16.07.2025

Jak uczyć (się) nie tylko o faunie w epoce cyfrowej

 

Dlaczego "się" jest wzięte w nawias? Bo nauczanie i uczenie się to pojęcia z dwóch różnych edukacyjnych paradygmatów. Uczyć o faunie - odnosi się do dawnego paradygmatu i dydaktyki transmisyjnej, skupionej na treściach kształcenia, na przedmiocie nauczania. Uczenie się to podejście konstruktywistyczne i skoncentrowanie się na podmiocie i procesie uczenia się (z uwzględnieniem osiągnięć neurobiologii). To dostrzeżenie, że transmisja wiedzy uzależniona jest zarówno od psychologicznych procesów uczenia się pojedynczego ucznia jak i kontekstu społecznego (bagażu doświadczeń i problemów, z którymi uczeń czy student przychodzi do szkoły i uniwersytetu). Dzięki nawiasowi mamy dwa podejścia w jednym tytule. Co dobrze nakreśla temat.

Niniejszy wpis ilustruje slajd tytułowy, przygotowany na konferencję z okazji 75-lecia Katedry Zoologii UWM w Olsztynie. Poproszono mnie o przygotowanie refleksji nad teraźniejszością i przyszłością dydaktyki w szerokim rozumieniu. Stąd pytanie o to, jak uczyć zoologii. Ja położyłem nacisk na proces, czyli jak się uczyć. Czy coś się zmieniło? Wiele. Jesteśmy w epoce cyfrowej ze smartfonami w ręku. A na dodatek zakorzenia się epoka postpiśmienności. Te konteksty sporo zmieniają w samych procesach nauczania i uczenia się. Nauczanie w kontekście akademickiej dydaktyki i uczenia się w szerszym kontekście edukacyjnym.

Epoka postpiśmienna nie pojawia się nagle i znienacka. Wykluwa sie powoli. Zmienia się nie tyle treść co kanały komunikacji i sposób opowiadania. W edukacji zoologicznej (tak, jak w każdej innej) ważne jest, by być uczestnikiem i poznawać aktywnie. Wyzwaniem dydaktycznym jest pomóc w tym procesie, zarówno w odniesieniu do studentów jak i trzeciej misji uniwersytetu czyli edukacji skierowanej do szerokiego kręgu społeczeństwa. W tym do młodych ludzi, którzy być może zechcą pogłębić swoją wiedzę o zwierzętach i rozpocząć studia nie tylko na Wydziale Biologii i Biotechnologii UWM. Dzięki nowoczesnym technologiom i dużym postępom wiedzy także i zoologia w jakimś stopniu się wyalienowała. Staje się zbyt trudna i niedostępna dla przeciętnego uczestnika życia społecznego. Nauka uniwersytecka mocno poszła w biologię molekularną i zaawansowane analizy statystyczne. Często operuje wysublimowanym, specjalistycznym i hermetycznym językiem. Inaczej było w wieku XVIII czy XIX a nawet w połowie wieku XX. Wtedy można było być uczestnikiem badań naukowych w zakresie zoologii.  Ale i teraz przydatne dla nauki są zwykłe obserwacje i szeroko zakrojony monitoring. Bo bardzo dużo dzieje się w przyrodzie nie tylko za sprawą zmian klimatu. Naukowcy, zajęci zdobywaniem punktów za "topowe" publikacje, nie mają czasu na żmudne badania terenowe i faunistyczne. I tu wkracza nauka obywatelska - citizen science. A tu wystarczą często zwykłe obserwacje i dokumentacja fotograficzna, czyli żmudne zbieranie danych terenowych z wielu miejsc. Nawet i dzisiaj można być obserwatorem i uczestnikiem naukowego badania świata zwierząt. Oczywiście potrzebna jest tu dobra współpraca nauki akademickiej z nauką obywatelską, by dobrze przygotować grunt i należycie obrobić statystycznie pozyskane wyniki. To możliwe jest nie tylko w ornitologii ale także w odniesieniu do wielu grup bezkręgowców. 

Zatem obserwowanie i działanie jako aktywne sposoby poznawania i uczenie się. Bo budowanie własnej wiedzy to nie tylko książkiTworzenie uczy najbardziej, bo daje poczucie sprawstwa. Zatem obserwować, notować, opowiadać i pisać. Te procesy wymagają zmian w dydaktyce i szerszego otworzenia się na trzecią misje uniwersytetu - misję społeczną.

W czasie mojego krótkiego referatu pokazałem niby zwykłą kolorowankę i pokazałem jak można za pomocą telefonu komórkowego ją ożywić i zobaczyć animację trójwymiarową. Niby nic wielkiego, banalna kolorowanka dla dzieci. Ale to pierwszy krok by kliknąć dalej i poza animacją dotrzeć do znaczniej bardziej zaawansowanych merytorycznie treści i biologii oraz ekologii różnych gatunków zwierząt oraz procesów zachodzących w przyrodzie. Epoka postpiśmienna nie rezygnuje z pisma jako takiego. Inaczej jednak rozłożone są akcenty i więcej jest obrazów, w tym ruchomych, krótkich treści, gier i zagadek. A więc nie tylko książki, jakie ja znam ze swojej młodości. Mała lecz zasadnicza zmiana.
 
W formie demonstracji zaproponowałem coś jeszcze, wspólne pisanie ebooka z AI. Bo mówienie i pisanie nie tylko sprzyja własnemu myśleniu lecz i przetwarzaniu oraz pogłębianiu wiedzy. Najbardziej uczymy się tworząc. Coś zobaczyłeś to opowiedz innym lub opisz to, co widziałeś. Opowiadaj to innym ludziom i pisz dla innych. A pomóc ci mogą narządzą AI. Bo najważniejsze jest mieć coś istotnego, ważnego, ciekawego do opowiedzenia. Żeby się uczyć przyrody w szerokim znaczeniu tego słowa trzeba być uczestnikiem i poznawać aktywnie. W przypadku zoologii jest to jak najbardziej możliwe.

I jeszcze mała dygresja edukacyjna. Współczesna szkoła, jak i sam uniwersytet, jest rozproszona a proces edukacyjny odbywa się także poza szkolnymi murami. Pokazywałem przykładowe aktywności ze Święta Rzeki Łyny, przykłady citizen science, dobre merytorycznie przygotowane kolorowanki z Parku Mazurskiego itp.

Co wynika z aktywnego i partycypacyjnego poznawania świata zwierząt? Zachwyt i zaciekawienie, by szukać samemu. Uważnie obserwować i opowiadać o tym, co sie widziało. O takiej dydaktyce opowiadam już od dawna na niniejszym blogu. I będę czynił to nadal. A jednocześnie sprawdzał pomysły w praktycznym działaniu na zajęciach ze studentami oraz w ramach trzeciej misji uniwersytetu.

Grafika wygenerowana z AI do zilustrowania prezentacji. 

14.07.2025

Dobromiejska przygoda z owadami i edukacją

Terenowy spacer pt.. Co w dobromiejskiej trawie piszczy, fot. CKB w Dobrym Mieście

Na zaproszenie Centrum Kulturalno-Bibliotecznego w Dobrym Mieście odwiedziłem to małe, urocze warmińskie miasteczko. Gdy wyruszałem na spacer entomologiczny w Dobrym Mieście, przygotowany byłem na wszystko – a może raczej na to, co niespodziewane. Do południa było słonecznie, ale prognoza pogody zapowiadała deszcz. Jaki spotkam teren, kto przyjdzie i jaka będzie pogoda - to niewiadome przy każdym spacerze edukacyjnym. Przecież takie spotkania z przyrodą to zawsze loteria, zwłaszcza na nieznanym terenie. Przyjechałem trochę wcześniej by poznać miejsce, sam najpierw odwiedziłem potencjalnie dogodne miejsca. Nie zawiodłem się wstępnym rekonesansem na mapie. Teren był ciekawy przyrodniczo, położony nad rzeką Łyną. Myślałem także nad scenariuszem alternatywnym, gdyby padało. Wybrałem miejsca, w których mogłem pobrać próby hydrobiologiczne, by potem pod dachem pokazać, co żyje w rzece Łynie. Zostało trochę czasu więc odwiedziłem Muzeum Miejskie z warsztatami rzemieślniczymi (skansen miejski). Oraz zaszedłem na kawę do uroczej kawiarenki. To wszystko inna i równie ciekawa opowieść, która niebawem doczeka się materializacji.

Zaczęliśmy spotkanie. Na szczęście pierwsze chwile obfitowały w słońce, pozwalając nam zanurzyć się w fascynującym świecie owadów, roślin i nadrzecznej przyrody. Potem schroniliśmy się pod dachem w Stodole Kultury by kontynuować opowieści przyrodnicze i skomentować to, co widzieliśmy.  To właśnie ta nieprzewidywalność, ten element zaskoczenia, czyni obcowanie z naturą tak niezwykłym doświadczeniem. Przygoda jest wszędzie, nawet w mieście. 

Pytanie, które zawsze mi towarzyszy, gdy spotykam się z ludźmi w różnym wieku i o różnych zainteresowaniach, brzmi: jak opowiedzieć o przyrodzie, by nie przytłoczyć nadmiarem faktów, a zainspirować? Czy zasypać ich mnóstwem fachowych nazw i faktów, czy może zaproponować coś innego, coś, co zostanie z nimi na dłużej? Wybrałem to drugie.

Moją główną intencją było nie tyle przekazanie gotowej wiedzy, ile wskazanie drogi do jej samodzielnego odkrywania. Chciałem dać wędkę, a nie tylko rybę. I wierzę, że kluczem do tego jest rozbudzenie ciekawości – tej pierwotnej iskry, która sprawia, że zaczynamy uważnie patrzeć dookoła siebie. Bo do przeżycia letniej przygody potrzebna jest przede wszystkim ciekawość i uważność w obserwowaniu świata wokół nas. W pozornie bardzo mało ciekawym środowisku miejski, spotkaliśmy ślady żerowania owadów, na liściach przydrożnych krzewów i drzew. Spotkaliśmy larwy i poczwarki biedronek, galasy na liściach, ślimaka winniczka, szarańczaki na wystrzyżonym trawniku. Potem był jeszcze ciekawszy teren, nad rzeką Łyną. Zbliżały się burzowe chmury a my obserwowaliśmy świtezianki, nartniki, ślepaki, motyle rusałki kratkowce. 

Spacer z lupą w dłoni, z otwartymi oczami i umysłem, to dopiero początek. Kiedy zauważymy coś intrygującego – kolorowego motyla, dziwacznego chrząszcza, pracowitą mrówkę – wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda. Kolejnym krokiem jest dokumentacja. Niech to będzie notes i ołówek, telefon komórkowy do zdjęć, czy nawet szkicownik. Ważne, by utrwalić to, co nas zaciekawiło. Te rysunki, zdjęcia i zapiski stają się później punktem wyjścia do dalszych poszukiwań.  

Z uchwyconym obrazem lub notatką, możemy przystąpić do próby rozpoznania gatunku. Tutaj z pomocą przychodzą popularne książki o przyrodzie, przewodniki po owadach i roślinach, a także nowoczesne technologie, takie jak aplikacje do rozpoznawania obrazu, np. Google Lens. Są oczywiście i dedykowane aplikacje, nawet do rozpoznawaniu ptaków po głosie. Zalecam oczywiście krytyczne podejście i wersyfikowanie w innych źródłach  tych pierwszych prób identyfikacji. Kiedy już poznamy nazwę gatunkową to otwierają się przed nami drzwi do pogłębiania wiedzy. To etap, w którym sięgamy do ogromnych zasobów ludzkości, do internetu, specjalistycznych publikacji, a więc do  wieloletnich obserwacji konkretnego gatunku i analiz wielu ludzi. Nazwy gatunkowe otwierają nam wrota do ogólnoludzkiej pamięci i wiedzy. Poznajemy biologię, ekologię konkretnego gatunku czy zaobserwowanego zjawiska, ale także etnografię – czyli spojrzenie na przyrodę z perspektywy ludzkiej kultury, wierzeń i tradycji. Owady, choć często niedoceniane, od wieków inspirowały artystów, naukowców i zwykłych ludzi. W ich naukowych czy zwyczajowych nazwach ukrytych jest wiele zapomnianych wierze, tradycji, opowieści. Na przykład biedronka - boża krówka. Dlaczego boża krówka i czy biedronka na biodro?

Ze spaceru zapamiętałem dwa gatunki, które dla mnie okazały się dużą niespodzianką. Po pierwsze pszczoła zwężnica, po drugie chruścik niprzyrówka rzeczna. A na co zwrócili uwagę uczestnicy dobromiejskiego  spaceru entomologicznego?

Co dalej z tą zdobywaną wiedzą? Czy to tylko rozrywka i przemijająca ciekawostka? Najpiękniejszym krokiem jest dzielenie się nią. Opowiedz znajomym o swoich spotkaniach z przyrodą i o tym, czego się dowiedziałeś. Napisz o tym! Może to być Twój prywatny dziennik przyrodniczy z ilustracjami (taki analogowy, papierowy), post w mediach społecznościowych, czy wpis na blogu. W Dobrym Mieście zaproponowałem uczestnikom coś więcej – wspólne stworzenie kilku opowieści i umieszczenie ich na Wakelet. Każdy będzie miał szansę opisać swoją osobistą przygodę z przyrodą. Opowiadanie czy pisanie wymusza uzupełnianie róznych informacji (poszukanie, doczytanie), uporządkowanie ich a więc wielowymiarowe przetwarzanie. Po drugie samo opowiadanie i pisanie porządkuje naszą wiedzę operacyjną i wspomaga zapamiętanie i cementowanie własnej wiedzy. To  przykład aktywnego uczenia się, które pozostawia znacznie głębsze ślady w pamięci niż zwykłe czytanie czy słuchanie (bierne, jak to w każdej rozrywce). Aktywnie zdobywana wiedza utrwala się mocniej, staje się częścią naszego doświadczenia.

Nie chciałem onieśmielić moich słuchaczy bogactwem szczegółów. Moim celem było zainspirowanie ich do samodzielnych obserwacji i aktywnego poznawania świata. To był spacer z opowieściami, gdzie rekwizytami były spotkane po drodze gatunki, a każda z nich stawała się początkiem szerszej opowieści – przyrodniczej i humanistycznej.

Skąd u mnie taka prywatna kolekcja opowieści? Sam przez wiele lat z zaciekawieniem obserwowałem te gatunki, a potem szukałem o nich historii, a co najważniejsze – tworzyłem własne opowieści na blogu i stronach internetowych. To proces, który nigdy się nie kończy i który dostarcza nieustannych odkryć. A przy okazji poszerza się wiedza użytkowa, funkcjonalna, rozumiana i wykorzystywana. Skoro sam na sobie doświadczyłem takiej aktywnej edukacji, to polecam ją innym. Swoim studentom, nauczycielom czy indywidualnym poszukiwaczom przyrodniczych przygód. Naszą wiedzę przyrodniczą w większości czerpiemy z telewizji i internetu. Dlatego tak dużo wiemy o delfinach, żyrafach, lwach czy motylach monarchach. A tak mało wiemy o przyrodzie obok nas, nawet we własnym domu. Letni czas to dobra okazja by zatrzymać się na dłużej w jednym miejscu i po prostu z zaciekawienie obserwować. A potem rozpoznać i nazywać, potem pogłębiać swoją wiedzę i na koniec opowiadać słowem i pismem o swoich wakacyjnych spotkaniach z przyrodą. Gdziekolwiek jesteśmy, nawet na miejskim podwórku spotkać nas może niezwykła, wakacyjna przygoda, o której warto opowiedzieć innym, To nie dalekie podróże do Egiptu czy na Majorkę decydują o fascynujących przeżyciach lecz uważność i dociekliwość. Gdziekolwiek jesteśmy. 

Czy mi się udało zainspirować do samodzielnego poznawania owadów, roślin, grzybów i wszelakich organizmów? Nie wiem. Czas pokaże. Mam jednak nadzieję, że choć część uczestników zabrała ze sobą nie tylko wspomnienia ze spaceru, ale przede wszystkim iskierkę ciekawości i chęć aktywnego poznawania świata. Być może gdzieś w Dobrym Mieście, albo w okolicach, ktoś dziś uważnie przygląda się małemu stworzeniu, szuka jego nazwy i snuje własną opowieść. I to byłby dla mnie największy sukces.

12.07.2025

Guniak tak, ale czy czerwczyk? Refleksja o przyrodniczej przygodzie w mieście i z AI

Lipcowy guniak czerwczyk na miejskim chodniku.
 

Przyroda w mieście też jest różnorodna. Jeśli jej na to pozwolić (czyli nie zwalczać, nie tępić). Wystarczy być tylko uważnym a przygoda czeka nas w każdym miejscu, Nawet w mieście. Spotkany na chodniku w połowie lipca guniak (prawdopodobnie czerwczyk) stał się dobrym pretekstem do opowieści o rzetelności zarówno tej ludzkiej, analogowej, jak i tej generowanej przez sztuczną inteligencję. W odniesieniu do faktów przyrodniczych, szczegółowych jak i literatury faktu, do treści generowanych przez AI trzeba podchodzić z dużą ostrożnością i wstępnie zakładaną nieufnością. Także co do własnych umiejętności korzystania z tych narzędzi. 

Owadami interesuje się od lat kilkudziesięciu. Zawodowo zajmuję się jedynie wybrana grupą, głównie chruścikami (Trichoptera)  i mniej szczegółowo motylami oraz owadami wodnymi. Inne znam jedynie z poziomu amatorskiego, okazjonalnego. Im więcej się wie, tym się ma większe wątpliwości.

Idąc do sklepu w połowie lipca (2025 roku, w Olsztynie) w deszczowy poranek spotkałem na chodniku znajomego mi chrząszcza. Pierwsza myśl, że to guniak czerwczyk, jeden z rodziny żukowatych i pospolitych chrabąszczy. Z czasów studenckich pamiętam jakąś rójkę, czyli w miarę masowy pojaw, głośno brzęczących chrząszczy w okolicy DS 1, (WSP w Olsztynie, ul. Żołnierska). Wtedy po raz pierwszy go rozpoznawałem i oznaczałem. Wtedy go poznałem, zobaczyłem i rozpoznałem. Zostało coś w pamięci. Zatem w lipcowy poranek spotkałem coś znajomego i pozornie łatwego do identyfikacji. Guniak czerwczyk, ot co. A dlaczego w lipcu skoro się nazywa czerwczyk?

Coś jeszcze miałem w pamięci. Jakieś przeglądane inne książki, znajdujące się w mojej podręcznej biblioteczne i to, że jest więcej podobnych gatunków. Że jest więcej guniaków a nie tylko czerwczyk. Ale zanim dotarłem do domu sprawdziłem w internecie. Najpierw zajrzałem do Wikipedii, bo wiem, że to rzetelne i wielokrotnie sprawdzane źródło. Chciałem przypomnieć sobie informacje o biologii tego gatunku. Potem sprawdziłem, czy AI może być pomocna. Bo teraz coraz więcej osób korzysta z AI jako źródła  wiedzy i informacji przyrodniczych. Fakt, dostaje się szybko, dobrze językowo wyglądającą treść. Dla przejrzystości zacytuję dosłownie uzyskane informacje, zaopatrując je w niezbędny komentarz. Komentarze odzwierciedlają mój sposób myślenia w czasie czytania tych treści. Bo jednak już coś o owadach wiem a ta wiedza ułatwia szybką weryfikację uzyskanych treści.

Wykorzystałem Copilot, bo ten AI ma dostęp do internetu w czasie rzeczywistym. S.Cz.„Czy znasz chrząszcza guniaka czerwczyka?”

Copilot ”(…) Tak, znam tego małego osobnika — guniak czerwczyk (Scarabaeus ferrugineus, dawniej Cetonia aurata subsp. ferruginea) to gatunek chrząszcza z rodziny poświętnikowatych (Scarabaeidae). W Polsce bywa spotykany głównie latem, często w pobliżu stogów siana, kompostowników czy miejsc z rozkładającą się materią organiczną. [S.Cz. Nic tu nie jest prawdą, pierwsza nazwa łacińska to starszy synonim amerykańskiego gatunku Bradycinetulus ferrugineus, nie znałem tej nazwy i była inna niż w Wikipedii, wiec szybko sprawdziłem. Z kolei Cetonia aurata to zupełnie inny gatunek chrząszcza z tej samej rodziny, ale inaczej wygląda i inna jest biologia larw, to miałem w pamięci. Kruszczyca złotawka to zielonkawy, połyskujący, piękny chrząszcz. Larwy tez są pędrakami ale żyją w innym siedlisku niż pędraki guniaka czerwczyk.  wskazany podgatunek Cetonia aurata subsp. ferruginea to być może pełna fikcja. Sprawdzanie i udowodnienie bzdury wymagałoby sporej pracy w przeglądaniu różnorodnych źródeł naukowym, by odkryć źródło tej potencjalnej halucynacji czyli ordynarnego zmyślania.]

🪲 Kilka ciekawostek o guniaku czerwczyku:

  • Wygląd: Ma brązowoczerwony, metalicznie połyskujący pancerz — stąd jego nazwa. [S.Cz. kolor z grubsza mógłby pasować do guniaka czerwczyka, ale nie połyskujący pancerz, Połyskliwe są kruszczyce] Wielkością przypomina znanego wszystkim kruszczyca złocistego [S.Cz. Ewidentnie błędne tłumaczenie na język polski kruszczycy złotawki.], ale ma bardziej zaokrąglone ciało.
  • Tryb życia: Larwy rozwijają się w rozkładającej się roślinności, np. w sianie czy kompoście, co czyni go pożytecznym sprzątaczem natury. [S.Cz. Nie pasuje to do biologii guniaka czerwczyka lecz raczej do innych gatunków, bo są i takie, żyjące w próchnie, trocinach a nawet w kompoście czy stertach słomy lub siana.]
  • Ruchy: Dorosłe osobniki są aktywne w ciepłe, słoneczne dni — często można je zauważyć, jak nieporadnie latają w poszukiwaniu partnerów. [S.Cz. To może pasować do rójki guniaka czerwczyka. Ale i do bardzo wielu różnych gatunków.]
  • Rola w ekosystemie: Pomaga rozkładać martwą materię organiczną, wspierając naturalne procesy biodegradacji. [S.Cz. Raczej pasowałoby do chrząszczy takich jak kruszczyca złotawka ale nie guniak czerwczyk.]

Jeśli chcesz, mogę poszukać jego zdjęcia lub opowiedzieć o innych fascynujących chrząszczach w Polsce. 🐞 Co Cię najbardziej interesuje?”

Spójnie i wiarygodnie w warstwie językowej lecz całkowicie błędnie w aspekcie wiedzy przyrodniczej. To zupełnie nie pasuje do guniaka czerwczyka. Moja dość przeciętna entomologiczna wiedza w zakresie chrząszczy z rodziny żukowatych (poświętnikowatych) od razu pozwoliła mi zidentyfikować ewidentne błędy. Ale to może wina mojego zapytania? Modele językowe uczone były przede wszystkim na zasobach w języku angielskim. O ile wiem, to AI takie jak Copilot, najpierw tłumaczą sobie na język angielski, generują tekst i potem tłumaczą na polski. Wiele osób już pisało o tym, że w zakresie wiedzy lepiej zadawać pytania po angielsku lub używać angielskich terminów (pojęć). Co prawda nie znam angielskiej nazwy guniaka czerwczyka (można to sprawdzić na Wikipedii, jeśli istnieją opracowania danego hasła w innych językach), ale można wykorzystać nazwę naukowa, łacińską. Nazwy naukowe gatunków maja te własność, że są precyzyjne i jednoznaczne. Dlatego pytając AI o gatunki lepiej używać nazw łacińskich, naukowych.

Podjąłem drugą próbę z Copilotem” „Pomyliłeś gatunki, chodzi mi o guniak czerwczyk (Amphimallon solstitiale)."

Copilot: „Masz całkowitą rację, Stanisław — dziękuję za sprostowanie! 😊 Pomieszałem chrząszcze, a przecież guniak czerwczyk to zupełnie inna historia. Pochylmy się nad tym właściwym bohaterem:

🪲 Guniak czerwczyk (Amphimallon solstitiale)

Rodzina: żukowate (Scarabaeidae) Występowanie: bardzo pospolity w Polsce — szczególnie latem, w okresie przesilenia letniego, stąd jego nazwa gatunkowa solstitiale [S.Cz. Analiza językowa nazwy, możliwe że słuszna i historycznie prawdziwa]

🔍 Charakterystyka:

  • Wygląd: dorosły chrząszcz ma długość ok. 20 mm [S.Cz, na podstawie innych źródeł,  ma 14–18 mm długości a więc można uznać że w miarę poprawnie], ciało owłosione [S.Cz. to prawda, ma włoski na całym ciele], barwy żółtobrązowej. [S.Cz. barwa ciała miodowa, żółtobrunatna bądź brunatna.] Dość niepozorny, ale licznie występujący.
  • Tryb życia: dorosłe osobniki pojawiają się masowo wieczorem, często przylatując do źródeł światła — co bywa uciążliwe dla ludzi.[S.Cz.  światła przylatuje większość gatunków, a jeśli akurat jest masowy pojaw to i guniaki przylecą. Jako duże chrząszcze mogą budzić niepokój „mieszczuchów”, ale o uciążliwości to raczej nie ma co mówić, to stanowcza, popkulturowa przesada].
  • Larwy: żyją w glebie przez kilka lat [S.Cz. pędraki żyją 2–3 lata w ziemi, więc bardzo mało precyzyjnie, bo kilka to także 5-7 lat], żerując na korzeniach roślin — mogą powodować szkody w uprawach traw i warzyw.[S.Cz. odżywiają się korzeniami roślin, głównie trawiastych, czyli informacja poprawna.]
  • Zachowanie: typowy „letni żuczek” — często mylony z chrabąszczem majowym, choć mniejszy i pojawia się później. [S.Cz. tak, jest podobny do chrabąszcza majowego, jest mniejszy i pojawia się jakiś miesiąc później]

🌱 Znaczenie:

Choć dorosłe guniaki nie szkodzą, larwy (pędraki) mogą powodować szkody w ogrodnictwie czy rolnictwie. Mimo to są częścią ekosystemu i pokarmem dla wielu ptaków. [S.Cz. Większe szkody mogą wyrządzać larwy wśród młodych roślin, głównie w burakach cukrowych i lnie.]

Chcesz może, żebym pokazał jego zdjęcie albo przygotował ciekawostkowy porównanie z innymi żukami latającymi latem?”

Po podaniu nazwy łacińskiej (naukowej) uzyskałem informacje w miarę poprawne choć ogólnikowe. Wniosek jest taki, że ma znaczenie w jaki sposób pytamy (piszemy polecenie) algorytmowi AI. Drugim wnioskiem jest to, że potrzebna jest nam własna, wewnętrza wiedzy by umieć ocenić wiarygodność uzyskiwanych wyników. Trzecim wnioskiem jest to, że Wikipedia znacznie bardziej przydatna i wiarygodna niż Copilot, nawet z podaniem nazwy łacińskiej. Zatem w zakresie literatury faktu, zwłaszcza dla wąskich i niszowych tematów, AI na razie nie jest silną konkurencja dla encyklopedii, tworzonej przez ludzi w ramach wolontariatu. A taką jest bez wątpienia Wikipedia.

Sięgnąłem do źródeł i analizowałem moje zdjęcie. Czy to rzeczywiście jest guniak czerwczyk? Niestety wiele z cech diagnostycznych nie było widocznych na moim zdjęciu. Pozostawało porównywanie ubarwienia. Część z tych cech wskazuje na guniaka czerwczyka, ale pewności nie ma. Nie wszystko co wygląda jak guniak, guniakem czerwczykiem jest.

Czy ten w Olsztynie spotkany w połowie lipca (9 lipca na osiedlu Mleczna) żyje w okolicy, w mieście, czy też może przyleciał z daleka? Dziki często ryły trawniki, pewnie i takich pędrakowych przysmaków szukają. To kierunki ewentualnych poszukiwań i wartościowych refleksji przyrodniczych. Od guniaka, jak po nitce Ariadny, do poznawania przyrody wokół nas.

Przyroda w mieście też jest różnorodna. Jeśli jej na to pozwolić. Wystarczy być tylko uważnym a przygoda czeka nas w każdym miejscu. Nawet na miejskim chodniku. Co zrobić, by przeżyć wakacyjną przygodę? Bądź uważna(ny) i patrz nawet pod nogi. Zaobserwuj, rozpoznaj, dowiedz się więcej o spotkanym obiekcie (gatunku, zjawisku). Od obserwacji do wiedzy i przygody.

W Atlasie chorób i szkodników buraka zamieszczone są ilustracje trzech gatunków guniaków, wszystkie do siebie bardzo podobne (różnice w czułkach i owłosieniu tarczki). Kupało południowiec, guniak południowiec (Rhizotropus aestivus) ma ciało długości 12-18 mm. O biologii tego gatunki więcej nie napisano. Porównałem także zdjęcia z innych miejsc w internecie. Spotkany przeze mnie guniak raczej nie był tym południowcem. Występuje raczej w Europie Zachodniej i Południowej.

Drugim gatunkiem w Atlasie był guniak rudziak  Miltotrogus aequinoctialis (z innych źródeł internetowych -  Holochelus (Miltotrogusaequinoctialis), stanowiska z Polski podawane nielicznie i z południowo-wschodniej części naszego kraju, czyli u nas raczej nie odnotowany). O jego biologii z Atlasu też się wiele nie dowiedziałem.

Najwięcej było o guniaku czerwczyku. W odróżnieniu od dwóch wcześniej wymienionych, ma pokrywy skrzydłowe jaśniejsze, żółtawe, niezbyt wyraźnie kropkowane i połyskujące z wyraźnymi podłużnymi, gładkimi żebrami, pokrytymi odstającymi włoskami (choć u starszych osobników włoski te mogą być miejscami wytarte). Larwy, czyli pędraki wszystkich trzech wymienionych do tej pory gatunków, pod koniec rozwoju osiągają do 50 mm długości (dla porównania larwy chrabąszcza majowego osiągają wielkość do 65 mm). W Atlasie zaznaczono, że larwy żyją w glebie przez trzy lata i uszkadzają między innymi korzenie buraka cukrowego. Z Wikipedii dowiedziałem się więcej, że postacie dorosłe (imagines) pojawiają się od połowy czerwca (co uzasadnia nazwę czerwczyk), rzadko w lipcu a nawet w sierpniu. Dorosłe aktywne są zwykle o zmierzchu i są  mało wybredna pokarmowo, zjadają liście zarówno roślin iglastych jak i liściastych. „Samica wygrzebuje norkę w ziemi i składa do niej jaja. Czynność ta trwa cały dzień. Wieczorem norkę opuszcza i odlatuje aby żerować. Prawdopodobnie po kolejnym zapłodnieniu czynność powtarza. Wkrótce potem ginie. Pędraki żyją 2–3 lata w ziemi i odżywiają się korzeniami roślin, głównie trawiastych.  (…)Przepoczwarczenie następuje płytko pod powierzchnią ziemi. (…).  W leśnictwie, rolnictwie i ogrodnictwie, ze względu na coraz rzadsze występowanie, szkodnik o lokalnym znaczeniu gospodarczym. Większe szkody mogą wyrządzać larwy wśród młodych roślin, głównie w burakach cukrowych i lnie.”

Z Wikipedii dowiedziałem się także o podobnych guniakach: Amphimallon ochraceum i A. falleni  (brak polskich nazw). Amphimallon ochraceum zasiedla skraje lasów, parki, sady, ogrody, ugory i pola uprawne. Aktywne osobniki dorosłe spotyka się latem. Latają rano i po południu. Pędraki rozwijają się w glebie, żerując głównie na korzeniach drzew liściastych. Wcześniej w Polsce rzadko spotykany, jedynie obecnie w  XXI w., odnotowany został na kilku stanowiskach. Informacji o Amphimallon falleni  na polskojęzycznej Wikipedii jeszcze na razie nie ma.

W popularnym atlasie owadów Jiri Zahradnika (Przewodnik, Owady), wymieniony jest tylko guniak czerwczyk. Znalazłem tam informacje, że rójka odbywa się podczas lipcowych wieczorów. Chrząszcze latają zazwyczaj wokół koron drzew, na łąkach i na skrajach lasów. Natomiast w opracowaniu Heiko Bellmann (Owady. Spotkania z przyrodą), oprócz guniaka czerwczyka zilustrowany i opisany jest także guniak murawowy (Amphimallon atrum). Samce są ciemnobrązowe, prawie czarne, samice natomiast dużo jaśniejsze, podobnie ubarwione jak guniak czerwczyk. Guniaki murawowe pojawiają się w czerwcu i lipcu. Spotkać je można na ciepłych, górskich murawach nawapiennych, w Polsce nie występuje. Skoro nie występuje, to można by automatycznie odrzucić jako nieprawdopodobny do spotkania w Olsztynie. Niemniej na skutek zmian klimatu i granic zasięgów rozmieszczenia wielu gatunków, warto rozważyć i takie gatunki (dokładniej sprawdzić cechy diagnostyczne).

Biorąc pod uwagę datę, miejsce znalezienie i wygląd z dużą dozą prawdopodobieństwa w Olsztynie spotkałem na chodniku guniaka czerwczyka. Ale całkowitej pewności nie mam. Powinienem albo zabrać ze sobą spotkany okaz i po zakonserwowaniu w dowolnym momencie przyjrzeć się cechom diagnostycznym, albo zrobić więcej zdjęć z różnych ująć. Niestety w momencie spotkania nie wiedziałem nic o istotnych cechach diagnostycznych, więc nie wiedziałem na co zwrócić uwagę przy robieniu zdjęć. Następnym razem będę uważniejszy w dokumentowaniu.

Pora na wnioski z tej letniej, miejskiej przygody z chrabąszczem (wszak guniak jest w szerszym sensie chrabąszczem). Po pierwsze ważny jest sposób pytania algorytmów AI. Zapytanie tylko z nazwą polską rodzi duże ryzyko pełnej konfabulacji. Podanie nazwy naukowej jest konieczne. Ale uzyskane informacje są raczej ogólne, mało dokładne. Może, gdyby zadawać kolejne pytanie, to byłoby więcej szczegółów. Ale bym nie zaufał i wszystkie detale dodatkowo sprawdzał. Bo to model językowy a nie logiczna wiedza popularnonaukowa czy naukowa. AI dobra jest do literatury fikcji, bardzo ryzykowna w literaturze faktu. Bo nie myśli logicznie i systemowo, nie analizuje informacji pod kątem spójności i wiarygodności naukowej. Tu człowiek na razie jest niezastąpiony. Ale warto pamiętać, że ludzie też konfabulują, zmyślają, blagują, czasem sami mają wiedzę powierzchowną (i iluzoryczną) i niezweryfikowaną a brakuje im chęci i umiejętności naukowej do rzetelnej weryfikacji. Ludzie także tworzą fake newsy i wygadują lub piszą głupoty. Czasem wynika to z niekompetencji, czasem z premedytacji, dla zysku lub w celu oszustwa, siania zamętu czy jako akt wrogiej dywersji. Do ludzi i źródeł, tworzonych przez ludzi też miejmy dystans i zachowajmy krytyczne myślnie. Jeśli coś jest ważne i istotne (a więc traktujemy jako literaturę faktu) weryfikujmy w kilku różnych źródłach. Że to zajmuje czas? Ale mniej kosztuje niż uleganie oszustwom i fake newsom. I finansowo i emocjonalnie.

Drugi wniosek jest taki, że w mieście też jest okazja na przyrodniczą przygodę. Wystarczy być uważnym i patrzeć pod nogi. Oraz być na tyle dociekliwym by w różnych źródłach poszukać więcej informacji oraz krytycznie przeanalizować i obserwacje i wyszukane informacje.

A, Wy, drodzy czytelnicy, jakie przeżyliście letnie przygody z przyroda w mieście? .


Źródła wykorzystane w tekście:

11.07.2025

Biologia i humanistyka w symbiozie czyli rozważania o hostingu i gospodarzu

Zdjęcie z wyjazdu turystycznego lecz z głębszym, nieco ukrytym podtekstem, nawiązującym do treści tekstowej. W zamierzeniach mają się komponować z określonym wydźwiękiem.


Gdy piszę felieton najpierw jest krótki pomysł. Da się go zawrzeć w kilku maksymalnie zdaniach lub narysować w postaci rysnotki lub mapy myśli. Jest niczym złożone lecz jeszcze nie wysiedziane jajo. A potem zaczyna się pisanie, pojawiają się zdania a wraz z nimi nowe skojarzenia, nowe dygresje. Bo pisanie wspomaga proces myślenia. A sam tekst rośnie i rośnie. Choć nie jestem już młodym i niecierpliwym pisarzem i wiem, że wszystkich myśli nie da się zawrzeć w jednej pisemnej wypowiedzi, że życie jest długie i ze wszystkim zdążę, to jednak tekst się rozrasta. I przekracza wyznaczony przez redakcję limit znaków (ze spacjami). Potem następuje etap przycinania, niczym obróbka matrycowego RNA po transkrypcji z DNA. Jak i co wyciąć by nie utracić sensu i głównej myśli? Zazwyczaj krótszy tekst zyskuje na czytelności i przejrzystości. Ponadto czytelnik woli krótsze niż dłuższe teksty. Autor jest jednak jak rodzic - kocha wszystkie przez siebie spłodzone słowa. Czasem poboczne pomysły, urodzone w czasie pisania, kiełkują w osobne teksty. A czasem chciałoby się zachować pierwotną poszerzoną wersję (może nieco tylko dodatkowo dopracowaną). Na blogu można zmieścić więcej. Dlatego zamieszczam poszerzoną, pierwotną wersje felietonu Kij w mrowisko, napisanego dla czasopisma VariArt. Nie jest to w pełni wersja pierwotna. Jest to dopracowana wersja szersza, z dokładniejszym wyjaśnieniem zawartych w felietonie myśli. W jakimś sensie jest to felieton alternatywny.

Pojęcie "host", a w języku polskim "gospodarz", na pierwszy rzut oka kojarzyć się może z terminologią informatyczną – hostingiem stron internetowych, serwerami, cyfrową przestrzenią. Wszyscy jesteśmy użytkownikami cyfrowych usług, dla których niewidzialni "gospodarze" serwują treści i dane. Jednakże, jeśli spojrzymy głębiej, odkryjemy, że jego korzenie sięgają znacznie głębiej i dalej. Dla mnie jako biologa po pierwsze kojarzy się z pasożytnictwem i komensalizmem. A jako podróżującego turysty - także z usługami hotelowymi. Host i gospodarz to słowa splatając się z fundamentalnymi zasadami biologii, a nawet kształtując wzorce społeczne i kulturowe. Zapraszam na interdyscyplinarną podróż, która pozwoli nam zrozumieć, jak biologia i humanistyka wzajemnie się przenikają, rzucając światło na złożoność relacji międzyludzkich i międzygatunkowych w świecie, który coraz mocniej dyktuje technologia.

W świecie biologii, gospodarz to organizm, który zapewnia środowisko dla innego organizmu, często nazywanego pasożytem lub komensalem. Ta relacja, choć często asymetryczna, jest kluczowa dla funkcjonowania ekosystemów. W tym ujęciu gospodarzem jest organizm i to najczęściej nie ze swojego wyboru. Wynika to z ekologicznych relacji ze środowiskiem i obecnymi tam gatunkami.

Weźmy na przykład pasożytnictwo. Jest to relacja, w której jeden organizm (pasożyt) czerpie korzyści kosztem drugiego (gospodarza). Myślimy o tasiemcach, wszach, kleszczach, komarach czy wirusach, które wykorzystują nasze zasoby, nie dając nic w zamian, a często wręcz szkodząc (a może jednak coś dają?). To bezlitosna, ale strategiczna gra ewolucyjna, gdzie gospodarz rozwija mechanizmy obronne, a pasożyt adaptuje się, by je omijać. Gospodarz w tym ujęciu staje się niejako platformą i zasobami do przetrwania (środowiskiem, siedliskiem życia), której dobrobyt nie jest priorytetem dla "gościa". Pasożyt chce bytować niezauważony, cicho czerpiąc z zasobów gospodarza, nierzadko doprowadzając go do osłabienia a czasem nawet śmierci. Ale pojęcie zysku i straty nie jest dobre dla świata biologii. Bowiem często przy silnej integracji nie da się odróżnić pasożytnictwa od symbiozy (ściślej mutualizmu). Na przykład czy powstanie komórek eukariotycznych z organellami, takimi jak mitochondria i plastydy, to pasożytnictwo czy mutualizm? Pewna jest integracja i wzajemne uzależnienie a zysk i strata są bardzo względne. I zależne od kontekstu rozważań. 

Z drugiej strony mamy komensalizm – relację bardziej subtelną, gdzie jeden organizm czerpie korzyści, a drugi ani nie zyskuje, ani nie traci. Po prostu komensal czerpie z tego, co spadnie z pańskiego stołu. Przykładem mogą być bakterie komensalne żyjące na naszej skórze, odżywiające się martwym naskórkiem, ale nie wpływające negatywnie na nasze zdrowie. A czasem nawet są dobrą zaporą przed innymi mikrobami-pasożytami To forma "neutralnego hostingu", gdzie gospodarz udostępnia zasoby, nie ponosząc znaczących kosztów ani strat. Komensal niejako "zamieszkuje" przestrzeń gospodarza, nie wchodząc z nim w głębszą interakcję, poza czerpaniem z dostępnych mu zasobów. Choć ewolucja może to zmienić, bo nic nie trwa wiecznie. I z łagodnego komensala może wyłonić się pasożyt lub drapieżnik. A z pasożyta niezbędny do życia symbiont.

To właśnie z tych biologicznych kontekstów wyłania się fundamentalna idea "hostingu" – udostępniania przestrzeni i zasobów. Ewolucja ukształtowała mechanizmy obronne gospodarzy, ale także strategie adaptacyjne pasożytów i komensali, tworząc dynamiczną grę o przetrwanie i współistnienie. Ta nieustanna interakcja pokazuje, że bycie gospodarzem to nie tylko bierność, ale aktywna rola w sieci życia.

Gdy przeniesiemy pojęcie gospodarza na grunt humanistyki, dostrzegamy uderzające paralele. W społeczeństwach ludzkich, rola gospodarza jest głęboko zakorzeniona w kulturze i tradycji. Akt gościnności – przyjmowania podróżnych (ale także migrantów - bo też są podróżnymi), oferowania schronienia i pożywienia – jest uniwersalnym przejawem turystyki i człowieczeństwa. Od starożytnych mitów, w których bogowie testowali gościnność ludzi, po współczesne konwencje społeczne, bycie dobrym gospodarzem jest cenioną cechą. W tym ujęciu, gospodarz angażuje się emocjonalnie i społecznie, budując relację z gościem. To wymiana, często oparta na wdzięczności i rewanżu, która wzmacnia więzi społeczne.

W tym kontekście, hosting nabiera wymiaru społecznego i kulturowego. To nie tylko fizyczne udostępnianie miejsca, ale także tworzenie atmosfery akceptacji, bezpieczeństwa i komfortu. Dobry gospodarz, podobnie jak organizm biologiczny, zapewnia odpowiednie warunki dla gościa, choć w tym przypadku korzyści są często wzajemne – wymiana idei, nawiązywanie relacji, budowanie wspólnoty. Ale przecież są i nieproszeni goście lub kłopotliwi turyści. Czasem nadmiar turystów wywołuje reakcje obronne. Lub nadmiar imigrantów, identyfikowanych jako coś obcego, zewnętrznego. Relatywność jest immamentną cech świata, w którym żyjemy i samego człowieczeństwa.

Współczesność dodała do tego równania nowy wymiar: hosting cyfrowy i automatyzację, która coraz mocniej wkracza w sferę gościnności. W dobie internetu, "gospodarzami" stały się serwery, które przechowują miliardy stron internetowych, aplikacji i danych. Nasze cyfrowe "domy" (home, strony domowe) są hostowane w wirtualnej przestrzeni, a my sami stajemy się zarówno "gośćmi" korzystającymi z zasobów, jak i "gospodarzami" udostępniającymi treści. Ta nowa forma gościnności ma swoje własne zasady, etykietę i, podobnie jak w biologii, potencjalne zagrożenia (np. wirusy, ataki hakerskie). Mamy więc nawet podobieństwo słowne: wirusy, robaki (w sensie robaki pasożytnicze) i to w odniesieniu do rzeczywistości dziejącej się w układach krzemowych, w noosferze.

Jednak najbardziej intrygującym przykładem ewolucji pojęcia gospodarza w humanistyce są w pełni zautomatyzowane hotele. Brak recepcji, cyfrowy check-in, roboty dostarczające ręczniki, aplikacje mobilne do sterowania każdym aspektem pobytu – w tych miejscach ludzki gospodarz staje się niemal niewidzialny, zastąpiony przez algorytmy i technologię. Relacja międzyludzka, tak fundamentalna dla tradycyjnej gościnności, zanika, ustępując miejsca efektywności i wygodzie. Byłem niedawno w takim hotelu. Przez kilka dni nie widziałem nikogo z obsługi, a śniadanie dostarczane było pod drzwi. Nie było jeszcze robotów (a przynajmniej ich nie widziałem). Czułem się lekko zagubiony w tym nowoczesnym świecie. I nie tylko ja, co wnioskowałem po minach gości mijanych w drzwiach wejściowych. 

Czy jest to forma komensalizmu, gdzie gość czerpie korzyści z wygody i efektywności, a gospodarz (hotel) z niższych kosztów operacyjnych, bez bezpośredniej interakcji? Obie strony zyskują – klient oszczędza czas, a właściciel pieniądze (niższe koszty utrzymania personelu). Podobnie jak bakterie na naszej skórze, automatyzacja pełni swoją funkcję, nie angażując się w głębszą relację. Nie ma tu miejsca na emocje, na niuanse tradycyjnego przyjęcia. Zamiast rozmów z obsługa w recepcji jest tylko dostęp do wi-fi i telewizor na ścianie. A może, w skrajnych przypadkach, dla gościa, który czuje się zagubiony w cyfrowej dżungli i pragnie ludzkiego kontaktu, taka niewidzialność personelu staje się formą pasożytnictwa – brak empatii, wsparcia, którego oczekujemy w tradycyjnej relacji gościa z gospodarzem? Kiedy człowiek szuka pomocy i trafia na automatyczną sekretarkę, doświadcza swoistego "pasożytnictwa" systemu, który pochłania jego czas i energię, nie oferując prawdziwego rozwiązania. Nie daje przyjemności ze zwykłego porozmawiania z drugim człowiekiem. 

Ta nowa rzeczywistość stawia pytania o istotę gościnności. Czy prawdziwa gościnność wymaga ludzkiej obecności, czy może być skutecznie zautomatyzowana? Czy brak bezpośredniego kontaktu z gospodarzem wpływa na nasze poczucie przynależności, bezpieczeństwa, a nawet intymności miejsca? W świecie, gdzie algorytmy decydują o naszym zakwaterowaniu (lub wyznaczaniu miejsc w pociągu czy samolocie), a systemy sztucznej inteligencji zarządzają naszymi potrzebami, granica między byciem gościem a użytkownikiem staje się coraz bardziej płynna. Automatyzacja, choć efektywna, może nieświadomie pozbawić nas tego, co w gościnności najcenniejsze – ludzkiego dotyku i autentycznej relacji. To swoisty cyber-komensalizm, który z jednej strony oferuje wygodę, z drugiej – potencjalnie zubaża doświadczenie. Czy podróżujemy tylko po to, żeby przespać się w innym mieście? Albo, jak żartuje mój znajomy, wypić swoją wódkę w obcym mieście, nie wychodząc z hotelu.

Interdyscyplinarne spojrzenie na pojęcie hosta uczy nas o uniwersalnych wzorcach współistnienia. Relacje biologiczne, choć często bezwzględne, są napędzane potrzebą przetrwania. Relacje międzyludzkie, choć bardziej złożone kulturowo, również opierają się na wymianie i wzajemności. I też decydują o przetrwaniu jeśli nie ludzkości to przynajmniej człowieczeństwa.

Zarówno w biologii, jak i w humanistyce, rola gospodarza jest kluczowa dla utrzymania równowagi. Pytanie o etykę gościnności staje się tu centralne: na ile jesteśmy gotowi dzielić się naszymi zasobami, naszą przestrzenią, naszą uwagą? Jakie są granice naszej gościnności w obliczu pasożytnictwa czy nadużyć? W kontekście automatyzacji – gdzie leży granica między efektywnością a utratą istoty ludzkiej interakcji? Czy "gospodarz", który jest jedynie algorytmem, nadal jest prawdziwym gospodarzem?

Analiza pojęcia "host" przez pryzmat biologii, technologii i humanistyki ukazuje, że jesteśmy częścią większej sieci wzajemnych zależności. I tę większą zależność możemy nazwać antropogenicznym ekosystemem lub za Teilchardem de Chardin – noosferą. Czy to jako organizmy zapewniające schronienie mikrobom, czy jako ludzie otwierający swoje domy i serca, czy wreszcie jako użytkownicy cyfrowej przestrzeni i zautomatyzowanych usług – nieustannie pełnimy rolę gospodarzy. A jednocześnie często pełnimy rolę komensala lub pasożyta. Zrozumienie tej uniwersalnej zasady może pomóc nam lepiej nawigować po złożonym świecie relacji, zarówno tych namacalnych, jak i wirtualnych, ucząc nas odpowiedzialności i wzajemnego szacunku. W końcu, niezależnie od formy, gościnność zawsze będzie odzwierciedlać naszą zdolność do dzielenia się i współistnienia.

Pisanie felietonu na zadany, określony temat, jest jak pisanie szkolnego wypracowania lub pracy egzaminacyjnej. W tym sensie ze szkoły nie wychodzimy nigdy. I marzeniem jest to, aby szkolna rzeczywistość bardziej pasowała to świata realnego. Czy w czasie pisania korzystałem z różnych źródeł i pomocy? Tak, nawet z AI, na etapie ideacji i kompozycji słownych fragmentów tekstu. Nawet próbowałem skrócić do 4 tys. znaków ze spacjami. Ale AI najwyraźniej nie umie dobrze liczyć. Po kilku próbach skróciłem sam. Tradycyjnie, zaglądając do statystyki w Wordzie, wskazującej liczbę użytych znaków. Wielokrotna iteracja. Zmierzam do tego, że na szkolnym wypracowaniu być może uczeń powinien mieć pod ręką słownik ortograficzny lub laptop z dostępem do internetu i sztucznej inteligencji. Ważne jest to, co uczeń wie i ma we własnej głowie, ale ważna jest także umiejętność korzystania z dostępnych narzędzi. Bo na razie w szkole jest tak, że uczymy jazdy na rowerze przez pokazywanie obrazków i objaśnienie działania mechanizmu. A dopiero jak uczeń skończy szkołę, to wsiada na rower i uczy się jeździć praktycznie. Czy to ma sens? Teoretyczne podstawy, wraz ze zrozumieniem praw fizyki i automatyki, są ważne i przydatne. Ale powinny być podawane wraz z praktycznym zastosowaniem i nawet z potłuczonymi kolanami.

Owocnego i refleksyjnego podróżowania w te wakacje i letnie urlopy. Pomyślcie czasem o gospodarzach, pasożytach i komensalach w interdyscyplinarnym, biologiczno-humanistycznym kontekście.

9.07.2025

Rozmawiać jak człowiek z AI, czyli projekczyciel - nauczyciel i projektant w jednym (cz. 2)

Slajd wygenerowany przez Copilota. Jest literówka w tytule. Zupełnie tak jak u mnie, dyslektyka. Tyle, że grafika nieedytowalna, więc nie ma jak poprawić. Może posłużyć jedynie jako pomysł na projekt graficzny samej prezentacji. Graficznie stonowane i skromne, tak powinny wyglądać slajdy w prezentacji. 
 

Druga część rozmowy z AI o projekczycielu z dygresjami do procesu uczenia się i filozofii nauki. Piszę o tym, jak z AI szukać wpływu i cytowań oraz wykorzystywania pojęcia w dyskusji postpiśmiennej, o AI jako narzędziu wspomagającym myślenie i proces uczenia się, a także o metodologii nauki, że pojęcia związane są z paradygmatami, w których funkcjonują. Bo wiedza to ruch i relacja a nie statyczny zbiór klocków. Pojęcie jest związane z teorią czy paradygmatem tak, jak organizm ze swoim środowiskiem. W części drugiej wracam do dialogu z AI o pojęciu projekczyciel. Wspomniałem, że termin funkcjonuje na blogach i że nie spotkałem jeszcze w publikacjach (inna sprawa, że nie szukałem).

Gemini: „Dziękuję za cenną informację! To bardzo interesujące, że termin "projekczyciel", mimo iż funkcjonuje w obiegu ustnym i dyskusjach (co często jest pierwszym etapem rozpowszechniania się neologizmów), nie jest jeszcze szeroko widoczny w oficjalnych publikacjach.

Dlaczego termin nie trafił jeszcze do publikacji?

Istnieje kilka potencjalnych powodów, dla których "projekczyciel", mimo swojej trafności i użyteczności w dyskusjach, nie pojawił się jeszcze powszechnie w publikacjach naukowych czy metodycznych:

  • Formalizm akademicki: Publikacje naukowe często cechuje większy konserwatyzm językowy. Naukowcy i redaktorzy mogą preferować bardziej ugruntowane terminy lub opisywać złożone role nauczyciela za pomocą kilku istniejących słów zamiast jednego neologizmu.
  • Proces akceptacji terminu: Nowe pojęcia potrzebują czasu, by zostać zaakceptowane i włączone do formalnego języka dyscypliny. Często wymaga to wielokrotnego użycia w różnych kontekstach, aż do momentu, gdy jego znaczenie stanie się powszechnie zrozumiałe i akceptowane.
  • Zasięg prof. Czachorowskiego: Chociaż profesor Czachorowski jest wpływowym blogerem, jego neologizm może potrzebować szerszego "adwokata" w środowisku akademickim, by przekroczyć barierę z dyskusji do publikacji.
  • Alternatywne określenia: Być może istnieją już inne, bardziej formalne terminy (np. "projektowanie edukacyjne", "nauczyciel-innowator", "edukator kreatywny"), które są używane w publikacjach do opisu podobnych ról, co może ograniczać potrzebę wprowadzania nowego słowa.

Potencjał przyszłego zastosowania

Mimo to, fakt, że termin jest używany w dyskusjach i na blogach, świadczy o jego potencjale i intuicyjnym charakterze. Jest możliwe, że z czasem, w miarę ewolucji edukacji i coraz większego nacisku na podejście projektowe w nauczaniu, "projekczyciel" zyska na popularności i znajdzie swoje miejsce również w bardziej formalnych tekstach. W końcu język nauki i edukacji również podlega zmianom i adaptacjom.

Dziękuję za tę obserwację, jest ona bardzo cenna w kontekście śledzenia ewolucji języka w edukacji. Czy w dyskusjach, w których Pan/Pani uczestniczy, termin ten jest rozumiany jednoznacznie i pozytywnie?”

Po tej odpowiedzi wykorzystałem zwykłą wyszukiwarkę Google i wpisałem "projekczyciel". Tak znalazłem nie tylko teksty intrernetowe na blogu i Facebooku ale także i publikację w pdf (zrzuty ekranu w poprzednim wpisie). Wniosek jest taki, że nawet w dobie AI nie należy rezygnować z tradycyjnych wyszukiwarek. Następnie wskazałem tę publikację z linkiem.

S.Cz. „Jak teraz poszukałem, to znalazłem użycie tego terminu, link do czasopisma https://refleksje.zcdn.edu.pl/wp-content/uploads/2024/12/Refleksje-1_2025.pdf

Po wskazaniu publikacji i linku otrzymałem taką odpowiedź (a więc Gemini musi w czasie rzeczywistym korzystać z internetu lub też wcześniej tę publikację zaciągnęło do swoje przepastnej bazy danych i tylko teraz nakierowane, sięgnęło do tych zasobów).

Gemini: „Potwierdzam, że termin "projekczyciel" faktycznie pojawia się w czasopiśmie "Refleksje. Kwartalnik Zachodniopomorskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli" (Numer 1, Styczeń - Marzec 2025). Znalazłem go w artykule, w którym mowa o profesorze Stanisławie Czachorowskim. Jest tam użyty w kontekście roli nauczyciela: "Nauczyciel, a w zasadzie edukator (projekczyciel), to wolny zawód...". To potwierdza, że neologizm ten, choć na razie w obiegu ustnym i dyskusjach, zaczyna pojawiać się również w formalnych publikacjach związanych z edukacją, co nadaje mu dodatkowej wagi i legitymacji. Cieszę się, że mogłem pomóc w odnalezieniu tego potwierdzenia!”

Wcale mi nie pomógł, a jedynie sprowokował do tego, bym sam poszukał w tradycyjnej wyszukiwarce internetowej, notabene Google. Po moim wskazaniu Gemini oczywiście podał w źródłach, i poprawnie wyszukał autora, test i wybrał odpowiedni fragment. W tym dialogu przynajmniej w mojej głowie pojawiły się nowe treści i nowa wiedza, która nie istniała przed tą interakcją z Gemini (czyli jednym z wielu AI). A jak potracił siebie Copilot? Zapytałem o to samo.

Copilot „Dzień dobry, Stanisławie! Tak, pojęcie „projekczyciel” to bardzo ciekawy neologizm, który łączy w sobie dwa światy: nauczyciela („nauczyciel”) i projektanta („projektant”). Choć nie jest jeszcze powszechnie używane, to ma potencjał, by opisać nowoczesną rolę edukatora, który nie tylko przekazuje wiedzę, ale też projektuje doświadczenia edukacyjne — często w duchu metody projektowej, design thinking czy edukacji STEAM.

Co może oznaczać „projekczyciel”?

- Projektant edukacji – osoba, która tworzy środowiska i sytuacje edukacyjne, a nie tylko realizuje gotowy program.

- Facylitator uczenia się – wspiera uczniów w samodzielnym odkrywaniu wiedzy, często poprzez projekty interdyscyplinarne.

- Innowator dydaktyczny – łączy technologię, kreatywność i pedagogikę, by tworzyć angażujące formy nauki.

- Mentor i przewodnik – bardziej towarzyszy niż wykłada, inspiruje do działania i refleksji.

[S.Cz.:Pojawiły się podobne lecz nie identyczne skojarzenia w porównaniu do Gemini (zobacz w poprzednim wpisie). Choć główny sens pozostaje ten sam. Być może gdyby wymusić kolejne odpowiedzi też pojawiały by się nieco inne treści.] 

 Gdzie może się przyjąć?

- W szkołach alternatywnych i progresywnych

- W edukacji nieformalnej (np. fundacje, centra nauki)

- W środowiskach akademickich zajmujących się pedagogiką przyszłości

- Wśród nauczycieli korzystających z metody projektowej (PBL)

To słowo ma w sobie potencjał do budowania nowej tożsamości zawodowej nauczycieli, którzy czują, że ich rola wykracza poza tradycyjne ramy. A Ty, Stanisławie — czy sam jesteś „projekczycielem”?  Chętnie posłucham, jak rozumiesz to pojęcie i w jakim kontekście je spotkałeś.”

Jest więc zachęcenie do dialogu, to własnych przemyśleń. W pełni trafne są słowa Ludwika Flecka, o rodzeniu się nowych treści w rozmowie (dialogu) i to nawet z AI. Oczywiście dialog, który wymusza aktywność a nie monolog, oczekujący tylko potakiwania.

S.Cz: „Czy spotkałeś się z użyciem słowa projekczyciel w tekstach internetowych lub publikacjach?”

Copilot: "Tak, Stanisławie — słowo „projekczyciel” rzeczywiście pojawiło się w polskich tekstach internetowych, choć jest to wciąż neologizm o ograniczonym zasięgu. Najbardziej znanym autorem, który go używa i rozwija jego znaczenie, jest prof. Stanisław Czachorowski, biolog i edukator związany z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.

[S.Cz. Copilot lepiej niż Gemini kontaktuje się z zasobami internetowymi (albo to tylko moje złudzenie), sam potrafił wyszukać, choć były to artykuły na stronach internetowych a nie typowe publikacje naukowe]

📚 Gdzie pojawia się „projekczyciel”?

  1. Artykuł „Meandry edukacji – od nauczyciela do edukatora i projekczyciela” Autor opisuje transformację roli nauczyciela w kierunku osoby, która projektuje środowiska edukacyjne — zarówno w szkole, jak i poza nią (np. w centrach nauki, fundacjach, online). Projekczyciel to ktoś, kto łączy kompetencje dydaktyczne z projektowaniem przestrzeni i sytuacji sprzyjających uczeniu się.
  2. „Refleksje eduzmieniacza” W tym tekście autor pisze o sobie jako projekczycielu, który wspólnie ze studentami projektuje nowe formy edukacji i analizuje ich efekty. To podejście wpisuje się w cykl uczenia się przez działanie i refleksję.
  3. „Od nauczyciela do projektanta – przewrót Kopernikański w edukacji” Choć słowo „projekczyciel” nie pojawia się w tytule, tekst rozwija ideę nauczyciela jako projektanta przestrzeni edukacyjnej. To głęboka zmiana paradygmatu: od transmisji wiedzy do tworzenia warunków do jej samodzielnego odkrywania.

🧩 Znaczenie i kontekst, „Projekczyciel” to:

  • neologizm łączący „projektanta” i „nauczyciela”
  • symbol zmiany roli edukatora w XXI wieku
  • odpowiedź na potrzebę personalizacji, kreatywności i elastyczności w edukacji

To słowo może zyskać popularność w środowiskach edukacyjnych otwartych na innowacje i refleksję nad własną praktyką.

Czy sam jesteś związany z edukacją? A może planujesz wprowadzić to pojęcie do szerszego obiegu? Chętnie pomogę w rozwinięciu tej idei!”

Copilot:.
"Mam dla Ciebie logo
koncepcji „projekczyciela”—
nowoczesne, minimalistyczne, z elementami
edukacji i projektowania. Idealne do wykorzystania
w prezentacjach, materiałach szkoleniowych
 i publikacjach. Już za chwilę pojawi się na ekranie.”

Uzupełnieniem tej wypowiedzi Copilota były trzy cytowania z portalu edunews.pl, wszystkie to przedruki z mojego bloga. A więc de facto mojego autorstwa. Nie dotarł do niczego, czego nie znałem. Przetwarza znaną mi treść. Choć to przetwarzanie ma nową dla mnie wartość, jest oryginalną dla mnie konfiguracją słów i pojęć. Korzystając z podpowiedzi i sugerowanych kierunków wybrałem jeden:

S.Cz. „Tak, jestem wykładowcą i pracuję w edukacji także z nauczycielami. Chciałbym to pojęcie wprowadzić do szerszego obiegu. Jak to zrobić?”

Copilot: „To wspaniale, że chcesz wprowadzić pojęcie „projekczyciel” do szerszego obiegu, Stanisławie — masz ku temu świetne podstawy jako wykładowca i edukator pracujący z nauczycielami. Pojęcie to zostało już użyte i rozwinięte przez prof. Stanisława Czachorowskiego, m.in.  w artykule „Od nauczyciela do projektanta – przewrót Kopernikański w edukacji” na portalu Edunews.pl, gdzie autor pisze:

„Projekczyciel, czyli nauczyciel projektujący. [...] Nauczyciel naucza, projektant tworzy warunki do uczenia się. Mała zmiana słowna, a ogromna zmiana w podejściu.”

🔧 Jak wprowadzić „projekczyciela” do szerszego obiegu?

Oto kilka konkretnych strategii [S.Cz. Jest więc interakcja i propozycja aktywnego przetwarzania treści w postaci pisania publikacji, wystąpień na konferencjach itp. Stylistyka ikonek z wypunktowaniami dobrze dostosowana do treści zamieszczanych w mediach społecznościowych. Nic, tylko zrobić kopiuj - wklej. Kultura pisma preferuje długie zdania i zwarty tekst. Kultura postpiśmienna preferuje krótkie treści, wypunktowania i ozdabianie ikonkami, nawiązującymi do treści, które niejako są drugą warstwą przekazu]:

📖 1. Publikacje naukowe i popularnonaukowe

  • Napisz artykuł do czasopisma pedagogicznego (np. Edukacja, Kwartalnik Pedagogiczny, Forum Oświatowe) z analizą pojęcia „projekczyciel”.
  • Opublikuj felieton lub esej w mediach edukacyjnych (np. Edunews.pl, Głos Nauczycielski, blogi Superbelfrów).
  • Odnieś się do tekstów Czachorowskiego i zaproponuj własne rozwinięcie koncepcji.

🎤 2. Wystąpienia i szkolenia

  • Wprowadź pojęcie podczas konferencji edukacyjnych (np. INSPIR@CJE, Kongres Edukacji, BETT Polska).
  • Używaj go w szkoleniach dla nauczycieli i studentów kierunków pedagogicznych.
  • Zrób z tego temat przewodni warsztatu: „Od nauczyciela do projekczyciela – jak projektować uczenie się?”

📱 3. Media społecznościowe i blog

  • Stwórz serię postów na LinkedIn, Facebooku lub X (Twitterze) z hashtagiem #projekczyciel.
  • Opublikuj wpisy blogowe z przykładami działań projekczyciela w praktyce.
  • Zaproś innych edukatorów do dzielenia się swoimi interpretacjami i doświadczeniami.

🎓 4. Materiały dydaktyczne

  • Wprowadź pojęcie do sylabusów zajęć z dydaktyki, pedagogiki innowacyjnej, edukacji medialnej.
  • Stwórz infografikę lub prezentację porównującą „nauczyciela”, „edukatora” i „projekczyciela”.
  • Zaprojektuj ćwiczenia, w których studenci wcielają się w rolę projekczyciela.

🤝 5. Współpraca z innymi edukatorami

  • Nawiąż kontakt z prof. Czachorowskim i zaproponuj wspólną publikację lub debatę.
  • Zorganizuj panel dyskusyjny lub webinar z udziałem nauczycieli-praktyków.
  • Zaproś środowisko Superbelfrów RP do wspólnej popularyzacji terminu.

Jeśli chcesz, mogę pomóc Ci stworzyć:

  • manifest „projekczyciela”,
  • propozycję artykułu do czasopisma,
  • prezentację na konferencję,
  • lub nawet logo i identyfikację wizualną tego pojęcia.

Czy chciałbyś zacząć od któregoś z tych elementów?”

Zwróciłem uwagę na polecane czasopisma, blogi i strony internetowe. To miejsca, z których obficie czerpie nie tylko ten model językowy lecz najpewniej i inne. Jaki z tego wniosek? Wskazuje na nowe ścieżki obiegu informacji i wiedzy. I nie są to już głównie książki i typowe czasopisma naukowe. Pisząc na blogach piszemy dla AI. Bo to ona bierze udział w upowszechnianiu wiedzy. Na swój sposób. Ludzie od tysiącleci czynili podobnie, treści z rozmów, po mniejszym czy większym przetworzeniu, przenosili dalej (kultura oralna), treści wyczytane z książek i czasopism, po przetworzeniu (polemiki, komentarze, rozwinięcia itp.) opisywali w swoich tekstach. Wiedza ma charakter dynamiczny a nie statyczny. Niczym prąd elektryczny - istnieje tylko wtedy, gdy elektrony są w uporządkowanym ruchu. 

AI wskazało na kilka różnych aktywności i samo zaproponowało pomoc w niektórych elementach. Chciałem eksperymentalnie sprawdzić, co z tego wyjdzie i jakie dostanę materiały. Nie było tak łatwo, jak by na początku można było sądzić. Niektóre efekty graficzne zamieszczam w niniejszym wpisie (przykład slajdu z prezentacji, logo, plakat z manifestem projekczyciela).

S.Cz.: "Tak, chcę, żebyś mi pomógł stworzyć manifest „projekczyciela”

Copilot: „Świetnie, Stanisławie! Na podstawie Twojej wizji oraz inspirującego artykułu prof. Stanisława Czachorowskiego „Od nauczyciela do projektanta – przewrót Kopernikański w edukacji”[¹], przygotowałem Manifest Projekczyciela — dokument, który możesz wykorzystać jako punkt wyjścia do dyskusji, publikacji, warsztatów czy prezentacji.

📜 Manifest Projekczyciela czyli nauczyciela, który projektuje warunki do uczenia się

1. Kim jestem?

Jestem projekczycielem — nauczycielem, który nie tylko przekazuje wiedzę, ale projektuje przestrzenie, sytuacje i doświadczenia edukacyjne, w których uczniowie i studenci mogą się uczyć, odkrywać i rozwijać.

2. W co wierzę?

  • Wierzę, że uczenie się jest procesem aktywnym, a nie biernym odbiorem informacji.
  • Wierzę, że emocje, motywacja i relacje są fundamentem skutecznej edukacji.
  • Wierzę, że rola nauczyciela ewoluuje — od strażnika wiedzy do projektanta środowiska uczenia się.

3. Co robię inaczej?

  • Nie nauczam – tworzę warunki do uczenia się.
  • Nie dominuję – towarzyszę.
  • Nie oceniam – wspieram refleksję.
  • Nie tylko mówię – projektuję doświadczenia.

4. Jak pracuję?

  • Projektuję przestrzeń fizyczną i intelektualną, która sprzyja eksploracji, współpracy i samodzielności.
  • Tworzę sytuacje edukacyjne, które angażują zmysły, emocje i umysł.
  • Uczę się razem z moimi uczniami i studentami — jestem ogrodnikiem, nie rzeźbiarzem.

5. Dlaczego to robię?

Bo wiem, że wiedzy nie da się przelać. Można jedynie stworzyć warunki, w których ktoś sam ją odkryje. Bo wiem, że świat się zmienia, a edukacja musi za tym nadążać — nie tylko technologicznie, ale i społecznie. Bo wiem, że przyszłość edukacji to relacja, projekt i refleksja.

6. Do czego zapraszam?

Zapraszam do przewrotu Kopernikańskiego w edukacji: Niech to nie nauczyciel będzie w centrum, lecz uczeń. Niech nie wiedza będzie celem, lecz proces jej zdobywania. Niech nie forma dominuje, lecz intencja i sens.

📣 Projekczycielu, nie jesteś sam! Jesteśmy kroplami w rzece zmiany. Twórzmy wspólnie nowy język edukacji — język projektowania, empatii i odwagi.

Chcesz, żebym przygotował wersję graficzną tego manifestu (np. jako plakat PDF), wersję skróconą do mediów społecznościowych albo rozszerzoną do publikacji?”

Graficzna wersja manifestu projekczyciela, w formie plakatu.
Widoczne są literówki (miejscami powodując trudność w zrozumieniu przekazu), których nie było w wersji tekstowej. Można traktować jako podpowiedź graficzną, a sam plakat lepiej wykonać samodzielnie, w dowolnym programie graficznym. Coś jednak trzeba umieć samemu, AI wszystkiego za nas nie zrobi. Chyba, że lepiej poznam różne narzędzia AI. Na razie łatwiej mi korzystać z tego, co już umiem niż uczyć się nowego. 

Po drobnych poprawkach podpisałbym się pod takim manifestem. Dobrze oddaje moje poglądy i refleksje, dotyczące edukacji. Jest spójny i dobrze wpisuję się w nowy, edukacyjny paradygmat. Czy statystyczna papuga, jaką jest AI, tylko dobrała słowa do tekstu z mojego bloga? Opowiedziała swoimi słowami to, co zawarte było w moim tekście? Znalazła swoje (nowe) relacje między pojęciami, które wcześniej wybrzmiały w moim tekście? Nie wiem. Ale w tym przypadku AI okazało się przydatnym narzędziem językowym. Nawet w relacjach z AI potwierdzają się słowa Ludwicka Flecka o twórczym znaczeniu dialogu. Wszak istotą uniwersytetu jest nieustanna dyskusja. Tam, gdzie zamiera otwarta i odważna dyskusja, tam zamiera i uniwersytet. Od AI można się czegoś nauczyć, wymaga to jednak aktywnego dialogu a nie jedynie biernego słuchania. 

Wybrałem jedną z kolejnych sugestii i poprosiłem o prezentację.

Copilot: „Dziękuję, Stanisławie — mam już pełny kontekst z artykułu prof. Czachorowskiego, który pięknie rozwija ideę „projekczyciela” jako nauczyciela-projektanta przestrzeni edukacyjnej. Na tej podstawie przygotuję dla Ciebie prezentację szkoleniową, którą możesz wykorzystać podczas warsztatów, szkoleń lub konferencji.

🎓 Prezentacja: Od nauczyciela do projekczyciela

Przewrót Kopernikański w edukacji

🟦 Slajd 1: Tytuł

Od nauczyciela do projekczyciela Jak projektować warunki do uczenia się w XXI wieku Imię i nazwisko prowadzącego Data i miejsce [S.Cz. Slajd tytułowy jest na górze wpisu, efekt mojej kolejnej prośby]

🟦 Slajd 2: Wprowadzenie

  • Kim jest nauczyciel?
  • Kim jest edukator?
  • Kim jest projekczyciel?
  • Dlaczego potrzebujemy nowego języka edukacji?

🟦 Slajd 3: Cytat otwierający

„Nauczyciel naucza, projektant tworzy warunki do uczenia się. Mała zmiana słowna, a ogromna zmiana w podejściu.” — prof. Stanisław Czachorowski [¹]

🟦 Slajd 4: Projekczyciel – definicja

Projekczyciel to nauczyciel, który:

  • projektuje przestrzeń fizyczną i intelektualną
  • tworzy sytuacje edukacyjne
  • wspiera samodzielność i refleksję
  • działa jak ogrodnik, nie rzeźbiarz

🟦 Slajd 5: Manifest projekczyciela (skrót)

  • Nie nauczam – tworzę warunki do uczenia się
  • Nie dominuję – towarzyszę
  • Nie oceniam – wspieram refleksję
  • Nie tylko mówię – projektuję doświadczenia

🟦 Slajd 6: Przewrót Kopernikański w edukacji

  • Zmiana centrum: z nauczyciela na ucznia
  • Zmiana relacji: z transmisji na interakcję
  • Zmiana przestrzeni: z klasy na środowisko uczenia się
  • Zmiana roli: z wykładowcy na projektanta

🟦 Slajd 7: Przykłady działań projekczyciela

  • Projektowanie interdyscyplinarnych zadań
  • Tworzenie przestrzeni do eksploracji i błędu
  • Współpraca z uczniami przy tworzeniu treści
  • Użycie AI jako partnera w uczeniu się

🟦 Slajd 8: Projekczyciel w praktyce

  • Jak wygląda dzień pracy projekczyciela?
  • Jakie kompetencje rozwija?
  • Jakie narzędzia wykorzystuje?

🟦 Slajd 9: Zaproszenie do zmiany

„Jestem kroplą w płynącej, dużej rzece.” — prof. Czachorowski Zacznij od siebie. Zainspiruj innych. Projektuj edukację.

🟦 Slajd 10: Dyskusja i refleksja

  • Jakie przeszkody widzisz w byciu projekczycielem?
  • Co możesz zmienić już dziś?
  • Jakie wsparcie jest potrzebne?

🟦 Slajd 11: Dziękuję

Kontakt, źródła, inspiracje Link do artykułu źródłowego

📌Co dalej? Mogę przygotować dla Ciebie:

  • plik PowerPoint lub PDF z tą prezentacją,
  • wersję interaktywną do prowadzenia warsztatów,
  • zestaw ćwiczeń dla uczestników.

Czy chcesz, żebym przygotował gotowy plik prezentacji (np. w stylu minimalistycznym lub nowoczesnym)? Jeśli tak — powiedz, jaki styl preferujesz i czy chcesz dodać swoje logo lub dane kontaktowe.”

Konspekt prezentacji. Czy sam nie zrobiłbym lepiej? Trwałoby trochę dłużej. Mam szybko coś, co mogę poprawiać, modyfikować, rozbudowywać. Ale jednoczesniej jestem juz jak w koleinach, z których trudno wyjść. Z pewnością może to być pomocne. Czy tak właśnie przygotowują studenci prezentacje na zajęcia? Lub naukowcy swoje referaty na konferencje zawodowe i naukowe lub wykłady na zajęcia ze studentami? 

Dodatkowo, na podstawie pełnej treści artykułu prof. Stanisława Czachorowskiego z Edunews.pl, mogę teraz przygotować pełną identyfikację wizualną, która może obejmować:

🎨 Propozycje identyfikacji wizualnej „projekczyciela”

Element

Opis

Kolorystyka

Odcienie błękitu (zaufanie, edukacja), z akcentami pomarańczowymi (kreatywność, energia)

Typografia

Nowoczesna czcionka bezszeryfowa (np. Montserrat, Lato) z akcentami pisma odręcznego (np. Pacifico)

Motywy graficzne

Ikony projektowania (np. linijka, szkic, siatka) + symbole edukacji (książka, mózg, żarówka)

Hasło przewodnie

„Tworzę warunki do uczenia się” lub „Od nauczyciela do projektanta”

Szablony

Prezentacje PowerPoint, plakaty A3, wizytówki, banery do social mediów

Chcesz, żebym przygotował teraz szablon prezentacji lub plakat z tym logo i identyfikacją?"

Poprosiłem, plakat jest wyżej. Ładny graficznie, w stonowanych kolorach, jednak w tekście jest kilka literówek, W takiej, gotowej postaci nie nadaje się do wykorzystania. Może posłużyć jedynie jako wzór do stworzenia własnego plakatu w dowolnym programie graficznym. Ale może to tylko ja nie mam wiedzy (jaki wybrać program AI) i umiejętności, jak te informacje przekazać w formie promptu do odpowiedniego programu AI by otrzymać gotowy plakat czy prezentację. 

Z gotową prezentacją się nie udało. Copilot sugerował kilka opcji , w tym w Canvę. Ale wszystkie podpowiedzi dla mnie były niezrozumiałe (może to efekt braku wystarczającej wiedzy i umiejętności?). Nie wiedziałem jak zamieszczone propozycje identyfikacji wizualnej przekuć na gotowy szablon edytowalnej prezentacji w Canvie. Może za słabo znam ten program? Może nie mam odpowiedniego konta? Żeby w pełni skorzystać muszę się jeszcze sam dużo nauczyć. 

Copilot: "Bazując na pełnym tekście artykułu prof. Stanisława Czachorowskiego z Edunews.pl, przygotuję teraz dla Ciebie:

📦 Pakiet identyfikacyjny „Projekczyciel” – co mogę stworzyć dalej:

  • Prezentację PowerPoint z gotowymi slajdami (na bazie manifestu i przewrotu Kopernikańskiego)
  • Plakat A3 do druku lub PDF do udostępnienia online
  • Szablony do mediów społecznościowych (np. posty z cytatami i grafikami)
  • Wizytówkę lub stopkę mailową z logo „projekczyciela”

Czy chcesz, żebym teraz przygotował prezentację PowerPoint z tym stylem graficznym? Jeśli tak, mogę dodać Twoje imię, nazwisko i afiliację. (....)

Gotowy plik prezentacji PowerPoint (.pptx)

Tytuł prezentacji:

Od nauczyciela do projekczyciela Przewrót Kopernikański w edukacji Stanisław Iksiński Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie

Zawartość:

  • 11 slajdów w stylu nowoczesnym i minimalistycznym
  • Kolorystyka: błękit, pomarańcz, biel
  • Logo „projekczyciela” w nagłówku
  • Cytaty i fragmenty z artykułu prof. Czachorowskiego
  • Manifest projekczyciela w skrócie
  • Slajdy do refleksji i dyskusji

🎁Co teraz? Niestety, nie mogę bezpośrednio przesłać Ci pliku PowerPoint jako załącznika w tej chwili. Ale mogę przygotować jego zawartość w formacie, który łatwo skopiujesz do PowerPointa lub poprosić Cię o przesłanie adresu e-mail [sprawdziłem, halucynował, bo podanie maile zaskutkowało odpowiedzią, że nie może wysłać na maila, trzeba więc krytycznie i z dystansem podchodzić do obietnic AI] , jeśli chcesz, bym pomógł Ci go wygenerować zewnętrznie.

Alternatywnie, mogę teraz wygenerować graficzny podgląd kilku slajdów — chcesz, żebym to zrobił?"

Konspekt można by wykorzystać, choć w sporej części zmieniłbym narrację opowieści, bo przecież mówiłbym o swojej koncepcji a nie innej osoby, Po drugie stworzenie graficznej formy do prezentacji nie jest dla mnie problemem, robię to już od ponad 20 lat. Albo w Power Poicie albo w Canvie. 

Copilot: "Jak przenieść prezentację do Canvy

🔧 Krok 1: Otwórz Canva

  1. Wejdź na https://www.canva.com
  2. Zaloguj się na swoje konto
  3. Kliknij „Utwórz projekt” → wybierz „Prezentacja (16:9)”

🧱 Krok 2: Utwórz slajdy

Dla każdego slajdu:

  1. Kliknij „Dodaj stronę”
  2. Skopiuj treść z mojego zestawienia slajdów (powyżej)
  3. Wklej ją do pola tekstowego na slajdzie
  4. Użyj stylu graficznego:

Element

Wartość

Kolory

Błękit: #007ACC, Pomarańcz: #FF6F00, Biały: #FFFFFF

Czcionki

Nagłówki: Montserrat Bold, Tekst: Lato Regular

Układ

Tytuł u góry, treść w punktach, ikona lub grafika po prawej

🎨 Krok 3: Dodaj logo i grafikę tytułową

Chcesz, żebym teraz wygenerował:

  • Logo „projekczyciela” (stylizowane „P” z motywem edukacyjnym)
  • Slajd tytułowy z hasłem „Tworzę warunki do uczenia się”

Czy chcesz, by logo było:

  • minimalistyczne (symbol + litera),
  • symboliczne (np. ogrodnik + książka),
  • nowoczesne (siatka neuronowa + projektant)?

Wybierz styl, a ja natychmiast przygotuję grafikę tytułową i logo, które wgrasz do Canvy jako obraz. Gotowy?"

Dla mnie trudniejsze okazało się przeniesienie konspektu do Canvy niż samodzielne stworzenie prezentacji w Power Poicie (lub nawet w Canvie). Ale pozostaje ciekawość, może trzeba nauczyć się tworzenia prezentacji z konspektów? I korzystania z sugestii graficznych? Nad tym muszę popracować. Być może wykorzystać inne AI, dedykowane do tworzenie prezentacji? W zasadzie nie jest mi to potrzebne, bo sam to umiem robić sprawnie i dobrze. Ale może z myślą o studentach warto się tego nauczyć, poznać? By mieć wyobrażenie tego, jak prezentacje być może przygotowują studenci. Albo żeby dać praktyczne podpowiedzi początkującym nauczycielom i naukowcom-dydaktykom?

Wnioski. AI pomaga projektować całą serię działań, od pomysłu na przygotowanie treści, po gotowe elementy w postaci grafiki, szablonu prezentacji czy plakatu, jak i podsunięcia pomysłów na działania. Nie są one oryginalne (prezentacje, publikacje, wykłady dla studentów), ale mogą być pomocne. 

To był tylko przykład z jednym pojęciem. Ale może tak można przygotowywać wykłady na dowolny temat? AI jako narzędzie do projektowania przestrzeni i sytuacji edukacyjnych? W sam raz dla projekczyciela. Ale narzędzie, jak to narzędzie, wymaga nauki (nauczeń) by umieć sensownie i efektywnie z niego korzystać. Trzeba zainwestować swój czas i wysiłek. Za darmo i szybko nic nie ma. Iluzją jest więc to, że asystent AI wszystko za nas zrobi. Nawet najprostsze narzędzie wymaga nauki jak z niego korzystać by sobie krzywdy nie zrobić a pracę zamierzoną wykonać. Nawet młotek, mimo że to bardzo proste narzędzie, wymaga nauki obsługi. I często wiąże się z potłuczonymi palcami. Dla biegłości w posługiwaniu się młotkiem trzeba wielu godzin praktycznych ćwiczeń. Zapewne AI wymaga duuuużo większego wysiłku i dłuższego trenowania.

Asystent AI to nowy obiekt w dialogu społecznym i uniwersyteckim. Chyba najwyższy czas uczyć się razem ze studentami. Czyli nie jako mentor, który wszystko już wie, ale jak projekczyciel z którym studenci wspólnie mogą odkrywać nowe obszary i uczyć się nowych narzędzi. W konwencji paradygmatu wiedzy - skupić sie na procesie uczenia się i na dialogu, bo tylko wtedy dobrze zachodzi sam proces odkrywania, konstruowania i konektywnego budowania relacji. Wiedza jest jak prąd elektryczny. Elektrony są w każdym przedmiocie. Ale dopiero, gdy płyną można mówić o prądzie, który rozpala żarówki i wprawiają w ruch urządzenia (elektryczne). 

Z krótkiego dialogu z AI oraz po napisaniu tego tekstu wyniosłem coś nowego. Żadna wiedza nie została mi przelana do głowy (ani przez AI ani jakiegoś wykładowcę), dialog był sytuacją edukacyjną, która pomogła mi skonstruować (konstruktywizm), częściowo przeorganizować, nową wiedzę w mojej głowie. Zainspirował mnie także do dalszych działań i dyskusyjnych interakcji (konektywizm). A o efektach tych działań na pewno jeszcze napiszę na blogu. 

Niezależnie od tego z chęcią poznam zdanie Czytelników, np. zamieszczone w komentarzach.

PS. AI jest jak pochlebca-lustro, w którym się sami odbijamy i powie mam wszystko, co nawet skrycie chcemy i że jesteśmy najpiękniejsi na całym świecie. Ten lukier może być uzależniający i toksyczny.