28.12.2023

Piszę na blogu jak jakiś eremita



Człowiek jest istotą społeczną a mimo to czasem poszukuje samotności. By w ciszy i z dala od życia społecznego przemyśleć, porozważać, snuć refleksje. Kiedyś wystarczyło nieco odejść od chaty czy obozowiska, by nad brzegiem rzeki, patrząc na przepływająca wodę, lub na łące czy na skraju lasu, patrząc na przepływające chmury, rozmyślać w pustelniczej ciszy. Nawet w dawnych społecznościach, gdy nie było jeszcze telewizji, radia, internetu, prasy i gwarnego życia ulicznego, ludzie uciekali "na pustynię", w puszczę, czyli tam gdzie pusto jest od innych ludzi. Czasem wystarczyło kilka chwil, czasem kilka dni a czasem było to wiele lat. 

Eremici i pustelnicy nie żyli jednak w pełnej izolacji. Odwiedzali ich inni ludzie by czerpać z pustelniczych przemyśleń. By korzystać z myśli, które rodziły się z dala od gwarnego życia społecznego. Z dala od agory, rynku gdzie informacje szybko się rozchodziły. Kiedyś z ust do ust, dzisiaj z telefonu do telefonu czy z laptopa do laptopa. Życie społeczne cechuje się wieloma kontaktami społecznymi, wieloma relacji i szybką wymianą informacji, także tych kto z kim i dlaczego. Być może w tym gwarze intensywnej wymiany informacji nie zauważamy rzeczy ważnych i bardzo istotnych. Stąd tęsknota do samotnego wyciszenia lub korzystania z przemyśleń eremitów. Oni to zrobili za nas. Pustelnicy - wyspecjalizowany zawód, rzemiosło. A taka specjalizacja możliwa jest w dużych, zorganizowanych społecznościach, w których można się specjalizować i dzielić zadaniami. W tym sensie nawet pustelnik nie żyje całkiem na pustyni. Trochę z boku a jednak w większej społeczności.

To, co przemyśli pustelnik, bardzo wolno się rozchodzi. Bo rzadko kto odwiedza pustelnika, rzadko jego myśli wysłucha i przeniesie dalej, do szybszego obiegu społecznego. Nawet jeśli taki eremita spisuje swoje refleksje to i tak dużo później docierają do krwiobiegu kulturowego. Na dodatek potrzebuje innych ludzi, którzy przekażą i upowszechnią jego przemyślenia. Jeśli jest w pełni odizolowany, to jego refleksje znikną bezpotomnie wraz z nim.

Piszę na blogu jak jakiś eremita. Mało kto przeczyta (w świecie z 8 miliardami ludzi), dlatego rozważania i refleksje wolno się rozchodzą. Czy treść trafi na odpowiedni grunt i będzie cytowana, przetwarzana dalej w kulturze i rozpowszechniania dosłownie lub w postaci przetworzonej? Mój tekst też jest w jakimś stopniu przetworzeniem tego, co już w kulturze jest. Myśli są jak materia krążąca w ekosystemie - nieustannie przetwarzana na każdym poziomie troficznym. Niby te same atomy lecz inaczej ułożone. 

Metabolizm myśli i treści - nie tworzymy z niczego, lecz z tego co sami zaczerpniemy z rozległej kultury, od innych osób, co sami przeżyjemy i doświadczymy. Ale przecież nawet te oryginalne doświadczenia i wynikające z nich przemyślenia się powtarzają. Przecież przed nami żyło tyle milionów ludzi, którzy kochali, płakali, obserwowali ptaki, motyle, żaby a nawet chruściki. Żyjemy w tym samy świecie, w tych samych prawach przyrody, w tych samych procesach. Czasem różne oryginalne odkrycia i refleksje są zapominane. By potem inni ludzie odkryli je na nowo. Na nowo ubrali w słowa i wprowadzili do kultury, na nowo uruchomili w metabolizmie ludzkiej kultury. 

Ucząc się także przetwarzamy. Każdy z nas samodzielnie wbudowuje nowe informacje do swojego, wewnętrznego systemu wiedzy. I tak przez całe życie zdobywamy nowe informacje, niczym pokarm, i przetwarzamy, a potem w mniej lub bardziej zmienionej postaci przekazujemy innym ludziom. 

Tak i ja, niczym skorupka jajka, czym wcześniej nasiąkłem, tym na blogu trącam. Wszystkiego dobrze trącanego w Nowy 2024 Roku.

27.12.2023

Mazurskie Centrum Bioróżnorodności i Edukacji "Kumak" w Urwitałcie

Widok na część wystawowa.
 

Miło zobaczyć coś dobrego edukacyjnie. A jeszcze milej, gdy czujesz, że to element szerszego trendu. Trendu, który obserwuję od czasu powstania Centrum Nauki Kopernik. I nie chodzi tu o edurozrywkę lecz o nowy element w edukacji. 

Z dużą ciekawością śledziłem poczynania CN Kopernik, uczestniczyłem w kilku konferencjach tam organizowanych, obserwowałem nauczycieli, korzystających z tych zasobów. Sporo eksperymentowano i obserwowano efekty z naukową dociekliwością. Zaczęły powstawać kolejne centra edukacji, liczne ścieżki i place edukacyjne, swoiste eksperymentatoria. W tym czasie koordynowałem kilka projektów edukacyjnych, w których zapraszaliśmy uczniów na zajęcia w mury uniwersytetu. Wszyscy się uczyliśmy tej nowej formy edukacji pozaformalnej. Powstało także Centrum  Popularyzacji Nauki i Innowacji Kortosfera w Olsztynie. Wszystko to działo się w czasie rozwoju Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Dlatego przy tej okazji warto odwołać się do małego jubileuszu 25-lecia UWM.

18 grudnia 2023 r. miałem przyjemność odwiedzić  Mazurskie Centrum Bioróżnorodności i Edukacji "Kumak" w Urwitałcie. Poproszono mnie o przygotowanie krótkiego wykładu w ramach konferencji pt. „Edukacja jako forma ochrony bioróżnorodności w regionie”. Zasadniczym celem spotkania w Urtwitałcie była dyskusja z udziałem róznych podmiotów, uczestniczących w ochronie przyrody i edukacji przyrodniczej. Mały element tworzenia sieci współpracy i ekosystemu edukacji szeroko rozumianej. A przy okazji zwiedziłem wystawę. Jej walorem jest duży udział akwariów z czasowo przetrzymywanymi zwierzętami naszego regionu. Bardzo nowoczesny sposób pokazywania przyrody i zjawisk w niej zachodzących, zsynchronizowany z rytmami pór roku. Widać duży potencjał. Być może w Urwitałcie, pod merytorycznymi skrzydłami Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, okrzepnie dobra sieć współpracy wokół szeroko rozumianej edukacji. Jeszcze jeden element globalnego trendu edukacyjnego.

W Urwitałcie powstało coś dla społeczności lokalnej jak i dla odwiedzających region turystów. Aktywnie poszukujemy nowych rozwiązań edukacyjnych na miarę XXI wieku. Moim zdaniem najważniejszym efektem będzie współpraca i sieciowanie. Gorąco temu kibicuję. Być może sam już niedługo przyjadę tu ze studentami na zajęcia terenowe. Na razie jednak myślę o współpracy. Jest kilka pomysłów i warto będzie spróbować. Oraz wykorzystać doświadczenie zdobywane przez kilkanaście lat w róznych działaniach i projektach. 

Mazurskie Centrum Bioróżnorodności i Edukacji "Kumak" im. Prof. Dobrowolskiego w Urwitałcie:
Edukacyjny plac zabaw, z domkami chruścików.


Modele owadów w powiększeniu.


Sporo przestrzeni do pracy indywidualnej i grupowej

Szkoda, że takich działań (sieciowanie, dyskusja, otwartość na współpracę) nie podejmuje Kortosfera. A przynajmniej takich prób nie widać. Coś bliskiego bo w tym samym kampusie. coś z czym wiązałem duże nadzieje a teraz trzeba szukać daleko współpracy i szansy na rozwój i realizację pomysłów, na wykorzystanie doświadczenia budowanego przez lata. Atutem Kortosfery miał być Uniwersytet i kapitał ludzki. Szkoda, że z tego Kortosfera nie korzysta (jeśli już to zaledwie w minimalnym stopniu). Możliwość to nie jest jeszcze skorzystanie i wykorzystanie. Potencjał zawsze jest tylko czymś deklaratywnym. Muszą zajść warunki, impuls do uwolnienia tego potencjału. 

W Kortosferze nie miałem jeszcze okazji być, po otwarciu. Musiałbym kupić bilet by zobaczyć wystawę lub zapisać się na zajęcia by zobaczyć laboratoria (o których tylko słyszałem i co nieco widziałem na zdjęciach w internecie). Niby tak blisko a jednak tak daleko. I paradoksalnie bliżej jest do Urwitałtu pod Mikołajkami niż do tego, co w kampusie się znajduje i to w zasobach uniwewrsytetu. Gorzkie słowa ale lepiej wypowiedzieć je szybciej niż zbyt późno. Teraz ani wtedy, gdy będzie już za późno na jakiekolwiek budowanie współpracy i wykorzystanie kapitału ludzkiego (naukowego i dydaktycznego) UWM. Z Kortosferą wiązałem duże nadzieje w zakresie rozwijania nowych koncepcji edukacji i mocnego osadzenia w regionie i we współpracy z różnymi instytucjami. Nadzieja umiera ostatnia...

Estetyczne wnętrza.

Teren przy stacji jest bardzo atrakcyjny edukacyjnie.


Walorem Urwitałtu są akwaria i ich mieszkańcy.
Wygodne by obserwować podwodne życie.

20.12.2023

Życzenia Bożonarodzeniowe i Noworoczne

Grafika wygenerowana przez Dall-E
 

Wszystkim moim Czytelnikom, niezależnie jaki mają pogląd na świat ten materialny i ten duchowy, z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku przesyłam życzenia spokoju i pokoju. Oby przynajmniej na kilka dni zawitał pokój w Ukrainie, Palestynie i wielu miejscach na Ziemi, gdzie toczą się wojny i trwa przemoc. 

Życzę odpoczynku od uciążliwych małych i dużych trosk dnia codziennego, odpoczynku od mediów społecznościowych, licznych rozmów w kontakcie osobistym, spotkań zaplanowanych i niezaplanowanych, wyciszenia w samotności i radości w gwarnych spotkaniach, osobistych i ogólnych refleksji o świecie i o człowieku. 

Życzę nowych nadziei, możliwości dialogu z bardzo różnymi ludźmi i poglądami, życzę sił i odwagi do zakopywania rowów i rozbierania murów w naszych wspólnym świecie. A wierzącym życzę błogosławionych Świąt Narodzenia Pańskiego i nadziei dostrzeżonej w świetle gwiazdy Betlejemskiej. 

Niech Nowy Rok, symbolicznie przyniesie nam więcej pokoju w bliskim i dalekim świecie oraz naszych głowach. I niech zrealizują się dobre plany w Nowym Roku. Zregenerujcie siły fizyczne i duchowe by mieć odwagę realizować marzenia i głębiej poznawać świat wokół nas we wszystkich jego wymiarach. 

18.12.2023

Felietonowe podsumowanie roku 2023

Eksponat z łódzkiego Muzeum Kinematografii.
 

A było to tak, dostałem maila z Wiadomości Uniwersyteckich z prośbą o krótkie i nietypowe podsumowanie mijającego roku: „Chcemy w redakcji oczyma naszych felietonistów podsumować 2023 rok. Bardzo proszę zatem o przesłanie trzech Pana zdaniem najważniejszych wydarzeń mijających dwunastu miesięcy z krótkim, kilkuzdaniowym opisem. Mogą być dowolne - z dziedziny, którą Pan się zajmuje, zainteresowań osobistych, wydarzeń w kraju i na świecie.” I co tu wybrać? Skoro tyle ważnych rzeczy się wydarzyło? Wybrać z wielu ważnych dla mnie, z nauki i z życia uniwersytetu czy regionu? A może z wydarzeń z całego świata? I jeszcze napisać krótko...

Pisanie felietonów uczy zwięzłości. I krótkich form. Ćwiczyłem się w nich na blogu przez wiele lat. I dalej to czynię. Z felietonami moja przygoda rozpoczęła się w 2005 roku, gdy zacząłem pisać Profesorski blog (2005- 2008) dla Gazety Uniwersyteckiej – wkładki do Gazety Olsztyńskiej. Potem były felietony Z Kłobukowej dziupli (2007-2013) w Wiadomościach Uniwersyteckich (zobacz więcej o tych felietonach). W 2014 roku rozpoczęła się moja przygoda z VariArtem – pismem kulturalno-literackim, wydawanym przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Olsztynie. W ubiegłym tygodniu odbyło się spotkanie z okazji 15-lecia tego pisma. Współpraca trwa – ciągle pisuję Kij w mrowisko (zobacz więcej oraz relację z jubileuszu VariArta). Dlaczego w piśmie kulturalnym? Po pierwsze dlatego, że nauka jest częścią kultury, po drugie dlatego, że mieści się w idei uniwersytetu otwartego. A od 2023 roku ponownie goszczę na łamach Wiadomości Uniwersyteckich z felietonem Z Kłobukowej dziupli 2.0 (zobacz więcej). Staram się przenieść felietony z pisma papierowego także w świat cyfrowy. Trwający eksperyment. 

Jak już wspominałem, felietony to wprawki w pisaniu krótkich tekstów. Po latach rośnie w znaczenie mikrouczenie (wiedza i uczenie się w małych, samodzielnych porcjach), było i jest to więc dla mnie przygotowanie do wyzwań współczesnej edukacji. Uczenie się przez działanie. Ustawiczne uczenie się. 

Na podsumowanie roku wybrałem trzy wspomnienia: 1. Malowanie obrazu Nasze Niebo Kopernika, 2. Chat GPT i 3. Odkrycie eksklusomu.

Obraz Nasze Niebo Kopernika to wspólne malowanie w ramach obchodów Roku Mikołaja Kopernika. Nawiązuje do wcześniejszych podobnych akcji organizowanych w przestrzeni publicznej przez profesora Geno Małkowskiego oraz do planowanego w przyszłym roku wspólnego polsko-francuskiego projektu wspólnego malowania, połączonego z transmisją online. Będziemy w dwu różnych miejscach Europy a jednocześnie będziemy tworzyć razem. Wszystko w ramach obchodów 25-lecia UWM w Olsztynie. Wspólne malowanie Naszego Nieba Kopernika podkreśla znaczenie współpracy międzyludzkiej oraz integracji uniwersytetu ze swoim otoczeniem. Takimi akcjami UWM wychodzi poza swoje fizyczne i kulturowe przestrzenie. Inicjatorem społeczno-artystycznej akcji malowania Nieba Kopernika była Artystyczna Rezerwa Twórcza, grupa emerytowanych pracowników i absolwentów. Udział wzięli przedstawiciele różnych instytucji naukowych oraz mieszkańcy Olsztyna i okolic. Teraz obraz wystawiany jest w różnych miejscach i służy jako rekwizyt do opowiadania o tym, czym jest nauka. (zobacz więcej zdjęć i relacji z malowania i wystaw).

Chat GPT choć pojawił się w listopadzie ubiegłego roku to cały rok 2023 upłynął pod znakiem szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji i wdrażania jej zastosowań w życiu codziennym. Stał się naszą codziennością, wywołując nie tylko gorące dyskusje co do przyszłości ludzkości i możliwych zmian społecznych. Mocno wpływa na zmiany w edukacji na wszystkich poziomach, także na uniwersytetach. Czy i jak wykorzystywać takie generatywne algorytmy do pracy ze studentami czy uczniami? Zabierze nam pracę czy wręcz przeciwnie? Zawody kreatywne mogą czuć się w jakiś sposób zagrożone. Tak jak kiedyś pismo zmniejszyło znaczenie pamięci, tak teraz Chat GPT zmniejsza znaczenie umiejętności tworzenia treści. Można będzie pisać treści szybciej. A co zrobić z zaoszczędzonym czasem? Przeznaczyć na wypoczynek czy jeszcze do kolejnej pracy? Mechanizacja ułatwia nam pracę ale nie pracujemy przez to krócej tylko dłużej. Może wreszcie teraz wykorzystamy technologie by ludzie mieli więcej czasu dla siebie, na bycie razem i budowanie relacji oraz na wspólne malowanie?

Eksklusom to nowo odkryte organellum komórkowe u ssaków. Zaskakujące jest to, że ciągle odkrywamy w biologii nowe struktury i zjawiska. Nauka jest piękna bo ciągle jest coś do zbadania i poznania. Eksklusom to taki pojemnik na plazmidy - małe, okrągłe nici DNA, które mogą replikować się niezależnie od chromosomów. Plazmidy do tej pory znane były jedynie u bakterii. Eksklusom jest obiektem występującym w osoczu komórkowym, co jest niezwykłe, gdyż w większości komórek z jądrem (eukariotycznych), DNA znajduje się w jądrze i jest upakowane w chromosomach. Część plazmidów obecnych w nowym organellum pochodzi spoza komórki, a inne z telomerów – specjalnych “czapeczek” ochronnych na końcach chromosomów. Szczególnie w niektórych komórkach nowotworowych telomery są regularnie odrywane i łączone, tworząc pierścienie. Funkcje eksklusomu nie zostały jeszcze poznane.

A jakie Ty, czytelniku Profesorskiego Gadania wybrałbyś 3 najważniejsze wydarzenia mijającego roku? Podzielisz się swoją opinią w komentarzach?

16.12.2023

E(x)plory w Olsztynie - mały epizod większego procesu

Uczennice prezentujące swój projekt, 15 XII. 2023, III L.OL w Olsztynie

Jeden mały epizod - lecz jeśli usadowić go w szerszym kontekście czasowym i środowiskowym, to zupełnie inaczej wygląda i nabiera innego znaczenia. Tym kontekstem jest dziejący się od dłuższego czasu przewrót Kopernikański w edukacji i obchodzony w tym roku jubileusz 25lecia Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Co ma piernik do wiatraka? Nie wiecie? To przeczytajcie. 

Z festiwalem edukacyjno-popularnonaukowym E(x)plory zetknąłem się kilka lat temu, niebawem minie 10 lat. Od razu w Warszawie pojawiłem się jako juror na finale ogólnopolskim. Czyli poznawałem od góry. Potem także w wersji online (bo to był czas pandemii) a teraz po raz kolejny biorę udział w szkolnym etapie tego znakomitego konkursu. Czym jest? Po pierwsze nie jest to tradycyjny konkurs wiedzy taki jak Olimpiada Biologiczna czy Olimpiada Wiedzy Ekologicznej. Nie ma testów i sprawdzania wiedzy teoretycznej. Owszem, przy ocenie uczniowskich projektów w jednym z kryteriów uwzględnia się ich wiedzę teoretyczną w zakresie prezentowanego pomysłu. Lecz na pierwszy plan wysuwa się uczestnictwo w projekcie badawczym i innowacyjnym. Uczniowie, przy wsparciu nauczycieli, rozwijają swój własny pomysł badawczy i projektowy. Duży nacisk położony jest na zastosowanie praktyczne i budowę prototypu. Na etapie szkolnym uczniowskie zespoły publicznie prezentują swoje pomysły oraz kameralnie odpowiadają na dodatkowe pytania jurorów. Uczą się więc komunikacji i prezentacji publicznych. W tym sensie każdy zespół uczniowski jest już zwycięski w momencie startu. Mają okazję praktycznie uczyć się całego procesu badawczego, łącznie z publicznym prezentowaniem projektu także w kontekście poszukiwania sponsorów czy grantodawców. Uczą się praktycznie wszystkich niezbędnych kompetencji. Od pomysłu, przez szukanie źródeł finansowania i budowanie prototypu po prezentację publiczną i testowanie. 

Laureaci konkursów szkolnych mogą uzupełniać i rozwijać swój pomysł by zaprezentować go w szerszym gronie w czasie konkursu wojewódzkiego a potem krajowego. Długi czas na doskonalenie, uzupełnianie i uczenie się. Niektórzy kontynuują już po opuszczeniu murów szkolnych i po rozpoczęciu nauki na uczelni wyższej. Czasem uczniowie mają możliwość korzystania ze współpracy i laboratoriów uniwersyteckich. Powoli wdrażani są do rzeczywistych procesów budowania wiedzy i konstruowania wynalazków. Całość konkursu Explory skoncentrowana jest na procesie badawczym a nie na produkcie czyli odpytywaniu z wiedzy. Nacisk położony jest na eksperymentowanie i pełne uczestnictwo w procesie badawczym. Uczestniczą w odkrywaniu świata. W tym sensie jest to przewrót kopernikański w edukacji. 

To jest właśnie szerzy kontekst środowiskowy. Coś ważnego zmienia się w całym systemie edukacji. Krok po kroku. Kolejnym elementem tego procesu jest głębsza współpraca uczelni wyższych ze szkołami oraz różnego rodzaju podmiotów pozaedukacyjnych: fundacji i biznesu. Pora na wskazanie związku z 25leciem UWM. W tej rewolucji Kopernikańskiej biorę udział od lat, jako przedstawiciel uczelni wyższej. W samym uniwersytecie, na moim podwórku, też dostrzegam zachodzące zmiany. Zaczęło się od udziału w Dniach Nauki. Potem systematycznie przybywało podobnych festiwali naukowych (np. Noc Biologów). Sam rozwijałem kilka projektów edukacyjnych (Uniwersytet Młodego Odkrywcy, Spotkania z Nauką itp.), w których systematycznie pogłębia się współpraca uniwersytetu ze szkołami w procesie edukacji. Uczniowie częściej odwiedzają uniwersyteckie laboratoria nie tylko przyjeżdżając na wykłady lecz i uczestnicząc w warsztatach, ćwiczeniach a nawet małych projektach badawczych. W ciągu tych 25 lat widać powolne rozrost i zakorzenianie się takiej wspołpracy. Z jednej strony poszerzamy krąg swoich studentów (odbiorców wiedzy): od przedszkolaka do seniora, a z drugiej, we współpracy z centrami nauki czy jednostkami edukacyjnymi parków krajobrazowych i narodowych czy NGOsami, tworzymy sensowny pozaszkolny system edukacji. Tworzy się swoista szkoła rozporoszona poza tradycyjnymi murami klas z ławkami. Głęboki przewrót dokonujący się ewolucyjnie. Te zmiany widać dopiero z większej perspektywy. 

Sam się kiedyś wiele lat uczyłem procesu badawczego. Najpierw doświadczałem, potem były refleksje i osadzanie w teorii (czyli w szerszym kontekście wiedzy). A teraz uczę innych. Projektuję sytuacje edukacyjne. Często ze studentami na seminariach dyplomowych, teraz także w ramach przedmiotu metodologia nauk przyrodniczych (prowadzę kilka ćwiczeń, wykorzystując pomysł z puszkami). Nawet zamieściłem treści i ćwiczenia w podręczniku szkolnym (biologia klasa 5, WSiP), niebawem się ukaże na rynku. To samo lecz opowiedziane (zaprojektowane) na różne sposoby by dopasować do konkretnego odbiorcy.

Tym razem wystąpiłem jako juror w III L.O. w Olsztynie i spotkałem przy okazji kolegów ze studiów oraz absolwentów. Juror, który mniej ocenia a bardziej doradza i przekazuje informacje zwrotne. Takie konkursy wymuszają zmiany w edukacji jako takiej. Mała rewolucja Kopernikańska, która trwa już od jakiegoś czasu. Kropla, która drąży skałę. Jest to także proces intensyfikowania współpracy między uniwersytetem a szkołami. Większy przepływ pomysłów i lepsze zrozumienie. Współdziałanie. W rezultacie i dydaktyka uniwersytecka się zmienia. Zajęcia i wykłady coraz częściej i intensywniej prowadzimy poza salami uniwersyteckimi i dla innych niż tradycyjni studenci słuchaczy. Wymaga to głębszego namysły nad celem i formą. Edukacja małymi porcjami lecz ustawicznie. Z wieloma elementami i wieloma pozaszkolnymi działaniami. Tego się nieustannie uczę i podnoszę kompetencje w tym zakresie już od kilkunastu lat. A może nawet dłużej.

Mam ogromna przyjemności i sposobność uczestniczyć w tym procesie, doświadczając go w róznych miejscach: na uniwersytecie, w szkole, na uniwersytetach trzeciego wieku, we współpracy z NGOsami, łącząc formy tradycyjnego wykładu, ćwiczeń, spotkań w kontakcie i spotkań online, projektowania wystaw w centrach nauki, pisząc podręczniki. W wielu miejscach ekosystemu edukacyjnego. Dlatego mam możliwość zobaczyć ten proces z różnych perspektyw. 

I na zakończenie jeszcze kilka informacji o samym Festiwalu Explory. Społeczność szkolna olsztyńskiego liceum miała szansę wziąć udział w festiwalowej części wydarzenia, czyli popularnonaukowych zajęciach edukacyjnych, obserwując i kibicując swoim koleżankom i kolegom.  15 grudnia 2023 r. miałem okazję, jako juror, uczestniczyć w szkolnym Festiwalu Explory. To już drugi raz w III Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika w Olsztynie. Festiwal jest organizowany przez Fundację Zaawansowanych Technologii. Łączy młodych naukowców i autorytety naukowe, promuje twórcze podejście do nauki. Aktywność uczniów, pracujących pod opieką nauczycieli, skupiona jest na procesie badawczych i poznawaniu metody naukowej. Uczniowie samodzielnie przeprowadzają badania i tworzą prototypy. Niektórzy rozwijają swoje projekty jeszcze na studiach, gdy opuszczą mury swojej szkoły. Spośród czterech zgłoszonych do konkursu projektów uczniowskich jeden ma szansę na kontynuację na UWM w Olsztynie. 


Kopernikański przewrót w edukacji. On już trwa jakiś czas. Większe zwrócenie uwagi na proces niż na produkt – jak powstaje wiedza, jak dochodzimy do prawdy, a nie zapamiętywanie tylko i wyłącznie efektów tego dochodzenia” – powiedział prof. Stanisław Czachorowski na antenie Radia Olsztyn

Dodatkowe informacje:  
Wcześniejsze teksty o Explory:

14.12.2023

Zbiorniki do małej retencji z dygresjami do uniwersytetu otwartego

Dawne jezioro Płociduga Mała, niedawno niepotrzebnie osuszone ponownie. Naturalny zbiornik do małej retencji w mieście. Listopad 2023 r.
 

Pracownik uniwersytetu w zasadzie ciągle czuje się wywoływany do odpowiedzi przy tablicy, jak na konkursie lub egzaminie. Mam na myśli pytania (wywiady, setki itp.) z różnych mediów. Przynajmniej ja tak mam. Zaskakujące pytania ale z możliwością przygotowania się do odpowiedzi. Czasem miej czasem więcej tego czasu ale jednak jest. Nawet jak wypowiedź w studio czy na żywo na antenie to mniej lub bardziej temat wypowiedzi jest znany wcześniej. Można się przygotować. Niemniej stres jest. Na dodatek nie chodzi tylko o odpowiedź merytoryczną. Forma bywa także wymagająca. Czasem wypowiedź jest krótka (lub bardzo krótka), więc trzeba możliwie zwięźle ułożyć treść. A i tak nie do końca wiadomo, co wybiorą a co wytną. Najlepiej więc od razu syntetyczną i treścią odpowiedź przygotować w swojej głowie. Studentom też dajemy czas na przygotowanie się do odpowiedzi ustnej. realne przygotowanie do sytuacji pozaszkolnych, pozauniwersyteckich. 

Zmierzam do tego, że wykładowca na uniwersytecie też jest często odpytywany i nie występuje w roli wszystkowiedzącego, który narzuca temat i co najwyżej sam odpytuje. Siłą rzeczy uniwersytet staje się coraz bardziej otwarty a nasi studenci znacząco się zmieniają. Są bardziej różnorodni. Bowiem społeczną misją uniwersytetu jest upowszechnianie wiedzy. Trzeba się uczyć opowiadać w nietradycyjny sposób. Dwie trzy minuty a nie półtoragodzinny wykład. Mini wykłady i wiedza w małych porcjach, na dodatek dla bardzo zróżnicowanego odbiorcy. 

Po tej dygresji pora przejść do zasadniczego tematu, wywołanego przez Telewizję Olsztyn, która niedawno zapytała mnie o zbiorniki do małej retencji, wybudowane w Olsztynie. Odpowiedziałem a teraz próbuję nieco szerzej i dokładniej opisać. 

Zbiorniki retencyjne w miastach - po co one są? Zbierają głownie wodę opadową po deszczach. Ich zadania są różnorodne. Po pierwsze zapobiegają podtopieniom w czasie gwałtownych i ulewnych deszczy. Na skutek ocieplenia klimatu możemy spodziewać się coraz większej liczby gwałtownych opadów. Sumarycznie w ciągu roku wody z nieba spadnie mniej więcej tyle samo lecz nierównomiernie rozłożonej w czasie. Przy krótkim a intensywnym deszczu woda szybko spływa, zwłaszcza w miastach, gdzie wiele powierzchni asfaltowych i betonowych jest nieprzepuszczalnych lub słabo przepuszczalnych dla wody. W rezultacie woda szybko spływa i mogą tworzyć się lokalne podtopienia. Systemy kanałów burzowych budowane były w miastach do zupełnie innych warunkowo i stare nie są w stanie skutecznie odprowadzić wody przy gwałtownej ulewie. Liczne choć niewielkie zbiorniki retencyjne mają za zadanie zatrzymać i przetrzymać przez jakiś czas tę wodę.

Po drugie woda spływająca z ulic jest zanieczyszczona. Jeśli od razu trafia kanałami burzowymi do rzek i jezior to je zanieczyszcza. W zbiornikach retencyjnych przynajmniej w części może odstać się i oczyścić. W ten sposób możemy wspomagać naturalne procesy samooczyszczania wód powierzchniowych.

Trzeci powód jest być może najważniejszy. Chodzi o przeciwdziałanie suszy. Jeśli woda stagnuje, a nie szybko odpływa do Bałtyku, to ma czas wsiąkać i zasilać wody podziemne. Umożliwia to odnawianie wód głębinowych. Takie zbiorniki retencyjne są jednym z elementów szerszego systemu małej retencji w miastach. Obok nich powinno się budować małe zbiorniki typu "beczka pod rynną", zbierające wodę deszczową, którą potem można wykorzystywać do różnych celów, np. do podlewania roślinności w mieście. Kolejnym rozwiązaniem są liczne porowate i przepuszczalne powierzchnie, np. trawniki i łąki kwietne (zamiast betonu). A im więcej próchnicy w glebie tym większa chłonność gleby. Dlatego lepsze są łąki kwietne o rzadszym koszeniu oraz jesienne pozostawianie liści. Nie grabić by liście mogły z pomocą bezkręgowców i grzybów zmieniać się w próchnicę. Zimowy śnieg, nawet jeśli spadnie, to szybko znika. Tracimy więc ten sposób retencjonowania wody. Szybko musimy wdrożyć inne sposoby, także zielone dachy. Piszę o wielu różnych małych i rozproszonych elementach systemu retencji. Nie chodzi więc o duże i drogie inwestycje tylko i liczne, małe i powszechne. Wtedy woda zostaje w wielu miejscach. I w wielu miejscach jest dostępna.

Warto często podnosić problem retencji wody jako skarbu narodowego. Tak, woda jest cennym skarbem i nie można go roztrwaniać. A niewielkie tereny podmokłe, takie jak dawne jezioro Płocudiga Mała powinny być w tym celu wykorzystywane. Nie trzeba wielkich inwestycji. Wystarczy tylko mądre zarzadzanie usługami ekosystemowymi w mieście

Kiedyś było to jezioro, położone w pobliżu średniowiecznego Olsztyna. W czasach "pruskich" zostało osuszone, wykopano rowy melioracyjne. Po wojnie nie było wykorzystywane gospodarczo i powoli się samoczynnie zrenaturalizowało. Małe śródmiejskie bagienko, teren podmokły.  Jeszcze niedawno liczne były tu żaby, traszki, ślimaki, chruściki, kałużnice, pływaki a nawet zaczęły gniazdować gęsi gęgawe. Kilka lat temu, na wniosek dewelopera, który wybudował na skraju kilka bloków, ponownie zostało osuszone. Odnowiono i pogłębiono rowy melioracyjne. Zniknęły traszki, żaby, liczne bezkręgowce. Zrobiło się cicho i ponuro. Ale po kilku latach wody jest znowu tyle samo. Niczego więc nie osiągnięto w sensie obniżenia poziomu wody. Jednak nie ma w nim już tak bogatego życia. Miasto się rozrosło brak dobrych korytarzy dla hydrobiontów i amfibiontów. Dalej jednak może służyć jako zbiornik małej retencji. I to bez kosztownych inwestycji. Konieczne są jednak działania, które odbudują bioróżnorodność tego miejsca. Będzie to nie tylko zbiornik retencyjny ale i wartościowy teren rekreacyjny dla mieszkańców. No i oczywiście małe refugium ochrony bioróżnorodności. 

11.12.2023

Dzień Chruścika jak co roku przypada 11 grudnia

Grafika wygenerowana przez Małgorzatę Gadomską przy pomocy programu AI.
Zwycięski projekt na konkurs z okazji Dnia Chruścika. Przeważył aspekt wskazujący na edukację.

 

Dzień chruścika ma już ponad 20 lat. Jest więc w pełni dorosły. Wiele razy o nim pisałem i wiele razy pisali i mówili o nim inni. Powstał nawet jeden film w serii Dzika Polska pt. „Wpłyń na wodę: Dzień chruścika”. Na stałe trafiło do kalendarza świat nietypowych.

To niecodzienne święto narodziło się w 2002 roku w Olsztynie. Powstało się jako swoisty żart naukowców (jeszcze przed Smokiem Wawelskim jako nazwą gatunkową wymarłego dinozaura). Jest jednym z wielu przykładów dowcipnie subtelnego spojrzenia na współczesny świat. Doskonale oddaje charakter zmian w edukacji, jakie dokonują się w XXI w. - otwierania się naukowców na świat pozaakademicki. Jest także wyrazem globalnego trendu edukacyjnego i sposobu popularyzacji nauki.

A co wie AI o Dniu Chruścika?

Bing odpowiedział tak: „Dzień Chruścików jest obchodzony w Polsce 11 grudnia każdego roku. Wbrew skojarzeniom, święto to nie jest poświęcone wyrobom cukierniczym, ale małym owadom wodnym zwanych chruścikami. Chruściki występują we wszystkich typach wód śródlądowych i mierzą od 2 mm do 4-5 cm. W Polsce występuje blisko 290 gatunków tych owadów.

Dzień Chruścika powstał 11 grudnia 2002 roku, kiedy to Lech Pietrzak, doktorant w Katedrze Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wysłał e-mail z propozycją obchodów Dnia Chruścika. Pomysł został przyjęty przez słuchaczy i w 2003 roku, w Olsztynie nad jeziorem Kortowskim odbyła się prapremiera Dnia Chruścika. Od tamtej pory, corocznie w Olsztynie organizowane jest to święto.

Celem Dnia Chruścika jest propagowanie wiedzy o chruścikach, jako pożytecznych owadach wodnych oraz integracja środowisk miłośników przyrody.

Z kolei Chat GPT 3,5 odpowiedział tak „Niestety, nie posiadam informacji na temat "Dnia Chruścika" obchodzonego w Polsce. Możliwe, że to jest lokalne, specyficzne wydarzenie lub okazja, o której nie mam danych. Mogę jednak pomóc w odpowiedzi na pytania dotyczące ogólnych świąt lub tradycji w Polsce. Jeśli masz więcej informacji na temat "Dnia Chruścika" lub chcesz zapytać o coś innego, chętnie pomogę w miarę mojej wiedzy.

Na podpowiedź „Dzień Chruścika obchodzony jest w dniu 11 grudnia. Dotyczy owadów z rzędu Trichoptera.”  ChatGPT zareagował tak:

„Dziękuję za informację! Dzień Chruścika, obchodzony 11 grudnia, zdaje się być nietypowym świętem, skoncentrowanym na owadach z rzędu Trichoptera, czyli chruścikach. Chruściki są to owady wodne, a ich larwy są znane z budowania charakterystycznych domków z różnych materiałów, takich jak fragmenty roślin, piasek czy kamienie. Niestety, nie mam konkretnych informacji na temat zwyczajów lub tradycji związanych z obchodzeniem tego dnia. Możliwe, że jest to lokalna inicjatywa lub święto, które jeszcze nie jest szeroko znane. Jeśli masz więcej informacji na temat zwyczajów związanych z Dniem Chruścika, chętnie się dowiem więcej!

Znacznie gorzej radzi sobie z generowaniem obrazów (przykłady niżej). AI pięknie halucynuje lecz ma duże trudności z cechami typowymi dla chruścików a czasem owadów w ogóle. Nie zgadza się liczba odnóży, liczba oczu czy układ skrzydeł. Takie tam wariacje artystyczne z chruścikami w tle. Piękne ale nieprawdziwe. Najwyraźniej kreatywność AI nie jest sterowalna by wiernie zrealizowała zalecenia ludzkiego komunikatu.

Tak więc sztuczna inteligencja bez dostępu do internetu chętnie się uczy. Bierzmy z niej przykład. Wszak uczenie się to cecha człowieka. I też możemy się uczyć nawet bez dostępu do internetu. Nie tylko wertując uczone księgi lecz sprawdzając samodzielnie w terenie. Nawet zimą można obserwować chruściki. Wszak stadia larwalne są cały czas aktywne w wodzie, nawet pod lodem.

Dzień, który zwykle przemija niezauważony, teraz przypomina nam o fascynujących mieszkańcach naszych wód słodkich - chruścikach z rzędu Trichoptera. 11 grudnia to Dzień Chruścika, moment, w którym warto zastanowić się nad rolą tych niepozornych stworzeń w ekosystemach wodnych.

Chruściki, znane również jako Trichoptera, to rząd owadów wodnych o przeobrażeniu zupełnym. Są stosunkowo niewielkich rozmiarów, od 2 mm do 4–5 cm. Największe znane chruściki zamieszkują Himalaje (rodzaje: Eubasilissa, Himalopsyche), u których rozpiętość skrzydeł dochodzi do 8 cm. W Polsce największa jest Semblis phalaenoides.

Cechą charakterystyczną postaci dorosłych są włoski na skrzydłach, natomiast larwy mają wyraźnie odnóża analne zakończone pazurkiem. W Polsce występuje blisko 290 gatunków, w Europie ponad tysiąc, zaś na całym świecie opisano ponad 14 tysięcy gatunków obecnie żyjących.

Larwy chruścików mogą budować przenoście domki, chroniące tułów i odwłok (czasem chowa sie cała larwa), które mogą być zbudowane z ziaren piasku, drobnych kamyków, materiałów roślinnych, muszelek. Gatunki bezdomkowe budują sieci łowne i wyściełane jedwabne norki.  Chruściki są spokrewnione z motylami. Można powiedzieć, że są starszymi kuzynami motyli lub, że motyle to chruściki, które rozpoczęły lądowych tryb życia.

Wielu z nas ma skłonność przymykać oczy na problemy środowiska, ale dziś chcę was zaprosić do spojrzenia na nie z przymrużeniem oka, do zanurzenia się w fascynującym świecie chruścików. To niezwykłe owady, których larwy żyją w wodzie, spełniają kluczową rolę w utrzymaniu równowagi ekosystemu. Dlaczego warto zwrócić uwagę na Dzień Chruścika? To nie tylko okazja do odkrywania tajemniczego życia tych stworzeń, ale również sposób na wsparcie nauki obywatelskiej. W dzisiejszych czasach, kiedy każdy może być uczestnikiem badań naukowych, warto dostrzegać dobry pomysł i nadawać mu bieg, by nie przepadł w jednorazowych akcjach. świętujmy więc Dzień Chruścika każdy jak potrafi.

Dzień Chruścika to święto obchodzone w Polsce, które ma na celu zwrócenie uwagi na te małe, wodne owady. Pomysł na Dzień Chruścika powstał 11 grudnia 2002 roku, kiedy to Lech Pietrzak, doktorant w Katedrze Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wysłał e-mail z propozycją obchodów Dnia Chruścika. 

Celem Dnia jest propagowanie wiedzy o chruścikach, jako pożytecznych owadach wodnych oraz integracja środowisk miłośników przyrody.

Niektóre wcześniejsze teksty o dniu chruścika:

Wiele ciekawych graficznie projektów spłynęło na zorganizowany błyskawiczny konkurs z okazji Dnia Chruścika. Sztuczna inteligencja ma duży problem z wygenerowaniem poprawnego obrazu chruścika. Czasem skrzydła są jak u ważki lub chrząszczy, często nieodpowiednia liczba odnóży, zbyt krótkie czułki itp. Przykładowe grafiki nadesłane na konkurs:










9.12.2023

Czy Mikołaj Kopernik wtykał kij w mrowisko?

Obraz wygenerowany przez L:eonardo.ai. 

Mija rok od debiutu Chat GPT i wzrostu popularności narzędzi generatywnej sztucznej inteligencji. Czy jest to jakiś kulturowy i cywilizacyjny przetwór Kopernikański? Na pewno było to spektakularne włożenie kija w mrowisko - jedni czują się pokąsani i masują zbolałe miejsca, inni czują się ozdrowieni i z nową energią do działania. 

Czy Mikołaj Kopernik wtykał kij w mrowisko? Źródła kronikarskie o tym milczą ale czy o wszystkim napisano? Przecież sporo przemilczano. Czasem dlatego, że o pewnych sprawach pisać nie wypada, czasem bo to takie codzienne i zazwyczaj nie zwraca niczyjej uwagi. Po co więc na takie codzienności marnować pergamin i inkaust? Teraz papier jest relatywnie znacznie tańczy, więc piszę. Zwłaszcza, że ani skrawka papieru nie zużyłem (jeśli nie liczyć jednej kartki z recyklingu, na której robiłem notatki i szkic tekstu). 

Mrówki są małe i niepozorne ale towarzyszą nam wszędzie. Na świecie żyje około 20 biliardów mrówek o łącznej biomasie około 12 megaton suchego węgla, co stanowi 20% biomasy ludzi. Biomasa mrówek jest większa niż biomasa obecnie dziko żyjących ptaków i ssaków. W mieście są powszechnymi owadami, podkopują nam chodniki. W Polsce występują 103 gatunki a na świecie do tej pory opisano ponad 16 tysięcy gatunków. A jest ich zapewne więcej. Niektóre wymrą zanim nauka je odkryje i opisze. Nawet Mikołaj Kopernik, wielki astronom i lekarz, musiał wielokrotnie się z nimi spotykać. We Fromborku, czy na zamku w Olsztynie – gdziekolwiek był, tam i mrówki były. Choć w tamtych czasach nie mieliśmy jeszcze na Warmii synantropijnych mrówek faraonek, to miejscowe gatunki były liczne. Niektóre gnieździły się w drewnianych czy murowanych domach a na pewno były w ogrodzie i na podwórku. Jeśli Mikołaj Kopernik spoglądał pod nogi, to je na pewno widywał. Podczas podróży po Warmii, w czasie odpoczynku przydrożnego, Kopernik zapewne nie wyciągał mrówek z sukni jakiejś Telimenie, ale z pewnością miał z nimi do czynienia. Ale czy celowo wtykał kij w mrowisko? Może w celach leczniczych? W końcu był lekarzem.

Jeśli jednak odwołać się do przenośni z tym wtykaniem kija w mrowisko to niewątpliwie Mikołaj Kopernik włożył kij w mrowisko, publikując swoją teorię heliocentryczną. Strącił Ziemie – a właściwie ludzki egocentryzm – z piedestału. To był prawdziwy akt odwagi, jak wtykanie kija w kopiec wściekłych i nieobliczalnych mrówek. Koncepcja Kosmosu ze Słońcem w środku wywołała burzę w całej Europie, a potem na świecie. Spowodowała liczne gorące dyskusje, eksperymenty, oskarżenia i zakazy. Istna burza, a Kopernik wbił swój symboliczny kij w mrowisko tradycyjnych poglądów.

Nie był to zwykły kij, a teoria heliocentryczna była jak potężna maczuga. Wprowadzenie zmiany centralnego punktu wszechświata z Ziemi na Słońce to było coś, co wstrząsnęło fundamentami ówczesnej wiedzy i władzy. Ludzie byli zdezorientowani, a wielu z nich nie była gotowa porzucić starego, znanego porządku. Wielu podążyło śladem Kopernika. Jego kij w mrowisko miał potężny wpływ na rozwój nauki i nasze zrozumienie kosmosu.

Kilkusetletnia wrzawa po publikacji heliocentrycznej teorii to nie byle jaka burza. To była prawdziwa rewolucja myślowa, która zmieniła nasze spojrzenie na świat. Od tamtej pory mówimy o podobnych rewolucjach – „przewrót Kopernikański”. Warto czasem wbić symboliczny kij w mrowisko utartych poglądów, aby zainicjować postęp. Mikołaj Kopernik był właśnie takim nieustraszonym wtykaczem kija. Czy można go więc uznać za entomologa? Niezależnie od tego, czy rozmawiał z mrówkami czy strącał Ziemię z centralnego miejsca wszechświata, pozostawił trwały ślad w historii nauki. Kij w mrowisko Kopernika to doskonały przykład, jak jedno śmiałe posunięcie może zmienić całą rzeczywistość.

Dodam na koniec, że żadne wtykanie kija w mrowisko – to dosłowne jak i to symboliczne - nie jest bezpieczne. Mrówki potrafią pogryźć, użądlić i oblać kwasem mrówkowym by jeszcze bardziej bolało. Jednakże niektóre zwierzęta robią to specjalnie w celach leczniczych i by pozbyć się pasożytów. Jest więc takie cierpienie po wetknięciu kija w mrowisko, które przynosi ulgę i ozdrowienie. Ludzkość niewątpliwe zyskała na tym, że Kopernik włożył kij w kosmiczne mrowisko.

Miałem co prawda zdjęcia pomników Mikołaja Kopernika czy obrazów w muzeach. Ale były bez mrówek. Samodzielnie robić kolarz z mrówkami? A od czego są nowe narzędzia? Spróbowałem z dwoma. Lepszy okazał się Leonardo.ai, bo Dall-E 3 w Microsoftowym Bingu wygenerował Kopernika niepodobnego do Kopernika. Raczej to jakiś późniejszy astronom. Niespełna kilka 2-3 minuty i kilka grafik do wyboru. 


Rozszerzona wersja felietonu "Kij w mrowisko" dla VariArtu

Grafika wygenerowana w Bing (Dall-E)

8.12.2023

Nie będzie mi tu jakaś baba mówiła jak mam żyć? A może jednak?

Grafika wygenerowana na Microsoft Bing przy pomocy Dall-E 3. W prompcie było 6 młodych kobiet. Młode kobiety są lecz liczba się nie zgadza.
Najwyraźniej AI dobrze tworzy lecz niezbyt sprawnie liczy :). 
 

Młodzi ludzie często zaprzątają sobie głowę myśleniem o przyszłości i dbałością o stan środowiska i przyrody. Często także te inicjatywy spotykają się z różnym hejtem i wyszydzaniem. Ze strony tych co mniemają, iż wiedzą lepiej. I dlatego, żadne tam wiatraki, płócienne torby czy elektryczne samochody, żadne motylki czy żabki. "Nie będzie baba mówiła co mam robić, zwłaszcza nieopierzona smarkula". Bo ja wiem lepiej? Bo stary dziad jestem lub młody gniewny? Może jednak warto posłuchać młodych ludzi, niezależnie od płci. Co mają do powiedzenia i dlaczego? Do mnie przemawia, nawet to z pozoru coś niewielkiego, zamieszczonego na Instagramie. Jest tam już sporo tekstów. Sprawdź sam. https://www.instagram.com/greenguru.uwm/

Młode kobiety, studentki kierunku biologia. Pracują drużynowo co już samo w sobie jest wyzwaniem w zatomizowanym świecie. Tak piszą o sobie: 

Kreatywność
Aktywność
Moc
Koleżeństwo
Wiedza
Konkretność

To kilka cech charakteryzujących nas, 6 ambitnych studentek olsztyńskiej biologii, które nie lubią za dużo mówić, ale chcą mieć wpływ na świat poprzez działanie.

Każda z nas ma swoją własną historię, pochodzimy z miast i wsi, wolimy psy lub koty, albo nawet herbatę zamiast kawy, ale tym co nas łączy jest wizja nowego lepszego świata.

To my, Karolina, Ada, Marta, Klaudia, Weronika i Kinga.

Stwórz z nami nowy GreenWorld i zostań GreenGuru! #GreenGirls

GreenGuru to właśnie my! Zadajesz sobie pytanie kim jesteśmy? To zamień się w słuch. GreenGuru to 6 wspaniałych kobiet oraz studentek, które razem wybrały się na podróż z biologią. Jesteśmy zupełnie inne, pochodzimy z różnych części Warmii i Mazur, mamy różne zainteresowania oraz wiedzę ale to wszystko nas uzupełnia i tworzy zespołem doskonałym. Nie lubimy mówić o sobie, więc przez posty pokazujemy siebie i swoje pasje, introwertyk też potrafi.

Introwertykom z reguły żyje się lepiej samemu ze sobą. Mało wylewni, ale bardzo serdeczni. Lecz mimo wszystko wiadomo, iż nie da się zmienić świata samemu. Dlatego mało mówię, a działam więcej - z grupą GreenGuru!

Witajcie w świecie studentek biologii! Spotkacie tu 6 unikalnych jednostek pełnych różnorodnych cech ale połączonych wspólną pasją do nauki i ochrony przyrody. Jak można nas opisać? Mam kilka określeń w zanadrzu, które idealnie odzwierciedlają nasze podejście: ambitne łowczynie wiedzy biologicznej, które z determinacją zgłębiają tajniki natury, kreatywne artystki które dzielą się swoimi prywatnymi działaniami aby każdy mógł skorzystać, bystre myślicielki, które szukają innowacyjnych rozwiązań. Nie tylko nauka - kieruje nami również empatia, dzięki której chcemy chronić przyrodę. Studentki różne jak różne gatunki w jednym ekosystemie, razem stanowią niepowtarzalny zespół.

Kim są Green Guru? Otóż zabrakłoby sekund w minucie, minut w godzinie a godzin w dobie aby wszystko o nas opowiedzieć... Jesteśmy 6 studentkami biologii, które są przede wszystkim zaangażowane w ochronę przyrody. Charakteryzujemy się głębokim szacunkiem do środowiska, empatią wobec istot żywych i troską o zrównoważony rozwój. Posiadamy silną świadomość ekologiczną, dlatego tak ważne dla nas jest przekazywanie wiedzy dalej. Angażujemy się w aktywności mające na celu ochronę bioróżnorodności i zrównoważone korzystanie z zasobów naturalnych. Jesteśmy zdeterminowane do kolejnych działań! Jeśli czujesz to samo powołanie do ulepszania świata wokół nas, dołącz do nas!

Ich profil https://www.instagram.com/greenguru.uwm/

Testy, wejściówki i egzaminy? Czasem jednak warto zrobić coś inaczej i dać możliwość wyboru. mam na myśli projekt jako forma egzaminu czy zaliczenia na ocenę. Instagramowe Green Guru to przykład szukania nowych przestrzeni edukacji we współczesnym świecie. Pozwalanie na samodzielne projektowanie i samodzielne eksperymenty. Szkoła wyższa nie jest przygotowaniem do przyszłej pracy i przyszłego życia. Uniwersytet już jest życiem, takim na prawdę. Od zaraz można opowiadać o swoich marzeniach i działaniach. Można nie tylko przyswajać wiedzę i sprawdzać ją w testach. Można uczyć się pracy zespołowej, kreatywnej, uczyć się myślenia projektowego i wykorzystywania sztucznej inteligencji czyli nowoczesnych narzędzi. Green Guru to efekt takiego podejścia; więcej działania. A wiedza? Jest po prostu inaczej przyswajana, nie tylko przez słuchanie wykładów. Bardziej przez aktywność samych studentów. I inaczej sprawdzana. Inny sposób motywowania do indywidualnego wysiłku i indywidualnego rozwoju. 

6.12.2023

Praca grupowa na wykładzie?

 

Praca w grupach na wykładzie? Kto to słyszał. Wykład jest od słuchania i notowania! Od ćwiczeń są ćwiczenia a seminaria od dyskusji. Chyba jednak warto to ponownie przemyśleć. Kontynuując rozważania o wykładzie w epoce cyfrowej, przedstawię drugi przypadek (wcześniej było Bezdroża tradycyjnego wykładu transmisyjnego i behawioryzmu na jednym przykładzie pokazane). 

Przykład drugi. Wykład online, dużo trudniejsze warunki niż w kontakcie bezpośrednim, bo trudniej o uwagę. Wykładowca nie widzi słuchaczy więc nawet nie trzeba udawać słuchania swoim językiem ciała. Nie zobaczy, że robię coś innego więc nie będzie mu przykro. Przywykliśmy do tego już w epoce telewizji. Trudniej utrzymać uwagę, łatwiej o rozproszenie. Zwłaszcza, gdy się słucha wieczorem w domu. Znacznie więcej jest rozpraszaczy niż na spotkaniu w kontakcie czy na tradycyjnym wykładzie w sali. 

A tu jeszcze prelegentka - młoda osoba, doktorantka. Co ona może wiedzieć? Bariery już na samym starcie. Dlatego trudniej jest zarówno wykładowcy/prelegentowi utrzymać zainteresowanie jak i słuchaczom utrzymać uwagę. Spotkanie na platformie Zoom. Prelegentka miała chyba drugi ekran by mieć podgląd na to, co się dziele w czacie. Wykłady online łatwiej jest prowadzić, gdy jest jeszcze asystent techniczny, czasem całkiem niewidoczny, jednak czuwa nad wyłączonymi/nie wyłączonymi mikrofonami, pytaniami w czacie itp. Samodzielne prowadzenie jest trudniejsze, bo jest więcej elementów technicznych "do ogarnięcia". Trzeba więc długo ćwiczyć by nabrać biegłości tak jak w przypadku jazdy na rowerze czy samochodem. Raz czy dwa nie wystarczy, tym bardziej że są różne "modele".

Na początku było wprowadzenie teoretyczne o sztucznej inteligencji i uczeniu maszynowym. Na szczęście było krótko. Ja akurat znałem tę problematykę więc łatwo było o utratę uwagi i zajęcie się czymś innym. Szybko jednak pojawiły się inne, praktyczne treści. Była krótka "dyskusja" z udziałem Mentimeter. Słowo dyskusja ująłem w cudzysłów, bo choć angażowała wszystkich uczestników to nie była to typowa, klasyczna dyskusja. Jak zresztą dyskutować w gronie kilkudziesięciu osób? I tak 1-2 mówi a reszta słucha. Dalej tez było mocno aktywizująco. Osoba prowadząca pokazała (przez udostępnienie ekranu) jak działa Chat GPT oraz Copilot w przeglądarce Edge. Bardzo przydatne było to drugie. Całkiem nowe i rewelacyjnie skuteczne. Od razu wypróbowałem, jeszcze w trakcie trwania wykładu. Niczym pod ławką na wykładzie w sali. Wykładowczyni - młoda osoba lecz dobrze przygotowana i o sporej wiedzy, zwłaszcza tej praktycznej. Miała co pokazać i potrafiła to zrobić. szybko zdobyła moje zaufanie i zbudowała wiarygodność, skutkującą uwagą w słuchaniu. 

Ale potem było coś jeszcze. Na wykładzie zaplanowana została praca w podgrupach. Było to dla mnie dodatkowe wyzwanie. Nie wiedziałem, że na Zoomie są podzespoły. Czegoś praktyczne przy okazji się nauczyłem, wypróbowałem. Były oczywiście pewne drobne problemy techniczne, nie wszyscy słuchacze mieli odwagę włączyć się do pracy. W czteroosobowym zespołem było nas aktywnych dwoje. Tyle wystarczyło by poćwiczyć zadanie z Chat PGT. Dobrze przygotowane zadanie pozwoliło mi nie tylko na dyskusję z inną, nieznaną osobą lecz także wypróbowanie czegoś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Tak poznałem nowe możliwości Chat GPT w przygotowywaniu materiałów edukacyjnych. Zaplanowane 10 minut pracy grupowej nieco się przeciągnęło. Po pierwsze dla wielu były to trudności techniczne, zapewne po raz pierwszy w takich działaniach uczestniczyli. Stąd potrzeba więcej czasu na rozruch. Po drugie, wykładowca mógł spokojnie zaplanować więcej czasu na te niewykładowe aktywności na swoim wykładzie. 

Z czego skorzystałem najbardziej? Wcale nie z części teoretyczne lecz przede wszystkim z pokazu jak działa ten czy inny program oraz z pracy grupowej. W tym fragmencie nawet nie miałem kontaktu z wykładowczynią, po prostu nie zdążyła odwiedzić wszystkich podgrup, a było ich 10. To nie było przeszkodą, bo ponownie wróciliśmy do jednej wspólnej wirtualnej sali i mogliśmy podzielić się wrażeniami. Dobrze zaprojektowana praca nie wymaga stałego nadzoru.

Spotkania online pokazują coś jeszcze - dodatkową, symultaniczną ścieżkę komunikacji w postaci czatu. Tu trwa dyskusja uczestników, pojawiają się pytania (i właśnie asystent szybko może udzielić odpowiedzi w sprawach technicznych, organizacyjnych czy zamieszczać linki). Uczestnicy mogą między sobą podyskutować bez przeszkadzania innym oraz prowadzącemu. Czy na tradycyjnej sali wykładowej coś takiego ma miejsce? Tak, ma, tylko w mniejszej skali. Dawniej to były szepty osób siedzących obok siebie lub rzucanie karteczek, do tych co dalej. Teraz studenci wykorzystują swoje kanały np. Messenger. 

Kiedyś zapamiętywanie miało wielką wartość. Zapamiętać dane, wzór, daty, historię, proces. Uczyliśmy się więc technik szybkiego zapamiętania jak największej treści. Pismo to zmieniło. A w zasadzie tanie nośniki pisma; papier i długopisy. Każdy łatwo i tanio mógł sobie zapisywać co chciał w swoich notatnikach. I korzystać w dowolnej chwili. Teraz internet jeszcze bardziej zdewaluował wartość pamięci. Ważniejsze stało się wiedzieć gdzie i jak szybko wyszukać potrzebne informacje. A generatywna sztuczna inteligencja zmniejszyła wartości tworzenia treści. Mniejsza jest wartość robienia podsumowania, streszczenia, analizy treści czy tworzenia kompozycji słownej. W jakiś sposób będzie to nas upośledzało. Lub inaczej - inne umiejętności i kompetencje są teraz ważne. Np. umiejętność konwersacji z Chat GPT, Copilot, czat Bing, Bard i wiele innych. 

Zmieniło się otocznie kulturowe i społeczne dlatego zmieniać powinien się wykład. Ten o charakterze podawczym, pasywnym jest coraz mniej potrzebny. Owszem, takie też będą potrzebne w określonych sytuacjach. Ale rzadziej. Dlatego, zwłaszcza na uniwersytecie, musimy się uczyć nowych form komunikacji i prowadzenia wykładów. Na wykładach mniej mówić a więcej tworzyć sytuacji do mikro aktywności studentów. Bo na półtoragodzinnym spotkanku online z możliwością pracy, jak na ćwiczeniach czy seminarium, więcej i trwalej się nauczyłem niż na trzygodzinnym wykładzie w kontakcie lecz realizowanym metodą transmisyjną, podawczą. Co więcej, ze spotkania z moją aktywnością na zajęciach wyniosłem więcej motywacji do dalszych samodzielnych ćwiczeń, prób i poszukiwania. Trwało o połowę krócej a części wykładowej było niewiele lecz w dłuższej perspektywie czasowej wygenerowało znacznie więcej mojej aktywności. W tym przypadku mniej (godzin na wykładzie) znaczy więcej (moje aktywności, liczonej nawet w godzinach). A przede wszystkim więcej zostało w mojej głowie, więcej umiejętności i kompetencji. Więcej osiągnięte w krótszym czasie i w trudniejszych warunkach (bo spotkanie online zawsze jest trudniejsze w utrzymaniu uwagi niż spotkania w kontakcie.

Coś na podsumowanie? Mniej wykładania na wykładzie, więcej konstruktywizmu a  niej transferyzmu. 



3.12.2023

Bezdroża tradycyjnego wykładu transmisyjnego i behawioryzmu na jednym przykładzie pokazane

Brakowało słowa w konstrukcie teoretycznym, więc powstało dla i uzupełnienia całości - transferyzm

Żyjemy w behawiorystycznej ułudzie i edukacyjnych pozorach, boimy się ocen i dlatego realizujemy wskaźniki. Trzeba zmienić nawyki, a można to zrobić nawet bez zmiany systemu. Proste, jak wyjście z utartych, głębokich kolein. Teoretycznie łatwe, praktycznie trudne. Wymaga wysiłku a do tego potrzebna jest silna motywacja. By chciało się chcieć. Ja próbuję wydostać się z tych rutynowych kolein. Z różnym skutkiem lecz nieustannie próbuję.

Czasem spotykam się z krytyką nowych, aktywizujących metod w dydaktyczne (od szkoły po uniwersytet). Że to ideologiczne nowinki, mity pedagogiczne i robienie nauczycielom wody z mózgu. Być może za tym kryje się zwykłe lenistwo by nie wychodzić ze swoich dawno przyswojonych nawyków i rytuałów, bronionych niczym ojczyzny. Czasem wręcz nowe (choć w rzeczywistości nie takie nowe, bo niektóre liczą już kilkadziesiąt lat) pomysły nazywane są ideologią, bo wiadomo już samo słowo brzmi źle i jest już oskarżeniem a zarazem dyskredytacją...

Bywam na szkoleniach w kontakcie i online, staram się uczyć i nadążać za współczesnymi wyzwaniami edukacyjnymi. Bo pracuję jako nauczyciel akademicki. I z jednego takiego szkolenia chciałbym zdać relację. Refleksyjny opis jednego przypadku lecz chodzi mi o coś ogólnego i szerszego. By na przykładzie jednego drzewa opowiedzieć o całym lesie. Zatem opowiadam.

Szkolenie dotyczyło ważnego i potrzebnego zagadnienia (świadczyła o tym chociażby frekwencja z udziałem ważnych osób). Ja z chęcią się zapisałem. Sądząc po tytule szkolenia spodziewałem się czegoś konkretnego i praktycznego. Szkolenie było w formie wykładu. Wykład 3 h z jedną przerwą i test w konwencji behawioryzmu. 180 minut podającego wykładu oraz 15 minut przerwy. Ponad trzygodzinny wykład jako szkolenie? To afirmacja skuteczności akademickiego wykładu. Ale czy rzeczywiście jest taki skuteczny?

Na sali był komputer, rzutnik z monitorem/ekranem. Czyli przygotowane do tradycyjnej prezentacji wykładowej. I rzeczywiście, w  całości spotkanie zajęła prezentacja i aranżowana dyskusja z publicznością na sali. Stał też flipchart z mazakami ale całkowicie bezużyteczny. Taka szkoleniowa dekoracja? Tylko raz, na koniec wykładu, zapisany na nim został adres mailowy. Akurat to już lepiej było napisać na komputerze i wyświetlić na monitorze, bo pismo ręczne kiepsko się odczytuje. A błąd literowy w adresie mailowym ma zasadnicze znaczenie dla komunikacji. Na biurku leżały też żółte karteczki. Znak, że zaplanowano jakąś grupową aktywność. Osoba prowadząca na początku wspomniała, że planowana jest część warsztatowa z aktywnością słuchaczy. Obietnica została powtórzona kilka razy w trakcie, ale zabrakło czasu i pozostała niezrealizowaną. Tak bardzo wciągnął wykład podający, pasywny, że osoba prowadząca przeciągnęła i zabrakło czasu nie tylko na niektóre elementy programu lecz i część warsztatową. Znaczy, że część warsztatowa uznana została za mało ważny i niekonieczny dodatek do głównego wykładu w stylu podającym. Wykład z nowoczesnymi technikami przekazu – był wszak Power Point i rzutnik z ekranem. A jakieś takie nowomodne farmazony z warsztatami i aktywnością słuchaczy? Kto by na to marnował czas? Przecież wykład jest najważniejszy.

Na początku podpisaliśmy listę obecności i otrzymaliśmy kartkę z planem spotkania oraz zaznaczonymi godzinami. Solidny i konkretny harmonogram. Wzbudzał zaufanie do profesjonalizmu przygotowanego szkolenia. Był tytuł, cel, w którym zaznaczono, że sensem szkolenia jest podniesienie kompetencji (z wyszczególnieniem czterech elementów). Czy kompetencje można nabyć tylko przez słuchanie wykładu? W szczegółowych celach było „zrozumienie roli…”, „poznanie różnic…”, „zapoznanie z nowymi…”, „zrozumienie wpływu…” - gdzie tu więc kompetencje? W harmonogramie wyszczególnione było aż pięć modułów. Bogactwo treści. A na koniec wyszczególnione korzyści dla uczestników (chyba efekty kształcenia?). Jakie to korzyści? „Poznanie różnić”, „zrozumienie”, „pozyskanie praktycznych wskazówek i przykładów”, „wzrost świadomości”. Cały harmonogram napisany był trudnym i hermetycznym językiem żargonu naukowego. Wyglądało solidnie i mądrze – miało wzbudzić szacunek co do rzetelności i głębokości wiedzy? Z tego niezrozumienia nie wyciągnąłem wniosku, że jestem „malutki” lecz, że w warstwie komunikacyjnej tekst nie był dopracowany… Mój pierwszy akt niesubordynacji słuchacza.

Na sali było sporo osób. Zaczęliśmy od krótkiego pre-testu. Był więc stres na początku jak na „porządnym” szkoleniu. Czyli to jakieś sprawdzenie wiedzy na starcie? Z pewnością byłaby to słuszna koncepcja. Kilka pytań bardzo szczegółowych i mało zrozumiałych. Znaczy będzie trudno, bo wiedza wymagająca. Ewidentnie pytania odnosiły się do szczegółów z części wykładowej. Miały ukierunkować uwagę słuchacza, bo już wie co będzie „na egzaminie”? Zrobiliśmy test i leżał na biurkach niesprawdzony (zatem o żadnym sprawdzeniu wiedzy na wejściu nie mogło być mowy – osoba prowadząca z tego w ogóle nie skorzystała - praktycznie było niewykonalne chyba, żeby był asystent i sprawdzał a potem szybko by zrelacjonował efekty prowadzącemu). Po zajęciach wypełniliśmy taki sam post-test. Te same pytania. Więc na tej podstawie można byłoby wnioskować o przyroście wiedzy? Kompetencji? Jak na podstawie testu wiedzowego można sprawdzić świadomość czy kompetencje? Forma dla samej formy. Pytania były bardzo trudne, bo szczegółowe. Wypełniliśmy zbiorowo (z aprobatą wykładowcy, takie mrugniecie okiem). Z dwóch powodów. Każdy ze słuchaczy (testy były podpisane imieniem i nazwiskiem) chciał wypaść dobrze. Ponadto w interesie osoby prowadzącej było wykazać przyrost wiedzy (w taki sposób osoba prowadzącą też była oceniana). Przynajmniej na papierze. Czy i co można sprawdzić ze zrozumienia i wzrostu świadomości po 3 godzinach wykładu? Coś, co zostało w pamięci roboczej? Czysty behawioryzm: wykład podający i sprawdzenie szczegółowych informacji (trening i sprawdzenie czy się udał). Na dodatek, te szczegóły nie dotyczyły kompetencji z tematyki wykładu. Nawet znając te szczegóły nie podnosiło się własnych kompetencji. A osoba, która podniosła kompetencje mogłaby teoretycznie nie znać tych szczegółów. Test robiony tylko dla picu lecz cała procedura mieści się w tradycyjnych modelu edukacji i w behawioryzmie. Organ zwierzchni/zleceniodawca wymaga wykazania efektu szkolenia, jako narzędzie wybrano test, więc na papierze ładnie będzie wyglądało. Pozostanie niesmak uczestnictwa w czystej fikcji i grze pozorów. Mój drugi akt niesubordynacji uczestnika.

Narzędzie sprawdzania efektów szkolenia moim zdaniem było kompletnie nieadekwatne. Test bardzo hermetyczny i zawarte w nim było skomplikowane słownictwo. Uczestnik ma poczuć się malutki? Bo nie rozumie tekstu, który czyta? W teście, gdy jesteśmy oceniani, chcemy wypaść jak najlepiej. Odruchowo. Ucząc się dla ocen, skłonni jesteśmy do oszukiwania i chodzenie na skróty. Bo celem jest ocena a nie wiedza jako taka. Czyli kwintesencja tradycyjnych metod edukacji tak mocno bronionych przed zmianami i metodami aktywizującymi.

Test łatwo i szybko można sprawdzić. Takie same pytania, można dla każdej osoby zliczyć punkty a dla całej grupy wyliczyć średnią, z pre testu i post testu. Liczby pokażą wzrost. Czyli jest znakomicie? Liczbowe i łatwe pokazanie efektów. Gdyby zmienić pytania w post teście lub gdyby były pytania otwarte, to byłoby znacznie trudniej analizować. Wymagałoby większego wysiłku i czasu. Magiczne liczby pokazują szybciej i lepiej? Tak jak oceny w szkolnym dzienniku?

Jak sprawdzić przydatność szkolenia i to że przyniosło efekty? Egzamin, oceny, test jako sprawdzanie wiedzy? Sam tego na sobie parę razy doświadczyłem i wiem, że można inaczej. Sam byłem w podobnej sytuacji, gdy przygotowałem szkolenie i oczekiwano ode mnie pre i post testu czyli zmierzenia efektu szkolenia. Test był sugerowany bo jest oczywisty i dobrze osadzony w tradycji transmisyjnego modelu edukacji. Tu niczego nie trzeba udowadniać, przedstawiać naukowych dowodów o skuteczności, bo przecież „tak się robi”. Wybrałem inne sposoby, bo jest to możliwe, nawet bez zmiany systemu. Oprócz testu lecz z innymi pytaniami w pre i post teście, wykorzystałem inne elementy pozyskiwania informacji, skupionych na umiejętnościach i rzeczywistym rozumieniu a nie zapamiętania informacji. Po tym szkoleniu umocniła mi się potrzeba popracowania nad innymi formami sprawdzania efektów kształcenia. I głębszego odchodzenia od akademickiego, tradycyjnego wykładu podającego.

Ewaluacja niebahawiorystyczna? Sądzę, że jest możliwa. Do tej pory za mało nad tym rozmyślałem i za mało próbowałem. Inne pytania w  post-teście to przynajmniej skłonienie do nieco innego przetwarzania informacji. Słuchacz uczy się czytając pytania testowe. Jakim pojęciom w czasie wykładu nadał uczestnik nowy sens i znaczenie? Co zapamiętał - pytanie otwarte – i nie da się prosto przełożyć na liczby przed i po szkoleniu. Niech napisze tekstem otwartym, poza tabelkami do łatwego sprawdzenia.

W ewaluacji można odnieść się do cyklu Kolba, opisać co się zmieniało w trakcie, jakie pojawiły się refleksje, jakie elementy słuchacz wbudował do swojego systemu wiedzy (konstruktu), jakim informacjom nadał sens. To są moje refleksje zrodzone w czasie wykładu, postaram się je wykorzystać i wypróbować przy najbliższej okazji w pracy ze studentami. Myślę, że nie ma wykładów i szkoleń w pełni straconych. Zawsze można czas wyciszenia i oderwania od codziennej bieganiny wykorzystać do refleksji i przemyśleń. To dla mnie było studium przypadku, mogłem konfrontować i myśleć jak można to zrobić inaczej

Czy trzygodzinny wykład (z krótką jedynie  przerwą) to dobra forma jednorazowego szkolenia? Konfrontowałem to z innymi szkoleniami, dotyczącymi wykładów aktywnych. Nie otrzymaliśmy slajdów z prezentacji, na której było sporo szczegółów (mimo obietnicy rzuconej pod koniec, gdy słuchacze robili zdjęcia z ekranu). Zamiast obiecywać wysyłanie prezentacji mailem, lepiej i efektywniej jest wyświetlić kod qr, linkujący do rzeczonych materiałów (np. w pliku pdf). Takie pomysły widziałem na szkoleniach z aktywizującymi metodami: qr na początku i na końcu. Jeden QR a tam ministrona z materiałami ze szkolenia. Łatwe udostępnienie zasobów. I znakomite uzupełnienie wykładu. A słuchacz czuje się bezpiecznie bo nie martwi się, że nie zdąży być może zanotować czegoś dla niego ważnego.

Miała być dyskusja moderowana. Wykładowca chce pytań by nimi słuchacze konstruktywnie "przeszkadzali". Ewidentna zachęta do zadawania pytań w dowolnym momencie. To na pewno dobra strategia, zachęcająca do słuchania i aktywności. Było sporo wiedzy teoretycznej, w gruncie rzeczy łatwej do zdobycia w innych źródłach. Przykładem był jeden z terminów, który się pojawił na wykładzie lecz nie został omówiony. Szybko zajrzałem do telefonu i po kilku minutach poznałem szczegóły. A potem na spokojnie wróciłem do tego w domu. Przyda mi się i niebawem wykorzystam to narzędzie dydaktyczne.

Teoretycznie wykład ma zachęcić do czegoś, do dalszych poszukiwań. Tak jest w koncepcji konstruktywistycznej i konektywistycznej. I temu celowi podporządkowana jest konstrukcja szkolenia. W takim ujęciu wykładowca nie rości sobie ambicji przekazania całej wiedzy lecz chce zachęcić do studiowania, pokazuje kierunki i nadaje sens.

Na opisywanym wykładzie-szkoleniu był element aktywizujący z wynalazkami a słuchacze mieli podać daty poznania. Jeden z elementów skłonienia do aktywności i przygotowywanie tła do dalszych informacji. Jak najbardziej na plus. Z całego wykładu wyniosłem jedno zrozumienie procesu i klika informacji szczegółowych, ciekawych, przydatnych dla mnie. Do zrobienia/ogarnięcia w  pół godziny. Wynotowałem kilka ważnych dla mnie myśli. Ale o żadnym podnoszeniu kompetencji w tematyce szkolenia nie było mowy. Niespełnione obietnice i zawiedzione nadzieje. Przynajmniej moje.

Wstęp teoretyczny mocno się przedłużył. Jaki sens jest pokazać na kartce/ekranie narzędzia lecz ich nie przećwiczyć? To jak oglądanie ubrań na wystawie, bez możliwości przymierzenia. Logika wykładu to podróż w koleinach, trudno się z nich wydostać. Wykładowca popłynął, uwiedziony swoim głosem i dygresjami, czasem pytaniami z sali. Nie było zapowiedzianej pracy w grupach. Ani flipchart ani żółte karteczki nie zostały wykorzystane. Zdominował wykład. Wciągnął jak bagno.

Wykład to spotkanie w kontakcie. Przyjemnie być w kontakcie. Mało mieliśmy okazji do rozmów jako słuchacze. Moglibyśmy się lepiej poznać lub wymienić doświadczeniami. Niemniej spotkanie w kontakcie ma sporo plusów, nawet jeśli całość nie spełnia wszystkich oczekiwań słuchacza. Dlatego chodzę na takie wykłady niezależnie od tych onlajnowych.

A gdyby całe to szkolenie zaplanowano jako warsztaty? Że mniej byłoby przekazywania wiedzy w formie pasywnego transferu? Że mniej przerobiono by materiału? Ale więcej by zrobili sami słuchacze. I z pewnością więcej by trwale zapamiętali. Przygotowanie warsztatów to zupełnie inny wysiłek, inna logika procesu uczenia się. Teoretycznie trudniej kontrolować cały ten proces, tak organizacyjnie jak i czasowo. Ale przecież wykład w całości sterowany przez wykładowcę też wymknął się z zaplanowanych ram czasowych. Nie ma więc o co płakać. I tak pełna kontrolna nie daje oczekiwanych efektów.

Jak mierzyć efekty wykładu/szkolenia/zajęć w konwencji behawioryzmu? To znam, w formie testów mniej lub bardziej wyrafinowanych. A jak w konwencji konstruktywizmu (co i jak zostało wbudowane do indywidualnej struktury) czy konektywizmu  - czy tworzy się grupa z obecnych na szkoleniu osób czyli czy będzie długofalowy efekt szkolenia? Lub czy zajrzą do proponowanych zasobów? Gdyby był link z qr kodem, to nawet można mierzyć ile osób i ile razy tam zaglądało i pobierało przygotowane materiały. Nie tylko prosty test generuje liczby łatwe do porównań.

Stosuję dziennik refleksji (ale to dla dłuższego kursu z sekwencja co najmniej kilku wykładów) oraz różne  miroaktywności w czasie wykładu. Chyba warto kontynuować takie odchodzenie od tradycyjnego, pasywnego wykładu w trybie podającym. A może tworzyć zadania dla studentów poza zajęciami? QR kod z materiałami dla studenta. Teraz wysyłam po wykładzie, a nawet przed. W tym roku jedna z grup o to poprosiła – może zwiększa to poczucie bezpieczeństwa, że na pewno materiały będą? A może do nich zaglądają wcześniej? To byłby zysk, bo na wykład przychodziliby z jakimiś przemyśleniami wstępnymi. Coś na kształt odwróconej lekcji?

Żaden wykład nie musi być zmarnowany. Można potraktować jako studium przypadku (case). Okazję do samotnych (w tłumie) przemyśleń, bo nikt nie przeszkadza. W tle głos prowadzącego i obraz na ekranie. Jak siedzenie nad rzeką.

W harmonogramie pojawiła się wzmianka o aplikacjach, nawiązujących do tematyki szkolenia. Ale było tylko mignięcie. Żadnej nie przećwiczyliśmy. Nawet trudno było zdążyć z zapisaniem (a obiecanych materiałów mailem nie przesłano). Jaki jest sens pokazywać i to w mocnym przelocie a nie poćwiczyć?

Kilka osób się spóźniło, niektórzy weszli po 2 h (a sam wykład 3 h), wszyscy dostali zaświadczenia. Bo część słuchaczy przyszła po papier (zaświadczenie o szkoleniu). To nie był zespół do rozwoju i wsparcia. To klasa rywalizująca ze sobą i oczekająca ocen-dyplomów. Może potrzebne im do oceny pracownika przez pracodawcę? Wykazać się, że coś robiłem, skoro wymaga się ocen, to je zdobędziemy.

Wykład podający z pytaniami do publiczności. Osoba prowadząca zachęcała w trakcie do zadawania pytań. I takowe się pojawiały. Wykładowca realizował materiał (liniowo ułożony) a nie realizował cele edukacyjne. Za dużo wykładowej teorii a za mało warsztatów i wiedzy praktycznej do wykorzystania. Dowiedziałem się sporo lecz nie po to przyszedłem.

Pod koniec pojawił się dobry moment, były liczniejsze pytania z sali i odpowiedzi na nie. Zauważalne było większe zaangażowanie słuchaczy i lepsze dostosowanie tematyki do ich potrzeb. Ale już praktycznie poza terminem. Całe szkolenie przez to nieco się przeciągnęło. To burzenie planu dnia. Niepunktualność słuchaczy i wykładowcy jest wyrazem mikro agresji.

Wnioski

Bezrefleksyjne naśladownictwo „dobrych wzorców” behawioryzmu. Test jako gra pozorów i ocenoza. Mrugnięcie oka od prowadzącego przy wypełnianiu testów. Uczestnicy też wiedzieli, że to dla projektu (sprawozdawczości), by było widać postęp. Obie strony wiedzą, że to jest teatr. Ale miało to łagodzić stres testu i oceniania. Nie bójcie się, będzie bolało ale ze znieczuleniem.

Ogólnie brak dobrego pomysłu na szkolenie. Uwięzienie w koncepcji uświęconego tradycjami behawioryzmu i wykładu podającego w konwencji akademickiej. Stąd słaby i niezrealizowany w całości program, niepunktualność oraz niezrealizowane niektóre obietnice. Co jest ważne: realizacja programu czy podnoszenie umiejętności, wiedzy i kompetencji uczestników? Koncertowanie się na programie i wykładowcy czy na słuchaczach/studentach/uczniach?

To wynoszę z tego wykładu, tych kilka refleksji, kilka pomysłów do wypróbowania i pytania, na które będę poszukiwał odpowiedzi. Skoro to słuchacz odpowiedzialny jest za własny proces uczenia się, to z każdego spotkania/wykładu/szkolenia można coś wartościowego wynieść. I nadać temu swoje znaczenie i sens. Podejście konstruktywistyczne i konektywistyczne, czasem wyśmiewane jako szkodliwa ideologia w edukacji. Sądzę jednak, że pojedyncze słowa nie są wstanie zaszkodzić konfrontacji z praktyką.

c.d.n. (o wykładzie jako metodzie)