29.12.2021

Zmierzchnica trupia główka w ulu znaleziona

 

Fot. Damian Chrząstek

O zmierzchnicy trupiej główce (Acherontia atropos L.) już kilka razy pisałem (Zmierzchnica trupia główka czyli motyl co trąbi, ludzi straszy i miód pszczołom podbiera, Zmierzchnica trupia główka i Noc Biologów 2017). Ale w takiej postaci jeszcze nie widziałem. Kilka dni temu dostałem zdjęcia z prośba o identyfikację i potwierdzenie czy to jest wspomniana zmierzchnica. Na pierwszy rzut oka owad do motyla nie jest podobny. Skrzydła błoniaste jak u jakiejś muchówki czy błonkówki. Korce na odnóżach jak u chruścikach. Ale kilka razy już się trudziłem nad oznaczaniem podobnych "chruścików", póki nie spojrzałem na aparat gębowy - trąbka jednoznacznie zdradzała motyla. Na przesłanych zdjęciach trąbkowatej ssawki nie widać. Inne jednak cechy wskazują na motyla. 


 "Zdjęcia są znajomego, znalazł ją w ulu z pszczołami. Okadzał pszczoły i znalazł ją. Śląsk. Okolice Mikołowa. Karol Kołodziejski"

Wielkość owada i miejsce znalezienia wskazuje na zmierzchnicę trupia główkę. Bo o innych zawisakach nie słyszałem by było znajdowane w ulu. 

Motyl pozbawiony jest łuseczek, które pokrywają skrzydła i na nich znajduje się charakterystyczny wzór. Ćma musiała długo się trzepotać by opadły wszystkie łuseczki. Ewentualnie to efekt aktywności pszczół, które broniły swoich zapasów.

Zmierzchnica trupia główka jest gatunkiem południowym, zasiedlającym północną Afrykę i kraje śródziemnomorskie. jest dobrym lotnikiem i czasami zalatuje daleko od miejsca występowania. Dawniej rzadko do Polski  zalatującym ale obecnie widywanym nawet w północnej Polsce (i tu się rozwija) – co jest znakiem ocieplającego się klimatu. A przy okazji może jest zwiastunem złych konsekwencji ocieplającego się klimatu za sprawa działań samego człowieka (emisja gazów cieplarnianych). Zmoro, której dawniej przypisywano złe moce, i konszachty z czarownicami. Niezwykła ćma (motyl nocny), która potrafi wydawać piszczące dźwięki.

Dorosłe owady (stadium imago) spotkać można od kwietnia do lipca. Czasami dorosłe zmierzchnice trupie główki spotkać można w ulach lub w dziuplach dziko żyjącej pszczoły miodnej. Zmierzchnica wdziera się do ula by podpijać pszczołom miód. Motyle - tak jak wiele innych owadów - żywi się nektarem kwiatów. Ale po co latać od kwiatka do kwiatka po niewielką porcję słodkiego nektaru, gdy można skorzystać z gotowego? Czyli z nektaru przyniesionego przez pszczoły i przetworzonego na miód. Jednorazowo zmierzchnica trupia główka zjada od 6 do 10 gram miodu (objętość łyżki do zupy). A dzięki chemicznej mimikrze nie jest przez pszczoły zazwyczaj atakowana. Zdarza się jednak, że pszczoły rozpoznają dużo większego intruza, podkradającego miód i zamurowują kitem pszczelim złodzieja (za duża, żeby po prostu wyrzucić z ula). Po takim unieruchomieniu zmierzchnica ginie uduszona. Zdziwiony pszczelarz może taką "mumię" w swoim ulu spotkać.

Zmora ze Śląska do ula musiała trafić latem. Nie widać na niej śladu pszczelego kitu, niemniej całkowicie pozbawiona jest typowych dla motyli łuseczek na skrzydłach. Czy wspomniane łuseczki utraciła w czasie walki z pszczołami? Czy też może niezauważona podpijała miód i zdechła ze starości? A wentylujące ul pszczoły, i ciągle przemieszczające się, kompletnie pozbawiły te ćmę łuseczek? Taka mała tajemnica warta wyjaśnienia. Potrzeba jednak więcej obserwacji, nawet tych okazjonalnych. 

Warto odnotowywać każe spotkanie ze zmierzchnicą, nie tylko w ulu. Dzięki licznym obserwacjom można będzie dowiedzieć się więcej czy gatunek ten częściej u nas bywa niż dawniej oraz czy się rozwija w naszym regionie. Przydatne byłyby także obserwacje samych pszczelarzy: czy spotykają ją w ulach? W jakich miejscowościach i w jakim stanie? Ktokolwiek widział niech nadsyła dane lub upowszechnia u siebie. Sensowne wnioski wyciąga się na podstawie dużej liczby danych a nie pojedynczych obserwacji. Zamieszczam zdjęcia pana Damiana by pokazać jak nietypowo może wyglądać.



PS. Jest już reakcja z nadsyłanymi obserwacjami zmierzchnicy przy ulach (ciągnie zmorę do miodu)


Michał Jan Pepka: We wrześniu 2016 znalazłem tego osobnika pod jednym z swoich uli (N-Wlkp).



24.12.2021

Po raz drugi na liście 100, wśród laureatów

Po raz drugi trafiłem na listę 100  Roku 2021 Szerokiego Porozumienia na Rzecz Umiejętności Cyfrowych. Niżej fragment listu, który otrzymałem 16 grudnia 2021 roku.

Z wyróżnienia ogromnie się cieszę. Miło być dostrzeżonym i nawet nie wiem przez kogo (kto zgłosił kandydaturę do rozpatrzenia przez kapitułę). Mogę się tylko domyślać.

Umiejętności cyfrowe coraz bardziej są potrzebne i to każdemu. Wymagają nieustannej nauki i aktywności. Bo ciągle pojawiają się nowe potrzeby, nowe urządzenia, nowe programy i nowe możliwości. Są jak poznawanie nowego świata, nowego kontynentu. Co krok to coś nowego. Coś co trzeba rozpoznać, zrozumieć, oswoić i nauczyć się korzystać. Nie byle jak ale sensownie. 

                                                                                  

Szanowny Panie

Szerokie Porozumienie na Rzecz Umiejętności Cyfrowych Polsce w 2017 roku zdecydowało o corocznym ogłaszaniu listy 100 osób, które w sposób szczególny, swoją aktywnością przyczyniły się do rozwoju umiejętności cyfrowych. Uprawnione do zgłaszania kandydatur do Listy są osoby, które w latach ubiegłych były jej laureatami. Jest to zatem grupa osób, które potrafią ocenić i wyróżnić aktywność, której sami się oddają. Znalezienie się zatem na tej liście jest wyrazem najcenniejszego uznania, uznania własnego środowiska. W czterech dotychczasowych edycjach Listy 100 uhonorowanych zostało 345 osoby (niektóre osoby się powtarzają), z czego 14 więcej jak trzykrotnie.

Mam przyjemność poinformowania, że decyzją Kapituły Listy 100 znalazł się Pan w gronie laureatów Listy 100 roku 2021.

Lista 100 roku 2021 zostanie ogłoszona poprzez umieszczenie na stronie Porozumienia http://umiejetnoscicyfrowe.pl/lista-100/ we czwartek 23 grudnia br.

Nagrodą z tytułu obecności na Liście 100 jest dyplom uznania, prawo do korzystania logo laureata oraz znalezienie się w grupie podobnych do siebie pasjonatów.

Uroczystość związana z uhonorowaniem laureatów oraz przedstawieniem i omówieniem Listy 100 nastąpi w połowie stycznia 2022 r. w trybie zdalnym. (...)

W załączeniu wspomniany symbol Listy 100 za 2021 rok w dwóch wersjach graficznych. Liczę, że będą je Państwo z satysfakcją wykorzystywać.

Pragnę Państwu w imieniu własnym oraz członków Kapituły bardzo podziękować za dotychczasową aktywność i liczyć na jej kontynuowanie w kolejnych latach.

Z poważaniem
Włodzimierz Marciński
Przewodniczący Kapituły Listy 100
Przewodniczący Rady Programowej SPRUC




Skład Kapituły Listy 100’ 2021 rok:

Agnieszka Aleksiejczuk, Iwona Brzózka-Złotnicka, Beata Chodacka, Monika Eilmes, Artur Krawczyk, Ewa Krupa, Anna Beata Kwiatkowska, Tomasz Łukawski, Artur Marcinkowski, Włodzimierz Marciński, Katarzyna Nosalska, Jolanta Okuniewska, Jacek Wojnarowski.

18.12.2021

Ilu przyjaciół może mieć człowiek - biologiczny punkt widzenia

Sięgnąłem po tę książę, bo znałem już autora i jego dorobek w zakresie komunikacji społecznej i "liczby Dunbara". Jest to zbiór esejów opublikowanych wcześniej w prasie. Powstały więc jako samodzielne, tematyczne wypowiedzi. Teraz zostały zebrane w jednej książce. Czyta się dobrze o tym, że samotność jest największym przekleństwem nowoczesnego świata i o tym, że przyjaciele nie są z nami wyłącznie dla przyjemności. Jest sporo odniesień ewolucyjnych jak i dlaczego wzrastała liczebność ludzkich grup. Treść jest mocno osadzona w koncepcji społecznego mózgu Homo sapiens.

Może się wydać zaskakującym, że twardy zwolennik ewolucji i darwinizmu pisze o religii i religijności człowieka jako ważnym aspekcie ewolucji i rozwoju społecznym a także spójności grup ludzkich. Nieco inne spojrzenie na ewolucje biologiczna i kulturową człowieka. 

Z wielu wątków wybrałem dwa fragmenty, by lepiej oddać zawartość książki. Na kulturę ludzką i wybory polityczne można spojrzeć pod kątem biologii i fizjologii człowieka. 

Badania, jak wynika z książki, wykonano w Stanach Zjednoczonych (na Uniwersytecie Nebraska). Ankietowanym pokazywano obrazy budzące lęk. Potem badano ich poglądy. Osoby z wysokim wynikiem chęci obrony interesów własnej społeczności bardziej były skłonne popierać wydatki na zbrojenia, przeszukania bez nakazu rewizji, karę śmierci, posłuszeństwo, patriotyzm, drugą wojnę w Iraku, zbiorowe modlitwy w szkole oraz dosłowne traktowanie Biblii. Jednocześnie te osoby były bardziej przeciwne uprawianiu seksu przed ślubem, migracji, kontroli posiadania broni, małżeństwom homoseksualnym, aborcji i pornografii. "Krótko mówiąc, ci, którzy głosili bardziej radykalne poglądy, zwłaszcza prawicowe, byli ludźmi silniej reagującymi emocjonalnie - bardziej podatnymi na panikę w obliczu jakichś niesprzyjających lub niezwykłych zdarzeń i bardziej skłonnymi do reakcji "ucieczka lub walka" niż ludzie rozważni i racjonalni. Wydaje się, że polityka to po prostu reakcje emocjonalne - co zapewne wie aż nadto dobrze każdy demagog od czasów Adolfa Hitlera". W omawianej książce nie ma informacji na jak licznej próbie przeprowadzono badania, czy ankietowano tylko mężczyzn czy także kobiety i czy ankietowani byli biali i "czarni". Trudno więc ocenić czy wyniki są uniwersalne czy tylko odnoszą się do fragmentu populacji amerykańskiej. Ciekawe jak takie badania wypadłyby w innych kulturach?

"Być może nie zaskakuje, iż na wyniki [wspomnianych wyżej badań] wpływało również wykształcenie. Długość edukacji korelowała negatywnie z popieraniem państwa opiekuńczego: im krócej kształcił się badany, tym mocniej popierał politykę prawicową. Ten wpływ był niezależny od reakcji fizjologicznej, działał wyłącznie jako wzmocnienie efektu fizjologicznego, nie jako jego wyjaśnienie. (...) Wyjaśnia to, dlaczego edukacja bywa nieodłączną przyjaciółką polityki liberalnej." Bardzo interesujące, biologiczne spojrzenie na kulturę. 

Mocniej zainteresował mnie także wątek dotyczący edukacji. W podrozdziale "Nauka wciąż popłaca" Dunbar pisze "Mimo wszystkich oczywistych płynących z niej korzyści - sama inteligencja nie wystarczy (...) Edukacja pozostaje kluczowym elementem. Jeśli nie wyposażysz umysłu w wiedzę i umiejętności, które będzie mógł on wykorzystać, wrodzona inteligencja nie zaprowadzi cię zbyt daleko. Edukacja pozwala nam (...) stanąć na ramionach olbrzymów z przeszłości. Wiedza, a zwłaszcza wiedza naukowa, nieustannie przybywa."
 
W spisanych przez Dunbara myślach znajduję wiele z własnych poglądów na edukacja oraz na to czym jest nauka jako taka: "Wykształcenie nie polega przecież tylko na zgłębianiu tajników danej dziedziny (...) To trening myślenia i oceniania, zbierania argumentów za i przeciw, mierzenia się z problemami, tak by nie ulegać uprzedzeniom czy wcześniejszym założeniom. Są to umiejętności potrzebne na co dzień każdemu, od kierownika w banku do polityka, od dziennikarza po urzędnika samorządowego. Chcąc jednak wyćwiczyć te umiejętności, trzeba najpierw wzbudzić w sobie zainteresowanie. Tymczasem gdzieś po drodze, między podstawówką a uniwersytetem, udaje nam się stłamsić ekscytację i ciekawość. Będziemy przeklinać dzień, kiedy przestaliśmy to dostrzegać. "

Polecam, 300 stron tekstu (nie licząc indeksu i bibliografii, mały format.
Robin Dunbar "Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek? Liczba Dunbara i inne wybryki ewolucji? Tłumaczenie Dominika Cieśla-Szymańska, Copernicus Center Press, Kraków 2019

14.12.2021

Dziennik refleksji cz. 1. Opowiadanie, wspominanie, pisanie bloga i pamiętnika

 

Po co pisać dziennik refleksji? To forma wspomagania procesu myślowego i refleksyjnej analizy. Nie tylko wymienianie odbytych kursów, szkoleń, uzyskanych certyfikatów lecz przede wszystkim refleksja nad procesem swojego uczenia się, dojrzewania zawodowego. Dziennik refleksji to coś więcej niż pamiętnik i skoncentrowanie się na emocjach. To uważne i ukierunkowane obserwowanie siebie w procesie uczenia się czy dochodzenia do profesjonalizmu. Można go pisać tylko dla siebie, jako własna, indywidualna autorefleksja, jak i publicznie dla udokumentowania dojrzewania zawodowego lub jako formalny element awansu zawodowego czy pracy zaliczeniowej. W tym ostatnim przypadku jest tutor, mentor, supervisor, który czytając komentuje i ukierunkowuje nasz własny rozwój. 

Zanim jednak przejdę do typowego dziennika refleksji, najpierw skoncentruję się na blogu jako formie pamiętnika. Taki przedsionek i wprawka do dziennika refleksji.

Blog to współczesna forma pamiętnika lub dziennika, wykorzystująca nowe formy przekazu internetowego. Cofnijmy się w przeszłość - na początku było tylko słowo opowiadane. Zatem pierwsze "pamiętniki" to słowne opowieści o swoim życiu. Ta forma przetrwała do dzisiaj choć już ma mniejsze znaczenie w kulturze. Nie tylko starsi ludzie opowiadają o swoim życiu, przygodach, przeżyciach. Każdy próbuje juz od dzieciństwa. W czasie opowieści również formułujemy myśli, wspominamy, analizujemy, modyfikujemy, czasem fantazjujemy (to swoista symulacja wydarzeń). Takim wspomnieniom towarzyszy zazwyczaj refleksja. Czasem głośne wspominanie inspirowane jest pytaniem (ciekawością) innych osób. Ja uwielbiałem słuchać opowieści swojej babci i dziadka. Pytałem by kontynuowali swoje wspomnienia. Tak więc czasem opowieść bywa prawykonaniem i pierwszą refleksją nad wspomnieniami. Zazwyczaj tę samą opowieść opowiadają ludzie wiele razy. Za każdym razem nieco inaczej. Takie dojrzewanie utworu, wspomagane refleksją i reakcją publiczności. Dopracowywanie i doskonalenie. Dawniej słowne opowieści odbywały się przy ognisku, kuchennym czy biesiadnym stole itd.  Teraz wkracza czasem technologia. Pojawiają się opowiadane audiobooki, wideoblogi, podcasty itd. To samo słowo mówione lecz już inaczej upowszechniane i tworzone.

Potem wynaleziono pismo. Inną formę przekazu. I zamiast mówić można było pisać. Tekst jako opowieść tworzona w odcinkach, z możliwością poprawek, uzupełnień, reorganizacji, pozwala inaczej snuć refleksje. Bardziej linearnie/ W ręcznie pisanym pamiętniku czy dzienniku można  umieszczać rysunki – jeszcze inną formę refleksji i wspominania - graficzną i syntetyczną. Nie tylko język ale i komplementarny do tekstu obraz. Czym się różni dziennik od pamiętnika? Dziennik to zapisy codzienne, tworzone w teraźniejszości wydarzeń. Myśli zapisywane są zaraz po ich narodzinach. Refleksja zapisywana na bieżąco. Z kolei pamiętnik to zapisywanie minionych wydarzeń ale z perspektywy czasu, już po refleksjach, już po przemyśleniach. 

Dzienniki i pamiętniki pisze się ręcznie (lub maszynowo), dla siebie, kameralnie. Blog zazwyczaj jest publiczny i ma więcej czytelników (bo znacznie łatwiejszy jest dostęp). Czasem pamiętniki „papierowe” się drukuje i wtedy zyskują obieg publiczny. Ale tylko te nieliczne i dopracowane a także odfiltrowane z prywatnych lub wrażliwych treści, które nie powinny być upubliczniane. Przynajmniej za życia autora. Zaletą ręcznie pisanego dziennika jest jego intymność i prywatność. Można wiec snuć bardziej odważne towarzysko refleksje.

Dla kogo piszemy dzienniki i pamiętniki? Przede wszystkim dla siebie. By wspomóc własne rozmyślania i refleksje. Zapisany papier czy miejsce w internecie to nasza dodatkowa pamięć zewnętrzna, poszerzająca wydolność naszego osobistego mózgu. Ale piszemy także i dla innych. Człowiek jest istotą społeczną i towarzyska, lubimy działać w społeczności i w relacjach z innymi. Lubimy czytać biografie i autobiografie – swoistą literaturę faktu. Liczymy wiec, że i nasze opowieści wzbudza zainteresowanie i znajda współodbiorcę naszych myśli. Nawet pamiętnik pisany dla siebie jest w jakimś sensie rozmową publiczną, społeczną, prowadzoną z wyobrażonym czytelnikiem-słuchaczem.

Wspomnienia dostarczają nam czegoś więcej niż tylko faktów. Wspomnienia to ponowne i przefiltrowane przez refleksję spojrzenie na nasze życie i doświadczenia, to analiza emocjonalna wydarzeń, gdyż pamięć jest zawsze niedokładna i niekoniecznie wydarzenia muszą być zgodne z prawdą innych osób. Pisząc, możemy wiele dowiedzieć się o sobie (jeśli potem odczytujemy własne zapiski), odkrywamy pewne zdarzenia z przeszłości, które miały na nas wpływ. Kolejna fala przeżyć to ekscytujące rozszerzenie naszej umiejętności poznawania świata. Głównie subiektywnego i emocjonalnego.

Za każdym razem, gdy przywołujemy wspomnienia, przelewając je na papier (czy wirtualny plik, wyświetlany na monitorze), to po raz kolejny wkraczamy nie tylko w nasze życie osobiste, ale i przeżywamy doświadczenia, które nie są tylko nasze. Jest to szersza perspektywa, która łączy nas z czymś, co jest poza nami. Jednym słowem refleksja. Wspomnienie opiera się na narzędziach narratora i jest bardziej refleksyjne niż reportaż. Autor patrzy na to, kim był i kim się stał. Wspomnienie wyrasta nie tylko z opowiadania historii o życiu, ale z odkrywania interakcji autora ze światem. Z reflacji nad relacjami z innymi osobami, wydarzeniami, procesami. Napisanie pamiętnika jest często najlepszą terapią na rozliczenie się z przeszłością. Papier do słuchacz niemalże doskonały - reaguje tak, jakbyśmy chcieli. I cierpliwie "słucha", ma czas dla nas...

Pisanie jest terapią, zalecaną przez wielu psychologów. Tak jak rozmawianie z ludźmi. Kiedy nie możemy zmienić świata, to możemy „rozprawić” się ze złem na papierze, poprzez nazwanie rzeczy i zjawisk oraz własnych emocji. Kiedy nie możemy mówić publicznie (bo grożą różnorodne szykany, konsekwencje, zagrożenia), to możemy „mówić” w pamiętniku. Licząc, że kiedyś, może po naszej śmieci, a więc gdy będziemy już bezpieczni, ktoś przeczyta i nas wysłucha.

Największa wartość pamiętników leży w ich autentyczności. Czytelnicy z chęcią wtapiają się w historie, często utożsamiając się z podobnymi przeżyciami i problemami. Jest im łatwiej, kiedy dowiadują się, że inni przechodzą lub przechodzili  podobne problemy i zmagają się z podobnym losem.  Tymi czytelnikami jestesmy i my. Własny dziennik czy pamiętnik nie musi być doskonały w warstwie narracyjnej i literackiej. 

Niektórzy sięgają po pamiętniki, aby nie czuć się samotnymi, inni – aby znaleźć jakąś nadzieję. Prawdziwe historie łatwiej się sprzedają niż fikcja. Ale fikcja to tylko bardziej zakamuflowana rzeczywistość, ukryta za symbolami, porównaniami. Piszemy literaturę dla siebie - dlatego czasem chętniej ja czytamy. Mocno jest emocjonalnie związana z nami. Czytamy nawet między wierszami i niedopowiedzeniami.

Dobry pamiętnik to taki, który angażuje czytelnika od pierwszego słowa, przyciąga go emocjonalnie od samego początku, buduje zaufanie, mówi o tym, co jest istotne, przedstawia dramatyczne przeżycia, używając wiedzy o narastaniu przeszkód i podaniu na końcu rozwiązania. Opowieść o życiu lub o jakimś problemie. 

Niektórzy twierdzą, że pamiętnik lub dziennik  powinien pisać każdy dorosły człowiek. Jest to najcenniejsze, wielowymiarowe odkrywanie siebie oraz jednoczesne, z pomocą profesjonalnego redaktora, tworzenie dzieła literackiego. Jakże piękna spuścizna dla przyszłych pokoleń!

Kup zeszyt i pisz. Lub załóż bloga. Może być zaszyfrowany, niedostępny dla każdego. To ty decydujesz kiedy umożliwisz dostęp innym czytelników, Możesz pisać kilka lat, a potem jednym kliknięciem udostępnić całość. Albo w całości zachować go dla siebie. I dla wybranych osób.

Blog pisany w chmurze jest bezpieczniejszy (nic nie zginie, sąsiad z góry wodą nie zaleje ani pożar nie strawi). Choć może nie całkiem bezpieczny (nic na świecie nie jest trwałe). Możesz pisać w różnych miejscach, na różnych sprzęcie. A potem pobrać całość lub wydać drukiem. Czyli upowszechnić. Znaleźć czytelników czy słuchaczy (wideoblog).

Blog to pamiętnik i refleksje nad światem i własnym rozwojem. I tu powoli dochodzimy do dziennika refleksji - bardziej ukierunkowanego tematycznie "pamiętnika" czy raportu z własnego rozwoju. Umożliwia dokumentowanie rozwoju zawodowego lub edukacyjnego.

Rozwój zawodowy dokumentowany i utrwalany w formie bloga to forma ukierunkowanej tematycznie refleksji nad rozwojem zawodowym, nad własną edukacją itd. Umożliwia dodawanie własnych zdjęć, filmów a więc jest bardziej multimedialny niż zwykły tekst. czasem obraz więcej treści przynosi niż setki słów.

Pisz dla siebie by wykorzystać refleksje jako narzędzie do uczenia się. Czasem może to być element samooceny rozwoju zawodowego. Częściej jako forma oceny zewnętrznej. A czasem pomoc dla innych w snuciu refleksji i zastanawiania się nad konkretnym zagadnieniem. Nad jakimś aspektem odkrywania świata i zasad w nim panujących.

c.d.n.

Czytaj też: 

11.12.2021

Chruścik spacerujący w grudniu po nadbałtyckiej plaży

 Larwa chruścika znaleziona na bałtyckiej plaży 05.12.2021,
 na wysokości Tymienia - Pomorze Środkowe fot. 
Mieś Ka.
 
Spacerując brzegiem bałtyckiej plaży zauważyć można sporo różnych przedmiotów, w tym śmieci. Najczęściej wypatrujemy bursztynu. Ale sporo jest muszelek i innych fragmentów organicznych. Jest też sporo owadów. Są to owady dorosłe, zniesione w czasie lotu wiatrem do morza i przez fale wyrzucone na brzeg. Sam kiedyś widziałem duże ilości biedronki oczatki. Nigdy natomiast nie spotkałem chruścików. Mam na myśli imagines.

Z wielkim zaciekawieniem zobaczyłem zdjęcie larwy chruścika (wyżej), znalezionej w grudniu na plaży. W przeciwieństwie do imagines nie mogła być zniesiona wiatrem nad morze. Bez wątpienia to larwa chruścika z rodziny Limnephilidae, bez domku. Larwy z tej rodziny nie opuszczają w naturalny sposób domków. Coś musiało się wydarzyć. Brak śladów by wypadła z ptasiego dzioba . Czyżby była to larwa, żyjąca w wodach Bałtyku? 

Bałtyk nie jest tak słony jak inne morza i oceany. W zalewach morskich Bałtyku, zwłaszcza na północy, często spotykane bywały larwy chruścików. U nas w wodach słonawych odnotowywany były larwy Limnephilus affinis. Ja w swoich zbiorach mam larwy tego gatunku ale z delty rzek ukraińskich, wpadających do Morza Czarnego. Larwy Limnephilus affinis zasiedlają zalewy morskie Finlandii. Limnephilus affinis uważany za gatunek wód słonawych, larwy mogą się rozwijać przy zasoleniu do 17%o, a w krótkich okresach nawet 26 %o . W Norwegii, Estonii i Łotwie imagines łowiono nad jeziorami. W Islandii larwy łowiono w oligotroficznym subarktycznym jeziorze, w strefie najpłytszej 0-2 m głębokości oraz innych jeziorach. Spotykany w stawach i bagnach Irlandii oraz systemach polderowych Holandii. Imagines bardzo rzadko łowiono nad Balatonem oraz górskich jeziorach Bałkanów. Obecny w górskich jeziorach Kaukazu a na Krymie w słonawych jeziorach stepu i górskich potokach. Gatunek palearktyczny zasiedlający całą Europę i wszystkie typy wód śródlądowych oraz zalewy morskie. Limnefil, salinobiont. Teoretycznie powinien więc być spotykany w morzu ale hydrobiolodzy wód śródlądowych nie pobierają prób w morzu natomiast ci morscy poszukują swoich grup.  

Czy na zdjęciu jest larwa Limnephilus affinis? Trochę za ciemna głowa i tułów. Być może to jakieś złudzenie optyczne. Niemniej w podobnym siedlisku, przynajmniej w Finlandii spotkać można Limnephilus marmoratus i Limnephilus flavicornis. Ubarwienie wskazywało by bardziej na Limnephilus marmoratus. Także skrzelotchawki - z tego co uda się zobaczyć po powiększeniu zdjęcia - bardziej wskazywałyby Limnephilus marmoratus. Ale na razie jest to tylko przypuszczenie. Może tez byc całkiem inny gatunek. 

Jeśli nie z Morza Bałtyckiego to larwa mogła też spłynąć rzeką do morza. Według autorki zdjęcia, obok miejsca spotkania sfotografowanej larwy, wpływa rzeczka Czerwona  (300 m dalej), jest to na wysokości Tymienia (Pomorze Środkowe). Od wody morskiej była dwa metry na plaży i kierowała się w stronę morza, od rzeczki jakieś 300 m.  

Są oczywiście na świecie w pełni morskie larwy chruścików. Czytałem o jednym gatunku, którego larwy zasiedlają środowisko morskie w wybrzeży Australii. Cała rodzina Chathamiidae to chruściki wód morskich, spotykanych w południowo-zachodnim Pacyfiku. Te europejskie to larwy słodkowodne ale o sporym zakresie tolerancji i czasem spotkać można jest poza wodami śródlądowymi w bałtyckich zatokach. Bałtyk jako morze o mniejszym zasoleniu stwarza takie warunki.

Na spacerze, nie tylko na plaży, spotkać można różne przyrodnicze ciekawostki, które do rozmyślań skłaniają. Potrzebna tylko uważność i... smartfon, by znalezisko uwiecznić. A potem odszukać specjalistę, który w identyfikacji pomoże. 

10.12.2021

Dzień Chruścika 2021 - w dystansie i rozproszeniu

Larwa chruścika z rodziny chruścikowatych (Phryganeidae), fot. Joanna Frais

Co to za chruścik na zdjęciu? larwa, rodzina chruścikowane Phryganeidae, larwy budują przenośne domki, spieranie ułożone fragmenty roślin i detrytusu lub przystosowane fragmenty pustych w środku trzcin (łodygi). ten drugi przypadek mamy właśnie na zdjęciu. Ubarwienie głowy i pronotum wskazuje, że może być to Phryganea grandis, Ph. bipunctata, Agrypnia varia lub Agrypnia obsoleta. Domek wskazuje bardziej na agrypnię (ale wcale niejednoznacznie). Wspomniane cztery gatunki są możliwe do rozróżnienia w stadium larwalnym ale cech diagnostycznych nie widać na zdjęciu. 


Z przodu domku widać małża - racicznice zmienna (Dreiseena polymorpha). Larwa chruścika jest drapieżna a małż jest filtratorem. W towarzystwie chruścików domkowych często licznie występują kolonijne orzeski a w doku spotkać można różne wrotki i inne mikroorganizmy. Taki mały, chodzący ekosystem, chruścik wraz z komensalami, czasem z pasożytami (niektóre Chironomidae oraz wodopójki.


A co z tym Dniem Chruścika, które przypada na 11 grudnia? Na dodatek to święto zbiorowe, bo w Polsce żyje wiele gatunków chruścików, około 290. A na świecie opisano już ponad 14 tysięcy gatunków.  Pomysł obchodzenia ich dnia narodził się w 11 grudnia 2002 roku na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, dokładnie na ul. Żołnierskiej, gdzie wcześniej mieścił się Instytut biologii i Ochrony Środowiska.. Tego dnia mój ówczesny doktorant Lech Pietrzak siedział kolejny dzień przy oznaczaniu chruścików, które zebrał w ramach badań związane z jego doktoratem. identyfikacja gatunków nie była i nie jest prosta. Trzeba sporo nasiedzieć się nad książkami i patrzeć w binokular na larwy i ich różne fragmenty. Słuchał jak zwykle „Trójki”. W audycji „Orzech i reszta” usłyszał, że są różne dni w roku: Dzień Kobiet, Dzień Górnika itp., a akurat 11 grudnia jest „osierocony”. Prowadzący program Artur Orzech ogłosił konkurs na zagospodarowanie dnia i wymyślenie okazji. Lech Pietrzak napisał maila z sugestią, że może by tak Dzień Chruścika? Propozycja została wymieniona. Prowadzącemu audycję pomysł się spodobał, zwłaszcza to, że naukowcy mogą być czasem dowcipni. Mnie też się spodobał. Przecież naukowcy to nie są ponuracy! Ponoć dowcip jest oznaką inteligencji.


Od tego czasu co roku organizowane są różnorodne mniej lub bardziej oficjalne spotkania, seminaria naukowe, spotkania warsztatowe. Ponieważ podobną nazwę noszą ciastka, faworki, zwane chrustami, chruścikami, to czasem spotykamy się w kawiarni przy kawie i faworkach właśnie. Z kolei owady z rzędu Trichoptera, włoskoskrzydłe, chruściki, lokalnie nazywane są kłódkami czy obszywkami. Dawnie zapisywano chruściki przez ó. Ale taka forma zachowała się w nazwie porostu chróścik. 


W tym roku, ze względu na pandemie i konieczność zachowania dystansu Dzień Chruścika celebruję zdalnie i w rozproszeniu. Z kolei przemęczeni i nadmiar innych zajęć uniemożliwił zorganizowania jakiejś formy synchronicznej online. 

Czy popularyzacja wiedzy o chruścikach ma sens? Niech przykładem będzie mail, który wraz z wyżej zamieszczonym zdjęciem otrzymałem kilka dni temu" 


"Dzień dobry, Fotografuje życie podwodne i przy okazji poszukiwań nazw fauny i flory znalazłam Pana blog i publikacje o chruścikach. Chciałam podziękować za te informacje które są bezpłatnie w sieci i za ich rzetelność. W załączeniu jeden z moich chruścików. Pozdrawiam Joanna Frais"


W ramach Dnia Chruścika 2021 zapraszam na kilka zapisów wideo z wcześniejszych webinariów oraz filmików terenowych.

O chruścikach i wiedzy:  

O chruścikach :
 

Więcej zapisów wideo z webinariów oraz krótkich filmików terenowych

9.12.2021

Czasem przychodzi zima w życiu i niewiele się dzieje

Zima z przeszłości, która już minęła....

Czasem przychodzi zima w życiu i niewiele się dzieje. Widać to też i na blogu. Mniej się ukazuje tekstów. Ale po zimie przychodzi wiosna i świat wypełnia się kolorami i radosnymi trelami ptaków. 

Cicho i niewiele, ale przyjdzie wiosna. Rytm przyrody, rytm życia, rytm pisania i dzielenia się refleksjami.

7.12.2021

O tym, jak tulipan leśny (botaniczny) trafił do publikacji

(Dzikie, leśne tulipany Tulipa sylvestris, fot. Anna Socha)

Pojedyncze informacje są ciekawostkami. Jednak gdy zostaną zebrane w całość, np. w formie publikacji czy książki, pozwalają na wyciąganie różnych wniosków i uogólnień. Zbieranie danych to jedna z form pracy badawczej. Żmudna i mało spektakularna lecz niezbędna. Tylko część zebranych danych wykorzystywana jest do publikacji naukowych. Pozostałem leżą i czekają na kolejny pomysł czy hipotezę roboczą. Czasem wykorzystywane są przez zupełnie innych naukowców. Ważne by te dane ocalały i nie zniknęły w szufladzie a potem w koszu z makulaturą. Właśnie z tego powodu powstały publikacje naukowe. Obecnie popularniejsze są różnorodne bazy danych online, umożliwiające prace w różnych miejscach. Takie współdzielenie danych a jednocześnie ochrona przez zapomnieniem.

Dzikie tulipany, wysiane pod moim blokiem
(potem zjedzone przez dziki)
Jestem zoologiem. Ale oprócz "własnych" danych luźne informacje przyrodnicze zamieszczam na blogu. Taka nietypowa, nowa forma upowszechniania informacji. Czasem się przydają innym badaczom. Z pewnym małym zaskoczeniem ale i zadowoleniem dostrzegam wykorzystywanie danych, umieszczanych na blogu, w publikacjach naukowych. Już uporządkowanych i znacznie trwalszych. To bardzo cieszy. Wcześniej wykorzystane zostały informacje o modliszce teraz o leśnym tulipanie. Przy okazji może powstanie jeszcze jeden element turystyki historycznej. Może ktoś uporządkuje wiedzę i występowanie tego gatunku w naszym rejonie (Warmia i Mazury)? Także sprawdzając pod względem genetycznym pochodzenie naszych populacji (czy są stare czy całkiem nowe).

Ukazała się właśnie publikacja, dotycząca dzikich, leśnych tulipanów. Autorka już wcześniej przesyłała zdjęcia i dane, dotyczące togo gatunku z Ziemi Lubuskiej.  I tak ziarnko do ziarnka aż zbierze się miarka.

Liczę, że przepis na sok z leśnych tulipanów z Drogoszów pod Kętrzynem w końcu doczeka się wykorzystania turystycznego. Ale wcześniej trzeba jeszcze posprawdzać znane i nieznane stanowiska tego gatunku, na starych cmentarzach jak i starych parkach podworskich. 

Wcześniej o leśnych tulipanach pisałem tu:
A o to i otrzymana wiadomość:

"Dzień dobry, w nawiązaniu do rozmowy przesyłam komunikat dotyczący stanowiska tulipana dzikiego w Międzyrzeczu. Komunikat ukazał się w Serii Monograficznej wydawanej przez Towarzystwo Historyczne Ziemi Międzyrzeckiej pn. "Ziemia Międzyrzecka w przeszłości". Publikacja jest dostępna w księgarni internetowej: https://wydawnictwoavalon.pl/produkt/ziemia-miedzyrzecka-w-przeszlosci-tom-xix/ Pozdrawiam, Anna Socha"
Strona tytułowa

Fragment z publikacji

4.12.2021

Wykłady aktywizujące czyli po co i jak zmieniać dydaktykę na uczelniach wyższych?

Biblioteka Uniwersytecka, wystawa plansz z qr kodami, linkującymi do poszerzonych treści w Internecie. Przekaz edukacyjny w nieoczywistym miejscu uniwersytetu.
 

Na prośbę czytelniczki bloga zamieszczam więcej przemyśleń na temat wykładów aktywizujących. Po co w ogóle o nich mówić? Przecież wszystko było i jest dobrze?  Najważniejsza jest treść a studenci niech się postarają, bo przecież zawsze tak było i my jakoś sobie radziliśmy (jako studenci). Tak, ale w tak zwanym międzyczasie sporo się zmieniło w społeczeństwie i technologiach. To jest inny świat. Już nieco inaczej funkcjonujemy i mamy inny dostęp do wiedzy. Trudno tego nie dostrzec.

W czasie niedawnego Jamu projektowego UWM pojawiło się kilka ciekawych spostrzeżeń. W Jamie uczestniczyli w nim pracownicy, studenci i licealiści. Co prawda był poświęcony rozwojowi zrównoważonemu na uniwersytecie ale tematyka zajęć dydaktycznych wyszła mimochodem jak szydło z worka. Wskazuje to na rzeczywisty problem. Jednym z kreatywnych pomysłów była propozycja by część treści teoretycznych zastąpić materiałami online, w tym także poukładanymi w formie gamifikacji (grywalizacji). Pojawił się także problem braku przestrzeni fizycznej dla studentów (do samorozwoju). Powstały pomysły pokojów socjalnych z kuchnią. Studenci wskazują na przeciążenie programów i nadmiar zajęć. Są zmęczeni. I aby było więcej czasu dla siebie i dla zdrowia, proponują właśnie przeniesienie części zajęć teoretycznych do Internetu w postaci różnych wykładów i krótkich treści. Ułożenie z nich różnych gamifikacji to próba uatrakcyjnienia i zwiększenia motywacji do przyswajania treści. Z moich dyskusji i ankiet, przesłanych studentom wynika, że chcą więcej zajęć praktycznych i ćwiczeniowych. Czyli to nie jest tak, że są leniwi i unikają wykładów. Chcą się uczyć bardziej praktycznie i efektywnie. Dostęp do wiedzy teoretycznej jest łatwiejszy niż kilkadziesiąt lat temu. Kiedyś miało sens na wykładzie przedstawiać sporo informacji, bo to był jedyny skuteczny sposób na dostęp do wiedzy. Nawet książek zbyt wielu w bibliotece nie było. Teraz znaczna część wiedzy dostępna jest nawet przez telefon komórkowy (jeśli ma dostęp do Internetu). Nierzadko studenci szybciej do niej docierają niż wykładowcy. Już chociażby z tego powodu wykłady w części powinny się zmienić. Ale jak?

Jednocześnie ważny jest bezpośredni kontakt z naukowcami, wykładowcami, którzy relacjonują swoje badanie i sposoby dochodzenia do wiedzy. Trzeba samemu prowadzić badania naukowe, pisać i czytać aktualne publikacje, uczestniczyć w konferencjach, specjalistycznych dyskusjach by być na bieżąco. Czy wystarczy tak jak dawniej ciekawie opowiedzieć o badaniach? Ale jest jeszcze niezbędna część teoretyczna, pokazująca całość wiedzy w danej dyscyplinie. Temu miały i mają służyć wykłady. Niemniej czasem wykłady są prowadzone w formie "karaoke" - nudne czytanie  ze slajdów (zwracają na to uwagę studenci z wielu uczelni). Gdy było mało książek i nie było powszechnie dostępnego Internetu to nawet taka nudziarska forma miała sens. Ale czy obecnie?

W pedagogice już dawno zauważono, że wykład mówiony to jedna z mniej efektywnych form nauczania. Zamieszczona obok ilustracja w sposób uproszczony i schematyczny przedstawia skuteczność zapamiętywania treści. Wiadomo, że wykład wykładowi nie jest równy. Bywają mocno angażujące studentów wykłady, przedstawiane tylko w formie mówionej.  O wiele bardziej efektywnym sposobem przenoszenia informacji z pamięci tymczasowej do trwałej jest większe zaangażowanie studentów, nauka przez działanie, nauczanie innych itd.). Czyli oddziaływanie na większą liczbę zmysłów i kanałów przetwarzania informacji. I bez wątpienia większy wysiłek.

Co nauki biologiczne mogą wnieść do dydaktyki? Neurobiologię i wyrastającą z nich neurodydaktykę. Dzięki odkryciom neurobiologicznym wiemy dużo więcej o procesach, zachodzących w mózgu i o uwarunkowaniach zapamiętywania. Czyli już nie tylko intuicja i praktyka pedagogiczna lecz i mocne osadzenie w rzeczywistych procesach biologicznych. Jest to niejako odświeżenie i poszerzenie starych metod o wnioski i wiedzę szczegółową, wynikającą z neurodydaktyki. Lepiej rozumiemy działanie mózgu i proces uczenia się. Można pełniej wyjaśnić dawne metody, dlaczego są one skuteczne. Oraz dlaczego inne nie są skuteczne. Niektórzy odkryją, że wiele elementów już stosujemy na zasadzie dydaktycznej intuicji. Ale pojawiło się wiele nowych i zaskakujących elementów wiedzy, które czasami burzą nasze wcześniejsze stereotypy w myśleniu o procesach uczenia się,

I tu dochodzimy do wykładów aktywizujących. Chodzi o to, by wprowadzić różnorodne elementy aktywności. Na przykład nie siedzieć za biurkiem tylko chodzić po sali, bo ruch mobilizuje mózg słuchacza. Podświadomie mózg włącza uwagę, bo chce wiedzieć czy coś zbilżającego się nie jest czasem jakimś zagrożeniem. Ważny jest dialog i rozmowa, więc w czasie wykładu warto zaplanować i organizować nawet krótkie momenty, w których studenci dyskutują, w tym między sobą (bo wtedy w dyskusję zaangażowanych jest więcej osób). Dla zwiększenia zapamiętywania warto organizować im różne formy przetwarzania informacji, np. wskazując na szerszy kontekst, prowokować do pytań, do krótkich podsumować, do notowania ręcznego, to tworzenia notatek graficznych (mapy myśli, schetnotki itp.). Przyzwyczajeni jesteśmy do półtoragodzinnych wykładów. Badania wskazują jednak, że jednostki wykładowe, porce informacji, powinny być znacznie krótsze, poprzedzielane różnorodnymi aktywnościami studentów. może planu zajęć nie trzeba zmieniać, wystarczy inaczej przeprowadzać wykłady.

Slajd z wykładu prof. Joanny Mytnik z Centrum Nowoczesnej Edukacji Politechniki Gdańskiej.

Ogólne treści i zalecenia można przetworzyć na konkretne i różnorodne działania. Część z nich wielu wykładowców już stosowała. Dzięki badaniom neurobiologicznym i osiągnięciom neurodydaktyki będą mogli je stosować z większym poczuciem sensu i przydatności,. Z niektórych pomysłów już skorzystałem i dostrzegam ich wartość. Będę uczył się dalej tych prostych z pozoru tricków. 

Mózg uczy się z wysiłkiem. Im więcej wysiłku tym lepsze rezultaty w zapamiętywaniu. W wykładach aktywizujących chodzi o takie zmiany,  by zapewnić większy wysiłek w uczeniu się i to na różne sposoby. I warto uświadomić to studentom oraz nauczyć ich jak się uczyć efektywnie. Przekonać do większego wysiłku, który przełoży się na lepsze efekty uczenia się, widoczne choćby w czasie egzaminów.

Skończyłem biologię nauczycielską na WSP w Olsztynie. Razem z koleżankami i kolegami byłem dobrze przygotowany do zawodu. Zdobywałem doświadczenie i cały czas doskonaliłem się poprzez fachową pedagogiczną lekturę jak i różne kursy. Teraz odkrywam, że jest to niewystarczające. Przede wszystkim dlatego, że zmieniło się środowisku i otoczenie technologiczne. Mój dydaktyczny dyskomfort nie wynika  z wcześniejszego, złego przygotowania. Pojawiły się zupełnie nowe wyzwania i nowe okoliczności. 

Jaki jest współczesnych student, jak pracuje i w jakich warunkach? Na to pytanie trzeba sobie ponownie odpowiedzieć. Nie wystarczy cofnąć się w pamięci do swoich, studenckich czasów ani do obserwacji z początków pracy.  Młodzi ludzie, cyfrowi tubylcy, wychowali się wśród ekranów. Znacznie mniejszy mieli dostęp do podwórka i podwórkowych warunków socjalizacji. W jednych sferach są przed nami, w innych uwidaczniają się różne deficyty, np. w odporności na stresy i trudności, w umiejętnościach pracy zespołowej itd. 

Co cechuje współczesność? Przede wszystkim niewyobrażalnie łatwy i szeroki dostęp do informacji, tak jak nigdy wcześniej. Po drugie doświadczamy nadmiaru bodźców. Dużo się zmieniło. To tak jak z uprawą żyta na polu suchym lub wilgotnym, w czasie normalnego lata i w czasie suszy lub dużej liczby opadów. W nowych warunkach trzeba dostosować te same zasady i procesy do aktualnej sytuacji by zwiększyć efektywność, wydajność.

Po lekturze i kilku różnych szkoleniach dostrzegam wartość metody design thinking w opracowaniu nowych pomysłów na zajęcia i na wykłady. Po pierwsze zaczynam od "empatyzacji", poznawania na nowo moich obecnych studentów, cyfrowych tubylców. Pytam, szukam adekwatnych raportów z badań, rozsyłam ankiety do swoich studentów. Chcę zaktualizować swoją wiedzę o odbiorcy wiedzy. 

Dlaczego się "medialnie afiszuję" z tymi różnorodnymi rozważaniami, pisząc i mówiąc o tym publicznie? To nie jest medialna promocja ani afiszowanie się, to proces porządkowania i publicznej dyskusji. Te nie tylko blogowe i facebookowe dyskusje i szersze opisywanie różnych działań czy dostrzeżonych problemów lub wyzwań to sposób na uporządkowanie myśli. Linearność pisma umożliwia inny sposób refleksji i dopracowywania myśli. Samo rozmyślanie nie jest wystarczające. Nawet rozmowy i dyskusje nie wystarczą. Pisanie bez wątpienia wspiera procesy myślenia i dlatego warto z tego korzystać. Jakaś kolejne forma samoaktywizacji. Po drugie pisanie tu na blogu jest dzieleniem się z innymi i niejako spłatą "długu", jest sposobem na pracę zespołową. Każdy musi coś wnieść, dać coś od siebie. Cisi obserwatorzy i słuchacze niejako pasożytują na wysiłku innych i nie odwzajemniają się własnym wkładem. Prędzej czy później będą wykluczeni z zespołu crowdlearningowego. Bo zwyczajnie nie lubimy społecznych pasożytów i pasażerów na gapę. Czerpiesz od innych to i sam coś wnieś. I po trzecie, pisząc chcę być widoczny i w ten sposób szukam kontaktu z innymi specjalistami, zajmującymi się tymi samymi problemami. Często wiedzą już więcej, zaszli w eksperymentach dalej. Publiczne pisanie to odszukiwanie się w globalnej wiosce.

Wykres odpowiedzi z Formularzy. Tytuł pytania: Czy wypowiadasz się w czasie zajęć i zabierasz głos w dyskusji?. Liczba odpowiedzi: 13 odpowiedzi.
Fragment anonimowej ankiety z odpowiedziami studentów. Jak widać są problemy z ich aktywnością na wykładach. Prostymi z pozoru zabiegami można poszerzyć im możliwości dyskusji a przez to zwiększyć efektywność zapamiętywania i uczenia się. Nawet na wykładzie. 

Przestrzeń internetowa i tam prowadzona dyskusja (na blogu, facebooku, Teamsach) to jakiś substytut brakujących rad wydziału: zniknęła przestrzeń do wspólnego informowania się, dyskutowania, analizowania, przekonywania się. Teraz dyskusja realizowana jest tylko w wąskich komisjach ale bez publicznych debat, włączających wszystkich pracowników (informowanie o zachodzących i planowanych zmianach, ponadto szersze wykorzystanie doświadczeń i wiedzy pracowników). Doświadczamy zaniku kolegialności na rzecz menadżerskiego zarządzania typowego dla korporacji. Te drugie są też skuteczne, tylko czy my już potrafimy je stosować? Może to tylko powierzchowne naśladowanie wzorców bez głębszej implementacji? Moim zdaniem dyskusja publiczna nie przeszkadza a wręcz pomaga, nawet w systemie zarządzania menadżerskiego (jakże nowego w polskim środowisku akademickim).

Moje inspiracje dotyczące wykładów aktywizujących pochodzą z Politechniki Gdańskiej, Centrum Nauki Kopernik oraz crowdlearningowych grup nauczycielskich (w tym Superbelfrzy RP). Przekonuję się, że można do zaprojektowania przedmiotu wpleść sporo rozwiązań czy nawet procesu tworzenia zajęć metodą design thinking. Sam chcę pogłębić znajomość tego narzędzia. Byłem uczestnikiem na Jamie UWM, czytałem i poznawałem, teraz próbuję się jako organizator. Nauczyć się samemu i potem uczyć innych a przede wszystkim stosować na co dzień. Czyli wracamy do zamieszczonej wyżej grafiki ze skutecznością zapamiętywania, realizowana w praktyce.

Po 30 latach pracy powinienem być profesjonalistą: solidna wiedza i długa praktyka (refleksje i ewaluacje to informacje zwrotne). A jednak nie czuję się. Bo zmieniła się sytuacja i warunki. Nawiązując do wcześniejszego porównania z uprawą zboża: 30 lat rolnik uprawia żyto, więc się na tym zna? Ale gdy następują zmiany klimatu i zmienia się dostępność np. wody, to coś musi zmienić by uzyskiwać przynajmniej takie same plony jak kiedyś. Może zamienić na kukurydzę lub inną roślinę uprawną, dobrze rosnącą w nowych, cieplejszych i bardziej suchych warunkach? Może nawadniać swoje pole? Tylko wcześniej trzeba zadbać o dostępne zasoby wody. W każdym razie coś trzeba zmienić. Zmiana nie wynika z braku kompetencji lecz z powodu zmian środowiska, otoczenia. W odniesieniu do dydaktyki tymi zmienionymi warunkami jest np. powszechność dostępu do wiedzy i nowe pokolenie, wyrosłe w innych warunkach, z innymi uwarunkowaniami psychicznymi i społecznymi. Dostrzegam wśród obecnych studentów mniejsze umiejętności współpracy w grupie i większe obawy przed zabieraniem głosu, większą nieufność w stosunku do wykładowcy jak i w stosunku do innych studentów. Może to także dodatkowy efekt długiej nauki zdalnej i braku kontaktów bezpośrednich? Może trzeba najpierw stworzyć z nich współpracującą grupę a dopiero potem zająć się tworzeniem warunków, w których będą mogli zdobywać wiedzę "twardą"? 

Dużo pytań, wiele wyzwań i potrzeba douczania się. Namacalnie na sobie doświadczam czasów konieczności uczenia się przez całe życie. Mnie tego na studiach nie uczono. W czasach mojej młodości wydawało się, że jak się nauczę zawodu to do emerytury będę z tego korzystał. Na studiach kupowałem podręczniki akademickie, te fachowe z różnych działów biologii jak i te metodyczne. Wydawało mi się, że niezbędnym elementem dobrego warsztatu zawodowego jest podręczna fachowa biblioteczka. Czy tego uczyć obecnych studentów? Część z moich domowych książek w sporym zakresie jest już nieaktualna, ponadto korzystam z ogromnych zasobów internetowych. Wykształcone na studiach nawyki dla mnie samego są w sporej części nieprzydatne. To jak miałbym tego uczyć nowe pokolenie? 

Zrozumieć współczesność, wyobrazić sobie przyszłość i do takich warunków przygotowywać studentów. Czyli trzeba się  uczyć nieustannie. Uczyć się jak się uczyć i jak projektować dobrą i efektywną przestrzeń do uczenia się dla innych. Nie tylko nauczyciel lecz i projektant.