![]() |
| Obraz wygenerowany przez Gemini Banana (nieco zmienione). |
Tradycyjna biologia przedstawiała organizmy jako autonomiczne byty, dyskretne obiekty czyli gatunki i osobniki, zamknięte w fizycznych powłokach i o wyraźnych granicach. Organizm i środowisko, gatunek i biosfera miały swoje wyraźne granice i możliwości łatwego wskazania (wyodrębnienia). Na przykład porosty były uznawane za samodzielne gatunki. Rewolucja w rozumieniu zjawiska życia biologicznego, zainicjowana m.in. przez Lynn Margulis (cykliczna endosymbioza w ewolucji eukariontów), wprowadziła nową koncepcję holobionta – nadrzędnej jednostki ponadorganizmalnej, ekologicznej, będącej konglomeratem gospodarza i jego licznego mikrobiomu (mikrobioty). A więc gatunków powiązanych z jednym „gospodarzem” relacjami sybiotycznymi, komensalistycznymi, pasożytniczymi itp. Najwcześniej sformułowano to w odniesieniu do koralowców i wielu innych organizmów z nimi powiązanymi, w tym wirusami. Innym, zbliżonym podejściem teoretycznym było pojęcie konsorcjum. Człowiek, będąc holobiontem, wykorzystującym geny mikroorganizmów i wirusów żyjących w przewodzie pokarmowym oraz na skórze. Nie jest więc monolityczną jednostką, lecz w pewnym sensie superorganizmem żyjącym w permanentnej, intymnej symbiozie (i innymi ekologicznymi relacjami) z milionami bakterii, grzybów i wirusów. Dla opisu tej nowej rzeczywistości wygodnie jest posługiwać się pojęciem holonbiont.
Holobiont (w biologii) to termin wprowadzony przez Lynn Margulis. Człowiek nie jest jednostką (osobnikiem), ale swoistym ekosystemem – żyjemy w symbiozie z milionami bakterii, wirusów, jednokomórkowych eukariontów, grzybów i pasożytniczych bezkręgowców. One wpływają na nasz nastrój, odporność i myślenie. Te współpracujące geny róznych gatunków w obrębie holobionta nazywane są hologenomem.
Technoholobiont (nowa rzeczywistość) to pojęcie wywodzące się z idei holobionta i jest rozszerzeniem tej definicji. Technologia (smartfon, internet, algorytmy, AI) przestaje być "narzędziem" (jak młotek), a staje się "środowiskiem" lub "organem zewnętrznym", bez którego funkcjonowanie w świecie informacji jest niemożliwe. Analogicznie do hologeneomu można byłoby chyba mówić o holomemie lub holotechnomemie (gdzie za mem uznamy jednostkę informacji).
Tak jak nie przeżyjemy bez bakterii jelitowych trawiących pokarm i wytwarzających różne neuroprzekaźniki, tak powoli stajemy się niezdolni do funkcjonowania w społeczeństwie bez AI "trawiącej" i przetwarzającej informacje. Ten proces technosymbiozy się rozpoczął już wiele lat temu i trwa. Obecnie widzimy już duże zmiany i sporą dozę wzajemnego uzależnienia.
W biologii najbardziej jaskrawym przykładem pojęcia holobiont jest mikrobiota jelitowa. Te mikroorganizmy pełnią funkcje krytyczne dla życia: rozkładają niestrawne węglowodany, syntetyzują witaminy (np. K i B), a nawet wpływają na oś jelitowo-mózgową, modulując nasz nastrój i odporność. Nie przypadkiem w przenośni na jelito mówi się „drugi mózg”.
W tym biologicznym ekosystemie (mikrobiocie( możemy wyróżnić trzy kategorie organizmów (populacji):
- prozdrowotne bakterie, takie jak Bifidobacterium czy Lactobacillus, które aktywnie wspierają homeostazę organizmu, chroniąc przed patogenami i optymalizując wchłanianie.
- komensalistyczne (neutralne) organizmy, które żyją w równowadze, czerpiąc z nas korzyści, ale nie wpływając znacząco ani pozytywnie, ani negatywnie na funkcje życiowe. Są takimi nie przeszkadzającymi pasażerami na gapę.
- pasożytnicze (szkodliwe, chorobotwórcze, dysbiotyczne) mikroorganizmy, które w nadmiarze prowadzą do dysbiozy – zaburzenia równowagi mikrobiomu, co skutkuje stanami zapalnymi, obniżoną odpornością i chorobami cywilizacyjnymi. Są to populacje, których pasożytnicze i chorobotwórcze interesy rozwojowe są sprzeczne z długoterminowym zdrowiem gospodarza.
W tym kontekście, AI staje się cyfrową "mikrobiotą" człowieka. Tak jak mikrobiota jelitowa przetwarza materię odżywczą, tak AI przetwarza ”materię” informacyjną i neuroprzekaźniki (np. uzależniamy się od dopaminy). Przekazujemy jej zadania "trawienia danych", syntezy wiedzy i pamięci faktów (outsourcing wiedzy), uwalniając biologiczną korę mózgową do zadań wyższego rzędu lub, co bywa zgubne, do bezmyślnej konsumpcji. Ta nowa symbioza jest dynamiczną pętlą sprzężenia zwrotnego, w której człowiek szkoli maszynę, a maszyna kształtuje ludzkie procesy myślowe. Nie przypadkiem coraz częściej piszemy, że w ten rozwijającej się technosymbiozie AI mądrzeje a człowiek głupieje. To wynikający z symbiozy podział zadań i specjalizacja funkcjonalna.
Analogicznie do flory jelitowej (flora jelitowa to dawne określenie, gdy bakterie zliczane były jeszcze do roślin, poprawniej jest napisać mikriobiota jelitowa), cyfrowy mikrobiom z różnymi narzędziami AI składa się z „populacji” (techniczne obiekty nie tylko te ekpranowe), które w różny sposób wpływają na naszą homeostazę kognitywną (poznawczą) i emocjonalną.
Prozdrowotne narzędzia AI, to narzędzia AI, które autentycznie wzmacniają nasze zdolności poznawcze (tzw. cognitive augmentation) i sprzyjają dobru wspólnemu, bez czerpania korzyści kosztem gospodarza. Można powiedzieć, że korzyści czerpią obaj partnerzy tej symbiozy. Potencjalne przykłady (potencjalne bo wymaga to rzetelnego zbadania długofalowych skutków): zaawansowane modele językowe (LLM) wykorzystywane do syntezy skomplikowanych danych, diagnostyczne AI medyczne, systemy personalizujące edukację w celu maksymalizacji retencji, algorytmy pomagające w rozwiązywaniu złożonych problemów naukowych.
Filozoficzną korzyść tak zdefiniowanej symbiozy jest rodzący się rozszerzony umysł (ang. extended mind), gdzie myślenie jest rozproszone między biologiczne neurony a krzemowe procesory, prowadząc do wzrostu produktywności i głębi analizy. Oczywiście korzyści te odnoszą się do nadrzędnego, ponadorganizmalnego technolobiontu. Być może jest to postulowana przez Teilharda de Chardin noosfera (sfera mysli, w analogii do biosfery - sfery życia)
Neutralne (dla zdrowia człowieka) narzędzia AI to systemy o niskiej interwencji, które ułatwiają proste procesy, nie angażując nadmiernie zasobów uwagi ani nie wpływając na fundamentalne procesy myślowe samego człowieka. Przykładem są proste ikalkulatory, podstawowe funkcje wyszukiwania, niespersonalizowane aplikacje użytkowe (np. stoper, pogoda). Filozoficzną korzyścią byłoby utrzymywanie równowagi środowiska, będąc użyteczną bez ryzyka uzależnienia czy atrofii podstawowych umiejętności ludzkich.
I w końcu trzeci element - pasożytnicza i szkodliwa dystechnobioza AI. To algorytmy, których cel biznesowy (maksymalizacja zysku, utrzymanie uwagi) jest sprzeczny ze zdrowiem i autonomią ludzkiego użytkownika. Wprowadzają one technologiczną dysbiozę, prowadząc do degradacji kognitywnej. Przykładem są algorytmy mediów społecznościowych zaprojektowane do maksymalnego pochłaniania uwagi (gospodarki uwagi), generatory dezinformacji i deepfakes (będące wirusami w naszym systemie poznawczym), systemy tworzące bańki informacyjne, które prowadzą do atrofii krytycznego myślenia i polaryzacji społecznej. Filozoficznym ryzykiem jest to, że zamiast rozszerzać umysł, pasożytnicza AI go kolonizuje, zamieniając użytkownika w źródło danych i uwagi. Prowadzi to do zaniku kompetencji, takich jak zdolność do głębokiej koncentracji, pamięci roboczej, a nawet umiejętności nawigacji po świecie bez zewnętrznego przewodnictwa.
Wspominając o kognitywna egzosymbioza (umysł rozszerzony) warto odwołać się do teorii umysłu rozszerzonego Andy Clarka i Davida Chalmersa. W tej koncepcji ChatGPT staje się naszą "egzokorą" (zewnętrzną korą mózgową). Nie musimy pamiętać faktów, musimy umieć nawigować po zasobach AI. Nasze procesy poznawcze są rozproszone między neuronami białkowymi a obwodami krzemowymi. W pewnym sensie nawiązuje do tego koncepcja konektywizmu jako teoria poznania i uczenia się. Zasadnym staje się pytanie: gdzie kończy się "ja", a zaczyna algorytm, jeśli proces myślowy jest płynny?
Warto też wspomnieć o sprzężenie zwrotnym. Relacja z AI to nie jednostronne wydawanie poleceń. To pętla i wzajemny wpływ (jak to w symbiozie biologicznej bywa). My trenujemy AI (dostarczając dane).
AI trenuje nas (algorytmy rekomendacyjne kształtują nasz gust, poglądy polityczne, a nawet sposób pisania). Tworzy się cybernetyczna homeostaza – stan równowagi między człowiekiem a systemem.
Ewolucja Lamarkowska czy Darwinowska? Tradycyjna teoria ewolucji drogą małych zmian i doboru naturalnego (Darwin) jest powolna. Ewolucja technoholobionta jest błyskawiczna i dziedziczona kulturowo (a więc Lamark?). Wgrywając nową wersję modelu językowego, "aktualizujemy" możliwości poznawcze całego gatunku w ciągu kilku minut.
Skoro w niniejszym wywodzie używamy metafory biologicznej, musimy mówić o chorobach tego układu. W biologii "dysbioza" to zaburzenie równowagi mikrobioty (bakterie, archeony, eukarionty jednokomórkowe, grzyby, pasożytnicze wielokomórkowce). Czym jest dysbioza technoholobionta? Po pierwsze to atrofia kompetencji poznawczych. Jeśli AI przejmuje zbyt wiele funkcji poznawczych, nasze "mięśnie mentalne" zanikają (np. zdolność do głębokiego czytania, nawigacji w terenie). Duzy mózg nie jest już potrzebny, może się ewolucyjnie zmniejszać. A jeśli rozwinie się pasożytnictwo zamiast symbiozy (mutualizmu)? Czy AI (lub korporacje za nią stojące) działa na naszą korzyść (mutualizm), czy żeruje na naszej uwadze i danych, nie dając wystarczająco w zamian (pasożytnictwo)? Halucynacje możemy rozpatrywać jako infekcje. Błędy AI, które przyjmujemy za prawdę, działają jak wirusy i inne pasożyty w systemie poznawczym holobionta.
Na zakończenie warto podkreślić, że technoholobiont nie jest cyborgiem. Cyborg sugeruje fizyczne wszczepy (hardware). Technoholobiont to pojęcie szersze, ekologiczne – dotyczy relacji i przepływu danych, nawet jeśli nie mamy w mózgu czipa (jeszcze?).
W świetle przedstawionej analogii staje się jasne, że nowym imperatywem egzystencjalnym człowieka jest świadome zarządzanie swoją cyfrową mikrobiotą. Tak jak dbamy o dietę, aby wspierać prozdrowotną mikrobiotę jelitową, tak musimy kształtować naszą "dietę informacyjną" i selekcjonować systemy AI, z którymi wchodzimy w symbiozę.
Filozoficzna konkluzja jest prosta: technoholobiont to nasz nieunikniony los. Pytanie nie brzmi, czy połączymy się z AI, lecz jaką formę przybierze to połączenie. Jeśli pozwolimy, by pasożytnicze algorytmy zdominowały nasz cyfrowy ekosystem, popadniemy w głęboką technologiczną dysbiozę, w której nasza autonomia i zdolności poznawcze zostaną skutecznie stłumione. Zatem, by zachować pełnię człowieczeństwa w erze AI, musimy stać się aktywnymi ogrodnikami naszego cyfrowego wnętrza (a raczej zewnętrza), wybierając narzędzia, które nie tylko ułatwiają życie, ale przede wszystkim wzmacniają esencję ludzkiego rozumu.














