21.08.2020

Co jest potrzebne by katować, znęcać się i zabijać własnych bliźnich?

W pierwszych dniach brutalnego pacyfikowania pokojowych manifestacji w Mińsku, gdy OMON wykazywał się zupełnie niepotrzebną brutalnością i agresją, wśród białoruskich komentarzy pojawiły się i takie, które sugerowały, że to Rosjanie byli przebrani w mundury białoruskich służb. Bo jak to możliwe, żeby rodacy w stosunku do rodaków okazywali takie zezwierzęcenie? Trudno to pojąć, dlatego w ramach racjonalizacji tworzy się różnorodne historie o obcych. Podobnie było i u nas, w czasie stanu wojennego liczne były pogłoski, że to rosyjscy żołnierze w mundurach milicji czy ZOMO rozganiali pokojowe manifestacje. Po prostu trudno uznać by swoi bili swoich.

Co się z człowiekiem dzieje, że potrafi być tak bestialski wobec swojego bliźniego? Że dopuszcza się tortur, znęcania, poniżania. Publikowane zdjęcia i relacje wypuszczanych osób z białoruskich więzień wstrząsały skalą brutalności i znęcania się. Przecież to swoi zrobili swoim... Ale może ci bijący nie uważali bitych za swoich?

Gdy byłem małym chłopcem to wydawało mi się, że całe zło, związane z ludobójstwem, torturami itd., zdarzało się dawniej. A teraz jest już dobrze, żyjemy w czasach cywilizowanych, czasach pokoju. W miarę dorastania i docierania do różnych dokumentów i relacji, ze zdziwieniem dowiadywałem się o brutalności w Polsce Ludowej, przeżyłem i widziałem brutalność służb mundurowych w odniesieniu do protestów politycznych. Bo przecież można byłoby zrozumieć i zaakceptować brutalność w stosunku do mordercy, przestępcy, zwyrodnialca, ale w stosunku do zwykłych ludzi? Potem czytałem o ciągle dziejących się zbrodniach, współczesnych ludobójstwach i zbrodniach wojennych w różnych częściach świata. Nawet w Europie, tak jak było w czasie wojny w Jugosławii czy ostatnio na Ukrainie. Ciągle pojawia się pytanie: dlaczego, jak to możliwe?

Tak jak i u wielu innych zwierząt, ludzka agresja tłumiona jest w stosunku do "swojego". Swoich nie krzywdzimy. Co innego z obcymi. Agresja i brutalność, nawet znęcanie się, jest wtedy społecznie akceptowalna. Znikają wewnętrzne hamulce. Nie tylko Homo sapiens jest zabójczy dla osobników swojego gatunku. Ssaki zazwyczaj rozpoznają swój-obcy po zapachu. Ludzie przede wszystkim po języku oraz po wizualnie widocznych elementach kultury. 

Niezwykłą siłą pokojowych protestów jest to, że zmieniają sposób myślenia prześladowców. Przestają widzieć zagrożenie ze strony protestujących, tych innych, "obcych", widzą przemoc tylko ze swojej strony i dostrzegają swoich po drugiej stronie pałki czy karabinu. Wtedy ich agresja traci sens, a jako sprawcy przemocy czują się źle. W ten sposób opresyjne wojsko oprawcy traci swą moc i chęć do działania. Wielka siła słabych ludzi, pokonująca propagandę języka nienaści. Okupiona ofiarami - ale czyż wojna nie przynosi ofiar także i po własnej stronie?

Co musi się stać, by zwykły człowiek krzywdził innego człowieka, bił go, torturował, znęcał się? Musi go uznać za obcego, za wroga, za zagrożenie dla siebie i wartości, z którymi się identyfikuje. Najpierw pojawiają się słowa od-humanizujące, odbierające człowieczeństwo i przynależność do własnej grupy. Dzieje się to nawet w narodach  cywilizowanych o wysokiej kulturze (co nas może zadziwiać i wprowadzać dyskomfort). Tutsi zabijają Hutu (lub odwrotnie), swoi "słusznie" likwidują "obcych", "wrogów", stanowiących zagrożenie dla własnej grupy, dla państwa, dla narodu. To zagrożenie może być realne lub tylko wyimaginowane. Na przyjaciela nie podniesiesz ręki ale na "parcha", "podczłowieka", "gestapowca", "taliba", "czarnucha", "ciapatego", terrorystę itd, już owszem. Gdy oglądaliśmy w telewizji relacje Białorusinów, katowanych i torturowanych przez łukaszenkowskich milicjantów, rodziło się pytanie jak to możliwe? Co musieli myśleć o swoich młodych rodakach? Jak i co musiała propaganda nawkładać im do głowy, że byli zdolni (i są) do takich nieuzasadnionych okrucieństw?

Zabijamy i torturujemy najpierw słowami, językiem nienawiści. To pozwala na wyłączenie hamulców agresji skierowanej do "swoich". Zbrodnie zaczynają się w złym języku. I żaden naród, żadne społeczeństwo nie jest wolne od tego zagrożenia. Trudno przyznać, że i nasi rodacy zdolni są do takich czynów. Burzy to ogólnonarodowe, dobre samopoczucie, dlatego wszelkie informacje o podobnych zbrodniach są wypierane z pamięci i świadomości. Ja również przez wiele lat idealizowałem obraz własnego narodu, jako sprawiedliwego, dobrego i bez skazy podobnych zbrodni (to my byliśmy ofiarą, byliśmy krzywdzeni ale nie byliśmy oprawca, katem i zbrodniarzem). Zapoznanie się z historią pozbawiło mnie tych złudzeń. Nie jesteśmy wyjątkiem, bo taka jest natura Homo sapiens. Wiedząc jednak jak rozpoczyna się zbrodnia, powinniśmy przeciwdziałać i zapobiegać już na etapie rodzenia się języka nienawiści.

W tym roku odwiedziłem małe muzeum Pogromu Kieleckiego, ze zdumienie i wielkim zdziwieniem dowiedziałem się o szczegółach tego tumultu (jak i pierwszego w 1918 r.). Zwykłe kobiety biły i zabijały współmieszkańców, ocalałych z Holokaustu Żydów. Zwykli, przeciętni ludzie... Jak to możliwe? Tak, i wśród Polaków bywały takie epizody, bywały momenty nieuzasadnionego bicia, torturowania, mordowania współobywateli. Potencjalnie swoich a jednak postrzeganych jako obcych. Dlaczego dostrzegano w swoim sąsiedzie wroga i zagrożenie?

Jeśli nie chcemy być (jako społecznikostwo) wśród zbrodniarzy i krzywdzicieli, zapobiegajmy chorobie nienawiści już na etapie języka. Nie dajmy sobą manipulować złowrogim propagandzistom, wskazującym cel: chamskiej hołoty, gorszego sortu, wsiunów, zdrajców narodu, ideologii LGBT itd. Zbrodnia ma swój początek w języku nienawiści... Zapobiegajmy by potem nie musieć zacierać śladów naszej własnej historii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz