich. 

W ostatnim felietonie pod qr kodem ukryłem prostą ankietę. Wystarczyło wejść i coś tam kliknąć. To nie musiał być komentarz i głos w dyskusji. I nie ma śladów. Zero odpowiedzi. Czyli wymyślona hybrydowość nie działa. Przynajmniej w tym konkretnym przypadku. Co i jak zmienić by w końcu zadziałało? A może z jakiejś swej istoty taka hybrydowość nie może zaistnieć?

To tak nie działa. Dlaczego? Może czytelnicy Wiadomości Uniwersyteckich nie korzystają z telefonów w trakcie lektury papierowego tekstu? A jak czytają w pliku pdf? Ja tak zazwyczaj czytam Wiadomości Uniwersyteckie, bo wersja papierowa dociera dużo później, gdzieś na stoliku w Collegium Biologiae. Czytając na laptopie można wyciągnąć telefon i wykorzystać qr kod. Ale jeśli ktoś czyta na telefonie, to link w postaci qr kody nie jest wygodny. QR kod to hybrydowy łącznik między analogowym papierem a internetową przestrzenią dodaną przez telefon komórkowy. Nie będzie łączył telefonu z telefonem.

A może czytelnicy WU słabo znają qr kody jako takie? To zbyt nowe dla nich? I nie przyjęło się? Tu pojawia się pytanie kim są i jakie nawyki czytelnicze mają odbiorcy Wiadomości Uniwersyteckich. Kto czyta i czego szuka? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Wymagają głębszego poznania rozważanej rzeczywistości. 

A może nie czują potrzeby dodatkowego kontaktu z felietonistą? Ktoś czyta lecz nie wchodzi w relacje, tylko mały procent internautów i czytelników jest aktywny w dyskutowaniu, reszta raczej bierna. Żeby więc zaistniały interakcje to liczba czytelników musi być na prawdę duża.

A może Wiadomości Uniwersyteckie mają mały krąg odbiorców i czytelników. Kim są? A może to tylko moje felietony nie cieszą się zainteresowaniem? Mało kto, jeśli ktokolwiek, czyta i z tak małej puli nie może się uzbierać istotny procent aktywnie komentujących. To w gruncie rzeczy niszowy kącik wymiany mysli? Jeden eksperyment i kilka niejednoznacznych wyników. Rodzi się wiele kolejnych hipotez, które wymagają osobnego sprawdzenia i zweryfikowania. Tak jak w badaniach naukowych - wiele nieudanych prób i systematycznie ciułana wiedza oraz obserwacje. W tym sensie każdy eksperyment jest udany bo przynosi nowe informacje. Przy wielu zmiennych nie jest łatwo wyciągać poprawne wnioski. Dlatego trzeba wielu niezależnych prób by coś zrozumieć i posunąć wiedzę o troszeczkę do przodu.

Sprawdziłem pomysł z hybrydowością łączenia starego świata z nowym. Na razie się nie udało. A wyniki są bardzo trudne do interpretacji - zbyt dużo możliwości. Trzeba zwiększać próbę i liczbę eksperymentów i szukać podobnych realizacji i pytań w innych miejscach. By zrozumieć to, co tak blisko się wydaje być. Niby w zasięgu ręki a jednak ciągle daleko.

A że nowe nadchodzi to zobaczyłem w ostatnim konkursie na krótki filmik. Konkurs skierowany był do uczniów ze szkół podstawowych. Kiedyś uczyliśmy się wypowiedzi pisemnych, teraz młodzi ludzie uczą się "pisania" wypracować w formie krótkiego wideo. Całkiem nowy świat komunikacji. To oczywiście całkiem inna opowieść, którą rozwinę niebawem.


Pierwotna, szersza wersja felietonu dla Wiadomości Uniwersyteckich.

Najnowszy felieton z QR kodem do ankiety.

19.09.2023

Co robą owady jesienią? O owadach w CiekaWizji Wiktora Niedzickiego

Materiały Poligrafii UWM, magnesy, notesy, teczka, wykorzystujące moje akwarele (po transformacji)
 

CiekaWizja Wiktora Niedzickiego to wartościowy kanał popularnonaukowy. Liczne wywiady dotyczące nauki i wiedzy, tworzone przez freelancera ale jednocześnie bardzo doświadczonego popularyzatora nauki (w bogatym dorobku z wieloma wyemitowanymi filmami i programami w Telewizji Polskiej). Niedawno miałem okazję opowiadać o owadach: 


A na antenie u Pana Wiktora Niedzickiego gościłem już kilka razy:
Noe technologie znacząco ułatwiają upowszechnianie wiedzy. Obniżyła się "bariera wejścia" - nie trzeba wielkich inwestycji w studio, liczny personel i drogi sprzęt. Od strony technicznej i finansowej znacznie łatwiej jest tworzyć i upowszechniać audycje i inne treści popularnonaukowe. Przekaz stał się znacznie mniej zmonopolizowany. Z drugiej strony skutkuje to także nadmiarem dostępnej treści. trzeba więc umieć wyszukiwać i docierać do wartościowych treści. Nie wystarczy tak jak kiedyś włączyć telewizor (były tylko dwa programy) czy radio (cztery programy i jeszcze ewentualnie zagraniczne). W tej ogromnej ilości treści trzeba umieć się poruszać. Umieć wybrać. Tych nowych umiejętności trzeba się nauczyć od zera. Nie ma tradycji, nie ma utrwalonych szablonów. Ten nowy świat powstaje na naszych oczach i dlatego musimy się uczyć wszystkiego od nowa. 

Popularyzacja nauki ma zupełnie nowe możliwości. Wystarczy się tylko nauczyć tworzyć i upowszechniać, także w mediach społecznościowych. Sam osobiście uczę się od kilkunastu lat. Co się jednego nauczę, choćby tylko jako tako, to pojawiają się nowe możliwości. I trzeba ponownie się uczyć. Świat edukacji ustawicznej, przez całe życie. Dawniej wystarczyło się nauczyć pisać, teraz trzeba umieć robić zdjęcia, nagrywać wideo, edytować tekst, grafikę, wideo oraz... korzystać ze sztucznej inteligencji. I choćby być najpilniejszym uczniem to nie da się nauczyć raz na zawsze. Trzeba się nieustannie oduczać i uczyć nowych umiejętności. Umieć korzystać ze zmieniających się zasobów.  Właśnie dlatego cała edukacja musi się zmienić. A najważniejszą kompetencja jest nauczyć się uczyć. Nie - tak jak dawniej - zapamiętać (wykuć na pamięć) niezbędny kanon treści lecz uczyć się ciągle czegoś nowego. Stwarza to zupełnie inne wyzwania wobec całego systemu edukacji i pojedynczego nauczyciela. Raczej naucznia - nauczyciela i ucznia w jednym.