Pod koniec czerwca 2025 r. odbyła się inspirująca debata na trawniku w Kortowie. Przygotowując się do tej zielonej dyskusji, dostałem kilka pytań. I teraz chcę na nie jeszcze raz, w nieco innej formie, odpowiedzieć. Rzecz warta jest opowiedzenia.
"Dlaczego człowiek musi
koegzystować z naturą?"
Bo koegzystencja człowieka z naturą to nie opcja, lecz absolutna konieczność. Człowiek jest Integralną część biosfery. Niepotrzebnie w kulturze popularnej stawiamy człowieka w kontrze do przyrody: kultura kontra natura. Można porównać człowieka do organu w organizmie. Jesteśmy tak samo nierozerwalnie połączeni z biosferą, jak nerka, żołądek, płuco czy jelito z resztą ciała. Nie jesteśmy zewnętrznym obserwatorem ani władcą przyrody, lecz jej składowym elementem. Ta fundamentalna prawda, często zapominana w pędzie cywilizacyjnym, leży u podstaw zrozumienia naszej roli na Ziemi. Biosfera to nasz dom, nasze siedlisko życia.
Każdy gatunek na naszej planecie zajmuje swoją niszę
ekologiczną i odgrywa unikalną rolę w skomplikowanej sieci życia. Człowiek, ze
swoim rozwiniętym mózgiem i zdolnością do modyfikowania środowiska, jest tylko
jednym z milionów gatunków. Nasze istnienie i dobrobyt zależą bezpośrednio od
zdrowia i funkcjonowania ekosystemów, które nas otaczają. Powietrze, którym
oddychamy, woda, którą pijemy, żywność, którą spożywamy – wszystko to
dostarczają nam usługi ekosystemowe, które natura świadczy bezpłatnie i
bezustannie.
Przez wieki ludzkość często podchodziła do natury z pozycji dominacji, traktując ją jako zasób do eksploatacji lub przeszkodę do pokonania. Ta mentalność, niestety, doprowadziła do poważnych kryzysów środowiskowych, takich jak utrata różnorodności biologicznej, zmiany klimatyczne i zanieczyszczenie powietrza w mieście (co przekłada się na obniżanie jakości i długości naszego życia). Zwalczanie przyrody jest jak próba odcięcia własnej ręki, czy nogi – to działanie autodestrukcyjne. Znacznie mądrzejsze jest zrozumienie zachodzących w niej procesów. To domena przede wszystkim nauki. Filozofia przyrody uczy nas pokory i doceniania złożoności systemów naturalnych. Wiedza naukowa, na przykład ta dotycząca roli zapylaczy w ekosystemach czy znaczenia zdrowej gleby dla rolnictwa, pozwala nam podejmować świadome decyzje.
Przykład łąk kwietnych w miastach jest idealnym
odzwierciedleniem tej zmiany paradygmatu. Zamiast energochłonnych i jałowych
trawników, które wymagają ciągłego koszenia, podlewania i nawożenia, tworzymy
przestrzenie, które wspierają różnorodność biologiczną, zatrzymują wodę,
redukują efekt miejskiej wyspy ciepła i są po prostu piękne. To nie jest
"walka" z naturą, lecz świadoma współpraca, która przynosi
korzyści zarówno ludziom, jak i innym gatunkom.
Koegzystencja z naturą to nie tylko kwestia przetrwania, ale także wzbogacenia naszego życia. Bliski kontakt z przyrodą poprawia nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, inspiruje kreatywność i uczy nas cierpliwości oraz pokory. W epoce Antropocenu, czyli w epoce, w której działalność człowieka stała się dominującą siłą kształtującą procesy geologiczne i ekologiczne, spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność. Musimy wykorzystać naszą inteligencję i zdolności do innowacji, aby stać się dobrymi zarządcami tej planety, dobrymi ogrodnikami, a nie jej niszczycielami czy konkwistadorami. Przyszłość ludzkości nierozerwalnie wiąże się z naszą zdolnością do życia w harmonii z resztą biosfery.
"Czy istnieje związek pomiędzy regularnym koszeniem
trawników a populacją kleszczy i komarów?"
W przyrodzie wszystko jest ze sobą powiązane. To
podstawowa zasada ekologii: wszystko ze wszystkim, wszystko ze wszystkiego.
Problem często polega na tym, że nasze codzienne rozumienie świata bywa
redukcjonistyczne – szukamy prostych przyczyn i skutków, ignorując złożoność i sieć
wzajemnych zależności. Przekonanie, że niekoszony trawnik magicznie
"generuje" kleszcze lub komary, jest właśnie takim uproszczeniem.
Kleszcze są tam, gdzie są ich żywiciele, bo bez tego nie
domkną swojego cyklu życiowego. Kleszcze potrzebują krwi kręgowców, aby się rozwijać
i wydać potomstwo. Ich obecność jest nierozerwalnie związana z dostępnością
gospodarzy, którymi są przede wszystkim małe i średnie ssaki (myszy, nornice,
jeże, lisy, sarny czy nasze psy i koty). Niekoszone trawniki czy wyższa
roślinność mogą stanowić dogodniejsze środowisko dla kleszczy, dając im
schronienie i ułatwiając dostanie się na przechodzącego żywiciela. Jednak sama
wysoka trawa nie jest przyczyną ich pojawienia się. Tak jak muchy nie biorą się
z brudu a żaby z mułu (jak głosiła niegdyś teoria samorództwa), tak kleszcze
nie biorą się z niekoszonych trawników.
Co więcej, należy zwrócić uwagę na naturalnych wrogów
kleszczy. W zdrowych, zróżnicowanych ekosystemach istnieją drapieżniki i
pasożyty, które pomagają kontrolować populacje kleszczy. Na przykład, niektóre
gatunki mrówek, pająków czy ptaków mogą zjadać kleszcze. W mono-kulturowych
trawnikach, pozbawionych różnorodności biologicznej, brakuje tych naturalnych
mechanizmów kontroli. Jest jałowo i ubogo. A jak będą kleszcze to i tak sobie poradzą.
W przypadku komarów sprawa ma się podobnie. Ich cykl życiowy wymaga wody stojącej do rozwoju larw. Małych kałuż i zbiorników okresowych bez obecnych tam ryb. Baseny, oczka wodne, kałuże, doniczki z wodą, a nawet rynny mogą być wylęgarnią komarów. Bo komary są znakomitymi kolonizatorami. Wysoka trawa sama w sobie nie jest miejscem ich lęgu, choć może stanowić schronienie dla dorosłych osobników. Paradoksalnie, zwiększona bioróżnorodność, taka jak ta, którą promują łąki kwietne, może przyczynić się do naturalnej kontroli populacji komarów. W takich środowiskach pojawiają się drapieżniki, które żywią się larwami komarów (np. wiele gatunków owadów wodnych, ryby w oczkach wodnych) oraz dorosłymi komarami (np. ważki, niektóre ptaki, nietoperze).
Na pewno kleszczy nie będzie na asfalcie i wybetonowanych
placach. Tam po prostu nic nie będzie. Czy mamy zatem wybetonować trawniki?" To tak, jakbyśmy chcieli
wyleczyć wrzód na przedramieniu ucinając całą rękę. Pozbędziemy się czyraka ale
koszty są zbyt duże. Betonowanie i dążenie do sterylności środowiska jest
formą walki z naturą, która prowadzi do zubożenia ekosystemów i
eliminacji wszelkich form życia, w tym tych pożytecznych. To rozwiązanie, które
rzekomo ma nas chronić, w rzeczywistości odcina nas od fundamentalnych korzyści
płynących z natury. Powoduje obniżenie jakości naszego życia w mieście.
Łąki kwietne (to uproszczone lecz popularne określenie
na różne ekosystemy z roślinnością niską) są doskonałym przykładem mądrej
koegzystencji:
- Zwiększają
bioróżnorodność: przyciągają owady zapylające, ptaki, małe bezkręgowce
– w tym te, które mogą być naturalnymi wrogami kleszczy i komarów.
- Poprawiają
retencję wody i tworzą zdrowsze
gleby.
- Są
bardziej odporne: wymagają rzadszego koszenia, nawożenia i podlewania, co
przekłada się na mniejsze zużycie zasobów i niższe koszty utrzymania.
- Wzbogacają
estetykę miast: zapewniają piękne, zmieniające się krajobrazy.
Wniosek jest taki, że zamiast bać się natury i próbować ją
kontrolować poprzez sterylizację, golfizację (zamianę terenów zielonych na pola
golfowe a przecież nawet tam w golfa nie gramy!) czy betonozę, powinniśmy dążyć
do zrozumienia jej mechanizmów i wspierania naturalnej równowagi.
Zdrowy, zróżnicowany ekosystem jest znacznie bardziej odporny na plagi, w tym
nadmierne populacje kleszczy czy komarów, niż sztucznie utrzymywany, jałowy
trawnik.
"Jeśli nie hotel dla owadów, to co? Jakie są inne
skuteczne sposoby na zwiększanie populacji gatunków pożytecznych?"
Zwiększanie bogactwa siedlisk i bazy pokarmowej w miastach jest
kluczowe dla ochrony owadów pożytecznych, a hotel dla owadów to jedynie mały
element większej układanki. Hotele dla owadów, choć symbolicznie ważne i
edukacyjne, są tylko kroplą w morzu potrzeb. Wiele osób myśli o owadach
zapylających głównie w kontekście pszczół miodnych, zapominając o
ogromnej różnorodności pszczół samotnic, które stanowią większość
naszych rodzimych gatunków.
Większość pszczół samotnic gniazduje w ziemi.
Potrzebują do tego niezaburzonych, nasłonecznionych skarp, niezagospodarowanych
kawałków gruntu, czy nawet nieużywanych ścieżek gruntowych. Zatem, zamiast
skupiać się wyłącznie na wieszaniu drewnianych skrzynek, powinniśmy:
- Zostawiać
fragmenty terenu niezagospodarowane. Małe obszary z odsłoniętą ziemią,
piaskiem czy gliną, zwłaszcza na nasłonecznionych stanowiskach, mogą stać
się cennymi miejscami lęgowymi dla pszczół i innych owadów kopiących norki w ziemi.
- Tworzyć
"piaskownice" dla owadów. W ogrodach czy parkach można
wydzielić małe, piaszczyste obszary, które staną się idealnym miejscem do
gniazdowania dla wielu gatunków pszczół. Pozornie porzucone fragmenty terenu.
- Zachowywać
martwe drewno i byliny z pustymi łodygami. Niektóre pszczoły samotnice gniazdują w
pustych łodygach roślin lub w wywierconych tunelach w
martwym drewnie. Zostawianie takich elementów w ogrodzie (np. sterty
gałęzi, suche łodygi nieskoszonych roślin, pozostawione na zimę) to prosty i skuteczny sposób na
zapewnienie im schronienia. To takie naturalne hotele dla owadów.
- Ograniczyć
zabiegi agrotechniczne i chemiczne. Częste przekopywanie ziemi,
koszenie na krótko i stosowanie pestycydów niszczy naturalne siedliska i
źródła pokarmu owadów. Mniej interwencji to więcej życia.
To absolutna podstawa! Owady pożyteczne potrzebują ciągłego dostępu do nektaru i pyłku przez cały sezon wegetacyjny, od wczesnej wiosny do późnej jesieni. I tu wchodzimy w sedno problemu: nasze miasta i ogrody często zdominowane są przez gatunki obce, ozdobne, które choć piękne, często nie dostarczają odpowiedniego pożywienia dla naszych rodzimych zapylaczy, lub są uprawiane w taki sposób, że stają się dla nich pułapkami bez pyłku i nektaru (np. róże pełnokwiatowe). Dostrzeżmy piękno rodzimych gatunków "chwastów". Rośliny takie jak mniszek lekarski, koniczyna, ostrożeń polny, chaber bławatek czy facelia błękitna (i setki innych gatunków), często usuwane jako niepożądane, są w rzeczywistości bogactwem dla owadów. Są one doskonale przystosowane do naszych lokalnych warunków i zapewniają pokarm dla owadów, które ewoluowały razem z nimi przez tysiące lat.
Podsumowując, skuteczne zwiększanie populacji gatunków pożytecznych to nie jednorazowa akcja, ale holistyczne podejście do zarządzania przestrzenią. Oznacza to:
- Zrozumienie
potrzeb owadów. Wiedza o cyklu życia i wymaganiach poszczególnych
gatunków jest kluczowa.
- Tworzenie
zróżnicowanych siedlisk. Zarówno do gniazdowania, jak i schronienia.
- Zapewnienie
ciągłej bazy pokarmowej. Poprzez różnorodność rodzimych roślin
kwitnących, kwitnących w rożnym okresie.
- Ograniczenie stosowania chemicznych środków ochrony roślin i nadmiernej ingerencji. Pozwólmy naturze na samoregulację.
„Czy hotele dla owadów są skuteczne?”
Hotele dla owadów to tylko fragment szerszej strategii ochrony owadów zapylających i pożytecznych. To dobry gest, ale nie panaceum Zacznijmy od tego, że hotele dla owadów, zwłaszcza te popularne, dostępne w sklepach ogrodniczych, są pewnym popkulturowym symbolem świadomości ekologicznej. Są widoczne, często estetyczne i mogą pełnić funkcję edukacyjną, zwracając uwagę na problem spadku populacji owadów. To z pewnością plus. Pozwalają też w prosty sposób zaangażować się w działania proekologiczne nawet osobom z małym ogrodem czy balkonem. Jednak ich skuteczność jest tylko częściowa. Stanowią one siedlisko lęgowe dla bardzo ograniczonej grupy gatunków, np. pszczół murarek które gniazdują w pustych łodygach lub wywierconych otworach. To tylko niewielki ułamek z ogromnej różnorodności owadów zapylających, w tym setek gatunków pszczół samotnic.
Najważniejsze jest zachowanie dobrego stanu siedliska. Żaden, nawet najlepiej wykonany hotel, nie zastąpi naturalnego środowiska, które ewoluowało przez tysiące lat wraz z zamieszkującymi je gatunkami. Aby skutecznie wspierać owady pożyteczne, musimy myśleć o różnorodności i specyficznych potrzebach poszczególnych grup:
- Siedliska
naziemne (gliniane i piaszczyste skarpy). To jest absolutny
fundament, a często pomijany. Większość pszczół
samotnic (np. lepiarek, porobnic) gniazduje w ziemi. Potrzebują do tego
niezaburzonych, nasłonecznionych skarp, piaszczystych lub gliniastych
powierzchni, gdzie mogą kopać swoje norki. Tworzenie takich miejsc w
ogrodach, parkach czy na nieużytkach to znacznie bardziej efektywne
działanie niż tradycyjny hotel. Można je tworzyć, usypując kopce ziemi czy
piasku, które nie będą koszone ani rozdeptywane.
- Puste
łodygi bylin i martwe drewno. Zamiast sprzątać ogród na błysk
jesienią, warto zostawić nieskoszone, suche łodygi bylin (np.
roślin baldachowych, ostrożenia, nawłoci itp.), które są idealnym miejscem do zimowania i
gniazdowania dla wielu gatunków owadów, w tym tych, które zasiedlają
trzcinę w hotelach. Podobnie, pozostawienie sterty gałęzi czy kawałków
martwego drewna, stwarza cenne schronienie i miejsce lęgowe dla innych
owadów, grzybów i mikroorganizmów.
- Łąki
kwietne i rodzime rośliny. Sama obecność siedlisk lęgowych to za mało.
Owady potrzebują też bazy pokarmowej. Łąki kwietne, złożone z
rodzimych gatunków roślin, zapewniają obfitość nektaru i pyłku przez cały
sezon wegetacyjny, wspierając różnorodność owadów zapylających, a także
owadów drapieżnych, które kontrolują populacje szkodników. Z kolei motyli w fasie larwalnej są fitofagami i zjadają rośliny zielne. Jeśli je wykosimy, to przerywamy ciągłość cyklu życiowego i niszczymy siedlisko życia larw.
- Ograniczenie
stosowania środków chemicznych. Najlepszy hotel dla owadów straci sens, jeśli w jego pobliżu
będą stosowane pestycydy, które są dla owadów śmiertelne.
Czasem komercyjne hotele dla owadów mogą sprawiać wrażenie, że kupując je, "załatwiamy" problem ochrony owadów. Słowo "greenwashing" jest tu trafne. Tymczasem prawdziwa, długoterminowa ochrona wymaga zmiany myślenia o przestrzeni – od trawników "na golasa" i sterylnie czystych ogrodów, po tolerowanie "nieładu" natury i tworzenie złożonych, różnorodnych siedlisk. Hotele dla owadów powinny być dodatkiem, a nie substytutem. W ostateczności, jeśli mamy ograniczone możliwości, warto postawić taki hotel – ale zawsze pamiętając o jego ograniczeniach i uzupełniając go o inne działania, takie jak sadzenie rodzimych roślin i pozostawianie dzikich zakątków. Czasem taki hotel to publiczna manifestacja wyznawanych wartości, prawie jak transparent.
Podsumowując: zamiast skupiać się na jednym, gotowym produkcie, powinniśmy myśleć o całości ekosystemu i tworzyć mozaikę różnorodnych, naturalnych siedlisk. W ten sposób zapewnimy prawdziwe wsparcie dla tysięcy gatunków owadów, które są niezbędne dla zdrowia naszej planety.
„Jak powinniśmy edukować w zakresie bioróżnorodności?”
Edukacja w zakresie bioróżnorodności powinna być angażująca, skuteczna i przekładać się na realne zmiany. Zacznijmy od zalecenia: najlepiej edukować przez pokazywanie dobrych praktyk. To jest fundament. Teoria, wykłady i pogadanki są ważne, ale to doświadczenie i namacalny przykład zmieniają perspektywę. Kiedy ludzie widzą, jak kwitnąca łąka kwietna wygląda, jak brzęczą na niej pszczoły, jak zatrzymuje wodę i jak pięknie pachnie, wtedy rozumieją jej wartość znacznie lepiej niż z najbardziej elokwentnej prezentacji.
Dlatego kluczowe jest:
- Tworzenie łąk kwietnych, ogrodów
deszczowych, stref z pozostawionymi suchymi łodygami czy skarp dla pszczół
ziemnych w miejscach publicznych (parki, osiedla, tereny szkół,
uniwersytetów) to najlepsze "sale lekcyjne".
- Tablice
informacyjne, ale nie te nudne i przeładowane tekstem! Powinny być proste,
wizualne, wyjaśniające podstawowe procesy ekologiczne (np. cykl życia
owada, rola zapylaczy, retencja wody) i wskazywać na konkretne korzyści.
- Tworzenie map bioróżnorodności, przedstawiających lokalne siedliska
owadów, ptaków, czy rzadkich roślin, które można odwiedzać i obserwować.
Warto włączać uczniów i dorosłych do działań. Edukacja partycypacyjna, w której ludzie nie są tylko biernymi odbiorcami, lecz aktywnymi uczestnikami, jest najskuteczniejsza. Zielony Wolontariat w Olsztynie: To pomysł wart zrealizowania! Organizowanie regularnych akcji sadzenia roślin, pielęgnacji łąk kwietnych, budowania prostych siedlisk dla owadów, czy sprzątania terenów zielonych z udziałem mieszkańców. To buduje poczucie wspólnoty, odpowiedzialności i bezpośredniego wpływu na otoczenie. Zamiast tylko wykładów, możliwe jest organizowanie warsztatów, gdzie uczestnicy mogą samodzielnie przygotowywać mieszanki nasion na łąki kwietne, rozpoznawać gatunki roślin i owadów, czy uczyć się, jak stworzyć prosty ogród przyjazny naturze. To tego nadaje się całe Kortowo jako jedna, wielka, zielona kasa. Kolejną możliwością jest włączanie tematyki bioróżnorodności do programów nauczania poprzez praktyczne projekty terenowe, np. zakładanie szkolnych ogródków zapylaczy, obserwacje ptaków czy monitorowanie lokalnych rzek.
Chcę podkreślić potencjalnie ważną rolę uniwersytetu w Olsztynie. Samo Kortowo to idealne miejsce na wypracowywania i pokazywania dobrych praktyk. Ale ten potencjał trzeba wypełnić konkretnymi działaniami. Teren Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie jest niejako naturalnym miejskim laboratorium. Tworzenie tu wzorcowych łąk kwietnych, siedlisk dla owadów, stosowanie zrównoważonego zarządzania zielenią (w tym wykorzystywanie owiec do utrzymania łąk kwietnych) i otwarte udostępnianie tych rozwiązań mieszkańcom miasta, to możliwe rozwiązania. Organizowanie przez uniwersytet cyklicznych warsztatów (np. "Jak założyć i utrzymać łąkę kwietną?", "Rozpoznawanie roślin z trawnika miejskiego", "Rozpoznawanie owadzich zapylaczy", "Zrównoważone zarządzanie ogrodem") i dni otwartych, gdzie eksperci z uczelni dzielą się wiedzą, to kolejny pomysł wart przemyślenia. Uniwersytet może służyć jako centrum wiedzy dla samorządowców, architektów krajobrazu, czy firm zajmujących się zielenią miejską, szkoląc ich w zakresie nowoczesnych, proekologicznych rozwiązań.
Dobrą edukacyjną praktyką może być pokazywanie (nazywanie ich nazwami naukowymi jak i regionalnymi i pospolitymi) konkretnych gatunków roślin i zwierząt. Ludzie łatwiej angażują się, kiedy mogą zidentyfikować, nazwać i poznać "bohaterów" bioróżnorodności miejskiej.
Edukacja w zakresie bioróżnorodności to proces ciągły, to edukacja przez całe życie. Nie jest to jednorazowa lekcja, lecz styl życia i sposób myślenia, który powinien być rozwijany od dzieciństwa po wiek dojrzały. W Olsztynie, dzięki zaangażowaniu uniwersytetu i mieszkańców, można stworzyć wzorcowy system, który będzie inspirował inne miasta. Przynajmniej te warmińskie i mazurskie.
Podsumujmy te przemyślenia na temat koegzystencji z
naturą i bioróżnorodnością. Skondensuję to w kilka kluczowych punktów, łącząc
perspektywę ekologa, filozofa przyrody i popularyzatora nauki.
Człowiek jako część natury - koegzystencja zamiast walki
Jesteśmy integralną częścią biosfery, a nie jej
zewnętrznym obserwatorem czy władcą. Nasze istnienie i dobrobyt zależą od
zdrowia ekosystemów, które dostarczają nam niezbędnych usług (powietrze, woda,
żywność). Próba dominacji nad naturą jest autodestrukcyjna. Zamiast z nią
walczyć, powinniśmy dążyć do mądrej koegzystencji, opartej na zrozumieniu
procesów ekologicznych. Przykład łąk kwietnych w miastach doskonale ilustruje
tę zmianę – z monokultury trawników przechodzimy na zróżnicowane ekosystemy,
które służą zarówno ludziom, jak i przyrodzie.
Mity ekologiczne - kleszcze, komary i rola koszenia
Częste koszenie trawników nie eliminuje kleszczy czy
komarów, a jedynie zubaża bioróżnorodność. Obecność kleszczy zależy przede
wszystkim od dostępności żywicieli oraz braku ich naturalnych
wrogów. Komary potrzebują do rozwoju kałuż i niewielkich, okresowych zbiorników wody stojącej. W obu przypadkach, zwiększona
bioróżnorodność może paradoksalnie pomóc w naturalnej
kontroli populacji tych owadów.
Skuteczne wspieranie bioróżnorodności to coś więcej niż tylko hotele
dla owadów
Hotele dla owadów są symbolicznie ważne i mogą mieć wartość edukacyjną, ale ich skuteczność jest ograniczona do niewielu gatunków. Prawdziwa ochrona owadów pożytecznych wymaga kompleksowego podejścia: 1. Tworzenia różnorodnych siedlisk. Większość pszczół samotnic gniazduje w ziemi – kluczowe są niezagospodarowane skarpy gliniane i piaszczyste. Należy również zostawiać suche łodygi bylin i martwe drewno. 2. Zapewnienie ciągłej bazy pokarmowej. Priorytetem są rodzime gatunki roślin kwitnących (w tym "chwasty"), które zapewniają nektar i pyłek przez cały sezon. 3. Pestycydy są śmiertelne dla owadów i niszczą ich siedliska.4. Częste koszenie uniemożliwia przeżycie stadiów larwalnych wielu zapylaczy.
Edukacja w zakresie bioróżnorodności
Najskuteczniejsza edukacja to ta przez pokazywanie dobrych praktyk i aktywne włączanie ludzi. Zamiast samych pogadanek twórzmy miejsca demonstracyjne: łąki kwietne, ogrody deszczowe, czy skrzyżowania w Olsztynie, gdzie każdy może zobaczyć i dotknąć pozytywnych zmian. Organizujmy zielony wolontariat i warsztaty praktyczne. Angażujmy uczniów i dorosłych w sadzenie, pielęgnację i rozpoznawanie gatunków. Wykorzystajmy potencjał uniwersytetu w Olsztynie jako wzorcowego kampusu i centrum wiedzy dla mieszkańców i lokalnych władz. Uczmy o konkretnych gatunkach. Pokazując ich historię, rolę i wzajemne powiązania, łatwiej budować świadomość i zaangażowanie.
Ile z tego uda się zrealizować w Kortowie? I kiedy? To pytania otwarte lecz niezwykle ważne. Po wspomnianej debacie pojawił się pewien optymizm i nadzieja na szybkie wdrażanie przynajmniej niektórych pomysłów.