Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konektywizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konektywizm. Pokaż wszystkie posty

18.07.2025

Mylenie epok, mylenie przekazów czyli o tym, dlaczego tak wiele naszych prezentacji jest skazanych na porażkę




Wyobraź sobie kogoś w dresie na balu karnawałowym. To przecież nie samo ubranie jest dysonansem lecz niedostosowanie ubioru do sytuacji. Na nic wysiłki w kupieniu lepszego dresu. Bo przecież nie o to tu chodzi. Dres jest znakomity do aktywności sportowej. Ale na bal trzeba włożyć coś innego, bardziej stosownego i eleganckiego.

Mówienie i słuchanie to moja codzienność, zarówno na wykładach i konferencjach, jak i podczas webinariów czy spotkań online. Od lat zastanawiam się także, jak mówić i prezentować, było to przyjemne dla słuchaczy i efektywne w przekazie. Słucham, patrzę, sam referuję i uczę studentów sztuki prezentacji. I często zastanawiam się dlaczego tak dużo spotykam nudnych i nieefektywnych wystąpień publicznych. Nawet w zawodzie, opartym na komunikacji, nawet w edukacji.

Gdy myślimy o nieefektywnych prezentacjach, pierwsze skojarzenia to nudne slajdy, mówca wpatrzony w ekran i monotonia mówienia. Przyczyny upatrujemy w braku umiejętności, lenistwie czy tremie. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Przecież, jeśli ktoś chce, może nauczyć się dobrych praktyk. Główna przyczyna musi leżeć głębiej, a ja niedawno zdałem sobie z niej sprawę.

Prawdziwy problem z nieadekwatnymi prezentacjami publicznymi leży w myleniu epok komunikacji: przenoszeniu zasad kultury pisma do kultury słowa, a teraz, wchodzeniu w erę postpiśmienną, która grozi nowymi formami nieporozumień i nieefektywnymi prezentacjami. Grozi, nawiązując do przykładu z początku niniejszego tekstu, zakładaniem fraka na spotkanie biznesowe w kawiarni.

Przez wieki, ba tysiąclecia, żyliśmy i komunikowaliśmy się w kultura oralnej. Tylko słowo mówione, w krótkich i długich formach. Sztuka oratorska doskonalona była w Starożytności i doczekała się wielu poradników. Wypracowała dobre wzorce. By utrwalić przekaz, używano powtórzeń, rymów, prostych, łatwych do zapamiętania struktur. Mówca był jak performer — dostosowywał się do publiczności, reagował na jej nastroje, tworzył z nią relację. Tak dojrzewała ustna sztuka opowiadania, która w wielu miejscach przetrwała i dalej spełnia swoją rolę. Dziś, podczas typowego wykładu czy prezentacji, to czasem wszystko zanika. Mówimy w obecności słuchaczy, ale nie do nich. Czytamy zamiast mówić.

Gdy pojawiło się pismo, to zaczęły się zmieniać także i formy wystąpień publicznych. Linearne pismo umożliwia dopracowanie wystąpienia przed samym wystąpieniem ustnym. Można poprawiać i szlifować. I jednocześnie łatwiej zapamiętać cały wywód, bo można go zapisać, utrwalić. Kusi by odczytać. Tak kultura pisma zaczęła przekształcać wystąpienia ustne i sprawiać, że słuchacze zaczęli się nudzić. Bo odczyt dla analfabetów ma jeszcze sens. Ale czytać książki czy artykuły dla umiejących czytać? Przecież mogą przeczytać samodzielnie, we własnym tempie. Chyba, że potrafi się dobrze wykorzystać intonację głosu, tak jak robią to dobrzy aktorzy.

Wynalezienie druku i upowszechnienie pisma zmieniło zasady gry i formy wystąpień ustnych. Część z nich nazywano nawet odczytami czyli publicznym czytaniem tekstów. Tekst stał się nośnikiem trwałej i precyzyjnej informacji. Wymagał linearności, logicznej struktury i eliminacji "niepotrzebnych" dygresji czy powtórzeń. To była rewolucja dla nauki i administracji. Niestety, te zasady zaczęliśmy przenosić na grunt wypowiedzi ustnej. Zarówno kultura słowa, jak i pisma, są nieocenione w przestrzeni akademickiej – pod warunkiem, że wiemy, której kiedy użyć. Gorzej, gdy są mylone te formy i zakładamy dresy na bal noworoczny. Zmierzam do tego, że obie kultury jak najbardziej trzeba wykorzystywać np. w przestrzeniach naukowych i akademickich. Jednak należy trafnie wybierać kanały komunikacji i formy przekazywania treści. W zależności od sytuacji i lokalnego kontekstu miejsca i czasu.

Typowa, nieefektywna prezentacja to nic innego jak tekst pisany, który próbuje udawać mowę. Nasiliło się to w epoce cyfrowej, gdy zamiast ręcznie pisać kredą na tablicy (jest wolne i długo trwa, męczy piszącego) można było wyświetlać najpierw przezrocza a potem slajdy w prezentacjach multimedialnych. Zaczął królować przysłowiowy Power Point. Na dodatek slajdy można było ozdobić grafikami, animacjami i ładnymi zdjęciami. Ale kusi także by zamieścić dużo tekstu. I wtedy prelegent zaczyna czytać slajdy…. Czasem nawet nie z monitora tylko z ekranu, odwrócony tyłem do publiczności. Ewidentne pomylenie i pomieszanie form ustnych i piśmiennych.

Kultura pisma przeniknęła do wypowiedzi ustnych i została wzmocniona technologią komputerową. Oczywiście, jest dużo dobrych wystąpień publicznych, krótkich referatów i długich wykładów ze znakomicie dobranym wsparciem prezentacji multimedialnej, wzmacniającej całą wypowiedź i przekaz. Ale zdarzają się często nudne prezentacje. To nie technologia jest zła. Właśnie z powodu mylenia kanałów komunikacji z różnych epok, dochodzi do błędów, niszczących przekaz. Jakie niefunkcjonalne błędy są najczęstsze? Po pierwsze slajdy przeładowane tekstem. To klasyczne "prezentacyjne karaoke ". Zamiast kluczowych punktów, na ekranie pojawiają się całe akapity i długie zdania. Czasem tekstu jest tak dużo, że litery są zbyt małe by widz mógł samodzielnie odczytać. Prelegent czyta z nich słowo w słowo, a publiczność, zamiast słuchać, próbuje nadążyć z czytaniem. Slajdy przestają być pomocą, a stają się przeszkodą. Po drugie odczytywanie referatów. To plaga, szczególnie w niektórych środowiskach akademickich (humaniści). Mówca zasiada przy stole i odczytuje kilkunastostronicowy tekst, napisany jak artykuł naukowy, bez kontaktu wzrokowego z publicznością. Kiedyś czytał z kartki. Teraz z ekranu monitora lub własnego tabletu. To przykład ignorancji wobec zasad komunikacji oralnej. Taka forma przekazu jest statyczna i uniemożliwia jakąkolwiek interakcję.

Ironia sytuacji polega na tym, że to właśnie humaniści, specjaliści od języka, kultury i komunikacji, często popełniają wspomniane wyżej błędy. Odczytywane z kartki referaty są normą na wielu konferencjach i spotkaniach humanistycznych. To paradoksalne — osoby, które z racji zawodu powinny być liderami w dziedzinie efektywnej komunikacji, popadają w najgorszy z nawyków. Zamiast angażować słuchaczy, tworzą mur formalności, który utrudnia i zniechęca.

Nadchodzi epoka komunikacji, przesyconej technologią i pojawiają się nowe wyzwania. Zagłębiamy się już w epoce postpiśmiennej, gdzie obraz, skrót i szybkość dominują. Memy, wideo, audiobooki, infografiki i narracje wizualne kształtują nasz sposób myślenia. To, co wczoraj było pisane, dziś jest fragmentaryczne, ulotne i przede wszystkim wizualne. Czy to szansa na lepsze prezentacje? Teoretycznie tak. Ale równie dobrze grozi nam kolejna fala nieefektywnych przekazów. Już teraz można zaobserwować nowe błędy, np. nadmiar wizualnego hałasu. Zamiast tekstu, slajdy przepełnione są chaotycznymi obrazkami, ikonami, animacjami, które nie wnoszą nic do treści, a jedynie rozpraszają. Są świadectwem radosnego odkrywania możliwości różnych aplikacji. Pojawia się także skrótowość kosztem sensu. W pogoni za szybkością przekazu, pomijamy kontekst, wyjaśnienia i pogłębioną analizę. Prezentacje stają się serią haseł, z których nie da się wywnioskować spójnej myśli.

Efektywna prezentacja ustna to sztuka, która wymaga świadomości form i epok. Musimy nauczyć się czerpać z każdej z nich to, co najlepsze: interaktywność i zaangażowanie z kultury oralnej, logikę i strukturę z kultury pisma (ale bez przeładowania tekstem) oraz dynamizm i atrakcyjność wizualną z epoki postpiśmiennej. A przede wszystkim być świadomym specyfiki tych różnych kultur. Siła piśmienności objawia się w piśmie, w słowie drukowanych, w tekstach krótszych i dłuższych do samodzielnego czytania. Wtedy to czytelnik indywidualnie decyduje o tempie, pauzach na odpoczynek lub pogłębienie wiedzy z trudniejszego zakresu lub gdy spotka niezrozumiałe terminy. Ma możliwość wielokrotnego czytania. W kulturze oralnej ważny jest bezpośredni kontakt i mówienie do słuchacza wszystkimi dostępnymi kanałami, włącznie z językiem ciała. Kontakt ustny umożliwia dużą interaktywność i szybkie reagowanie. Kultura postpiśmienna ma swoje kanały, które dopiero poznajemy, odkrywamy i oswajamy. Bardziej sprawdza się w mediach elektronicznych i na telefonach komórkowych.

Cóż więc robić? Zastanowić się nad formą spotkania i dobrać do niej najbardziej odpowiedni kanał komunikacji i formę wystąpienia. Czyli tam, gdzie trzeba, to mówić (nawet bez rzutnika multimedialnego), a tam gdzie jest inna okazja – to pisać. A przy jeszcze innych okolicznościach zaproponować wideo-rolkę.

Dopóki będziemy mylić te konwencje (kulturę oralną, piśmienną i postpiśmienną), będziemy skazani na nudne, nieefektywne referaty czy przekazy. Czas, aby mówcy, zrobili rachunek sumienia i odłożyli kartkę, smartfon czy tablet na rzecz autentycznej, angażującej przemowy. A tam, gdzie lepiej to pasuje, po prostu napisali tekst do samodzielnego odczytania.

29.06.2025

Jestem człowiekiem kultury pisma lecz zanurzonym w przeszłości i przyszłości



Niniejszy esej można byłoby zatytułować tak: Moje słowa i  nasza ewolucja. Osobista opowieść o podróży przez kultury komunikacji.

Jako biolog i popularyzator nauki, często pochylam się nad ewolucją – nie tylko tą biologiczną, która kształtowała nasze ciała przez miliony lat, ale też kulturową, która w zawrotnym tempie zmienia nasze umysły i sposób, w jaki żyjemy. Kiedy patrzę na swoje codzienne obcowanie ze słowem, zarówno tym wypowiadanym, jak i pisanym, widzę w nim miniaturową historię ludzkości. To, w jaki sposób komunikujemy się dzisiaj, jest hybrydą pradawnych mechanizmów i błyskawicznie ewoluujących technologii. Jesteśmy w samym środku gwałtownie zachodzącej ewolucji kulturowej.

Pomyślmy o rozmowie. Przez co najmniej 150 tysięcy lat Homo sapiens, i nasi przodkowie wcześniej, polegali na kulturze słowa, czyli oralnej. To wtedy rodziła się nasza inteligencja społeczna, zdolność do współpracy, przekazywania doświadczeń. Rozmowa była wszystkim – ulotna, efemeryczna, ale niesłychanie potężna w budowaniu wspólnoty i pamięci zbiorowej. Najwyraźniej jestem introwertykiem. Lubię kontakty i rozmowy z ludźmi, ale dość szybko wyczerpuje się moja pojemność bezpośrednich kontaktów i przy nadmiarze rozmów wolę pisanie czyli kontakt asynchroniczny. Dziś często rezygnuję z telefonu na rzecz maila (kiedyś pisałem dużo listów papierowych), być może dlatego, że jestem introwertykiem i cenię sobie czas na przemyślenie odpowiedzi. A może to efekt wyrastania i głębokiego zakorzenieni w kulturze pisma?  Ten mail jest też w pewnym sensie powrotem do trwalszej formy zapisu, w przeciwieństwie do rozmowy telefonicznej, która nie pozostawia po sobie niemal żadnego śladu – poza tym w naszej ulotnej pamięci. To dowód na to, jak mocno jesteśmy zakorzenieni w tych pradawnych mechanizmach, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kultura pisma wprowadziła linearny zapis i umożliwiła dopracowywanie wypowiedzi, poprawianie jej szczegółów i logiki

Moje własne życie i myślenie są głęboko zakorzenione w kulturze pisma. Choć pismo narodziło się kilka tysięcy lat temu, to właśnie ostatnie 200 lat przyniosło jego intensywny rozkwit, rewolucjonizując edukację, naukę i społeczeństwo. Wyrosłem w świecie, gdzie słowo pisane dominowało: książki, podręczniki, gazety, czasopisma. To właśnie w tej kulturze ukształtowałem swój styl, sposób myślenia i porządkowania informacji. Dużo czytałem a od początku edukacji szkolnej uczyłem się pisać. I rozsmakowałem się linearności refleksyjnego namysłu pisma.

Moje biurko często przypomina mozaikę tej kultury. Luźne, recyklingowe kartki – zapisane z jednej strony, wyrwane z kalendarza, kawałki opakowań, nieaktualne plakaty. Wykorzystuje je ponownie do zapisywania rodzących się myśli czy jako okruchy pamięci krótkotrwałej (rozumianej nie w kontekście pracy mózgu lecz właśnie kultury pisma - te karteczki to pamięć krótkotrwała i tylko część przejdzie do długotrwałej). Przekładam je, komponuję, czasem przepisuję, zestawiam jak klocki czy puzzle w bardziej dopracowane myśli i treści. To mój osobisty system zarządzania wiedzą, odzwierciedlający linearność i jednocześnie elastyczność myślenia, które pielęgnuje pismo. Niektóre z tych notatek nigdy nie ujrzą światła dziennego w dopracowanej formie, pozostają jedynie ulotną chwilą poczętych pomysłów, ale ich istnienie jest dowodem na potrzebę materializacji myśli.

Podobnie rzecz ma się z papierowymi, podręcznymi notesami. To efemeryczne formy zapisu, często wyrzucane po przepisaniu najważniejszych treści, ale ich rola w procesie twórczym jest nie do przecenienia. Są jak pierwsze, surowe gliniane tabliczki – szybki szkic, uchwycenie idei, zanim ta ucieknie. Niczym dodatkowe neurony w mózgu, pierwsza pamięć zewnętrzna. Dawniej dużo pisałem tekstów do czasopism papierowych i typowych publikacji. Teraz też piszę ale już krótsze felietony dl kwartalnika VariArt i miesięcznika Wiadomości Uniwersyteckie. Teksty są dostępne także poza "papierem", bo są udostępniane internetowo jako pliki PDF.

Dziś jednak jedną nogą stoję już w kulturze postpiśmiennej. To era, w której dominacja linearnego tekstu ulega erozji na rzecz dynamicznych, multimedialnych form komunikacji. Moje pisanie ewoluuje wraz z nią. Do tekstów pisanych dochodzą także radiowe felietony czy internetowe rolki (krótkie formy wideo).

Przykładem są moje aktywności w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Facebooku czy Instagramie. To często połączony przekaz obrazu i treści, gdzie fotografia czy grafika jest równie ważna, co słowo. To odejście od czystego tekstu na rzecz hybrydowych form, które angażują więcej zmysłów i są dostosowane do szybkiej konsumpcji informacji. Podobnie jest z blogiem, który od lat zastąpił moje pisanie do tradycyjnych czasopism. To uporządkowany, ale elastyczny sposób dzielenia się wiedzą, często pozwalający na natychmiastową interakcję z czytelnikami. Coraz częściej nawet naukowe publikacje przenoszą się w to cyfrowe środowisko.

Nadal jednak wracam do zeszytów z notatkami – tych nie wyrzucam. To moje prywatne archiwum, „twardy dysk” myśli, do którego wracam, by budować na dawnych pomysłach. Pisanie felietonów do kwartalników i miesięczników wciąż stanowi dla mnie ważny kanał, choć przyznaję, że kiedyś większe artykuły do gazet były normą, a dziś są rzadkością. To wyraźny sygnał zmian – prasa papierowa ustępuje miejsca cyfrowym platformom, a czytelnicy zmieniają swoje nawyki.

Wszystkie te formy komunikacji doskonale ilustrują ideę konektywizmu – teorii uczenia się i wiedzy, która podkreśla, że wiedza nie rezyduje wyłącznie w naszych indywidualnych mózgach. Już w kulturze oralnej wiedza była rozproszona w wielu mózgach, przekazywana z pokolenia na pokolenie, weryfikowana i modyfikowana przez wspólnotę. To była pierwsza forma społecznej pamięci rozproszonej. Pojawienie się pisma i książek sprawiło, że wiedza rozproszyła się w wielu pozaludzkich nośnikach. Książka stała się przedłużeniem umysłu, pozwalając na kumulację i przechowywanie informacji na skalę, o której nasi przodkowie mogli tylko pomarzyć. Biblioteki stały się zewnętrznymi „mózgami” ludzkości.

Dziś, w erze postpiśmiennej, konektywizm osiąga nowy wymiar. Wiedza jest rozproszona nie tylko w mózgach i książkach, ale przecież i w elementach internetowych i cyfrowych. Internet to gigantyczna, dynamicznie zmieniająca się sieć połączeń, gdzie każdy link, każda strona, każdy post jest węzłem informacji. Moje pisanie – czy to na blogu, czy w mediach społecznościowych – staje się częścią tej globalnej sieci, dodając nowy węzeł do nieustannie rosnącej pamięci cyfrowej. Wiedza jest płynna, dostępna na wyciągnięcie ręki, a jej wartość często leży w umiejętności nawigacji po niej i tworzenia nowych połączeń.

Tak więc, stoję tu – jako człowiek mocno ukształtowany przez kulturę pisma, z jedną nogą głęboko zanurzony w pierwotnej kulturze słowa, a drugą już nieśmiało stąpającym w wirtualnym świecie kultury postpiśmiennej. To fascynujące skrzyżowanie trzech różnych kultur komunikacji i współpracy międzyludzkiej. Każda z nich wnosi swoje unikalne cechy, kształtując nie tylko moje pisanie, ale i sposób, w jaki postrzegam świat i uczestniczę w globalnej wymianie myśli.

Ta ewolucja komunikacji jest odbiciem naszej własnej ewolucji jako gatunku. Od szeptów przy ognisku, przez rzędy liter na pergaminie, aż po błyskawiczne strumienie danych w cyberprzestrzeni – zawsze dążyliśmy do dzielenia się, łączenia i budowania na wspólnej wiedzy. Moje pisanie jest częścią tej niekończącej się opowieści, świadectwem, jak daleko zaszliśmy i jak wiele jeszcze przed nami w tej nieustannej podróży słowa i sensu.

Pojawianie się nowych kultur nie eliminuje tych poprzednich. Jedynie inaczej rozkładają się akcenty. I w każdej musimy się umieć poruszać. Dobrze jest mieć świadomość odmienność przekazy tych trzech różnych kultur: oralnej, piśmiennej, i postpiśmiennej. 

20.11.2024

Archiwizacja wystąpień konferencyjnych w epoce po piśmie - przykład z konferencji edukacyjnej


Zmienia się nie tylko klimat, zmienia się całe społeczeństwo i sposoby utrwalania i przekazywania wiedzy. Kiedy Jacek Dukaj wydał swoją książkę "Po Piśmie", to wydawała mi się futurologią. Że owszem, tak się stanie, ale dopiero za jakiś czas. Przyszłość już jest, tylko nierównomiernie rozłożona. Są fragmenty bardziej zakorzenione w przyszłości i takie, które jeszcze mocno osadzone są w przyszłości. Nasze rzeczywistość jest mocno heterogenna.

Kiedyś, ze spotkania, w tym konferencji naukowej, wyniosło się tyle, ile się zapamiętało. I ile się ręcznie zanotowało. Potem można było z tych notatek korzystać. Można było wrócić z dalekiej podróży, do swojego środowiska, i opowiadać, co też ciekawego, nowego i interesującego było na konferencji (stażu, spotkaniu). Z początków swojej pracy na uczelni wyższej pamiętam jeszcze takie zebrania i zdawanie relacji z wyjazdu. Wtedy był to zamierający relikt zanikającej przeszłości. We własnej pamięci i własnych notatkach przywoziło się fragmenty wiedzy, zasłyszanej na konferencji (spotkaniu), którymi można było się dzielić.

Potem, w epoce druku, organizatorzy konferencji przygotowywali nie tylko drukowane na papierze programy lecz i książki abstraktów (streszczeń). To forma notatek o większym stopniu upowszechnienia. Samemu można było przeczytać co było interesującego na konferencji. Kolejnym krokiem w tym ciągu ewolucyjnym było materiały pokonferencyjne (proceedings), zawierające całe referaty wystąpień. Czasem ukazywały się nawet rok czy dwa po samej konferencji. Czasami zamieszczano nawet fragmenty ważniejszych dyskusji.

I nastała epoka po piśmie. Wiele elementów równolegle powstaje nie tylko na zapisanym papierze lecz i w innych formach. Na przykład notatki graficzne (rysnotki) jako streszczenie i notatka z wystąpień konferencyjnych. Mimo że są to efekty pracy ręcznej, to w formie fotografii rozchodzą się mediami społecznościowymi. Wystąpienia są nagrywane i czasem transmitowane. A czasem tylko nagrywane. Potem edytowane i jako wideo-"proceedings" upowszechniane. Może to być forma notatki (cały referat) jako forma przypominania dla uczestników i jako samodzielny przekaz, znacząco rozszerzający krąg odbiorców. Form komunikacji "po piśmie" przybywa. 

Cóż to zmienia w formie wystąpień? Inaczej musi przygotować się prelegent. Bo będzie nagrywany a slajdy z prezentacji będą zmiksowane z nagraniem wystąpienia. Trzeba stać w miejscu, by ciągle być w polu kamery. I jeszcze kilka innych, drobnych zmian technicznych. Inaczej muszą się przygotować także organizatorzy. Już nie wystarczy tylko sala z ekranem, komputerem i rzutnikiem multimedialnym. Potrzebna kamera (czasem nawet dwie) i potem umiejętność zmontowania materiału. Tak jak kiedyś umiejętność edycji i umiejętności poligraficzne. Teraz dochodzą umiejętności przygotowania materiałów wideo. Nie wystarczy teraz zebranie maszynopisów referatów i ich obróbka wydawnicza. Teraz przetwarzane jest dźwięk i i obraz a nie słowo pisane.  Oraz umiejętności rozpowszechniania takich materiałów.

Epoka "po piśmie" nie przychodzi nagle, nie spada jak grom z jasnego nieba. Pojawia sie stopniowo, jak rosnące drzewo. Najpierw malutka siewka, niezbyt wyróżniająca się od sąsiadujących z nią bylin i roślin jednorocznych. Ale systematycznie rośnie i jest coraz większe. Aż rozłożystą koroną przytłumi byliny i rośliny zielne - dla nich zaczyna brakować światła i wody, zaczynają rozwijać się jedynie w cieniu wielkiego drzewa... Niejako na marginesie głównego przekazu, głównego nurtu.

Jako przykład zamieszczam niżej nagranie w konferencji Inspir@cje 2024, z referatem pt. Meandry edukacji - od nauczyciela do edukatora i projekczyciela .W epoce "po piśmie", rozwijają się nowe rytuały, nowe standardy a my musimy uczyć się zupełnie nowych lub tylko trochę nowych (zmienionych) umiejętności. 

1.10.2023

Dyskusja jako ważny element metody naukowej

Miejsce na sympozjum... dogodne do dyskusji, długich i spokojnych.
 

Myślenie krytyczne i weryfikacja różnorodnych informacji są jednymi z kluczowych kompetencji XXI wieku. Stąd duża potrzeba uczenia się metody naukowej. Wyrosła ona z poznania potocznego a przez wieki została udoskonalona. Na czym polega? Na zwiększaniu obiektywności i uniwersalności. Musi być otwarta i przejrzysta. Tym się różni alchemia od nauki. Mało kto pamięta, że Newton też zajmował się alchemią. Poszukiwano recepty na otrzymywanie złota, a więc bogactwa. Dlatego alchemicy szyfrowali swoje notatki, nie wymieniali między sobą informacji. W nauce było inaczej, dlatego nauka się rozwijała. Przejrzystość i jasność przekazu umożliwia powtarzanie eksperymentów i obserwacji. Nie wystarczy coś zaobserwować i odkryć. Inni muszą też to zobaczyć i potwierdzić, muszą powtórzyć eksperymenty. Nauka jest więc weryfikowalna. I podaje źródła, czyli skąd takie a nie inne informacje, wnioski, czy to z obserwacji, eksperymentów czy zaczerpnięte od innych autorów. Dzięki temu wszystko można powtórzyć, sprawdzić po wielokroć. W końcu metoda naukowa to logika wywodu i argumentacji.

W części eksperymentalnej mówimy o obserwacji (zdanie się na zmysły i przyrządy wyostrzające nasze zmysły), doświadczeniu (potwierdzanie hipotezy, główne w celach dydaktycznych, demonstracyjnych), eksperymencie (badawcza weryfikacja hipotezy). W języku codziennym stawiamy zazwyczaj znak równości między doświadczeniem a eksperymentem. Są między nimi jednak istotne różnice w celu wykonania. 

W metodzie naukowej bardzo ważna jest otwarta (i zrozumiała dla wszystkich) dyskusja. Sympozjum w swym rodowodzie wywodzi się ze starożytnej Grecji. Oznacza wspólne picie: syn - wspólny, posis - picie. Jednym słowem przyjazne dyskusje przy stole. I teraz na konferencjach mamy wodę, herbatę czy kawę oraz ciasteczka na przekąskę. A na spotkaniach wieczornych, mniej formalnych pojawia się także i wino lub inne wyskokowe napoje. Wszystko po to, by stworzyć przestrzeń i dogodną sytuację do dyskusji. Sztukę dyskutowania ludzkość doskonaliła przez wieki. W nauce dyskusję prowadzi się nie po to, by pokonać przeciwnika (jak np. w procesach sądowych) lecz by dojść do prawdy. By poznać lepiej badany przedmiot i spojrzeć na problem czy zagadnienie z różnych punktów widzenia. Oczywiście, ludzie są tylko ludźmi, nawet naukowcy. Nasza natura ujawnia się we wszystkich przejawach życia społecznego. Niemniej metoda naukowa rozwija i doskonali takie formy dyskusji by zmierzać do poznania a nie do pokonania i rywalizacji. Nieustanna optymalizacja i tworzenie zgodnych z duchem metody naukowej rutyn i rytuałów.

Jak przemycić tę wiedzę do szkoły i do podręczników? Jak upowszechnić metodę naukową?  Teraz się nad tym biedzę by przemycić jak najwięcej w podręczniku do biologii w szkole podstawowej. W klasie piątej pojawia się taki właśnie temat. Początek poznawania życia biologicznego zaczyna się od poznania metody naukowej. Staram się więc umieścić coś w podręczniku, w zeszycie ćwiczeń i w poradniku metodycznym dla nauczycieli. Tak, żeby było przejrzyste a jednocześnie w jak największym stopniu oddawało istotę sprawy a nie tylko powierzchowne wrażenie. I by było wygodne dla nauczyciela. Próbuję to osiągnąć we współpracy z WSiP (Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne) wraz z zespołem współautorek - czynnych nauczycielek ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych. W zespole autorskim ja uzupełniam to spektrum jako przedstawiciel uczelni wyższej. Pełny profil edukacyjny i toczone dyskusje między nami, by efekt końcowy był jak najbardziej skuteczny w uczeniu jednej z kilku ważnych kompetencji teraźniejszości i przyszłości. 

Wiedza ma postać struktury, systemu powiązanych relacjami pojęć, symboli, definicji, znaczeń, przykładów. Konstrukt indywidulany (w głowie dowolnego ucznia, dowolnej osoby) powstaje ewolucyjnie, przez dodawanie elementów i przebudowę w długim procesie uczenia się. Nie jak budowla z kloców Lego, raczej jak rozwój owada, z przeobrażeniami (są owady z hipermetamorfozą a więc podwójną zmianą planu budowy). Bo w budowli z kloców po prostu dodajemy kolejno poszczególne elementy zgodnie z wcześniej przyjętym planem. Wiedza jednak nie jest prostą sumą informacji. Rozumienie tych informacji tworzy strukturę i szlaki synaptyczne w naszych mózgach. Edukacja zatem nie jest wlewaniem warząchwią wiedzy do pustych głów uczniowskich lecz bardziej hodowlą rośliny czy zwierzęcia: nieustane dokarmianie, zapewnianie dobrych warunków do rozwoju i obserwowanie jak rozwija i przebudowuje się organizm. Nie tylko podlewać i dokarmiać (transfer wiedzy) lecz przede wszystkim tworzyć warunki do wzrostu i rozwoju (w tym uczenie umiejętności i kompetencji przez przestrzeń i sytuacje dogodne do edukacji ).

Obserwacje to bierne poznawanie, czasem bez pierwotnego celu a czasem z ukierunkowaną uwagą na wybranych elementach. Doświadczenie to sprawdzanie zjawiska, procesu w kontrolowanych warunkach, bardziej dla potwierdzenia i efektu dydaktycznego (pokaz, demonstracja). Eksperyment to sprawdzanie hipotezy, często z wykorzystaniem próby kontrolnej. Mamy już jakąś wiedzę, dedukujemy hipotezę i projektujemy warunki do doświadczenia by sprawdzić (sfalsyfikować). Każdy efekt jest dobry, nawet jak się nie udaje. Czasem nawet te negatywne efekty są ważniejsze bo możemy za ich pomocą odrzucać hipotezy. I szukać kolejnych. Nauka to nieustanne popełnianie błędów ("nieudane" eksperymenty) i uczenie się przez wyciąganie wniosków. Nie byłoby to możliwe gdyby nie jasność formułowania myśli i weryfikowanie w dyskusjach ustnych, pisemnych i eksperymentalnych. Zmierzam do tego by wskazać na duże znaczenie dyskusji w metodzie naukowej. Zazwyczaj badania naukowe kojarzymy z przyrządami badawczymi. Ale najważniejszym przyrządem jest ludzki mózg i precyzyjna komunikacja.

Dyskusja, o której zazwyczaj zapominamy,  jest ważnym elementem metody naukowej. Nie tylko rozmyślanie i indywidualne analizy (logiczne myślenie, linearne pismo ułatwia logiczność myślenia), lecz w interakcjach z innymi. Przyrządy badawcze są po to, by zobiektywizować obserwacje. A czasem by zobaczyć więcej (mikroskop, teleskop itp.). Przez dyskusję wiedza naukowa ma charakter rozproszony i konektywny. Tworzy się i przechowuje w relacjach między ludźmi. Konektom to system powiązanych ze sobą i pozostających w relacjach ludzi, ze zgromadzoną w mózgach wiedzą indywidualną. Od czasu wynalezienia pisma w tym konektomie pojawiła się pamięć zewnętrzna (pozamózgowa) i nieludzkie elementy w tak rozumianym konektomie (listy, książki, napisy). Z czasem przybyło drukowanych książek, zmagazynowanych w bibliotekach. Potem pojawiły się zasoby internetowe. Nieludzkie elementy konektomu systematycznie się powiększają. W dyskusjach konfrontujemy się nie tylko z innymi ludźmi lecz i z książkami, gazetami, zasobami internetowymi. Nie wszyscy ludzie, z którymi rozmawiamy, mówią prawdę, czasem się mylą, czasami świadomie oszukują. Z tym borykaliśmy się przez setki tysięcy lat. Teraz mamy nadmiar nieosobowych, nieludzkich elementów z wiedzą (w tym algorytmy w mediach społecznościowych). Nadmiar informacji i to takich, które znakomicie oszukują nasze zmysły. Nie wystarczy zobaczyć by uwierzyć, że to prawdziwe. Oczy i uszy mogą nas mylić jak w iluzjach optycznych czy sztuczkach prestigitatorów. Zarówno zdjęcia jak i  filmy z głosem mogą być zmanipulowane i wykreowane. Metodę naukową możemy wykorzystać do weryfikowania prawdziwości docierających do nas informacji. Dlatego jest to ważna kompetencja XXI wieku. I dlatego tak ważne jest kształcenie tej kompetencji w edukacji szkolnej (także edukacji ustawicznej).

Edukacja to nie tylko przekazywanie informacji. Znacznie ważniejsze jest uczenie rozumienia tych informacji, danych i sprawdzanie wiarygodności. Czyli umiejętność wykorzystywania tych informacji. Truizmem jest - ale muszę to wprost napisać, bo zdarza się wypaczanie idei uczenia umiejętności i kompetencji - przypominanie, że umiejętności i kompetencji uczymy się przetwarzając konkretne informacje. Nie można więc uczyć umiejętności bez treści. Tyle tylko, że celem nie jest przyswojenie konkretnych informacji (nie ma kanonu obwiązującego wszystkich) lecz nauczenie się rozumienia tych informacji, danych. Aby zrozumieć czym jest owoc i jak powstaje, bez znaczenia jest to czy wyjaśnimy na przykładzie jabłka, gruszki czy pomidora. Do programu więc nie ma sensu wpisywanie, że ma być lekcja o pomidorze a w sprawdzaniu wiedzy tworzyć pytania, dotyczące pomidora. Lepiej zostawić wolny wybór nauczycielowi jaki owoc (a więc konkretne dane) wybierze by nauczyć umiejętności myślenia, weryfikacji danych i doboru źródeł oraz rozumienia czym jest owoc dla rośliny, jak powstał ewolucyjnie i co z tego wynika. 

Nauka jest rozumiana jako proces poznawania oraz jako jako produkt, czyli efekt tego procesu. Wiedza naukowa może być uformowana jako symbole w głowie, notatki, dyskusje, zapisane książki, publikacje, filmy, bazy danych, zasoby internetowe. W edukacji szkolnej nie powinniśmy zbytnio koncentrować się tylko na produkcje lecz także na procesie. Czyli na umiejętnościach i kompetencjach. One przecież nie są zawieszone w próżni. Powstają na bazie typowej wiedzy faktograficznej. W centrum postawione są jednak umiejętności a nie informacje i fakty. Tych ostatnich jest wiele. A odróżnienie faktów od faktoidów i fake newsów i zwykłej manipulacji jest podstawową umiejętnością współczesności. Odszukanie nieznanego faktu, np. kiedy urodził się Mikołaj Kopernik, zajmie kilkanaście sekund. Góra kilka minut. Natomiast nabycie umiejętności wyszukania tej (i każdej innej) informacji w wiarygodnym źródle wymaga znacznie więcej czasu (to co najmniej wysiłek na kilka tygodni, a jeśli zaczynamy od zera to znacznie dłużej). Bez porównania mądrzej jest dać wędkę i nauczyć wędkowania niż codziennie dawać rybę.

Uproszczony schemat czym jest nauka

Drugi uproszczony schemat tego, czym jest nauka jako proces i produkt.



A na koniec opowieść o nauce na przykładzie obrazu Nasze Niebo Kopernika