18.12.2025

O zaparzaniu herbaty i odzyskiwaniu czasu


Studencki projekt Eko Kalendarza Adwentowego z pozoru składa się z małych, niemal banalnych kroków. Kolejne okienka z zadaniami mogą wydawać się jedynie listą codziennych obowiązków ubranych w zielone barwy. Jednak za tymi prostymi, łatwymi do zrealizowania wyzwaniami kryje się treść znacznie głębsza – manifest świadomego istnienia w świecie, który o tej świadomości zdaje się zapominać.

Weźmy za przykład wczorajsze zadanie: parzenie herbaty. Przed nami staje wybór, który jest mikrokosmosem naszych współczesnych dylematów. Z jednej strony jednorazowa saszetka – szybka, łatwa, wygodna. Z drugiej – herbata liściasta celebrowana w czajniczku. Wybór tej pierwszej to zgoda na pośpiech, który niesie ze sobą niewidzialny koszt: miliardy cząsteczek mikroplastiku uwalnianych do środowiska i wprost do naszego organizmu. Wybór tej drugiej wymaga czasu, lepszej jakości liści i cierpliwości. Nagrodą jest jednak głębia smaku i czystość sumienia. Dłużej celebrujemy posiłek, jemy także oczami i szybciej sie nasycimy mniejsza ilością pokarmu. Co zważywszy na chorobliwy brak ruchu ma duże znaczenie dla naszego zdrowia. To nie jest strata 3-5 minut, to inwestycja we własne zdrowie i szeroko rozumiany dobrostan.

W tym miejscu rodzi się pytanie natury niemal egzystencjalnej: czy naprawdę szkoda nam na to czasu? A parzenie herbaty w jednorazowych saszetkach jest tylko drobnym przykładem.

Żyjemy w erze optymalizacji. Mamy samochody, którymi szybciej przemieszczamy się między domem a pracą i szybciej docieramy na różne spotkania. Na drogach często przekraczamy dozwolona prędkość, bo chcemy szybciej dojechać i "wyrwać" kolejne 5 minut. Mamy komputery i sztuczną inteligencję, dzięki którym maile i teksty piszą się niemal same. Znowu szybciej i znowu zaoszczędzone kilkanaście minut w ciągu dnia. Otaczamy się armią urządzeń, których jedynym celem jest oszczędzanie naszego wysiłku fizycznego i naszych minut i godzin. I co robimy z tym zaoszczędzonym czasem? Czy stajemy się dzięki niemu szczęśliwsi, czy jedynie szybciej biegniemy w stronę kolejnych zadań? Czy zaoszczędzone kalorie na wysiłku fizycznym (np. jadąc winda a nie wchodząc samodzielnie po schodach) potem spalamy na siłowni, basenie czy fitnessie? Co zrobimy z zaoszczędzonymi na parzeniu herbaty czy kawy minutami? Przeznaczamy na rozmowy z innymi ludźmi, na cieszenie się życiem i delektowanie się smakiem nie tylko posiłku? 

Wybór herbaty liściastej to także akt buntu przeciwko dyktaturze wiecznego pośpiechu. Kiedy parzę ją w czajniczku, godzę się na to, że proces potrwa dłużej. Godzę się na rytuał zmywania naczyń (znowu ze dwie minuty i moje czynności manualne). Ale w zamian odzyskuję prawo do celebracji. Pijąc z pięknej filiżanki, smakuję napar nie tylko kubkami smakowymi, ale i wzrokiem. Wydłużając moment posiłku, sycę się mniejszą ilością pożywienia, dając organizmowi czas na odczucie wdzięczności. To prosta droga do zdrowia, o której często zapominamy w biegu po „szybką energię”.

Spójrzcie na to małe, metalowe i chyba posrebrzane urządzonko obok mojej filiżanki. To staroć, przedmiot z duszą, jakich dziś niemal się nie produkuje. To sitko do wyłapywania fusów od herbaty. Bo jak się zaparza w czajniczku, bo fusy przez dziubek czajniczka wraz z wypluwającą herbatą trafiają do filiżanki. A wtedy można podstawić pod dziubek właśnie takie sitko i wyłowić wszystkie potencjalne farfocle, psujące efekt estetyczny. I można odstawić na stół. Nic nie kapie, nie przecieka, bo pod spodem jest pojemniczek na skapująca z fusów herbatę. Estetyczne i bardzo funkcjonalne. Obecność takich przedmiotów w naszej codzienności przypomina nam, że świat nie musi być jednorazowy. Że piękno i użyteczność mogą trwać dziesięciolecia, nie stając się odpadem po zaledwie trzech minutach parzenia. To retro sitko kupiłem w małym sklepiku z antykami, wydłużyłem życie jeszcze jednego przedmiotu. Solidna robota umożliwia użytkowanie przez wiele lat. 

Moje codzienne wybory – chodzenie pieszo, podróże pociągiem, kupowanie chleba w całym bochenku, by samodzielnie go ukroić – to nie są wyrzeczenia. To poszukiwanie jakości. To zrozumienie, że rozwój zrównoważony nie jest jedynie nauką o ochronie przyrody, ale filozofią szacunku do siebie i otoczenia.

Zaparzenie herbaty liściastej to mały krok. Może nawet maleńki w skali globalnych problemów klimatycznych i antropogenicznego przekształcenia środowiska. Mikroplastik nie bierze się w oceanach tylko z tych małych, herbacianych saszetek. Ale to właśnie z takich drobinek buduje się nową wrażliwość i rozumienie zachodzących procesów. Wybierając trwały zaparzacz zamiast plastikowej saszetki, wybieramy życie piękniejsze, zdrowsze i bardziej ludzkie. Zmieniamy stan planety, zaczynając od temperatury własnego kubka i spokoju we własnym sercu. I inwestycji w czas cieszenia się drobiazgami w naszym życiu.

Drodzy współstudenci (bo wszyscy uczymy się przez całe życia!), wiem, że w świecie zdominowanym przez terminy, kolokwia i nieustanne powiadomienia, propozycja „wolniejszego” parzenia herbaty może brzmieć jak luksus, na który nas nie stać. Ale spójrzcie na to inaczej: ten czas i tak upłynie. Możemy go stracić na bezmyślne scrollowanie telefonu w oczekiwaniu, aż zagotuje się woda, albo możemy go odzyskać, czyniąc z parzenia liści własną wyspę spokoju. Zachęcam Was – znajdźcie swój własny „rytuał uważności”. Niech to będzie te pięć minut z ulubioną filiżanką nad ranem po nocy spędzonej nad notatkami. To nie jest strata czasu, to inwestycja w Wasz dobrostan i higienę umysłu. Kiedy wybieracie herbatę liściastą, nie tylko chronicie swoje ciało przed mikroplastikiem, ale dajecie sobie sygnał: Jestem ważny, moje otoczenie jest ważne, a jakość mojego życia nie mierzy się szybkością, z jaką odhaczam kolejne zadania. Spróbujcie choć raz. Jeden mały krok w czasie adwentu. 24 dni, 24 małe kroki. I nie poddawaj sie, gdy się jednego czy kolejnego dnia zapomniało i nie udało. Każdego dnia mozna wrócić do tych małych wyzwań. 

Dlaczego warto zrezygnować z saszetek?

1. Mikroplastiku gołym okiem nie widać. Wiele osób żyje w przekonaniu, że torebka herbaty to po prostu papier. Niestety, wiele z nich (szczególnie te typu „piramidki”) wykonanych jest z nylonu lub PET. Z badań wynika, że podczas parzenia jednej takiej torebki w temperaturze 95°C do naparu może przedostać się nawet 11,6 miliarda cząsteczek mikroplastiku.

2. Jakość naparu. W saszetkach często znajduje się tzw. „pył herbaciany” (fannings), czyli najniższa jakościowo frakcja liści. Herbata liściasta to całe, pełnowartościowe liście, które mają przestrzeń, by się rozwinąć i oddać pełnię aromatu oraz właściwości zdrowotnych (antyoksydantów).

3. Zero Waste i kompostowanie. Klasyczna torebka herbaciana często zawiera polipropylen (jako spoiwo), przez co nie rozkłada się całkowicie w kompostowniku. Liście herbaty to czysta natura – po zaparzeniu idealnie nadają się jako nawóz do kwiatów doniczkowych. Mały kompostownik można zrobić u siebie w domu lub wykorzystać kwiaty doniczkowe. Bardziej zaangażowani mogą założyć insektarium z prosionkami. Są znacznie wygodniejsze w domu niż dżdżownice. A przerobią na humus nie tylko fusy od herbaty. I będzie co obserwować bez zużycia prądu i gapienia się w urządzenie reklamowe. Prosionki za każdym razem sympatyczną "wykręcą rolkę".

I na koniec aspekt ekonomiczny. Liściasta herbata często wychodzi taniej w przeliczeniu na filiżankę, bo można ją parzyć kilkakrotnie (szczególnie zieloną czy białą).

#EkoAdwent

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz