Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pająki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pająki. Pokaż wszystkie posty

18.05.2023

Raz pająk zjada owada a raz owad podjada pająka czyli opowieść o koinobiontach

3.05,2023, Rezerwat Piwnice k. Torunia przy Strudze Piwnickiej, fot. Anna Głowacka.
 
Przyroda nieustannie zadziwia swoją różnorodnością. Niedawno zapytany zostałem czy technologia odciąga nas od przyrody. Bo przecież co raz więcej czasu spędzamy przed ekranami. To prawda, mniej mamy kontaktu z czystą przyrodą. Jednak dzięki technologii mamy kontakt z uważnością i obserwacjami innych ludzi. Czyli jest to taki zapośredniczony kontakt z naturą.

Na początku maja zauważyłem w mediach społecznościowych niezwykłe zdjęcia pająka i zapytanie internautki (Anna Głowacka) „Taka sytuacja. Proszę o wyjaśnienie”. Sytuacja rzeczywiście dziwna. Jest pająk a na nim coś, co przypomina gąsienicę motyla lub larwę błonkoskrzydłych. Nie widać cech diagnostycznych więc nie da się nic więcej powiedzieć. Dla szybszej konsultacji (bo sam nie wiedziałem) udostępniłem zdjęcie także i na swojej tablicy. I w jednym i drugim miejscu pojawiły się różne podpowiedzi. I tak, dzięki szybkim konsultacjom (możliwym dzięki technologii), w ciągu kilku godzin udało się rozwiązać zagadkę. Gdybym takiego pająka zobaczył w terenie może bym nawet nie dostrzegł niezwykłej sytuacji. Pomyślałbym, że to jakieś przypadkowe spotkanie, np. w czerpaku entomologicznym larwa spadła na pająka i czasowo na nim przebywa.
Fragment dyskusji w poszukiwaniu rozwiązania, co to jest i dlaczego.

Pierwsze skojarzenie wielu osób to osy z rodziny nastecznikowatych, takie jak gliniarz naścienny lub murowy. Samice tych owadów paraliżują pająki i znoszą do glinianych kubeczków (same je wcześniej lepią). Umieszczają tam sparaliżowane pająki i składają jajo, z którego wylęga się larwa i ma dużo pokarmu. Martwe pająki pewno by szybko uległy rozkładowi. A gdy są sparaliżowane to są żywe lecz nie mogą uciec ani się bronić. Taki sprytny sposób na spiżarnię bez lodówki. No ale tu jest jeden pająk i stosunkowo duża larwa. Z samego zdjęcia niewiele można wywnioskować, stąd dodatkowe pytania. 

Są oczywiście inne żądłówki, które paraliżują jednego, dużego pająka i składają jajo. Dodatkowa informacja wykluczyła sparaliżowanie pająka. Są oczywiście jeszcze parazytoidy z rodziny gąsienicznikowatych Ichneumonidae, które składają jaja na żywych owadach i być może także pająkach. Ale wtedy wylęgająca się larwa szybko by zabiła swoją ofiarę i widać byłoby efekty żerowania. A tu nic takiego nie widać. Takimi ścieżkami biegły moje mysli. Może to jakiś przykład forezji? Trochę byłoby to ryzykowne dla owada podróżować na drapieżniku. A może tylko przypadkowe spotkanie, larwa spadła na pająka przypadkowo i zaraz pewnie by nastąpiło rozstanie? Szukałem podobnego zdjęcia w internecie przez opcję "wyszukaj podobny obraz" (Google) lecz wyszukiwarka podesłała linki do ilustracji pająków. Sztuczna inteligencja (algorytm rozpoznawania obrazów) nie dostrzegł larwy owada, znajdującej się na pająku. Bez myślenia i analizy typowo ludzkiej ani rusz. Technologia nie zawsze pomoże w takich sprawach. A za mało wiedziałem by szukać obrazów przez słowa kluczowe. Żeby skutecznie szukać coś jednak trzeba już wiedzieć.

Najbardziej obiecujący jednak trop prowadził do pasożytów, niżej zamieszczam sugestie dwóch dyskutantów.  Mateusz Sowiński "Dodam jeszcze, że nie tylko pająki z rodzaju Araniella są żywicielami podobnych pasożytów. Wiosną spotykam czasami małe kwadratniki (Tetragnatha spp.) zaatakowane przez podobne larwy. Ostatnio widziałem takiego osobnika w ubiegłym tygodniu i udało mi się zrobić zdjęcie." Maksymilian Syratt „Sam kiedyś spotkałem parę lat temu tak spasożytowanego pająka. Wtedy okazało się, że ta larwa to właśnie Ichneumonidae, a dokładniej jakiś Pimplinae (jak teraz czytam, to na Araniella spp. pasożytuje np. Polysphincta boops). Może podobnie jest w tym przypadku".

Te informacje były dla mnie nowe i bardzo interesujące. Skoro powtarzają się obserwacje to zwiększa się ich wiarygodność. Z opisu wymienionych wyżej parazytoidów (sprawdziłem szybko na Wikipedii)  mogłoby pasować ale nie znam biologii tych parazytoidów. Pająk wygląda jeszcze na małego. Miałby rosnąć wraz z rozwijającą się larwą? Może ktoś się na tym zna jako specjalista? I na moje tak postawione pytanie długo nie musiałem czekać.

Mateusz Sowiński: "W książce "Owady Polski" pan Marek Kozłowski opisuje, że na grzbiecie takich pająków pasożytuje larwa Polysphincta tuberosa, która jest koinobiontem rozwijającym się całe życie na zewnątrz odwłoka, natomiast pod koniec życia wżera się w środek odwłoka i zjada ofiarę od środka. To by oznaczało, że to nie jest przypadkowa obserwacja, ale normalne zjawisko. Ładnych kilka lat temu byłem zresztą świadkiem sytuacji, gdy samica gąsienicznika wbiła swoje pokładełko w ciało pająka z rodzaju Araniella, aby złożyć w nim jajo. Możliwe więc, że był to właśnie jakiś przedstawiciel rodzaju Polysphincta, ale pewności oczywiście nie mam." O dziwo, mam tę książkę na swojej półce. Gdyby nie podpowiedź Mateusza Sowińskiego to bym nie wiedział, że można i tam poszukać. Zajrzałem i znalazłem zdjęcie bardzo podobne do tego internetowego. I pojawiły się kolejne słowa kluczowe, opisujące różnorodne sytuacje, związane z pasożytami. Mam na myśli koinobionty i idiobionty - dwie strategie życia parazytoidow z nadrodziny Ichneumonoidea. "Koinobionty to termin używany w biologii do opisania rodzaju organizmu pasożytniczego, który umożliwia żywicielowi dalszy rozwój po zarażeniu pasożytem. W przeciwieństwie do idiobiontów, które zatrzymują rozwój żywiciela w momencie pasożytowania, koinobionty pozwalają na dalszy rozwój żywiciela, czasem nawet do stadium dorosłego, podczas gdy żywią się żywicielem i pasożytują na nim. Koinobionty zwykle rozwijają się wolniej w żywicielu niż idiobionty."  (wyszukiwarka you.com)

Koinobiont - parazytoid nie wstrzymuje rozwoju ofiary, która zachowuje zdolność do poruszania się i odżywiania. Koinobionty zwykle przechodzą niespieszny rozwój wewnątrz porażonego gospodarza – są na ogół endoparazytoidami (źródło). Jest to więc termin, odnoszący się do organizmu pasożytniczego, który umożliwia rozwój swojej ofierze. sam rozwija się wolniej jako ektopasożyt. Do koinobiontów należą niektóre rodzaje os, much i innych owadów.

Idiobiont - parazytoid całkowicie unieruchamiający i wstrzymujący rozwój sparaliżowanej ofiary, która zwykle umiera wkrótce po wstrzyknięciu jadu. Idiobionty zwykle przechodzą szybki rozwój na zewnątrz porażonego gospodarza – są na ogół ektoparazytoidami (źródło). Idiobionty są zazwyczaj endopasozytami, szybko się rozwijają i szybko zabijają swoją ofiarę. Wśród idiobiontów jest wiele gatunków z rodziny gąsienicznikowatych, pasożytujących na gąsienicach motyli.

Co umożliwiła technologia? Po pierwsze zrobienia zdjęcia (telefon) i umieszczenie w mediach społecznościowych (zaliczyć to można do nowej oralności i nowej piśmienności). A tu technologia znacząco ułatwiła kontakt ze specjalistami i dyskusję oraz szybkie wyszukanie potrzebnych informacji w ogromnych zasobach internetu, z Wikipedią włącznie. Dyskusja jest nieodzownym elementem metody naukowej. Technologia ułatwia dokumentowanie obserwacji oraz ułatwia dyskusje rozproszonych w przestrzeni ekspertów

Bezsprzecznie mniej spędzamy czasu na łonie przyrody. Ale dzięki technologii mamy większy kontakt z innymi ludźmi, ich obserwacjami i ich wiedzą. Konektywnie połączonych jest bardzo dużo ludzkich mózgów oraz zasobów wiedzy, zgromadzonej w różnych nośnikach: książkach i zasobach internetowych. Dzięki technologii poszerzamy swoje zmysły i poszerzamy mózgi. Widzimy i dostrzegamy więcej, szybciej i uważniej. I takiej współpracy trzeba się nauczyć. Inaczej technologia będzie jak książka dla analfabety - bezużyteczną kupą celulozy. Co najwyżej można nią napalić w piecu lub podstawić pod nogę krzywego stołu by się nie bujał. 

10.08.2022

Nasosznik trzęś i osa

Nasosznik trzęś z upolowaną małą osą.
 

Pająki w domu jednych cieszą innych przerażają. Ja należę do tych pierwszych. Są okazją do obserwacji przyrody. Takie domowe zwierzątko. W domu nieliczne a na strychu czy w piwnicy liczniejsze. Zakurzone pajęczyny kojarzące się z jakąś wakacyjną przygodą i poszukiwaniem skarbów.

W czasach licealnych czasem przynosiłem pająki krzyżaki z leśnych wypraw na grzyby i obserwowałem jak budują swoje sieci łowne i jak polują. Oczywiście wrzucałem im do sieci muchy lub próbowałem patyczkiem oszukiwać, że coś smacznego wpadło. Nie zawsze udawało mi się imitować drgania szamocącej się muchy czy innej owadziej ofiary. Gdy mój syn był w wieku szkolnym pająki w domu były pod ochroną. Nie pozwalał żonie usuwać pajęczyn, zwłaszcza nasosznika trzęsia. To były jego zwierzątka domowe i obiekt obserwacji.

Na początku sierpnia miałem okazję obejrzeć nasosznika trzęsia w akcji. Upolował jakąś małą „osę”. Latem dużo owadów wpada przez okna do domu. Częściej czytałem o osach z rodziny nastecznikowantych, polujących na pająki i gromadzących je w glinianych komórkach jako pokarm dla potomstwa. A tu na odwrót – pająk upolował jakąś żądłówkę. Długie odnóża, upodabniające trochę do koszarzy (też pajęczaki) ułatwiały oplątywanie ofiary z bezpiecznej odległości. Liczę, że moje domowe nasoszniki polują także na komary. Pożyteczne, domowe zwierzątko.

Nasosznik trzęś (Pholcus phalangioides) jest pająkiem silnie związanym z siedliskami, stworzonymi przez człowieka. Jest gatunkiem synantropijnym i kosmopolitycznym. Spotkać go można w prawie każdym budynku, najczęściej w pomieszczeniach rzadziej odwiedzanych, takich jak łazienka, kuchnia, korytarze a zwłaszcza piwnice. W naturze zamieszkuje jaskinie. I chyba to było jego pierwotnym  siedliskiem. Człowiek stworzył miejsce bardzo podobne – budynki. I nasoszniki zasiedliły to nowe siedlisko, wraz z wieloma innymi gatunkami synantropijnymi. Budynek jako nowy ekosystem, gdzie różne gatunki po raz pierwszy się spotykają i tworzą się nowe relacje międzygatunkowe. Jak to w ekosystemie. Nasosznik trzęś Jest aktywny cały rok, stąd przypuszczenie, że pochodzi z siedlisk tropikalnych lub subtropikalnych. Bo w takich strefach nie ma wyraźnych sezonów rozrodczych. U nas nososzniki rozmnażają się przez cały rok ale częściej w okresie wiosennym.

Nasosznik żyje do trzech lat, ale samce żyją krócej (1-2 lata). Samce są przeważnie większe od samic. Wielkość ciała nasosznika trzęsia dochodzi do 0,7-1 cm (nie licząc odnóży). Nasoszniki są aktywne cały rok, budują nieregularne i luźne pajęczyny. Zaniepokojony pająk zaczyna wykonywać szybkie, okrężne ruchy – trzesie całą siecią i wprawiony w szybki ruch staje się niewidoczny (tylko mgiełka). Jeśli to nie pomoże i zagrożenie nie mija, to po prostu spada i ucieka.

Jest mały lecz groźny, atakuje nawet większe od siebie pająki innych gatunków. Często jego ofiarą jest inny synantropijny pająk – kątnik domowy. A czy Ty u siebie w domu widziałaś(eś) nasoszniki i przyglądałaś(eś) się jego zwyczajom i tym, co w pada w jego sieci? 

Czytaj też Nie jesteś sam w domu

27.07.2019

Gliniarz naścienny

Fot. Joan Carles Hinojosa Galisteo,
Wikimedia Commons
Nauka składa się z wielu jednostkowych obserwacji. Wiele z nich jest prosta do wykonania i przez to dostępna dla każdego. Każdy z nas może być współuczestnikiem zbierania materiałów naukowych.

Obecnie w przyrodzie zachodzą bardzo głębokie i szybkie zmiany, m.in. za sprawą globalnego ocieplenia (ale nie tylko z tego powodu). Widać szybkie procesy sukcesji ekologicznej, przebudowy całych ekosystemów, zmiany zasięgu występowania wielu gatunków grzybów, roślin i zwierząt, wymieranie gatunków i ewolucja innych. Potrzebne są liczne i różnorodne obserwacje, by potem przeprowadzać analizy na dużej liczbie danych. Parafrazując można napisać: żniwo wielkie tylko mało jest żniwiarzy. Także i Ty możesz dołączyć. Nauka jest kolektywna i konektywna.

Na przełomie XIX i XX w. na terenie Prus Wschodnich w wielu szkołach prowadzono obserwacje terminu zakwitu różnych roślin zielnych i drzew. Gdyby te obserwacje powtórzyć w tych samych miejscach, byłby wspaniały materiał do porównań i analiz długoterminowych. Podobnie z obserwowaniem owadów - wolontariusze-przyrodnicy mogą zbierać w wielu miejscach proste dane o obecności tych czy innych gatunków, a naukowcy w ośrodkach akademickich mogą te dane profesjonalnie i obiektywnie analizować oraz wyciągać wnioski nie z jednostkowych obserwacji ale z dużego materiału porównawczego.

Jednym z wielu przykładów jest gliniarz naścienny. Warto jednak zaznaczyć, że jest więcej podobnych gatunków, a zatem nie każda gliniana baryłka z pająkami to jego dzieło. Sceliphron destillatorium  czyli gliniarz naścienny należy do rodziny nękowatych (Sphecidae – ta rodzina błonkoskrzydłych jest zdolna do budowy gniazd i opieki nad potomstwem). Znany też pod nazwą formierz oraz szczerklin pająkówek. Jest to bardzo duża i smukła żądłówka o cienkim, żółtym styliku; pozostałe tergity odwłoka są zabarwione na czarno. Tułów także jest czarny. Odnóża są żółtoczarne. Nasadowy człon czułków żółty. te cechy powinny ułatwić identyfikację owadów dorosłych. Ale warto zrobić zdjęcie do dokumentacji, w różnych ujęciach. Wtedy łatwiej o konsultacje ze specjalistą i weryfikację swojej obserwacji.

W Polsce dawniej gliniarz naścienny obserwowany był rzadko, obecnie lokalnie jest pospolity i liczny, zwłaszcza na południu kraju. Sprzyja temu także jego medialna sława, czasem opisywany jako czarny szerszeń (prawda, że nazwa groźna i zwracająca uwagę?). Na czerwonej liście zwierząt wymarłych i zagrożonych znalazł się w kategorii NT. Wobec licznych, nowych stwierdzeń należałoby chyba status zmienić.

W Polsce gatunek tej "osy" niemal wyłącznie występuje w warunkach synantropijnych. Spotkać go można w pobliżu budynków mieszkalnych, lub gospodarczych. Także w miastach. Może dlatego jego obecność tak szybko została odnotowana i utrwalona w mediach? To, co z dala od naszych domów, mniej jest zauważalne. Gliniarz naścienny osiąga wielkość 16-25 mm. Owady dorosłe zobaczyć można od końca  maja do połowy września.

Prawdopodobnie występuje już w całym kraju, ale chyba sprzyjają mu warunki, stworzone przez człowieka. Być może mniejsza jest tu konkurencja i więcej jest luk ekologicznych. A może warunki klimatyczne i pokarmowe są bardziej odpowiednie? Być może jego ekspansja związana jest z ociepleniem klimatu i/lub antropogenicznymi przekształceniami środowiska. Tam gdzie jedne gatunki giną, tam inne znajdują dla siebie dogodną przestrzeń do życia. Dlatego własnie potrzebne sa liczne obserwacje i to na wielu różnych gatunkach, by uogólnienia były bardziej wiarygodne.

Dotychczasowe dane wskazują że najliczniejszy jest w południowo-wschodniej części Polski. Dorosłe odżywiają się nektarem spadzią. Ale dla swojego potomstwa łowią i paraliżują pająki, które umieszczają po kilka w jednej komorze (podobne do nich błonkówki z rodziny nastecznikowatych chwytają po jednym pająku na larwę). Jest to "osa" samotna, nie tworzy rodzin, dlatego porównanie do "czarnego szerszenia" jest nietrafne. Użądlenie (w obronie własnej) gliniarza naściennego nie jest bolesne.

Podobnie wygląda Sceliphron spirifex (nie wykazany jak na razie z obszaru Polski) różni się  czarnymi tegulami i czarnym pierwszym członem czułków.

Komórki z pokarmem dla larwy buduje z gliny, dlatego gliniarze występują w pobliżu zbiorników wodnych. Sparaliżowane żądłem pająki są żywe - dzięki czemu pokarm dla larwy jest cały czas świeży, ale jednocześnie są unieruchomione (sparaliżowane) - dlatego nie uciekają i nie stanowią zagrożenia dla larwy. Wszak było nie było pająki są owadożernymi drapieżcami. W pojedynczej komórce może być nawet 15, zwykle jednak jest ich 4-6 pająków.

Baryłkowate, gliniane komórki często spotkać można w domach i siedzibach ludzkich, na lampach, czasem na torbach itd. "Gniazdo" składa się z kilku (czasami nawet do 30- 65) komórek o średniej długości 3 cm, szerokości 1,4 cm. W  środowisko naturalnym gniazda są zbudowane w niszach skalnych, pod zwisającymi kamieniami, w dziuplach drzew, na spodniej stronie gałęzi drzew, pod mostami, pod dachami i okapami domów i innych budynków. Od górnej strony gniazdo jest pokryte wspólną grubą warstwą gliny i przypomina dużą bryłę gliny przymocowanej do podłoża. W ludzkich siedzibach  mogą być tylko same baryłki, bez wspólnej okrywy. Być może dlatego, że jest bardziej sucho i nic z góry nie kapie. Prawdopodobnie gliniarz naścienny w swym behawiorze ma preadaptacje ułatwiające przystosowanie się do warunków synantropijnych. I to jest kolejny temat do obserwacji - jak następuje przystosowanie się różnych gatunków do warunków miejskich. Bo w miastach procesy sukcesji, synurbizacji i ewolucji przebiegają obecnie bardzo szybkie. Na naszych oczach.

Można go zobaczyć przelatującego wzdłuż ścian budynków, przy oknach, pod dachem, przy krzewach, na łąkach, a także czasem na wilgotnej ziemi – zbierającego glinę na budowę gniazd. Należy bowiem do rodziny grzebaczowatych.

Niżej zdjęcia, które otrzymałem od czytelników mojego bloga, z zapytaniem co to za stwory i skąd się w ich domach wzięły:



Po pierwszej publikacji na moim blogu, informacja rozeszła się po "świecie" i czasem odnajduję liczne ślady:

"Pani Beata znalazła w żyrandolu w kuchni dziwne kokony. Jeden pękł i wysypały się z niego martwe (pozornie) pająki. Coś okropnego! Okazuje się, że to sprawka gliniarza. Zamiast zadzwonić na policję, pani Beata porobiła zdjęcia i napisała do profesora Stanisława Czachorowskiego, który wywiódł z tego zdarzenia taką oto historię. (...)Kokon w żyrandolu (...)  Właśnie w kuchni w żyrandolu znalazłam dwa kokony. Podczas ich usuwania jeden pękł i wysypały się z niego 24 martwe pająki. Do jednego pająka przytwierdzona była żółta larwa. Widok był tak zaskakujący, że zrobiłam zdjęcia. Drugi kokon w stanie nienaruszonym zostawiłam. Pozdrawiam, Basia. Pani Basia się myli: pająki nie są martwe, tylko sparaliżowane. Jedna samica musi zebrać około 100 pająków, żeby wyżywić swoje potomstwo. Ciekawe, czy gliniarze mogą wywrzeć jakiś zauważalny skutek w liczebności pająków? (...)  Inwazja afrykańskiej osy.  Gliniarz naścienny to gatunek dość egzotycznej osy, entomologom znany jest także pod nazwą szczerklina pająkówka. Jest to gatunek południowy, wywodzący się ze środkowej, zachodniej i południowo-zachodniej Azji. Gliniarz naścienny (Sceliphron destillatorum) to osa z rodziny grzebaczowatych (Sphecidae) od jakiegoś czasu obserwowana w Polsce. Areał występowania tego gatunku sięga po Mongolię, Kazachstan, Iran, aż po Chiny. Obecnie obserwowany jest w Afryce a także w Europie w rejonie śródziemnomorskim. W Polsce po raz pierwszy został zaobserwowany w 1968 r. w Czesławicach k. Lublina. Potem widziano go w Bieszczadach i w Beskidzie Niskim, w Ojcowskim Parku Narodowym i Krakowie. W 2013 roku odnotowano jego obecność w Chęcinach koło Kielc, w Hecznarowicach (woj. śląskie), pod Krakowem. W 2014 wyrywkowe informacje dotyczą obecności gliniarza na Śląsku, w Chorzowie, w Mielcu, w Kielcach, w Lubelskiem i w Brodnicy (to już blisko Warmii i Mazur!). Jeśli obserwacja jest poprawna, to byłoby najdalej wysunięte stanowisko na północ. Przedstawialiśmy już tę osę w naszym serwisie. Najprawdopodobniej jego ekspansja wiąże się z ocieplaniem klimatu. Wszystkie powyższe informacje pochodzą z siedzib ludzkich. Nie należy jednak wyciągać z tego wniosku, że gatunek preferuje nasze domy. Bo zbyt mało jest badań i poszukiwać i terenie. Możliwe, że jest u nas gatunkiem synantropijnym, a w naszych domach ma po prostu cieplej. Na pewno dobrze w naszych domach się czuje. Być może rozwiązaniem byłoby stawianie tak zwanych „hoteli dla pszczół” – tworząc dogodne miejsce do budowy gniazd. I wilk byłby syty (znaczy gliniarz naścienny) i owca byłaby cała (czyli my nie bylibyśmy w strachu)."

Po likwidacji serwisu Blox, przeniosłem wpisy ze starego bloga na nowy adres (https://czachorowski.home.blog/ ) ale komentarze przepadły. Dlatego, korzystając z wcześniejsze archiwizacji komentarzy, część z nich zamieszczam niżej. Przez kilka lat sporo się tego nazbierało.

  • W 2013 r. w lipcu pierwszy raz zauważyłam gliniarza w Chęcinach koło Kielc jak zbierał mokrą glinę. Jest dosyć duży więc trudno go nie zauważyć (Anita) 
  • Od lipca tego roku (2013) nie mogę pozbyć się tego paskudztwa. Każdego dnia, przykleja się do pościeli i pozostawia plamy, kokonów na dzień robi od 4 do 6 szt. Ja odkryłam gliniarza dzisiaj (2013) pod dachem, wciska się w szparę między ścianą domu, a drewnianym belkowanym dachem. Trochę mnie przestraszył, mam tylko nadzieję, że nie jest groźny dla człowieka.(Karolina) 
  • W zeszłym roku przypadkiem odkryłam kokony gliniarza naściennego w kartonie w mieszkaniu. Był wielki szok a potem akcja wyrzucenia świństwa i zakładania moskitier w całym mieszkaniu. Niestety właśnie przy jednym (i tym samym) oknie znalazłam już czwartą osę po nie właściwej stronie moskitiery. Jak się tego pozbyć, jak nawet nie wiem gdzie są gniazda?! Pomóżcie, bo wizja mieszkania z osami jest dla mnie zbyt przerażająca. ...
  • A ja właśnie wczoraj wywaliłam takie gniazdo spod kasety na roletę materiałową, w domu na oknie, osa była zła ...jak osa…. i kilkanaście porażonych pająków...niesamowite.... 
  • No cóż, gliniarze nie maja u nas lekko. Nie znając ich zwyczajów i widząc pierwszy raz, boimy się nieznanego. I tępimy. 
  • Robi regularnie gliniane kokony na podstopniu schodów od strony zachodniej - ciepło i sucho. A w środku larwy, na wpół żywe, około 10 za każdym podejściem. Po zlikwidowaniu - 3-4 godziny i jest nowe gniazdo. Uporczywie wraca. Jak pozbyć się intruza, wszak tu mieszkamy i może przenieść się wszędzie? (Brodnica) 
  • Już myślałam, że tylko ja mam taki problem. Dzisiaj myłam okna i po otworzeniu jednego z okien omal zawału nie dostałam. Usunęliśmy dziś kilka kokonów, byłam przerażona bo nie miałam pojęcia z czym mam do czynienia. A więc i u mnie się te osy osiedliły. ( Ewelina) 
  • Czy może mi ktoś powiedzieć jak się tego pozbyć z domu? od 2 lat w lecie mam to samo... wlatują za meble i w inne miejsca. Mam w domu małe dzieci i trochę się boję, że kiedyś je dziabnie i będzie płacz. (Krystian)
  • Właśnie zasuwa po moim oknie. (Irena) 
  • Od tygodnia obserwuję gliniarza ściennego, naszukałam się w internecie, co za cholera mi się na strychu osiedliła, jest dosyć liczna. Jutro poszukam gniazd a później spryskam środkiem owadobójczym. Wolę nie ryzykować swojego zdrowia i dzieci. 
  • Jak widać gliniarza naściennego spotkać można w pobliżu ludzkich zabudowań, a dorosłe osy często widywane są na kwiatach z rodziny baldaszkowatych. Szukają tam swoich ofiar, czyli pająków. Samica lepi gliniane gniazda w postaci pojedynczych, rurkowato-dzbanuszkowanych komórek z gliny, w kształcie kokonu (dzbanuszek z klapką). Po złożeniu jaja do tak przygotowanej komórki, samica znosi pająki, sparaliżowane jadem (nawet do 15-24 sztuki w jednej komórce). Osa swoje ofiary żądli, ale nie zabija, tylko paraliżuje. Nazwę osa wzięła od komórek wykonanych z gliny i przytwierdzanych w różnych miejscach, w tym na ścianach. Starsza nazwa (szczerklina pająkówka) odnosi się do pokarmu. Sparaliżowane ofiary czekają, póki larwa gliniarza ich nie zje. Zapasu musi starczyć na całą zimę. Po przepoczwarczeniu, latem następnego roku wygryza się z glinianego dzbanka i jako owad dorosły rozpoczyna kolejną fazę cyklu życiowego. Gliniarz naścienny (i jemu podobne) to „osy” samotnice, lepią z gliny baryłeczki – komórki dla jednej larwy. A w środku zapas jedzenia. Gliniarz akurat poluje na pająki (czytaj więcej o gliniarzu: Trąba wodna i gliniarz naścienny czyli rozważania o wyciąganiu wniosków z jednostkowych obserwacji.
  • Gliniarz jest gatunkiem obcym u nas. Podobne baryłeczki gliniane buduje nasza rodzima wolnica czarniawa (Auplopus carbonarius), także z rodziny nastecznikowatych (z tej samej rodziny jest gliniarz naścienny). Gliniane komórki lęgowe buduje ponadto inna osa – oska maczugoroga (Celonites abbreviatus). I oczywiście rodzime kopułki (chyba 7 gatunków w Polsce), w tym kopułka wysmukła. Jej gliniana baryłeczka ma wielkość około 1 cm. 
  • Mama wczoraj znalazła u siebie kokony na zasłonce (w załączniku wysyłam zdjęcie). Czy to są kokony gliniarza naściennego? Mieszkamy w Częstochowie. Pozdrawiam serdecznie i bardzo proszę o odpowiedź, Sandra Plaga
  • Od kilku dni słyszałam ciągłe brzęczenie na szafie. Trochę się bałam zaglądać bo czasem wpada jakiś zbłąkany szerszeń (myślałam, że nie może się wydostać i zdechnie). Wczoraj ściągałam torbę od laptopa i zdziwiło mnie to co ujrzałam. Zrobiłam zdjęcia i pozbyłam się owadów. Nie wiedziałam co to jest, ale znalazłam Pana artykuł. Latającego gliniarza jeszcze nie widziałam być może nie zwróciłam uwagi. Larwy były tylko w 2 kokonach. Trzeci kokon był zamknięty ale po rozłupaniu nie było w nim larwy. W załączeniu przesyłam zdjęcia. Małgorzata Lewczuk.

20.03.2019

Spotkanie w szuwarach z jadowitym bagnikiem, zwanym także kłęboszem

(Bagnik nadwodny, kryjący się w szuwarach)
Zanim opowiem o bagniku, co się kryje w szuwarach, najpierw napiszę o Ludziach w Szuwarach. Olsztyn, jako miasto z wieloma jeziorami, nazywany bywa szuwarowym miastem. Podobnie mówi się o województwie warmińsko-mazurskim. Po części z drwiną, że to taka prowincja bagienno-szuwarowa, po części w nawiązaniu do przyrody i licznych jezior, rzek, torfowisk. Tak, w szuwary jesteśmy obfici. Ale w szuwarach jest wielu ludzi utalentowanych i twórczych. To tu, na łono przyrody, na prowincję daleko od światowego zgiełku, uciekają ludzie by tworzyć. Nie tylko w czasie urlopu. Tak jak tytułowy bagnik, który czmychnął w szuwary.

Szuwary nie stygmatyzują. Niniejszy wpis ukazuje się  na specjalna okazję. W czasie inauguracji Facebookowej grupy Ludzie w Szuwarach (polecam także stronę W Szuwarach - sztuka i rzemiosło z Warmii i Mazur). Jest to grupa, skupiająca ludzi, którzy kochają tworzyć, szanują przyrodę, cenią ręczną robotę, wolą życie z dala od głównego nurtu, czyli takich, którym szuwary szumią w głowie. Po prostu miejsce w którym można pogadać w dobrym towarzystwie.  A dzisiaj (środa 20 marca 2019 r.) o godz 11.00 rozpoczyna się krótka, wirtualna Gala Szuwarowa czyli  oficjalne otwarcie grupy na Facebooku. Inicjatorka zaprasza wszystkich miłośników szuwarowania na uroczyste otwarcie grupy facebookowej "Ludzie w Szuwarach":  "Co powiecie na wspólną kawkę w ogrodzie w środę 20 marca 2019 o godz. 11? Znaczy powitalną transmisję na żywo z Szuwarów (fachowo to się live nazywa - czyli na grupie będzie wejście na żywo i możliwość komentowania) ? Stukniemy się filiżankami chociaż wirtualnie (był plan, żeby stuknąć się kieliszkami szampana, ale wiejska logistyka bardzo utrudnia picie alkoholu w ciągu dnia).  Data wybrana jest przypadkowo, ale tak się składa, że to akurat pierwszy dzień wiosny. (...)  Zapraszamy wszystkich, którzy cenią piękno i ręczną robotę, marzy im się życie bez wiecznej pogoni, szanują przyrodę oraz generalnie czują szuwarowego ducha. Będzie miło, pozytywnie, kreatywnie. I wreszcie nie tylko Magda Z Szuwarów będzie nadawać."

Dla towarzystwa to i ja trochę ponadaję. O tym, co piszczy w szuwarach nadwodnych. Życie w krainie szuwarów oraz praca terenowa naukowca, poza różnymi niewygodami, ma także i ten plus, że zawsze coś ciekawego się spotyka. Pare lat temu, podczas przeszukiwania brzegów rzeki Pasłęki w poszukiwaniu wylinek ważki trzepli zielonej (Ophiogomphus cecilia) natknąłem się na bardzo dużego pająka. Odrobina strachu i radości z niezwykłego spotkania. Wylinki wspomnianej ważki w celach monitoringowych najlepiej szukać (wypatrywać) z wody (od strony wody). Trzeba więc wejść do rzeki i przeszukiwać roślinność wodną i nadwodną, gałęzie, nadbrzeżne drzewa, niezarośnięty brzeg. A że czasem rzeka Pasłęka jest głęboka przy samym brzegu, to brodzi się niemalże po same pachy w wodzie. Świat wtedy wygląda zupełnie inaczej, z zupełniej innej perspektywy. I dlatego dostrzega się zupełnie inne rzeczy niż w czasie spaceru brzegiem, nad wodą. Patrzy się nie z góry, ale od dołu. Wzrok niemalże nad lustrem wody. Widać liczne nory bobrów lub tylko ich wyjścia na lądowe żerowiska. Widać wiele owadów, innych bezkręgowców, roślinność wodną.

W takich właśnie poszukiwaniach ważkowych natknąłem się na bardzo dużego pająka. Tak wielkiego jeszcze nie widziałem. Był większy niż pająki krzyżaki jesienią. Ledwo zdążyłem zrobić zdjęcie, a on czmychnął. Po prostu zniknął, zapadł się jak kamień w wodę. Nie wiem czy zanurzył się pod wodę, czy schował między nadbrzeżnymi turzycami. Był na prawdę szybki. Już wcześniej słyszałem o dużym, nadwodnym pająku, zwanym kłęboszem. Dysponując jedynie zdjęciem i własną pamięcią, postanowiłem poszukać i dowiedzieć się co też widziałem. Teraz jest dużo łatwej niż za czasów mojej młodości. Jest po pierwsze dużo więcej książek z dobrymi ilustracjami. Ale jest przede wszystkim internet. Można poszukać opisów gatunków, poszukać zdjęć lub po prostu wrzucić zdjęcie na odpowiednie forum, nawet w portalach społecznościowych, a ktoś bardziej doświadczony podpowie i pomoże.

Dzięki szybkiej i łatwej komunikacji internetowej nauka nabiera coraz bardziej społecznego charakteru. Po pierwsze staje się coraz bardziej dostępna (trafia pod strzechy). Komunikacja między niszowymi specjalistami i hobbystami staje się łatwa i możliwa. Szybko i łatwo można „znaleźć igłę w stogu siana”. Internet unieważnił niektóre przysłowia… Po drugie daje możliwość uczestnictwa w badaniach naukowych i dokumentowaniu wielu osobom, tak zwanym wolontariuszom. Nauka obywatelska. Nie tylko naukowcy ale i wolontariusze, hobbyści, uzupełniają powszechnie dostępne repozytoria wiedzy o przyrodzie, różnych gatunkach, zjawiskach. Powstają najprzeróżniejsze encyklopedie i społeczności z nimi związane. Prowadzą obserwacje i odnotowują stwierdzenia tak jak typowi naukowcy.

I właśnie dzięki takiemu społecznemu wymiarowi nauki dość szybko zidentyfikowałem mojego pająka. Po samym zdjęciu nie da się pewnie rozpoznać gatunku, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa był to bagnik nadwodny (Dolomedes plantarius) znany także jako kłębosz nadwodny (a w starszych opracowania także jako łakun). Jest jeszcze drugi, podobny gatunek (tego często widywałem nad wodami, ale raczej z daleka) – bagnik przybrzeżny, kłębosz przybrzeżny (Dolomedes fimbriatus), ale jak widać na zdjęciu u mojego pająka nie widać bocznych, białawych pasów. Ponadto miejsce spotkania i siedlisko bardziej wskazują na bagnika nadwodnego.

Bagnik nadwodny (Dolomedes plantarius) to pająk z rodziny darownikowatych (Pisauridae) osiągający wielkość do 2,5 cm (głowotułów wraz z odwłokiem), a wraz z odnóżami - 7-8 cm. Samice, jak to zazwyczaj u pająków bywa, są nieco większe od samców. Bagnik nadwodny jest zazwyczaj koloru brązowego (grafitowo-brązowego) z niewielkimi biało-kremowymi kropkami. Białe pasy po bokach ciała, tak charakterystyczne dla bagnika przybrzeżnego, są bardzo słabo widoczne lub ich brak. Tak jak to dobrze widać na zdjęciu „mojego” kłębosza.

Bagnik nadwodny, jak dobrze oddaje to jego nazwa, jest związany z bagnami i ze zbiornikami wodnymi, jeszcze silniej niż bagnik przybrzeżny (ale skąd nazwa kłębosz lub łakun?). Spotkać można go nad brzegiem lub na powierzchni rowów melioracyjnych, stawów, starorzeczy i jezior. Jednym słowem w szuwarach. Zawsze wśród bogatej roślinności wodnej i szuwarowej. Potrafi poruszać się po powierzchni wody a w razie zagrożenia potrafi zanurkować i skryć się pod wodą. Być może i mój bohater szybko zanurkował pod wodę, gdy chciałem zbliżyć aparat fotograficzny by zrobić lepsze zdjęcie. Pod wodą wydaje się metalicznie srebrny, a to za sprawą pęcherzyków powietrza, pokrywających jego owłosione ciało. Podobnie jak pająk topik. Mimo, że silnie związany jest z wodą, to nie można go spotkać w opracowaniach, dotyczących wodnych bezkręgowców - choć wykazywany jest tam pająk topik. Może dlatego, że pająk topik buduje podwodne dzwonowate schronienia, a bagnik tylko okazjonalnie nurkuje?

Bagnik nadwodny – nazwa dobrze oddaje siedlisko życia, związane z „bagnami” i przybrzeżnymi strefami zbiorników wodnych. Bagnik – niczym nazwa jakiegoś starodawnego demona słowiańskiego. Pająk ten żywi się wodnymi owadami, małymi rybkami, kijankami, małymi żabkami. Nie buduje sieci łownych lecz poluje aktywnie. Bagnik nadwodny uważany jest za gatunek bardzo rzadki. Ale może dlatego, że jest podobny do bagnika przybrzeżnego i z nim mylony? Może jest jednak częstszy niż myślimy, tylko brakuje obserwatorów w terenie, którzy go wypatrzą i odnotują jego obecność w różnych miejscach i regionach? Gatunek ten zasiedla Europę i Azję, ale w wielu regionach Europy Zachodniej już wyginął. U nas także jest nieliczny. Umieszczony został wśród gatunków zagrożonych wyginięciem w międzynarodowej Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych (IUCN Red List of Threatened Species).

Bliskie spotkanie z bagnikiem nadwodnym zawsze jest ekscytujące. Zwłaszcza jeśli ma się świadomość, że jego szczękoczułki z łatwością przegryzą ludzką skórę. Stanowczo odradzam próby schwytania go w rękę. Jego ukąszenia ciężko się goją, a jad powoduje silne, trwające kilka dni zatrucie organizmu, objawiające się bólem głowy, biegunką i wymiotami. Wędkarze nazywają to „wędkarskim kacem”. Ukąszenie bagnika jest podobno boleśniejsze niż ukąszenie pająka krzyżaka. Na szczęście dla zdrowia ludzi (a na nieszczęście dla nauki) bagnik jest bardzo płochliwy. Szybko ucieka lub chowa się pod wodę, zanim my go zobaczymy. Do ukąszeń dochodzi przypadkiem, gdy niechcący przyciśniemy go ręką (np. schowanego w zakamarkach łodzi wędkarskiej).

Nauka to dzielenie się wiedzą, przede wszystkim na wolnej licencji. Z efektów pracy naukowców wszyscy powinni swobodnie i bezpłatnie korzystać. Bo nauka powinna służyć przede wszystkim ludzkości.

W szuwarach kwitnie bogate i niezwykłe życie. Żeby je jednak zobaczyć, trzeba się zatrzymać i obserwować. I docenić lokalna unikalność.