Ryc. 1. Piramida zapamiętywania zamieszczona na stronie portalu edukacyjnego Pi-stacja, darmowe wideolekcja https://pistacja.tv/. Zmodyfikowana i rozbudowane wersja modelu piramidy/trójkąta zapamiętywania. |
W słowniku języka polskiego PWN takie możemy znaleźć definicje mitu:
3. «fałszywe mniemanie o kimś lub o czymś uznawane bez dowodu» [wytłuszczenia moje]
Moje spotkania z mitem piramidy zapamiętywania
Z piramidą zapamiętywania zetknąłem się chyba na jakimś szkoleniu lub zapoznałem się w trakcie lektury jakiegoś artykułu. To był początek mojej pracy, chyba lata 90 XX wieku. Nie pamiętam publikacji czy też wykładu. Ale główną ideę, główną myśl, zawartą w tym podejściu graficznym, na długo zapamiętałem. Może dlatego, że obrazy i proste schematy łatwiej zapamiętujemy? Łatwiej niż słowa, ułożone w długie zdania? Obraz głównej idei dobrze w głowie pozostaje. I łatwo odtworzyć czy raczej zbudować na nowo własną opowieść o edukacji. Dlaczego zapamiętałem? Bo już wtedy ta grafika (model) dobrze w moim odczuciu opisywała fakty i dyskusje, znane mi z innych źródeł oraz z autopsji. Moim zdaniem trafnie opisywała to, co już znałem i doświadczyłam. Ale także była inspiracją do dalszego zgłębiania i sprawdzania, czy to tak rzeczywiście jest.
Do czego jeszcze wykorzystałem? Przede wszystkim jako inspirację dla siebie, by zmieniać swoją dydaktykę i odchodzić od wykładu podającego i zmierzać do większej samodzielności i aktywności studentów. Ponadto wspomniana piramida efektywności uczenia się stanowiła dla mnie ukierunkowanie refleksji i obserwacji czy to działa. I w jakim zakresie. Nie tylko mówić lecz i pokazywać (grafika, animacje na wykładzie w prezentacji Power Point itp.). Nie tylko słowa, lecz także obraz i animacje oraz przeplatanie wykładu różnymi aktywnościami, w tym dyskusją, metodą projektu itd. Lata pracy utwierdziły mnie w słuszności głównej idei. Być może warto w tym miejscu przypomnieć truizm: ważna jest także treść. Forma bez treści nie istnieje. Pomijam jednak w tych rozważaniach aspekt treści, bo traktuję jako oczywisty. Najpiękniejsza forma bez treści pozostaje pustką. Pustką pięknie opowiedzianą. Nic, efektywnie zapamiętane, dalej pozostaje niczym.
Wróćmy do zasadniczego wątku. Piramidę efektywności zapamiętywania spotykałem potem wielokrotnie, m.in. w niektórych podręcznikach, tak jak w znakomitym Rewolucja w uczeniu się. autorstwa G. Dryden, J. Vos, (wyd. polskie z 2000 roku, ryc. 3, zobacz niżej). Pojawiły się wartości procentowe. Ale traktowałem je jedynie jako zobrazowanie grafiki a nie jakieś realne liczby. Bo proces uczenia się jest wielowymiarowy i wieloczynnikowy (o tym nieco dalej). Trudno więc pojedynczym czynnikom przypisać konkretne wartości liczbowe. Na dodatek współczesne wykłady akademickie i szkolne są bardzo zróżnicowane w zakresie wykorzystywanych form (po części to zapewne zasługa tegoż modelu piramidy).
Doświadczać, sprawdzać, zmieniać. Z refleksją przyglądałem się sobie, w jakich okolicznościach więcej zapamiętuję, a w jakich mniej. Obserwowałem siebie jak się uczę, co i dlaczego zapamiętuję. Pokrywało się z założeniami piramidy zapamiętywania. Ale później badania nad mózgiem i dokonania neuronauk dały dobre wyjaśnienie dlaczego tak się dzieje. Dlaczego im większa aktywność uczącego się, tym efektywniejsze zapamiętywanie. Nawet do warunków klasycznych, z wykładami i sprawdzaniem wiadomości można było to zastosować przez samodzielne wprowadzanie elementów aktywizujących w czasie powtarzania (polecam książkę Harwardzki podręcznik uczenia się).
Jak badać efektywność uczenia się?
W konwencji behawioryzmu starano się wyodrębnić pojedyncze elementy zjawisk psychologicznych czy pedagogicznych i badać je w laboratorium lub ściśle kontrolowanych warunkach. W efekcie odkryto wiele różnych procesów i zjawisk. Lecz rzeczywistość jest bardziej złożona. Zarówno gatunek w ekosystemie jak i uczeń (osoba) w społeczności znajduje się w sieci licznych powiązań i wielu równoczesnych oddziaływań. Jedne z nich działają antagonistycznie inne synergicznie. System nie jest więc prostą sumą pojedynczych oddziaływań. Tak jak w ekologii, tak i w naukach społecznych, pomocne okazały się inne metody badań statystycznych i analiz wieloczynnikowych. Dzięki rezonansowi magnetycznemu w neuronaukach można było osiągnąć znaczący postęp i obserwować aktywność mózgu w czasie rzeczywistym. Nowe metody badawcze przyniosły znaczący postęp, bo można było zobaczyć to, co dawniej było niewidoczne i nieosiągalne.
Jako ekolog pracuję na układach ekologiczny, które także są złożone, wieloelementowe i z obecnością wielu różnych czynników. Nie wystarczy coś zbadać w izolacji i w kontrolowanych warunkach laboratoryjnych. Bo mimo ułudy kontrolowania wszystkiego i zmieniania tylko jednego czynnika, potem obserwujemy organizmy w złożonych układach, gdzie działa wiele czynników jednocześnie, jedne są na dodatek antagonistyczne inne działają synergicznie. Potrzeba innego podejścia.
Badania pedagogiczne. Wątpliwości etyczne i metodyczne
Badania pedagogiczne nie są łatwe. Po pierwsze mamy wątpliwości etyczne. Chemik czy fizyk w laboratorium dowolnie może planować i realizować swoje eksperymenty. Łatwo jest zaprojektować eksperyment z próbą badawczą i próbą kontrolną. W badaniach pedagogicznych, podobnie jak w medycznych, dochodzą wątpliwości moralne: nie wszystko warto zrobić, co dałoby się zrobić teoretycznie. Eksperymentujemy przecież na żywych organizmach i na ludziach. Czy możemy świadomie zrobić coś, co zaszkodzi w procesie uczenia się byleby tylko eksperymentalnie sprawdzić? Czy możemy jedną grupę uczniów uczyć gorszymi metodami tylko po to, by eksperymentalnie sprawdzić o ile gorzej wypadną? Lub o ile lepiej wypadnie grupa badawcza w porównaniu do kontrolnej?
Nie da się wyizolować pojedynczych czynników i stworzyć dobrej próby kontrolnej. Jak zaplanować eksperyment by sprawdzić ile zapamiętujemy przez czytanie a ile przez słuchanie czy jednoczesne widzenie i słuchanie? Musiałaby być ta sama klasa, ten sam nauczyciel, ta sama treść - czyli już przez ten sam fakt nieosiągalne. Zatem wiele klas, podobnych, wielu nauczycieli o podobnych cechach i dalsza analiza statystyczna. Ale przecież działają inne czynniki dodatkowe. Ta sama treść napisana, pokazana czy opowiedziana w sposób nudny, nieuporządkowany, będzie gorzej odebrana i zapamiętana. Dziecko głodne słabiej się uczy od sytego. Różnego rodzaju problemy pozaszkolne, domowe także mogą wnosić "szumy". Zatem musiałoby być bardzo duża próba aby analizy statystyczne mogły w jakimś stopniu wyeliminować te niejednorodności. Potrzebne są więc złożone analizy statystyczne a nie wyizolowane eksperymenty "laboratoryjne". Trudno sobie wyobrazić tak szerokie badania. Pozostaje wykorzystywanie tak zwanych naturalnych eksperymentów czyli złożone badania w realnych klasach i realnych sytuacjach. Z uwzględnieniem zapamiętywania krótkotrwałego i takiego w perspektywie roku, kilku czy kilkunastu lat. Potrzebne jest systematyczne gromadzenie danych i analizy big data. Można wykorzystywać standardowe testy, przeprowadzane przez wiele lat, zarówno te krajowe jak i te międzynarodowe. Nie jest łatwo ale postęp jest widoczny.
Obserwujemy wieloletni spór między podejściem skoncentrowanym na przedmiocie nauczania a skoncentrowanym na uczniu, między zwolennikami stylu podającego i wykładu a zwolennikami metod aktywizujących, między nauczaniem a uczeniem się. Dyskusja ta jest czymś normalnym w nauce (liczą się argumenty i nowe badania, czasem nowość pojawia się na skutek zastosowania zupełnie nowych metod badawczych). Ale w wersji publicystycznej dyskusja przyjmuje różne formy, czasem bardzo agresywne i powierzchowne.
Nauka rozwija się przez dodawanie informacji i przebudowywanie (rearanżację) już istniejących teorii i modeli. Gdy następuje duża przebudowa to mówimy o zmianie paradygmatu (zmianie paradygmatu lub konkurencji różnych paradygmatów). A potem następuje ewolucyjne modyfikowanie i rozbudowywanie modelu. Aż pojawi się ktoś, kto zaproponuje zupełnie inny model, lub przebudowa dotyczyć będzie całego modelu. Paradygmaty pojawiają się skokowo.
Piramida (stożek, trójkąt) efektywności uczenia się jest tego dobrym przykładem. Jego początki mają już blisko 100 lat. Być może inspiracją była piramida potrzeb Maslowa. Piramida efektywności uczenia się w jakiś sposób koncepcyjnie nawiązuje do pomysłu Maslowa. Najpierw Dale zaproponował stożek doświadczania (stosowanie metod audiowizualnych, książka pt. „Audio-Visual Methods in Teaching”). Potem pojawiła się piramida zaproponowana przez National Training Laboratories Institute, do której jeszcze później dodano wartości procentowe. Moim zdaniem wartości procentowe były jedynie innym sposobem wyrażenia idei piramidy. Potem pojawiły się różne mniej lub bardziej widoczne modyfikacje, nawet w formie odwróconej piramidy (trójkąta o podstawie zwróconej ku górze). Przykłady różnych wersji wspomnianej piramidy pojawiają się w całym niniejszym tekście.
Tytuł artykułu jest mocny – obalenie mitu. Ale jest trochę na wyrost. Jest to ważny głos krytyczny ale do obalenia „mitu” jeszcze mu daleko. To ważne uwagi krytyczne – traktuję jako spór między dwoma różnymi paradygmatami - lecz odnoszą się tak na prawdę jedynie do fragmentu modelu a nie do całości. Artykuł i jego wnioski zostały podchwycone w wielu blogach. Co jest w tej pracy a czego nie ma, a na co powołują się różni publicyści i dyskutanci w sporze naukowym?
W artykule K. Letruda omówiono piramidę uczenia się, propagowaną przez National Training Laboratories Institute. Autor przedstawia i uzupełnia historyczną i metodologiczną krytykę piramidy uczenia się oraz wzywa Instytut NTL do wycofania swojego modelu. Zarzuty odnoszą się do trudności metodologicznych w zweryfikowaniu modelu (ale ta trudność uwidacznia się tylko na gruncie behawioryzmu i swoistego redukcjonizmu) oraz podważa zasadność wartości liczbowych piramidy zapamiętywania (owe 5%, 10% itd.). W żaden sposób nie obala wartości ani zasadności samego modelu piramidy jako takiej. Podważenie zasadności wartości liczbowych nie jest równoznaczne z podważaniem całego modelu – a na to powołują się blogowi publicyści, cytujący tę pracę. Powołują się na coś, czego w pracy nie ma.Przede wszystkim główny zarzut dotyczy pytania o badania podstawowe, na których sformułowano model piramidy (stożka, trójkąta). W cytowanej pracy ich nie ma. W innych tekstach znalazłem wzmiankę, że badania te zaginęły. W nauce nie ma to znaczenia bowiem każde badania powinny być powtarzalne. Nic nie stoi na przeszkodzie w ich powtórzeniu. Letrud słusznie dopytuje się o badania jednakże autor sam nie przedstawia (ani nie cytuje) badań podstawowych, podważających model stożka (piramidy). Zatem jest to głos ważny lecz nie jest rozstrzygający. I to warto podkreślić.
W rozważaniach na temat teorii naukowych Letrud słusznie podkreśla, że modele teoretyczne (o ile mają mieć wartość), to powinny umożliwiać przewidywania (predykcję), wydedukowane z modelu i te przewidywania można testować, sprawdzać, falsyfikować. Weryfikowanie przydatności modelu dokonuje się poprzez wydedukowanie twierdzenia, które można sprawdzić empirycznie. Potwierdzona prognoza zwykle służy jako wsparcie dla modelu. Ale jest to dowód niewystarczający. Hipotezę (model) dopóty uznajemy, dopóki się nie uda się jest sfalsyfikować, jednoznacznie wykazać sprzeczność uzyskiwanych wyników z założeniami. Tego Letrud nie dokonał. Wskazał na ważne słabe strony modelu (wartości procentowe). Tyle i tylko tyle.
Czy z modelu piramidy można wyciągnąć błędne predykcje, błędne przewidywania? Przy pewnym interpretowaniu tak, lecz główna idea wartości metod aktywizujących skutecznie się broni. Nie tylko w oparciu o obserwacje pedagogiczne ale ostatnio także w oparciu o wyniki neuronauk (neurobiologia). Metody aktywizujące (dyskusje, przetwarzanie, opowiadanie innym, zastosowanie w praktyce) są efektywniejsze niż metody bierne, tylko podające.
Domaganie się danych źródłowych jest jak najbardziej zasadne. I domaganie się badań także. Wiedząc, że to nie takie proste, zwłaszcza w konwencji prostego redukcjonizmu. A to dlatego, że działa jednocześnie wiele różnych czynników.
Najważniejszy zarzut Letruda dotyczy wartości liczbowych z procentami. Moim zdaniem wartości liczbowe są tylko symbolicznym oddaniem piramidy i nie wynikały z badań (bo takowe byłoby niezwykle trudno wykonać). W wielu różnych przedstawieniach graficznych, także współczesnych, nie ma tych wartości procentowych a jedynie ogólne mniej, więcej itp. (przykład - ryc. 1). I w tym przypadku ważny zarzut traci moc. Bo tak na prawdę dotyczy tylko fragmentu modelu. Jeśli go zmodyfikować, to negująca argumentacja traci swą podstawę. Problemem może być to, że model graficzny z liczbami lub bez może być różnie, w tym niepoprawnie, interpretowany. W tym kontekście głos Letruda by wycofać się ze stosowania, wydaje się uzasadniony. Można jednak zmodyfikować sam model by był dużo bardziej edukacyjnie użyteczny (komunikatywny). I wtedy nie ma podstaw do rezygnacji. Choć osobiście uważam, że potrzebne są lepsze modele, lepiej i pełniej wykorzystujące współczesne badania. Bowiem od lat 60-tych XX wieku dużo w zakresie pedagogiki jak i neurobiologicznych podstaw uczenia się, osiągnięto. Tak jak heliocentryczny model układu słonecznego, zaproponowany przez Kopernika (koliste orbity) został zastąpiony modelem orbit eliptycznych. Zmieniono szczegół, fragment lecz nie zasadniczą istotę. Próba zanegowania teorii heliocentrycznej na podstawie tego, że koliste orbity zaproponowane przez Kopernika są błędne, jest bezzasadna. Dlaczego Kopernik zaproponował koła, mimo że niezgodne było z obserwacjami i dlatego wprowadzał dodatkowe epicykle? Bo bo odnosił się do greckiego pojęcia koła jako figury doskonałej.
Wg Letruda, wersja piramidy z 1969 r. zawierała dane procentowe, pochodzące z badań z wczesnych lat czterdziestych XX wieku. Sam Letrud stwierdza, że odrzucenie modelu ze względu na brak wsparcia empirycznego może być pochopne. Aby jednak przetestować piramidę uczenia się i zmierzyć względną efektywność trybów uczenia się, podstawowe kategorie modelu muszą zostać gruntownie zmodyfikowane. Osobiście nie wiem czy współcześnie warto już tak do tego podchodzić i falsyfikować wartości procentowe. To w zasadzie rozwiązywanie dawnych problemów badawczych. Po części już nieaktualnych w takiej formie.
Zgadzam się z Letrudem, że piramida uczenia się Instytutu NTL jest trudna do testowania. Wszystko przez niejednoznaczność samego pojęcia "uczenie się". I w jakich odcinkach czasowych mierzyć tę efektywność uczenia się: dni, miesięcy, roku, wielu lat? Trudno jednoznacznie oddzielić słuchanie od dyskusji. W odniesieniu do czytania, wykładów, pomocy audiowizualnych i demonstracji, zwłaszcza, gdy zachodzą jakiekolwiek interakcje, to odróżnienie „otrzymywanie informacji od zdobywania informacji” staje się niezwykle trudne jeśli w ogóle możliwe. W dyskusji zarówno otrzymujemy informacje, jak i wnosimy własne. Podważanie na tej podstawie istoty modelu piramidy zapamiętywania jest bardzo karkołomne. Podobnie jest z rozmywaniem terminu "zastosowania wiedzy w praktyce". Np. "przećwicz to, czego się nauczyłeś" może oznaczać zwykłe powtarzanie jak i głębsze przetwarzanie w innych kontekstach i w powiązaniu interdyscyplinarnym z innymi elementami wiedzy i umiejętności. Może się wiązać z uzupełnianiem wiedzy i z powtarzaniem jako takim.
Jest zrozumiałym, że kategorie takie jak słuchanie, oglądanie obrazów jak i przetwarzanie w dyskusji nie są ściśle od siebie odizolowane. Nawet ich ścisłe zdefiniowanie, jak sugeruje Letrud, nie umożliwią samodzielnego zbadania. W takim rozumowaniu kryje się przywiązanie do paradygmatu behawioryzmu (wyizolowania poszczególnych elementów i ich oddzielne badanie). Nauka poradziła sobie z takimi trudnościami poprzez stosowanie innych metod statystycznych i analizy wieloczynnikowej. Postęp odbywa się nie przez ścisłe zdefiniowanie i oddzielne badanie lecz zastosowanie innego aparatu badawczego. Prawdą jest, że nauczyciele, którzy przekazują swoją wiedzę, wcześniej tę wiedzę zdobyli w różny sposób: przez słuchanie wykładów, czytanie, dyskusje i pokazy. Także ćwiczyli – w obu znaczeniach tego słowa. Zatem ich kompetencje są wynikiem wszystkich, także tych nisko lub półefektywnych, sposobów uczenia się.
Sam Letrud zaznacza, że model piramidy zapamiętywania jest powszechnie używany i akceptowany dlatego, że przekazuje on pewne istotne prawdy na temat uczenia się. Nie można oprzeć się wrażeniu, że głównym powodem tak skutecznego rozprzestrzenienia się tej metody jest to, że odpowiada ona całej naukowej wiedzy różnych autorów na temat edukacji, a także ich doświadczeniu zawodowemu. Letrud przyznaje także, że najskuteczniejsze formy uczenia się takie jak dyskusje, praktyka, natychmiastowe wykorzystanie lub nauczanie innych, oferowane przez model piramidy zapamiętywania, wniosły znaczący wkład w nasze zrozumienie różnych zagadnień. Same w sobie są częściami procesów uczenia się, które obejmują uczęszczanie na wykłady, czytanie i pisanie, a ich odrębnego wkładu w te procesy nie można łatwo rozróżnić. Spór jest więc nie o mityczność (złudzenie) modelu piramidy uczenia się co o szczegóły interpretacyjne i niewłaściwe umieszczenie danych liczbowych z procentami.
Letrud zaznacza, że większość ma tendencję do podkreślania niższych i wyższych kategorii, ponieważ uważa, że piramida uczenia się potwierdza ich ogólną preferencję dla strategii aktywnego uczenia się nad pasywnymi, w związku z czym współbrzmi z kilkoma obecnie rozwijanymi teoriami pedagogicznymi. W swoich wnioskach autor omawianej publikacji wskazuje, że wszelkie próby przeprowadzenia testów empirycznych modelu piramidy napotkają poważne problemy metodyczne. I apeluje do Instytutu by nie rozpowszechniał tego modelu. Niestety nie znam odpowiedzi Instytutu. Trzeba będzie na to przeznaczyć znacznie więcej czasu i pracy w przeglądaniu bogatego piśmiennictwa. Być może warto z filozoficznego historycznego punktu widzenia by lepiej poznać tworzenie się paradygmatów i upowszechniania się różnych modeli.
Praca Letruda znalazła odbicie w różnych dyskusjach i wpisach na blogach. W zasadzie tylko niektóre wnioski są podchwytywane, bez wnoszenia rzeczowych argumentów w postaci realnych badań.
Inne głosy krytyczne (na blogach, już w wersji bardziej popularnej
Ryc. 5. Wersja piramidy zapamiętywania z uwzględnieniem wartości procentowych. |
Jak pisze Macdonald, według piramidy uczeń zapamięta średnio tylko 5% wiedzy z wykładów, ale zapamięta 90% tego, czego uczy innych (są to wartości z piramidy). Stwierdza dalej, że to niepoprawne, bo te liczby w przenośni i dosłownie nie sumują się. „Zacznijmy od zapamiętania średnio 90% informacji poprzez uczenie innych... w jaki sposób uczeń zdobył informacje, aby móc uczyć innych? Jeśli nauczył się podczas wykładu, zapamiętał tylko 5% informacji. Zatem teraz ucząc innych owych 5%, które zapamiętał z wykładów, a teraz przekazuje innym jedynie 90% tej wiedzy? A co z zapamiętaniem uczącego się ucznia (nowego ucznia)? Jeśli uczeń przekazuje (audiowizualnie) nowemu materiał, nowy uczeń powinien zapamiętać średnio tylko 20% z 90% tego, co zapamiętał pierwszy uczeń.” Autor podkreśla, że to głupota. I nie trudno się z nim zgodzić. Przy takim rozumowaniu to rzeczywiście głupota. Lecz Macdonald nie bierze pod uwagę tego, że żeby uczyć innych, trzeba samemu powtórzyć, ustrukturyzować swoją wiedzę. I to, że widząc braki taki „nauczyciel” sam uzupełnia, doczytuje. Błędem jest mniemanie, że wysłucha i tylko z tego uczy (jakby nic się w mózgu i w interakcjach tego ucznia nie działo po wysłuchaniu treści). W tak skonstruowanym przykładzie całkowicie pomijane są dodatkowe aktywności nauczającego ucznia (powtarzanie, przetwarzanie, uzupełnianie brakującej wiedzy przez dyskusje, czytanie itp.).
Autor kontynuuje „Załóżmy, że uczeń uczy innego ucznia (średnio 90% zapamiętania) poprzez demonstrację (średnio 30% zapamiętania)… czy uczeń zapamięta teraz średnio około 120% materiału?" Trochę to karkołomna i naciągana argumentacja, sprowadzająca umyślnie przykład z liczbami do absurdu. Bo przecież uczeń dyskutuje i uzupełnia swoje informacje. Wykorzystanie w praktyce i nauczania innych (także opowiadanie innym) to dodatkowe czynności i dodatkowy czas. Sama sytuacja motywuje do dodatkowego wysiłku i dodatkowej aktywności. Na pewno niewłaściwe jest takie upraszczanie i takie interpretowanie modelu. Wątpię, żeby ktokolwiek rzeczywiście tak interpretował. Jest to więc dyskutowanie w oparciu o fikcyjną (hipotetyczną) sytuację.
Autor cytowanego materiału wyciąga niby logiczny wniosek, że z tych liczb wynika, „że istnieje jeden, najlepszy sposób nauczania w każdych okolicznościach. Z mojego doświadczenia wynika, że jest to sprzeczne z filozofią różnicowania i personalizacji uczenia się w klasie.” [wytłuszczenie moje] Też się zgodzę, że to zły wniosek, oparty o błędne rozumowanie i błędne, jak mniemam, interpretowanie stożka efektywności zapamiętywania.
Fig 6. Przykład stożka efektywności zapamiętywania, zaczerpnięty z bloga, omawianego niżej. |
Kolejny blogowy przykład (bez autora i bez daty publikacji) pt. Mit i tajemnica piramidy uczenia się. W tym materiale omawiany jest mit stożka efektywności, z początkowym zaznaczeniem, że graficzny obraz Stożka Nauki Edgara Dale'a jest niezwykle kuszący. Dla osób, które są zwolennikami aktywnego uczenia się, piramida efektywności w obrazowy sposób pokazuje „że mówienie do ludzi i wygłaszanie wykładów to po prostu za mało. Jako nauczyciele i trenerzy radzimy sobie lepiej, jeśli pozwalamy uczniom widzieć, słyszeć, doświadczać, a także próbować przekazywać to innym. Dalej w tekście zaznaczono, że do pierwszej wersji stożka Dale'a z 1946 roku, później dodano wartości procentowe ale tego modelu z liczbami nie udało się potwierdzić wynikami badań (rozstrzygające jest nie tyle potwierdzanie co sfalsyfikowanie, podważenie eksperymentalne hipotezy). Ponadto te zależności nie są tak liniowe, jak to przedstawiono, gdyż nie można polegać na dodaniu „słyszenia i oglądania” do „czytania” oraz dodaniu do nauki kolejnych 10 lub 20%. Powtarzane są więc argumenty jak w publikacji Macdonalda, omówionej wyżej.
W dalszej części materiału powołuje się autor na badania przeprowadzone przez firmę Cisco w 2008 roku, zatytułowane „Uczenie się multimodalne za pośrednictwem mediów: co mówią badania”. Z przeprowadzonej metaanalizy wynika, że „Osoba(y), która dodała procenty do stożka nauki, szukała złotego środka, uproszczonego podejścia do złożonego problemu. Bliższe przyjrzenie się pokazuje, że jedna wartość liczbowa nie jest odpowiednia dla wszystkich uczniów. Jak się okazuje, działanie nie zawsze jest skuteczniejsze niż oglądanie, a widzenie nie zawsze jest skuteczniejsze niż czytanie. Świadomi nauczyciele rozumieją, że optymalny projekt zależy od treści, kontekstu i ucznia”. I ja się z tym w pełni zgadzam. Sformułowanie „nie zawsze” wynika z faktu, iż w procesie uczenia się działa wiele różnych zmiennych i uwarunkowań. Jednak za pomocą tej oczywistości trudno udowadniać mityczność czyli fałszywość modelu stożka. Co najwyżej można mówić o zbytnich uproszczeniach.
W dalszej części artykułu zbadano rodzaje pamięci, leżące u podstaw uczenia się ludzi, wpływ uczenia się „interaktywnego multimodalnego”, oraz podejście „nieinteraktywne, unimodalne” i podsumowano: „Rzeczywistość jest taka, że najskuteczniejsze projekty uczenia się dostosowują się do różnorodnych mediów, kombinacji modalności, poziomów interaktywności, cech ucznia i pedagogiki opartej na złożonym zestawie okoliczności. Ogólnie rzecz biorąc, wykazano, że uczenie się multimodalne jest bardziej skuteczne niż tradycyjne uczenie się jednomodalne. Dodanie elementów wizualnych do nauki werbalnej (tekstowej i/lub słuchowej) może skutkować znacznymi postępami w nauce podstawowej i wyższej. Wyniki metaanalizy zawarte w tym raporcie dostarczają wglądu w to, kiedy interaktywność wspomaga multimodalne uczenie się w przypadku tematów od umiarkowanych do złożonych, a kiedy korzystna jest dla uczniów indywidualna praca podczas uczenia się lub budowania automatyzmu przy użyciu podstawowych umiejętności”.
W omawianym wpisie blogowym podano kilka argumentów na tak i na nie dla modelu stożka zapamiętywanie. „Czy Piramida wskazuje nam właściwy kierunek? Tak i nie.” Powołując się na publikację autorstwa James Lalley i Roberta Miller pt. „Piramida uczenia się: czy wskazuje nauczycielom właściwy kierunek?” opublikowaną w „Edukacji” w 2007 r., zaznacza się, że nie można udowodnić stożka uczenia się (z tymi wartościami procentowymi), i przechodzą do zbadania bardziej wiarygodnych dostępnych badań na temat różnych metod uczenia się.
Argumentacja na nie: po przyjrzeniu się po kolei każdej metodzie, bezpośredniemu instruktażowi (wykładom), czytaniu, materiałom audiowizualnym, demonstracjom, wspólnemu uczeniu się, praktyce przez działanie i nauczaniu innych, doszli do wniosku, że zastosowanie każdej z metod wskazanych w piramidzie skutkowało zapamiętywaniem treści, przy czym żadna metoda (technika) nie była konsekwentnie lepsza od pozostałych i wszystkie były skuteczne w określonych kontekstach. Widoczna jest skuteczność i znaczenie czytania i bezpośredniego nauczania, które w pewnym sensie są umniejszane przez ich położenie na piramidzie (na szczycie piramidy ale z niskimi wartościami procentowymi). Za kluczowe uznano to, że 1. „wykład” nie obejmuje w pełni bezpośredniego nauczania, w które obecnie angażują się nauczyciele. W uczeniu się, wspomaganym przez nauczycieli, doszło do zmiany paradygmatu z „mędrca na scenie” na „przewodnika”, w ramach którego nauczyciele uwzględniają aktywne słuchanie, coaching, mentoring i facylitację. Stożek uczenia się Dale'a nie oddaje odpowiednio tej nowej rzeczywistości. Z tego względu można go moim zdaniem uznać za nieco archaiczny i nie uwzględniający zarówno nowszych badań jak i współczesnej praktyki edukacyjnej. W cytowanej publikacji uznano że, „czytanie” jest obecnie postrzegane nie tylko jako skuteczna metoda nauczania, ale także jako główny fundament uczenia się przez całe życie, a zatem stanowi kluczowy element doświadczenia edukacyjnego. Jest oczywiście różnica między samodzielnym czytaniem we własnym tempie a czytaniem slajdów z wykładu typu karaoke.
Wróćmy jednak do argumentów na tak z cytowanej publikacji „Gdybyśmy mieli wyciągnąć jakikolwiek wniosek na podstawie piramidy, byłoby nim taki, że metody należy postrzegać jako oparte na kontinuum, a nie na hierarchii. To prowadzi nas do twierdzeń Dale’a (1946) i Deweya (1916), że dla pomyślnego uczenia się uczniowie muszą doświadczać różnorodnych metod nauczania i że bezpośredniemu nauczaniu muszą towarzyszyć metody, które pogłębiają zrozumienie i rozpoznanie przez uczniów, dlaczego to, czego się uczą, jest przydatne.” Za błędną interpretację piramidy zapamiętywania należy uznać to, że istnieje jedna najskuteczniejsza metoda w każdej sytuacji i dla każdego ucznia.
Ryc. 7. Przykład wykorzystania piramidy zapamiętywania. |
Następna omawiana tu praca, z krytyką piramidy zapamiętywania, pochodzi ze strony https://lehrblick.de/en/myths a opublikowana została w kwietniu 2022 roku (zatem jest bardzo aktualna). Krytyczne uwagi pod kątem piramidy uczenia się sformułowano w oparciu o dwie prace 1. De Bruyckere, P., Kirschner, P. i Hulshof, C. (2015). Miejskie mity na temat uczenia się i edukacji [tytuł w tłumaczenie na polski] 2. De Bruyckere, P., Kirschner, P. i Hulshof, C. (2020). Więcej miejskich mitów na temat uczenia się i edukacji. Trudni edukatorzy, niezwykłe twierdzenia i alternatywne fakty [tytuł w tłumaczenie na polski] .
Na wspomnianej stronie napisano, że piramida uczenia się klasyfikuje różne modele uczenia się według ich efektywności (wskazania procentowe oraz ułożenie na piramidzie). Na przykład angażowanie się w dyskusje grupowe, czytanie lub ćwiczenia są uszeregowane na podstawie odpowiedniego stopnia zapamiętania jako najefektywniejsze. I dalej, na tej stronie znajduje się wskazanie, że próbując uzasadnić nauczanie multimedialne, ludzie często odwołują się do piramidy uczenia się, ponieważ potwierdza ona pogląd, że to podejście jest bardziej skuteczne niż metody czysto słuchowe. Często przytacza się to również jako dowód na to, że aktywne uczestnictwo studentów prowadzi do znacznie lepszych wyników niż zwykłe słuchanie wykładu.
Jeśli przyjmiemy piramidę zapamiętywania dosłownie, to możemy stwierdzić, za treścią zamieszczoną w omawianym artykule, że w przypadku oglądania demonstracji efektywność zapamiętywania jest trzy razy skuteczniejsza niż czytanie. Jednak po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że liczby i odstępy w piramidzie są tak równomiernie rozproszone, że autorzy artykułu zaczynają wątpić, czy opiera się to na faktycznych dowodach empirycznych. Osobiście podzielam te wątpliwości. (Sądzę, że procenty zostały dodane aby właściwie interpretować samą piramidę: na górze jest mniej znaczące a nie, że skoro na szczycie to najważniejsze). Co istotne, bardzo trudno byłoby zaprojektować badania wykorzystujące tak bardzo różne zmienne. Po pierwsze, ten sam instruktor musiałby uczyć tego samego tematu identyczną grupę uczniów w tym samym czasie. Różniłaby się tylko metodologia. Co więcej, każda zmienna musiałaby być prezentowana na tym samym poziomie jakości pod względem metod nauczania (niezależnie od definicji). Znacznie szerzej sformułowałem te wątpliwości na początku niniejszego tekstu, odnosząc je do behawioryzmu i podejścia redukcjonistycznego.
Można jeszcze przytoczyć więcej przykładów z dyskusją krytyczną wokół piramidy zapamiętywania w procesie uczenia się. Wypadałoby jednak dotrzeć także do prac i głosów doszukujących się pozytywnego wpływu tego modelu na projektowanie wykładów, kursów czy zajęć w edukacji formalnej i pozaformalnej. Byłby pełniejszy obraz szerokiej dyskusji, która toczy się wokół metod nauczania i warunków do uczenia się. Warto także zaznaczyć, że to nie jedyne pole dyskusji i debat. Nowe ustalenia naukowe przeniosły ciężar tej dyskusji w zupełnie inne obszary. Dla mnie osobiście bardzie inspirujące i przydatne jest wykorzystywanie chociażby cyklu Kolba i zawartych w tamtym modeli trybów uczenia się i 9. stylów uczenia się.
Prof. Czachorowski najwyraźniej uważa (w myśl starej zasady propagandy) że powtarzanie argumentów niezależnie od ich wagi, skutecznie zmienia świadomość odbiorcy. Nie pozostaje mi więc nic innego jak również się powtórzyć, biorąc pod uwagę, że do świadomości ludzi ery Facebooka ma szanse dotrzeć jedynie przekaz syntetyczny, gdyż na ogół są zainteresowani wnioskami, a nie argumentacją. Niech mi więc będzie wolno podsumować moje widzenie kwestii, która będąc raczej oczywistą, spędza jednak sen z oczu mojego oponenta i odnieść się do przedstawionego przez niego „uzupełnienia:
OdpowiedzUsuńAd 1 Jeśli model Dale’a został opracowany „na podstawie wielu badań i ówczesnych doświadczeń”, to poproszę o link (lub jakikolwiek inny weryfikowalny ślad) do tych badań i doświadczeń. Jeśli one „zaginęły”, to dlaczego nikt przez bez mała 80 lat ich nie powtórzył? Może dlatego, że nie ma to większego sensu (z racji ogromnej trudności przygotowania takich badań, które musiały być jeszcze trudniejsze w latach 40-tych ub. wieku), a badacze, świadomi raczej intuicyjnej i anegdotycznej wartości tego modelu nie mają najmniejszej ochoty tracić na nie czasu i środków? W przeciwieństwie do epatowanych piramidką nauczycieli, zdają sobie sprawę, że sam Dale nie traktował tej reprezentacji swoich przeczuć zbyt poważnie i przestrzegał odbiorców przed wyciąganiem z niej wiążących wniosków. Namawianie do uznania za fakt naukowy popularnych przypowieści jest niczym innym niż powielaniem mitu, panie Profesorze.
Ad 2 W pełni zgadzam się z przedstawioną tezą, z tym uzupełnieniem, że a) blogi nie muszą spełniać kryteriów prac naukowych (co nie pozbawia ich z automatu rzetelności i sensowności), b) rzetelna dyskusją z pewnością nie jest deprecjonowanie oponenta bez przedstawienia argumentów, nawet nie tyle obalających dyskutowane treści, co spełniających kryteria argumentu.
"myśl starej zasady propagandy" to pozamerytoryczne epitety. Pustkę argumentacji próbuje pan wypełnić agresywnymi epitetami. Słabe to.
Usuń"Jeśli model Dale’a został opracowany „na podstawie wielu badań i ówczesnych doświadczeń”, to poproszę o link (lub jakikolwiek inny weryfikowalny ślad) do tych badań i doświadczeń." Miałem na mysli badania poprzedzające sformułowanie tego modelu, dotyczące metod aktywnych. Zachęcam do sięgnięcia chociażby de Deweya. Przygotuje Panu wykaz lektur i odniesienie do badań i dorobku. Polecę aktualnie dostępne podręczniki a nie jedne, jednostkowe badania.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńKomentarze nie na temat i łamiące standardy będę usuwane :). To nie jest śmietnik. Proszę się nie spodziewać rzeczowej argumentacji w ciągu 5 minut o przeczytania.
UsuńAd 3 i 4 Pan profesor apeluje o przeprowadzenie badań, na które najwyraźniej nikt nie ma ochoty, z czego wysnuwa wniosek, że anegdoty zawartej w stożku Dale’a nie sfalsyfikowano, co z kolei ma ją podobno uwiarygodnić. Chciałem Panu przypomnieć, że, dla przykładu, nikt nie sfalsyfikował jeszcze istnienia dowolnego bóstwa i raczej nie kwapi się, by to uczynić. Nie wynika z tego, że Perun, czy Jahwe istnieją. Ponadto, Pan profesor raczy odwracać kota ogonem, bo w powszechnej praktyce naukowej, obowiązek dowodu leży po stronie stawiającego tezę. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Pan profesor zmierzył się z tym wyzwaniem.
OdpowiedzUsuńAd 5 Argumentacja „przeciwników (zwłaszcza tych publicystycznych)” nie sprowadza się do wymienionych. Moja na przykład opiera się na założeniu, że hierarchizacja dróg postrzegania rzeczywistości w ogóle nie ma sensu, ze względu na zróżnicowanie podmiotów i celów postrzegania/uczenia się/zapamiętywania (nieskończona ilość kontekstów), a sugerowany piramidą schemat percepcji nie bierze pod uwagę np. wieku, doświadczenia, predyspozycji psychicznych i fizycznych podmiotu oraz, banalnie, jego upodobań. Ponadto, dyskutowany „model” nie jest umocowany pojęciami podstawowymi, co oczywiście się zdarza, ale nie słyszałem by nauka zrezygnowała z definiowania procesów tu zaangażowanych, czy też uczyniła z nich aksjomaty. Przez to uważam, że jedyna wartość tego „modelu” polega na łopatologii, kierowanej do nieświadomych. Nie twierdzę przy tym, że cokolwiek udowodniłem. Podobnie zresztą, jak nigdy nie dowiodłem, że cud w Kanie Galilejskiej nie miał miejsca.
Ad 6 Ależ oczywiście, że „Edukatorzy moją pełne prawo […]”. Mają także prawo do propagowania dowolnej bzdury (co zresztą często czynią) i nikt im nic nie zrobi. Na szczęście, mają również prawo tego nie robić, lub traktować piramidkę jako pocieszną ramotkę i pokazywać jako świetny przykład nierzetelności pedagogicznych dogmatyków. Mają także prawo pokazywać na tym przykładzie (z odpowiednim komentarzem), że w naukach społecznych bardzo często trzeba posługiwać się uproszczeniem i przybliżeniem, by uchwycić kierunek rozumowania lub tendencję. Myślę jednak, że istnieją daleko lepsze i bardziej wyrafinowane sposoby przekonywania nauczycieli, że odczytanie ustępu z podręcznika w większości przypadków nie przyniesie pożądanych efektów.
"profesor apeluje " nie apeluję. Jeśli nie potrafi pan podjąć rzeczowej argumentacji, to proszę dać sobie spokój z tymi zaczepkami. Ma Pan brzydki zwyczaj manipulowania słowami. "nikt nie sfalsyfikował jeszcze istnienia dowolnego bóstwa" myli Pan zasadnicze kategorie. To próba skierowania dyskusji na zupełnie inne tory. Ma Pan zwyczaj kreować (halucynować) urojone zjawiska i potem z nimi zawzięcie polemizować.
UsuńDla Pana każdy argument jest manipulacja. Oczywiście że to inna kategoria, ale zasada pozostaje zasadą. Tor jest jeden i prowadzi do tego, że Pan nie przyjmuje argumentacji do wiadomości (nie o zgodę chodzi). Nie mam chęci ani obowiązku przekonywania Pana do czegokolwiek - problem w tym, że nie jest Pan w stanie zaakceptować nieistnienia prawdy jedynej i absolutnej, z którą się Pan utożsamia.
OdpowiedzUsuńU Pana brakuje argumentów, przeważają epitety, np. "Mają także prawo do propagowania dowolnej bzdury (co zresztą często czynią)" Zarzuca Pan bzdury ale nie podaje ani konkretów ani przykładów. W Pana pierwotny tekście o mitach i piramidzie, tylko raz się Pan odwołał do przykłady, dając link do artykułu o odwróconej lekcji. I w całkowicie wypaczony sposób interpretował Pan jego treść. "bzdury"? A co jest bzdurą? To pana subiektywna i nie poparta żadnymi argumentami ani przykładami opinia. Z tym się nie da dyskutować. Potrzebuje pan ulicznej kłótni? Proszę poszukać sobie innego miejsc. Szczegółowo wyjaśniłem na blogu. Chyba nie warto powtarzać już raz napisanych argumentów. A Pani nic nowego w tych komentarzach nie wnosi. Poza negatywnymi emocjami.
Usuń"Pan nie przyjmuje", "nie jest Pan w stanie" itp. to nie są argumenty w dyskusji, to są Pana oceny. I z tymi Pana subiektywnymi ocenami nie zamierzam polemizować (tym bardziej że te oceny nie są poparte argumentacją - przypominają gniewne pomruku rozgniewanego dziecka). Mało mnie to obchodzi, co Pan o mnie sądzi i jakimi epitetami określi. To nie jest dyskusja merytoryczna, nawet na gruncie publicystyki.
UsuńPan tę "dyskusję merytoryczną" ośmiesza. Nie wiem, czy Pan czyta zanim Pan publikuje, ale chyba zdaje sobie Pan sprawę z absolutnej niemożliwości podpierania każdego zdania linkiem, cytatem czy przykładem. To by zupełnie uniemożliwiało jakąkolwiek komunikację. Nie mam możliwości prowadzenia badań. Oczywiście, że wyrażam opinie. I jeśli tylko mogę, popieram je źródłami. Pan robi to samo i też posługuje się Pan epitetami, ale najwyraźniej tego nie dostrzega. Jeśli Pan sobie życzy, służę przykładami, w Sieci nic nie ginie. Czy moje komentarze niczego nie wnoszą, nie wiem, bo się Pan nie odnosi do ich zawartości. Nie ma prostszego sposobu na "wygranie" sporu niż usuwanie komentarzy i twierdzenie, że nie ma sensu się do nich odnosić. To też jest rodzaj epitetu, Panie profesorze (jak Pan widzi, Pan również nie może się od nich uwolnić i nie stosować subiektywnej oceny). Szanuję pracę blogową, którą Pan wykonał (próbując ratować swoje przedwczesne insynuacjejest tam sporo interesujących faktów), ale musi Pan przyjąć do wiadomości, że sugestia, że w piramidzie Dale'a możemy doszukiwać się jakiejś prawdy, bo istnieje możliwość, że zadziała (jakby tego nie opakować słowami) niczego (naukowo) nie dowodzi. W kwestii "negatywnych emocji", to nie wiem doprawdy czemu się Pan dziwi. Może prześledzi Pan swoje wypowiedzi? Temu, że niewiele Pan sobie robi z czyichś sądów jakoś się nie dziwię, gorzej że nic Pan sobie nie robi z argumentów w dyskusji, którą sam Pan wywołał. To jedyny sąd o Panu, na jaki sobie pozwalam. Na wypadek, gdyby Pan nie zauważył, Pan nie broni piramidy doświadczeń - Pan walczy o światopogląd. Tak, to oczywiście opinia.
Usuń"zdaje sobie Pan sprawę z absolutnej niemożliwości podpierania każdego zdania linkiem, cytatem czy przykładem." Nie domagam się podpierania każdego zdania linkiem, cytatem czy przykładem. Domagam się podparcia się takowymi, gdy formułowane są kategoryczne osądy, że coś jest mitem czy bzdurą. Mam nadzieję, że dostrzega Pan różnice miedzy tymi sytuacjami.
UsuńZ całego potoku słów udało mi się wyłowić to "Pan walczy o światopogląd", co można uznać za jakiś punkt do dyskusji merytorycznej. Raczej nie walczę (ale pewnie to przenośnia) ale dostrzega Pan jakiś mój edukacyjny światopogląd. A jakiś to ja lansuję światopogląd, jeśli można wiedzieć. Ten kategoryczny osąd trzeba podeprzeć jakimś konkretem. Inaczej będzie to nieuzasadniona opinia wyciągnięta z kapelusza.
UsuńOczywiście, że dostrzegam różnicę, a dlaczego uważam stożek Dale'a za mit, napisałem już wielokrotnie, m.in powyżej - znów unika Pan konkretów. Nie moja również wina, że np. miał Pan szczęście nie uczestniczyć w bzdurnym szkoleniu i mieć do czynienia z kołczem, który miał do zaproponowania jedynie wyuczoną mantrę - rozpisywanie się o takim doświadczeniu, żeby zadośćuczynić Pana obiekcjom wobec "formułowania kategorycznych sądów" mija się z celem i chyba nie ułatwiłoby komunikacji.
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczaiłem się już do tego, że wyławia Pan jedynie to, co Panu pasuje do narracji i znów koncentruje się Pan na wątku pobocznym. Wyrazem Pana światopoglądu i dość zideologizowanego podejścia do tematu jest chociażby niezdolność do pogodzenia "paradygmatu skoncentrowania się na przedmiocie nauczania z paradygmatem skoncentrowania się na uczniu i na wielowymiarowym środowisku uczenia się". Zwykle nie dostrzega Pan kontinuum zjawisk (mówię oczywiście jedynie o pedagogice i oświacie). Ad rem, proszę.
1. „dlaczego uważam stożek Dale'a za mit, napisałem już wielokrotnie, m.in powyżej - znów unika Pan konkretów.” – cały tekst na blogu jest temu poświęcony, Pan pisał o domniemanym micie bardzo enigmatycznie i niekonkretnie. Sięgnąłem do źródeł na które się Pan powołał i szczegółowo przedstawiłem swoja argumentację. W komentarzach pod niniejszym wpisem nie podał Pan niczego nowego, żadnego nowego argumentu ani nie podważały żadnego mojego, umieszczonego na blogu.
Usuń2. „Nie moja również wina, że np. miał Pan szczęście nie uczestniczyć w bzdurnym szkoleniu i mieć do czynienia z kołczem” Czyli cała negacja ma źródło w jednym szkoleniu, w którym Pan uczestniczył i nie jest z niego zadowolony? Nie uzasadnia to jednak aby jednostokowe doświadczenie ubierać w tak duże kwantyfikatory „zawsze, wszyscy”. Uogólnienie jest nieuprawnione. Na dodatek czytelnik (w tym ja) nie ma możliwości sprawdzenie co ów kołcz mówił i jak. I czy to co powiedział na szkoleniu było nieprawdziwe w treści czy złe w formie. To jest poza wersyfikacją. Prawdziwe pozostaje tylko Pana negatywne odczucie. Jeśli dostrzegał Pan jakieś nieprawidłowości to trzeba było podjąć dyskusje na tym szkoleniu. Uzewnętrznianie swoich emocji poza nie ma najmniejszego sensu.
3. „Wyrazem Pana światopoglądu i dość zideologizowanego podejścia do tematu jest chociażby niezdolność do pogodzenia "paradygmatu skoncentrowania się na przedmiocie nauczania z paradygmatem skoncentrowania się na uczniu i na wielowymiarowym środowisku uczenia się". Zwykle nie dostrzega Pan kontinuum zjawisk (mówię oczywiście jedynie o pedagogice i oświacie).” Czyli mój światopogląd to niedostrzeganie kontinuum zjawisk w pedagogice i oświacie? Co do niezdolności niepogodzenie obu paradygmatów (zdanie ujęte w cudzysłów) to jest to zdanie fałszywe i łatwo zweryfikować na podstawie treści zawartej we wpisie na blogu. Pada określenie mojego światopoglądu (każdy jakiś ma) bardzo odbiega od definicji słownikowej. Jeśli używa Pan w swoim, osobistym rozumieniu (definicji) pojęcie światopogląd to proszę podać Pana definicję, Inaczej cała wypowiedź jest niezrozumiała. Na dodatek jest to (moje) zideologizowane podejście. A jaka to ideologia ukrywa się w moim podejściu, może Pan wyjaśnić? Mocny epitet, figura retoryczna, która ma zastąpić argumentację?
1. Nie daje się ukryć, że w porównaniu z analizą, której Pan dokonał (co z niej wynika, to osobna sprawa, wrócę do tego), niemal każdy wpis na blogu, komentarz i wyrażone zdanie będzie wyglądało na „enigmatyczne i niekonkretne”. I najwyraźniej o sprawienie takiego wrażenia Panu chodzi, bo w powodzi zarzutów znowu nie można się zorientować, co Pan przeciwstawia enigmatycznemu i niekonkretnemu wypowiedzeniu, że (przepraszam, muszę stosować autocytaty, bo woli Pan niemal „autystycznie” eksplorować wątki poboczne): „Moja na przykład [argumentacja] opiera się na założeniu, że hierarchizacja dróg postrzegania rzeczywistości w ogóle nie ma sensu, ze względu na zróżnicowanie podmiotów i celów postrzegania/uczenia się/zapamiętywania (nieskończona ilość kontekstów), a sugerowany piramidą schemat percepcji nie bierze pod uwagę np. wieku, doświadczenia, predyspozycji psychicznych i fizycznych podmiotu oraz, banalnie, jego upodobań. Ponadto, dyskutowany „model” nie jest umocowany pojęciami podstawowymi, co oczywiście się zdarza, ale nie słyszałem by nauka zrezygnowała z definiowania procesów tu zaangażowanych, czy też uczyniła z nich aksjomaty.”?
OdpowiedzUsuńWnioski, które Pan wyciąga ze swojej sążnistej, rzetelnej i wnikliwej analizy (doceniam) sprowadzają się, Pan wybaczy skrótową i nienaukową parafrazę, do stwierdzenia, że piramidka jest i nie jest mitem, zależnie od tego, jak się na nią patrzy, bo… nikt nie „udowodnił”, że to reklamowane bez umiaru uproszczenie (zaczęło się od biznesu i marketingu) jest uproszczeniem (powtórzę, że nikt nie miał obowiązku, dostrzegając jego względność i uznaniowość interpretacji). Pan oczywiście patrzy na to z jedynej właściwej strony i dlatego wszyscy inni powinni przyjąć ten kąt widzenia, bo inaczej usunie Pan ich komentarz. Chcąc czy nie chcąc, świadomie lub nieświadomie sięgając po tę alternatywę „ze wskazaniem”, wyraża Pan „jedynie” swoją opinię na ten temat. Zamiast wielkiego kwantyfikatora, który razi pańskie poczucie estetyki wywodu naukowego, stosuje Pan elaborat pięciu tysięcy słów, tłumacząc maluczkim czym są mit i dyskusja, a czym nie są i jak należy interpretować wnioski, już przedstawione przez autorów analizowanych prac naukowych. Jest to narzucanie wykładni. Technicznie, niemal bez zarzutu, efekt wątpliwy. Myślę, że pomylił Pan adresy – zachęcam, by napisał Pan naukową krytykę np. artykułu Letruda (uprzedzam, że napisał on lub jest współautorem kilku na ten temat i wszędzie wyciągał podobne wnioski, będzie Pan miał pole do popisu) i udowodnił mu czarno na białym, że nie ma racji, ssie palec i wyciąga z kapelusza. Pedagogika będzie Panu wdzięczna. Ja też. Będę miał satysfakcję, że choćby pośrednio przyczyniłem się do jej rozwoju.
2. W swoim żądaniu konkretu jest Pan bardzo (przepraszam, kwantyfikator) niekonsekwentny i wybiórczy. Ignoruje Pan konkrety i, niestety w pełni świadomie, wymaga Pan od rozmówcy, by rozwijał myśli, niebędące sednem wypowiedzi. Tak, twierdzę z pełną odpowiedzialnością (mam taką opinię, której nie poprę dowodami, bo nie dysponuję odpowiednimi środkami), że wiele szkoleń jest opartych na ordynarnych uproszczeniach i są edukatorzy, wykorzystujący nieświadomość słuchaczy do propagowania treści akurat zadanych. Tak, podjąłem (nie tylko w tamtym przypadku) dyskusję. Z efektem pt. „To temat zbyt szeroki, by się nim tutaj zajmować.” – czytaj, odczep się pan, przecież to i tak wszystko jedno, to szkolenie służy jedynie temu, żebym ja zarobił, a wy odsiedzieli swoje. Wielu (uwaga, kwantyfikator) nauczycieli ma podobne doświadczenia. Czy ta, oczywiście niepełna i nieweryfikowalna eksplanacja powinna znaleźć się w powyższej argumentacji?! I nie wymaga Pan, by tłumaczyć Panu i dowodzić każdego zdania? Nie (p)omija Pan treści zasadniczych?
„schemat percepcji nie bierze pod uwagę np. wieku, doświadczenia, predyspozycji psychicznych i fizycznych podmiotu oraz, banalnie, jego upodobań” W artykule na blogu napisałem, że model nie jest doskonały i nie objaśnia wszystkiego, co obecnie znamy w procesie uczenia się. Lepsze jest wrogiem dobrego, dlatego niech Pan wskaże, poda, opisze lepszy model, lepsze podejście teoretyczne, które m.in. uwzględnia wiek, doświadczenie, predyspozycje psychiczne itp. Ucznia. Z chęcią się zapoznam, uzupełnię swoją wiedzę a jak będzie rzeczywiście dobre to zacznę wykorzystywać i propagować.
Usuń3. Oczywiście, każdy ma jakiś światopogląd, nasze się różnią. Ścieranie się światopoglądów jest rzeczą naturalną. Problem pojawia się, kiedy wyrażanie jednego ma jednocześnie anihilować inny. Powiedziałbym, że niesłychanie rzadko jest to wykonalne, ale od czego demagogia i ideologia? Od czego sugerowanie, że oponent nie wie, o czym mówi, bo nie napisał artykułu „naukowego” na Facebooku? Od czego deprecjonowanie opinii niepopularnych, w nadziei na szybki efekt i stadny poklask? Od czego prymitywne dualizmy w rodzaju „wykład jest be, aktywizacja doskonała”? Od czego generalizacja i wmawianie poglądów? Od czego dowodzenie prawdziwości bzdury poprzez prawdziwość jej elementów lub zjawisk luźno z nią skojarzonych? Czyż nie jest wtedy łatwiej „dowieść” działania homeopatii, powołując się na efekt placebo? Albo „wykazać”, że kolorowa ilustracja banału ma rację bytu, bo bywa, że aktywizacja działa? Mógłbym jeszcze podać wiele innych przykładów myślenia ideologicznego, ale po co? Albo Pan skasuje komentarz, albo uzna to za figurę retoryczną (jakby retoryka do dyskusji nie przynależała).
OdpowiedzUsuńTa „dyskusja” nie prowadzi do niczego i nie chodzi mi o uznanie racji oponenta – nie godzę się na przedstawianie półprawd jako podstawy do tworzenia pedagogicznych i dydaktycznych wykładni, a takim jest np. ukazywanie piramidy Dale’a jako prawdy naukowej, od czego sam jej autor się dystansował. Jeżeli coś może być interpretowane na dwa przeciwstawne sposoby (co Pan wykazuje), to powinno być uznane za metodologiczny kiks, a nie promowane, bo pasuje do akurat wiodącego trendu. Jeśli z całą mocą swojego autorytetu angażujemy się w obronę takich kiksów, to dajemy dowód myślenia ideologicznego, mimo zasłony dymnej naukowej argumentacji za i przeciw.
Niestety, zaangażowanie w demistyfikację takich ewenementów ma także poważną wadę – nobilituje rozmaite legendy do rangi zagadnień wartych dyskusji i prowokuje do rozszerzania sporu o kwestie rzekomo do nich przynależące. W tym wypadku, ten los spotkał np. metody aktywizujące, albo konkretniej odwróconą klasę. Nie chcę do tego przykładać ręki.
1. Sformował Pan mocne oskarżenie „zideologizowanego podejścia do tematu”. To bardzo mocne i obraźliwe. Próba dyskredytacji.
Usuń2. Poprosiłem o uzasadnienie na czym polega owo zideologizowane podejście (padło sprawdzam!).
3. Zamiast odpowiedzi i uzasadnienia pojawiło się dużo innych treści. Pani się wydawało, że Pan coś udowadnia.
4. Jeśli nie może Pan udowodnić i uzasadnić swojego mocnego oskarżenia, to trzeba przeprosić a nie uciekać w kolejne dygresje i kolejne wątki. I kolejne mocne słowa bez pokrycia typu „szybki efekt i stadny poklask”, „łatwiej „dowieść” działania homeopatii,” „Mógłbym jeszcze podać wiele innych przykładów myślenia ideologicznego, ale po co?” – tyle że niczego Pan nie wykazał a jedynie tworzył kolejne pomówienia bez pokrycia. Pisze Pan o jakichś kiksach pedagogiczny w oderwaniu od faktów.
Tak. Dostrzegam różnice w sposobie myślenia o edukacji między nami. Ale Pan nawet nie potrafi tych różnić zwerbalizować a jedynie wypisuje kolejne mocne emocjonalnie oskarżania w stylu teorii spiskowych i miejskich legend z tymi tajemniczymi onymi, jakimiś ideologiami, i jakiejś krzywdzie. Pan Oczywiście tak jak na teorię spiskową przystało, występuje w roli demaskatora owych spisków ideologicznych, kołczowych czy czegoś tam jeszcze. Proponuję przeczytać tekst z którym Pan ta zawzięcie emocjonalnie polemizuje i nie walczyć z nieistniejącymi bytami.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDo czego odnoszą się te punkty, bo przyznaję, zaczynam się gubić… Numeruje Pan swoje emocje? Proszę wybaczyć porównanie, ale cała ta „rozmowa” zaczyna przypominać dialog z ChatGPT, który „zapomniał” główny prompt i halucynuje. Z tą różnicą, że Pan to robi z pełną świadomością. Pański „algorytm” można łatwo wychwycić:
Usuń- zadaj pytanie
- zignoruj odpowiedź
- udaj obrażonego
- wyszukaj wątek poboczny
- zadaj pytanie
- udziel własnej odpowiedzi (pętla)
Niechże Pan przestanie się nad sobą użalać i zacznie odnosić bezpośrednio do postów. Usiłuję nadążyć za mnożącymi się wątkami, które powoli, ale konsekwentnie odchodzą od tematu. Najpierw zadaje Pan pytanie, dlaczego uważam pańskie podejście za myślenie ideologiczne, a potem jest Pan zdziwiony, że „uciekam w kolejne dygresje i kolejne wątki”? Jak inaczej można coś „wykazać”? Chciał Pan to dostać na wykresie? Zgodnie z pańskimi wymaganiami, podaję konkretne przykłady takiego myślenia i każdy z nich mogę poprzeć pańskimi własnymi słowami. Z datą i godziną. Ponieważ stosuje Pan swój „algorytm” (do którego rozmówca siłą rzeczy musi się dostosować) nie od dziś, dat i godzin może być wiele. Chce się Pan w to bawić? Bo ja, nie. Jeśli czuje się Pan urażony, to proszę mieć pretensje przede wszystkim do siebie.
Które to są owe „pomówienia bez pokrycia”? Kasowanie postów i żądanie uzasadnień, i definicji dla określeń, zrozumiałych dla dziesięciolatka? Nie rozumie Pan, czym jest „kiks”? Jakich faktów trzeba Panu dostarczyć, żeby stało się jasne, że kamień niezgody jest diagramem przeczuć, opartym o common sense i nie ma w nim nic ponadto? Dla laika jest oczywiste (nie potrzebuje pańskiej wykładni), że schemat może się sprawdzać w poszczególnych przypadkach. I co z tego? Mamy się przekonywać, że multisensoryka działa? Co jeśli nie da się jej zapewnić, czyli w zdecydowanej większości przypadków? Jeżeli ktoś np. woli uczyć się słownictwa analizując kontekst, to czy wykonując tę czynność, nie pracuje jednocześnie z tekstem i go nie czyta? Mam to zaliczyć do „praktyki przez działanie”, „czytania”, „metod audiowizualnych”, czy czego jeszcze? Jak mam „policzyć” jego doświadczenie i udział poszczególnych składowych w ewentualnym przyswojeniu treści? Bardziej widział, czytał, czy bardziej praktykował, co było w tym wypadku ważniejsze i dlaczego? I z jakich to względów takie doświadczenie ma być lepsze od doświadczenia osoby obdarzonej po prostu świetną pamięcią wzrokową (tak, wiem, pojęcie nieprecyzyjne)? Dlaczego mamy dzielić postrzeganie na poszczególne kanały i na dodatek je wartościować? Zacznie Pan koncentrować się na kwestiach zasadniczych, czy nadal będzie Pan wydziwiał nad „werbalizacją różnic”, której Pan nie rozumie? Jeśli tak jest, niech Pan sobie daruje jej analizę i zajmie się wyjaśnieniem odbiorcom, po co Panu do szczęścia potrzebna hierarchizacja doświadczeń, skoro wszystkie zmysły pracują w sprzężeniu, dla realizacji celów ewolucyjnych (nie są nimi przedmioty szkolne).
Pańską analizę przyjąłem do wiadomości – niczego nie zmienia w kwestii poprawności piramidy Dale’a. Czyżby „bytem nieistniejącym” były pańskie wnioski z tej analizy? Bo wydaje mi się, że to właśnie od zastrzeżeń do nich rozpocząłem ten monolog jednoczesny?
1. "Jeśli z całą mocą swojego autorytetu angażujemy się w obronę takich kiksów, to dajemy dowód myślenia ideologicznego", Myli Pan tezę/hipotezę z dowodem. Stawia Pan tezę, że coś jest kiksem (domyślam się że to jakiś błąd, błędne myślenie) i uznaje Pan samo sformułowanie od razu za dowód. To myślenie magiczne, wiara w sprawcza moc słowa/zaklęcia. wystarczy napisać "to jest mit, kiks" i już się zmaterializuje, staje się faktem. Często nazywanie innego zdania ideologią przypomina mi minione czasy PRL, zwane komuną. Wtedy także podkreślano czy coś pasuje lub nie pasuje., że jest ideologicznym imperializmem, ideologia zgniłego zachodu itp.
Usuń2. "Ta „dyskusja” nie prowadzi do niczego". Słowo dyskusja ujął Pan w cudzysłów, to wyraz dyskredytacji dyskusji? Czy dyskredytuje Pan swoje komentarze czy moje? I na czym opiera Pan taką ocenę? A skoro nie jest to dyskusja tylko coś mniej wartościowego, to czemu bierze Pan w tym udział> A może niech Pan naprawi i niech to będzie prawdziwa dyskusja a nie coś ułomnego. Po co Pan inicjuje i bierze udział w czymś tak wadliwym?
Niczego nie mylę. Doskonale wiadomo, wszyscy krytycy są tego świadomi, że jednym z mechanizmów trwania mitu jest obiektywna trudność (na czym ona polega w tym wypadku chyba obaj wiemy) lub niemożliwość (nieopłacalność) pełnej falsyfikacji. Obśmiewał Pan porównanie falsyfikowania piramidki z falsyfikowaniem transcendencji – zgadzam się, nieporównywalna skala problemu, ale ta sama zasada. „Kiksem” (rany, jaki Pan domyślny) jest już sama próba obrony tej bzdurki – nie znalazłem żadnej współczesnej próby jej dowodzenia, wręcz przeciwnie mnóstwo prac wykazujących jej bezzasadność i prymitywizm. Podkreślają, że schemacik jest obsesyjnie wykorzystywany przez tych praktyków pedagogiki, którzy chcą za wszelką cenę deprecjonować wartość edukacyjną pracy z tekstem i instrukcji bezpośredniej, a gloryfikować swoją własną metodykę i rezultaty, podpierając się sprzyjającym ich wyobrażeniom „autorytetem nauki”. Brzmi jakoś dziwnie znajomo. Prace te zwracają także uwagę na wymienione już przeze mnie zastrzeżenia, więc nie będę ich powtarzał ani wstawiał linków, bo to przy podejściu ideologicznym nie ma żadnego znaczenia rozstrzygającego. Jeśli jedyną linią obrony Pana stanowiska jest kwestia nieistnienia badania jednoznacznie ten „model” dyskwalifikującego albo „mniemanie”, że w starannie dobranych warunkach może on mieć coś wspólnego z realiami, to w zasadzie dyskusję można zakończyć.
UsuńA propos dyskusji – z ogromną radością zauważam, że powoli nabiera ona cech jej przynależnych. Do tej pory nie trzeba było jej dyskredytować – kto chciał, to widział, że była monologiem równoczesnym. Poza tym dyskusja w oświacie jest generalnie wadliwa – sam Pan kiedyś o tym pisał. Ja uzupełniłbym przyczyny tego stanu rzeczy o dogmatyzm uczestników. Gdyby tak teraz doszło jeszcze do jakichś prób uzasadnienia potrzeby istnienia i korzystania z tego kapiącego banałem diagramu, albo sensowności hierarchizowania percepcji i przyswajania informacji przez mniemany nieparadygmat, wyglądałaby dużo lepiej. Dlaczego biorę w niej udział? Z tych samych powodów, dla których podejmowałem ją na wspomnianych szkoleniach – nie godzę się na bełkot i traktowanie swojej profesji jako target ideologicznej manipulacji, bezmyślny, afektowany różowy kisiel, który wszystko przyjmie na wiarę.
"nie godzę się na bełkot i traktowanie swojej profesji jako target ideologicznej manipulacji, bezmyślny, afektowany różowy kisiel, który wszystko przyjmie na wiarę." Tylko przyklasnąć. jest jednak ogromna przepaść między deklatracją a praktyką. Z tych samych powodów demaskuję bełkot jaki Pan wprowadza, np. https://profesorskiegadanie.blogspot.com/2023/07/bez-argumentow-nie-ma-dyskusji-czyli.html A na koniec tego fragmenty zacytuję sentencję retoryczną bo mniemam, że Pan jako zwolennik wykładu i retoryki doceni: "słowa należy ważyć a nie mnożyć."
UsuńPiekne. A coś a propos sedna?
UsuńPrzykład: Pisze Pan „Jeżeli coś może być interpretowane na dwa przeciwstawne sposoby (co Pan wykazuje),” Jest to niepoprawny wniosek chyba z mojego podsumowani, ze zdania „model piramidy nie jest mitem w sensie fałszywego mniemania, ale co najwyżej jest mitem w sensie paradygmatu naukowego.” Wskazanie na dwa różne rozumienia nie jest interpretowaniem na dwa przeciwstawne sposoby. Albo nie rozumie Pan pojęć, którymi się posługuje albo jest to świadoma i cyniczna manipulacja. Takich przykładów z Pana komentarzy mogę przytoczyć wiele, jeśli potrzeba.
OdpowiedzUsuńO, widzę właśnie, że potrzebował Pan kolejnych kilku godzin, by dostrzec wątek zasadniczy. Lepiej późno niż jutro. „Algorytm” tym razem nie zadziałał? To jak z piramidką – jedni się na coś takiego łapią, inni nie. Co my tu mamy… A, no tak. Obracanie kota ogonem. Jak ci się nie podoba anegdotka sprzed prawie ośmiu dekad, wymyśl sobie własną. Konsekwentne cedowanie dowodu bzdury na kwestionującego. Płaskoziemcy też czekają na dowód… Ale, tak serio, nie ma tu nawet słowa odniesienia do zastrzeżeń, konfrontacji z faktem (przepraszam, to jedynie(?) moja opinia), że postrzegania jako procesu nie daje się hierarchizować ani narzucać.
UsuńLepszy model? W zasadzie już go wyżej wspomniałem, choć nie roszczę pretensji do autorstwa (ani tym bardziej do jego bezwzględnej poprawności): „Celem” procesu uczenia się (a tym bardziej dowolnego doświadczenia) nie jest opanowanie podstawy programowej (ani nawet maksymalne wykorzystanie dostępnej informacji), lecz (względne) dostosowanie organizmu do warunków otoczenia. Przeniesienie podmiotu w warunki szkolne niczego nie zmienia. Nie ma sensu wskazywanie (i dyktowanie) jedynego schematu poznania, bo jest ich wiele – procesy (biologiczne i intencjonalne) na nie się składające zachodzą na ogół jednocześnie i się uzupełniają (rany, komu ja to tłumaczę), a wskazywanie odgórnych priorytetów w ich „wyborze” jest bez sensu, bo wyborów dokonujemy na ogół nieświadomie i instynktownie. Prawda, można pewnie pobawić się w sprawdzanie, który neuron w danej sytuacji odpalił pierwszy, w korze wzrokowej, słuchowej, węchowej, czy ruchowej, ale czy to jest sensowne, skoro te podziały są raczej arbitralne i nie mamy wpływu na kolejność bodźców płynących z otoczenia? Nikt nie będzie się przecież odrywał od czytania książki, by przyglądać się sztuce aktywizacji nauczyciela, próbującego do tego zachęcić. Czekam na analizę, krytykę i ewentualnie obiecane propagowanie. Może być bez danych osobowych, bo nie ja na to wpadłem.
A, i jeszcze przykład. Witam w dyskusji. Ok, skoro czepiamy się słów, to ja też się czepię. Mamy więc zestawienie „różnych rozumień” (zdań) i na szkoleniu nauczyciel, skonfrontowany z typową narracją, ma je sobie wykoncypować i, pańskim wzorem, dokonać syntezy (koniunkcji zdań)? Na czym ma ją oprzeć? Na słowie kołcza? Jeśli nawet przez chwilę się nad tym zastanowi (optymistyczne założenie) i wpadnie na pomysł pańskich „rozumień” i ich syntezy (a nie dowolny inny), skąd ma mieć pewność, że „mniemanie” nie jest fałszywe, urojone, uproszczone skoro jest jedynie (do)mniemaniem? Skoro owo mniemanie, nie ma być „paradygmatem” (to stanowczo za duże słowo do zestawienia z mniemaniem), to dlaczego będzie z niego rozliczany podczas hospitacji? I dlaczego ma mu podporządkować planowany proces edukacyjny? Bo czasem się sprawdza? Nie zdaje Pan sobie sprawy, że tak się dzieje? Zadowala Pana samosprawdzająca się przepowiednia, że jedyny stosowany model metodyczny, okazuje się skuteczny? Nie niepokoi to Pana? Szkodliwość mitów (może Pan to słowo definiować sobie wedle uznania) edukacyjnych polega nie tylko na tym, że są nieśmiertelnymi, często nieweryfikowalnymi opowiastkami, wpadającymi jednym i wypadającymi drugim uchem, albo szeroko dyskutowanymi zagadnieniami, co do których istnieje różnica uzasadnionych zdań – one realnie i literalnie wpływają na świadomość ludzi na nie eksponowanych. W najlepszym razie nie szkodzą fizycznie. Czasami działają. Podobnie jak modlitwy. Trzeba nam więc więcej piramidek i modlitw?
"Lepszy model? W zasadzie już go wyżej wspomniałem, " - wziąłem lupę, ale nawet wtedy nie znalazłem. :). Proszę mi pomóc i napisać, co to za model, bo nie zauważyłem w tym potoku słów.
UsuńNie sądzę by lupa była potrzebna – wystarczy brak niechęci. Oczywiście nie jest to model sensu stricte lecz opis omijający rafy piramidy doświadczeń, zgodny jak mi się wydaje z fizjologicznym wręcz mechanizmem percepcji bodźców i uczenia się, który biologowi nie powinien być obcy… No, cóż, bawmy się dalej, proszę szukać dwukropka.
OdpowiedzUsuńZ lupą to oczywiście był żart. Nie lupy trzeba lecz treści. Panu się tylko zdawało że coś przedstawił. Bo "Oczywiście nie jest to model sensu stricte lecz opis omijający rafy piramidy doświadczeń, zgodny jak mi się wydaje z fizjologicznym wręcz mechanizmem percepcji bodźców i uczenia się, który biologowi nie powinien być obcy… " Czy może Pan jeszcze raz (bez zaciemniających dygresji) przedstawić ten opis. Chciałbym się z nim na spokojnie i bez niechęci zapoznać a trudno mi wyłowić z tekstu. Ja go nie wiedzę, A Pan twierdzi że jest. To poproszę o pomoc.
UsuńNie pomogę, nudzi mnie pański "algorytm". A już myślałem, że wychodzimy na prostą...
UsuńSpodziewałem się, że Pan nie pomoże. To było takie „sprawdzam”. Trudno przypomnieć coś co nie istnieje. Napisał Pan „Lepszy model? W zasadzie już go wyżej wspomniałem,"
UsuńA wyżej jest taka treść „O, widzę właśnie, że potrzebował Pan kolejnych kilku godzin, by dostrzec wątek zasadniczy. Lepiej późno niż jutro. „Algorytm” tym razem nie zadziałał? To jak z piramidką – jedni się na coś takiego łapią, inni nie. Co my tu mamy… A, no tak. Obracanie kota ogonem. Jak ci się nie podoba anegdotka sprzed prawie ośmiu dekad, wymyśl sobie własną. Konsekwentne cedowanie dowodu bzdury na kwestionującego. Płaskoziemcy też czekają na dowód… Ale, tak serio, nie ma tu nawet słowa odniesienia do zastrzeżeń, konfrontacji z faktem (przepraszam, to jedynie(?) moja opinia), że postrzegania jako procesu nie daje się hierarchizować ani narzucać.” To jest cały opis modelu lub koncepcji teoretycznej/ Czy może jak u alchemików zaszyfrowane? Pustki nie wypełni Pan nieustanna paplaniną i dygresjami. W Pana wypowiedziach przebija postawa starego, autorytarnego belfra, który narzuca, komunikuje i nie znosi sprzeciwu. Nie może mi Pan, jako uczniowi, postawić jedynki, to jedynie serwuje najróżniejsze złośliwości im pomówienia. Słabe to. I od czasu do czasu warto jaki bełkot demaskować i nazywać po imieniu.
Od początku tej rozmowy widać, że nie ma Pan w niej nic do zaproponowania, poza udawaniem dyslektyka (pańska misterna analiza udowodniła, że ktoś inny nie udowodnił, co dostępne jest każdemu potrafiącemu czytać). Skrypt tej strony nie umożliwia stosowania kolorowych podkreśleń, a ja nie podejmę kolejnej gierki, słownej przepychanki, która ma odwrócić uwagę ewentualnych odbiorców od pustki w kwestii zasadniczej. Z uporem godnym lepszej sprawy, angażuje się pan w obronę (uwaga, oczywiście opinia) wątpliwych, wielokrotnie na przestrzeni lat zdyskredytowanych przez specjalistów „mniemań” i idei. Żadne z ich zastrzeżeń nie jest dla Pana warte uwagi. Czemu akurat w tym lokuje Pan swoje ambicje, mogę się jedynie domyślać, więc nie będę się na ten temat wypowiadał publicznie. Lepiej, i z pewnością z większym autorytetem, zrobili to Jakub Siwiecki i Michael Molenda, zastanawiając się nad popularnością tej nomen omen, piramidalnej bzdury.
UsuńJest Pan u siebie, nikt Panu niczego nie skasuje, może Pan sobie dalej ze swadą objaśniać truizmy, „sprawdzać”, „demaskować” i obrażać do woli – możliwe, że na pańskich studentów tak, na mnie taki gaslighting nie działa. Proszę jednak nie oczekiwać już odpowiedzi na posty niezawierające odniesienia/odpowiedzi na kwestie, które bezskutecznie tu podnoszę. Proszę użyć lupy, sztucznej inteligencji, lub dowolnej innej technologii czy techniki, którą uzna Pan za konieczną, albo też nadal zasłaniać się niedoskonałością „werbalizacji”.
Doceniam Pana zaangażowanie w demaskowanie mitów i edukacyjnego hochsztaplerstwa za pieniądze. Nie wszystkie kursy i szkolenia są wartościowe, tak jak nie wszystkie lekcje w szkole. Ale proponuję popracować nad strukturą i treścią wypowiedzi. Bo pozwoli to przemyśleć i dopracować wypowiedzi pisemne, korzystając z klasycznych wzorców retoryki czy sztuki prezentacji publicznych. W ten sposób stanie się Pan bardziej efektywny i oddzieli ziarno od plew w swoich wypowiedziach pisanych. Ceni Pan formę wykładu. Zatem warto nad jego formą i treścią popracować. Nigdy nie jest za późno a wcześniejsze błędy i nieporozumienia nie dyskwalifikują. Dodatkowo taka umiejętność z pewnością przyda się Panu w szkole, na lekcjach. Zatem wysiłek wart jest „świeczki”.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń