31.07.2021

Dlaczego znikają kosze na śmieci i po co są pasożyty na świecie?

 

Czy nie wydaje Ci się, że znikają kosze na śmieci w wielu miejscach na ulicy? Zwłaszcza przy osiedlach mieszkaniowych. Znikają zapewne dlatego, bo nikt nie chce naszych śmieci. I to zarówno w małej jak i w dużej skali. A skoro nie ma koszy to rzucamy tam, gdzie popadnie? Mamy łatwe wytłumaczenie. Trochę taki szantaż - skoro nie mam kosza pod ręką to rzucam pod nogi, na trawnik, na chodnik, do rzeki, do lasu. I tak ktoś posprząta moje śmieci. Sami sobie jesteście winni, bo nie ma kosza. Jest inne rozwiązanie, gdy nie widzisz kosza - zabierz śmieć ze sobą i wrzuć do swojego śmietnika. I ponieś pełne koszty finansowe oraz wysiłku czy niewygody.

Chodnik przy ulicy na osiedlu, jakaś spółdzielnia mieszkaniowa ale droga publiczna. Kiedyś stały liczne kosze na śmieci. Teraz ich coraz mniej. Może dlatego by nie płacić za wywóz cudzych śmieci? Bo za wszystkie śmieci trzeba zapłacić. Ktoś przerzuca swoje opłaty na innego, na przykład gdy wywozi śmieci do lasu lub wyrzuca pod nogi (zostawia) to, co sam przyniósł. Obrazek z wczoraj, byłem na Łyną w Parku Centralnym. Piękne drewniane podesty nad rzeką do siedzenia i delektowania się przyrodą. Pozostawione butelki po piwie. A kosz na śmieci dosłownie 10 metrów dalej. I gdy biesiadnicy wychodzili, to przeszli tuż obok tego kosza (innej drogi nie było). A mimo to pozostawili przysłowiowy syf po sobie. Ukradli piękny widok wszystkim następnym. Do czasu aż ktoś po nich posprząta. Tak więc śmiecenie to agresja i przymuszanie innych do wysiłku i ponoszenia kosztów nie swoich finansowych.

Nikt naszych śmieci nie chce. Coraz bardziej brakuje miejsc na wysypiskach. Próbujemy wywozić je daleko, do innych krajów lub topić w oceanach. Ale one i tam do nas wracają. Albo komuś zaśmiecają plaże. 

Pozostawianie śmieci to wyraz agresji i przemocy wobec innych współmieszkańców, innych ludzi. Bez obcesowe przerzucanie kosztów na cudze barki, zmuszanie do wysiłku (niech ktoś za mnie posprząta), zabieranie pięknego widoku. Rozbój i zabieranie pięknej przestrzeni. Przemoc rodzi przemoc, agresja rodzi agresję. Oczekujemy od państwa, że przemocą (mandaty, kary) odpowie na agresję śmiecących. Chyba, że państwo nie działa to wtedy w ramach samosądu bierzemy odwet...

Nawet sam śmiecący nie lubi przebywać w zaśmieconym, brzydkim miejscu. Też odczuwa dyskomfort. Narzeka na innych śmiecących. A może idzie w inne, niezaśmiecone miejsce? Tyle tylko, że nie ma już dziewiczych terenów, ludzi jest zbyt wielu. Gdziekolwiek nie pójdziesz tak są już inni... i inne śmieci. Może więc prościej po prostu zadbać o nasza przestrzeń?

Dobra niegdyś powszechnie dostępne stają się deficytowe. Brakuje nam wody w kranie... bo wodą wodociągową podlewamy trawniki i myjemy samochody. Rozrzutność. Uciążliwe jest reglamentowanie wody? Jest, ale marnotrawimy zasoby. Nie byliśmy mądrzy przed szkodą a i po szkodzie za wiele roztropności i zapobiegliwości nam nie przybywa... Rosnący stres i agresja, która pod różną postacią i tak do nas wróci.

Podobnie ze śmieciami. Nawet w koszach do recyklingu jest wiele nieposegregowanych lub niewłaściwie wrzuconych. Odpady biologiczne wrzucamy razem z torebką foliową. Podobnie z makulaturą. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego pojemnika na odpady posegregowane. Bo nam się nie chce? A jaki efekt? Ktoś musi za nas te prace wykonać i to w gorszych i mniej przyjemnych warunkach: powyjmować z odpadów organicznych zalegające tam (często zawiązane) torby foliowe, zanim makulatura trafi do dalszego przetwarzania ktoś musi oddzielić z niej torby foliowe i inne niemakulaturowe odpady. Za to wszystko trzeba zapłacić i dlatego mamy coraz wyższe opłaty na wywóz śmieci. Boli? Boli.

Zaśmiecanie to okazywanie innym agresji i przemocy. To kradzież pięknego widoku. Podrzucamy śmieci i rozrzutnością zabieramy wodę... Społeczeństwo powszechnej przemocy i agresji wobec siebie. Społeczeństwo nieustannej walki. A przecież może być inaczej.

Zacznij od siebie. Nie czekaj. Chyba, że wolisz nieustannie toczyć wojnę wszystkich ze wszystkimi.

A co z tymi pasożytami? Sam się zastanawiałem i wielokrotnie byłem pytany: po co są pasożyty na świcie. Po co te kleszcze, komary, tasiemce, pluskwy, pchły, wszy i wiele innych? Dużą większą atencją darzymy drapieżniki nawet jeśli i nam zagrażają: lwy, wilki, niedźwiedzie. Pasożyty nie zabijają a jednak czujemy do nich odrazę. Podkradają nasze biologiczne zasoby.... Czy świat bez pasożytów nie byłby piękniejszy? Bez ich uciążliwej agresji wobec nas?

A teraz przypomnij sobie słowa o śmieciach i śmieceniu. To przecież także jest społeczne pasożytnictwo: zabieranie zasobów (koszty finansowe i zniszczona przestrzeń) i nieprzyjemne odczucia. Przecież  nawet ten śmieciarz codzienny oczekuje, że mu ktoś posprząta - bo nie chce ponownie wypoczywać w zaśmieconym i brzydkim otoczeniu. Wymusza na innych by "posprzątali"... Jakże wielu z nas częściej lub rzadziej bywa takim społecznym pasożytem, wzbudzającym negatywne emocje u innych. 

Nie musisz być lub tylko czasami bywać społecznym pasożytem, agresywnie podrzucających śmieci innym. Masz wybór. Codziennie, przed konsumpcją jak i w trakcie. Twoje śmieci i tak wrócą do Ciebie. Wzbogacone o nieprzyjazne emocje....

30.07.2021

RCIN – Archiwizujemy przeszłość dla przyszłości


Celem nauki jest poznawanie świata i upowszechnianie wiedzy, czyli tego co się odkryje. Adresatem naukowych opisów i odkryć są inni naukowcy oraz szerokie kręgi społeczne. Do tych pierwszych adresowane są specjalistyczne publikacje naukowe. Tym drugim trzeba opowiedzieć o odkryciach zupełnie innym językiem. Ale w obu przypadkach zakomunikowanie rezultatów badań skuteczne jest dopiero wtedy, gdy czasopisma z artykułami są dla nich dostępne. W XXI wieku już nie tylko bogate w woluminy biblioteki przesądzają o szerokim dostępie ale przede wszystkim zasoby dostępne w Internecie. I ważny jest dostęp bezpłatny. A wtedy z dowolnego miejsca można mieć dostęp do najnowszych odkryć naukowców.  

Z dużą przyjemnością udostępniam informacje o Repozytorium Cyfrowe Instytutów Naukowych. 


RCIN, czyli Repozytorium Cyfrowe Instytutów Naukowych powstało w 2010 roku w wyniku oddolnej inicjatywy Instytutów należących w większości do Polskiej Akademii Nauk. Jego misją jest ucyfrowienie i jak najszersze upowszechnianie zasobów nauki.

RCIN jest kontynuacją działań rozpoczętych w 2008 roku pod nazwą Cyfrowa Biblioteka Instytutów PAN. Repozytorium Cyfrowe powstało i rozwija się głównie w wyniku realizacji dwóch projektów realizowanych wspólnie przez grupę polskich instytutów naukowych. Oba projekty są dofinansowane z funduszy Unii Europejskiej oraz budżetu państwa.

Założeniem pierwszego projektu było utworzenie ponadregionalnego i multidyscyplinarnego Repozytorium Cyfrowego złożonego ze zdigitalizowanych materiałów archiwalnych, publikacji naukowych, dokumentacji badań oraz piśmienniczego dziedzictwa kulturowego.

Istotą drugiego projektu OZwRCIN, jest otwarte udostępnienie, archiwizowanie i rozpowszechnienie informacji sektora publicznego pochodzących od zgromadzonych partnerów z instytutów naukowych.

Czym tak naprawdę jest OZwRCIN?
OZwRCIN to projekt "Otwarte Zasoby w Repozytorium Cyfrowym Instytutów naukowych"   realizowany w ramach platformy RCIN, który jest tworzony we współpracy z 16 instytutami naukowymi. Projekt ten polega na udostępnianiu otwartych zasobów w Repozytorium Cyfrowym Instytutów Naukowych. Jest on finansowany przez Unię Europejską ze środków- Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz budżet państwa.

Jaki potencjał kryje w sobie platforma RCIN?

Jak podkreśla Dorota Czarnocka-Cieciura, kierownik projektu OZwRCIN w Instytucie Matematycznym PAN: „Dzięki zasobom repozytorium można prowadzić nowoczesne badania oraz analizować ich wyniki. Dodatkowo zgromadzone przez RCIN materiały przyczyniają się do wzrostu konkurencyjności polskiej nauki na arenie międzynarodowej oraz transferu wyniku badań naukowych do gospodarki”.

Według aktualnych informacji, użytkownicy cyfrowego repozytorium mają dostęp do ponad 200 000 obiektów w tym zdigitalizowanych danych naukowych, elementów piśmiennictwa wielojęzycznego, rękopisów, aktualnych artykułów naukowych, zbiorów historycznych dotyczących nauk ścisłych, medycznych, przyrodniczych i humanistycznych.

„Platforma RCIN daje nam również dostęp do bardzo unikatowych pozycji. Znajdziemy tam między innymi materiały rzadkie, niepublikowane prace naukowe lub zbiory, których nie mamy możliwości zobaczyć w rzeczywistości np. ze względu na ich słaby stan techniczny. Na portalu znajdziemy między innymi rękopisy Elizy Orzeszkowej oraz stare księgi botaników polskich” zaznacza Dorota Czarnocka-Cieciura.

Dla kogo jest Repozytorium Cyfrowe Instytutów Naukowych ?

Dla każdego! RCIN zawiera zbiory adresowane do szerokiego grona społeczeństwa. Mogą korzystać z nich zarówno osoby, które pasjonują się literaturą, jak i ci, którym bliższe są tematy przyrodnicze czy kulturowe. Ogrom zasobów repozytorium sprawia, że jest to idealne miejsce dla ekspertów, dziennikarzy, hobbystów, nauczycieli lub uczniów.

Jak działa platforma RCIN?

Korzystanie z platformy jest bardzo proste! Wystarczy, że wejdziesz na stronę RCIN i wpiszesz w wyszukiwarce po polsku lub angielsku interesujący Cię temat.

Większość obiektów repozytorium cyfrowego jest ogólnie dostępna i nie wymaga ani założenia konta, aby z niej skorzystać, ani opłaty za ściągnięcie materiałów. Założenie konta pozwoli jednak na tworzenie własnych list ulubionych pozycji, eksportowanie tych list do pliku oraz subskrybowanie listy świeżo dodanych obiektów.

Czy RCIN dba o prawa autorskie?

Repozytorium dokłada wszelkich starań, aby jak najwięcej publikacji pojawiało się w zasobach platformy, troszcząc się jednocześnie o poszanowanie praw autorskich każdego z elementów kolekcji. Pracownicy RCIN codziennie zabiegają o to, by sprawdzić, czy prawa autorskie do gromadzonych materiałów już wygasły i czy dokumenty mogą zostać umieszczone na platformie w dostępie otwartym. Wszystko po to, by przekazać jak największą ilość materiałów przyszłym pokoleniom! Archiwizujemy przeszłość i teraźniejszość dla przyszłości, dla naukowców, studentów, internautów i…dla Ciebie! Chcesz poznać nas lepiej? Wejdź na stronę https://rcin.org.pl/dlibra

27.07.2021

Jak powstaje wiedza czyli konferencja Pokazać-Przekazać 27-28.08.2021 w Centrum Nauki Kopernik



Jakie postawy wobec nauki i wiedzy naukowej kształtuje szkoła? Jak rozmawiać o aktualnych badaniach i ich zastosowaniach? Jak budować zaufanie do wyników badań naukowych? Jak odróżniać wiedzę potoczną od wiedzy naukowej i wiedzę naukową od wiedzy fałszywej? To tylko niektóre z zagadnień, wokół których będzie toczyła się dyskusja podczas tegorocznej konferencji Pokazać – Przekazać.

27 i 28 sierpnia br. spotkamy się w budynku Centrum Nauki Kopernik, w gronie nauczycieli, edukatorów i naukowców, by porozmawiać o tym, jakie wyobrażenie o wiedzy naukowej kształtuje szkoła, jaka jest jej rola w budowaniu zrozumienia tego, czym jest nauka. Zaplanowaliśmy: wykład otwarcia, panele dyskusyjne, seminarium, giełdę pomysłów i sesje warsztatowe.

Badania naukowe i ich wyniki pozwalają nam lepiej poznać i rozumieć zachodzące w świecie procesy i zjawiska. Sposób pracy naukowców – formułowanie problemu, przeprowadzenie badań, analiza wyników, weryfikacja – to najrzetelniejszy sposób pozyskiwania informacji. W efekcie wieloletniej pracy badaczy dochodzi do odkryć naukowych, które zmieniają świat. Zależy nam na tym, by ludzie – a zwłaszcza ci, którzy zawodowo zajmują się kształceniem dzieci i młodzieży – rozumieli odkrycia naukowe, dostrzegali ich znaczenie i potencjał.

Konferencja jest okazją do bezpośredniego spotkania różnych środowisk – związanych z nauczaniem zarówno formalnym, jak i nieformalnym – które odważnie podejmują dialog na temat wyzwań stojących przed współczesną edukacją. A różnorodność proponowanych w jej programie formatów tworzy przestrzeń do inspirujących dyskusji między uczestnikami.

Partnerami Medialnymi konferencji są: Warszawa.wyborcza.pl, Głos Nauczycielski, EDUNews.pl, Dyrektor Szkoły.

Aby wziąć udział w konferencji, należy wypełnić formularz rejestracyjny, a następnie dokonać wpłaty w wysokości 150 zł.

Termin przesyłania zgłoszeń do 31 lipca.

Link do formularza rejestracyjnego: https://forms.office.com/r/gezkmVJsL2

Szczegóły konferencji: https://www.kopernik.org.pl/wydarzenia/pokazac-przekazac

Wydarzenie na FB: https://fb.me/e/2n1XY1J4T


25.07.2021

Jak stać się współczesnym mieszczuchem czyli malowanie na orneckiej ulicy

 

Większość z nas żyje w miastach. Ale jeszcze nie odkryliśmy istoty miejskości. Żyjemy samotni, jak w klatkach. Dawna wspólnotowość społeczeństwa agrarnego przestała istnieć. Nie mamy możliwości być ze sobą razem, społecznie i kulturowo we wspólnych pracach. Nie śpiewamy i nie rozmawiamy przy żniwnych pracach, nie rozmawiamy przy darciu pierza, siekaniu kapusty, łuskaniu fasoli. Siedzimy co najwyżej przed telewizorem i żyjemy życiem wykreowanych światów seriali i serialików. 

Przestrzeń miejską mamy zastawianą samochodami. A dla nas już nie ma miejsca. To nie jest miasto, to jest parking. W miastach z pokaleczonymi drzewami, zalanym "betonem" z trudem sadzimy ponownie drzewa, tworzymy ukwiecone skwery i podwórce (woonerfy) z ławkami. Tam można usiąść i porozmawiać. Patrzyć na życie w mieście. Można być ze sobą (nieuchwytne ale jakże ważne relacje). Potrzeba jeszcze tylko poczucia sprawstwa. Jedną z możliwości jest... sztuka. Ta amatorska. Liczy się proces a nie produkt. 

24 lipca po raz kolejny spotkaliśmy się w Ornecie, w formie plenerowej kawiarni naukowej i z malowaniem kamieni, dachówek i drewnianych talarków. Ucieleśnienie uniwersytetu otwartego i trzeciej, społecznej jego misji. Gdy coraz więcej miejscowości (a w konsekwencji mieszkających tam ludzi) wykluczona jest komunikacyjnie, wtedy ważne są wizyty właśnie tam, na dalekiej prowincji, gdzie diabeł lub wiedźmucha mówi dobranoc a smoki snują niezwykłe opowieści. 

Kolejny wakacyjny plener w Ornecie udało się zorganizować dzięki życzliwości, współpracy i wsparciu Urzędu Miejskiego w Ornecie oraz Galerii Art-Nova. Wsparli nas także lokalni przedsiębiorcy: Krzysztof i Bożena Chmiel (Agro-Auto Orneta) i lodziarnia "Słodka Italia". Dziękujemy! Razem możemy więcej i piękniej.

Duża frekwencja zaskoczyła mnie. Spotkanie toczyło się swoim, spontanicznym i radosnym życiem. Lepiej było się poddać nieprzewidywalnej atmosferze cittaslow niż rygorystycznie trzymać się wymyślonego wcześniej programu (daleko, za biurkiem). Było ponad 70 osób, z różnych części regionu i Polski (przyjechali tu na wakacje i skorzystali z okazji). Nie udało mi się zrobić pełnej listy obecności ani skrupulatnie spisać tytułów powstałych prac i przypisać je do konkretnych osób. Będziemy odkrywali i rozwiązywali te zagadki. Część prac autorzy zabrali ze sobą, reszta pozostała. Wzbogaci skwer i wystawę plenerową na ulicy Rycerskiej przed Galerią Art Nova. Jesienią wrócimy by z miejscową młodzieżą opracować grę terenową. Powstałe prace będą elementami tej gry. Drewniane krążki pojawią się zimą w Olsztynie w formie wystawy. A potem wrócą do Ornety. Niby jedno spotkanie a przecież to długotrwały proces współtworzenia i odkrywania.

A co z tym odkrywaniem własnej miejskości? Wystarczy chodzić pieszo. Prawdziwe miasto jest tam, gdzie możemy dojść pieszo. Aktywność artystyczna i społeczna tworzą nam klimat do kreowania naszego dobrostanu. By poczuć szczęście i radość bycia z innymi. W każdym mieście i miasteczku.




Zobacz więcej zdjęć z pleneru (aby przejść do albumu trzeba kliknąć w ikonkę Facebooka):

   
I jeszcze więcej zdjęć: 
  

20.07.2021

Krótka opowieść o wakacyjnym malowaniu w Ornecie, ze smokami w tle

Plener w Ornecie, 2019 rok.


Ideą kawiarni naukowej jest wyjście poza mury uniwersytetu i tworzenie okazji do bliskiego kontaktu uczonych i bezpośredniego odbiorcy, beż zbędnego pośrednictwa. Najpierw wiec spotykaliśmy się w kawiarniach Olsztyna. Potem były wyjazdy do małych miasteczek. A teraz poszerzyliśmy i formy terenowe. Są to poszukiwanie nowego modelu transmisji wiedzy w ramach trzeciej, społecznej misji uniwersytetu. W przestrzeni publicznej i przy różnorodnych aktywnościach artystycznych tworzymy okazje by być ze sobą razem i by dyskontować. I tak będzie 24 lipca w Ornecie.

Homo sapiens jest istota społeczną. Nie jesteśmy już społeczeństwem agrarnym poszukujemy więc nowych form współuczestnictwa, Już nie przy darciu pierza czy łuskaniu fasoli ale przy aktywności artystycznej. Nie chodzi o tworzenie arcydzieł tylko o tworzenie więzi, rozmowy i radosne bycie ze sobą. 

Wakacje to dobry czas by okrywać tajemnice świata. Przez pandemię mieliśmy mało spotkań w kontakcie bezpośrednim, dlatego webinaria, organizowane w ramach projektu Spotkania z nauką,  uzupełniamy nowymi inicjatywami. Na przykład spotkaniami w formule wyjazdowej kawiarni naukowej. 

W ramach projektu Spotkania z Nauką wraz z Urzędem Miejskim w Ornecie oraz Galerią Art-Nova zapraszamy 24 lipca w godzinach 11.00-17.00 do Ornety na skwer przez Galerią Art-Nova. Zapewniamy farby akrylowe i kamienie do malowania. Jeśli ktoś chciałby malować akwarele czy uprawiać malarstwo sztalugowe to prosimy zebrać ze sobą odpowiednie materiały i farby. Będziemy malowali na powietrzu ale zachęcamy do rozsądnego zachowania dystansu i stosowania maseczek by zmniejszyć ryzyko transmisji wirusów. Zachowajmy niezbędne środki sanitarne. 

Dawniej ludzie spotykali się przy międleniu lnu, łuskaniu fasoli, wspólnym wyplataniu koszyków czy darciu pierza. I rozmawiali o rzeczach ważnych i całkiem banalnych. Ponieważ nie jesteśmy już społeczeństwem agrarnym, dlatego spotkamy się przy malowaniu polnych kamieniu, starych dachówek czy poremontowych płytek ceramicznych (to takie dyskretne nawiązanie do recyklingu, reusingu i problemów współczesnego świata).  chcemy rozmawiać o różnorodności biologicznej, edukacji w terenie (na łące i w lesie), o sztuce, o zwykłych sprawach. Będą naukowcy różnych specjalności - będzie kogo zapytać o najróżniejsze rzeczy i zjawiska.

Spotkanie pod roboczym tytułem Ornecki traktat o łuskaniu fasoli na miejskiej łące to jednodniowa, eksperymentalna podróż od sztuki i prostej, wspólnej aktywności, do wykładu naukowego z refleksjami o ewolucji komunikacji i tworzeniu wspólnoty, o przechodzeniu od epoki pisma do epoki szybkiego transferu przeżyć

W przestrzeni publicznej małego miasteczka cittaslow będzie można podróżować od przeżywania emocji do objaśniania świata (wyjaśnianie). Znajdą się treści dla najmłodszych i dla starszych, dla zwykłych ludzi i dla szukających pogłębionych refleksji o świecie współczesnym.

Co będzie poza malowaniem kamieni? Kto będzie? I o czym będzie opowiadał? Między innymi:

  • dr hab. Stanisław Czachorowski, prof. UWM opowiadał będzie o chwastach polnych i niezwykłych owadach, a nawet o smokach, które do życia powołali polscy naukowcy. Opowie także o orneckim smoku - i o tym czy to prawda, że smoki ziały ogniem i pożerały piękne dziewice (całkiem poważnie i z przymrużeniem oka),
  • dr hab. Anna Biedunkiewicz opowiadać będzie o etnomykologii i o niezwykłych grzybach oraz o nowych, polskich nazwach grzybów - dlaczego naukowcy pozmieniali te nazwy i co z tego wyniknie,
  • dr hab. Beata Kurowicka, opowie o tym, jak przeżyć w czasie upałów? lub o zwierzęcych mistrzach skoków (a jak będziemy gorąco namawiać, to opowie o jednym i drugim).
  • dr hab. Urszula Bartnikowska, prof. UWM opowiadać będzie o edukacji leśnej i domowej i o Rozkwitalni (co to jest Rozkwitalnia? Dowiecie się na miejscu),
  • Beata Solińska (nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, języka polskiego, logopeda, Fundacja Uwolniona Edukacja Rozkwitalnia), opowie dzieciom o skałach, skamieniałościach i minerałach („Co mówią kamienie”). Opowie nam o kamieniach, na których będziemy malowali. Być może przyjedzie z mini wystawą, przygotowaną wspólnie ze swoimi dziećmi. Do kamiennych tematów przygotuje krótkie przedstawienie teatralne do współuczestniczenia z dziećmi „Historia małego belemnita” (w nurcie teatru inicjacyjnego, więc mogą być bardzo małe dzieci). W plenerze na plandece.
  • pedagog i olsztyńska pisarka Anna Mikita, przeczyta jedną swoją bajkę lub nawet opowie w formie kamishibai (będzie okazja zdobyć autografy na jej książkach), poprowadzi także warsztaty robienia maskotek. Może będą owady, może kwiaty a może... smoki!,
Będą z nami artyści z Ornety i innych miejsc, m.in.:
  • Katarzyna i Mariusz Kaldowscy, artyści malarze Ornety
  • Iwona Dombek-Rybczyńska,
  • Michał Wiśniewski,
  • Monika Stęplewska,
  • Anna Wojszel (artystka z Wipsowa).
Zapowiedzieli się także państwo Elżbieta i Andrzej Mierzyńscy. Przyjadą by porozmawiać o możliwej współpracy artystycznej w oprawie takich spotkań w kolejnych, podobnych wydarzeniach artystyczno-naukowych.

Wszyscy będziemy malowali (kamienie, płytki ceramiczne, drewniane krążki), mali i duzi. Przykleimy do nich QR Kody, linkujące do opowieści biologicznych, 

Przybędą fotograficy z Olsztyna utrwalać piękno chwili i miejsca. Można więc spodziewać się kolejnej ich wystawy.

Co jeszcze będzie?
  • Wystawa (12 plansz 70 na 100 cm), prezentująca koła naukowe Wydziału Biologii i Biotechnologii.
  • Wystawa fotograficzna (z pleneru w 2019 roku w Ornecie)
Co będzie potem?
Na pewno wystawa w plenerze. A jesienią, wspólnie z ornecką młodzieżą zrobimy tajemniczą grę terenową, z wykorzystaniem prac, wytworzonych w trakcie pleneru. Dodamy odpowiednie QR Kody i można będzie poszukiwać tajemnic, niczym skarbu Templariuszy, złotego pociągu czy bursztynowej komnaty. Albo tajemnic orneckiego smoka. Natomiast w styczniu 2022 roku poplenerową wystawę zorganizujemy na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie w ramach Nocy Biologów 2022 (styczeń).

Co jeszcze? Wszystko to, co wymyślimy i zaplanujemy w czasie letniego pleneru artystyczno-naukowego w Ornecie. Dorzuć się i Ty, ze swoimi pomysłami.

Relacje i dodatkowe szczegóły na Facebooku

Niżej kilka zdjęć z roku 2019 (zobacz szczegóły tamtego spotkania). Tym razem też będzie równie pięknie i niezwykle.

15.07.2021

Co w wodzie i trawie piszczy?


27 lipca o 17.00 na webinarium (link do spotkania niżej, organizatorem jest Park Krajobrazowy Pojezierze Iławskiego) opowiem o niezwykłych owadach i różnych kulturowych pomyłkach. Na przykład uwieczniony na fotografii "chrząszcz", który brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie. Na pozbawionym drzew placu, w słoneczne dni tam wytrzymać się nie da. Można jajecznicę usmażyć. W tej rozgrzanej scenerii za chrząszcza robi pasikonik. Jak widać jako takie pojęcie o przyrodzie powinni mieć zarówno artyści (projektujący pomniki chrząszcza) jak i włodarze miast i miasteczek, projektujący i urządzające główne place podległych im miejscowości. W celu uzupełnienia wiedzy o otaczającej nas przyrodzie i funkcjonowaniu ekosystemów (a także o dających cień i ochłodę drzewach w mieście) opowiem na lipcowym spotkaniu online. 

To, że w trawie coś piszczy, to wszyscy wiedzą i słyszą, ale czy w wodzie coś piszczy? Okazuje się że tak. Są bezkręgowce wodne, które wydają dźwięki. Na przykład larwy chruścików, grają niczym na tarce jazz tradycyjny. Jak one to robią i dlaczego? Są i pluskwiaki wodne ćwierkające pod wodą. A i chrząszcz zabrzmi nie tylko w trzcinie i nie tylko w Szczebrzeszynie.

Zapraszam na wakacyjną opowieść o różnorodności biologicznej na łące i w wodzie, Zapraszam na rozmowy o wielu niezwykłych gatunkach grzybów, roślin i zwierząt. O ćmach, które piszczą i motylach, które podstępem dostają się do mrowiska i tam zjadają mrówki. 

Chcecie się dowiedzieć czy istnieje kwiat paproci? A może co to jest czarcie jajo? A może co to jest maść czarownic do latania i jaki ma związek z bioróżnorodnością? Zapraszam na opowieść o bioróżnorodności z odniesieniami do etnografii i błędów artystów. 


Szczegóły:

link do wydarzenia na FB: https://www.facebook.com/events/203786128366415?ref=newsfeed (w wydarzeniu jest link do pokoju spotkania dla uczestników)

link do pokoju dla uczestników bezpośrednio: https://zpk.clickmeeting.com/co-w-wodzie-i-trawie-piszczy-

14.07.2021

Nie śmier(r)ć - letnia akcja nauczycieli (i nie tylko)

Jedna z wielu butelek, znalezionych w lesie. Długo leżała w leśnym runie. W połowie wypełniona martwymi owadami. Śmiercionośna pułapka. 
 

Śmieć i śmierć różni się tylko jedną literą. Ale te właśnie śmieci, zostawiane przez bezmyślnych ludzi w każdym zakątku Ziemi (i Polski), ranią nie tylko estetykę i szpecą krajobraz. One zabijają. I duże i małe zwierzęta, zarówno lądowe jak i te morskie. Z racji specjalności zawodowej (hydrobiolog, entomolog) wyraźniej dostrzegam zabijane bezkręgowce. W ciągu już kilkudziesięciu lat różnorodnych akcji sprzątania dzikich zakątków przyrody widziałem mnóstwo butelek, puszek, plastikowych opakowań, które zabiły ogromne ilości owadów, skorupiaków, traszek, kijanek i wielu innych zwierząt. Zbierając butelki i puszki w przydrożnych rowach, w lesie, nad brzegami wód, widziałem ogromne liczby zabitych małych bezkręgowców. Śmierć bezsensowna, niszczenie przyrody. Niesłychanie przykry widok dla osób wrażliwych i świadomych zarówno przyczyn jak i skutków. Piątek przykazanie: nie zbijaj, także swoich braci mniejszych. 

Każda butelka czy puszka po napoju, po opróżnieniu, jest lżejsza niż była. Lżej więc odnieść z lasu puste opakowanie niż przynieść pełne. Dlaczego więc zostawiamy tak dużo śmieci? Z braku empatii dla innych ludzi i przyrody? To w sumie zachowanie agresywne: niszczymy innym ludziom (współobywatelom) piękny widok, brukamy ich poczucie estetyki i szczęścia. Dewastujemy przestrzeń publiczną, wspólną. Niczym najeźdźcy, okupanci, po których zostają tylko zgliszcza. Niszczymy i sobie samym - bo czy na drugi raz przyjemnie będzie poleżeć wśród śmieci na plaży i na łące? Ile osób kaleczy nogi i ręce na tych pozostawionych śmieciach? 

Butelka czy puszka ma mały, wąski otwór wejściowy. Jest jak pułapka lejkowa - łatwo wejść małemu zwierzęciu, zwabionemu zapachem żywności. Najpierw piwo, soki a potem zapach rozkładanego ciała zwierząt wabią kolejne owady. W wodzie wpływają traszki. I giną. Śmiecisz i zabijasz. 

A przecież tak łatwo po prostu sprzątnąć po sobie. Nie szpecić, nie zanieczyszczać, nie zabijać. Bezpieczne wakacje to szerokie pojęcie. Przyłącz się i Ty. Daj dobry przykład innym, choćby tylko swoim krewnym. 

Cóż warte wzniosłe słowa o patriotyzmie, gdy zostawiasz po sobie szpecące i śmiercionośne śmieci? Cóż warte są koszulki z symbolami narodowymi, orłami, kotwicami i wzniosłymi hasłami, gdy zostawiasz po sobie śmieciowe oznaki lekceważenia innych? To tylko nadęte pustosłowie na pokaz. 

Opakowanie po ciastkach, po deszczu stało się grobem dla kilu żuków gnojarzy. Zwabił je automat, utopiły się w wodzie, zgromadzonej w plastikowym opakowaniu. Takich śmiercionośnych pułapek pozostawiamy dużo w lesie, nad jeziorem, nad rzeką. 

Nauczyciel nawet w wakacje nie odpoczywa. Nieustannie edukuje. A przykładem jest akcja Nie śmie(r)ć, zainicjowana przez Joannę Gadomską (prowadzi stronę Biologia z Blondynką). Dołączyło wielu edukatorów indywidualnie i instytucjonalnie, z całymi szkołami. 

Ginące i cierpiące zwierzęta to efekt naszej konsumpcyjnej kultury jednorazowości. I ciągłego niedostatku kompetencji społecznych. Szkoła wszystkiego nie nauczy. W edukacji społecznej i ekologicznej dzieci i młodzież biorą przykład z dorosłych w swojej rodzinie. 

Tak, całemu społeczeństwo brakuje cnót obywatelskich, niezależnych od płci, wieku czy zawodu. Sami nauczyciele sobie z tym nie poradzą. Nawet poświęcając swój wolny czas na wakacjach....



Biologia z Blondynką tak pisze o tej akcji:

To tylko jedna plastikowa butelka, to tylko jeden pojemnik po ciastkach, to tylko jeden .... powiedziało sto, tysiąc osób... To tylko mała plastikowa reklamówka, to tylko mały pojemnik po lodach, to tylko mały śmieć... mały, ale o dużym znaczeniu... Na każdym kroku widzimy bezmyślnie wyrzucone śmieci... Na pozór mały odpad może stać się wielką pułapką i śmiertelnym niebezpieczeństwem dla życia wielu zwierząt...

Pamiętaj, każdy odpad ma swoje miejsce kosz na śmieci, a jeżeli go nie ma w pobliżu to zabierz go ze sobą, nie wyrzucaj bezmyślnie powstałych śmieci, nie wyrzucaj ich gdzie popadnie...
Udostępnijcie na swoich tablicach grafikę akcji, może ktoś zobaczy, przeczyta, pomyśli... i zrozumie, że jego działanie ma wpływ na dziko żyjące zwierzęta.

Cieszę się bardzo, że kolejne osoby, szkoły i organizacje dołączają do akcji, bo im nas więcej tym większe szanse na zmiany.

Działamy razem: Profesorskie Gadanie, Biologus designans, Mistrz Biologii - Olivia Dycewicz, Biologia - Lubię to, Eko-Szkoła, Nieprzeciętna polonistka, EDU_dzielnia, Akademia Dobrej Edukacji - Jabłonna oraz szkoły.

A jeżeli i Ty chcesz dołączyć do akcji i promować ją dalej, to prześlij swoje logo, zamieszczę je również na naszym plakacie.
https://www.facebook.com/598354220360266/posts/1647379285457749/


10.07.2021

Kilka liczb jako kamień milowy bloga

W połowie roboty, porozkładane farby, niektóre butelki już pomalowane, inne w trakcie, jeszcze inne czekają. Kamień milowy pleneru Malality. Coś już widać ale to jeszcze nie finał. 

Kamienie milowe na gościńcu (czyli drodze, bo młodsi mogą już nie rozumieć tego archaizmu), wizualnie informują o przebytej drodze. Motywują przez pokazywanie przebytego odcinka. A jeśli wyznaczamy sobie cel, to jednocześnie wiemy ile jeszcze mamy do przebycia do zaplanowanego celu etapowego. Dają ukojenie zmęczonym nogom i mobilizują do dalszego wysiłku. Są jakimś rodzajem patrzenia w tył. Dla blogera takimi kamieniami milowymi są liczby, odczytywane ze statystyk. 

  • 300 000 odsłon
  • 1 000 (z małym haczykiem) komentarzy
  • 500 wpisów opublikowanych
  • 15 obserwatorów
  • 3,5 roku pisania (funkcjonowania bloga)

Liczby w zaokrągleniu. Zapis "trzysta tysięcy" jest poprawniejszy niż "300 000". Dlaczego? Bo słowny zapis daje mniejszą dokładność (a więc większy błąd pomiaru), natomiast cyfrowy zapis sugeruje informację z dokładnością do jedności. Wskaźnik odsłon bloga zapisany w formie 300 000 to mgnienie, bo zaraz pojawi się kolejne: 300 001 i kolejne. A trzysta tysięcy utrzyma swą aktualność co najmniej przez kilka dni. 

Czy wszystkie okrągłe liczby, pokazane wyżej, zejdą się razem? Mniej więcej tak ale nie całkiem dokładnie. Bo w momencie uzyskania trzystu tysięcy odsłon liczba komentarzy wyniesie mniej więcej tysiąc (ale już nie 1000 - bo tu również zapis wskazywałby dokładność do jedności). Wpisów będzie około pół tysiąca w tym wyznaczonym przez okrągłą liczbę odsłon momencie. Najmniej ulotne czasowo są dwie ostatnie liczby: 15 obserwatorów i 3,5 roku.

Okrągłe liczby dają swoistą estetykę, symetrię, ładne proporcje. Dają poczucie piękna. Kamienie milowe ustawiane były również z dokładnością do jednej mili, czy też z dokładnością do jednego kilometra (ale przecież nie centymetra czy milimetra). Jeśli mamy symetrię zachowaną w milach to znika ona przy przeliczeniu na kilometry. I odwrotnie. Ale czy dla pieszego wędrowcy i jego stóp istotna jest różnica między 1 milą, 0,9 mili czy 1,1 mili? Nasz umysł najwyraźniej preferuje symetrię i piękno okrągłych liczb.

Piszę, bo chcę. To podróż dla samego wędrowania, by podziwiać i delektować się tym, co mijam w danym momencie. 

  • trzysta tysięcy odsłon
  • tysiąc komentarzy
  • pięćset  (lub pół tysiąca) opublikowanych tekstów z ilustracjami
  • piętnastu obserwatorów
  • trzy i pół roku pisania-czytania-obecności w sieci i przestrzeni publicznej

Przysiądź, odpocznij, poczytaj. A potem powędruj po tym blogu tak jak chcesz, dowolnie klikając i poruszając się między zamieszczonymi wpisami. Jest wiele możliwych i różnych "tras" i sposobów przemieszczania się. Można chronologicznie, można przez słowa kluczowe (tagi), można przez archiwum wybierać losowo i wyrywkowo. Być może można jeszcze inaczej. 

8.07.2021

Co się stało z ulicą Mleczną?

Działo się to w czasach, gdy istniała jeszcze ulica Mleczna. Wiła się między łąkami niczym pobliska rzeka Łyna. Pachniała mlekiem po wieczornym udoju, przecedzanym do wiadra przez białą gazę, na której zatrzymywały się utopione w mleku muchy.  

Pewnego dnia pojawił się On, wielki i groźny smok. Na nic się zdała odwaga i dzielność Małego Rycerza. Smok wypił całe mleko i zjadł wszystkie krowy. Nic nie zostało. Ulica też zniknęła.

Niektórzy mówią, że to nie był smok tylko duża koparka, ale kto był wierzył takim plotkom. Pewne jest jedno: nie ma ulicy Mlecznej i nikt nie pamięta gdzie ona była.

Powyższa opowieść powstała na podwórku w czasie warsztatów storytellingu, poprowadzonych przez Agnieszkę Kacprzyk w ramach wakacyjnego projektu Inna Mapa, realizowanego prze MOK. Tego popołudnia powstało 6 krótkich, treningowych opowieści. A działo się do na osiedlowym placu zabaw. Efektem było zupełnie inne spojrzenie na moje osiedle. Wydawało się nieciekawe, zwykłe, nudne. Zaznaczaliśmy na mapie miejsca, które znamy i mamy jakiekolwiek wspomnienia. Nie tylko sam spojrzałem inaczej, przypominając sobie różne miejsca: tajemnicze, w których można wypocząć, związane z przyrodą, takie, które cieszą oko, miejsca obskurne i takie, gdzie się dużo zazwyczaj dzieje. Znacznie ciekawsze było spojrzenie innych osób. Ich oczami i wspomnieniami zobaczyłem nowy dla mnie świat. Muszę w te miejsca pójść i odkryć osiedle jeszcze raz. 

Administracyjnie Osiedle Podgrodzie, ale moja część ma swoją nazwę Osiedle Mleczna. Nazwa wydaje się, błędna dlatego niektóry poprawiają na Osiedle Mleczne. Nie maja racji. Nazwa wzięła się od ulicy Mlecznej. Ulicy już dawno nie ma. Gdzie ta ulica była i dlaczego miała taką nazwę, tego nie wiem (na razie). Była i jest  Polna, to może analogicznie i ulica Mleczna. A może coś tu było zanim wybudowano osiedla mieszkaniowe? Może jakaś mleczarnia lub przynajmniej obora? A może łąki, na których pasły się krowy? Tajemnic i niezwykłych historii jest więcej. Może dzięki letniemu projektowi Inna Mapa lepiej poznamy najbliższe otoczenie miejskie? 

A gdy już powstaną opowieści to postaram się by wygenerować do nich QR Kody. Pomalujemy kamienie i stare poremontowe płytki ceramiczne i poukrywamy te opowieści po cały osiedlu. Będzie można wędrować i czytać, oglądać, słuchać. Take inna mapa miasta, mówiąca i rozproszona, złożona z wielu odrębnych puzzli, układających się w spójną opowieść. Można powiedzieć podwórkowa antologia, połączona ze streetartem. Są chętni do współpracy i współtworzenia?

Karty Dixit, użyte do tworzenia opowieści, w czasie podwórkowych warsztatów. Jest i ta ze smokiem, która pobudziła wyobraźnię by szybko stworzyć mini opowieść osiedlową. 

7.07.2021

Edukacja w terenie i letnie obozy naukowe (nie tylko studentów)

Co zrobić gdy mostu nie ma, choć na mapie był zaznaczony?
 

Przeczytane ostatnio artykuły na temat edukacji w terenie (outdoor learning) przypomniały mi studenckie letnie obozy naukowe oraz wakacyjne praktyki biologiczne, w terenie, realizowane na kierunku biologia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie (kształcenie nauczycieli). Był cel merytoryczny ale "przy okazji" działo się coś równie ważnego z edukacyjnego punktu widzenia.

Edukacja w plenerze uświadomiła mi, że o czymś ważnym zapomnieliśmy. Coś niezwykle ważnego zginęło w pogoni za tabelkami, coraz obszerniejszą wiedzą teoretyczną i szukaniem oszczędności. Laboratorium wygrało z wiedzą terenową (dodam, że dla ekologia laboratorium jest rozległy ekosystem). Założenia metodyczne edukacji w plenerze zwróciły moją uwagę na ważne treści kształcenia, których teraz nam ewidentnie brakuje. Wymyślane są specjalne projekty by to nadrobić. A ja myślami wracam do moich czasów studenckich.

Nie wszystko musi być w programie studiów, z przydzielonymi godzinami dydaktycznymi, ocenami i wpisami do USOS (czy dawniej do papierowego indeksu). Wartością szkoły wyższej jest tworzone środowiska nauczania a nie tylko program, ujęty w siatce godzin. Teraz dopiero uświadamiam sobie jak ważne dla mojego rozwoju i kształcenia był na przykład studencki klub turystyczny Bajo-Bongo. Nie było żadnych ocen, zaliczeń, sprawdzania obecności. Zapisywał się kto chciał. Nie było wykładów ani wykładowcy. Byli starsi koledzy i koleżanki, którzy nas uczyli (nauka w działaniu, z przygodą w tle). Najpierw zwykły udział w letnich i zimowych wyprawach pieszych czy kajakowych, potem przyjmowanie roli kierownika wyprawy a więc nieświadome uczenie się kompetencji zarządzania. Nie było sprawdzianów, egzaminów - było weryfikowanie się w praktycznym działaniu. Wszystkie błędy i niedociągnięcia odczuwaliśmy na własnej skórze. Nauczyłem się także korzystania z mapy. Przydało się to później w badaniach terenowych. 

Także i na uczelniach wyższych mamy przeładowany program transmisji wiedzy. I tendencję do wystawiania ocen za wszystko, w tym za kompetencje miękkie np. za współpracę w grupie lub przekazywanie informacji zwrotnej. Za dużo czasu i wysiłku poświęcam zaplanowaniu i dokumentowaniu tych wszystkich ocen, rozkładających na czynniki pierwsze wszystkie umiejętności i kompetencje. W części to tylko iluzja i pozory bo przecież nie da się łatwo i szybko zweryfikować różnorodne elementy kształcenia, umieszczone w ambitnych tabelkach sprawozdawczych. Wiedzę przekazaną w transmisji stosunkowo łatwo sprawdzić, a co z kompetencjami i umiejętnościami? I czy zależą one od moich działań i przekazywanej treści czy od warunków (środowisko edukacyjne), w jakich znaleźli się studenci? A może więcej wysiłku wkładać w świadome tworzenie dobrego środowiska edukacyjnego niż planowanie transmisji wiedzy i sprawdzianów, weryfikujących coraz szczegółowiej formułowane cele dydaktyczne (z kompetencjami włącznie)?

Przypominam sobie te wszystkie moje obozy naukowe, w których uczestniczyłem jako student a potem jako opiekun. To była edukacja w plenerze w czystym wydaniu (teraz dopiero sobie to uświadamiam). Spędzaliśmy ze sobą 24 godziny na dobę, budowały się prawdziwe relacje w grupie jak i miedzy pracownikami akademickimi a studentami. Obcowaliśmy z przyrodą i uczyliśmy się w otoczeniu przyrody, w deszczu, pośród komarów, w trudnościach aprowizacyjnych. Kilka-kilkanaście dni w bliskim kontakcie z przyrodą wzmacnia umiejętności komunikacji i umiejętności przywódcze (lidera). Wtedy mamy czas dla siebie, w zasadzie nic nie jest narzucane i nie ma gotowych rozwiązań.

Celem naukowym było zbieranie materiału do badań. Zajmowaliśmy się głównie bezkręgowcami wodnymi (ale interesowaliśmy się wszystkim). Wędrowaliśmy od stanowiska do stanowiska, od rzeki do rzeki, od jeziora do jeziora, od źródła do źródła. A w tak zwanym międzyczasie działo się coś ważnego i nieuchwytnego. Tak, była to wędrówka w przyrodzie ale i wędrówka w głąb siebie (jakby powiedzieli psycholodzy).

Zamieszczone zdjęcia pochodzą z obozu naukowego w okolicach Górowa Iławeckiego. Uczestnikami byli nie tylko moi studenci ale także z innych ośrodków akademickich. Przemieszczaliśmy się pieszo i środkami komunikacji publicznej. Na górnym zdjęciu przeprawa przez rzekę. Na mapie był zaznaczony most. Ale najwyraźniej dane na mapie były już nieaktualne. Najbliższy most znajdował się kilka kilometrów dalej. Co robić? Cofnąć się i wracać pieszo te kilka kilometrów? A może zdjąć buty i spodnie i po prostu przejść?  Nie było głęboko. Proste, niestandardowe, tak zwane życiowe zdarzenie i rozwiązywania problemu. Jak zmusić lub jak zachęcić do przejścia rzeki? Bo przecież muszą wszyscy a nie tylko ci, który się odważą? Rozkazać czy zachęcić? I nie można wystawiać ocen, które by mobilizowały (nagroda i kara). Takich sytuacji na każdym wyjeździe terenowych jest wiele. Każdy uczestnik przed tymi małymi i dużymi wyzwaniami (lub problemami - to zależy jak na trudności spojrzeć) staje. Ma okazję poznać siebie i rozwijać różne kompetencje miękkie. 

Wspominając czasy studenckie, uczestnictwo w różnych studenckich klubach turystycznych, pracę w studenckim radiu czy kole naukowych, umacniam się w przekonaniu, że niezwykle ważne jest środowisko edukacyjne. Czyli to, jacy ludzie znajdą się obok, jakie warunki do rozwoju własnych zainteresować i wielu innych działań bez ocen i zaliczeń stworzymy uczniom/studentom. Mniej oceniania, więcej działania. I stwarzania okazji do własnego rozwoju.

Kampus uniwersytecki to nie tylko nowoczesne sale dydaktyczne i dobrze wyposażone laboratoria. Ważne są relacje. A żeby one mogły zaistnieć to potrzebne jest dobre środowisko edukacyjne, wyrażające się organizacją przestrzeni jak i stwarzaniem różnorodnych możliwości do działania. Nie tylko na oceny i zaliczenia...

Trudy wędrówki.... Chwila odpoczynku gdzieś na bezdrożach.

Obóz naukowy studenckiego koła naukowego, Górowo Iławeckie. Od stanowiska do stanowiska by zbadać różnorodność biologiczną wód tego regionu. W szczególności chruściki i ważki. 

4.07.2021

Klecanka z kroniki kryminalnej

Cebrzyk ze Szczebrzeszyna, w środku którego gniazdo zrobiły osy klecanki.

Zbliżenie na gniazdo, w środku cebrzyka


Wakacyjne podróże dostarczają wielu niezapomnianych przeżyć. Kilka lat temu, w czasie wizyty na Lubelszczyźnie, natknąłem się na niezwykłą wzmiankę w lokalnej gazecie oraz spotkałem osy klecanki, które zbudowały gniazdo w starym cebrzyku, w obejściu artysty-malarza (zdjęcia wyżej).
 

Stałą rubryką w wielu gazetach (zwłaszcza lokalnych) jest kronika kryminalna. Będąc latem w Zamościu, popijając stosowne napoje na przepięknym zamojskim ryneczku, sięgnąłem po lokalną prasę. Oczy moje zatrzymały się na kronice kryminalnej. Nie dlatego, że gustuję w takich tematach. Ale osy w rubryce kryminalnej? Co tym razem przeskrobały te pasiaste owady, że aż policja czy inne siły porządkowe interweniować musiały? Na kogo napadły lub kogo obrabowały rzeczone osy? Także i tym razem strach miał wielkie oczy. Niemniej dzięki owadom prasa lokalna jest bardziej interesująca. Jest czym postraszyć w sezonie ogórkowym.

A ja zamieszczam zdjęcia osy klecanki, najpewniej to klecanka rdzaworożna (Polistes gallicus) zwana także klecanką pospolitą (Polistes dominulus). Spotkałem je w Szczebrzeszynie, najpierw pijące wodę u źródełka, później w drewnianym, starym cebrze (całe gniazdo) przy domu artysty.

Klecanka pospolita wbrew swej nazwie wcale nie jest pospolita. To gatunek ginący i coraz rzadszy. Klecanek ubywa, bo podobno zbyt mocno strzyżemy trawniki i niszczymy siedlisko tych przecudnych os. Na szczęście są jeszcze artyści, którzy ratują piękno starych konwi, gratów i innego "niepotrzebnego badziewia". Jak widać to nie tylko ocalanie historii ale i owadów. Klecanka potrafi użądlić najbardziej boleśnie ze wszystkich występujących w Europie owadów.

Gniazdo klecanki w naturze.

Klecanka to społeczna osa z podrodziny Polistinae, budująca charakterystyczne, otwarte gniazda. Tak jakby mniej dokładnie od innych gniazd os społecznych - są po prostu sklecone. W Polsce występuje około  10 gatunków z tego rodzaju, ponad 200 gatunków na świecie. W gnieździe rozwija się zaledwie kilkanaście os, rzadziej do 40, aktywne latem  i aż do września. Cechą charakterystyczną tych os społecznych są półotwarte gniazda, złożone z jednego plastra, otwierającego się lekko ku dołowi, bez otoczki-kopułki tak jak u innych os czy u szerszenia (oczywiście szerszeń to też osa).

Gniazdo klecanki wykonane jest z masy papierowej. U klecanek determinacja przynależności do określonej kasty (królowej, robotnic) nie jest tak wyraźna. Każda klecanka wykluwa się jako potencjalna królowa, a dopiero później następuje zdeterminowanie i przyjęcie określonej funkcji w społeczności. Swoją pozycję na szczycie hierarchii musi sobie wywalczyć. Zauważono, że pozycja królowej częściej uzyskują osobniki ubarwione w charakterystyczny sposób. 

Zimują zapłodnione samice. Dorosłe odwiedzają różne kwiaty, larwy karmione są małymi owadami, głównie błonkoskrzydłymi lub motylami. Nie są to osy zbyt agresywne, przez co łatwo je można obserwować. Mogą jednak boleśnie użądlić w obronie swojego gniazda. Ich użądlenie jest boleśniejsze od użądlenia os właściwych. 

W Polsce dobrze znana jest klecanka pospolita (Polistes gallicus, synonim P. dominulus). Jest to osa długości ok. 12-18 mm, czarna z żółtym deseniem. Ciało jest wyraźnie smuklejsze od innych gatunków z rodziny osowatych (Vespidae). Półotwarte gniazda wśród gałęzi zakłada zazwyczaj kilka samic, ale później tylko jedna utrzymuje się jako królowa, a pozostałe przyjmują funkcję robotnic. Często gniazda można spotkać pod dachówkami i innych osłoniętych miejscach, czy tak jak na górnym zdjęciu, w różnych naczyniach. Gatunek liczniej występuje w południowej i środkowej Europie, rzadszy w północnej części tego kontynentu.

Klecanka pospolita jako gatunek obcy została zawleczona przez człowieka do Ameryki i Australii, gdzie uważana jest za szkodnika. W naszym kraju występuje także klecanka łodygowa (Polistes dischofii), niegdyś rzadka środkowej Europie, a w ostatnich latach liczniejsza. Zasiedla skraje lasów i łąki, spotykana także na terenach wilgotnych.

Na zdjęciu niżej gniazdu klecanki polnej - Polistes nimpha (Christ, 1791), założone na ziemi, wśród roślin zielnych. Gniazdo jest zawieszone na charakterystycznej stopce i zawiera jeden plaster, złożony z kilku komórek. Gatunek ten, na południe od Alp, zakłada gniazda w ludzkich domach. Zasiedla Europę (bez jej części północnej), palearktyczna część Azji i północnej Afrykę. 

Bibliografia 
  • Bellmann Heiko Owady. Dodatkowo: najważniejsze pajęczaki. Wyd. Multico, Warszawa 1999. 
  • Kozłowski Marek W., 2008. Owady Polski, Multico, Warszawa. 
  • McGavin G.G., 2008. Kieszonkowy atlas owadów i pajęczaków. Warszawa, Solis.
  • Sandner Henryk, 1989. Owady. PWN, Warszawa. 
  • Zahradnik Jiri, 1996. Przewodnik  owady. Multico, Warszawa. 


1.07.2021

O tym, jak wieszczka północna trafiła na okładkę notesu

Wieszczka północna znalazła się na teczce, magnesach i notesie (tu akurat notes z orszołem)

Czasem dzieje się tak, że niezwykłe ale mało rzucające się w oczy gatunki, przedostają się do kultury użytkowej i popularnej. Tak się stało z najpiękniejszym polskim chruścikiem - wieszczką północną (Semblis phalaenoides). Ten największy w Europie chruścik powinien się znaleźć w Polskiej Czerwonej Księdze, ale w czasie gdy przygotowywałem listę gatunków owadów wodnych do tego ważnego opracowania, to nie wiedziałem, że wspomniany gatunek chruścika jeszcze w Polsce występuje. Na chruściki znalazło się miejsce zaledwie na trzy gatunki. Każde miejsce cenne, więc o Semblis zapomniałem. Ale potem okazało się, że występuje. Duża, ładnie (jak na chruścika) ubarwiona kłódka, klajduk, obszywka. Dorosłe (imagines) fruwające w maju i w ciągu dnia. Gdy siadają na pniach brzozy to stają się niewidoczne. Wielokrotnie wykorzystywałem wieszczkę północna jako motyw na malowanych butelkach czy starych dachówkach. A akwarelka został wykorzystana jako motyw na okładce notesu, teczki i magnesów, przygotowanych przez poligrafię UWM w Olsztynie.

Chruścik ten nie miał polskiej nazwy, więc w nawiązaniu do dwóch innych gatunków z tej samej rodziny: Oligostomis reticulata i Hagenella clathrata,  nazwałem - wieszczką północną. Starałem się utrzymać w tendencji wykorzystywania starosłowiańskich demonów przyrody. 

Semblis w gablocie entomologicznej,
między innymi owadami
Jak wygląda upiorna wieszczyca torfowiskowa? (a tu więcej)  Nie taka ona straszna jak ją w legendach malują.  
Rodzi sie kolejne pytanie, co wspólnego mają chruściki z demonami starosłowiańskimi?

Według etnografa Sebastiana Flizaka, publikującego jeszcze przed II wojną światową, wieszczyca była w ludowych wierzeniach ludności Małopolski istotą wyjątkowo chudą „może być nią kobieta, krowa lub co bądź. Dawniej to słowo oznaczało upiorzycę (…) Jest to demon dzieci. Budzi je w nocy i ssie im piersi (…) jest ona niewidzialna, u ludu w okolicy Gdowa ślepa". Jest więc wieszczyca demonem o słowiańskim pochodzeniu, odznaczającym się wampirycznymi skłonnościami i odpowiedzialnym za inne akty pozbawiania ludzi duszy i sił żywotnych.

Wieszczyca-chruścik tylko w stadium larwalnym jest drapieżna – zatem straszyć może tylko inne małe wodne bezkręgowce, którymi się żywi. Dorosłe odżywiają się sokami roślinnymi - ale o tym nasi przodkowie najpewniej nie wiedzieli. Wszystkie chruściki traktowane były zapewne jako "robaki-chrobaki", a owady uskrzydlone, w szczególności ćmy (chruściki są zazwyczaj aktywne w nocy i do światła przylatują, jak ich kuzyni - motyle nocne), utożsamiane były z ludzka duszą.

Zamieszczone na zdjęciach chruściki nie pozbawiają człowieka duszy i sił żywotnych, wręcz przeciwnie, inspirują do wycieczek po zabagnionych i "zakomarzonych" dzikich zakątkach przyrody. Trochę romantycznie i przyrodniczo.

Oligostomis reticulata, zdjęcie zrobione
w Puszczy Białowieskiej.
W XIX i początkach XX w. wielu przyrodników nadawało nazwy owadom, czerpiąc inspiracje z ludowych demonologii. Stąd różne rusałki, świtezianki, topielice, żyrytwy. Nie ominęło to i chruścików. W „Słowniku nazwisk zoologicznych i botanicznych” Erazma Majewskiego z XIX w., jest zarówno wieszczka jak i wieszczyca, a obie nazwy odnoszą się do chruścików z rodzaju Neuronia. Nazwa Neuronia występuje wśród starszych synonimów u trzech gatunków chruścików z rodziny Phryganeidae: Semblis phalaenoides, Oligostomis reticulata i Hagenella clathrata. Trudno byłoby jedną, polską nazwę używać do trzech różnych gatunków. Trzeba jakoś "sprawiedliwie" rozsądzić i udokładnić nazwy dla tych gatunków. I tak też zrobiłem.

Wieszczka z kolei to w baśniach ludowych, czarodziejka, wróżka, kobieta umiejąca przepowiadać przyszłość. Na tym etapie trudno mi ustalić, która Neuronia odnosiła się do wieszczki a która do wieszczycy. Nie jest to chyba aż tak istotne. Ponieważ Semblis wyraźnie się w ubarwieniu różni od dwóch wymienionych gatunków, to skłonny jestem "wieszczkę" dla nie zarezerwować, a "wieszczycę" dla dwóch pozostałych.

Wspomniane chruściki z rodziny Phryganeidae (polska nazwa – chruścikowate) są drapieżne, ale do skłonności wampiryczch im daleko. Także i do wróżek przepowiadających przyszłość im daleko (chyba, że uznać bioindykatory za sposób "przepowiadania" przyszłości ekosystemów). Zatem niech nazwy polskie takie będą:
  • Semblis phalaenoideswieszczka północna lub wieszczyca biebrzańsk (a może coś z Tykocina w nazwie ująć?)
  • Oligostomis reticulatawieszczyca rzeczna lub wieszczyca siateczkowa
  • Hagenella clathratawieszczyca torfowiskowa lub wieszczyca kratkowa (kratkowana, a może więzienna bo za kratami?).
Nazwa wieszczycy zachowała się także w polskiej nazwie motyla Clostera anastomosis z rodziny
(Notodontidae) – wzjeżka wieszczyca. Ale ponieważ dwuczłonowe nazwy są różne, więc pomyłki nie będzie.

Zatem do wieszczki północnej udać się trzeba będzie nad Biebrzę lub nad Narew do Tykocina (Semblisk widywano tuż przy tykocińskiej restauracji Alumnat). Bo tam ją ostatnio widywano. Natomiast wieszczycy torfowiskowej szukać trzeba będzie na różnych bagnach w całej Polsce. Z kolei wieszczyca rzeczna częściej spotykana jest w małych, śródleśnych rzeczkach. Znacznie bardziej pospolita od dwóch pozostałych gatunków wieszczek i wieszczyc. 

Czego od entomologicznej wieszczki i wieszczyc można się dowiedzieć? Dużo o stanie zachowania przyrody, o zdrowiu ekosystemów wodnych, o renaturyzacji torfowisk, o metodach monitoringu wód w Europie i o strefowości w rzekach. Tyle tylko, że trzeba umieć zadać właściwe pytania i umieć zinterpretować niejednoznaczną odpowiedź. Bo jak na wieszczkę przystało, a tym bardziej wieszczycę, odpowiedź może być zagmatwana i wieloznaczna.

Będę więc od czasu do czasu mógł napisać, że szukam wieszczki na bagnach i wieszczyc w śródleśnych rzeczkach… Czyli tam gdzie ich spokoju strzegą przeróżne krwiopijne bestie, groźne w swej liczebności: komary, kuczmany, ślepaki, jusznice deszczowe, meszki a i liczne kleszcze.