5.12.2025

A ten rozum to gdzie teraz jest?




Felieton ma to do siebie, że musi być krótki. Określona liczba znaków i ani jednego więcej. Bo wraca do poprawki i trzeba skracać. A ja nie lubię niczego wyrzucać, nawet słów z tekstu. Wyjściem jest zbudowanie dłuższego tekstu i opublikowanie na blogu. I tak umieszczam poszerzoną wersję felietonu dla VariArtu. Tematem była ewolucja nośnika. A o jakim nośniku może pomyśleć biolog? O informacji biologicznej i rozumie!

A ten rozum to gdzie jest? W sercu, mózgu czy w krzemowych obwodach? Kiedyś myślano, że rozum mieści się w sercu. Potem, że w mózgu. A niebawem pewnie odpowiemy, że rozum mieści się w AI (sztucznej inteligencji) czyli w krzemowych obwodach, gdzieś na dyskach i serwerach. Niczym z Lemowskiej opowieści z Cyberiady.

Pytanie o siedzibę rozumu to taka stara, dobra zagadka, która z każdą epoką staje się coraz bardziej złośliwa. Kiedyś sprawa była prosta: rozum, dusza, uczucia – wszystko to zgrabnie mieściło się w sercu. Było to i poetyckie, i wygodne. I nawet jeśli medycyna (naukowcy-biolodzy) dawno temu tę wersję z hukiem obalili, to w kulturze nadal uparcie trzymamy się tej sercowej lokalizacji. Mówimy, że serce nam pęka (i nie o zawał chodzi), że słuchamy głosu serca, a nie rozumu. Ach, to serce – ten niewinny, pompujący krew organ, który bezczelnie uzurpował sobie miano centrum myśli. W kulturze ten sercowy pogląd jeszcze rudymentarnie funkcjonuje. Potem dostrzeżono mózg z komórkami nerwowymi jako nośnik i siedlisko rozumu. Mózg łatwo zobaczyć, gorzej z rozumem. Jedynie zobaczyć możemy efekty jego działania. 

A teraz, gdy rozwijają się programy sztucznej inteligencji, to gdzie się mieści rozum? Coraz częściej można przeczytać, że AI mądrzeje a Homo sapiens głupieje. Najwyraźniej znowu rozum się przeprowadza. Tak jak w typowej symbiozie następuje integracja obu partnerów i upraszczanie struktury. Bo wszystkie funkcje wypełnia zintegrowana, symbiotyczna, całość. Elementy tej całości, w miarę usprawniania swojej funkcji i struktury, rezygnują z niektórych działań. Nawet ulegają pomniejszeniu. U człowieka od kilku tysięcy lat obserwujemy zmniejszanie się mózgu... I zaczęło się na długo przed pojawieniem się AI!

Ale wróćmy do zasadniczego wątku, poszukującego rozumu. Przyszło oświecenie i skalpel. Lokalizacja rozumu została przesunięta wyżej, z serca do mózgu. No i słusznie, bo mózg jest duży, pofałdowany i wygląda na zajętego. Komórki nerwowe, synapsy, impulsy – wszystko się zgadza. Mózg to nasza osobista „czarna skrzynka” rozumu. Łatwo go zobaczyć (na szczęście nie codziennie, bo lepien pracuje, gdy jest opakowany, w czaszce), trudniej zrozumieć, co w nim huczy. Widzimy jedynie efekty jego działania: dowcip, felieton, albo próby zapamiętania listy zakupów.

W tle niniejszych rozważań jest pytanie o informację biologiczną, z której wyewoluowała informacja kulturowa. Sens przystosowania ten sam – dostosowanie się do środowiska. Tylko nośnik inny, już nie białkowy lecz papirusowy, papierowy, kamienny, zapisany na taśmach magnetycznych itp.

Ewolucja biologiczna zaczęła się najprawdopodobniej na powierzchni ilastych osadów krzemionkowych, w podmorskich fumarolach. Był to świat RNA i jeszcze bezkomórkowy. Ale biologiczny, z białkami, enzymami, cukrami i lipidami. W uproszczeniu można by napisać, że życie zaczęło się od krzemu. Szybko jednak przeskoczyło na związki węgla. Życie jako procesy. Gdy powstały pierwsze komórki, zbudowane z białek, lipidów i zawierające RNA a potem i DNA, rozpoczęła się węglowa ewolucja życia a nośnikiem rozumu były związku węgla, oparte na białku. Powstały komórki nerwowe i moglibyśmy powiedzieć, że rozum rozwijał się na węglowym nośniku. Wiele setek milionów lat ewolucji układu nerwowego i powstanie ludzkiego mózgu. A potem Homo sapiens z dużym i myślącym mózgiem stał się nośnikiem rozumu. W trakcie rozwoju kultury nośnikiem rozumu stał się także zapisany i zadrukowany papier. Celuloza to także związki węgla. Jeszcze później nośnikiem dźwięków stały się płyty winylowe, nieco później taśmy magnetyczne. A potem płyty CD i twarde dyski. Tu już nośnikiem znowu stały się krzemowe obwody procesorów i twardych dysków. Siedliskiem i nośnikiem rozumu jest już nie tylko białkowy ludzki mózg lecz także papierowe książki, zgromadzone w bibliotece oraz sztuczna inteligencja, opowiadająca nam historie i udzielająca różnych, praktycznych odpowiedzi. Po ponad trzech miliardach lat informacja (którą w przenośni możemy nazwać rozumem) powróciła do krzemowego nośnika. Ale już mocno odmieniona.

W wieku XXI już nie powiemy, że rozum mieści się w sercu. Ale chyba i z mniejszą pewnością odpowiemy, że w mózgu. Bo przecież także i w telefonach komórkowych i serwerach, przetwarzających zadania sztucznej inteligencji. A my zwolnieni zostaniemy z codziennego obowiązku myślenia. Czy narząd nieużywany będzie zanikał? Na to wygląda. Bo po co organizm miałby utrzymywać tak kosztowny energetycznie organ, gdy życie społeczne znakomicie rekompensuje jego braki i mniejszą wielkość z mniejszą wydolnością przetwarzania i zapamiętywania danych?

Ale w wieku XXI, gdy serwery szumią głośniej niż ludzki żołądek, a w naszych kieszeniach nosimy potęgę obliczeniową, o jakiej Galileusz mógłby tylko pomarzyć i nawet pierwsze statki kosmiczne lądujące na Księżycu jej nie miały – pytanie o siedlisko rozumu znowu staje się palące i intrygująco aktualne. A ten rozum, to teraz gdzie on jest? Czy wciąż tylko w naszych szacownych, białkowych głowach? Ewolucja lubi żarty z odwróceniem akcji. Nasz nośnik rozumu przeszedł bowiem fascynującą, trzy-miliardowo-letnią pętlę.

Zacznijmy od początku, by lepiej zapamiętać i zrozumieć. Życie, to pierwotne, przedkomórkowe, prawdopodobnie wzięło swój start na krzemionkowych osadach. To była geologiczna kołyska, która umożliwiła powstanie pierwszych, bezkomórkowych struktur. Krzem! Nośnik informacji był na początku mineralny, a potem – pstryk! – ewolucja postawiła na węgiel.

I zaczęła się epopeja związków węgla: białka, lipidy, RNA, DNA. Węglowe klatki, które stały się komórkami nerwowymi. Przez setki milionów lat ten węglowy nośnik rozwijał się, aż w końcu, w naszym dużym, dumnym i samorefleksyjnym mózgu Homo sapiens, osiągnął (naszym zdaniem) swój szczyt. Ale ludzki rozum nie poprzestał na jednym nośniku. Stworzyliśmy kulturę, a wraz z nią – zewnętrzne dyski pamięci. Zapisane tabliczki, a potem zadrukowany papier. Celuloza to, oczywiście, też związki węgla. Nasz rozum wylał się z czaszki i osiadł na stronach książek. Biblioteki stały się nie tyle zbiorami papieru, co zewnętrznymi mózgami ludzkości.

I tu dochodzimy do paradoksu naszych czasów. Wszechobecny digitalizm sprawił, że informacja (którą w przenośni i coraz mniej przenośni, nazywamy rozumem) znowu powróciła do swojego pierwotnego, mineralnego brata. Winylowe rowki, taśmy magnetyczne, a potem CD i twarde dyski. Krzemowe obwody procesorów, krzemionkowa chmura serwerów. Po ponad trzech miliardach lat, od ilastych osadów po układy scalone, krzem znowu stał się głównym nośnikiem rozumowania.

W XXI wieku rozum jest zjawiskiem zbiorowym i rozproszonym. Mieści się nie tylko w naszym indywidualnym mózgu, czy nawet w konektywnie połączonym mózgu społecznym (współpracujących i kontaktujących się ze sobą ludzi), ale też w telefonie komórkowym, w serwerze, który oblicza trajektorie lotu, i w programach sztucznej inteligencji, która opowiada nam historie i udziela porad, gdy my sami przestajemy być pewni. To jest punkt, w którym zaczynam się niepokoić, a "kij w mrowisko" wbija się z pełną siłą, tym razem w samo nasze kulturowe serce.

Jeśli nasz rozum ma teraz siedzibę w chmurze, to co stanie się z naszym wewnętrznym, węglowym nośnikiem? Jesteśmy coraz chętniej zwalniani z obowiązku myślenia. Dlaczego mam pamiętać, skoro mogę sprawdzić? Dlaczego mam analizować, skoro AI przedstawi mi streszczenie? Biologia ma prostą zasadę: narząd nieużywany zanika. Czy czeka nas ewolucyjna równia pochyła ludzkiej rozumowej deprecjacji? Czy za kilkadziesiąt pokoleń, z dumnych myślicieli staniemy się biologicznymi interfejsami, podłączone do krzemowej nad-inteligencji? Nasze mózgi będą jedynie terminalami wyświetlającymi wyniki, a nie centrami ich generowania. Bo w symbiozie (tej biologicznej) tak już bywa, że nie wiadomo kto ważniejszy, czy to nasze, eukariotyczne komórki mają mitochondria czy też mitochondria mają swoje eukariotyczne farmy i domy do wygodnego życia?

Wizja powyższa jest i zabawna, i przerażająca. Oto Homo sapiens, który położył u stóp świata największe zdobycze myśli, dobrowolnie oddaje swój najcenniejszy organ w leasing cyfrowym kooperantom.

Kiedyś biblioteka publiczna była bezpiecznym, węglowym nośnikiem rozumu. Dziś jest ostatnią redutą linearnego, dogłębnego i weryfikowalnego myślenia. Pytanie brzmi: czy zdoła obronić nasz wewnętrzny rozum przed pokusą wiecznej cyfrowej amnezji i błogosławionego braku myślenia? Bo jeśli tak, to w przyszłości jedynym sposobem, by udowodnić, że wciąż jesteśmy inteligentni, będzie schowanie się przed siecią i cichutkie... czytanie książki. Albo niniejszego boga (jeśli zostanie wydrukowana jego książkowa, papierowa wersja)

Nasze mózgi stają się jedynie interfejsami do potężniejszego nośnika, jakim jest sieć. Prawdziwy "rozum" rezyduje dziś w centrach danych, a my tracimy zdolność do przechowywania i przetwarzania głębokiej wiedzy wewnętrznie.

Immanuel Kant mówił, że dwie rzeczy napełniają duszę podziwem: „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”. Dziś moglibyśmy dodać: wszechogarniająca cyfrowa chmura nade mną i to, co resztkami sił walczy o przetrwanie, czyli zanikający rozum we mnie. To jest ta walka o wewnętrzny nośnik, w której biblioteka publiczna pozostaje ostatnim, dumnym serwerem węgla. Albo nasza domowa biblioteczka lub publiczna półka bookrossingowa, ustawiona gdzieś na wiejskim, zapomnianym przystanku autobusowym.

Poszerzona wersja felietonu Kij w mrowisko" dla VariArtu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz