28.12.2020

Noc Biologów 2021 jako wyzwanie

 

To już dziesiąta, jubileuszowa Noc Biologów. W Olsztynie, na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, Wydział Biologii i Biotechnologii organizuje Noc Biologii od samego początku. I od samego zarania zapraszamy do aktywnego udziału pracowników innych wydziałów i instytucji pozauniwersyteckich. Ten przyrodniczy piknik naukowy nas integruje.

Plany były duże, ale pandemia i przymusowa izolacja diametralnie zmieniły nam zamiary. Można odbierać to jako zagrożenie - bo jak zrobić festiwal naukowy z zaproszeniem do odwiedzenia laboratoriów, gdy nie jest możliwy kontakt bezpośredni? Kryzys to nie tylko zagrożenie ale i szansa. Tak, szansa na szukanie zupełnie nowych rozwiązań. Propozycje zdalnego kontaktu w niewielkim zakresie już wcześniej się pojawiały, jako swoiste małe urozmaicenia. Ale teraz nowinka stała się codziennością.

Czy w obliczu problemów zrezygnować? Na dodatek w planowanym terminie trwają przedłużone ferie a więc szkoły i nauczyciele nie będą uczestniczyły w zorganizowany sposób w Nocy Biologów (to właśnie szkoły do tej pory były najliczniejsym odbiorcą Nocy Biologów). Czy odwołać Noc Biologów z powodu obiektywnych czynników losowych? Czy raczej zmierzyć się z wyzwaniem i poszukać zupełnie nowych form komunikacji w upowszechnianiu wiedzy? Wybraliśmy to drugie. Zatem bardziej szansa niż zagrożenie.

W obliczu zagrożenia zawsze mamy dwa wyjścia - uciec lub się zmierzyć. Nowe "zagrożenie" wymaga innowacyjności i kreatywność. Trzeba wymyślić zupełnie nowe rozwiązania. Właśnie z tego powodu nauczyłem się Genial.ly (efektem jest m.in. powyższy plakat). To nie jest inwestycja na jeden raz. Dzięki mobilizacji na nietypową Noc Biologów wielu pracowników i doktorantów nauczyło się nowych metod, nowych programów. 

Życie biologicznie od samego swojego początku zmaga się z najróżniejszymi problemami, kryzysami, wyzwaniami. I systematycznie zdobywa nowe obszary dla siebie. Ewolucja jest dobrym sposobem na poszukiwanie nowych rozwiązań. W każdym kryzysie ileś gatunków wymiera ale jednocześnie powstają nowe, czasem rewolucyjnie nowe i potrafiące skolonizować niedostępne do tej pory obszary. 

Noc Biologów 2021 jest jeszcze jedną i bardzo ważną okolicznością na uczenie się i poszerzenie edukacyjnych możliwości. Zdobyte wiadomości, umiejętności i kompetencje z pewnością wykorzystamy w przyszłości, w normalnej dydaktyce i upowszechnianiu wiedzy, nawet gdy pandemia całkowicie zniknie z naszego życia. 


Posłuchaj także wywiadu w Radium UWM FM (o programie Nocy Biologów 2021 w Olsztynie).

19.12.2020

Decyzją Kapituły Listy 100 znalazłem się w gronie laureatów - aktywny rozwój umiejętności cyfrowych

Pewnego dnia, a była to środa, z samego rana, gdy byłem jeszcze trochę zaspany i tradycyjnie otworzyłem swoją skrzynkę e-poczty by uporządkować e-maile, spływające przez godziny wieczorne i nocne, zauważyłem maila, którzy wzbudził małe dziwienie i zaniepokojenie (a co, długie zdanie, wielokrotnie złożone też umiem tak pisać, choć zazwyczaj, nauczony wieloletnim doświadczeniem, staram się pisać krótko i krótkimi zdaniami). Rano robię porządek w swojej skrzynce, usuwam spam różnoraki ze wszystkich stron świata, robię rozeznanie, jakimi ważnymi sprawami trzeba się zająć, na jakie listy szybko a na jakie w drugiej kolejności trzeba odpisać. Czasem trafiają się informacje o spadku, intratnym interesie z milionami dolarów czy euro itd.

No więc (choć wiem, że od więc ani od no zdania się nie zaczyna) w jednym z porannych maili napisane było tak:

"Szanowny Panie 

Szerokie Porozumienie na Rzecz Umiejętności Cyfrowych w Polsce zdecydowało o corocznym ogłaszaniu listy 100 osób, które w sposób szczególny, swoją aktywnością przyczyniły się do rozwoju umiejętności cyfrowych. Nominacji do listy dokonują laureaci wcześniejszych edycji oraz partnerzy SPRUC - doświadczeni eksperci, praktycy w działaniach na rzecz upowszechniania partycypacji cyfrowej osoby, które potrafią ocenić i docenić osiągnięcia. 

Mam przyjemność poinformowania, że decyzją Kapituły Listy 100 znalazł się Pan w gronie laureatów Listy 100 roku 2020. 

Uroczyste ogłoszenie Listy 100 ‘2020 odbędzie się w piątek 18 grudnia o godzinie 14 tej. Zapraszam do uczestniczenia w nim, oczywiście w trybie zdalnym. Proszę o potwierdzenie zgłoszenia udziału zgodnie z zaproszeniem poniżej. 

Stosowny dyplom zostanie Panu przesłany pocztą.
Pełna lista wyróżnionych osób znajdzie się, po jej ogłoszeniu, na stronie SPRUC: http://umiejetnoscicyfrowe.pl/lista-100/  (...)

Pragnę Panu w imieniu własnym, członków Kapituły oraz wszystkich partnerów Szerokiego Porozumienia bardzo podziękować za dotychczasową aktywność i liczyć na jej kontynuowanie w kolejnych latach.

Z poważaniem
Włodzimierz Marciński
Przewodniczący Kapituły Listy 100"
(wyróżnienia w tekście moje)

Przeczytałem z niedowierzaniem, czy ktoś mnie czasem nie nabiera, robi żarty lub może to jakiś nowy sposób na wyłudzanie danych czy rozsyłania komputerowych wirusów czy robaków?  I już chciałem usunąć do kosza ale postanowiłem sprawdzić czy istnieje taka instytucja i taki konkurs. Wygooglalem nazwę Porozumienia, trafiłem na stronę. Dużo informacji, wcześniejsze edycje konkursu, nic podejrzanego nie zauważyłem. Małe wątpliwości jeszcze się tliły i dlatego postanowiłem zapytać się w grupie cyfrowych nauczycieli (w grupie na Facebooku). Szybko okazało się, że to nie żaden fejk ani sprytne wyłudzanie danych. I wtedy z pamięci zaczęły wychodzić jakieś zapamiętane szczegóły. Chyba w ubiegłym roku podobnym zaszczytem zostały uhonorowane dwie osoby z Olsztyna (co mnie wtedy bardzo ucieszyło). 

Odpowiedziałem, wziąłem udział w spotkani on-line z wyczytaniem laureatów. Wszystko działo się na prawdę, mimo że zdalnie. Duże (i zaskakujące) to dla mnie wyróżnienie. Kapituła Listy 100 Szerokiego Porozumienia na Rzecz Umiejętności Cyfrowych Polsce zaliczyła mnie w 2020 roku do grona 100 osób, które "w sposób szczególny, swoją aktywnością przyczyniły się do rozwoju umiejętności cyfrowych."

Skąd moje wątpliwości? Po pierwsze dlatego, że czuję się cyfrowo zacofany, ciągle się uczę i ciągle odczuwam duże braki a moje umiejętności są poniżej potrzeb i oczekiwań współczesnej dydaktyki. A po  drugie cyfrowi oszuści ciągle wymyślają nowe sposoby. W nauce także. Że wspomnę tylko o różnych towarzystwach naukowych, które oferują prestiżowe członkostwo (za odpowiednią opłatą). drapieżne wydawnictwa, które opublikują w prestiżowym czasopiśmie publikację (za spore pieniądze), nobliwe almanachy i encyklopedie, które w ekskluzywnych wydawnictwach zamieszczą biografię naukowca itd. W życiu codziennym podobnie. I nawet oczom wierzyć nie można, bo nie tylko zdjęcia ale i filmy bywają spreparowane. Nieustanny wyścig ewolucyjny, niczym w świecie biologicznym między konkurującymi gatunkami, drapieżnikami, pasożytami a ich ofiarami. Niezbędnymi, cyfrowymi kompetencjami są także umiejętności odróżniania prawdziwych informacji od tych zmanipulowanych, bałamutnych czy wręcz ordynarnych oszustw. Ostrożność wskazana. 

Nie wiem kto mnie zgłosił i jakich użył argumentów (na jakie moje aktywności zwrócił uwagę). Nominacja i obecność wśród 100 wpływowych cyfrowo w Polsce w 2020 roku jest dla mnie sporym zaskoczeniem i wyróżnieniem. w roku 2020 znalazłem się pośród 100 osób z Polski (wśród 327 laureatów z czterech edycji), 18 osób ze środowiska akademickiego i między dwoma osobami z Olsztyna.

Pora na kilka refleksji. Pierwsza jest tak, że można pozytywnie i inspirująco wpływać na innych będąc niedoskonałym. Nawet z brakami, nawet ciągle się ucząc, można już pozytywnie wpływać na innych. Zatem nie musisz, drogi Czytelniku, osiągać mistrzostwa i perfekcji by zacząć działać. Nie czekaj na pełen profesjonalizm, zacznij już dziś. Tym bardziej, że świat się bardzo szybko zmienia. Zanim osiągniesz nieskazitelne mistrzostwo... może już ta Twoja umiejętność nie będzie potrzebna? Przeznaczysz wiele lat na podnoszenie swoich kwalifikacji i nie zdążysz ich użyć? Sam tego doświadczyłem wielokrotnie. Ciągłe uczenie się i podnoszenie kwalifikacji: magisterium, doktorat, habilitacja. To mało, można wyżej - profesura belwederska. I tak życie mija zawodowe aż do emerytury. Ciągła inwestycja w siebie.... A kiedy wydać owoce? Lub inny przykład - zainwestowałem w tworzenie bibliografii specjalistycznych publikacji naukowych na bibliotecznych fiszkach. Zdobyłem nawet dwie drewniane szafki z szufladami. Napracowałem się, myślałem, że będzie to inwestycja na lata (aż do naukowej emerytury). Od lat stoi i się kurzy. Jeszcze wcześniej zdobyłem karty perforowane (papierowe) - taki prekursor komputera. Wystarczyło wpisać publikację, odpowiednio naciąć dziurki (różne sposoby klasyfikacji, słów kluczowych itd.). Potem wkłada się w odpowiedni sposób drut i podnosi do góry wyszukiwane prace naukowe (szybkie wyszukiwanie bez długotrwałego kartkowania). Zamówiłem u stolarza drewnianą skrzyneczkę do przechowywania takich kart.... I nigdy nie skorzystałem bo pojawiły się komputerowe bazy czasopism, internetowe wyszukiwarki czasopism itd. Chcecie więcej przykładów? Czas przygotowania inwestycji "wszystko albo nic" okazał się dłuższy niż czas żywotności tamtej innowacji.

Zatem trzeba działać od zaraz i uczyć się w trakcie. Wykorzystywać w praktyce nawet niedoskonałe umiejętności. Być może to ostatni moment na ich wykorzystanie. W zakresie edukacji można to nazwać także crowdlearningiem - uczenie się razem, konektywnie, w grupie i w relacjach. 

Kolejną refleksją było zastanawianie się, co jak takiego mogłem zrobić, że ktoś gdzieś daleko dostrzegł a kapituła Listy 100 uznała za istotne. Może to efekt aktywności na blogu lub Facebooku? Może upowszechnianie nauki w mediach cyfrowych? Może to uczenie umiejętności cyfrowych współpracowników z UWM, a może szerzej, w skali ogólnopolskiej (różne próby na konferencjach naukowych i dydaktycznych z qr kodami, ożywianiem posteru, grywalizacją itp.). Może włączanie do tradycyjnej dydaktyki kontaktów zdalnych i cyfrowych (na długi przez pandemią)? Może organizowanie kursów dydaktyczno-cyfrowych dla pracowników akademickich przy okazji projektów takich jak Warmińsko-Mazurski Uniwersytet Młodego Odkrywcy 2.0 czy Spotkania z nauką? Wcześniejsze szkolenia w prowadzeniu webinariów okazały się dla pracowników uniwersyteckich bardzo przydatne od marca 2020 r., gdy z powodu pandemii przeszliśmy na zdalne nauczanie? Nie wiem. Mogę się tylko domyślać.

A tymczasem wracam do pracy, bo przed nami duże wyzwanie - Noc Biologów 2021 w pełni realizowana zdalnie. 


Posłuchaj także wywiadu w Radiu UWM FM

18.12.2020

Ewolucja komunikacji czyli o cyfrowych przeobrażeniach uniwersytetu


Przed wielu laty urzekła  mnie ogólna teoria systemów. Od tego czasu z właśnie taką perspektywą patrzę na zjawiska w otaczającej mnie rzeczywistości i poszukuję wspólnych schematów, wzorów, prawidłowości pomiędzy światem fizycznym, chemiczny, biologicznym i kulturowym. Rodzą się ciekawe hipotezy, modele, analogie. Ale potrzebne jest gruntowne sprawdzenie tych hipotez. 

Konferencja "Cyfrowość w kontekstach akademickich" zainspirowała mnie do refleksji na temat uniwersytetu i zdalnej edukacji. A jak wspomniałem już wyżej, leitmotywem była ogólna teoria systemów i dyskretne porównanie zjawisk sukcesji i ewolucji biologicznej do zjawisk społecznych, zachodzących w edukacji. To była pierwsza próba, wyrażona w referacie. Gdy słucham go ponownie czuję duży niedosyt. Pierwsza próba wyszła jakaś nieporadna. Wywód wymaga dopracowania pod kątem jasności i przejrzystości. Może niebawem pojawi się ponownie okazja by przygotować wystąpienie, przedstawić je publicznie i przedyskutować (niżej wideo zapis z konferencyjnego referatu). 

Dopracowanie pomysłu wymaga wielokrotnych prób i dyskusji. Mam nadzieję, że środowisko akademickie nabrzmiało pomysłami i problemami i taka refleksja nad zdalnym nauczaniem i samym uniwersytetem będzie się intensywnie toczyć. Bo, jak sądzę, stanowczo coś przespaliśmy.



I jeszcze jedna, konferencyjna refleksja, której jestem współautorem. Zdalna komunikacja jest bez wątpienia kłopotliwa i obarczona wieloma mankamentami (jeśli porównujemy z kontaktami bezpośrednimi). Ale ma też wiele całkiem nowych walorów - poszerza krąg słuchaczy (odbiorców, dyskutantów). Konferencje on line nie tylko docierają do większej liczby odbiorców (bo mniejszy jest prób wejścia - odległość nie stanowi bariery, barierą są jedynie kompetencji i umiejętności cyfrowe). Tak jak pismo, konferencja on line przekracza także czas. Prosta rejestracja wideo pozwala pokazać referat wiele razy i w dowolnym czasie. I ma większe możliwości przesyłani informacji niż sam tekst, nawet ozdobiony ilustracjami.

Kształcenie hybrydowe (mieszane) ma wiele różnych form i definicji, rozwija się od wielu lat jednakże większe zainteresowanie wzbudziło w czasie zamknięcia szkół z powodu Covid-19. Dotyczy to także pikników i festiwali naukowych, odbywających się w ramach edukacji pozaformalnej i społecznej misji uniwersytetu. Celem doniesienia, opracowanego w formie interaktywnego posteru, (a przedstawionego na wspolnianej konferencji) jest analiza dwóch przykładów zrealizowanych w czasie Olsztyńskich Dni Nauki i Sztuki. Zaprezentowane pomysły nadają się do realizacji także w ramach zajęć ze studentami (po dostosowaniu treści merytorycznej). Obie propozycje bazowały na wcześniej opublikowany krótkich artykułach popularnonaukowych na blogu oraz na specjalnie nakręconych krótkich filmikach edukacyjnych, umieszczonych w domenie publicznej. “Co się niezwykłego na Jeziorze Płociduga wydarzyło” to wycieczka terenowa z QR kodami, umieszczonymi na zalaminowanych kartkach, porozwieszanych w terenie, kilkoma zadaniami do wykonania oraz przestrzeni do komunikacji na Facebookowym wydarzeniu. Uczestnicy mieli bezpośredni kontakt z przyrodą ale zdalny z autorami i wykonawcami pomysłu edukacyjnego. “Straszne, trujące, jadowite - tajemnicze istoty z miejskiej łąki” to gra on line, z wykorzystaniem telefonu komórkowego. Uczestnicy zapoznawali się z tekstami, filmami oraz wykonali kilka zadań (nagrywanie dźwięków, robienie zdjęć ).

A na koniec jeszcze jeden referat, którego jestem wspołautorem.


15.12.2020

Trzepla zielona

Fot. Marek Hasso-Agopsowicz
 

Uważność to trudna sztuka (a w zasadzie ważna kompetencja). Obok wielu ciekawych obiektów przechodzimy nie dostrzegając ich. Tak jakby nie istniały. Inaczej jest gdy mamy aparat fotograficzny w ręce. Wtedy uważniej  się rozglądamy. Świat staje się bogatszy i pełniejszy. Człowiek jest gatunkiem społecznym. Chcemy dzielić się z kimś emocjami i wrażeniami. Między innymi to właśnie skłania nas do pstrykania, wyszukiwania piękna czy niezwykłości. W cyfrowym świecie możemy dzielić się emocjami ze znacznie większą grupą osób. Pełniej możemy przeżywać własną społeczność i wspólnotowość. Nawet na samotnym spacerze, gdy nie mamy do kogo powiedzieć "zobacz jakie to piękne" lub "zobacz, co to jest?". 

Przez szkło aparatu widzimy niedostrzegane detale. I chcemy wiedzieć co to jest. Powyższe zdjęcie otrzymałem od kolegi Marka Hasso-Agopsowicza. Przysłał z zapytaniem co to za owad. Coś spotkanego na drzewie. Nie dziwię się zainteresowaniu bo to raczej nie jest owad spotykany w środowisku lądowym.

Bez trudu udało się rozpoznać larwę ważki. A dzięki drobnym detalom udało się mi zidentyfikować gatunek - trzepla zielona (Ophiogomphus cecilia). Gatunek monitoringowy, za którym kilka lat temu sam się uganiałem. Dla pewności skonsultowałem ze specjalistą, dr. Grzegorzem Tończykiem z Łodzi. A skoro znalezisko potwierdzone i gatunek objęty monitoringiem, dopytałem Autora zdjęcia o szczegóły. By w ten sposób wrażenie estetyczne było także informacją naukową.

Larwa widziana była w dniu 16 sierpnia 2020 r., fotografia wykonana z kajaka na rzece Łynie ok. 1 km powyżej kąpieliska w Rusi. "Popłynąłem z wnukiem na plener fotograficzny". O ile pamiętam, to w tym miejscu ten gatunek nie był jeszcze notowany. Ja szukałem go w rzece Pasłęce (bo tę rzekę wybrano do monitoringu). W Łynie gatunek był widywany ale poniżej Olsztyna. 

Cykl życiowy trzepli zielonej w Polsce trwa 2–3 lata choć podawane są sporadycznie informacje nawet o czterech latach. Rozwój w stadium larwalnym trwa dłużej na północnych stanowiskach.

Larwy wylęgają się z jaj zazwyczaj zaraz po złożeniu ich do wody. Ale czasem, na skutek diapauzy, wylęganie się może być opóźnione nawet o 260 dni. Takie zróżnicowanie w populacji korzystne jest w przypadku zmieniającego się środowiska. Osobniki zróżnicowane względem rozwoju mają wtedy większe szanse na przeżycie. 

Trzepla zielona najdłużej żyje w stadium larwalnym. Tak bywa u wielu owadów. Żyją w rzekach średniej wielkości i dużych. Larwy zazwyczaj są zagrzebane w osadach dennych. Larwy ważek są drapieżne. Ukryta w osadach trzepla stara się być niewidoczną dla swoich ofiar. A po tych 2-3 latach podwodnego drapieżnictwa wychodzi na brzeg i wspina się na roślinność przybrzeżną lub pnie drzew. I taką właśnie larwę uchwycił na drzewie mój znajomy. Po pewnym czasie pęka chitynowy pancerz i wychodzi owad doskonały (imago). Zostaje tylko zewnętrzna, chitynowa powłoka larwy. I właśnie po takich wylinkach można przyżyciowo badać obecność ważek w danym zbiorniku. Nie trzeba łowić larw w rzece ani wypatrywać imagines. 

Początek wylotu imagines uzależniony jest od pogody i od temperatury wody (pod tym względem poszczególne rzeki się różnią). Zazwyczaj odbywa się od końca maja do drugiej dekady czerwca. Sierpień to już jest długo po terminie. Niestety nie potrafię dostrzec czy na zdjęciu jest larwa czy tylko wylinka. Ciemny kolor wskazywałby na larwę. A wtedy byłby to stosunkowo późny wylot. 

W tych chłodniejszych rzekach wyjście z wody może być opóźnione nawet o więcej niż miesiąc. Pasłęka należy do rzek chłodniejszych. Łyna wydawała mi się rzeką cieplejszą z racji liczniejszych jezior przepływowych. Niemniej teren Lasu Warmińskiego (powyżej wsi Rus) to obszar położony w dolinie i zalesiony.

Po wylocie imagines potrzebują 2–3 tygodnie na osiągnięcie dojrzałości płciowej. W oddaleniu od rzeki rozpoczynają swoją aktywność rozrodczą (od końca czerwca do sierpnia). Imagines potkać można jeszcze we wrześniu.

Trzepla zielona zasiedla nizinne i podgórskie cieki od strumieni po duże rzeki. Preferuje rzeki śródleśne o dnie piaszczystym. 

Zobacz też

9.12.2020

Uważni obserwatorzy czyli utrwalanie w fotografii piękna przemijającej przyrody


Dlaczego dostrzegamy piękno? I dlaczego coś wydaje się nam piękne? Nad tym głowią się ludzie od setek albo i tysięcy lat. Czy poczucie piękna krajobrazu niesie w sobie ślad ewolucji hominidów i samego Homo sapiens w tylko trochę zadrzewionej sawannie? W takim półotwartym krajobrazie spędzili nasi przodkowie kilka milionów lat. A może znaczenie ma jakieś odczuwanie harmonii? Może podświadomie i emocjonalnie odbieramy informacje, które kojarzymy z takimi a nie innymi przedmiotami, plamami, zjawiskami? 

Z całą pewnością podoba nam się przyroda. Niektórzy filozofowie mówią o biofilii - głębokiej potrzebie kontakty z istotami żywymi. Dlatego otaczamy się zwierzętami i roślinami doniczkowymi w domu. Dlatego lubimy patrzeć na przyrodę. Sztuka w jakiś sposób zaspakaja i tę potrzebę.

Fotografia cyfrowa znacząco ułatwiła nam poszukiwanie, dostrzeganie, wyodrębnianie i utrwalanie piękna przyrody. Jako przyrodnik dostrzegam coś więcej - możliwość dokumentowania zmian, zachodzących w otaczającej na przyrodzie. Nie tylko piękno ale i dokumentacja naukowa. 

Czy zobaczymy śnieg w zimie? Kiedyś to było oczywistością. Wraz z globalnym ociepleniem klimatu białe i śnieżne zimy w naszym kraju stają się przemijającym zjawiskiem. Według prognoz w 2025 roku w Polsce na nizinach śnieg spadnie ostatni raz. Zostaną tylko te, utrwalone na fotografiach. Lub w naszej pamięci. Wspomnienie świata, który przemija. 

Lik do wystawy on line
Przeglądając zdjęcia nadesłane na konkurs pt. Kreacje przyrody polskiej z bliska i z daleka dostrzegam coś więcej niż tylko przemijające piękno. Dostrzegam procesy. Wraz ze zmianami klimatu zmienia się przyroda, zmieniają się krajobrazu. Bardzo intensywnie zachodzi sukcesja ekologiczna. Jedne gatunki zanikają i wycofują się bardziej na północ, inne przybywają do nas z południa. W ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat zmienią się diametralnie nasze lasy. Niektóre gatunki znikną bo będzie dla nich za sucho i są ciepło. Najpewniej znikną sosny, buki, brzozy czy jarzębiny. Pojawią się nowe gatunki. Z punktu widzenia ludzkiego życia takie zmiany zachodzą wolno. Tak samo jak nie dostrzegamy, że nasze dzieci rosną. Bo obserwujemy je codziennie.

Dokumentacja fotograficzna utrwala stan obecny. Porównując zdjęcia z różnych lat szybciej dostrzeżemy zmiany. Zarówno w skali krajobrazu jak i obecności poszczególnych gatunków. Na przykład owadów. Czasem udaje się w bezkrwawych łowach spotkać gatunki rzadkie i ginące. Poza ekscytującą chwilą jest to także ważna informacja o obecności konkretnego gatunku w danym miejscu. Jeśli zdjęcia nie będą leżały tylko w szufladzie *czy komputerowym folderze), wtedy mogą uzupełniać naukowe obserwacje zmian w zasięgach występowania wielu gatunków grzybów, roślin i zwierząt. Przybywa obserwatorów przyrody a naukowcy mogą lepiej obserwować zmiany w zanikaniu  czy ekspansji gatunków. Środowiska zmienia się na skutek antropopresji, zmian sposobu uprawy roli, użytkowania terenu czy antropogenicznych zmian klimatu.

I jest jeszcze przyjemność. Fotografujący w poszukiwaniu pięknych ujęć potrzebuje kontaktu z przyrodą. Wychodzi na spacer i ma motywację do dłuższego przebywania na świeżym powietrzu. Cieszy pięknem. I niewątpliwie korzysta zdrowotnie. 

Ciesz się przyrodą, tak szybko się zmienia.... I dziel się swoimi fotograficznymi obserwacjami czy dokumentacjami.

Więcej wystaw z elementami przyrody w czasie Nocy Biologów 2021.


PS. efekt grupowego myślenia o skojarzeniach z polską przyrodą, w czasie wykładu

7.12.2020

Cyfrowe, akademickie eksperymentowanie (oraz Dzień Chruścika 2020)



W tym roku Dzień Chruścika, przypadający jak zwykle 11. grudnia, będzie bardzo nietypowy (wręcz kryptyczny). Sytuacja wymusiła inne rozwiązania. Po pierwsze będzie to eksperymentalne poszukiwanie dobrych przestrzeni do zdalnej komunikacji w nauce. Cyfrowe konferencje odbywają się już od dawna. Pandemia wprowadziła jednakże spore zmiany. Z części konferencji zrezygnowano. Tak minęły mnie w sumie trzy ważne dla mnie konferencje, w tym te, na których chciałem przedstawiać wyniki badań nad chruścikami w gronie specjalistów. Inne odbywają się w formie zdalnej. Ale tu pojawi się problem jak spotykać się w kuluarach? W zdalnych konferencjach trafimy coś niezwykle wartościowego.

Dużą wartością konferencji naukowych są nieplanowane, spontaniczne spotkania naukowców w tak zwanych kuluarach. O ile referaty plenarne i referaty w sekcjach stosunkowo łatwo zastąpić wykładami on line i webinariami, to jak zorganizować zdalne spotkania w przerwach kawowych, rozmowy kuluarowe, wieczorne spotkania integracyjne i rozmowy w czasie sesji posterowej? Dopiero wymyślamy nowe standardy konferencji zdalnych oraz poszukujemy sposobu na zdalne rozmowy kuluarowe. Powoli pojawiają się coraz lepsze platformy do organizowania konferencji. Powoli. Ale żeby się pojawiły to trzeba poszukiwać i eksperymentować. 

Konferencja Cyfrowość w kontekstach akademickich jest z jednej strony normalną konferencją, z drugiej grupowym eksperymentem. Po pierwsze eksperymentujemy z interaktywną mapą konferencji jako uzupełnieniem tradycyjnej strony www. Wybraliśmy Genial.ly a efekt jest niżej widoczny. Po drugie wspomniany program wybraliśmy do przygotowania plakatu. Na normalnej konferencji papierowy plakat naukowy można uczynić nieco bardziej interaktywnym np. przez dodanie qr kodów. A jak to zrobić na konferencji on line?

I co ze spotkaniami kuluarowymi? Eksperymentujemy z Facebookiem oraz z Wakelet. Ta druga wirtualna przestrzeń to połączenie sesji posterowej i kawiarenki konferencyjnej. Poszukujemy przez eksperymentowanie. Sprawdzimy jak to działa i czy spełnia oczekiwania. Na razie organizujemy przestrzeń prototypowo, z wykorzystaniem tego, co jest dostępne. Prototyp i eksperyment ma to do siebie, że nie jest doskonały. Ale przez aktywne eksperymentowanie lepiej dostrzegamy zjawisko. Wyciągniemy wnioski i spróbujemy za jakiś czas ponownie. Być może nasze refleksje zostaną wykorzystane w profesjonalnych platformach do organizacji konferencji naukowych. 

Być może kolejny Dzień Chruścika zrealizowany zostanie zdalnie, z wykorzystaniem zebranych doświadczeń w zdalnej komunikacji. Już za rok. Jako kolejny eksperyment.
 


*********

2.12.2020

Rola popularyzacji nauki - jak to się robi?



Spotkanie z Akademią Ciekawości - poszerzanie zdalnej komunikacji, zdalnego nauczania. Wspólnie ze studentami i ich projektem Akademia Ciekawości. Tym razem nie będzie pisanie. Po prostu obejrzyj wywiad w materiale wideo. 

29.11.2020

Trzy sposoby uczenia się - indywidualnie i zbiorowo

 

Po pierwsze uczmy się w samotności, indywidualnie. Po drugie w grupie. Po trzecie w sposób uporządkowany, od mistrza, nauczyciela na kursach w szkole i innych instytucjach. 

Samouctwo. Uczymy się kontakcie z przyrodą, otoczeniem. Odkrywamy świat dla siebie w małej i dużej skali. Obserwujemy, odkrywamy, eksperymentujemy. Tylko my i świat wokół nas. W tym inni ludzie jako obiekt obserwacji i świat, który chcemy zrozumieć. A potem na niego wpływać. Sięgamy także do książek i samodzielnie je zgłębiamy, próbujemy zrozumieć, zapamiętać. Do samodzielnego uczenia się potrzebna po pierwsze ciekawość, po drugie silna motywacja. Zwłaszcza gdy nauka się przedłuża. Samouctwo to także podpatrywanie innych, czyli papugowanie i małpowanie (naśladowanie, odtwarzanie), takie jakby podglądanie ukradkiem.

Konektywnie, grupowo, w dialogu. Człowiek jest istotą społeczną, od zawsze funkcjonującą w grupie. Uczymy się z kimś, tak samo poszukującym, odkrywającym. To aktywny i społeczny sposób uczenia się. Potrzebna ciekawość i towarzyskość. Rozmawiamy, dyskutujemy, małpujemy, papugujemy i weryfikujemy w nieustannym dialogu. Na dodatek wiedza jest rozproszona w wielu mózgach. Konektywnie poznajemy i przechowujemy wiedzę o świecie od samego początku maszej ludzkiej aktywności. W erze Internetu jest to wyraźniej widoczne. W grupie uczymy się nawet w szkole, na uniwersytecie, rozmawiając z innymi uczniami, studentami, tak samo uczącymi się i odkrywającymi. W dialogu porównujemy naszą indywidualną wiedzę i wiedza innych osób, razem uwspólniamy i konektywnie rozproszoną wiedzę uogólniamy, ujednolicamy. Dobrze oddaje to neologizm nauczeństwo - raz ja informuję, uczę kogoś, raz ktoś inny uczy mnie. I to naprzemiennie. Towarzyszą temu emocje - radość odkrywania jak i przyjemność bycia w grupie.

Uczenie formalne, instytucjonalne. Uczymy się także inaczej, w sposób uporządkowany, tak jak przelewanie wody z wiadra do dzbanka. Od mistrza, od nauczyciela, który wiele wie, uczył się, zbudował spójny system wiedzy lub umiejętności. I teraz chcemy się od niego nauczyć. Jest duża różnica wiedzy i poziomu (mistrz i uczeń). Na przykład lepić garnki, piec chleb, szyć ubrania, dyskutować, snuć refleksje o świecie. Małe i duże porcje wiedzy. Jednak wiedza nie jest jak woda, którą można przelać do innego naczynia, czy jak zasób danych, które można skopiować z komputera na płytę CD lub inny, przenośny dysk. Wiedza jest konstruktem, który trzeba zbudować od nowa w swojej głowie (opisuje to konstruktywizm - wiedza jako konstrukt). Nauką jest w jakiś sposób sformalizowana, przemyślana, podzielona na porcje (zaplanowany proces). Najpierw praktykowaliśmy u mistrza, potem społeczeństwa stworzyły zinstytucjonalizowane szkoły. W mniejszych porcjach w taki sposób zdobywamy wiedzę na kursach, szkolenia itd. Nauczyciel (lub program stworzony zbiorowo) dzieli wiedzę na porcje i w takiej formie jest ona przekazywana. Uczeń nie zawsze widzi cel i sens, nie wie do czego i czy w ogóle dany fragment wykonywanych zadań mu się przyda. W uczeniu formalnym potrzebna jest wytrwałość. I zaufanie. W największym stopniu ujawnia się tu hierarchia, autorytet i tryb podający. Od  kiedy odkryliśmy, że wiedza to nie suma informacji i umiejętności a zwarty i całościowy konstrukt, który nie daje się w prosty sposób skopiować z głowy do głowy czy z podręcznika do głowy, w kształceniu sformalizowanym pojawia się coraz więcej metod aktywizujących i koncepcji tworzenia środowiska uczenia się a nie tylko programów kształcenia. 

W swoim życiu uczymy się wszystkimi, trzema sposobami, w różnych proporcjach w różnych okresach życia. Każdy z nich ma mocne i słabe strony. Edukacja potrzebuje wszystkich trzech sposobów uczenia się. "Nauczanie" odnosi się tylko do jednego, sformalizowanego na-uczania. Myśląc o współczesnej szkole i systemie edukacji, obejmującej uczenie się przez całe życie, trzeba raczej myśleć o ekosystemie edukacyjnym, środowisku uczenia się, obejmującym wiele różnych instytucji, podmiotów i aktorów życia społecznego. Uwzględniając także zasoby wiedzy zgromadzone w książkach (i bibliotekach) oraz zgromadzonych w Internecie. A także sztuczną inteligencję. 

Przykładowo - tymi trzeba sposobami ja uczę się umiejętności i kompetencji cyfrowych: 1. jako samouk eksperymentując z różnymi programikami, metodą prób i błędów, 2. w grupie, crowdlearningu z innymi, podobnymi "uczniami", dzieląc się swoimi odkryciami, umiejętnościami i pytając się innych co i jak można zrobić. 3. I w końcu uczę się na kursach (teraz tylko zdalnych), w sposób uporządkowany. Mam okazję świadomie obserwować i doświadczać wszystkich tych sposobów. Jest więc okazja do uporządkowanej refleksji o edukacji jako takiej. 

26.11.2020

Nowa butelka, choć stara, tym razem z okolic Opola


Historie blogowe żyją swoim życiem. Czasem ukrytym. Tak jak każda informacja. Lub jak nasiona (czy inne diaspory) w glebowym banku nasion - upadają i leżą długo zupełnie niewidoczne. Aż nagle kiełkują i wtedy je widać.

Zaczęło się trzy lata temu od butelki znalezionej w lesie (Historia dwóch nietypowych butelek,
Malowanie butelek, kamieni i dachówek czyli zasada 5 R (albo 7 razy R). Dwa lata później druga, podobna butelka została znaleziona na drugim końcu Polski. Udało się znaleźć jakieś informacje w przepastnym internecie w postaci butelek z etykietkami. I pojawiło się pytanie o to, skąd pochodzi taki nietypowy wzór, w jakiej hucie szkła były produkowane i gdzie docierały. 

Zupełnie niedawno, za pośrednictwem Facebooka pojawiała się kolejna informacja, sprowokowana tymi wcześniejszymi, publikowanymi na blogu i upowszechnianymi w mediach społecznościowych. Tym razem miejsce znaleziska jest Pustków k. Opola. Pan Leszek Cebula napisał "Butelka nie ma żadnych znaków ani szwów. Zrobię zdjęcie po oczyszczeniu. Jest przynajmniej jedna bańka powietrza w szkle. Moją również znalazłem w lesie Na zdjęciu jeszcze w trakcie czyszczenia. Pozdrawiam."

Tajemnica leśnej butelki. Sprawa błaha. Ale może posłużyć jako przykład powolnego poznawania świata. I na zwykłej butelce można nauczyć się metodologii badań naukowych jak i rosnącego znaczenia nauki społecznej (crowdscience?) - wielu różnych obserwatorów, konektywnie współpracujących w rozwikłaniu jakiejś prostej tajemnicy. Skąd wzięła się butelka w lesie. I zwykłe "ktoś wyrzucił" nie wystarczy, Ciekawość domaga się więcej.

Co znaczy ów pęcherzyk powietrza? Wskazuje na starą technologię (niedoskonałą). Myć może produkcję  jakiejś manufaktury. 

W czym problem? Jakie można postawić pytania badawcze? Po pierwsze kiedy i gdzie została wyprodukowana. Po drugie jaki trunek się w niej znajdował. Po trzecie kto i kiedy wypił i dlaczego znalazła się w lesie. Czy jest możliwe znalezienie odpowiedzi na niektóre lub wszystkie pytania? Wydają się poza zasięgiem naszych możliwości. Lecz to kwestia zaangażowania czasu, wiedzy i funduszy. 

A może Ty dorzucisz coś nowego do poznania historii tych nietypowych butelek? Jakieś hipotezy, domysły, informacje, wnioski?

Jeśli otaczający nas świat (i Wszechświat) jest całością, to za pomocą jednego elementu można opowiedzieć (poznać i zrozumieć) o rzeczach i zjawiskach bardziej ogólnych, rozległych. Może nawet o całym Wszechświecie. Dołączysz się do tej opowieści? Weźmiesz udział w głębszym zrozumieniu swoista wokół nas? Spróbujesz na któreś z trzech, postawionych pytań lub sformułujesz zupełnie nowe? Warunek jest jeden, mają w jakikolwiek sposób wiązać się z tymi znalezionymi, nietypowymi butelkami. 

A niżej zdjęcie podobnej butelki z okolic Radomska (znaleziona na Allegro). Na etykiecie napis "wódka czysta". 

25.11.2020

O tym, jak uczę się storytellingu


Wielokrotnie przekonywałem studentów, że muszą nauczyć się nieustanie się uczyć, być gotowym na ciągłe uczenie się przez całe życie. W sumie to nic dziwnego, bo Homo sapiens od swojego zarania uczy się całe życie. Nigdy jednak wcześniej środowisko wokół niego tak szybko się nie zmieniało, wymuszając ciągle i głębokie zmiany w swoim sposobie życia i działania. Sprawcą tych zmian jest sam człowiek i jego kultura. Dotyczy to także komunikacji i przekazywania wiedzy jak i całego systemu edukacji, od przedszkola po uniwersytet.

Homo sapiens opowiada już od co najmniej 70 tysięcy lat. A może i od 150? Wcześniej snuł opowieści pozawerbalnie. Opowiadanie, gawędziarstwo, bajanie, wykładanie, relacjonowanie i wiele innych terminów opisuje te bardzo zróżnicowane co do formy, długości i wewnętrznej konstrukcji, utwory słowa mówionego. W epoce pisma opowieści przybrały dodatkową, nową formułę. Powstała literatura. Ale dalej opowiadaliśmy. I uczyliśmy się przedstawiać krótsze lub dłuższe słowne narracje. 

Opowieści w edukacji  (referaty, przemowy, wykłady itd.) od dawna funkcjonują. Kiedyś przykładaliśmy do nich większą wagę (była np. retoryka jako przedmiot nauczania). W większości uczymy się sami, metodą prób i błędów, często zupełnie nieświadomie. Podobnie z nauką pisania tekstów naukowych... i popularnonaukowych. 

Dlaczego po ponad 30 latach pracy dydaktycznej uczę się storytellingu? Przecież powinienem już wszystko umieć? Dostrzegłem swoje kolejne niedostatki i braki. Im więcej się wie i umie, tym bardziej dostrzega się swoje własne braki. Albo chciałoby się uzyskiwać lepsze efekty w komunikacji, przekonywaniu, wpływaniu na innych, w edukowaniu. Dążność do perfekcji i większej efektywności.

Czy trzecia rewolucja technologiczna wnosi jakieś jakościowe zmiany w sztuce opowiadania? Tak, i to spore. Umożliwia odejście od liniowego przekazu i w jakimś sensie powrotu do korzeni kultury oralnej. A jednocześnie oferuje nowe narzędzia.... których po prostu trzeba się nauczyć. Niestety. Na przykład wystąpienia przed kamerą lub samodzielnego nagrania plików audio i wideo a potem ich zmontowania i udostępnienia w internecie. 

Pozostaje tylko ciągle się uczyć. I zapominać zbędne informacje, nieprzydatne już umiejętności. Na szczęście uczenie się jest przyjemne. O ile odbywa się bez presji czasu i odgórnych wymagań. 

Zwolnić by czuć przyjemność z uczenia się. Lub cieszyć się każda chwilą.... 

Zapraszam do dwóch kolejnych prób z tą samą opowieścią (ale w innej formie), jako swoista praca domowa w kursie storytellingu. Dlaczego pracę domową upubliczniam? Bo to moja koncepcja edukacyjna - robić coś na poważnie, na prawdę i nie bać się błędów. Nauka przez działanie (i kilka innych specjalistycznych terminów opisujących tę metodę). Staram się, aby tak uczyli się moi studenci ze mną, przez małe i duże projekty, bez pisania do szuflady czy tylko dla nauczyciela (kolokwia i sprawdziany które na wieki pogrzebane są w szufladzie, do jednorazowego przeczytania przez jedną osobę). Bo nie traktuję siebie jako wszystko-najlepiej-wiedzącego wzorca z Sevres... Niech utwór (dzieło) oceni otaczający świat i wiele osób a nie tylko jedna osoba. A przede wszystkim sami studenci, którzy mogą ocenić wartość swoje pracy w rzeczywistych warunkach.

A Noc Biologów i społeczna misja uniwersytetu? Jest w opowieściach o Basi. 

15.11.2020

Akademia Ciekawości UWM. Wielkie żarcie – czyli co się dzieje z liśćmi spadającymi z drzew?


Ruszyła Akademia Ciekawości UWM w Olsztynie. Inicjatywa studentów. Pozytywnie zaskakuje profesjonalne podejście i udostępnianie materiałów w wielu przestrzeniach społecznościowych. To nie tylko realizowanie społecznej misji uniwersytetu w upowszechnianiu wiedzy. To także przecieranie szlaków w udoskonalaniu dydaktyki. Tak może wyglądać zdalne nauczanie. 

Z zaciekawieniem przyjąłem zaproszenie studentów. Poszedłem z pewnym niedowierzaniem. No bo cóż studenci mogą zrobić? Poszedłem niejako na zwiady by poznać możliwości. Wtedy nie było jeszcze strony Akademii Ciekawości. Jedna wielka niewiadoma. Sprawdziłem i wiem że warto włączyć się do ich działań bo to także korzyść dla nas, wykładowców. 

Przygotuję więcej krótkich wykładów. I teraz, znając możliwości studia i montażu, lepiej się przygotuję. Będę także namawiał innych pracowników do udziału. Powstała jeszcze jedna przestrzeń do zdalnego upowszechniania wiedzy. Mam nadzieję, że zagości na stałe.

10.11.2020

Noc Biologów 2021: straszne, trujące, jadowite - tajemnicze istoty z miejskiej łąki


Noc Biologów 2021 w wersji zdalnej? Problem czy wyzwanie? Od chwili powstawania życia na Ziemi organizmy żywe zmagają się z najróżniejszymi problemami, trudnościami i zagrożeniami. To wyzwania dla ewolucji i przekraczania najróżniejszych granic przestrzennych i czasowych. Nasiona, zarodniki, diaspory - wszystkie służą do podróży przez niesprzyjające środowisko by, gdy znajdą odpowiednie miejsce i czas wykiełkować, obudzić się i rozpocząć wzrost. A może skrzydła i kończyny? Pędy i kłącza? Też pozwalają podróżować. Zdalna edukacja może być ekscytująca.

W styczniową noc, gdy zmrok szybko zapada i zdawałoby się, że żadnego życia nie widać, zbrodnia zdarzyć się może niesłychana. Czy to pani otruła pana? W parku na łące i całkowicie zdalnie? On line to zapewne dlatego by nie ułatwiać dyspersji wirusom SARS-CoV-2. I na razie nie wiadomo czy to pani zabiła pana, jak i dlaczego i czy zjadła czy zakopała. Trucizny lać się będą mililitrami a trup słał się będzie gęsto. Jak to w przyrodzie. Zbrodnia wirtualna i edukacyjna (instrukcja dołączenia do gry niżej, a kod aktywacyjny na samym dole).

Po wrześniowym, udanym debiucie ponownie zabieramy się do straszenia i zdalnego upowszechniania wiedzy (Lidia Bielinis, Stanisław Czachorowski). Tym razem w styczniowa noc w ramach Nocy Biologów 2021. Gra dla kreatywnych, wytrwałych i odważnych. 

Straszne, trujące, jadowite - tajemnicze istoty z miejskiej łąki

Lubimy rozmawiać o pogodzie. To temat do rozpoczęcia rozmowy nawet z nieznajomym. Jednak media lubią sensacje, zbrodnie i nieszczęścia. Zostań z nami dziennikarzem lub lub detektywem. Poszukaj śladów, rozwiąż zagadki, poznaj życie w miejskiej dżungli w skali mikro. Przechodzisz alejką parkową i nie widzisz tego, co się w trawie dzieje. A dzieją się tam rzeczy niesłychane! Nawet w zimie a zwłaszcza nocą.

Czy jest możliwe, żeby trup gęsto słał się na łące? Pomyślcie tylko... trudno to teraz sobie wyobrazić - nieprawdaż? A jednak to zdarzyło się na pewnej łące miejskiej w Olsztynie…

Gra on line, opowiadająca o przyrodzie z sensacjami, miłością, zbrodniami. Rośliny bronią się przed zjedzeniem trującymi substancjami, niektóre owady mają żądła, inne są toksyczne lub niesmaczne. Jeszcze inne upodabniają się do groźnych zwierząt (mimikra). Nieustanna walka, ucieczka, polowanie i poszukiwanie zdobyczy. Niesamowity i dziki świat pod naszymi stopami. Chcesz ten świat odwiedzić? Masz odwagę zostać reporterem i łowcą sensacji z miejskiej łąki?

Kto kogo, dlaczego i jakie miał motywy? Będzie to w pełni wirtualna podróż z zagadkami, będą rośliny, grzyby i zwierzęta z miejskiej łąki. Czyli to, co możemy spotkać na spacerze.

Bać się i uciekać czy może zjeść ze smakiem?

Zaryzykujesz z nami? Wchodzisz do gry?

W czasie gry nie da się wysiedzieć w domu, będziesz musiał(a) wyjść z domu do parku, do lasu, nad jezioro. Pamiętaj o zachowaniu dystansu. By nie ułatwiać dyspersji Covid-19


Instrukcja (opracowana przez Lidię Bielinis)

Aby poznać tajemnicze, straszne i trujące istoty z miejskiej łąki potrzebujesz smartfona albo tabletu z dostępem do mobilnego Internetu.

Twoim pierwszym zadaniem będziecie ściągniecie aplikacji do gry za pomocą Google Play albo App Store. Kliknij w jedną z tych ikonek na swoim smartfonie:

 

 Postępuj zgodnie z instrukcją załączoną poniżej

KROK 1


 KROK 2

 

KROK 3

 

KROK 4



Po kliknięciu przycisku „Scan code” (skanuj kod) zeskanuj QR kod startowy do gry, 

KROK 5


KROK 6 


KROK 7 

KROK 8 



Brawo, prawdopodobnie widzisz już okienko powitalne gry na swoim smartfonie! Wszystkie dalsze instrukcje będą się wyświetlać w aplikacji Actionbound.

W przypadku kłopotów z pobraniem aplikacji lub rozpoczęcia gry, skontaktuj się z Lidią Bielinis: lidia.bielinis@uwm.edu.pl

Kod startowy do gry  


8.11.2020

Genially - drugie podejście

Trening czyni mistrza, więc trzeba nieustannie próbować. Druga praca w Genial.ly. Uczę się krok po kroku i sprawdzam efekty. A przy okazji nieco inna opowosć o projecie Spotkania z nauką.

6.11.2020

O tym, jak kolory w przyrodzie nas wabią, straszą i tumanią

 

Skąd się wzięło piękno w przyrodzie? Czy jest to piękno samoistne czy tylko my je dostrzegamy a więc niejako jest naszym wewnętrznym, myślowym wytworem? Świat wokół nas jest piękny sam z siebie, obiektywnie czy tylko takim go czasami my widzimy. A więc piękno jest subiektywne, uznaniowe? Odpowiem na te pytania jako biolog. 

Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego podobają się nam, ludziom (Homo sapiens) kolory w przyrodzie? Takie ciepłe, czerwone (krasne), żółte, fioletowe? Może mniej te zielone, niebieskie a już na pewno nie brązowe, brudno-czarne. Czerwony, krasny już w samej nazwie jest piękny, „krasiwy” (w języku rosyjskim). Szaro-czarne kolory w nazwie są jakieś takie brudne, brązowe kojarzą się z nieprzyjemnymi odchodami. A przecież dla muchy czy żuka gnojowego piękno ma zupełnie inne barwy. My się ekscytujemy pachnącymi kwiatami a muchy pachnącymi inaczej odchodami. 

Zachwycamy się kolorami kwiatów, ale to piękno nie dla nas zostało przez ewolucję wytworzone. Kolory są przede wszystkim informacją. Tak jak kolory świateł w sygnalizatorach ulicznych. Ruszamy do przodu nie dlatego, że zielony bardziej nam się podoba niż czerwony. To informacja, że droga wolna, teraz my możemy poruszać się bezkolizyjnie i bezpiecznie. Czerwonego koloru nie sposób człowiekowi przeoczyć. Dlatego został wybrany jako kolor ostrzegawczy. To kolor smacznego, dojrzałego owocu ale i krwi, czyli niebezpieczeństwa.

Informacja czy piękno? Może piękno to tylko pochodna informacji? Ale jakiej? 

Dlaczego dla nas coś jest piękne? Zachwycamy się kolorami kwiatów. A przecież, w ewolucyjnym, biologicznym sensie, to piękno nie jest dla nas. To sygnalizacja dla zapylający owadów: „uwaga, uwaga tu jest coś smacznego do zjedzenia”. Kwiat zwabiają pokarmem – słodkim nektarem. To po nektar zlatują się skrzydlaci amatorzy słodkości. Zjawiają się także pyłkożercy, co dla rośliny nie jest już zbyt korzystne, bo traci wytwarzane do rozmnażania struktury. Można więc powiedzieć, że nektar to taka danina – napij się słodkiego nektaru a mój pyłek zostaw w spokoju. Ale dlaczego rośliny kwiatowe miałyby same z siebie dobrowolnie się opodatkować na rzecz zwierzęcych zjadaczy? Może dla odwrócenia uwagi od ważniejszego do rozmnażania pyłku? W środowisku wodnym gamety same mogą wędrować, poruszać się za pomocą np. witek i rzęsek. Ale jak mają się poruszać w suchym środowisku lądowym? Tak jak mszaki czekać na deszcz? 

A jak było przed owadami? Pyłek roznoszony był (i jest) przez wiatr. Roślina musi wyprodukować duuużo pyłku by choć nieliczne z wiatrem trafiły tam gdzie trzeba. Danina w postaci nektaru jest w gruncie rzeczy oszczędnością bo dzięki zapylaczom można produkować mniej pyłku. 

I wróćmy na chwile do owadów gustujących w odchodach lub padlinie. I je zwabiają niektóre rośliny, wabiąc zapachem i kolorem przypominającym rozkładającą się padlinę. My się takimi kwiatami (czy grzybami - jak sromotnik bezwstydny) nie zachwycamy.  

Rośliny same z siebie nie mogą się poruszać w celu wymiany gamet z innymi osobnikami swojego gatunku. Wyręczają się … owadami, czasem ślimakami, ptakami czy ssakami. Zwierzęta te, mobilne z natury, przylatują lub przypełzają by się najeść a przy okazji, niechcący zabierają na swoim ciele pyłek. Przy wizycie na kolejnym kwiecie mogą zostawić go na znamieniu słupka, doprowadzając do zapylenia a w konsekwencji do zapłodnienia krzyżowego. Rekombinacja genetyczna jest podstawą zmienności jakże pożądanej w ewolucji i przetrwaniu gatunków w zmiennym środowisku. 

Kolory kwiatów są więc przed wszystkim informacją dla owadów. W biologicznym interesie rośliny jest aby owad poleciał na kwiat tego samego gatunku. Bo co z pyłku zaniesionego w nieodpowiednie miejsce? Być może dlatego kwiaty są tak różnorodne w swoich kolorach jak i fenologicznych i dobowym czasie atrakcyjności pokarmowej. Czasem przywiązują do siebie  konkretne gatunki owadów.

Ale dlaczego kolorowe kwiaty  i nam się podobają? Być może dlatego, że przypominają owoce oraz są poprzednikami owoców (owoce pojawiają się na gałęzi tam, gdzie były wcześniej kwiaty). Nasi przodkowie byli owocożerami. I stąd nasza słabość do cukrów i słodkości. A także do alkoholu etylowego (powstaje w wyniku aktywności drożdży). Zapach alkoholu podoba się także muszkom owocowym. I dla nich i dla nas zapach alkoholu oznaczał obecność dojrzałych owoców, bogatych w cukier. Naszą ewolucyjnie zakorzenioną słabość do cukrów teraz wykorzystują perfidnie producenci różnych towarów spożywczych. Dodają cukier do wszystkiego, aby było bardziej smaczne i by ponownie zwabić .. do zakupu. Niczym kwiaty wabiące owady.  Na zdrowie to nam nie wychodzi. Producenci, niczym kolorowe kwiaty, tumanią nas i zwabiają. Kolorami oznaczają słodkie pokarmy. Ich interes jest różny niż nasz. 

A dlaczego słodkie owoce są kolorowe a przez to widoczne? Przecież narażają na niebezpieczeństwo własne nasiona czyli w pewnym uproszczeniu potomstwo. Słodkości zawarte w owocach wcale nie są substancjami zapasowymi dla kiełkującego nasiona. Są daniną dla owocożerów. Jaka to korzyć dla rośliny, że jej owoce z nasionami będą zjadane? Korzyścią jest dyspersja i roznoszenia nasion na duże odległości. Czasem nasiona są twarde, gorzkie i niesmaczne (jecie śliwki z pestkami?) by je owocożerca wypluł gdzieś na uboczu. A czasem znakomicie przechodzą przez przewód pokarmowy i wraz z odchodami trafiają daleko od macierzystej rośliny. Dalej, niż te wyplute. 

Kolory w przyrodzie także odstraszają. Informują, że coś jest trujące lub jadowite. To sygnał ”nie jedz mnie bo będzie źle”. Dlatego niektóre gatunki są jaskrawo ubarwione i dobrze widoczne. Zatem nie wszystkie owoce czerwone są zdatne do jedzenia. Mimo, że piękne. Nie wszystko złoto, co się świeci, nie wszystko smaczne, co pięknie wygląda.

W końcu kolory otumaniają. Bo u niektórych gatunków są sygnałem dla płci przeciwnej o gotowości rozrodczej. Są afrodyzjakiem. Kolory sprawiają, że jest się bardziej widocznym dla płci przeciwnej (udana prokreacja)..., ale i dla drapieżników (ryzyko śmierci). Nie jest więc bezpiecznie być atrakcyjnym i kolorowym. Przynajmniej zbyt długo. Dlatego wiele gatunków jaskrawo-kolorowe szaty przybiera tylko na okres godowy. No bo i po co być cały czas atrakcyjnym seksualnie, gdy ruja trwa krótko? Zbędny wydatek. Zaloty i namolne molestowanie niczemu by nie służyło a tylko zabierało by czas (i energię na oganianie się) i narażało na niebezpieczeństwo. Po drugie bardziej kolorowe bywają ... samce, tak jak u wielu ptaków czy owadów. Gdy zginie samiec to mniejsza strata dla gatunku. Do zapłodnienia wielu samic wystarczy tylko jeden. Niech więc to samce  narażają się swoją jakrawą widocznością a nie samice. Bywa i tak, np. u niektórych gatunków wazek, że po kopulacji samica barwami upodabnia się do samca. Przez to staje się mniej atrakcyjna seksualnie i mniej widoczna. Nie kusi i... nie jest namolnie molestowana przez samce, czasem wręcz brutalne.

Kolory są uzupełniającym do zapachów i feromonów sygnałem. Jak na razie (na szczęście!) nie udało się zsyntetyzować uniwersalnych feromonów Homo sapiens. Pozostają kolory i zapachy. Panie zwabiają nas i otumaniają kolorowym makijażem, ubiorem i kwiecisto-owocowym zapachem kosmetyków. 

W przyrodzie niektórzy perfidni łowcy podszywają się kolorami pod słodkodajne kwiaty i owoce. Zwabiają i zjadają nieszczęsnych. Tak, w życiu i w przyrodzie bardzo ważne są informacje i ich interpretacja. Od tego zależy nasze zdrowie życie.

Rozszerzona wersja feletonu "Kij w mrowisko" dla VariArtu



5.11.2020

Czy zajęcia w trybie zdalnym wymusiły zmianę w podejściu do prowadzenia zajęć?

Studio Akademii Ciekawości, inicjatywa samorządu studenckiego UWM. Jeden z wielu kroków doskonalenia zdalnej komunikacji i edukacji.


Przed IV Kongresmen Przyszłości Pani Daria Bruszewska-Przytuła z Gazety Olsztyńskiej, zadała mi kilka pytań. Bardzo trudnych. Bo nie jest łatwo na nie odpowiedzieć. 

Czy zajęcia w trybie zdalnym wymusiły na Panu zmianę w podejściu do prowadzenia zajęć? 

I tak i nie. To zależy na czym się skupić. Tak - w tym sensie, że nauczanie zdalne wymusza stosowanie innych narzędzi. Nie – bo istota nauczania się nie zmienia, nie zmienia się podejście do studenta (ucznia). Nie zmienia się filozofia kształcenia i patrzenia na edukację. Jeśli ktoś dyktował na sali wykładowej (klasie) to będzie dyktował do ekranu komputerowego i przez „internet”. Jeśli ktoś traktował ucznia podmiotowo, to dalej go będzie tak traktował. Jeśli ktoś stawiał na relacje, to dalej będzie szukał sposobów rozwijania relacji. Tego oczywiście nie widać. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, z zewnątrz. Nauczanie podające, autorytatywne może być realizowane w kontakcie bezpośrednim jak i zdalnym. Nauczanie z wykorzystaniem projektów może być realizowane w klasie i w kontakcie zdalnym. Inne muszą być tylko projekty. Nie tak łatwo zmienić swoje (lub innych) podejście do kształcenia. Na to trzeba lat a co najmniej miesięcy i bardzo intensywnej pracy. Nie da się zmienić jednym kliknięciem myszki komputerowej czy wolą jednego człowieka. Ale jak widzimy, szybko można zmienić formę kształcenia z bezpośredniej na zdalną w skali całego kraju. I od razu widać dawne zaniedbania. Tak jak w czasie odpływu morza – od razu widać, kto się kąpie bez majtek. 

Żeby lepiej wyjaśnić swoją myśl, postaram się to jakoś zobrazować: to jest tak jakby z furmanki (młodszym wyjaśnię, że jest to pojazd ciągnięty przez konia) na samochód. Kierunek podróżny pozostanie ten sam, tylko nie da się kierować samochodem przez okrzyki, „wiśta, wio, prrr” ani przez używanie bata. Trzeba nauczyć się nowego narzędzia (kierowania samochodem). 

Już dużo wcześniej wykorzystywałem narzędzia zdalne – jako forma uzupełniająca i wspierająca zajęcia w kontakcie (np. Facebook, Messenger, blog, strona www, Padlet, YouTube, Mentimeter, Clickmeeting itp.). Dalej próbuję je wykorzystywać ale uczę się nowych. Bo sytuacja jest inna. I muszę uczyć się w stresie, wynikającym z pospiechu i skali. 

Kontakt zdalny wymaga dużo większego wysiłku i dłuższego przygotowania ze strony nauczyciela/wykładowcy. To tak jak z instrukcją gotowania: w kontakcie bezpośrednim, gdy widzimy poczynania uczącego się, możemy szybko korygować i uzupełniać…. także własne braki i niedoskonałości przepisu. Jeśli napiszemy „dodaj szczyptę soli” (bardzo nieprecyzyjne polecenie) to od razu widzimy ile ktoś tej soli bierze i możemy szybko zainterweniować. Ale jeśli będzie to przepis wydrukowany w gazecie czy książce… to dodanie szczypty soli może być różne co do efektów. Zależy od doświadczenia uczącego się. Kiedy w czasach studenckich sam zacząłem czasem gotować w akademiku to długo zastanawiałem się ile to jest ta szczypta soli. Czy liczyć na wagę, na objętość, a może chodzi o liczbę kryształków? Zmierzam do tego, że zdalna edukacja nie pojawiła się nagle, liczy sobie już…. kilka tysięcy lat. Tyle, ile ludzkość korzysta z pisma. Powszechna stała się w epoce drukowanych książek. Napisanie dobrej książki jest dużo bardziej pracochłonne i trudniejsze niż opowiadanie lub pokazywanie w bezpośrednim kontakcie. 

Co się sprawdza, a co zupełnie nie? 

To zależy od osobowości i nauczyciela i ucznia. Oraz od możliwości i sytuacji. Wielu uczniów jest wykluczonych cyfrowo, z różnych przyczyn. Na przykład odświeżyłem i przekazałem swój stary laptop pewnemu uczniowi, bo nie miał żadnego sprzętu do zdalnego nauczania. Ale jeśli w jego domu nie będzie dostępu do Internetu nic to nie pomoże. Dalej będzie wykluczony, tylko potencjalnie trochę mniej. 

Pyta Pani o narzędzia? Wygodniejsze dla nauczyciela i ucznia są jednolite platformy. Na przykład Microsoft Teams czy Google Classroom. Z Teamsów zacząłem korzystać od marca br. Ma liczne wady. Dobry jest do pracy biurowej, korporacyjnej ale mało wydolny do zdalnego nauczania. Samemu nie można za bardzo zmieniać platform, bo to po pierwsze koszty, po drugie wygodniej dla uczniów/studentów, gdy nauczyciele w jednej szkole korzystają z tych samych narzędzi. Wygodniej jest poznać i korzystać z jednej aplikacji niż uczyć się kilku. Mimo, że ich "filozofia działania" pozostaje podobna.

W zakresie formy na pewno nie sprawdza się koncepcja realizacji lekcji i zajęć na uczelni czy szkole w modelu 1:1 czyli tyle samo godzin w kontakcie synchronicznym (nauczyciel i uczniowie w tym samym czasie siedzą przed komputerem) co było w planie, w zajęciach bezpośrednich. Takie proste przeniesienie planu zajęć do „komputerów”. Wygodne jest do kontroli i dobrego samopoczucia organu zwierzchniego (czasem i dla rodziców, bo dziecko jest „przykute” i nie trzeba się nim zajmować). Zajęcia się odbywają, wszyscy pracują. To model szkoły, której celem jest zajęciem się dzieckiem, przypilnowaniem (koncentracja na tym, żeby ktoś się dzieckiem zajął, zaopiekował i wypełnił mu czas). To wygodne dla wielu rodziców – dziecko jest w szkole i „mają je z głowy”. Zdarzają się rodzice, którzy dzwonią ze skargami do dyrekcji, kuratorium itd., np. że dany nauczyciel skończył zdalną lekcję 5 minut wcześniej… Podatnik czuje się zadowolony, bo inaczej to pewnie ci nauczycieli nic by nie robili, przecież mają 2 miesiące wakacji a teraz siedzą w domu i to rodzic musi zajmować się edukacją, a nauczyciele przysyłają tylko zadania do zrobienia.. Podatnik, a tym samym władza różnego szczebla, czuje się dobrze, że nauczyciel na pewno pracuje… Nie bimba bo siedzi przykuty do komputera. 

Tak długie przesiadywanie przed monitorem (tyle samo godzin co w szkole na lekcjach) jest bardzo niezdrowe dla dziecka jak i dla nauczyciela. Poza utratą zdrowia (własnym dzieciom to czynimy!) efektywność dydaktyczna jest bardzo niska. Brak sygnałów niewerbalnych utrudnia skupienie się i motywację. Uczniowie i studenci udają, że są i że słuchają. Prowokuje to do wymyślania różnych sposobów „sprawdzania aktywnej obecności" i „żeby nie ściągali”. Wysiłek idzie w rozbudowę kontroli a nie na edukację i motywację. Syndrom zarządzania kierowniczego i autorytatywnego (kiedyś było dobre ale w czasach gospodarki opartej na wiedzy staje się coraz mniej wydolne). Obie strony zdają sobie sprawę ze skali pozorowania i udawania… ale bezpieczniej jest nic nie mówić. Bo organ zwierzchni nie będzie miał pretensji… Brniemy więc w udawanie i pozorowanie, byle się „w papierach zgadzało”. Edukacja pozorów. Taka już była bo nie prowadzimy debaty jakiej edukacji chcemy. Takiej ogólnonarodowej, interdyscyplinarnej i międzysektorowej. Potrzebna jest nam szeroka, powszechna i dogłębna dyskusja nad edukacją! Od 30 lat nam jej brakuje. 

Ale edukacja zdalna ma ogromne zalety, z których warto skorzystać (mimo różnych, widocznych niedostatków). Po pierwsze personalizacja i indywidualizacja nauczania. To, o czym się postuluje od kilkudziesięciu lat. W klasie 20-30 uczniów musi pracować jednym tempem, dostosowanym do średniej przeciętnej. Zdolniejsi się nudzą, słabsi coraz bardziej odstają. Zdalne narzędzia do kontaktu asynchronicznego umożliwiają znacznie większe spersonalizowanie. Gdy słuchamy wykładu – to słuchamy go w tempie mówiącego. Nie możemy ani przyspieszyć ani zwolnić (gdy np. czegoś nie nadążamy zanotować a jest dla nas ważne). Wykład nagrany (wideo, audio) – tak jak czytana książka – może być odtwarzany w indywidualnym tempie ucznia czy studenta. Każdy odsłucha wtedy, kiedy chce, kiedy to dla niego wygodne, nawet na telefonie w czasie jazdy pociągiem lub w kolejce do fryzjera. Jak coś jest znane lub nudne - to można przekartkować, czy w przypadku filmu przewinąć do przodu. Jeśli zaśniesz na wykładzie – to treść stracona. Jeśli zaśniesz nad książką czy audiobookiem lub filmem, to zaczniesz ponownie od dowolnego miejsca, gdy już się obudzisz. Nic nie tracisz. A wyspany mózg na dodatek lepiej przyswaja. 

Zacząłem nagrywać wykłady prowadzone dla studentów, by mieli kopię (wcześniej przekazywałem slajdy wykładowe w formie pdf, ale umieszczam na slajdach mało słów za to dużo obrazów i schematów). By mogli odsłuchać ponownie w ramach powtórek lub ci, którzy na wykładzie z różnych przyczyn nie byli. Ale jakość nagrań na MS Teams czy Clickmeeting nie jest najlepsza. Należałoby nagrać osobno, najlepiej w studiu, z co najmniej dwoma kamerami, potem zmontować. I tak dla wykładu jedno godzinnego trzeba przeznaczyć co najmniej kilka- kilkanaście godzin pracy 1-3 osób (oglądający myśli, że to takie proste i krótkie, gdyż widzi tylko wierzchołek góry lodowej, a znacznie więcej jest ukryta). Samemu trudno wszystko opanować i zgromadzić niezbędny sprzęt. Niewątpliwie potrzebna jest praca zespołowa. Dlatego nauczyciele są przemęczeni i w fatalnej kondycji psychicznej: ciągle są poganiani, kontrolowani, pouczani, nie dostają należytego wsparcia merytorycznego i technicznego. Lada tydzień cały system edukacji może się załamać tak jak teraz system ratownictwa medycznego. 

Poza nagrywaniem na wideo krótkich wykładów (wymaga to także przearanżowania całego wykładu i podzielenia na krótsze, logicznie spójne i samodzielne części) uczę się nowych sposobów aktywizowania studentów, próbując ich włączyć do wspólnej pracy projektowek nad „skryptami” elektronicznymi. Teraz uczę się narzędzia Genial.ly oraz Wakelet. Korzystam także z różnych innych, bezpłatnych narzędzi lub wersji darmowych o okrojonych funkcjonalnościach. Na zakup licencji musiałby przeciętny nauczyciel wydawać miesięcznie 100-300 zł. Nie mówiąc o inwestycji w sprzęt. Ja muszę dokupić dobry mikrofon i oświetlenie. I bardzo dużo muszę się uczyć (tak jak każdy nauczyciel). W presji czasu. Wiem, że muszę nauczyć się robić podcasty… czyli nauczyć się opowiadać z dobrą dykcją oraz opanować kolejne, nowe dla mnie narzędzia… Droga od prowizorki do profesjonalizmu jest długa i wymagająca wysiłku oraz wytrwałości. 

Uczę się, próbuję i wiem, że jest to niedoskonałe niedopracowane, trochę prowizoryczne. Nie mam jednak komfortu by spokojnie zrobić i jak będzie gotowe, sprawdzone, dopracowane - uruchomić. Zajęcia  co tydzień. To tak jakby ktoś przerabiał furmankę na samochód i to w czasie jazdy... Ale lepsza prowizorka niż pozorowanie i samooszukiwanie się... i czekanie aż pandemia minie... 

Czy już wiemy, na co powinniśmy stawiać w przyszłości, kształcąc młodych ludzi (wśród nich także przyszłych nauczycieli), żeby uniknąć poczucia zagubienia, z jakim mamy teraz do czynienia, w kontekście edukacji zdalnej? 

Tak, wiemy. I wiedzieliśmy to od co najmniej kilkunastu lat. Kto słucha ekspertów? Polska szkoła wymagała zmian, ale ostatnia reforma ani odrobinę nie zmieniła na lepsze, nie wprowadziła żadnych zmian dostosowujących do przyszłości w zakresie edukacji. Wprowadziła tylko zamęt, zmęczenie nauczycieli i wiele nowych problemów, z którymi się teraz borykamy. Strata pieniędzy, strata czasu i ludzkiej energii. A efekt cofa nas mocno w edukacji. W czasie epidemii i masowego przejścia na nauczanie zdalne widać to jeszcze wyraźniej.

Poczucie zagubienia to nie tylko efekt kształcenia ale i otoczenia. Trzeba wyedukować całe społeczeństwo by odpowiednio traktować zawód nauczycielski. Dobrze uczy... szczęśliwy nauczyciel. Zatem po pierwsze trzeba zadbać o komfort pracy nauczyciela. Zupełnie tak jak w przypadku awarii w lecącym samolocie: dorosły najpierw ma sobie założyć maskę z dopływem powietrza a dopiero potem dziecku. Dlaczego nie odwrotnie? Bo jak rodzic straci przytomność (w czasie zakładania maski dziecku) to już dziecku na pewno nie pomoże. Czyli musimy stworzyć dobre środowisko edukacyjne i zadbać o dobrostan nauczycieli. Z tego będzie wynikać dobrostan uczniów i efektywna edukacja. Na to trzeba wielu lat wytrwałej pracy i sporych nakładów. 

Czego uczyć? Uczenia się, zapominania (oduczania zbędnych rzeczy) i ponownego uczenia się... przez całe życie. Uczyć kompetencji współpracy w zespole, w tym zespołach różnokulturowych, kompetencji cyfrowych, kreatywności, empatii, umiejętności budowania relacji. Wszystko to wiemy od co najmniej kilkunastu lat. Przyszłość już była i jest wokół nas. Trzeba tylko umieć patrzeć i dostrzegać. 

Ja już nauczyłem się wielu umiejętności.... które po kilku, kilkunastu latach stawały się zbędne. Na przykład pisania na maszynie do pisanie, przygotowywania wykładów z foliami do rzutnika pisma, przygotowywania bibliografii na papierowych fiszkach bibliotecznych. Inwestowałem swój czas, myślą, że to inwestycja na lata.... 
 
Pan się nowych technologii akurat nie boi, ale przecież dobrze wiemy, że nie wszystkim pedagogom przychodzi to z taką samą łatwością. 

Boję się, bo jak każdemu sprawia mi trudność. Nie przychodzi mi z żadną łatwością, raczej z dużymi oporami. Może ja tylko nie boję się popełniać błędów i nie wstydzę przyznawać się do porażek, kłopotów. Nie lubię  pozorowania i udawania, że wszystko idzie wspaniale. Bo nie jest. 

Cóż mógłbym poradzić nauczycielom? Niewiele. W większości zdani są na samych siebie. Ja korzystam z crowdlearningu – wspólnego uczenia się w grupie w sieci. A dzięki internetowi mam kontakt z rozproszoną po całym kraju grupą nauczycieli (Superbelfrzy RP). Korzystam z ich doświadczenia i wspólnie poszukujemy, dyskutujemy. Bo wiedza powstaje konektywnie, w sieci powiązań, dyskusji, relacji. W edukacji potrzebujemy mniej behawioryzmu a więcej konstruktywizmu i konektywizmu. 

Ze zdalną edukacją jest jak z ciążą – to się nie rozejdzie po kościach, nie da się uciec przed porodem. A skoro tak, to lepiej być w szpitalu pod fachową opieką i z dobrym, profesjonalnym wsparciem. Kiedyś pewna 19-latka na Śląsku uciekła ze szpitala położniczego mówiąc, że się rozmyśliła. Zdalnego nauczania nie da się przeczekać. Po Covidzie-19 w formie hybrydowej będzie się na całym świecie dalej rozwijała. Albo świadomie dołączymy do tego cywilizacyjnego nurtu, albo będziemy skansenem z którego młode pokolenie będzie systematycznie uciekać.

PS. Na zdjęciu nagrywanie wykładów dla Akademii Ciekawości. Będą udostępniane zdalnie, w sieci. To temat na osobna opowieść. 

3.11.2020

Sztuka opowiadania - uczymy się storytellingu już od kilkudziesięciu tysięcy lat

 

Mówić, czyli układać krótsze lub dłuższe opowieści, jako ludzkość uczymy się już... od co najmniej kilkudziesięciu tysięcy lat. Mowa to ważny element budowania więzi i nawiązywania relacji, niezwykłe ważnych u gatunków społecznych. Dźwiękowy język jest niezwykłą innowacją ewolucyjną Homo sapiens. Opowiadamy więc krótsze lub dłuższe historie, prawdziwe lub wymyślone, przez tysiące pokoleń. Emocje, relacja i treść. Mówiący (dobrze opowiadający) choć przez moment staje na szczycie hierarchii społecznej (grupowej). I nie ważne czy jest to "kawał" czyli krótka anegdota, dowcip, czasem tylko celna riposta, czy dłuższa opowieść, ciągnąca się przez wiele dni (opowiadana w odcinkach). Piękne, trafne, zajmujące czy nawet straszne historie opowiadamy sobie po wielokroć. Dobre opowieści roznoszą się między ludźmi jak.... wszy lub wirusy... Wymagają kontaktu.

W historii cywilizacji dość szybko zaczęto się świadomie uczyć opowieści. Dociekano istoty, dobrej struktury, właściwej kompozycji i zastanawiano się co sprawia, że jednych słuchamy a innych nie. Uczymy się, by być słuchanymi. I by w ten sposób wywierać wpływ. To duża przyjemność ewolucyjnie mocno wrośnięta w Homo sapiensCzłowiek rozumny a jeszcze bardziej człowiek opowiadający na różne sposoby, włączając pantomimę, mimikę, gesty, taniec, teatr, pieśń itd. No i oczywiście opowieść słowna, rymowana, z rytmem, z sensem, wzruszająca, edukacyjna, przejmująca....

A gdy pojawiło się pismo, jakieś kilka tysięcy lat temu, uczyliśmy się układać opowieści pisane. Słowa, zakodowane nie tylko literami, ułatwiały dopracowanie kompozycji i zapamiętywanie ułożonej przemowy, opowieści, historii. Ale potem literatura wypracowała swoje własne, specyficzne formy i gatunki. Dziś powiemy literackie, ale ja zostanę przy opowieściach. Pamięć zewnętrzna w postaci pisma, możliwość oglądania każdego fragmentu osobno i w dowolnej kolejności, pozwoliły dopracowywać kompozycję. 

Pismo - jako nowa technologia - umożliwiło coś jeszcze. Opowieści mówionej słuchamy w tempie mówiącego. Ale opowieść spisana może być przyswajana w tempie czającego. W sam raz, z możliwością pauzy, powrotu, wielokrotnego powtarzania itd. Piszący nie widzi czytającego, nie zna jego relacji, nie może niczego już wyjaśnić, doprecyzować, zmienić. Od jego empatii, wyobraźni i umiejętności literackich zależy to, czy i jak opowieść będzie czytana ("słuchana"). 

Jesteśmy w nowej epoce, w czasach trzeciej rewolucji technologicznej, w której mamy poszerzone i nowe formy opowieści. Nie tylko słowo mówione w bezpośrednim kontakcie, ale i opowieści spisane, zilustrowane zdjęciami, odsłuchiwane z radia lub odtwarzacza, oglądane filmowe opowieści. Nowe, zdalne technologie zwiększyły jeszcze bardziej zindywidualizowaną, spersonalizowaną formę odbierania opowieści. Nowe narzędzie, niczym kiedyś pismo, uczą nas nowych sposobów narracji.... i wywierania wpływu na innych ludzi (także tego edukacyjnego). 

W nowych czasach zwykła oralna opowieść nie straciła na wartości w edukacji. Przez wiele lat uczyłem się mówić. Potem pisać. Od kilkunastu lat uczę się tworzenia opowieści w nowych technologiach. W zasadzie ciągle chodzi o to samo. Treść, kompozycja i kanały komunikacji. 

Zostałem zaproszony przez panią Ewę Drobek na warsztaty storytellingu z Markiem Stączkiem. Ucieszyłem się wielce, bo od dawna czułem potrzebę podniesienia swoich kompetencji dydaktycznych. Kurs był zasponsorowany i nie musiałem wnosić opłaty (to ważne, gdy nauczyciele tak dużo muszą wydawać na własne podnoszenie kompetencji, inwertując w sprzęt i szkolenia). I miała to być praca ze znakomitymi nauczycielami (SuperBelfrzy RP). Liczyłem na transfer wiedzy wertykalny i horyzontalny. I tak też było. Mimo, że spotkania odbyły się zdalnie. 

Czego się nauczyłem, co podpatrzyłem? Nie tylko struktury krótkich opowieści. Mimowolnie podpatrywałem sposób prowadzenia zajęć w zdalnym kontakcie, i wielowymiarową strukturę organizowania kursów. Żadne narzędzie nie zastąpią dobrej opowieści. Narzędzie to narzędzie. Tylko i aż. Bez wątpienia warto uczyć się właściwego używania narzędzi. Ale wato także uczyć się opowieści. Storytellingu

Kurs w formie zdalnej trwa. A ja uczę się podwójnie. Zaczynam już wykorzystywać w codziennej, zdalnej dydaktyce.

Uczenie się jest przyjemnością. Doświadczam tego. I bardzo chcę by moi studenci też czuli przyjemność. Uczę się dla siebie i uczę się dla nich. 

PS. W czasie szkolenia bliżej poznałem fascynujących nauczycieli. Środowisko edukacyjne to nie tylko klasa, nauczyciel i podręczniki. To także inni uczniowie, studencki, kursanci. Crowdlearning, tworzenie relacji i praca zespołowa.

2.11.2020

Ożywianie posteru naukowego - następny poziom

Kiedyś już pisałem o ożywianiu posteru naukowego (https://profesorskiegadanie.blogspot.com/2019/06/mowiacy-poster-na-konferencji-naukowej.html). Pora na kolejny etap, poster na konferencję on line.... Czy publikować niedokończony post? Sprawdzam opcje wklejania skryptu. Jedna traci przezroczyste tłow w obrazkach, druga uniemozliwoa wygodne edytowanie posta. Mój blog jest dla ludzi wyrozumiałych i otwartych. Pokazuje prace w trakcie tworzenia. Nastęne beda już lepsze teczhnicznie.