27.02.2023

Lady Sapiens. Prawdziwa prehistoria kobiet

Książka, która częściowo obala niedawno wykreowane mity. Trochę odczarowuje klimat wystaw i opowieści o męskiej prehistorii człowieka. W naszej ewolucji istniał nie tylko łowca i myśliwy. A stosunki społecznie nie zawsze były takie jak w XIX wieku. Przez zdecydowanie większą część naszej historii i prehistorii żyliśmy w egalitarnych, małych społecznościach łowców zbieraczy. Na pewno jest to potrzebna książka dla odzyskania kulturowej równowagi i bardziej realistycznego spojrzenia na naszą przeszłość. Polecam,

Thomas Cirotteau, Jennifer Kerner, Eric Pincas "Lady Sapiens, Prawdziwa historia kobiet", tł. Aleksandra Weksej, wyd. Znaj, Kraków 2023, 303 strony. Czyta się lekko, nie jest przeładowana faktami. Bardzo obiektywnie i ostrożnie przedstawiane są różne dowody i odkrycia, bez ideologizowania, bez narzucania interpretacji. Odpowiedzialnie autorzy wskazują na to, co jest tylko domysłem i na to, co nie da się jednoznacznie udowodnić. Na razie. Przytaczane są różne dowody z najnowszych badań, czasem zaskakujących. Bo na przykład jak odróżnić płeć szkieletów, znajdowanych na stanowiskach archeologicznych? Okazało się, że znaleziono dobre i wiarygodne różnice, np. w budowie ślimaka w czaszce. Wcześniej przetestowano tomografem na współczesnych i znanych czaszkach. A czy można poznać płeć paleolitycznych artystów? Czasami tak, po kształcie dłoni i stosunku długości niektórych palców dłoni. Co można odczytać ze śladów stóp w jaskiniach? I jak naukowców współpracowali z afrykańskimi tropicielami? Tego się dowiecie w czasie lektury.

Najpierw powstał film a potem książka. I to w pewnym stopniu da się wyczuć w lekturze. W sposobie narracji i niektórych krótkich rozdziałach. Lektura przydatna dla archeologów, antropologów i zwykłych zjadaczy chleba. Bo książka napisana jest bardzo przystępnym językiem ale z naukową rzetelnością i ostrożnością w wyciąganiu wniosków. 

Lady Sapiens to nazwa. Próba wykorzystania nazwy gatunkowej. Bo Neandertalczyk ma swoją nazwę pospolitą, Denisowianie także (choć ci akurat dla odróżnienia nie mają nazwy naukowej) a Homo sapiens? Czasem mówimy Kromaniończyk, człowiek współczesny. W omawianej książce nazwa gatunkowa pisana jest prawie poprawnie bo w formie "Homo sapiens", poprawniej byłoby kursywą. Nie wiem jak jest w oryginale. Bo polscy tłumacze wykorzystują niejasny opis w słowniku PWN i stąd się bierze sporo błędów. W Lady Sapiens rodzaj Homo  pisany jest poprawnie, dużą literą i kursywą, ale już "Homo sapiens" niekonsekwentnie. Skrótowo pojawia się także samo sapiens (pisane kursywą). W tytule i w tekście (Lady) Sapiens pisane dużą literą jak nazwa własna jest chyba próbą spopularyzowania nazwy analogicznej do Neandertalczyka. 

Znajdziemy sporo wartościowych i ciekawie opisanych analizy sztuki, wytwarzania narzędzi, rękodzieła, medycyny, polowania. Nie znajdziemy natomiast jednoznacznego rozwiązania korpulentnych kształtów paleolitycznych Wenus. Bo większość kobiet w tamtych czasach była szczupła i umięśniona. Dlaczego więc te Wenus z epoki kamienia są takie pulchne? Sporo zostało jeszcze do odkrycia. Jedno wiemy, że pierwotni, paleolityczni Europejczycy byli ciemnej karnacji, z kędzierzawymi włosami i z ... niebieskiemu oczami. To zawdzięczamy badaniom antycznego DNA. Dopiero w neolicie, wraz z rolnictwem i gorszym odżywianiem, pojawiła się jasna karnacja, ułatwiająca przyswajanie witaminy D. Bladolicymi i jasnowłosymi Europejczykami jesteśmy od niedawna. 

W omawianej książce nie zabrakło odniesień do badań Sarah Hrdy (czytaj więcej: 
Matki i inni. Emocjonalna ewolucja człowieka (książka, którą warto przeczytać) i roli babć i ciotek we wspólnych wychowywaniu dzieci. 

Dlaczego dla Homo sapiens w uwodzeniu tak ważne były i są ozdoby, w tym ubranie? Autorzy wskazują, że jest to efekt spionizowanej postawy. Jak to się ze sobą wiąże? Nie zdradzę całej tajemnicy, odsyłam do książki o Lady Sapiens, burzącej częste jeszcze stereotypy o naszej prehistorycznej przeszłości. 

26.02.2023

O tym jak być tam, gdzie nas nie ma - rozważania o współpracy

Bogusława Mikołajczyk
Jestem tam, gdzie mnie nie ma. Paradoks? To nie jest możliwe? Jest, dzięki współpracy, która zna nie takie paradoksy. Zespołowo można znacznie więcej niż samemu. Dzięki internetowi i kooperacji można być tam, gdzie nas nie ma. Nie fizycznie co prawda, ale jednak można.

Jakiś czas temu zostałem zaproszony przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne do pisania podręczników, ćwiczeń i opracowań metodycznych do biologii w szkole podstawowej. Tak powstał zespół autorski. I po wielu miesiącach pojawiły się pierwsze efekty. Najpierw ukazuje się podręcznik do biologii do klasy 7. Właśnie pokazywany jest na konferencjach szkoleniowych, organizowanych przez WSiP.  Spotkania organizowane są w różnych miejscowościach w całej Polsce. Zbyt daleko, bym osobiście dojechał. Jednak w pewnym sensie tam jestem. Za sprawą znakomitych koleżanek. Jedną z nich jest moja dawna studentka i magistranta. Miło utrzymać kontakt o coś razem zrobić. 

Jak jeszcze tworzy się zespół i kooperacja? W czasie spotkań na różnych konferencjach. Sam internet nie wystarczy, potrzebne są także spotkania w kontakcie by zainicjować lub pogłębić podjętą współpracę. A będzie ona trwała kilka lat. Proces przygotowania podręcznika nie jest szybki i łatwy. Do każdego powstaje zeszyt ćwiczeń i poradnik metodyczny dla nauczycieli ze scenariuszami zajęć. 

A na marginesie współpracy rodzą się jeszcze inne, ciekawe pomysły dydaktyczne. Może uda się je Kiedyś zrealizować. Wykorzystując nowe możliwości cyfrowe i internetowe. Edukacja się zmienia, a my wraz z nimi. Wyprawa w nowe i nieznane przyjemniejsza jest w dobrym towarzystwie. 


Polecam także:
Joanna Gadomska





24.02.2023

Ryjkowiec co na krzywy ryj do kuchni się wprasza

Fot, Maria Jaszczyk
Skoro co jakiś czas dostaję jeszcze prośby, żeby rozpoznać owadziego gościa w domu, to znaczy, że jeszcze sztuczna inteligencja nie wyparła entomologów z rynku. Jeszcze jesteśmy potrzebni. 

W Polsce występuje około 30 tysięcy gatunków owadów. Już chociażby z racji tak dużej liczby nie sposób znać wszystkich gatunków. Trzeba posiłkować się książkami i innymi źródłami. Żmudna to praca. Nie ma eksperta od wszystkiego. Entomolodzy specjalizują się w poszczególnych rzędach czy nawet tylko rodzinach sześcionożnych mieszkańców naszej planety. Ale od niedawna coraz częściej nawet eksperci posiłkują się zasobami internetowymi... oraz algorytmami sztucznej inteligencji. 

Wróćmy jednak do bohatera niniejszej notatki. Jest nim widoczny na zdjęciu chrząszcz ryjkowiec. Rozpoznanie do rzędu czy rodziny nie jest problemem. Trudniej z gatunkiem. Tym bardziej, że chrząszcze to nie jest moja działka. Niemniej znajomi i nieznajomi podsyłają zdjęcia z prośbą o identyfikację oraz werdykt - bać się gościa w domu czy niekoniecznie. 

W drugiej połowie lutego otrzymałem zdjęcie od pani Marii Jaszczyk z zapytaniem "Takiego gościa mam w kuchni. Zastanawiam się czego on szukał w moim domu. Szedł sobie środkiem kuchni" . Pierwsze, żartobliwe skojarzenie to takie, że przyszedł coś zjeść "na krzywy ryj" jak na ryjkowca by wypadało. Ale co miałby jeść? To pytanie o potencjalne szkody, a więc czy bać się obecności takiego gościa. Boi może ich więcej po domu buszuje? Owady w zimie? Nie jest to z pewnością gatunek synantropijny, mieszkający z nami. To co on robi? Przyszedł z podwórka czy obudził się z zimowej hibernacji, ukryty gdzieś w szczelinie lub innym domowym zakamarku? 

Pierwsze moje skojarzenie: szeliniak sosnowiec (Hylobius abietis). Zamiast szukać w książkach szybciej było poszukanie obrazu tego gatunku w internecie i porównanie. Gdy się zna nazwę gatunkową to nie trudno odszukać odpowiedniego zdjęcia. Trudnością było również to, ze na zdjęciu nie ma skali porównawczej co do wielkość owada. Dopytałem się o wielkość  - coś około 1 cm. Niemniej szczegóły ubarwienia wykluczały szeliniaka sosnowca. A gdyby to był on  to jako szkodnik lasów świerkowych i sosnowych mógł teoretycznie trafić do domu. Co prawda szeliniaki żerują na szyjkach korzeniowych oraz pędach młodych drzew, zjadając korę i łyko. Wybierają drzewa młode, do ok. 5 roku. Zimują w stadium larwy jak i owada doskonałego. Jesienią szeliniaki zagrzebują się w ściółce u podstawy pni drzew iglastych. Ich aktywność rozpoczyna się w kwietniu. Chrząszcze opuszczają kryjówki i rozpoczynają intensywny żer. Luty to jednak na nie trochę za wcześnie, nawet jeśli uwzględnimy ocieplenie klimatu.

A jeśli nie szeliniak sosnowiec (bo tylko taki obraz ryjkowca o podobnym wyglądzie miałem w swojej pamięci) to co? Jak odszukać? A dlaczego nie skorzystać z internetowego wyszukiwania obrazu. Jedno kliknięcie i już pojawia się sporo propozycji. Wyszukiwarka Google wskazała między innymi na opuchlaka truskawkowca. Może nie ten gatunek ale jakiś opuchlak to może być. 

Opuchlak zwany także nadrachem (Otiorhynchus) to rodzaj obfitujący w liczne gatunki i niektóre z nich pojawiają się w domach (czytaj więcej). Pojawiają się z ogrodu lub mogą być przyniesione z kwiatami doniczkowymi. "Opuchlaki są (...) głównie szkodnikami roślin na polu i ogrodowych. Jednak chroniąc się przed zimą uciekają do domów, gdzie szybko odnajdują doniczki. Dlatego często zdarza się, że opuchlaki pojawiają się w domu w zimie i dziwią mieszkańców, którzy nie mogą dojść, skąd się wzięły". Może i ten zimował u pani Marii? Albo też korzystając z lepszej pogody został wybudzony z zimowego odrętwienia i dopiero teraz przyszedł "się ogrzać". Długo po kuchni się nie powałęsał, bo gospodyni wyniosła go do ogrodu i umieściła na niezgrabionych liściach. Nie zamarzanie. 

Strach ma wielkie oczy. Boimy się tego, czego nie znamy. W tym owadów, których nie rozpoznajemy. Przecież w ogromnej różnorodności biologicznej sześcionogów są gatunki pasożytujące na ludziach, są szkodniki magazynowe i drewnojady, uszkadzające meble i drewnianą stolarkę okienną. Nowe technologie pozwalają nam szybko i stosunkowo łatwo rozpoznać gatunek a potem wyszukać potrzebne informacje o biologii, ekologii i ewentualnym zagrożeniu. Poznaj i nie zabijaj. Bo najczęściej to niegroźni goście w naszych domach. I można dodatkowo wykorzystać takie aplikacje jak iNaturalist by informacja o dacie i miejscu stwierdzenia wzbogaciła naszą ogólnoludzką wiedzę. Tak rozwija się nauka obywatelska. Daruj życie, rozpoznaj i podziel się wiedzą. 

Być może AI samodzielnie nie jest w stanie napisać takiego, krótkiego artykuliku ani dodać obserwacji do bazy danych. Póki co jestem jeszcze komuś potrzebny! Ale jak długo?

A co do wyproszonego z domu opuchlaka - nie wiem czy nie zamarznie, raczej się gdzieś schowa. Albo znowu przyjdzie, tym razem na ciasteczko i kawę. Albo tak, pogadać, o życiu starych Polaków lub opuchlaków. 

22.02.2023

Dlaczego studenci przychodzą na wykłady?

Pytanie zostało postawione przez studentów na pierwszym wykładzie. Znamienne, że tak często zadawane jest właśnie pytanie o nieobecność na wykładach. Ile razy można nie być, żeby nie było negatywnych konsekwencji? I czy obecność na wykładzie jest obowiązkowa?

Pora na kilka wyjaśnień (refleksji, interpretacji). Na początek te techniczne (skąd się wzięły takie pytania). Na sali wykładowej akurat nie było złącza HDMI (a mój laptop nie ma starego wejścia) więc nie mogłem podłączyć własnego urządzenia. A w komputerze na sali nie było podłączenia do internetu. Dlatego na slajdzie pojawił się link do aplikacji Mentimeter. A samą prezentację internetową uruchomiłem na swoim laptopie (wi-fi było dostępne). Studenci mogli odpowiadać na swoich smartfonach lecz nie wyświetlały się na ekranie zbiorcze wyniki. Dlatego nie widziałem tych pytań i komentarzy w trakcie wykładu (laptop się wygasił). Studenci zapewne także nie widzieli innych niż swoich odpowiedzi. Dlatego zapewne kilka osób wpisało to samo. Przy okazji ujawniając skalę wyzwania czy też problemu. Warunki techniczne w jakimś stopniu wpłynęły na to, co pojawiło się w interaktywnej prezentacji Mentimeter.

Przedstawiłem zakres merytoryczny, który zamierzam przedstawić na wykładach i formę. Powiedziałem także o warunkach zaliczenia, o tym jak może wyglądać egzamin (bo dostali trzy możliwości do wyboru) i w jaki sposób będzie przebiegał. Ani razu nie wspomniałem o tym, że wymagam obecności na wykładach (ale pytania już były wpisane w aplikacji). Nie było więc tego, że trzeba chodzić i że można np. być nieobecnym raz czy dwa i że trzeba przedstawić zwolnienie lekarskie itp. "Nie powiedział ale może zapomniał a tak w ogóle to wymaga". Tak, puściłem listę na początku zajęć, lecz wyjaśniłem, że chcę wiedzieć ile osób zapisało się na wykłady (w USOSie nie było jeszcze widocznej listy).

Wykład dobiegł końca i jedna ze studentek wprost i na głos spytała o obecność na wykładach (ile można mieć nieobecności). Zatem wprost wskazałem, że sprawdzać będę ich wiedzę, umiejętności i kompetencje a nie obecność. Więc nie ma takiego kryterium. Być może jednak puszczona lista studentów mogła sugerować, że co innego mówię co innego robię. Wskazane jest jednoznacznie się upewnić. I bardzo dobrze.

Druga warstwa interpretacji. Skoro pytali, to znaczy, że często (?) wymaga się od studentów obecności na zajęciach, ustalając nawet formalnie liczbę dopuszczalnych nieobecności. Zatem jest to na stałe wrośnięte, w mniejszym czy większym stopniu, w praktykę akademicką. Obowiązkowa obecność jako sposób motywowania do pracy i zdobywania wiedzy? Bo jak są to siłą rzeczy coś usłyszą? Nawet jeśli myślami są daleko? A jeśli usłyszą to zapamiętają? To byłoby traktowanie studentów jak nieodpowiedzialne dzieci. Bo pracodawca wymaga obecności i jeśli nie będzie odpowiedniej frekwencji to uzna, że moja praca jest bezwartościowa? I wtedy ta obowiązkowa obecność studentów jest bardziej jako alibi, jako zabezpieczenie pracownika? Tak na wszelki wypadek? Rykoszetem trafia także w samych studentów?

Myślę, że naszą powinnością jest tworzyć warunki do uczenia się a nie bycie nadzorcą lub karbowym na polu z niewolnikami czy chłopami pańszczyźnianymi. W czasie moich studiów ceniłem wykładowców, którzy nie sprawdzali listy i nie wymagali obecności. Próbuję się utrzymać w tej dobrej, moim zdaniem, tradycji.

Czy wykład o charakterze podającym ma jeszcze sens w trzeciej dekadzie XXI wieku, gdy wiedza jest na wyciagnięcie telefonu komórkowego? I czy do wiedzy trzeba przymuszać ocenami, sprawdzaniem obecności? Czy nie ma lepszych rozwiązań?

Owszem, jest przykro, gdy sala wykładowa świeci pustkami. Co z tym dyskomfortem wykładowcy zrobić? Jest to informacja, że coś jest nie tak. Może wykład w poniedziałek rano lub w piątek po południu i pora jest uciążliwa? Student musi wybierać między różnymi swoimi priorytetami, w tym możliwością dojazdu i powrotu do domu? Może jakieś ważne kolokwium, dla którego trzeba poświęcić jeden wykład z innego przedmiotu? Na zasadzie prawa minimum - skupić się na aktualnym wąskim gardle by przetrwać? Albo wykłady niewiele wnoszą, nie są angażujące, ciekawe czy wartościowe? A może wiedza obecnie dostępna jest nie tylko na wykładach lecz i w internecie?  Lista obecności uniemożliwia dostrzeżenie takich problemów. Maskuje je.

A może półtoragodzinny wykład jako taki jest już anachronizmem? Może trzeba inaczej zbudować środowisko edukacyjne? Właśnie tak uważam i staram się mocno zmienić same wykłady. Tu i teraz, Sam przedmiot z egzaminem jako walidacja wiedzy a nie sprawdzenia czy dużo zapamiętali akurat z moich wykładów. A jeśli walidacja, to trzeba jasno określić wymagania w zakresie wiedzy, umiejętności i kompetencji oraz kryteria sukcesu. By student sam mógł ocenić czy już osiągnął wymagany poziom czy jeszcze nie. Ważne jest to, co umie a nie to, gdzie się tego nauczył. Nie trzeba więc stawiać specjalnych "znaczników informacji" by dowiedzieć, że że student zapamiętał to akurat na naszym wykładzie. Egzamin powinien być poświadczeniem posiadanej wiedzy i kompetencji a nie samego przychodzenia na zajęcia. 

Stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Warto na różne sposoby spoglądać w lustro aniżeli żyć iluzjami i "kijem" straszyć studentów. Dla zachowania pozorów i ukrycia rzeczywistych problemów... Bo jak się stłucze termometr to choroba sama zniknie?

Dlaczego więc studenci przychodzą lub nie przychodzą na zajęcia? Powodów zapewne jest wiele i są zróżnicowane. Nie wszędzie są takie same. Co zrobić by przychodzili? Bo relacje w kontakcie bezpośrednim są ważne i potrzebne. A może inaczej postawić pytanie: co zrobić by zdobywali wiedzę i poświadczali ją na egzaminach? Jak tworzyć im dobre środowisko do uczenia się? Ogrodzić łąkę dla pasących się owiec, krów i koni drutem kolczastym lub elektrycznym pastuchem, by się nie oddalały z wysączonego obszaru? A co, jeśli gdzie indziej trawa jest lepsza, soczystsza i zdrowsza?

Ponieważ zmieniły się warunki cywilizacyjne, to dawne wzorce i sposoby postępowanie niekoniecznie warto utrzymywać. Trzeba odkrywać i poszukiwać. Ja poszukuję nowych form, w tym wykładów hybrydowych. Bardziej interaktywnych. Wykorzystuję MS Teamas jako dodatkową przestrzeń do komunikacji i jako dodatkowe środowisko edukacyjne (dawniej także grupy na Facebooku czy Messengerze). Nie ma pandemii a Teamsy są do wykorzystania. Bo przestrzeń online nie jest tylko wyjściem awaryjnym w czasie kryzysu. Robię więcej niż mam w planach zajęć. I nie jest to udokumentowane w mojej "pracowniczej karcie czasu pracy". Poszukuję nowych sposobów do motywowania oraz dojrzewania do rozwoju, gotowości do własnego rozwoju.

Pytać warto, nawet anonimowo. A to umożliwiają technologie (narzędzia). Bez informacji zwrotnych trudno byłoby dobrze dostosować środowisko edukacyjne do indywidualnych potrzeb i aktualnej sytuacji tu i teraz. Postrzegam wartość wykładowcy jako przede wszystkim projektantka przestrzeni i procesu uczenia się a nie jako przekaźnika wiedzy czy chodzącej encyklopedii mądrości wszelakiej lub nadzorcy pasącego się stada. Tak, dzielę się swoimi doświadczeniami, przemyśleniami, wiedzą. Lecz nie to jest moim zdaniem najbardziej wartościowe w samym procesie uczenia się. Poznać odbiorcę i poznać warunki w jakich przyjdzie mu pracować jako już absolwentowi. Trawa nie rośnie dlatego, że ją się za źdźbła do góry ciągnie lecz dlatego, że stwarza się jej dobre warunki do wzrostu (światło, gleba, woda).

Tego bloga piszę także dlatego, że jest to uzupełniający kanał informacji, adresowany do studentów. Asynchronicznie i nieobowiązkowo.

16.02.2023

ChatGPT i trzęsienie ziemi w dydaktyce akademickiej

Rozgrywka, którą toczymy ze sztuczną inteligencją na planszy ewolucji kulturowej. Przeciwnik czy sojusznik? To chyba od nas zależy.

To jest wersja poszerzona i komplementarna do felietonu "Z Kłobukowej dziupli 2.0" , który ukaże się w Wiadomościach Uniwersyteckich. Skąd nazwa?  Bo ponownie pojawiam się w Wiadomościach Uniwersyteckich i w wersji nieco rozszerzonej o nowej technologie, z QR kodem, by umożliwić szybkie dyskutowanie. Prawie jak w kontakcie bezpośrednim choć asynchronicznym. I w objętości nie ograniczonej do 2800 znaków ze spacjami (jak to jest w wersji papierowej). Mogę dłużej, mogę więcej, mogę bardziej interaktywnie. Zachęcając do aktywnej i szybkiej dyskusji, tak jak w bezpośredniej rozmowie. Piszę i eksperymentuję jednocześnie. Bo czy można starą formę (pismo drukowane na papierze) przetworzyć i ponownie wykorzystać w nieco bardziej cyfrowej formie? Uniwersytet to dobra przestrzeń do odkrywania i eksperymentowania, do pokazywania procesu wymyślania i pokazywania rzeczy prototypowych. Z gotowością na błędy i porażki. A przede wszystkim z gotowością do dyskusji.

Gdy do danej społeczności lokalnej przychodzi ktoś nowy, to ożywia rozmowy. Staje się obiektem towarzyskiego zainteresowania. Staramy się z tym kimś porozmawiać a poza plecami komentujemy, dzielimy się wrażeniami z dotychczasowymi członkami naszego towarzystwa, odczuciami, obawami czy zachwytami. Trywialnie mówiąc - obgadujemy.

I taką gwiazdą socjologiczno-medialną naszych rozlicznych dyskusji stały się algorytmy sztucznej inteligencji a w szczególności ChatGPT. Powróciły dyskusje o potrzebności i zbędności ludzi jako takich. Skoro praca ludzka jest mniej potrzebna i zastępowalna, bo wykonają ją za nas maszyny i algorytmy, to co dalej z nami? Jaka będzie nasza przyszłość, ta bardziej ogólna i ta bardzo konkretna? W sklepach są już kasy samoobsługowe, na przystankach i w autobusach są biletomaty, przesyłki nadajemy i odbieramy w paczkomatach, towary zamawiamy za pośrednictwem algorytmów internetowych. A teraz ChatGPT mocno postawił pytanie czy pisarze i dziennikarze mogą spać spokojnie? Bo przecież można pogadać z czabotem i poprosić o bajkę. Czy nie zastąpią ich tańsze algorytmy AI? A co z naukowcami i nauczycielami, skoro czatboty piszą za uczniów wypracowania? Już nie tylko proste prace są zastępowane ale nawet te wydawałoby się kreatywne.

Rozmowy z ChatGPT to nie tylko rozrywka pod którą kryje się wielka zmiana i niepokój. Ludzkie emocje. Nasze emocje. To także zastanawianie się nad kierunkowymi procesami ewolucji kulturowej i przyszłości społeczności ludzkich.

Dla twórców i ludzi pracujących z tekstem czyli także dla naukowców, wykładowców i studentów, nastały całkiem nowe czasy. Zwalczać algorytmy i urządzenia np. smartfony (tak jak kiedyś luddyści zwalczali maszyny tkackie) czy zaakceptować i mądrze wykorzystać? Czyli rozpoznać możliwości i wykorzystać jak zwykłe narzędzie.

Uniwersytet to w dużym stopniu praca z tekstem, nawet w naukach przyrodniczych. Lecz dawne formy powoli tracą sens: zadać lekturę do przeczytania i sprawdzić jej przyswojenie, np. w formie kolokwium, egzaminu czy dłuższej wypowiedzi pisemnej (uporządkowanej), takiej jak praca dyplomowa. A gdy jest wielu studentów (uczniów) to może wykorzystać do sprawdzania test? Testy sprawdzające wiedzę to w części zautomatyzowana czynność (a więc algorytmy i automatyzacja już od dawna wdzierają się w przestrzeń edukacyjną, przywykliśmy do niej).

Czy taki ChatGPT to jeszcze narzędzie czy już nieludzka osoba w naszej społeczności? Mamy psy i koty, zaakceptowane jako część rodziny, stada, to może analogicznie potraktujemy algorytmy i automaty w domu? I na uczelni? Obdzielimy je zaufaniem i współpracą oraz prowadzić będziemy z nimi monolog lub dialog?

Tak czy siak w dydaktyce czeka nas wielkie trzęsienie ziemi, bo albo wysiłek skierujemy na coraz sprawniejsze pilnowanie przed ściąganiem i niesamodzielnym wykonywaniem zadanych prac, albo… twórczo wykorzystamy AI w edukacji. Algorytmy zwolnią nas z rutynowej pracy a my zajmiemy się tą najbardziej twórczą? Tworzy się coś nowego, tak samo jak pismo i drukowana książka zmieniły sposób kształcenia tak teraz AI mocno zmienia także uniwersytety. Czy nasz także? A może poprawniej: kiedy i jak szybko zmieni się nasz uniwersytet?

W wersji papierowej i pdf obok tekstu jest QR Kod linkujący do niniejszego tekstu na blogu. Czytasz ten tekst w wersji tradycyjnej, papierowej lub pdf (na ekranie) a za sprawą qr kodu i smartfona możesz komentować i dyskutować od zaraz (w komentarzach na blogu). W wersji na bogu nie potrzeba QR kodu, by dodać swój komentarz. Wystarczy jedno kliknięcie... i można pisać. A więc nie tylko dyskusja w formie tradycyjnej np. przez pisanie polemik, komentarzy i swoich tekstów, które jako przedłużona dyskusja ukazują się w kolejnych numerach tego samego czasopisma lub zupełnie innego. Ale od zaraz, na gorąco. Tak jak w rozmowie bezpośredniej.

W konfrontacji z AI rośnie znaczenie motywacji i pokazywania sensu. Pokazanie sensu i motywowanie do działania to nowe umiejętności i nowe wyzwania. Nie wystarczy nakazać, zadać pracę domową i egzekwować. Trzeba przekonać studenta do sensu tych działań i zmotywować do wysiłku. Na to potrzeba więcej czasu i innych umiejętności wykładowcy czy nauczyciela.

Żeby prowadzić dialog, uczeń czy student musi przyswoić sobie kumulatywnie zgromadzoną wiedzę. W naukach przyrodniczych to nie tylko czytanie podręczników i publikacji lecz także ćwiczenia praktyczne, eksperymentowanie, obserwacje mikroskopowe, doświadczenia chemiczne itd. W większości jest to powtarzanie tych samych doświadczeń przez wiele lat. Kiedyś ktoś coś odkrył za pomocą takiego doświadczenia a my to powtarzamy i studenci odkrywają Amerykę po raz setny. Tym razem dla siebie. 

A co z lekturami? Po co na przykład analizować Dziady i lektury z powstania styczniowego? To było ważne i aktualne, gdy powstanie było żywe w pamięci i dopiero powstało państwo polskie. Czyli 100 lat temu. Czy teraz są to zrozumiałe i aktualne problemy? Czy potrafimy pokazać sens i zmotywować do rozstrzygania dawno rozstrzygniętych dylematów i dawno już nieaktualnych? Nie twierdzę, że nie ma sensu, może jest. Tylko trzeba go teraz pokazać na nowo. Nie wystarczy nakazać. Leniwie korzystamy ze starych, dawno wypracowanych form. Trzeba nowego wysiłku. Nie da się na rynek wchodzić z lampami naftowymi czy radiami tranzystorowymi, rozpamiętując czasy, gdy miały wzięcie i były chodliwym towarem. Już nie są. Czyli czego i jak uczyć teraz? Oto jest pytanie, które coraz bardziej wymusza na nas nowa technologia i AI.

A co na uniwersytecie? Na przykład mała grupa. Ta sama na wykładzie i ćwiczeniach. Jaki jest sens dzielenia zajęć osobno na ćwiczenia i wykłady? Tym bardziej, że wiedza jest coraz łatwiejsza do pozyskania samodzielnie, z Internetu. Organizacyjnie ani merytorycznie nie ma to sensu. Ale my kultywujemy dawane wzorce, siłą inercji. Czas się zatrzymać i zastanowić, co warto zatrzymać a z czego zrezygnować. Znowu pojawia się pytanie o sens.

Może ważniejsze jest tworzenie środowiska do dyskusji i kompetencji XXI wieku - 4 K? Czyli komunikacji, krytycznego myślenia, kooperacji i kreatywności. Czy algorytmy sztucznej inteligencji będą dla nas w tym przedsięwzięciu przeszkodą czy pomocą? To chyba od nas najbardziej zależy. I wtedy pytanie brzmi nie czy ale jak. Jak do tego dojść, jak wdrożyć, jak się samemu nauczyć?

Może uczyć myślenia? A wtedy czy ważne na jakim tekście i na jakim materiale? Będzie więcej wyboru dla studenta. A on będzie miał więcej poczucia sprawstwa i podmiotowości. 

Czy kolekcjonować dyplomy (rekordzistka na ich 28) czy doświadczenia i realizacje? Pisać prace zaliczeniowe do szuflady czy od razu tworzyć, przy wsparciu wykładowcy, coś na prawdę, od razu w przestrzeni publicznej (metoda projektu)? I to z wykorzystaniem takich narzędzi, z jakich będą korzystali w życiu zawodowym. A więc z różnymi AI, tak jak kupują bilety w biletomatach lub całkowicie online, tak jak płacą telefonem, odbierają paczkę w paczkomacie i płacą w sklepie w kasie samoobsługowej. Kiedyś nowością były supersamy – sklepy w których sami braliśmy towary z półki. W części rezygnując z pracy personelu sklepowego. A teraz rezygnujemy z kasjerki. Dzięki takim algorytmom jak ChatGPT możemy zrezygnować z czegoś (kogoś?) jeszcze. 

15.02.2023

6 metafor przestrzeni uniwersyteckiej



Portal EduNews obchodzi swoje 15. urodziny. Z tej okazji odświeżyłem sobie bardzo ciekawy artykuł z 2016 roku, napisany przez Marcina Polaka. Wtedy mnie zainspirował w myśleniu o przestrzeni edukacyjnej a obecnie jeszcze nabrał nowego znaczenia. W styczniu 2016 roku Marcin Polak pisał O miejscach, w których uczymy się od zawsze. Ważny temat. Przestrzeń edukacyjna to także relacje międzyludzkie. Przestrzeń może te relacje ułatwiać lub utrudniać. Jest jak but, jeśli wygodny to dobrze się wędruje i daleko można zajść, jeśli uwiera, do nogi bolą i nie zajdziemy daleko. Po okresie pandemii i być może przesytu kontaktami zdalnymi, częściej rozmyślamy o przestrzeni. I o relacjach. Zatem jak zaprojektować przestrzeń (i organizację zajęć) by tworzyć dogodną platformę do relacji? Dotyczy nie tylko szkół ale i uniwersytetów. A to ostatnie obchodzi mnie na co dzień.

Marcin Polak, w swoim artykule przypomniał to, co wcześniej napisał David Thornburg: "Ciekawy punkt widzenia w tym temacie zaprezentował w 1999 r. (i sukcesywnie rozwijał) David D. Thornburg, amerykański badacz i futurysta, autor głośnej w świecie anglosaskim książki "Ogniska w cyberprzestrzeni". Do rozmyślań o przestrzeni edukacyjnej skłonił go rozwój technologiczny – zaczął zastanawiać się, jak mogłaby wyglądać szkoła przyszłości za kilkadziesiąt lat, jakie powinny być jej fundamenty, skoro będą nas wszędzie otaczać nowoczesne technologie. Thornburg doszedł do wniosku, że nawet w świecie pełnym technologii można mówić o pewnych pierwotnych metaforach przestrzeni, które powinny obok siebie istnieć, abyśmy mogli się uczyć.” Czerpiąc z antropologii (m.in. z badań Gregory Batesona) i zastanawiając się nad pierwotnymi procesami uczenia się człowieka, zaproponował taką organizację przestrzeni edukacyjnej, która danej społeczności uczniów oferuje możliwość współbycia z innymi osobami w różnych sytuacjach edukacyjnych. Podał 5 metafor, które przypominam i sam dodaję szóstą.

1. Wodopój

"Miejsce spotkań różnorodności (różnych osób, ale i poglądów). Tutaj przychodzimy, aby razem napełnić się energią, pomysłami, wzajemnie zainspirować się pomysłami. W tym miejscu każdy może być i uczniem i nauczycielem." Co jest wodopojem na uczelni? Niezaplanowane miejsce spotkań, różnorodność relacji. Tak jak rozmowy kuluarowe na konferencji naukowej. Czy wodopojem na uniwersytecie jest biblioteka, stołówka czy konferencja lub spotkanie dyskusyjne? A w pogłębiającej się rzeczywistości cyfrowej czy takim wodopojem są blogi i inne miejsca w mediach społecznościowych, w których możemy reagować? Gdzie przepływ informacji jest nie tylko jednokierunkowy ale wielokierunkowy. Przestrzeń wirtualną dopełnia tę fizyczną, analogową. Stworzyć lub odkopać te uniwersyteckie wodopoje. Lub po prostu je odszukać i ponownie odkryć dla siebie. I dla relacji oczywiście. 

2. Jaskinia

"Tu wycofujemy się, uciekając przed hałasem, kolegami i koleżankami, chcemy się zastanowić, pomyśleć, odetchnąć, pobyć chwilę z samym sobą i z własnymi myślami. W tym miejscu zastanawiamy się nad pytaniami, treścią, powiązaniami."

Cisza i samotność do spokojnej pracy. To nasze gabinety i pokoje cichej nauki w bibliotece. Intelektualne pustelnie, z wyciszeniem od gwaru codziennego życia. Siedzimy w samotności, rozmyślamy i piszemy. Jaskinie na uniwersytecie (i w każdej szkole) były i są potrzebne. W nadmiarze docierających bodźców, w tym społecznym hałasie, stają się deficytowe. Warto je odszukać dla siebie i dla innych. A jeśli nie ma, to tworzyć.

3. Ognisko

"Tutaj spotykamy się razem, siadamy, aby posłuchać historii, porozmawiać, wymienić opinie i informacje, pozwolić grupie popracować nad własnymi pomysłami."

Miejsce, gdzie razem słuchamy historii, wymieniamy opinie. Dla nauki te konektywne relacje wymieniania opinii, informacji, wiedzy, dyskutowania są niezwykle ważne. To zapewne sala wykładowa, seminarium uczelniane. A teraz także zespół na MS Teams, grupa na Facebooku czy innym medium społecznościowym,  podcast w radiu czy udział webinarze. Dzięki internetowi przekraczamy przestrzeń i możemy spotykać się przy ognisku z różnymi ludźmi z daleka. 

4. Laboratorium / Piaskownica 

"To miejsce eksperymentowania, podejmowania prób i popełniania błędów, miejsce bezpieczne, w którym nie przejmujemy się nieporządkiem i nieładem. Tu możemy dać upust swojej kreatywności."

Typowe laboratorium uniwersyteckie, miejsce do eksperymentowania. Do spotkania się z obiektem badań i nawiązaniu z nim specyficznych relacji poznawczych. 

5. Szczyt góry /Pokaz, scena 

"Jest to miejsce, w którym dzielimy się swoją wiedzą, informacjami z wieloma innymi osobami, ujawniamy nasz potencjał, pokazujemy swoje mocne strony, wewnętrznie odkrywamy swoje słabości." 

Miejsce i sytuacja, gdzie dzielimy się wiedzą, gdzie występujemy na scenie. To wykład otwarty, uroczystości uczelnianie itp. A w Internecie? Nagrane wykłady, książki, dłuższe teksty? Tak jak ten, zamieszczony w 2016 na portalu EduNews?

M. Polak tak podsumował, opisane wyżej metafory: "Te pięć metafor może nam pomóc inaczej spojrzeć na przestrzenie edukacyjne szkoły. Zastanówmy się teraz, czy kiedykolwiek w naszym życiu trafiliśmy do takich miejsc... Może w internecie, w przestrzeni wirtualnej? A czy w naszych szkołach też znajdziemy takie miejsca? Czy jesteśmy tego pewni, że one są…" Tak ukierunkowany poszukuję analigicznych miejsc u siebie, na uniwersytecie. Rozglądam się i próbuję ponownie odkryć je nie tylko dla siebie lecz i dla studentów. Objaśnić przestrzeń, w które mogą zachodzić relacje. Przestrzeń, w której można się uczyć, poznawać. A że rzeczywistość cyfrowa mocno wkracza w nasze życie i je odmienia, to ta uniwersytecka przestrzeń też ulega przeformatowaniu. 

Do tych pięciu metafor dodałbym jeszcze jedną:

6. Polowanie i wyprawy. Dla mnie ważne jako ekologa terenowego. Ekspedycje, warsztaty terenowe, staże krótsze lub dłuższe, konferencje naukowe, szkolenia. Wybieramy się gdzieś daleko, coś robimy i wracamy z intelektualnym "łupem". By następnie u wodopoju czy uczelnianego ogniska dzielić się zdobyczami i opowiadać to tym, co daleko. I jakie były przygody. Oczywiście o ile są dobre relacje do takiego dzielenia się. I o ile jest dogodna przestrzeń.

Bardzo dobry artykuł O miejscach, w których uczymy się od zawsze, inspirujący. Od razu w mojej głowie pojawiło się pytanie, czy i jakie przestrzenie mamy na uniwersytecie? Czy czegoś nam nie brakuje? Laboratoria są, jaskinie (gabinety) także. Szczyty góry też są. Lecz chyba za mało miejsca na ogniska i wodopoje. I zastanawiam się jak przestrzeń wirtualna może to uzupełniać, dopełniać. Bo np. takie Akademickie Zacisze jest dla mnie ogniskiem. Dostępnym, otwartym i przyjaznym ogniskiem dla gościa. A czy przez zasiedzenie mogę czuć się już współplemieńcem? Akademickie Zacisze uzupełnia to, czego na wielu uczelniach brakuje lub jest w deficycie. A może bardziej jest wodopojem? Przy którym spotykają się członkowie tego samego plemienia ale różnych klanów, różnych rodzin. Na co dzień żyją osobno i tylko na uroczystości plemienne przy ognisku się schodzą. Lub przypadkiem spotykają się przy wodopoju?

Dyskusje toczymy także w przestrzeni wirtualnej. Tam też budowane są i rozwijane relacje i konektywny przepływ wiedzy, opinii, informacji, metafor. Oto przykład dyskusji, jaka się wywiązała na Facebooku pod testem o przestrzeniach edukacyjnych i tym czym jest np. Akademickie Zacisze. Podzielę się fragmentami jak myśliwy, który wrócił z polowania i dzieli się zdobyczą z innymi współplemieńcami. 

Agnieszka Blečić Bleczyc-Węgrzyn: "Ogień i woda, ognisko i wodopój! Miejsca życiodajne, scalające. Na każdym poziomie edukacji łącznie z uczelniami. Wiele lat temu jako studentka najwięcej ,,pokarmu" i ,,ciepła" dostawałam przy ognisku jakim była uczelniana stołówka - byli tam wykładowcy (kilku w bardzo podeszłym wieku), którzy przychodzili coś zjeść ale siadali przy stolikach ze studentami i jakby od niechcenia ,,rozpalali ogień". Jedząc kotleta dostawaliśmy dodatkowe ,,sałatki-wiedzę" Prawdziwe zajęcia ze studentami były w stołówce. Kolejne lata zaobserwowałam, że najważniejsze rozmowy odbywam poza oficjalną formą spotkań, a to przy szatni, a to w poczekalni PKP itp. Najważniejsze wymiany informacji odbywałam przez ponad 35 lat z prof. Vetulanim w dziedzinie neurobiologii wyłącznie na dworcach PKP, gdzie nikt nie przeszkadzał, już po odczytach/wykładach, tam było ognisko. To mi uzmysłowiło, że prawdziwe lekcje, to nie rygor w klasie z czystymi ławkami i tablicą, ale swobodna wymiana informacji w miejscu NIEDOSTOSOWANYM do tradycyjnych zajęć! To niedostosowanie miejsca być może sprawia, że znika hamowanie naszej twórczej wyobraźni, a pojawia się poczucie luzu/bezkarności, zaś bezkarność pozwala myśleć swobodnie, bez zahamowania, bez ograniczeń! Może ta ,,bezkarność w niedostosowanym miejscu" sprzyja swobodzie myślenia, zadawania pytań (nawet pozornie bezsensownych)? Pytanie - czy niedostosowane miejsce może wyzwalać poszukiwanie/procesy myślenia/analizowania? Czy niedostosowane miejsce może pobudzać instynkt samozachowawczy poszukujący rozwiązania problemu? Podejrzewam, że miejsce do edukacji powinno być tworzone na potrzeby naszego głębokiego pierwotnego instynktu czysto biologicznego. Temat bardzo szeroki i fascynujący!"

Tomasz Pintal: "Mistrzowska strategia! Puszczamy w eter temat typu "drobne wołanie o pomoc (dobre rady)", aby naturalnie zjednoczyć słuchaczy, a potem stopniowo ukierunkowujemy tematy dyskusji, aby mimochodem następował proces nauki. Ja ten sposób stosuję, gdy chcę sprawdzić na ile moi odbiorcy uważnie uczestniczą w dyskusji, a czasami także po to, aby jeszcze mocniej uaktywnić ich krytyczne myślenie oraz dostrzeganie tego co pierwotnie zupełnie niewidoczne." 

Agnieszka Blečić Bleczyc-Węgrzyn:  "Ujawnię jeszcze, że jeden z profesorów miał na nas sposób iście diabelski! Rzucał tematy czysto prywatne/rodzinne, np. ach, mój wnuczek choruje (...), no i zależnie od rodzaju rzuconej info natychmiast uszy nastawiały dziewczyny lub chłopcy, zaraz zaczynało się dzielenie doświadczeniami, doradzanie itd., a profesor udawał, że nie rozumie i dopytywał. Teraz po latach rozumiem, że naprowadzał nas nawet na odpowiednią literaturę, a na zaliczeniach/egzaminach nagle wszystko wiedzieliśmy, myśląc, że z oficjalnych wykładów/ćwiczeń, a nie ze stołówki."

Tomasz Pintal: "A może warto pomyśleć o tworzeniu takich "bezkarnych przestrzeni", które mogłyby być otwarte dla każdego zainteresowanego, a jednocześnie nie miały charakteru elitarnego? Z mojej perspektywy mogę podzielić się doświadczeniem związanym ze streamowaniem szachów na Twitchu. Jest to miejsce w którym spotykamy się ze wszystkimi, którzy chcą uczestniczyć w naszych rozmowach, analizach, wymianie myśli oraz razem tworzyć i uczestniczyć w tym co się dzieje w czasie spotkań. I co szalenie ciekawe, a jednocześnie niezwykłe - ja nie mam wpływu na to kto przyjdzie, kto będzie aktywny w czasie spotkań oraz na ile spotkania będą inspirowały do dalszych przemyśleń, interakcji oraz różnych odkryć czy wniosków  Po kilku latach obserwowania i tworzenia tego typu miejsc, zauważyłem że często dzieję się tak, że im więcej przestrzeni dostają uczestnicy i im lepiej dobrani goście oraz tematy, tym mocniej rezonuje to wśród zebranej społeczności. I to do tego stopnia, że osoby które początkowo są nieaktywne, po pewnym czasie same zabierają głos, czy to dodając wartościowe treści czy też prostując oczywiste błędy. Czy myślicie o tym drodzy Państwo? Czy tego typu rozwiązania mogą pomagać nam jeszcze bardziej jednoczyć naszych edukatorów i dawać innym przestrzeń do uczestnictwa, a także inspirację, aby sami tworzyli takie wodopoje i ogniska? "

Nasze ludzkie mózgi są ze sobą połączone relacjami. W tej sieci systematycznie przybywa nieludzkich obiektów, które nie tylko magazynują lecz i przetwarzają informacje. Wiedza trwa i tworzy się w relacji z innymi (w tym przypadku w dyskusji), utrwala i dojrzewa w relacjach. I trwa, dopóki krąży w dyskusji. Przestrzeń czyli struktura ma znaczenie. Tak dla organizmów, ekosystemów jak i dla wiedzy. 

12.02.2023

Matki i inni, czyli rozmowa z ChatGPT w całkiem wirtualnym czytelniczym klubie dyskusyjnym

Zdjęcie okładki książki z wcześniejszego
wpisu na blogu,
przetworzone przez DALL-E, w bardzo prosty
sposób, bez dodatkowych słów tematycznych.
Czy powstaną dyskusyjne kluby książki z generatywną sztuczną inteligencją? Od dziesięcioleci ludzie czytają książki a potem chcą o nich rozmawiać z innymi. Czasem na spotkaniach autorskich z pisarzami. Tak powstały liczne kluby czytelników, działające przy wielu bibliotekach. A czy można porozmawiać z czatem? I czy powstaną takie kluby czytelnicze, w których jednym z rozmówców będą właśnie algorytmy AI? Wtedy każdy czytelnik szybko i łatwo podyskutuje o przeczytanej właśnie książce. Szybko i w każdym miejscu. Czy możliwe są takie spotkania wieloosobowe w gronie mieszanym, hybrydowym, w których oprócz żywych ludzi udział brać będzie jakiś algorytm AI? Byłby to zupełnie nowy rodzaj interakcji społecznych. Fikcja czy realna możliwość?

Po przeczytaniu książki Matki i inni, napisałem tekst na blogu, by podzielić się wrażeniami z innymi. Chciałbym z innymi o tej książce i zawartych w niej przemyśleniach, obserwacjach, teoriach, porozmawiać. Trochę potrwa, zanim inni przeczytają i zanim uda się zorganizować jakieś spotkanie w kawiarni naukowej w bezpośrednim kontakcie lub online. Postanowiłem więc porozmawiać z ChatGPT i sprawdzić czy jest w stanie napisać tekst na blog jako recenzję tejże książki. Niżej zamieszczam rezultat z jedynie  małymi poprawkami stylistycznymi. Okazuje się, że ważne jaki jest prompt, jak formułuje się pytania i jakie wydaje się polecenia. Chat to dobry nieludzki partner do rozmowy, ale bardzo specyficzny i o ograniczonym zaufaniu. Czy nowy gatunek Homo, powstający w relacji z algorytmami sztucznej inteligencji, zaakceptuje społecznie AI i będzie tworzył z nią nowe relacje, nowe jakości myślenia, komunikacji i relacji społecznych?

Książka w języku polskim ukazała się w 2023 roku, dlatego zapytałem o angielską wersję, opublikowaną w 2009 roku. Liczyłem, że tak łatwiej odszuka w swoich zasobach adekwatne treści. Czy to całą książkę (jeśli stanowiła element uczenia się), czy też publikowane jej recenzje, omówienia lub polemiczne komentarze.

W treściach generowanych przez ChatGPT, nie wszystko się zgadza z tym, co sam w książce przeczytałem. Może jednak to efekt sposobu zadawania pytań i szczegółowości poleceń, które wpisuje się do wykonania czatowi? Trzeba się nauczyć konwersować z AI. Tak, jak rozmawiać z innymi osobami, interpretować skąd się bierze taka a nie inna odpowiedź czy kreacja wypowiedzi słownej. Nowe zjawisko społeczne, gdy do naszego stada, naszej społeczności dociera zupełnie inna nieludzka „osoba”. Od dłuższego czasu uczymy się internetowego języka ciała i bez kontaktu wzrokowego próbujemy odczytać język niewerbalny. Na nowo uczymy się odgadywać co myślą inni, ci, z którymi konwersujemy i jak odczytujemy hierarchiczne relacje społeczne. Wyzwanie dla ewolucyjnie ukształtowanej teorii umysłu (intersubiektywność). Nie tylko inni ludzie w kontakcie, nie tylko zwierzęta takie jak psy czy nawet koty, ale obiekty AI i szumy cyfrowej komunikacji są już naszą komunikacyjną rzeczywistością. Coś społecznie nowego. Czy to wszystko ukształtuje nowy gatunek Homo? Kulturowo to na pewno lecz czy i biologicznie? 

W tej konwersacji czułem się jak egzaminator na egzaminie ustnym. Przeprowadzana rozmowa, by sprawdzić czy egzaminowany rzeczywiście przeczytał książkę (lekturę) czy tylko opracowania na jej temat. I czy rozumie treść omawianej książki. ChatGPT zdałby egzamin ale dzięki swojej językowej elokwencji i umiejętności prowadzenia rozmowy. Wiedza jego jest szeroka lecz chyba nie jest dobrze  ustrukturyzowana. Erudycja językowa lecz nie wiedza merytoryczna. A może tak samo trzeba prowadzić egzaminy ze studentami, by w czasie dialogu dowiedzieć się nie tyle, co zapamiętali lecz ile rozumieją i na ile potrafią przeprowadzić argumentację?. Nasza dotychczasowa edukacja, skoncentrowana na wiedzy podawanej i zapamiętywanej nie jest efektywna. Nie za bardzo uczymy myślenia, rozumienia i prowadzenie rozmowy z logicznie dobranymi argumentami. Może AI, jako ostatnia kropla, przeważy szalę i  doprowadzi do głębszych i sensowniejszych zmian e edukacji?

Czy generatywne algorytmy AI zmienią sposób pisania i wyprą z rynku piszących blogerów? Bo zwiększy się łatwość pisania? Teraz wiele tekstów prasowych i w mediach społecznościowych jest miałkich, płytkich z powtarzanymi banałami. Bo nie tak łatwo napisać coś wartościowego. Na to trzeba czasu i pracy a w pogoni za ilością i oszczędzając na autorach, media puszczają wiele nijakich i banalnych treści. Nie byłoby żal, gdyby było ich mniej. Tych miałkich treści.

S.Cz.: Hej ChatGPT.

ChatGPT: Hej! Hur kan jag hjälpa dig idag? [najwyraźniej sposób mojego przywitania się uniemożliwił szybkie rozpoznanie języka. Dla mnie to język nieznany więc za pomocą Google translatora sprawdziłem - okazuj się że to szwedzki].

S.Cz.: Napisz mi recenzję książki "Mothers and OthersThe Evolutionary Origins of Mutual Understanding” autorstwa Sarah Blaffer Hrdy, napisz jako bloger dla szerokiego kręgu czytelników.

ChatGPT: Niezwykle ciekawa książka, jaką jest "Mothers and Others: The Evolutionary Origins of Mutual Understanding" autorstwa Sarah Blaffer Hrdy, to świetne połączenie nauki i literatury. Hrdy w sposób przystępny i zrozumiały opowiada o tym, jak nasi i przodkowie wykształcili umiejętność rozumienia innych i jak ta umiejętność przyczyniła się do naszego przetrwania jako gatunku.

Autorka dokonuje analizy wielu różnych aspektów naszej ewolucji, takich jak nasze zdolności językowe, empatia, kultura i współpraca, i pokazuje, jak te rzeczy wpłynęły na nasze zdolności do rozumienia innych. Wiele z tych analiz opiera się na naukowych badaniach, ale Hrdy nie boi się również poruszać bardziej filozoficznych i abstrakcyjnych kwestii, takich jak nasze relacje z innymi istotami i nasze miejsce w świecie.

Ogólnie rzecz biorąc, "Mothers and Others" jest niezwykle interesującą i wartościową książką dla wszystkich, którzy interesują się nauką, antropologią i naszym miejscem w świecie. Autorka przedstawia swoje tezy w sposób przejrzysty i łatwy do zrozumienia, a także zawiera wiele ciekawych przykładów i historii, które uzupełniają i wzmacniają jej argumenty.

Jeśli jesteś zainteresowany naszą ewolucją i naszymi relacjami z innymi, to ta książka jest dla Ciebie. Polecam ją każdemu, kto chce poszerzyć swoją wiedzę na temat naszej natury i naszej historii jako gatunku.

S.Cz.:  Rozwiń proszę temat opieki współdzielonej oraz wychowania opartego na współpracy.

ChatGPT: [ten fragment powstał chyba nie w oparciu o analizowaną książkę, raczej zaczerpnięte z innych źródeł, bo takich kwestii raczej Hrdy nie podejmuje w swojej książce. Może to z tekstów analizujących lub dialogujących z odkryciami Hrdy]  Opieka współdzielona i wychowanie oparte na współpracy to filozofie rodzicielstwa, które podkreślają znaczenie wspólnej odpowiedzialności i współpracy rodziców w kwestiach opieki nad dziećmi. W opozycji do tradycyjnego modelu rodzicielstwa, w którym jeden z rodziców jest głównym opiekunem, filozofia opieki współdzielonej i wychowania opartego na współpracy opiera się na założeniu, że oboje rodzice powinni mieć równy udział w opiece nad dziećmi i wychowaniu ich.

Istotą tej filozofii jest wzmacnianie więzi pomiędzy rodzicami i dziećmi poprzez wspólne spędzanie czasu i wzajemne zrozumienie potrzeb każdej strony. W opiece współdzielonej oboje rodzice są równorzędnymi opiekunami i dzielą się obowiązkami, takimi jak gotowanie, sprzątanie i opieka nad dziećmi, w sposób, który odpowiada ich indywidualnym potrzebom i możliwościom. W wychowaniu opartym na współpracy rodzice współpracują również w kwestiach dotyczących wychowania dzieci, takich jak ustanawianie zasad i konsekwencji zachowań.

Zaletą opieki współdzielonej i wychowania opartego na współpracy jest to, że pozwala na lepsze wykorzystanie zasobów rodziny i umożliwia rodzicom dzielenie się obowiązkami i odpowiedzialnościami, co może zwiększać ich zadowolenie i redukować stres. Ponadto, ta filozofia rodzicielstwa może również pomóc w budowaniu silniejszych więzi pomiędzy rodzicami i dziećmi, ponieważ oboje rodzice są bardziej zaangażowani w opiekę i wychowanie swoich dzieci.

Warto jednak pamiętać,

S.Cz.: kontynuuj.

ChatGPT: że opieka współdzielona i wychowanie oparte na współpracy wymagają wzajemnego zaufania i współpracy między rodzicami, a także elastyczności i gotowości do dostosowywania się do zmieniających się potrzeb rodziny. Może to być trudne w niektórych sytuacjach, takich jak brak porozumienia co do zasad wychowawczych czy niezgodność w kwestiach dotyczących opieki nad dziećmi.

Podsumowując, opieka współdzielona i wychowanie oparte na współpracy to interesująca alternatywa dla tradycyjnego modelu rodzicielstwa, która może mieć wiele korzyści dla rodzin i dzieci. Jednak jak każdy model rodzicielstwa, wymaga on wzajemnego zaufania, współpracy i elastyczności ze strony rodziców, aby być skutecznym. [Hrdy w swojej książce do opieki współdzielonej podchodzi ewolucyjnie, podaje przykłady wielu zwierząt, w tym naczelnych. I w takim aspekcie ją analizuje a nie w kontekście współczesnego podziału obowiązków wychowawczych w rodzinie].

S.Cz.: Rozwiń temat matrylinearności i matrylokalności oraz patrylinearności i patrylokalności, zawartych w książce Hrdy.

ChatGPT: [Zauważalne powtórzenia, nawiązujące do zadanego pytania i poleceni] Sarah Blaffer Hrdy w książce "Mothers and Others: The Evolutionary Origins of Mutual Understanding" omawia różne modele rodziny i wychowania, w tym matrylinearność i matrylokalność oraz patrylinearność i patrylokalność.

Matrylinearność oznacza, że linia przodków i dziedzictwa jest przekazywana przez kobiety, natomiast matrylokalność oznacza, że po ślubie kobieta pozostaje w swoim rodzinnym domu, a mąż przeprowadza się do niej. W takim systemie to kobiety są głównymi opiekunami dzieci i pełnią ważną rolę w rodzinie i społeczeństwie.

Patrylinearność oznacza, że linia przodków i dziedzictwa jest przekazywana przez mężczyzn, a patrylokalność oznacza, że po ślubie mężczyzna pozostaje w swoim rodzinnym domu, a żona przeprowadza się do niego. W takim systemie to mężczyźni są głównymi opiekunami dzieci i pełnią ważną rolę w rodzinie i społeczeństwie. [Nie tyle mężczyźni co rodzina męża, w tym teściowa. Kobieta nie dostaje wsparcia od swojej matki, sióstr czy ciotek]

Hrdy twierdzi, że w różnych kulturach i epokach występowały różne modele rodziny, w tym matrylinearne i patrylinearne, i że te modele były determinowane przez szereg czynników, w tym warunki środowiskowe, dostępność zasobów i strategie reprodukcyjne.

W swojej książce Hrdy poddaje te modele krytyce i stawia pytanie, czy jedno z nich jest lepsze od drugiego. Twierdzi, że każdy z nich ma swoje zalety i wady i że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, który jest lepszy. Zamiast tego sugeruje, że wychowanie oparte na współpracy i opieka współdzielona, które uwzględniają potrzeby i perspektywy obu rodziców, mogą być bardziej efektywne i korzystne dla dzieci. [Hrdy wskazuje na inne możliwości opieki allorodzicielskiej w społecznościach matrylokalnych i patrylokalnych, nie wartościuje ich lecz analizuje pod kątem ewolucji i wychowania opartego na współpracy]

S.Cz.: kontynuuj.

ChatGPT: Hrdy podkreśla, że wychowanie oparte na współpracy i opieka współdzielona są bardziej naturalne dla naszego gatunku i odzwierciedlają naszą ewolucyjną historię jako gatunku opiekuńczego i współpracującego. W przeszłości, aby przetrwać i zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom, ludzie musieli dzielić się opieką i zasobami z innymi, w tym z rodzeństwem, krewnymi i sąsiadami. Współpraca ta była kluczowa dla naszego sukcesu ewolucyjnego.

Hrdy argumentuje, że te same mechanizmy i strategie, które umożliwiły naszemu gatunkowi przetrwanie w przeszłości, są nadal ważne w naszym współczesnym świecie. Współpraca i opieka współdzielona pozwalają na zaspokojenie potrzeb i zapewnienie bezpieczeństwa dzieci, a także umożliwiają rodzicom odpoczynek i wsparcie.

Wniosek Hrdy jest taki, że wychowanie oparte na współpracy i opieka współdzielona są ważnymi elementami zdrowej i silnej rodziny i że ich zastosowanie może przyczynić się do lepszego rozwoju i dobrego samopoczucia dzieci. Warto rozważyć tę koncepcję i zastanowić się nad jej zastosowaniem w naszych własnych rodzinach i społeczeństwach.

S.Cz.: Napisz coś więcej o tym co sądzi Hrdy o rodzinie nuklearnej.

ChatGPT: W książce "Mothers and Others" Sarah Blaffer Hrdy analizuje różne modele rodziny i wychowania dzieci, w tym rodzinę nuklearną. Hrdy wyjaśnia, że rodzina nuklearna, która składa się z rodziców i ich dzieci, jest jednym z najbardziej popularnych i tradycyjnych modeli rodziny w wielu kulturach. [ale tyko od jakichś 100 lat, wcześniej praktycznie nie istaniał]

Jednak Hrdy twierdzi, że rodzina nuklearna nie jest jedynym możliwym modelem opieki i wychowania dzieci i że nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich rodzin. Hrdy uważa, że rodzina nuklearna może powodować nadmierne obciążenie jednego z rodziców i brak wsparcia dla rodziców, co może wpłynąć negatywnie na ich zdrowie i dobre samopoczucie.

Hrdy argumentuje, że wiele kultur na świecie ma tradycyjne modele opieki i wychowania dzieci, takie jak matrylinearność i matrylokalność, gdzie opieka nad dziećmi jest współdzielona między kilkoma kobietami, takimi jak matki, ciotki i babki. Hrdy twierdzi, że te modele opieki oparte na współpracy są bardziej naturalne i odpowiednie dla naszego gatunku i pozwalają na lepsze zaspokojenie potrzeb i bezpieczeństwo dzieci.

Wniosek Hrdy jest taki, że rodzina nuklearna nie jest jedynym możliwym modelem opieki i wychowania dzieci i że warto rozważyć inne modele, takie jak opieka współdzielona i wychowanie oparte na współpracy, które mogą być lepsze dla rodziców i dzieci.

S.Cz.: Jaką, według Hrdy, zmianę w pozycji kobiety wniosła patrylokalność, typowa dla społeczeństw rolniczych? Jaki miała wpływ na liczbę dzieci i ich przeżywalność.

ChatGPT: W książce "Mothers and Others" Sarah Blaffer Hrdy analizuje różne modele rodziny i wychowania dzieci, w tym patrylokalność, typową dla społeczeństw rolniczych. Hrdy wyjaśnia, że patrylokalność oznacza, że kobiety opuszczają swoją rodzinę i przenoszą się do domu swojego męża po ślubie.

Hrdy argumentuje, że patrylokalność miała znaczący wpływ na pozycję kobiety w społeczeństwie. W społeczeństwach patrylokalnych kobiety często miały mniejszą kontrolę nad swoim życiem i mniejszy dostęp do zasobów, takich jak ziemie i pieniądze, niż mężczyźni. Hrdy twierdzi, że ta zmiana pozycji kobiety wynikała z tego, że kobiety nie były już częścią swojej rodziny (z której pochodziły) i nie miały wsparcia ze strony swoich krewnych.

Wpływ patrylokalności na liczbę dzieci i ich przeżywalność jest skomplikowany. Hrdy twierdzi, że kobiety w społeczeństwach patrylokalnych często rodziły mniej dzieci, ponieważ miały mniejszy dostęp do zasobów i wsparcia dla swoich dzieci. Jednocześnie jednak Hrdy twierdzi, że te same kobiety często inwestowały więcej czasu i zasobów w każde z ich dzieci, co zwiększało ich szanse na przeżycie.

Wniosek Hrdy jest taki, że patrylokalność miała znaczący wpływ na pozycję kobiety w społeczeństwie i na liczbę i przeżywalność dzieci, ale wpływ ten jest skomplikowany i wynika z wielu różnych czynników.

S.Cz.: Chyba jesteś w błędzie. W książce Hrdy wskazuje, że w rodzinach patrylinearnych i patrylokalnych kobiety rodziły więcej dzieci lecz te dzieci miały mniejszą przeżywalność.

ChatGPT: Tak, to prawda. Autorka w swojej książce argumentuje, że w społeczeństwach patrylinearnych i patrylokalnych kobiety były zobowiązane [o ile pamiętam nie pisała o zobowiązaniach, analizowała tylko dane statystyczne i próbowała je wyjaśnić prawami ewolucyjnymi i ekologicznymi] do urodzenia większej liczby dzieci, ale jednocześnie te dzieci miały mniejszą przeżywalność. W takich społeczeństwach kobiety miały mniej wpływu na swoje dzieci i były bardziej zależne od mężczyzn, co przejawiało się w braku wsparcia w opiece i wychowaniu. Hrdy sugeruje, że taki model rodziny był wynikiem ewolucyjnej walki o przetrwanie i dominację i był krótkookresowym rozwiązaniem, które przyniosło krótkoterminowe korzyści, ale długoterminowe negatywne skutki dla zdrowia i dobrobytu dzieci i kobiet.

S.Cz.: Czy Hrdy uważa człowieka za gatunek eusocjalny i jakich używa argumentów?

ChatGPT: Tak, Sarah Blaffer Hrdy uważa, że człowiek jest gatunkiem eusocjalnym. W swojej książce "Mothers and Others: The Evolutionary Origins of Mutual Understanding" używa argumentów opartych na badaniach ewolucyjnych i biologicznych, aby udowodnić, że eusocjalność jest istotną cechą człowieka, która pomogła nam w naszej ewolucyjnej drodze.

Autorka twierdzi, że eusocjalność jest kluczowym elementem naszej adaptacji i przetrwania, ponieważ pozwala nam współdziałać i współpracować w opiece i wychowaniu naszych dzieci. Hrdy argumentuje, że dzięki wspólnej opiece, kobiety były w stanie urodzić i wychować więcej dzieci, a te dzieci były bardziej zdrowe i przeżywały dłużej.

Autorka wskazuje, że nasza zdolność do współdziałania i współpracy z innymi jest kluczowym elementem naszej ewolucyjnej przewagi nad innymi gatunkami i że nasza eusocjalność jest ważnym czynnikiem, który pozwala nam na przetrwanie i rozwój jako gatunku. [eusocjalnośc czyli wydzielone kasty do opieki, do obrony i do rozmnażania, tak jak u eusocjalnych mrówek, os czy pszczół a nawet u golców. U człowieka nie ma wyodrębnionych kast lecz właśnie babcie, czyli kobiety po menopauzie można uważać za taką wydzieloną grupę społeczną do opieki nad dziećmi. W tym sensie Hrdy pisze o eusocjalności człowieka].

S.Cz.: A jaki związek ma menopauza i instytucja babci z powstaniem eusocjalności u Homo sapiens?

ChatGPT: W książce "Mothers and Others: The Evolutionary Origins of Mutual Understanding" Sarah Blaffer Hrdy wskazuje, że menopauza i instytucja babci miały kluczowe znaczenie dla powstania eusocjalności u Homo sapiens. Hrdy argumentuje, że menopauza jest unikalną cechą ludzkiej reprodukcji, która pozwala kobietom na przetrwanie po menopauzie, dzięki ich zdolności do współpracy i opieki nad swoimi wnukami.

Z kolei instytucja babci polega na współpracy między kobietami w celu opieki nad wnukami, co pozwala matkom na większą produktywność i zwiększenie liczby dzieci, które są w stanie przeżyć i rozwijać się. Według Hrdy, instytucja babci jest unikalnym elementem ludzkiej ewolucji, który pozwala nam na wspólną opiekę nad naszymi dziećmi i wychowywanie ich w bezpiecznym i wspierającym środowisku.

Autorka twierdzi, że te dwie cechy ludzkiej reprodukcji - menopauza i instytucja babci - są ważnymi elementami naszej eusocjalności i że bez nich nasze przetrwanie jako gatunku byłoby znacznie utrudnione. Hrdy uważa, że te dwie cechy są kluczowe dla zrozumienia naszej ewolucyjnej drogi i naszej zdolności do współdziałania i współpracy z innymi.

S.Cz.: A czy u morskich ssaków, takich jak orki, obserwuje się menopauzie i długie życie niepłodnych już samic?

ChatGPT: Tak, u morskich ssaków, takich jak orki, można zauważyć menopauzę i długie życie niepłodnych samic. Orki są jednym z niewielu gatunków ssaków, w których samice doświadczają menopauzy i żyją długo po osiągnięciu bezpłodności. Według niektórych badań, te niepłodne już samice mogą wspierać swoje córki i wnuki, udostępniając im swoje doświadczenie i wiedzę na temat środowiska oraz umożliwiając im szybszy rozwój. W ten sposób umożliwiają one swoim potomkom lepsze przetrwanie i sukces reprodukcyjny. Hrdy argumentuje, że takie zachowania są częścią naszej ewolucyjnej historii i że tego typu opieka współdzielona i wychowanie oparte na współpracy były kluczowe dla naszego sukcesu jako gatunku.

S.Cz.: Na podstawie dotychczasowej naszej rozmowy, napisz esej popularnonaukowy o książce "Matki i Inni" Sarah Hrdy, przygotuj tekst na 10 000 znaków. [Dla porównania - mój tekst na blogu liczył blisko 7 tysięcy znaków ze spacjami].

ChatGPT: "Matki i Inni" to książka napisana przez antropolożkę i biologa ewolucyjnego Sarah Blaffer Hrdy, która przedstawia nowatorską teorię dotyczącą naszej ewolucyjnej historii i roli kobiet w naszym rozwoju jako gatunku. W swojej książce, Hrdy kwestionuje dominującą wiedzę na temat naszej przeszłości i twierdzi, że nasze pochodzenie jest znacznie bardziej złożone i zróżnicowane niż się powszechnie uważa.

Hrdy wskazuje, że nasza ewolucyjna historia jest oparta na współpracy i opiece współdzielonej, a nie tylko na konkurencji i rywalizacji. Autorka twierdzi, że wiele naszych cech, takich jak instynkt macierzyński i zdolność do zrozumienia innych, zostało wykształconych w wyniku współpracy między kobietami, a nie tylko dzięki rywalizacji i konkurencji. W swojej książce, Hrdy opowiada o różnych społeczeństwach matrylinearnych i matrylokalnych oraz patrylinearnych i patrylokalnych, aby pokazać różnorodność naszej przeszłości i zróżnicowanie naszych społeczeństw.

Menopauza jest jednym z najważniejszych tematów poruszanych przez Hrdy w swojej książce. Autorka twierdzi, że menopauza jest unikalnym cechą naszego gatunku i że jest ona ważna dla naszej ewolucyjnej historii. Hrdy uważa, że menopauza pozwala na dłuższe życie niepłodnych już samic, co umożliwia im wspieranie swoich córek i wnuków i umożliwia im lepsze przetrwanie. W ten sposób, te niepłodne już samice przyczyniają się do sukcesu swoich potomków, co jest kluczowe dla naszeg

S.Cz.: kontynuuj.

ChatGPT: Niestety, ze względu na ograniczenia związane z długością odpowiedzi, nie jestem w stanie w jednym wystąpieniu napisać eseju o długości 10 000 znaków. Mogę jednak kontynuować rozmowę na wybrany przez Ciebie temat i udzielać bardziej szczegółowych odpowiedzi na pytania. Czy jest coś konkretnego, na czym chciałbyś się skupić? [Czyli nie da się zlecić jednym poleceniem napisanie dłuższego tekstu. Chyba, że pojawią się takie opcje w wersjach płatnych. Na razie możliwe jest wykorzystanie ChatGPT to zadawanie pytań w formie wywiadu lub małych porcji poleceń. Potem trzeba to jednak samemu scalić. Dobry do małych form np. w mediach społecznościowych a nie do obszerniejszych form. I na pewno trzeba wprowadzać drobne poprawki stylistyczne lub słowne. Nie zapominając o ograniczonym zaufaniu do podawanej przez ChatGPT treści merytorycznej. To partner do dialogu lecz nie chodząca encyklopedia.]

S.Cz.: Dziękuję, tyle wystarczy.

ChatGPT: Nie ma za co, zawsze chętnie pomagam. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem.

ChatGPT Jan 30 Version. Free Research Preview. Our goal is to make AI systems more natural and safe to interact with. Your feedback will help us improve.

Warto jeszcze o jednym pamiętać: ChatGPT to zabawka zużywająca dużo energii elektrycznej. Pomyśl 3 razy, zanim raz wydasz polecenie. Bo jeśli można samemu i analogowo, to po co przyczyniać się do niepotrzebnego zużywania energii? ChatGPT, jego praca w pamięci komputerów, zużywa dużo energii, jest kosztowna dla środowiska. Może więc warto częściej angażować własne neurony, mimo że myślenie też pochłania sporo naszej energii.

11.02.2023

Matki i inni. Emocjonalna ewolucja człowieka (książka, którą warto przeczytać)

 Niezwykle ważna książka, która wiele zmienia w naszym powszechnym rozumieniu przyczyn i tła ewolucji człowieka. Wskazuje na zupełnie nowe fakty w rozwoju ludzkich cech intelektualnych i dużego, społecznego mózgu. Zapewne wielu zbulwersuje, bo burzy niektóre schematy myślenia. I przyzwyczajenia. Jest niewątpliwe bardzo ważną książką, którą  wypada poznać. Powiedziałbym - lektura obowiązkowa dla wielu grup zawodowych ale i każdego człowieka, poszukującego zrozumienia istoty człowieczeństwa i wychowania. A także struktury społecznej. 

W pewnym sensie jest rewolucyjna. Długi, staranny wywód z drobiazgową argumentacją, poświęcony współdzielonej opiece nad młodymi oraz wychowaniu opartym na współpracy, z udziałem allorodziców. Analizuje kultury łowców zbieraczy, kultury rolnicze i pasterskie oraz współczesne warunki społeczeństwa industrialnego. Wskazuje, że nuklearna rodzina to nowy i bardzo krótkotrwały okres w życiu społecznym Homo sapiens. I zapewne te fragmenty mogą niektórych zbulwersować, bo burzą powszechne mity, zrodzone na początku XX wieku.

Przydatna nie tylko dla osób, interesujących się ewolucją człowieka i społeczeństw, nie tylko socjologom i antropologom czy filozofom. Moim zdanie lektura obowiązkowa dla wszystkich nauczycieli i  edukatorów, pracujących z dziećmi i dorosłymi. Wiele wyjaśnia. Także w kontekście współczesnej edukacji oraz ewolucji gatunków społecznych.

Sarah Blaffer Hrdy, Matki i inni. Emocjonalna ewolucja człowieka, przełożyła Jowita Maksymowicz-Hamann, Wydawnictwo Mamania 2023, ISBN 978-83-67555-26-5, Pierwsze wydanie w 2009 roku a dopiero teraz ukazuje się na polskim rynku i trafia do polskich czytelników. Szkoda, że tak późno, bo to niezwykle ważna z naukowego punktu widzenia pozycja. Warta do szerokiego przedyskutowania i spopularyzowania.

Główną tezą książki jest opisanie roli kobiet w wychowaniu i analiza jak rodziła się intersubiektywność (teoria umysłu) u Homo sapiens. Wywody te przedstawione są na bardzo szerokiej skali świata zwierzęcego i innych gatunków społecznych owadów oraz ssaków (golców). Dużo miejsca zajmuje porównywanie sposobów wychowywania młodych i strategii rozrodczych u naczelnych. Wiele uwagi poświęca allorodzicom, czyli osobnikom danej społeczności, opiekujących się nie własnymi dziećmi. Poszukuje analogii i różnic u innych naczelnych a także w świecie szeroko rozumianej przyrody. Stawia pytanie i na nie odpowiada, co to znaczy być emocjonalnie współczesnym człowiekiem. Od kiedy i do kiedy. Bo być może nastąpi ewolucyjna zmiana gatunku. Co wyróżnia nas od innych naczelnych i kiedy te cechy się pojawiły. Wywody osadza w szerokim tle ekologicznych, w tym także gatunków społecznych. Dzielenie się i odwzajemnianie się równało się przetrwaniu. A teraz? Czy coś się zmienia?

Autorka na bogatym materiale paleontologicznym, antropologicznym i biologicznym (łącznie z neuroprzekaźnikami) analizuje kultury paleolityczne, łowiecko-zbierackim, rolnicze, pasterskie oraz współczesne industrialne pod kątem wpływu zagęszczenia populacji, obrony zasobów, przetrwania w trudnych warunkach, przeżywalności dzieci. Szczegółowo opisuje przyczyny i skutki matrylinearności i matrylokalności w kontekście narodzin allorodzicielskiej opieki nad dziećmi, pomocy babć, sióstr i krewnych, potem zmian jakie wywołały znacznie liczniejsze społeczeństwa rolnicze i pasterskie, w tym zmianę na patrylokalność i patrylinearność (w końcu patriarchat). I tego jak zmieniała się rola kobiet w społeczeństwie. Jak jest różnica na przeżywalność i dzietność, gdy w sąsiedztwie matki znajduje się jej matka lub matka męża. Opisuje rodzinę nuklearną jako nowe i niezbyt korzystne (dla wychowania dzieci) zjawisko współczesne. Odnosi się do różnych form instytucjonalnej opieki nad dziećmi w postaci żłobków, przedszkoli i szkół jako pewnej formy opieki współdzielonej i współpracy przy wychowaniu. Dlaczego do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska? To wszystko znaleźć można w „Matkach i innych”.

„Rywalizację i agresję łatwo jest zrozumieć [w kontekście współczesnej nauki i myśli ewolucyjnej], hojność jest zarówno mniej powszechna, jak i bardziej intersująca, choć z punktu widzenia ewolucyjnego o wiele trudniejsza do wyjaśnienia.” Autorka w swojej fascynującej opowieści przez tysiąclecia dobrze to wyjaśnia, odwołując się także do innych niż człowiek gatunków. „Jak to się stało, że dobór naturalny zaczął sprzyjać wyjątkowo empatycznym cechom, które z obiegiem ludzkiej ewolucji tak dobrze przysłużyły się naszemu gatunkowi emocjonalnie współczesnych ludzi?”

Dlaczego i jak narodziła się zdolność ludzi do czytania w myślach innych: „Ludzie są światowymi ekspertami w czytaniu w myślach, o wiele bardziej biologicznie przystosowanymi do współpracy z innymi niż jakakolwiek inna małpa człekokształtna.” Niemal wszyscy ludzie z natury są skłonni do współpracy z innymi. W czasie lektury opisywanej książki, zadawałem sobie pytanie czy teraz będziemy potrafili współpracować z algorytmami sztucznej inteligencji. Matki i inni to książka, która opisuje powstanie specyficznego sposobu wychowania dzieci, nazywanego wychowaniem opartym na współpracy oraz o jego psychologicznymi konsekwencjami u ludzi.

W książce wielokrotnie pojawiają się kwestie współpracy i rozwoju społecznego człowieka. Dlaczego dzielenie się z innymi, nawet tymi obcymi, jest tak automatyczne u współczesnego Homo sapiens? Dlaczego w różnorodnych kulturach od zarania ludzkości ludzie opracowują skomplikowane zwyczaje, związane z publiczną prezentacją, konsumpcją i wymianą towarów? I jaki wpływ miała współdzielona opieka nad potomstwem?

Na koniec pojawiają się rozważania czy dobór naturalny u człowieka przyspieszył. Autorka pyta się wprost „czy tracimy sztukę wychowywani?”. Autorka zwraca uwagę, że w przebiegu ewolucji cechy nieużywane w końcu zanikają. Empatia i zrozumienie rozwijają się tylko w konkretnych warunkach społecznych i wychowawczych. „Odkrywamy, że pewna podgrupa dzieci w dzisiejszych czasach dorasta i dożywa dorosłości, nie budując nigdy ufnych relacji z troskliwymi dorosłymi, a ich dziecięce doświadczenie prawdopodobnie pozwolą przewidzieć, jak one z kolei będą opiekować się innymi." Jeśli co raz większy odsetek osób w swoim dzieciństwie nie będzie takich warunków napotykało, to mimo tego, że przeżyje i wyda potomstwo, to nie ma znaczenia jak w przeszłości ważne były podwaliny współpracy. „Współczucie i dążenie do budowy więzi emocjonalnych zanikną pewnie tak samo jak wzrok u ryb jaskiniowych.” Tę myśl warto zestawić z obserwowanym wpływem zmiany modelu rodziny i zastępowaniu kontaktów bezpośrednich kontaktem z urządzeniami elektronicznymi. Czy i kiedy będziemy mogli mówić o nowym gatunku człowieka?

O Matkach i innych długo można pisać i dyskutować. I warto to czynić. Nie uda mi się wyczerpać wszystkich wątków  w jednym blogowym wpisie. Zachęcam do lektury. Treść tej książki głęboko zapadła mi w umyśle. Z pewoscią bee do niej wielokrotnie wracał nie tylko myąlami ale i wypowiedziami. 

9.02.2023

Teamsatorium UWM czyli nawet kawiarnia naukowa przenosi się do sieci


Dawno temu, jeszcze w ubiegłym wieku, spotykaliśmy się poza uczelni. Tak narodziła się olsztyńska kawiarnia naukowa Collegium Copernikanum, Potem powstała internetowa tablica ogłoszeń - blog Collegium Copernicanum. To był pierwszy krok ku komunikacji zdalnej bo pojawiały się nie tylko informacje o spotkaniach lecz i relacji krótkie artykuliki. Zaczynała się toczyć dyskusja nie tylko w kawiarni lecz i w sieci. 

Dlaczego spotykaliśmy się w kawiarni? Bo była to praktyczna próba realizacji idei uniwersytetu otwartego i wchodzenie w relacje ze środowiskiem pozaakademickim. Przez lata nasze życie kawiarniano-blogowe toczyło się z różną intensywnością. W czasie pandemii zabrakło spotkań bezpośrednich i uczyliśmy się dyskusji online, uczyliśmy się nowych narzędzi. było wiele pytań, uczenia się. Z tej potrzeby wyrósł pomysł spotykania się pracowników i studentów na webinariach, organizowanych na platformie MS Teams. Tak powstało Temasatorium UWM. Pandemia się skończyła ale chęć dyskutowania pozostała. Kontakty zdalne są wygodne, po pozwalają przekroczyć barierę przestrzeni i odległości. 

Ostatnim impulsem do reaktywacji Teamsatorium było wejście na rynek ChatGPT - nowego algorytmy generatywnej sztucznej inteligencji. Pojawiły się niepokoje i zaciekawienie. A to doskonały powód by się spotkać. I to z myślą o otwarciu się na środowisko poza olsztyńskie i pozaakademickie. Byc może będzie to kolejna metamorfoza olsztyńskiej kawiarni naukowej. I być może do konwersacji dołączy także... sztuczna inteligencja. 

Niżej dwa slajdy z prezentacji wprowadzającej do dyskusji by pokazać w jakim kierunku idą nasze myśli.  Jesteśmy zaciekawieni, mamy nadzieje ze sztuczna inteligencja będzie mocnym impulsem do głębokich i koniecznych zmian w dydaktyce akademickiej. Świat się ogromnie zmienił i funkcjonujemy w innej rzeczywistości społecznej i kulturowej. Jest o czym porozmawiać nie tylko przy kawie i ciastku w olsztyńskiej kawiarni.



@wbib_uwm Za nami gorąca dyskusja o zmianach jakie w dydaktyce przyniesie sztuczna inteligencja😎 A co Wy sądzicie o chatGPT? 🤔 #chatgpt #education #future ♬ BOOM - Tiesto

6.02.2023

Wspólne malowanie obrazu „Nasze Niebo Kopernika” – informacja prasowa




13 lutego o godz. 9.00 w Starej Kotłowni w Kortowie rozpocznie się malowanie „Naszego Nieba Kopernika”. Naukowcy, wykładowcy akademiccy, studenci, absolwenci i chętni mieszkańcy Olsztyna będą wspólnie malowali wyjątkowy obraz. To prezent na 550. urodziny Mikołaja Kopernika i sposób na integracyjne uczczenie Roku astronoma oraz Dnia Nauki Polskiej.

Co? Na obrazie o powierzchni 80x100 cm zaznaczono 832 kwadraty. Każdy będzie mógł dowolnie pomalować jeden kwadrat o powierzchni 3x3 cm, inspirując się hasłem „Niebo Kopernika”. Autorzy będą poproszeni o wpis do pamiątkowej Księgi Autorów, gdzie podadzą swoje nazwisko oraz koordynaty swojego kwadratu (dzięki współrzędnym łatwo będzie odnaleźć indywidualny wkład każdego autora). Sposób wykonania i ostateczny kształt obrazu będą symbolizować naukę i tworzenie wiedzy. Popularnonaukowy i artystyczny happening organizowany jest przez Artystyczną Rezerwą Twórczą UWM pod patronatem:

1. Dr. hab. Jerzego Przyborowskiego, prof. UWM, Rektora UWM w Olsztynie,

2. Prof. dr hab. Andrzeja Ciereszko, Prezesa Oddziału PAN w Olsztynie i w Białymstoku,

3. Prof. dr hab. Mariusza Piskuły, Dyrektora Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie.

Kiedy i gdzie?

13-14 i 16-17 lutego (poniedziałek, wtorek, czwartek, piątek), w godzinach 9-14, Stara Kotłownia, Kortowo;

15 lutego (środa), w godz. 9-14, Instytut Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie, ul. Tuwima 10.

Materiały zapewniają organizatorzy.

Dlaczego?

Z potrzeby integracji środowiska naukowego, akademickiego oraz mieszkańców Olsztyna. Wydarzeniem organizatorzy chcą uczcić Rok Mikołaja Kopernika, 550. rocznicę urodzin astronoma oraz Dzień Nauki Polskiej.

Nasze Niebo Kopernika” będzie rekwizytem, służącym do opowiadania o nauce i badaniach naukowych. Najkrócej naukę (wiedzę) opisać można jako proces 3 razy K. Po pierwsze, wiedza powstaje kumulatywnie, bo efekty zarówno naszej pracy malarskiej, jak i badań naukowych sumują się w ciągu kolejnych lat i wieków, a każde pokolenie uczonych i naukowców korzysta z dorobku poprzedników, uzupełniając je swoim wkładem. Po drugie, wiedza tworzona jest kolektywnie – nasza praca malarska, tak jak i wiedza ludzka, powstaje zbiorowym wysiłkiem wielu osób. Zwłaszcza współcześnie nauka rozwija się w licznych zespołach badawczych. W pojedynkę niewiele już można zdziałać. Nauka potrzebuje współpracy, tak jak nasze wspólne malowanie. Po trzecie, nauka istnieje konektywnie – bo wiedza i nasze artystyczne pomysły rozproszone są w wielu głowach i razem, w interakcji, ujawniają swą złożoność i ogrom zgromadzonych faktów, teorii, przemyśleń. Nasze Niebo Kopernika powstanie - tak jak i wiedza naukowa - we współpracy. Efekt będzie dla nas niespodzianką i nie był zaplanowany ani wcześniej zaprojektowany. To suma indywidualnych wizji, pracy i naszej osobistej interpretacji frazy „niebo Kopernika”. Efekty badań naukowych i wiedza ludzka także są sumą indywidualnego wkładu wielu osób i wielu pokoleń. Efekt nieprzewidziany i niezaplanowany, choć spójny. – tłumaczy prof. Stanisław Czachorowski, pomysłodawca akcji.

Co dalej?

Skończone dzieło zostanie udostępnione szerokiej publiczności do kontemplacji, dyskusji i kolejnych inspiracji. Niebo, jakie widział Mikołaj Kopernik, jest ogromne, z mnóstwem galaktyk, gwiazd, czarnych dziur i planet. Jest miejsce i na Twoją kreatywność oraz aktywność. Będziemy pokazywać Nasze Niebo Kopernika na wystawach, by opowiadać o nauce i o dziele Mikołaja Kopernika oraz o przewrotach kopernikańskich w nauce. 

Więcej na blogu: https://artystycznarezerwa.blogspot.com/2023/01/nasze-niebo-kopernika-zaczynamy.html oraz na wydarzeniu na Facebooku: https://fb.me/e/2ej9VRfbT

A w takiej rameczce będzie można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.