4.10.2024

Butelka wody z kranu

Kranówka w warszawskiej restauracji
(sierpień 2024, fot. Paweł Czachorowski).

Z tą butelką wody z kranu było tak. Wiele lat temu zdarzyło się w Australii tak, że w jednym miejscu było ujęcie wody. Pompowano ją do cystern i wożono do innego miasteczka, tam butelkowano ją i z powrotem przywożono także do tego miasteczka. Społeczeństwo australijskie zbuntowało się przeciwko takiemu niepotrzebnemu marnowaniu energii i bezsensownego wożenia wody tam i z powrotem. Przecież to zupełnie niepotrzebna emisja dwutlenku węgla do atmosfery. Wprowadzono zakaz sprzedaży wody w butelkach. Można przyjść z własną, nabrać ale nie kupować tej wożonej. Efekt jest taki, że zmniejszają emisje dwutlenku do węgla do atmosfery. Niby nic wielkiego a jednak. 

A teraz sytuacja  w Polsce, rok 2024. Na zdjęciu restauracja, a na stoliku woda w butelce z recyklingu. Butelka szklana jako opakowanie, najpewniej do wina. Opakowanie szklane jednorazowego użytku. Po wykorzystaniu trafiłaby na śmietnik lub w najlepszym razie do recyklingu szkła. Obrazek z Warszawy. Wczesnej taki widok znałem z Francji i Hiszpanii, na początek kelnerzy przynoszą wodę w butelce. Za darmo. Butelki przezroczyste, by było widać co jest w środku. Woda wodociągowa lekko schłodzona w lodówce. 

Po drugie woda wodociągowa nie jest wożona. Swoim stylem, życia swoją konsum, możemy wpływać na ilość emisji dwutlenku węgla dla atmosfery i w ten sposób możemy wpływać na zmniejszanie efektu cieplarnianego i rosnącej temperatury atmosfery na Ziemi. A tym samy mamy wpływ na ekstremalne powodzie i susze. 

Opowieść o butelce wody z kranu przygotowałem także dla Radia Olsztyn, w ramach felietonów Tłumaczymy świat. Była to opowieść o butelce z wodą z kranu. Jeden mały szczegół, za pomocą którego chcę pokazywać szersze i bardziej ogólne zasady funkcjonowania przyrody i naszą rolę w tych procesach.

A było to tak. W pewien wakacyjny upalny dzień poszliśmy do stosunkowo luksusowej restauracji w Opolu. Restauracja włoska, piękny i gustowny wystrój, miła i szybko działająca obsługa, znakomite dania. Przy sąsiednim stoliku siedziała grupa czterech osób, wśród których były osoby zagraniczne. Co najmniej jedna osoba mówiła po polsku.

W bogatej karcie dań, wśród napojów była i woda mineralna prosto z Italii. Klient przy wspomnianym już sąsiednim stoliku zażyczył sobie wody z kranu. Kelner wyjaśnił, że mają wodę specjalną w butelkach i nie podają wody z kranu. Jednak klient dopominał się wody z kranu. Kelner wyjaśniał, że czasami woda w Opolu bywa zanieczyszczona, pojawiają się bakterie Escherichia coli. I potem klienci mogą skarżyć restaurację o spowodowanie zatrucia. Restauracyjny gość jednak upierał się, że on chce wodę z kranu na swoją odpowiedzialność. Rozmowa trwała dość długo, kelner poprosił o pomoc jeszcze jedną osobę z obsługi, chyba kierownika sali. W końcu powiedział, że może podać taką wodę, ale tylko wtedy, gdy klient podpisze oświadczenie, że nie będzie miał żadnych roszczeń prawnych z tytułu spożycia wody z kranu w ich restauracji. Gość był konsekwentny i uparty, dopiął swego. Po kilkunastu minutach przyniesiono do stolika kartki z oświadczenie do podpisu dla każdego gościa przy tamtym stoliku.

Po długich targach. Konsument doprowadził do swojego. Dostał wodę z kranu. W duchu podziwiałem tego klienta, za konsekwencję i wytrwałość. Tak można zmieniać świat na lepsze.

Woda z kranu jest dobra, do rzadkich przypadków należą zanieczyszczenia. A jeśli coś się zdarzy od razu są przecież rozpowszechniane informacje. Od takich sporadycznych zanieczyszczeń nie jest wolna także woda butelkowana. Czy obsługa restauracji nie chciała podać wody z kranu w przesadnej trosce o zdrowie klienta czy raczej by skłonić do zakupu oferowanej w karcie wody w butelkach? W tej restauracji była woda w butelkach szklanych, przywożona prosto z Włoch, tak jak i wiele innych produktów. Transport wody na tak duże odległości to zużycie paliwa a wiec duży ślad węglowy. Być może trafiają się klienci, którzy szukają okazji do wyłudzenia odszkodowania. Gdzieś w gazecie wyczytają, że woda była skażona i od razu sądzą restauracje, w których być może tam coś mu się złego wydarzyło.

Siedząc przy stoliku obok troszeczkę się za wstydziliśmy. Dlaczego? Dlatego, że upór tego klienta doprowadził do czegoś ważnego. Dania smaczne, liczne produkty i wino przywożone z daleka, ale dla nich nie było miejscowego zamiennika. Ale woda? Spory ślad węglowy nawet. Nawet gałązki oliwne będące ozdobą stołu były przywiezione z daleka. Wody nie trzeba wozić. 

I sytuacja druga. Kilka tygodni później, Restauracja na warszawskiej Pradze. Z pozoru lokal gastronomiczny jakich wiele. To, co zwróciło naszą uwagę, to woda w butelkach z recyklingu (oczywiście umytych i bez etykiety), Kiedy żona spytała. Czy to jest woda z kranu, kelnerka była nieco zmieszana, czuła się zaatakowana. Zaczęła się tłumaczyć, że woda jest czysta, że oni sprawdzają, że filtrują etcetera. I że władze Warszawy starają się o to, by woda wodociągowa była podawana w lokalach gastronomicznych.

Najwyraźniej kelnerka spotykała się już wiele razy z klientami, który mieli pretensje do tego, że jest serwowana woda z kranu. Czyli nie są przyzwyczajeni do picia wody wodociągowej. Może nawet w domu piją wodę z butelek przynoszonych ze sklepu... Kiedy żona powiedziała, że bardzo się cieszy, że jest to woda z kranu i doceniamy takie zabiegi, to w tedy z kelnerki zeszło powietrze, przestała się czuć atakowana.

Dwie sytuacje, w jednej klient domaga się wody z kranu, przy dużym oporze restauracji, a w drugim restauracja w Warszawie wprowadza już wodę z kranu, co jest godne pochwały. I jak widać nie bez oporów społecznych. Jako społeczeństwo nie jesteśmy przyzwyczajeni do picia wody z kranu, mimo że robimy to w domu. To, co kupione, wydaje się ważniejsze i lepsze od tego co jest za darmo. Klient nasz pan, może zmienić nawyki restauracyjne.

Kiedy jako chłopiec wędrowałem przez wsie i opłotki, było rzeczą naturalną, że kiedy nam się chciało pić to wchodziliśmy do pierwszego lepszego gospodarstwa i piliśmy wodę ze studni z wiadra. Nikt nam dostępu do darmowej wody nie odmawiał. Czasami nawet przy studni był kubek.

Z późniejszych już wyjazdów Francji czy Hiszpanii, zapamiętałem właśnie wodę w butelce na stole. Na początek bezpłatna woda z kranu najczęściej z lodówki, lekko schłodzona. Podobnie jest w Grecji podobnie jest we Włoszech. Pamiętam jeszcze również swoją wyprawę do Rumunii. Studnia w szczerym polu, z wiaderkiem i kubeczek. Dla przechodnia i dla miejscowych.

Czy w czasach postępującego ocieplenia klimatu i coraz częstszych upałów jako społeczeństwo zachowany dostęp do bezpłatnej wody, czy też nawet woda będzie na sprzedaż? Drugim ważnym aspektem jest to, że przy preferowaniu wody w butelkach, wożonej dziesiątki lub setki kilometrów samochodami, po pierwsze zwiększamy niepotrzebnie emisje dwutlenku węgla do atmosfery. Po drugie produkujemy tony jednorazowych opakowań, które szybko lądują na śmietniku.

Masz wpływ na świat. Możesz w restauracji domagać się wody w kranu. A w podróż możesz także zabrać do butelki wodę ze swojego własnego kranu. Może to być specjalny bidon lub nawet butelka szklana z recyklingu. Zamiast wyrzucić butelkę po soku na śmietnik, wystarczy ją umyć i wielokrotnie wykorzystywać. A w domu może stać dzbanek z woda, to tego listek mięty i plasterek cytryny.

Smacznego.

Jeśli ja wchodzę do restauracji i widzę butelkę z wodą z kranu, to widzę troskę o środowisko. Czy ta restauracja mniej zarobi? Może nie sprzeda butelki piwa więcej, może nie sprzeda butelki wody mineralnej, przywiezionej gdzieś z daleka i o takich samych własnościach jak ta woda z kranu, ale zyska sympatię. I wtedy klient częściej tu wróci może więcej zamówi. Inny może zostawi tyle samo pieniędzy bo nie będzie oszczędzał zbytnio, gdy zobaczy troskę o środowisko. Restauracja to nie tylko dania, to nie tylko obsługa, ale to również wystrój wnętrza i to co restauracja mówi sama przez siebie: czy są tu dania lokalne i w jaki sposób kucharz i restauracja dba o środowisko dba o dobre samopoczucie klienta. Restauracja tymi małymi działaniami pokazuje wartości, którymi sie kieruje. A wartości maja znaczenie dla ludzi. 


Poszerzona wersja felietonu dla Radia Olsztyn. Podcast o butelce wody wyemitowany był 18 września 2024 r. Wszystkie moje felietony radiowe znajdziesz tu: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-stanislawa-czachorowskiego/01778309

2.10.2024

Hederyka - słodkowodna meduza, którą możecie spotkać w Polsce

Hederyka Rydera (Craspedacusta sowerbii), obok nartnik,  źródło fot

Zaczęło się od zdziwienia i zaciekawienia. A było to tak. Na pewnym portalu znalazłem artykuł o słodkowodnych stułbiopławach i meduzach w jeziorze. Ale najdziwniejsze było to, że były to same samce i że klonują się nie samice tylko samce. Trochę sprzeczne z tym, co wiedziałem o biologii i klonowaniu. Zazwyczaj spotykałem się z dzieworodnymi samicami. Mocno kusiło, by dowiedzieć się i sprawdzić czy to czasem nie jakiś fejk. Biologią interesuje się od ponad 50 lat (biorąc pod uwagę czasy szkolne). I ciągle mnie coś zaskakuje, zachwyca, zaciekawia.

Drugim zdziwieniem były słodkowodne meduzy. Z wód śródlądowych znam stułbię, meduzy to tylko w morzach, u nas na przykład chełbia modra. No ale to jakiś daleki kraj, to może coś takiego tam żyje w jeziorze? A trzecim zdziwieniem, gdy już trochę o tym gatunku poczytałem, było to, że gatunek tej meduzy słodkowodnej jest obecny i w Polsce! Nie pierwsze to moje takie zdziwienie. Kilkanaście lat temu, w czasie badań na Żuławach w czerpaku znalazłem krewetkę. Jak to, krewetka w rzece? Ktoś z akwarium wypuścił lub jakiś gatunek inwazyjny? Okazało się, że słodkowodne krewetki żyją u nas np. w Martwej Wiśle i to od bardzo dawna.

Ciekawość jest pierwszym stopniem do wiedzy. Bo bardzo motywuje do uczenia się i poznawania. Tak i ja nie tylko przeczytałem wspomniany artykuł lecz zacząłem szukać w innych źródłach dodatkowych informacji o tej słodkowodnej meduzie zwanej hederyką Rydera (Craspedacusta sowerbii).

Dowiedziałem się, bo chciałem się dowiedzieć, więcej o gatunku. A zaczęło się od zadziwienia, że klonują się samce. Jak gatunek przetrwa skoro są same samce? I jak się rozmnaża?  Meduzy to element rozmnażania płciowego i występują u stułbiopławów. Są fazą cyklu życiowego, w której wytwarzane są gamety. Po zapłodnieniu powstają planktoniczne larwy – planule. Potrzebne są dwie płcie, samce i samice (chyba, że akurat dane zwierzę jest obojnakiem). Najwyraźniej ten gatunek stułbiopława rozmnaża się wegetatywnie w stadium polipa, tak jak nasza słodkowodna stułbia, powszechna w naszych wodach, jeziorach, stawach i rzekach.

Najwyraźniej w opisywanym przypadku słodkowodnej meduzy, zawleczony został pojedynczy osobnik i zaczął się rozmnażać bezpłciowo. Ale po co w takim razie ten zbędny wysiłek w bezowocną próbę rozmnazania płciowego i wytwarzanie samców, skoro nie daje to żadnych rezultatów prokreacyjnych? Jaki jest w tym sens ewolucyjny i ekologiczny?

Rozmnażanie płciowe zwiększa różnorodność genetyczną w populacji, dlatego tak powszechnie występuje w świecie żywym. Ale u gatunków kolonizujących nowe siedliska czasami skuteczniejsze są obojnaki – bo dowolnie spotkane dwa osobniki mogą się wymienić gametami. Jeszcze skuteczniejsze są dzieworodne samice, bo wystarczy jeden osobnik. Partenogeneza jest dość często spotykana. Oczywiście skuteczne jest także każde rozmnażanie bezpłciowe, bo może to uskuteczniać nawet jeden osobnik.

Najwyraźniej w przypadku hederyki Rydera do jezior zawleczony został przypadkiem akurat samiec (w stadium polipa lub planuli). Zaczął się rozmnażać wegetatywnie i wchodził w normalną fazę płciową z meduzami. Ale te samce nie miały szansy spotkać samic w nowym środowisku. Taki bywa los pojedynczych kolonizatorów.

Stadium wolnopływającej meduzy to dodatkowa okazja do wędrówki i rozprzestrzeniania się. Ważna zwłaszcza dla zwierząt osiadłych. Jakkolwiek nasza stułbia także może się przemieszczać „na piechotę”, to są to niewielkie odległości. W oceanach pływanie w toni wodnej umożliwia dalekie przemieszczanie się i kolonizowanie nowych miejsc. Dodatkowo planktoniczna planula (larwa, więcej szczegółów dalej) może wraz z prądami morskimi rozprzestrzeniać się na dalekie odległości. Środowisko ciągle się zmienia i tkwienie w jednym miejscu (nawet najlepszym) prędzej czy później kończy się klęską.

W wodach śródlądowych przestrzeni jest mniej. A zwłaszcza w płynących rzekach niebezpiecznie jest pływać jak plankton, bo nurt wody znosi do morza. Wiele różnych zwierząt, wraz z kolonizacją wód śródlądowych, pozbyło się stadiów planktonicznych. Na przykład nasze raki (skorupiaki, dziesięcionogi) mają rozwój prosty. Z jaja wylęga się od razu mały raczek. Ale ich morscy kuzyni mają wolnopływające stadia larwalne (żywik). I w tym stadium mogą odbywać dalekie wędrówki i osiedlać się w nowych obszarach. Podobne zmiany w cyklu życiowym obserwujemy u słodkowodnych skąposzczetów.

A czy kiedykolwiek droga Czytelniczko i szanowny Czytelniku zastanawialiście się dlaczego słodkowodna stułbia nie ma stadium meduzy? Tak jak na przykład morska chełbia modra? Hederyka Rydera najpewniej jest na początku swoich ewolucyjnych zmian. To efekt bardzo niedawnej kolonizacji wód słodkich. Tworzenie samców meduz to bezsensowny i niepotrzebny wysiłek reprodukcyjny. Możliwe, że selekcja naturalna prędzej czy później wyeliminuje tę fazę rozwoju. Zostaną same polipy, tak jak u naszej stułbi (chyba, że w końcu doczekają się zawleczenia do tych zbiorników także i osobników żeńskich). Mamy więc okazję przyłapać ewolucję na gorącym uczynku. I zastanowić się nad najlepszymi cechami dla gatunków -kolonistów. Dlaczego właśnie one odnoszą sukces w czasie kolonizacji i dyspersji?

Czego dowiedziałem się o opisywanej, słodkowodnej meduzie?  Hederyka Rydera (Craspedacusta sowerbii) to słodkowodny gatunek stułbiopława. Jak u większości stułbiopławów występuje w dwóch postaciach: polipa i meduzy (nie licząc planuli – jeszcze jednej fazy w cyklu życiowym). Polipy rozmnażają się wegetatywnie (bezpłciowo) przez pączkowanie. Meduzy są faza płciową i wytwarzane są przez polipy. Jak przystało na fazę płciową, meduzy wytwarzają gamety, żeńskie i męskie. A skoro są rozdzielnopłciowe, to męskie meduzy wytwarzają męskie gamety, a żeńskie meduzy wytwarzają żeńskie gamety. Po zapłodnieniu powstaje planula, faza w cyklu życiowym, prowadzącą planktoniczny tryb życia. Planule osiadają na podłożu i zmieniają się w polipy.

Planula jest orzęsioną, wolno pływającą, planktoniczną (bo małe rozmiary umożliwiają niewielki aktywny ruch – ważniejsze jest unoszenie przez prądy wody) larwą charakterystyczną dla  wszystkich parzydełkowców (Cnidaria), jednak głównie znana jest u stułbiopławów (Hydrozoa). Planula powstaje z gastruli. Jest niewielka i ma długość ok. 0,2–0,3 mm, więc nie zobaczymy jej gołym okiem. Planula ma kształt podłużny, owalny i lekko spłaszczony.  Ma ciało dwuwarstwowe, złożone z orzęsionej ektodermy i wewnętrznej entodermy. Jej gastrocel jest pusty lub wypełniony komórkami łączącymi się z gastrodermą. Czyli jest zwierzęciem wielokomórkowym, dwuwarstwowym z zalążkiem trzeciej warstwy w postaci bezkomórkowego hydrożelu. W pewnym sensie ta część środkowa i nie-komórkowa jest pierwszym ewolucyjnie szkieletem  zwierząt wielokomórkowych.

Orzęsiona planula (taki niby wielokomórkowy pantofelek) porusza się obracając się spiralnie wokół własnej osi za pomocą zsynchronizowanych ruchów rzęsek. Skoro się aktywnie porusza to ma przednią i tylna część ciała. Bardziej zaawansowane ewolucyjnie wielokomórkowce mają już głowę. U planuli wyróżnia się  biegun aboralny, skierowanym do przodu (odpowiednik części głowowej, a że nie jest to głowa to trzeba było jakoś tę część nazwać, stąd biegun aboralny).

Planula żywi się zapasami żółtka (prezent od rodziców), albo jak u większości koralowców i krążkopławów odżywia się planktonem. Można przypuszczać, że tak mniej więcej wyglądały pierwsze zwierzęta wielokomórkowe. Planula żyje krótko, zaledwie kilku godzin lub kilka dni. Osiada na podłożu i przekształca się w polipa. W jakimś sensie można uznać to za rekapitulację filogenezy. Przodkowie pewnie w fazie „planuli” żyli znacznie dłużej. Przejście w fazę osiadłego polipa było dla tych zwierząt ważnym krokiem ewolucyjnym. Zapewne hederyka dostała się do nowych zbiorników właśnie w fazie planuli. Zawleczona przypadkowo. Obecnie u stułbiopławów  planule pełnią rolę fazy dyspersyjnej.

I jeszcze jedna mała ewolucyjna dygresja. Ewolucyjny wynalazek trzeciej warstwy komórek jest późniejszy i dał dużo większe możliwości organizmom wielokomórkowym. Bezkomórkowa substancja usztywniająca u stułbiopławów nie daje możliwości budowania zróżnicowanych tkanek, a wiec ogranicza złożoność budowy. Jest postnym rozwiązaniem, co widać u poruszających się meduz, ale ogranicza dalszy ewolucyjny rozwój.

Hederyka jest meduzą pochodząca z Azji. W artykule z 2021 roku Luskow i Pakhomow, napisali, że znalazła się w Europie w połowie XIX w., najpewniej zawleczona razem z roślinami wodnymi, sprowadzanymi do ogrodów botanicznych we Francji i Wielkiej Brytanii. Na roślinie mogły znajdować się polipy. Hederykę stwierdzono także w Australii i Afryce. W ostatnich latach jej obecność stwierdzana jest częściej. Albo jesteśmy bardziej uważni, albo gatunek ten po zadomowieniu się zwiększa swoją liczebność.

Występuje także w Polsce. Pan Artur Białosiewicz napisał, że w czasie gdy współpracował z czasopismem Nasze Akwarium, nawiązał kontakt z ludźmi, którzy amatorsko nurkowali i spotykali te meduzy w Polsce. Podjechał tam pod koniec lat 90 lub w samym początku XXI wiek, i zrobił kilka  zdjęć. Z tego co pamięta, to meduzy miały wielkość tak między moneta 2 zł a 5 zł. a nurkowie mówili, że wczesnym latem było ich tyle, że aż wpływały na widoczność w wodzie w czasie nurkowania. I parzyły trochę mniej niż pokrzywa. Wspominali także, że nie występują masowo co roku - obserwowali je może z 5 lat i taki wysyp był chyba drugi raz.

Hederyka w Posce, rok 2002, for. Artur Białosiewicz


Źródła:

1.10.2024

Meandry edukacji - od nauczyciela do edukatora i projekczyciela

Zdjęcie z muzeum, dawny sekretarzyk do pracy biurowej, kałamarz z atramentem, obsadka, liczydło i inne dawne przybory pisarsko-edukacyjne. Sporo wody upłynęło a czy w edukacji coś się zmieniło? Co i dlaczego się zmieniło?

Październik to czas uroczystych inauguracji roku akademickiego. Poza tymi uroczystymi, w murach mojej uczelni, rok akademicki rozpoczynam między innymi na konferencji edukacyjnej. To w pewnym sensie symbol tego, co dzieje się w dydaktyce i na uniwersytetach. Jedna wielka i głęboka rewolucja. Choć przebiega z pozoru powoli i niezauważenie, to się dzieje powszechnie. Niczym rzeka drążąca meandry w dolinie. Ta cicha woda rzeczywiście brzegi rwie. I nie tylko w czasie powodzi lecz na co dzień. 

Ja tymczasem jadę do Warszawy na konferencję Inspiracje 2024, spotkać się przede wszystkim z nauczycielami i edukatorami. Samemu podzielić się refleksjami i posłuchać przemyśleń i relacji z doświadczeń innych. Będą także nieliczni przedstawiciele środowiska akademickiego. Szczegółowy program konferencji znajduje się tu: link do strony konferencji. Niżej przedstawiam streszczenie mojego krótkiego referatu.

Ukończyłem Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Olsztynie. Na studiach się nie obijałem i w konsekwencji byłem dobrze przygotowany do zawodu nauczycielskiego. To było prawie 40 lat temu. Potem, przez wszystkie lata na uczelni, cały czas się dokształcałem w zakresie dydaktyki. Uczestniczyłem w różnych szkoleniach, czytałem książki i artykuły, bywałem na konferencjach, eksperymentowałem i dzieliłem się refleksjami.  Czyli cały czas aktywnie uzupełniałem swoją pedagogiczną wiedzę, wyniesioną ze studiów nauczycielskich. A mimo to czuję się bezradny wobec współczesnych wyzwań edukacyjnych. Niczym człowiek po udarze uczę się ponownie stawiać kroki i na nowo chodzić. Dlaczego? Bo zasadniczo zmienił się krajobraz edukacyjny i społeczny a dawne odpowiedzi na ważne pytania są dzisiaj nieaktualne. Moja bezradność jest nie wynikiem osobistych i zawodowych zaniedbań lecz jest efektem zmian cywilizacyjnych.

Jest wielu nauczycieli i wiele uczącej się młodzieży, jednakże w pojedynczych placówkach jest niewielu nauczycieli i uczniów. Edukacja (szkoła) jest rozproszona. W tym krajobrazie edukacyjnym są szkoły - wyspy dobrych zmian. Niczym krowie placki na łące. Może i dla niektórych brzydko pachną lecz tam buzuje intensywne życie i zachodzą ważne przemiany. Ale to właśnie na takim obiekcie powstała ważna ekologiczna koncepcja metapolulacji, lepiej opisująca procesy ewolucyjne i populacyjne. Skoro mogli ekolodzy to może analogicznie coś nowego i teoretycznie ważnego wykoncypują nauki pedagogiczne i społeczne z tego heterogennego krajobrazu rozproszonych wysp aktywności? Przyjrzyjmy się zatem bardziej ekosystemowi edukacji, który jest niczym łąka z wyspowo rozmieszczonymi siedliskami, w których coś ważnego się dzieje. Zmiany dokonują się w miejscach rozproszonych i w dużym stopniu izolowanych od siebie. Ale, tak jak w przypadku metapopulacji, połączone są ze sobą migrującymi ideami i pomysłami. Tak jak na spotkaniach w ramach Inspiracji.

Edukacja wyszła i coraz bardziej wychodzi poza mury szkoły. Dzieje się na piknikach naukowych, w centrach nauki, muzeach, na czasowych wystawach w domach kultury, w projektach z udziałem podmiotów nieszkolnych, w wydawnictwach, różnych przedsięwzięciach internetowych. Jeśli nauczyciel uczy w szkole, to w obecnej sytuacji lepiej mówić o edukatorze czy projekczycielu czyli projektancie środowiska edukacyjnego.

Wielu z nas uczy… w fundacjach, projektach, wydawnictwach, na onlinach,  itp. Nawet ostatnie odejścia nauczycieli ze szkoły nie oznaczają ich odejścia z edukacji. Zamiast nauczać coraz bardziej projektujemy środowisko do uczenia się, i to online, w centrach nauki, korepetycjach itp. Zmienia się także podejście teoretyczne. Do tradycyjnego nauczyciela bardziej pasuje behawioryzm. Do edukatora i projekczyciela – konstruktywizm i konektywizm.

W swoich pedagogicznych metamorfozach zaakceptowałem swoje błędy i to, że muszę się uczyć dydaktyki od nowa. Uczę się poruszać w rzeczywistości internetowej i rzeczywistości z telefonami komórkowymi z dostępem do sztucznej inteligencji. Czasami prowadzę zajęcia dla uczniów z różnych szkół (podstawowych, średnich), także z dorosłymi (uniwersytety trzeciego wieku, plenerowe spotkania rodzinne). Współpracuję z nauczycielami i edukatorami w pisaniu podręczników, poradników metodycznych dla nauczycieli, pokazach organizowanych dla szkół w ramach festiwali nauki i dedykowanych projektów, przybliżających do siebie uniwersytet i szkołę, opracowywaniu wystaw w centrach nauki itp. Niby jest to edukacja pozaformalna. Pora jednak zmienić i tę terminologię. Niczym w dawnych czasach za wychowanie jednego dziecka odpowiedzialna jest cała wioska. Współcześnie tą wioską jest całe społeczeństwo z różnymi instytucjami. Dydaktyki akademickiej uczę się w dużym stopniu od… nauczycieli ze szkół podstawowych i średnich. Niby paradoks. Ale to tu szybciej pojawili się ludzie eksperymentujący i odważnie zmieniający szkołę i edukację. Teraz powstają podobne grupy w środowisku akademickim. Ale nigdy nie powinniśmy się izolować, bo edukacja jest wspólna i bazuje na tych samych procesach, zachodzących w mózgu jak i w społeczeństwie.

Nauczyciel, a w zasadzie edukator (projekczyciel), to wolny zawód a nie pracownik w szkole (niczym w fabryce).  Edukacja jest w kryzysie bo dawne odpowiedzi (wzorce) nijak nie pasują do obecnej rzeczywistości. Trzeba coś zmienić. I ta zmiana zachodzi. Swoista metamorfoza (to znowu moje biologiczne porównanie do metamorfozy u owadów). W stadium poczwarki ciało larwy się rozpada, można by sądzić, że następuje totalna katastrofa. Zachowują się tylko niewielkie zgrupowania komórek, które na nowo organizują cały organizm. Powstaje imago, owad doskonały - organizm  inaczej wyglądający i mogący żyć w zupełnie innym środowisku. Liczę, że na Inspiracjach poznam kolejne wyspy aktywności i kolejnych nauczycieli oraz edukatorów, zmieniających system edukacji tu i teraz. Jako liderów i swoiste "komórki macierzyste" całego krajobrazu edukacyjnego. 

W krajobrazie edukacyjnym zachodzi taka właśnie głęboka zmiana. Niczym na łące w izolowanych siedliskach, w jednych szybciej, w innych wolniej. Być może powstaje lepsza teoria opisująca tę edukacyjną rzeczywistość (tak jak niegdyś teoria metapopulacji w ekologii). Taka piękna katastrofa nie może zostać zmarnowana.